35 y/o
For good luck!
170 cm
detektyw ☘️ w wydziale IGGTF
Awatar użytkownika
„W święta nawet najbardziej zagubieni chcą wierzyć, że nie są sami.” - Listy do M.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Skrzyżowała ręce na piersi i przyglądała mu się przez chwilę, nic nie mówiąc. Dopiero gdy odwrócił się w stronę regału z napojami, odezwała się z udawaną niewinnością:
— Nie musisz być taki niemiły.
Nie czekała na jego odpowiedź. Odeszła kilka kroków dalej, zostawiając go w spokoju, ale na tyle blisko, by móc go nadal obserwować. Udawała, że zastanawia się nad wyborem napoju. Przechylała puszki, czytała etykiety, robiła to z przesadną dokładnością. Zajęła miejsce przy regale naprzeciwko kasy. Z tej perspektywy mogła obserwować Jacoba i jednocześnie miała widok na drzwi wejściowe.
Kiedy dzwonek nad drzwiami zadźwięczał po raz drugi, jej wzrok powędrował w tamtą stronę. Blondynka, która weszła, wyglądała jak z katalogu — niewysoka, ale z szerokimi biodrami i obfitym biustem, podkreślonym obcisłym topem. Włosy w kolorze platyny chowała pod czapką z daszkiem. Mickey zmrużyła oczy. Coś w jej sposobie chodzenia, w spojrzeniu, które przesunęło się po sali, nie pasowało. Na dodatek odnosiła wrażenie, że już ją wcześniej widziała w pobliżu stacji benzynowej. Wiedziona intuicją wstała i ruszyła w jej stronę, nie zwracając na siebie uwagi. Zauważyła, że kobieta patrzy na Jacoba i powtarza się to kilkukrotnie. Podeszła bliżej w oczekiwaniu na najlepszy moment, aby wejść jej w paradę.
— Hej, coś ci upadło — rzuciła tonem, który zabrzmiał bardziej jak polecenie niż uprzejme ostrzeżenie. Blondynka spojrzała w bok, zaskoczona i trochę zdezorientowana. To był moment. Mickey złapała ją stanowczo za rękę, wykręcając ją i mocno pchając w stronę drzwi prowadzących do toalety. Dla potencjalnego obserwatora wszystko działo się na tyle szybko, aby nie dostrzec niczego poza tym, że dwie kobiety znikają za drzwiami. Akurat Jacob mógł ze swojego miejsca dostrzec jedynie blond włosy i plecy swojej fanki.
Stacja benzynowa opustoszała, a jedynym słyszalnym dźwiękiem była irytująca muzyczka z głośniczków.



Jacob Brown
ObrazekObrazekObrazek
mavielous
ą zamiast om, gdy mowa o liczbie mnogiej
34 y/o
CHRISTMASSY
180 cm
pracownik stacji benzynowej Petro-Canada & Car Wash
Awatar użytkownika
There is, however, one teeny-tiny Christmas tradition I find quite meaningful... Mistletoe. Now pucker up and kiss it, Whoville! Boi-yoi-yoi-yoing!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiŻ
typ narracji3os
czas narracjiPrzeszly
postać
autor

Możliwość oddalenia się od wkurzającej klientki pod jakimkolwiek pretekstem, była nieopisanym zbawieniem. Jake wciąż pozostawał spięty i mimo wszystko jego uwaga w jakimś stopniu była zwrócona na nią - nie ufał jej, wzbudzała dyskomfort i to drażniące uczucie znajdowania się o krok od niebezpieczeństwa. Była podejrzana, a minione trzy dni myślenia o niej zbyt dużo tylko go w tym utwierdziły.
Obsłużył starszego kierowcę, wymieniając z nim bardzo grzecznościowe kilka słów o pogodzie i wzrastających cenach paliwa. Nabił produkty do rachunku, dopytał o kartę na punkty (i zrobił to, patrząc w kierunku denerwującej nieznajomej może nawet zbyt intencjonalnie, zauważając w tym momencie, że to nie w jego kierunku patrzyła), skasował, wydał rachunek, pożegnał uprzejmymi słowami i uśmiechem.
Los chciał, że jak tylko odprowadził klienta wzrokiem do drzwi wejściowych, wrócił spojrzeniem do swojej zmory dnia dzisiejszego. Zrobił to akurat w momencie, żeby zauważyć, jak znika razem z blondynką w czapce za drzwiami łazienki. Włoski na karku zjeżyły się nieprzyjemnie, jak całe ciało ogarnęło to bardzo typowe wrażenie towarzyszące kłopotom. Może i w innej sytuacji nie zareagowałby, bo kobiety mają w zwyczaju chodzić do łazienek stadami, ale coś w postawie obydwóch kobiet wzbudziło jego podejrzenia i niepokój.
Tym bardziej, że ta blondynka przez moment wydała mu się za bardzo znajoma.
Nie przemyślał sytuacji, zadziałał irracjonalnie impulsywnie, czując jak panika miesza się z gniewem. Szybkim krokiem, wręcz biegnąc, zbliżył się do drzwi i bez grzecznościowego pukania, po prostu je otworzył. Nie wiedział, czego miałby się spodziewać, ale widok blondynki przyciskanej do ściany, wyraźnie walczącej o uwolnienie wykręconej ręki, nie przywodził na myśl przyjaznej pogadanki.
- Hej, co robisz?! Zostaw ją! - Nie wiedział też jak w takich sytuacjach działać, natknął się na coś, co na chwilę całkowicie go zamroczyło. Nie wiedział co robi, tak ekstremalny poziom stresu, w jakim się znalazł, wyłączył rozumowanie i poddał ciało instynktom. Nie myślał, po prostu działał, jakby był to jakiś pojebany autopilot nieznanych sobie samemu odruchów.
Złapał brunetkę mocno za przedramię tej ręki trzymającej niewinną cycatą blondi już bez czapki, bo ta spadła w procesie szarpaniny. W przypływie adrenaliny pociągnął ją gwałtownie, chcąc oderwać napastnika od ofiary. Odciągnął ją, obejmując ze stanowczością, której być może powinno mu brakować, ale nie kontrolował tego, jak desperacko chciał pomóc niewinnej kobiecie.
Dobrze przeczuwał, że ta natrętna klientka przyjemnie pachnąca choinkami samochodowymi, jest zwiastunek problemów. Powinien zadzwonić na policję, ale jeszcze nie wrócił do świadomego stanu zdolnego do logicznego myślenia.

Mickey I. Gilmore
Obrazek
gall anonim
rodzynki w serniku
35 y/o
For good luck!
170 cm
detektyw ☘️ w wydziale IGGTF
Awatar użytkownika
„W święta nawet najbardziej zagubieni chcą wierzyć, że nie są sami.” - Listy do M.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description



Jacob Brown
Ostatnio zmieniony pt lis 07, 2025 11:11 am przez Mickey I. Gilmore, łącznie zmieniany 3 razy.
ObrazekObrazekObrazek
mavielous
ą zamiast om, gdy mowa o liczbie mnogiej
34 y/o
CHRISTMASSY
180 cm
pracownik stacji benzynowej Petro-Canada & Car Wash
Awatar użytkownika
There is, however, one teeny-tiny Christmas tradition I find quite meaningful... Mistletoe. Now pucker up and kiss it, Whoville! Boi-yoi-yoi-yoing!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiŻ
typ narracji3os
czas narracjiPrzeszly
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Mickey I. Gilmore
Ostatnio zmieniony ndz lis 09, 2025 12:23 am przez Jacob Brown, łącznie zmieniany 3 razy.
Obrazek
gall anonim
rodzynki w serniku
35 y/o
For good luck!
170 cm
detektyw ☘️ w wydziale IGGTF
Awatar użytkownika
„W święta nawet najbardziej zagubieni chcą wierzyć, że nie są sami.” - Listy do M.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description



Jacob Brown
ObrazekObrazekObrazek
mavielous
ą zamiast om, gdy mowa o liczbie mnogiej
34 y/o
CHRISTMASSY
180 cm
pracownik stacji benzynowej Petro-Canada & Car Wash
Awatar użytkownika
There is, however, one teeny-tiny Christmas tradition I find quite meaningful... Mistletoe. Now pucker up and kiss it, Whoville! Boi-yoi-yoi-yoing!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiŻ
typ narracji3os
czas narracjiPrzeszly
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Mickey I. Gilmore
Obrazek
gall anonim
rodzynki w serniku
35 y/o
For good luck!
170 cm
detektyw ☘️ w wydziale IGGTF
Awatar użytkownika
„W święta nawet najbardziej zagubieni chcą wierzyć, że nie są sami.” - Listy do M.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Gdy Jacob rzucił się na nią z tą dziką, niekontrolowaną furią, nie cofnęła się ani o milimetr. Poczuła, jak adrenalina rozlewa się po jej ciele, gorąca i elektryzująca. Jego palce wbijały się w jej przedramiona, a ona patrzyła mu prosto w oczy, z tym swoim charakterystycznym, wyzywającym uśmiechem, który zawsze pojawiał się, kiedy ktoś myślał, że może ją przestraszyć. Nie bała się. Bliskość jego ciała, ten gwałtowny, niemal zwierzęcy zapach potu i testosteronu, sprawiały, że jej oddech stał się głębszy, a puls przyspieszył. Gdyby nie ta cholerna krew, która wciąż sączyła się z jej dłoni, gdyby nie ta cała sytuacja - pociągnęłaby go za koszulkę, przyciągnęła do siebie i pocałowała tak mocno, aż poczułby smak krwi na swoich wargach. Wyobraziła sobie, jak jego usta byłyby gorące, wściekłe, jakby chciał ją zjeść żywcem, a ona by mu na to pozwoliła, prowokując go jeszcze bardziej, aż straciłby resztki kontroli. Agresja go pchała do przodu, a ją do tyłu, ale nie z lęku, tylko z podniecenia. To była gra, której reguły póki co znała jedynie Mickey. Ale fantazje musiały poczekać.
Zanim Jacob zdał sobie sprawę, co się dzieje, wykręciła mu rękę w dół, wykorzystując jego własny impet i ciężar ciała jako dźwignię. Jeden płynny ruch i to on teraz został przygwożdżony do umywalki. Kochała te momenty, kiedy przeciwnik orientował się, że stracił kontrolę.
— Jeszcze się przekonasz, czy masz w dupie to, co powiem — syknęła mu prosto do ucha, niskim głosem, pełnym obietnic, które nie brzmiały jak groźby, a jak zapowiedź czegoś szczególnego. Puściła go, cofając się.
— Apteczka — przypomniała mu — I dzwoń do tego debila Smitha, trzeba pomyśleć, a policję zostaw mi. Dasz radę to ogarnąć, czy potrzebujesz przytulenia do matczynego cyca? Przydałoby się zamknąć stację. Zabrakło paliwa albo wymyśl jakąś usterkę.
Chciała żeby się ruszył, zaczął działać, bo tracili cenny czas. Wolałaby, aby jego nadzorca zjawił się w Toronto, ale z dwojga tylko ona miała świadomość, że ten przebywał w Montrealu. W innym wypadku jej by tu nie było. Ruszyła za Brownem, chcąc zabandażować sobie dłoń i podjąć w końcu jakieś działanie. Nie lubiła bezczynności. W części sklepowej było dwóch klientów, którzy niecierpliwili się nieobecnością sprzedawcy.


Jacob Brown
mavielous
ą zamiast om, gdy mowa o liczbie mnogiej
34 y/o
CHRISTMASSY
180 cm
pracownik stacji benzynowej Petro-Canada & Car Wash
Awatar użytkownika
There is, however, one teeny-tiny Christmas tradition I find quite meaningful... Mistletoe. Now pucker up and kiss it, Whoville! Boi-yoi-yoi-yoing!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiŻ
typ narracji3os
czas narracjiPrzeszly
postać
autor

Wzięła go z zaskoczenia tym profesjonalnym wywinięciem się i wykręceniem jego ręki, zmianą układu siły obecnej sytuacji. Kant zlewu wbijający się wysoko w udo, wyjątkowo boleśnie i niekomfortowo, pogłębił panikę. Mógł teraz spojrzeć na siebie samego w lustrze, niemalże do niego przyciśnięty. Blady, z niezdrowymi wypiekami, ciemnym spojrzeniem przerażonego zwierzęcia chcącego atakować w obronie własnej, rozczochrany, z zakrwawioną koszulką... i zaraz obok jego twarzy, tuż przy uchu jej usta. I to jej niezrozumiale dzikie spojrzenie pełne... nie wiedział co to jest. Nie wiedział na co patrzy, nie rozumiał całej tej sytuacji.
Skąd wiedziała o Montrealu? I o nazwisku nadzorcy? Dlaczego tak się wściekała, że niewinna blondi z nożem uciekła i dlaczego uważała, że on będzie musiał znowu zniknąć? Zachowywała się tak, jakby wiedziała o nim za dużo, a to budziło przeszywający strach. Jednocześnie jej wiedza wynikała na pochodzącą z akt, na zbyt dokładną i znaną tylko koordynacji programu świadków. Ale przecież ktoś by go powiadomił, że będzie go obserwowała jedna i ta sama policjantka, żeby nie wpadł w paranoje, nie?!
W górę kręgosłupa wspiął się nieprzyjemny, lodowaty dreszcz i jednocześnie poczuł, jak spływa po nim zimny pot, kiedy jej ciepły oddech owiał płatek ucha w sposób nieprzystojnie intymny. Wcale nie tak, jakby znajdywali się w sytuacji konfliktowej. Jake miał wrażenie, że dysocjuje, że wszystko co się teraz dzieje nie ma w ogóle miejsca. Jego umysł nie przetwarzał tych danych i wzbraniał się przed zaakceptowaniem tych wszystkich sprzecznych informacji.
Odwrócił się w jej kierunku i rozmasował własne ramię, powstrzymując opadającą ochotę rzucenia się na nią w celu unieruchomienia, zamknięcia jej pyska i zostawienia tutaj pod kluczem. Był tak skołowany, że złapał się pierwszej stabilniejszej myśli, jaka się pojawiła, czegoś rutynowego, oczywistego, co od jakiegoś czasu składało się na tę wątłą konstrukcję jego poczucia bezpieczeństwa.
- Popierdoliło cię? Nie mogę tak po prostu zamknąć stacji, mam przełożonych, wszystkie nieregularne działania są sprawdzane, a ja wcale nie zamierzam tracić pracy, bo jakaś idiotka stwierdziła, że pobawi się w rzeźnika w kiblu. - Głos mu drżał z nerwów, ale i tak warczał na nią agresywnie, czując się dosłownie jakby był zapędzony w róg i przyparty do ściany. - Pierdol się, skoro rzucasz się na innych, to sama sobie apteczkę załatwiaj. Nie masz samochodowej? - Złośliwość pojawiła się automatycznie, jako forma defensywy, cienka zbroja mająca pomóc mu poradzić sobie z natłokiem stresu, od którego huczało mu w głowie.

Zamknąłby ją w tej łazience, gdyby nie wyszła z niej niemalże w tym samym czasie co on, popychając go popędzająco. Zniecierpliwieni klienci musieli zwrócić uwagę na podniesione głosy dobiegające z łazienki, bo spoglądali teraz w ich kierunku niepewnie i z ostrożnością. Przeprosił, że musieli czekać, obsłużył ich i w międzyczasie zorientował się, że knykcie zdarte od uderzenia w drzwi, krwawią. Nie mocno, nie zostawiają za sobą ścieżki czerwonej posoki, ale jednak. I zaczął też czuć pieczenie, jakby do świadomości dotarło w końcu, że skóra była naruszona.
W miarę możliwości, obserwował brunetkę, nie ufając jej za grosz, ale nie chcąc robić scen przed postronnymi, niewinnymi ludźmi. I w przeciwieństwie do tego, co wcześniej sam mówił, zamknął drzwi na klucz, kiedy zostali w pomieszczeniu sami, wywiesił tabliczkę informującą o chwilowym zamknięciu i konieczności korzystania z systemu samoobsługowego przy dystrybutorach, po czym odwrócił się do wkurwiającej nieznajomej.
- Co to, do kurwy, miało być?! - Jak odrobinę ochłonął, musząc skupić się na pracy, zdołał odzyskać odrobinę zdolności myślenia. I potrzebował wyjaśnień. Powoli przeszedł za ladę kasy, gdzie znajdowała się apteczka, ale wcale nie z zamiarem pomocy jej. Nie mógł od razu zadzwonić do swojego przełożonego, bo musiał to zrobić ze swojego telefonu, a ten spoczywał bezpiecznie w jego szafce pracowniczej.
Chlusnął wodą utlenioną na otarcia na dłoni i aż syknął, zaciskając mocniej szczękę. Nie wiedział, czemu jeszcze nie zadzwonił na policję, zupełnie jakby intuicja podpowiadała mu, żeby jeszcze tego nie robił.

Mickey I. Gilmore
Ostatnio zmieniony pn lis 17, 2025 9:48 pm przez Jacob Brown, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
gall anonim
rodzynki w serniku
35 y/o
For good luck!
170 cm
detektyw ☘️ w wydziale IGGTF
Awatar użytkownika
„W święta nawet najbardziej zagubieni chcą wierzyć, że nie są sami.” - Listy do M.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Mickey ruszyła za nim bez słowa, ale z taką intensywnością obecności, że wyczuwało się ją w powietrzu jak ozon po uderzeniu pioruna. Miała ochotę ukręcić mu łeb i kopnąć w dupę dla pewności, bo złość nadal w niej pulsowała. W dodatku ból dłoni wbijał się w świadomość jak spłonione szkło: wkurwiający, ale na tyle znajomy, że niemalże dodawał jej skupienia. Stanęła z boku, kiedy obsługiwał klientów, lekko pochylona, podpierając się zdrową ręką brzegu lady. Nie odzywała się ani słowem, co samo w sobie mogło być bardziej niepokojące niż wszystko, co do tej pory wyrzuciła z siebie w łazience. Jej usta były zaciśnięte w cienką linię, policzki napięte, ale oczy, te cholernie nieludzkie oczy patrzyły na Jacoba intensywnie, nie mrugając. Z daleka wyglądały na zielone. Z bliska… Gdy uniosła lekko głowę, światło jarzeniówek złapało ich kolor pod dziwnym kątem. Zamiast klasycznej zieleni pojawiła się lekko żółtawa poświata, przeciągająca się smugami w stronę tęczówki. Kocia, niepokojąca, jak u drapieżnika, który mierzy ofiarę i już podjął decyzję, co z nią zrobi. Może to był efekt lamp. Może adrenaliny. A może zupełnie nic.
Patrzyła na swoją dłoń, rozchylając palce, obserwując, jak krew zwalniała w wycieku (z intensywnego sączenia przechodząc w lepki, wolniejszy ciurek). Pulsowanie jednak pozostało. Skóra wokół rany miała czerwonawy, nierówny kolor. Kiedy Jacob chlusnął na swoje otarcia wodą utlenioną, skrzywił się i w tym samym momencie Mickey parsknęła krótkim, zimnym, ironicznym oddechem. Nie śmiechem. Czymś bliższym niecierpliwego syknięcia. Wyciągnęła rękę po apteczkę, mijając go bezceremonialnie, biodrem niemal ocierając się o jego, ale bez spojrzenia w bok. Po prostu weszła w jego przestrzeń jak ktoś, kto się w ogóle nie zastanawia, czy może. Chwyciła sterylną gazę, potem bandaż i plastry z tak naturalnym ruchem, jakby opatrywanie ran było dla niej chlebem powszednim. Zerknęła na jego dłoń tylko przez sekundę - tak krótką, że mogło się wydawać, że wcale. Mruknęła pod nosem, ledwie słyszalnie, ale z wyraźną oceną w tonie.
— Nie leje się wody wprost na ranę — zdecydowanym ruchem zaczęła owijać bandaż, dociągając go z chirurgiczną precyzją. Jej twarz pozostała niewzruszona, ale w oczach wciąż tlił się ten przedziwny, dziki błysk. Jakby agresja Jacoba nie tylko jej nie przestraszyła, a pobudziła i utrzymywała w gotowości. Kiedy skończyła, zacisnęła zęby na metalowym klipsie, żeby otworzyć go szybciej, i zaczepiła bandaż o miejsce, gdzie kończył się prowizoryczny opatrunek. Dopiero wtedy podniosła na niego wzrok.
— Blondyna przyszła cię najprawdopodobniej zabić, albo uprowadzić. Nie dowiemy się, bo pozwoliłeś jej nawiać — nie omieszkała mu tego ponownie wytknąć — Stuart poprosił mnie o przysługę, aby cię doglądać, co robiłam. Ogarnij co trzeba, a ja zadzwonię na policję. Niczego nie widziałeś i nie jesteś w stanie podać dokładnego rysopisu napastniczki. Ja się zajmę zeznaniami. Wezwą cię na komendę i mów im to co przekaże ci Stuart, zrozumiałeś? Pracodawcą się nie martw, to też załatwi.
Sięgnęła po karteczkę samoprzylepne i zapisała na niej numer.
— To mój numer telefonu, dzwoń w ostateczności. Liczę, że widzimy się ostatni raz, ale nigdy nie wiadomo — wsunęła karteczkę do jego kieszonki na piersi.


Jacob Brown
ObrazekObrazekObrazek
mavielous
ą zamiast om, gdy mowa o liczbie mnogiej
34 y/o
CHRISTMASSY
180 cm
pracownik stacji benzynowej Petro-Canada & Car Wash
Awatar użytkownika
There is, however, one teeny-tiny Christmas tradition I find quite meaningful... Mistletoe. Now pucker up and kiss it, Whoville! Boi-yoi-yoi-yoing!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiŻ
typ narracji3os
czas narracjiPrzeszly
postać
autor

Ten ledwo słyszalny, oceniający komentarz przebił się ponad muzyką sączącą się cicho z głośników wbudowanych w sufit. Mogło to być wynikiem wyostrzenia zmysłów przez poziom adrenaliny i stresu, ale równie dobrze mogło być najzwyczajniej w świecie usłyszane, bo stała wystarczająco blisko i może nawet chciała żeby usłyszał. Wcale by go to nie zdziwiło, bo patrząc na całą jej postawę odkąd tylko miał wątpliwą przyjemność zamienić z nią kilka słów, złośliwe wbijanie szpili było czymś normalnym. Co nie znaczy, że się to na nim nie odbiło.
Zalała go fala gorącej wściekłości, aż miał ochotę odwrócić się w jej stronę i ryknąć na nią, kazać wypierdalać, wypchnąć za drzwi i samemu zamknąć się w tym zdewastowanym kiblu, żeby poubolewać nad swoją marną egzystencją. I posprzątać ten bajzel, bo lepiej żeby współpracownik nie napotkał krwi rozbryzgane na podłodze. Ale nie zrobił tego tylko dlatego, że piekący ból rany podrażnionej wodą utlenioną działał jak jakiś absurdalny otrzeźwiacz umysłu. Na sekundę zacisnął mocno szczęki, aż zęby zgrzytnęły nieprzyjemnie.
- Co, nagle jesteś ekspertem medycznym? - Syknął to równie cicho, jak ona, nie mogąc zostawić tego w spokoju, bez odpowiedzi. Działał defensywnie przynajmniej werbalnie. Przyłożył do dłoni jeden z opatrunków z otwartej przez nią paczki, ale nie zrobił nic więcej, poza lekkim uciśnięciem, chcąc odsączyć zarówno wodę utlenioną, jak i pozostałości krwi. Obserwował stojącą zbyt blisko brunetkę bez ukrywania tego, otwarcie. Nadal nie rozumiał całej tej sytuacji, nie wiedział co ma o tym myśleć, co ma o niej myśleć, chociaż wiedział na pewno, że jej nie znosi i ma nadzieję więcej jej nie spotkać.
Palce obydwóch dłoni zwinęły się i zacisnęły w pięści, jak po raz kolejny wytknęła mu, że to jego wina, że blondi nawiała. Skąd, do chuja pana niebieskiego, miał wiedzieć, że to ona była napastnikiem?! Frustracja rozsadzała go od środka - z n o w u, bo nie miała nawet cienia szansy opaść - wywołując pogłębienie niezdrowych wypieków i spięcia tak intensywne, że zaczynało być bolesne. Jedyne co dobrego wynikało teraz z jej słów, to przynajmniej dostał jakieś wyjaśnienia. To dało mu inną perspektywę, odrobinę poukładało rozrzucone chaotycznie fakty. Nie uspokoiło, ale przynajmniej teraz wiedział gdzie w tym wszystkim stoi. I dlaczego.
Zjeżył się, słysząc jak wydawała mu polecenia. W tej chwili nie było ważne, że prawdopodobnie miała rację i powinien jej posłuchać, bo z ich dwojga to ona (a przynajmniej bardziej, niż on) wiedziała jak postępować w takiej sytuacji. Był na nią tak wściekły, miał jej tak dość i kipiała w nim niechęć do niej tak bardzo gęsta i kwaśna, że stawał okoniem. Wkurwiał go jej ton, jej postawa i to, jak bezczelnie naruszała jego przestrzeń prywatną nie tylko wchodząc za kontuar i dobierając się do apteczki, ale praktycznie okupując dokładnie jego miejsce. Aż mógł znowu czuć ten wkurwiająco przyjemny zapach choinek samochodowych, jakby miała je przewieszone przez uszy. I wkurwiło go to, jak bezczelnie wsunęła zgięta żółta karteczkę do niewielkiej kieszonki na piersi pracowniczej polówki. Odruchowo odtrącił jej rękę, jak palce zsunęły się po materiale niby przypadkiem, ale za bardzo... po prostu za bardzo.
- Nie zadzwonię. - Warknął to z pogardą, trochę jakby to miała być jakaś zamierzona obraza, ukryta pod bezpośrednim komunikatem podkreślającym jego stosunek do niej. - A Stuart też usłyszy o wszystkim, jemu nie mogę oszczędzać szczegółów. - Chciał, żeby to było złośliwe i żeby wbiło się gdzieś, gdzie wywoła jakąś jej reakcję. Najlepiej złość albo strach, bo on sam dźwigał te właśnie emocje i z chęcią obarczyłby nimi kogoś innego. - A teraz zamierzasz łaskawie wypierdalać, czy jeszcze mam cię znosić? - Wskazał jej kierunek drzwi wyjściowych, trochę desperacko starając się odzyskać pozycję autorytetu, jako pracownik tegoż przybytku. Paradoksalnie chciał zostać sam, chociaż pewnie w jego sytuacji powinien woleć mieć przy sobie funkcjonariusza policji.
Całe szczęście poszła sobie i po małej sesji sfrustrowanego, agresywnego przeklinania i wyżywania się na pustych kartonach po dostawie, w końcu zadzwonił do Stuarta. Powiedział mu wszystko, o mało nie rzucił telefonem o ścianę, jak jego nadzorca z rozbawieniem rzucił "ach, czyli już poznałeś Mickey", po czym po wysłuchaniu i powtórzeniu instrukcji, jakie otrzymał, zajął się agresywnym sprzątaniem łazienki. I ogarnianiem siebie, bo zakrwawiona polówka nie wyglądała zbyt profesjonalnie. Zdołał zamaskować to pracowniczą bluzą.

Po powrocie do domu miotał się jakiś czas pomiędzy myślami i zajęciem się czymś, ale ostatecznie zdecydował, że najlepiej będzie wyładować się fizycznie, wiec podjął być może niezbyt odpowiedzialną decyzję i wyszedł pobiegać.
Nie przespał tej nocy, a rano został wezwany na komendę.

KONIEC

Mickey I. Gilmore
Obrazek
gall anonim
rodzynki w serniku
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Dzielnica Mieszkalna”