
Nastał przepiękny poranek. Był już spakowany, aby wyjechać z Toronto. Musiał odpocząć od zgiełku miasta w Kanadzie. Nie oczekiwał żadnych rewelacji, po prostu chciał wyjechać i przebywać na łonie natury. Dlatego zarezerwował sobie na kilka dni pobyt w hotelu The Shilla Seoul. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie spotka swoich przyjaciół albo znajomych w tamtych okolicach, ale nie liczył na cud. Musiał zejść do swojej sąsiadki, żeby poprosić ją o zaopiekowanie się jego kotem, Lucy. Wolał, żeby ktoś dopilnował małą Lucy. Spojrzał na zegarek, wziął swój bagaż i potrzebne rzeczy. Zamknął drzwi na zamek, a potem na klucz. Zszedł do sąsiadki i wręczył jej klucze. Po podziękowaniu kobiecie mógł ruszyć w rodzinne strony swojego kraju. Zdążył na samolot. Lot przebiegł spokojnie.
W końcu wyglądował i przekroczył bramki lotniskowe i wyszedł na zewnątrz. Poczuł inne powietrze i zobaczył błękitne niebo inne niż w Toronto. Taeyang poczuł nostalgię tego miejsca. Kiedy był młodszy, chciał wyjechać jak najdalej, żeby studiować i udało mu się nawet dobrze. Teraz poczuł, że tęskni za jednym konkretnym miejscem tym, do którego jeździł z rodziną, do lasów, do rekreacyjnych terenów gdzie było cicho i spokojnie. Las, do którego wracał, był dla niego czymś więcej niż tylko zbiorem drzew. Kochał to miejsce za spokój, za szum liści na wietrze, za zapach ziemi i mchów. W lesie czuł, że może odetchnąć i oderwać się od wszystkiego. Lubił chodzić tam sam, słuchać ptaków i patrzeć jak słońce przebija się przez gałęzie i pada na ziemię. To miejsce dawało mu spokój szczególnie wtedy, gdy życie w mieście stawało się trudne. Po dotarciu do hotelu pokazał rezerwację. Dostał numerek pokoju. Wszedł, zostawił bagaże i wziął prysznic. Pomyślał, że może pójdzie na leżak i się poopala a jeśli nie będzie tłumów w wodzie to popływa. Na chwilę się rozejrzał. Na horyzoncie nikogo nie było. Wrócił do swojego relaksu.
Taehyun Hwang