
Patrzył jak z naturalną charyzmą i dumą jego ojciec stawał za barem witając tych stałych gości, ale i także zajmując się tymi nowymi. Czasami gdy zabierał ze sobą syna do pracy był w stanie wymienić ulubione drinki ludzi, których mu Warren wskazywał. Powodowało to, że w oczach swojego syna był wzorem do naśladowania. Mogłoby się wydawać, że swoją aparycją i sposobem ubierania się młody Sinclair totalnie nie pasuje do tego miejsca, jednak nic mylnego. Dość szybko wpasował się w klimat, który towarzyszył temu klubowi i przyrzekł sobie, że będzie dalej pielęgnował te tradycję, a potem i także jego potomek, żeby klub jak najdłużej utrzymał się w rodzinie.
Kiedy miał czternaście lat zakochał się w Harleyu, nie w takim zabawkowym, którego dostał kiedyś pod choinkę gdy zaczął ojcu mówić o motorach, ale w takim prawdziwym, surowym z wibrującym silnikiem maszynie, która pewnego wieczoru podjechała pod klub. Od tamtego momentu było wręcz jasne, że jego pojazdem będzie właśnie taka a nie inna maszyna.
Dziś porusza się głownie nią, swoim srebrnym Harleyem, który rykiem silnika ogłasza wszystkim, że pojawia się właśnie Warren Sinclair.
Jego ojciec nigdy się nie wywyższał ponad innych, zawsze pracował ramię w ramię ze swoją załogą za barem i był częstym gościem w klubie, to właśnie tę tradycję Warren postanowił pielęgnować gdy mając trzydzieści dwa lata przejął rodzinną spuściznę po śmierci ojca. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jest surowy, zwłaszcza że zawsze chodzi w lekko wytartych skórzanych kurtkach, owiany dymem papierosowym, który przesiąkł przez materiał, to wbrew wszelkim pozorom jest duszą towarzystwa z którym można porozmawiać na każdy temat. Niektórzy mówią o nim, że wygląda jak człowiek wyjęty z innego czasu, jakby zatrzymał się w jakiejś innej dekadzie.
Od parunastu lat jest szczęśliwym mężem i ojcem, jego syn nie raz przechodził nastoletni okres buntu, ale od małego starał się w nim zastrzyknąć miłość do klubu, tak jak to robił jego ojciec z nim, marząc, że pewnego dnia gdy odejdzie na zasłużoną emeryturę to klubem zajmie się ktoś, kto będzie tak się o niego starał jak on sam.
Dla niego klub to nie tylko miejsce, to pewnego rodzaju azyl w którym uwielbia się zaszywać i przede wszystkim ludzie z którymi lubi rozmawiać.
- Warren od najmłodszych lat był obsesyjnym czytelnikiem komiksów, w swoim gabinecie w domu ma pokaźną kolekcję, a ilekroć wychodzi jakieś nowe wydanie to musi je mieć jako pierwszy. Jego kolekcja tak bardzo się rozrosła, że niektóre nawet pierwsze wydania komiksów wiszą w gablotach w jego małym gabinecie w klubie.
- Za młodu lubił podróżować, a głownie dlatego że interesują go różne kultury i wszystko co egzotyczne, z takich swoich wędrówek nie raz przywoził do domu jakieś elementy tej fascynacji, chociażby rzeźbione maski czy ręcznie robione lampiony z Bali.
- Spędzone godziny na siłowni powodują, że wygląda wręcz bardzo dobrze jak na swój wiek, wprawdzie przybyło mu siwych włosów, ale czuje się jakby nadal miał te trzydzieści parę lat zarówno psychicznie jak i fizycznie. Niektórzy uważają, że przeżywa swoją drugą młodość.
- Straszny z niego gadżeciarz, wszelkie nowinki technologiczne nie są mu obce. Lubi kupować sobie różne rzeczy, które potem według jego żony kurzą się na półkach, ale to zdecydowanie silniejsze od niego. Lubi sobie na nie popatrzeć gdy kończy dzień z szklanką dobrej whisky w dłoni.
- Prawdziwych przyjaciół Warrena można policzyć na palcach jednej ręki, tylko dlatego że jest osobą, która gdy zaangażuje się w jakąś relację to na dwieście procent, dla przyjaciela byłby w stanie skoczyć w ogień. Można do niego zadzwonić w środku nocy a on i tak się zerwie z łóżka, żeby pomóc.
- Ma parę tatuaży, które zrobił jeszcze za nastolatka, każdy z nich jest pewnego rodzaju symbolem i każdy był robiony z rozwagą.
- Uwielbia zwierzęta, w domu ma dwa psy rasy Australian Cattle Dog (Zeus i Hades), oraz kota Salomona, który pozwala się głaskać tylko i wyłącznie jemu.
- Nigdy nie ukończył studiów a na takowe się wybrał, uznał jednak że nie są mu do szczęścia potrzebne.
