43 y/o
For good luck!
192 cm
Sierżant RCMP
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
typ narracji
czas narracji
postać
autor

To odrzucenie jego dotyku dawało mu jasno do zrozumienia, że cokolwiek mogli kiedyś mieć, wszystko zostało już przekreślone. Brał pewną poprawkę na to, że mogła być po prostu nadal na niego wściekła za to, że zepsuł jej randkę. Tak, zrobił to specjalnie. Nie chodziło jedynie o zwrot tego drinka. Odpłacenie się za gest, który nadal był dla niego po prostu niejasny. Ten gest wykonany w jej stronę miał odstraszyć potencjalnego kandydata na łóżkowe przygody. Może nie mówił w prost, że jest zajęta, ale dawał do zrozumienia, że nie jest jedynym amantem w tym hotelu, który jest nią zainteresowany. Tylko tyle albo aż tyle. Czasami wystarczyło. Najwyraźniej wystarczyło również w tym wypadku.
Niestety nie zauważył, jak jej wzrok nieco złagodniał. Był zbyt zajęty pewnymi wyrzutami sumienia. Nie potrafił jednoznacznie odseparować tego, kim jeszcze niedawno miał dla niej być, od tego, kim jest teraz. Nie wyobrażał sobie, że mogłaby żywić do niego jakieś pozytywne emocje po tym, co zrobił jej siostrze. Nawet jeśli była częścią tego, co wydarzyło się pomiędzy nim, a młodszą Lakefield. Nie potrafił tego tak po prostu odseparować. Nadal ciążyło mu to na sumieniu. Dlatego nie potrafił po prostu dać ponieść się emocjom. Zrobić jakąś głupotę, o której tak intensywnie myślał wtedy w przymierzalni. Po prostu nie potrafił tego zrobić. Podobała mu się. Nie było sensu tego w żaden sposób ukrywać. Przecież nigdy tego nie robił. Co nie zmieniało faktu, że nie czuł się z tym faktem najlepiej odkąd próbował wyjść za jej siostrę, a w końcu musiał zerwać te zaręczyny.
Impuls i alkohol... Pewnie powinien się nad tym dłużej zastanowić. Po alkoholu człowiek jest zazwyczaj szczery, a jeśli impulsem było zamówienie mu drinka, a nie wylanie takiego na jego głowę to mogło świadczyć o tym, że między nimi jeszcze nie wszystko zostało stracone. Jednak na co miał liczyć? Po zaręczynach nie było już odwrotu. Miałby wrócić do ich życia jako chłopak starszej siostry? Nie wyobrażał sobie, że Mara mogłaby zrobić coś takiego swojej rodzinie. On też nie chciał tego robić, a jej dalsze słowa... Cóż. Raniły. Raniły bo były prawdziwe. Bo miała rację. Teraz już to wiedział. Przemyślał pewne rzeczy. Wtedy wydawało mu się, że przyjaciel zagryza zęby i wspiera drugą osobę nawet w tych złych decyzjach. Zawalił. Powinien być tam dla niej. Podczas ślubu i podczas rozwodu. Stchórzył. Wybrał łatwiejszą drogę. Zerwanie kontaktu. Teraz było mu za to po prostu wstyd.
- Masz rację. Przepraszam Mara. - powiedział to całkowicie szczerze spuszczając nieco głowę.
Tyle mógł jej pokazać. Skruchę, bo rzeczywiście wiedział, że zawalił sprawę. Wyglądało na to, że ich relacja była jednym, wielkim niedomówieniem. Nie potrafili się do końca zrozumieć. Teraz też zupełnie omylnie zinterpretowała jego słowa. Przecież chciał jej dać do zrozumienia, że właśnie chciał czegoś więcej, a po prostu uszanował to, co powiedziała mu już pierwszego dnia. Przecież mogła dać mu jakieś sygnały, żeby zawalczył, żeby bardziej się postarał. Ale ich nie było. Albo po prostu ich nie widział. Źle interpretował? Teraz już się niestety nie dowiedzą. Może był po prostu ślepy?
Zaskoczyła go tym wyznaniem. Było to wymalowane na jego twarzy. Nawet zrobił krok do tyłu kiedy wygarnęła mu ile mógł zyskać, gdyby te kilka lat temu po prostu bardziej się postarał. Nie, to nie mogła być tylko jego wina. Czasami najciemniej rzeczywiście jest pod latarnią, ale był profilerem do cholery, potrafił czytać ludzi. Nie mógł się aż tak pomylić.
- Przecież chciałem więcej! - podniósł głos jednak nie na tyle by można było to nazwać warknięciem, bardziej jękiem frustracji - Nie chciałem Cię po prostu zaliczyć, chciałem spróbować coś z Tobą zbudować, ale już na samym początku powiedziałaś mi, że nie jesteś zainteresowana. Więc teraz to moja wina, że nie próbowałem zmienić twojego zdania? Może trzeba było mi po prostu dać do zrozumienia, że drzwi są otwarte, że mam się bardziej postarać, a nie znajdować sobie kogoś innego? Gdzie tu widzisz potencjał na relację? - też wyrzucił to z siebie mierząc ją poirytowanym, ale też nadal ciepłym spojrzeniem.
- Nigdy nie ukrywałem tego, że lubię seks, ale to by było na tyle. Tylko tyle od nich brałem. Z Tobą liczyłem na relację. - mruknął odzyskując już nieco swojej równowagi.
Wcale nie chciał kończyć tej relacji. Mara mogła mieć wszystkie przywileje, których pragnęła. Więc czy znów uszanuje jej decyzję? Po tym wszystkim, co mu dzisiaj powiedziała? Pozwolił jej wyjść z windy. Oboje powiedzieli sobie odrobinę za dużo. Potrzebowali chwili, żeby ochłonąć. Arthur wrócił do swojego pokoju. Piętro wyżej. Chciał wziąć prysznic, ale miał za dużo do przemyślenia. Zbyt wiele kołatających się myśli. Wiedział już, że nie zaśnie. Nie mógłby wiedząc, że jest w tym samym hotelu, a jeszcze po tej burzliwej dyskusji? Nie było takiej opcji. Pewnie powinien był odpuścić. Znów uszanować jej decyzję, ale ostatnim razem wcale nie wyszło to nikomu na dobre, prawda? Dlatego zszedł do recepcji. Użył wszystkich swoich psychologicznych trików oraz uroku osobistego by dowiedzieć się w którym pokoju jest Mara i kilka minut później pukał już do jej drzwi z butelką dobrego wina.
- Nie jestem gotowy tak zakończyć tej relacji. - powiedział bez przywitania - Dlatego wypijemy tę butelkę, wyrzucimy z siebie wszystko i zobaczymy gdzie wylądujemy. - uśmiechnął się do niej opierając się o framugę - To co, wpuścisz mnie? - uniósł pytająco brew kołysząc butelką.

Mara Lakefield
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Prawda jest taka, że wbrew pozorom działanie Arthura miały niewielki wpływ na powodzenie tej randki. Przecież mogła odtrącić jego dłoń. Mogła nie odpisywać na wiadomości. Mogła zapomnieć o nim po jego wyjściu i skupić się na swoim rozmówcy. Całkowicie poświęcić swoją uwagę jemu, a tego nie zrobiła i on to czuł. Nie był głupi ani ślepy i widział, że kobieta, z którą umówił się na randkę jest zainteresowana kimś innym. W końcu był psychologiem tak jak ona. Ale jednak łatwiej było Marze zrzucić winę na Arthura aniżeli się przyznać , że wciąż coś do niego czuje i nie jest jej obojętny. Odkąd go zna, starała się to robić. Minęły lata i dalej ma z tym problem. Czy kiedykolwiek się tego nauczy do cholery?
W dodatku może faktycznie powinna być na niego wściekła. W końcu zerwał zaręczyny z Connie. Złamał jej serce, które Mara potem starała się poskładać. Jednak nie potrafiła czuć do niego tylko niechęci. To było skomplikowane. Tak bardzo skomplikowane, że nie mogła się odnaleźć w gąszczu emocji, które w niej rozpalił na nowo pojawiając się w jej życiu. Wprowadził w nie chaos. Nie czuła spokoju, opanowania. Nie czuła, że wszystko jest tak jak być powinno. Czuła jeden wielki huragan emocji. Ona, osoba która uczyła innych jak radzić sobie z nimi, przy nim kompletnie nie panowała nad własnymi. On jedyny potrafił to sprawić.
I dlatego teraz jego słowa podziałały tak, że zamilkła i uciekła. Jego przeprosiny i przyznanie się do błędu. Jego wytknięcie, że nie dała mu znaku, a zamiast tego znalazła sobie innego. Miał w tym rację. On skakał z kwiatka na kwiatek, więc ona chociaż miała szansę wbić się w lukę między jedną, a drugą. Nieważne, że nie chciała się wciskać jak jakaś namolna laska. Jednak on miał nieco utrudnione zadanie, bo przecież ona dosyć szybko znalazła sobie faceta, z którym była już przez resztę studiów. Nawet jeśli to był związek pełen wzlotów i upadków, wciąż byli razem, więc jak Arthur mógł wpaść na to, że Mara chce czegoś więcej? Teraz to dostrzegła. Gdy jej to wygarnął prosto w twarz , uderzyło to ją dosyć brutalnie. Wiele razy powtarzała na terapii innym kobietom, że nie można oczekiwać od faceta, że się czegoś domyśli i należy prosto komunikować swoje potrzeby. Uczyła czegoś, czego sama nie wprowadziła w życie wiele lat temu, co bardzo skomplikowało ich życie.
Jego wyznanie było dla niej tak ważne , że …. Potrzebowała uciec. Tego było za dużo. Alkohol szumiał w jej uszach. Twarz dawnego kolegi, którego zostawiła bezczelnie w barze jej kręciła się przed twarzą. Słowa Cynthi huczały w jej głowie. I Arthur… Chciał jej. Pragnął jej. Nie chodziło mu tylko o seks. Był nią zainteresowany. To był dla niej szok. Podrywał ją, jasne, ale zawsze traktowała to jako żart między nimi. Teraz wygląda na to, że w tym wszystkim kryło się coś więcej. Potrzebowała ochłonąć po tym wyznaniu. Potrzebowała zimnego prysznica, który otrzeźwi jej umysł i utwierdzi ją w przekonaniu, że odejście bez pożegnania było najlepsze. Dlatego skierowała się prosto do łazienki, gdzie wzięła zimny prysznic. Nie zdążyła nawet umyć włosów, które spięła niedbale, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Zaklęła pod nosem, że jej ciekawość wygrywa w tym momencie, bo powinna olać tego kogoś. Było już późno, na nikogo nie czekała, a z recepcji mogli zadzwonić po prostu. Jeszcze mokra szybko się opatuliła ręcznikiem związując pasek w pasie i otworzyła drzwi. Nawet gdyby chciała, nie dałaby rady ukryć zaskoczenia, które malowało się na jej twarzy.
- Którą relację masz na myśli?- spytała unosząc znacząco brew do góry. W końcu dobrze pamiętała ostatnie słowa, które wypowiedział do niej, gdy wychodziła z windy.- I po co to pytanie na koniec, skoro już i tak po prostu mi oznajmiłeś, co zrobimy- zauważyła dosyć celnie wywracając oczami, ale na jej usta wpełzł lekki uśmiech, bo… cholera, dobrze było go znowu widzieć.- I w ogóle wino winem, ale bez batona nie powinnam Cię wpuszczać -dodała otwierając nieco szerzej drzwi i się przesuwając, dając mu możliwość wejścia do środka.- To jak chcesz to zakończyć? Wzniesiemy toast za minioną przyjaźń, rozwód i zerwane zaręczyny, a następnie podamy sobie rękę i skasujemy numery telefonów ?- cóż, nie powiedział, że nie jest w ogóle gotowy jej zakończyć, a zakończyć w taki sposób. To była znacząca różnica, która cały czas dzwoniła w jej uszach. Nie znali się z Arthurem od wczoraj. Łączyły ich wspólne lata i w windzie poruszyli tylko te początkowe, a przecież ostatnio zadziało się znacznie więcej. To co, że dawniej nie mogli się dogadać z tym, kto czego pragnie, jak jeszcze niedawno Arthur chciał zostać jej szwagrem. Dlatego mimo, że te słowa o zakończeniu relacji ją bolały, to była na to gotowa, bo nie widziała jak dalej mieliby utrzymywać kontakt po tym wszystkim.
Wzięła szklanki i usiadła na jedynym łóżku w pokoju. Zostawiła miejsce Arthurowi, gdyby chciał dołączyć do niej z tym winem.


Arthur Llewellyn
Jakoś miło
43 y/o
For good luck!
192 cm
Sierżant RCMP
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Ich relacja zawsze była dość skomplikowana. Flirtowali ze sobą, przyjaźnili się, czasami nawet pomagali sobie kogoś poderwać. Ta granica pomiędzy przyjaźnią, a relacją romantyczną zawsze była nieco zamazana, chociaż tak naprawdę nie powinna. Mara już od pierwszego spotkania jasno nakreśliła mu, że nigdy nie pójdzie z nim do łóżka. To zapadło mu w pamięć. Na początku sprawiło, że tym bardziej pragnął ją zdobyć. W pierwszych dniach tak, tylko fizycznie. Jednak już po kilku tygodniach przekonał się o tym, że Mara nie jest kobietą, z którą po prostu idziesz się przespać i zapominasz o całej sprawie. Zasługiwała na wiele więcej. Chciał od niej więcej, ale właśnie. Granica została postawiona. Granica, którą często nieco naginali, niemniej nigdy nie przekroczyli. Z szacunku do drugiej osoby i jej decyzji. Jak się dzisiaj okazało, zupełnie niepotrzebnie. Arthur raz jeszcze uświadomił sobie jak bardzo czasami nie rozumie kobiet, nawet jeśli w teorii robił to lepiej niż większość facetów. Mógł poderwać właściwie każdą, jednak kiedy chodziło o zbudowanie relacji? To było dla niego jak czarna magia. Nawet jeśli jeszcze niedawno był narzeczonym. Oboje wiedzieli jak znakomicie to wyszło w jego wykonaniu.
Gdyby postępował logicznie. Tak, jak wiele osób, powiedziałoby, że należy, nie stałby teraz pod drzwiami jej pokoju. Jednak Arthur nie postępował teraz logicznie. Nie chciał by ich relacja skończyła się właśnie w taki sposób. Na krzykach i wyrzutach. Słowach wyrzucanych z siebie pod wpływem emocji. Może w tym momencie Lakefield nie żywiła już do niego najcieplejszych uczuć, kiedyś było inaczej. Byli to sobie winni po tym, co przeżyli kilka lat temu. Po wszystkim, co sobie dzisiaj powiedzieli.
Nie spodziewał się natomiast, że otworzy mu akurat opatulona ręcznikiem, z nadal mokrymi włosami, co od razu przywoływało pewne wspomnienia. Znów wspomnienia tego, co mogło być, a nigdy się nie stało. Najwyraźniej kobieta nie zamierzała mu dzisiaj niczego ułatwiać. To miał być spokojny wyjazd na konferencję. Odpoczynek od problemów codzienności. Nawet swoje libido zostawił setki kilometrów stąd. Przynajmniej tak mu się wydawało dopóki nie otworzyła tych cholernych drzwi. Jego wzrok mimowolnie powędrował na chwilę na jej dekolt, gdzie perliły się jeszcze pojedyncze kropelki wody. Szybko uniósł go jednak z powrotem do jej tęczówek.
- Tę relację. - wskazał to na siebie, to na nią szyjką butelki - Czymkolwiek by ona teraz nie była. - dodał z lekkim przekąsem.
- To ta iluzja wyboru. Pamiętasz ten wykład z drugiego roku? - uśmiechnął się do niej zadziornie puszczając jej oczko.
Jego uśmiech stał się jeszcze bardziej zawadiacki kiedy wspomniała o tym batonie. Mogła myśleć, że zapomniał, ale nic bardziej mylnego. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął stamtąd dwa batoniki. Marsa dla niej. Milki Waya dla siebie. Pewnych smaków z dzieciństwa po prostu się nie zapomina. Marsa po prostu wsunął jej w dekolt lekko go przyklepując i spoglądając na nią porozumiewawczo. Oczywiście dotknął jedynie batonika, a nie jej nagiej skóry. W tym był bardzo ostrożny. Teraz mógł już bardziej swobodnie wejść do środka opłacając swoją wejściówkę.
- Hmm... Toast nie będzie taki zły. Możemy też wyrzucić telewizor za okno, czy coś w tym stylu żeby hotel też zapamiętał tę datę. - obrócił się przez ramię z tym swoim rozbrajającym uśmiechem pozwalając jej przejść przed siebie przy okazji rzucając okiem na jej tyłek. To było silniejsze od niego.
- To może ja zacznę... - rozlał wino do szklanek, które właśnie trzymała odbierając jedną od niej i zajmując miejsce na fotelu obok łóżka bo tak było bezpieczniej - Przykro mi, że przydarzył Ci się ten rozwód. Przepraszam, że mnie tam dla Ciebie nie było. - westchnął cicho biorąc spory łyk wina - Nigdy za gościem nie przepadałem, chociaż na początku to była po prostu zazdrość. - spojrzał na nią znad swojej szklanki.
Już teraz wiedział, że powinien był przynieść dwie butelki. Cóż, zawsze istnieje room service.

Mara Lakefield
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Były momenty, gdy Mara żałowała, postawionej przez samą siebie granicy. Chciała żeby ją przekroczył. Chciała żeby ją przekonał, aby ona ją przekroczyła i sądziła, że flirtując z nim czasami znacznie intensywniej niż zwykle, daje mu tym właśnie sposobem znaki. Gubiła się też we własnych odczuciach, gdy i on to robił, a potem lądował w łóżku z kolejną studentką. Mimo, że oboje byli wykształceni i mieli wiedzę z zakresu psychologii, to ewidentnie ze sobą nie potrafili się dogadać. Przynajmniej w tej jednej kwestii, bo najwyraźniej w pozostałych szło im całkiem nieźle, skoro latami się przyjaźnili. Jeszcze do dzisiaj Mara sądziła, że świetnie rozgryzła Arthura już na samym początku, ale swoim wyznaniem również sprawił, że żyła w błędzie. Kolejny mężczyzna udowodnił jej, że jednak wcale nie zna się na płci przeciwnej.
Całkiem możliwe, że gdyby Lakefield ochłonęłaby i nawet nieco wytrzeźwiała, sama by go odnalazła, aby jakoś to wszystko doprowadzić do końca bez krzyków. Źle się czuła kończąc jakąkolwiek relację w ten sposób, a z nim? Gdy spotkali się ponownie po tylu latach? Zasługiwali, żeby zrobić to porządnie. Może wtedy będzie mogła pójść naprzód. Może to była jedna z opcji, którą akurat z Cynthią nie brały pod uwagę. Jednak kiedy otworzyła mu drzwi w samym ręczniku i widząc jak jego wzrok zsuwa się na jej dekolt, przypomniała sobie nagle o jednym z pomysłów przyjaciółki - Może seks z nim cię wyleczy z niego. Czemu do cholery nie założyła szlafroka, którym mogłaby się bardziej szczelnie opatulić? Czy podświadomie liczyła, że to on puka do jej drzwi? Czy chciała sprawdzić, że Ward miała rację?
- Masz na myśli te nudne wykłady, z których się urywałam, bo wykładowca prowadził je w mało interesujący sposób?- spytała z tym samym zadziornym uśmiechem co zwykle, który jednak zaraz nabrał nieco zaskoczonego wyrazu, gdy bezceremonialnie wsadził jej batonika w dekolt. Miał szczęście, że pamiętał. Zyskał sobie tym dodatkowe punkty, więc pokiwała głową z uznaniem, bo wiedział jak ją przekupić. Natomiast oczy na chwilę zapaliły lekkim pożądaniem, gdy jego dłoń była tak blisko jej ciała. Gdy wystarczył jeden szybki ruch, aby pozbył ją tego ręcznika. Czy właśnie tego chciała?- Z telewizorem może być ciężko, bo chyba nie da się w hotelach otworzyć okien na oścież. Nie żebym kiedykolwiek próbowała wyrzucić telewizor przez nie- dodała na koniec, bo takich szaleństw stety niestety nie robiła w swoim życiu.- Możemy też zapalić w pokoju uruchamiając czujniki dymu, jeżeli chcesz, żeby i obsługa zapamiętała ten dzień- tym razem nie myślała o kręceniu tyłkiem przed nim. Znaczy myślała, żeby tego nie robić. Mimo, że teraz był wolny i nawet wiedziała, że kiedyś był nią zainteresowany, to jednak skończyła już z flirtowaniem z nim. Tak sobie właśnie postanowiła dosyć rozważnie jak na swój stan upojenia, dlatego gdy usiadł na fotelu, to się zorientowała co ma na sobie.- Daj mi chwilę - rzuciła i zniknęła w łazience, gdzie zrzuciła z siebie ręcznik i założyła swoją ulubioną, acz mało seksowną, piżamę. A raczej duży, szeroki, studencki T-shirt, który robił jej czasami za koszulę do spania. Wróciła z powrotem siadając na łóżku i opierając się o ramę z nogami wyprostowanymi przed sobą. Upiła spory łyk wina, gdy wspominał o rozwodzie. Nie chciała, żeby dostrzegł, że ten temat był jeszcze dla niej bolesny. Ciężko tak po prostu dojść do siebie po romansie męża, który trwał latami i to w czasie, gdy starali się o dziecko. Nie płakała za mężem, ale jednak jego zachowanie zburzyło jej poczucie własnej wartości.
- Grzechy zostają Ci wybaczone i proszę bardzo - możesz to powiedzieć. Ale tylko raz! - przewróciła oczami z rozbawieniem, bo znała go już na tyle, że wiedziała, że walczy ze sobą, by nie powiedzieć A nie mówiłem. Z racji tego, że doceniała jego przeprosiny, była skłonna raz mu pozwolić na wypowiedzenie tego. Tym bardziej, że miał rację, ale tego mu już tak łatwo nie przyzna.
- Z kolei jeżeli o mnie chodzi, to nie wiem co mam Ci powiedzieć. Wszystko co miałam, wyrzuciłam z siebie w windzie- powiedziała patrząc na niego niepewnie i wzruszając ramionami. Oczywiście to nie było wszystko, co w niej siedziało, ale wszystko z czym chciała się z nim podzielić. Przecież nie przyzna się, że z byłym już mężem związała się początkowo, aby wywołać w nim zazdrość. Ani, że poczuła ukłucie zazdrości i straty, gdy dowiedziała się o jego zaręczynach z Connie.- Chociaż…. chciałabym Ci podziękować, że nie wspomniałeś o mnie Connie dając mi wolną rękę w tej kwestii. Doceniam to- jej oczy to wyrażały. Nie były to żadne podziękowania, które wypadało powiedzieć. Mimo, że wtedy w przymierzalni kazała mu się wziąć w garść i ożenić z Connie, to jako terapeuta wiedziała, że to fatalna rada. Jako jego dawna przyjaciółka tym bardziej. I mógł pójść do swojej narzeczonej i powiedzieć o Marze, a jednak tego nie zrobił i za to była szczerze Wdzięczna.


Arthur Llewellyn
Jakoś miło
43 y/o
For good luck!
192 cm
Sierżant RCMP
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Z innymi kobietami rzeczywiście nie miał problemu z przekraczaniem ich granic. Oczywiście w bardzo przyjemny sposób. Nic na siłę. Różnica pomiędzy nimi, a Marą była taka, że od niej chciał coś więcej. Chciał spróbować relacji. To by nie zadziałało gdyby nie był z nią szczery. Może nawet próbował delikatnie gdzieś przekraczać te jej granice. Dlatego tak swobodnie z nią flirtował. Próbował pokazać, że drzwi cały czas są otwarte. Wystarczyło sięgnąć po to, na co miało się taką ochotę. Ten krok jednak musiała wykonać ona sama. Skoro to była granica nałożona przez nią, należała również do niej do przekroczenia. Jeśli tego nie zrobiła to znaczyło, że tak naprawdę tego nie chciała, a on nie zamierzał jej forsować. Częściowo był też zbyt dumny żeby prosić się o atencję. Uważał się za całkiem dobry pakiet. Zasługiwał na to żeby ona też go wybrała, skoro on chciał wybierać ją. To było po prostu fair.
Dlatego, gdy znalazła sobie wtedy faceta, a jak się okazało, przyszłego męża, dała mu dość jasny sygnał do tego, że nie był jej pierwszym wyborem. Mogła mieć o nim czasami nie najlepsze zdanie zważając na to, że tak łatwo uganiał się za innymi studentkami, ale nigdy nie próbował rozbić niczyjego związku. Czasami był łajdakiem, ale z zasadami. Do tego całkiem dobrym wykładowcą, wbrew temu, co właśnie mu zarzucano, a co spotkało się z wysoko uniesioną brwią oraz bardzo wymownym spojrzeniem w jej stronę.
- Widzisz... Może gdybyś jednak uczęszczała na niektóre wykłady znałabyś takie triki. - uśmiechnął się do niej zaczepnie, puszczając jej oczko.
Mogli się przekomarzać, ale pamiętał ją na swoich wykładach. Tak naprawdę rzadko je opuszczała, nawet jeśli do końca ich nie potrzebowała. Miała świetnie opanowany materiał i wykładowcę, który miał dla niej pewien soft spot. Miała pewne fory jeśli chodziło o uczestnictwo w kolokwiach. Poza zajęciami również spędzali ze sobą cholernie dużo czasu więc zawsze mógł ją odpytać. Czasami wolał też bardziej praktyczne zaliczenia. Użycie teorii w praktyce.
Tego, jak przez chwilę na niego spojrzała wolał nie zauważyć. Próbował nie zauważyć. Musiał to sobie tak przetłumaczyć. Nie przyszedł tutaj szukając wrażeń na jedną noc, a oboje wiedzieli, że nie mogło wyjść z tego nic więcej. Nie po tym jak ta relacja skomplikowała się w ostatnich miesiącach. Nie mogli mieć niczego więcej. Przecież nie przedstawi go ponownie swojej rodzinie. Nie przedstawi go Connie. Ten statek już dawno odpłynął.
- Słabe te hotele teraz robią, zero zabawy. - wywrócił oczami kręcąc za chwilę głową z autentycznym zrezygnowaniem - Skończyłem już z tymi elektrykami, zwykłych też nie używam, więc nawet to odpada. Chyba oficjalnie jestem już za stary na dobrą zabawę. - wzruszył ramionami opadając na swoje miejsce.
Przytaknął tylko posłusznie czekając aż się przebierze. Wyświadczała mu tym tak naprawdę dużą przysługę. Patrzenie na nią w tym ręczniku nie było łatwe. Nie, kiedy wiedział, czego chciał. O czym rozmawiali wcześniej i jak łatwo byłoby jeszcze bardziej skomplikować ich relację. Oficjalnie był teraz wolny. Ona też. Teoretycznie nie byłoby to nic złego, a jednak przez ich historię nie byłoby chyba dla nich niczego gorszego. Tym bardziej jeśli próbowali właśnie zakończyć tę relację jak dwoje dorosłych ludzi.
Chociaż nie mógł z pełnym przekonaniem powiedzieć, że w tej piżamie miał na nią mniejszą ochotę. Seksowna bielizna jest seksowna. Ręcznik też. Ale kobieta w swoim codziennym stroju, kiedy nie musi się starać i czuje się komfortowo? Też coś w sobie ma.
- Nieeeee.... Odpuszczę sobie. Naprawdę żałuję, że tak się stało. Chciałem żebyś była szczęśliwa. - odpowiedział zgodnie z prawdą spoglądając w jej stronę i musiała wiedzieć, że nie były to po prostu miłe słowa, które się mówi bo tak wypada.
Nawet jeśli kiedyś chciał by skończyła właśnie z nim. Chciał spróbować, tak nadal potrafił cieszyć się jej szczęściem. Nawet jeśli nie trwało do końca życia. Musiała mieć dobre powody by wyjść za swojego byłego męża. Musiał mieć w sobie coś, co ją uszczęśliwiało. To wszystko nie mogło być po prostu złe. Więc tak, cieszył się, że miała chociaż te kilka lat szczęścia.
- Nie musisz mi za to dziękować Mara. Wystarczyło, że Connie traciła narzeczonego. Nie musiała jeszcze tracić wsparcia swojej starszej siostry. Jednej z najważniejszych osób w swoim życiu. - wzruszył lekko ramionami posyłając jej ciepły uśmiech - Potrzebuje Cię. Z resztą... To wszystko jest moja wina, jakbyś nie chciała na to spojrzeć. - nieco posmutniał odwracając na chwilę wzrok i kończąc już swoje wino w szklance.

Mara Lakefield
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Oboje się bawili w kotka i myszkę. Ganiali się, dawali sobie znaki, które dla nich samych były oczywiste, ale drugiej osoby już niekoniecznie. A wystarczyło, żeby usiedli i szczerze porozmawiali. Tak jak teraz, ale to powinno się odbyć lata temu. Zamiast tego odbywali mnóstwo rozmów w jego mieszkaniu czy gabinecie, gdzie Mara spędzała bardzo dużo wolnego czasu, ale nigdy nie poruszyli tej najważniejszej kwestii- czego chcą od siebie nawzajem. Bez ogródek, kawa na ławę. Ich praca polegała na odpowiednim czytaniu ludzi i mimo, że byli dosyć blisko ze sobą, siebie nawzajem nie rozgryźli. A ich życie mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej. Mogli być już szczęśliwym małżeństwem podróżującym po świecie bądź mieszkającym spokojnie w Toronto. Jeździliby na rodzinne spotkania do jej rodziców razem. Jako para. Mąż i żona. Chodziliby do kina, do restauracji, wspólnie by gotowali i lenili się na kanapie czytając książki. Mogliby też spróbować być razem, ale by nie wyszło. Mara jednak nie wyszłaby za mąż, nie została zdradzona, a Arthur może związałby się ponownie z Connie? Było tyle różnych możliwych scenariuszy, które mogłyby się zadziać, gdyby te kilka lat temu zamiast znowu dywagować, kto jest lepszy dla Bridget - Mark czy Daniel - porozmawiali, kogo oni powinni wybrać. Jedna rozmowa. Kilka słów i wszystko wyglądałoby inaczej.
- Oh tak mówisz? To chyba będę się musiała wybrać do niego na jakieś zaległe korepetycje- poruszyła wymownie brwiami uśmiechając się już bardziej swobodnie. Zawsze tak to u nich było. Wystarczył moment, kilka uśmiechów, żartów i nagle Mara się czuła, jakby wcale nie pokłócili się kilkadziesiąt minut wcześniej. Wszystko nagle odchodziło w niepamięć, a oni mogli tak swobodnie wrócić wspomnieniami do tych dawnych lat. I oczywiście, że Lakefield nie opuściła chyba żadnego jego wykładu. Może nie powie jej tego wprost, ale pewnie jeszcze była jego najlepszą studentką i nie dlatego, że miała fory. Po prostu była i zdolna i cóż… dużo się uczyła i skupiała na indywidualnych korepetycjach. Może pora do nich powrócić? Tylko po co, skoro przyszedł właśnie wszystko zakończyć cokolwiek między nimi jest?
- Możemy się też włamać do basenu, który o tej porze jest pewnie zamknięty. Albo do sali konferencyjnej poprzestawiać krzesła….Człowiek nigdy nie jest za stary na dobrą zabawę - sama też nie paliła, ale to nie znaczyło, że nie mogą jeszcze wymyślić coś szalonego. Może i Arthur był star(szy), ale był też łajdakiem (z zasadami oczywiście), więc na pewno znalazłby sposób na dobrą zabawę. Jeszcze z pomocą dawnej młodszej przyjaciółki? Coś by się znalazło.
W nowym stroju czuła się znacznie swobodniej niż w ręczniku. Nie musiała się przynajmniej stresować, że może jej spaść w każdej chwili. Chociaż wcale nie zasłaniał wiele więcej, ale przynajmniej nie wyglądała jak napalona nastolatka. Nie żeby nie miała ochoty na Arthura. Miała, zawsze. A już szczególnie od czasu, gdy była tak blisko niego w przymierzalni i mogła dotknąć jego nagą skórę. Mimo, że muskała ją dosyć szybko i niedbale, to pamiętała każdy mięsień, po którym jej się udało przejechać palcami. Musiała jednak szybko wyrzucić z pamięci tamte wspomnienia, więc upiła spory łyk wina licząc na to, że to jej pomoże.
- I jestem szczęśliwa Arthur- powiedziała od razu z lekkim uśmiechem, bo tak faktycznie się czuła. - Tak, tamta zdrada mnie zabolała, ale… - na chwilę urwała zastanawiając się jak to ubrać w słowa i ile była gotowa mu wyznać. - Najwyraźniej tak miało być. To nie było to, rozmijaliśmy się już od dłuższego czasu. Jestem teraz szczęśliwa. Nie mam wszystkiego czego chciałam mieć , ale doceniam to co mam i jest mi z tym dobrze- wolałaby, żeby jej życie wyglądało inaczej. Odkąd w jej życiu ponownie pojawił się Arthur, jego widziała w swoim idealnym obrazku, ale w życiu nie można mieć wszystkiego. To nie oznacza, że nie można być szczęśliwym. Doceniała jednak to, że dla mężczyzny tak ważne było jej dobro. Widząc to jego ciepłe spojrzenie, w jej sercu również się zrobiło ciepło. To było … pokrzepiające.
Zaraz jednak temat Connie i zerwanych zaręczyn ponownie wprawił ją na chwilę w ten bardziej ponury nastrój. - Connie da sobie radę. To silna, młoda dziewczyna. Dochodzi do siebie- i to nie były puste słowa. Naprawdę tak uważała - zarówno jako jej siostra i terapeutka. Znała ją całe życie i wiedziała, że najmłodsza Lakefield się po tym podniesie silniejsza. - Ale nie zaprzeczę, że to nie jest Twoja wina. Chociaż ja też nie powinnam kręcić tym tyłkiem Ci przed nosem na tarasie. Albo w ten pokraczny sposób próbować zdjąć metkę przy tym Cię nieco obmacując- co było cholernie przyjemne i już prawie i to wypaliła, ale na szczęście w porę ugryzła się w język uśmiechając się zadziornie. Wino już jej uderzało do głowy, że brakowało niewiele, aby zaczęła mówić rzeczy, które na trzeźwo nigdy by nie powiedziała. I zamiast w tym momencie odłożyć szklankę i darować sobie alkohol, to zauważyła, że Arthur wypił już swoje, więc i ona dopiła swoją część. Następnie przekręciła się na łóżku do pozycji siedzącej. Założyła nogę na nogę i zabrała wino ze stolika, aby móc już rozlać całą butelkę do ich pustych szklanek. - Tylko, że dlaczego jej się oświadczyłeś? Dlaczego ona? Sądziłam zawsze, że nie jesteś typem faceta, który chciałby się ustabilizować i mieć żonę. Miałam Cię za wolnego strzelca, który zawsze się będzie uganiał za krótkimi spódniczkami- spytała nie patrząc na niego w tym czasie, a skupiając się na rozlaniu wina. Tak było łatwiej, bo jednak to był dla niej ciężki temat. A jednak coś jeszcze jej ciążyło. Będąc pochyloną w jego kierunku odstawiła butelkę na podłogę, a łokieć oparła na kolanach.- I nie powiedziałam, wtedy tego w przymierzalni, ale…- spojrzała na niego niepewnie i zamilkła wpatrując się w jego oczy. Walczyła z tym co miała do powiedzenia. Musiała to powiedzieć, ale prawda była taka, że nie chciała. Nie chciała wypowiedzieć tych słów. Nie chciała tego zrobić. - Arthur, jeżeli ją kochasz i chcesz z nią być, ja zniknę. Mogę wyjechać i nie będziemy się musieli widywać na rodzinnych obiadkach co niedzielę. Powiedz tylko słowo i zniknę z Waszego życia- i nie chciała, żeby on oczekiwał, że zniknie z jego życia, ale skoro przyszedł tutaj zakończyć ich relację, czy to właśnie tego nie oznaczało? Odkąd powrócił do jej życia, uświadomiła sobie jak bardzo jej go brakowało. Jak jej ciało lgnęło do niego. Nawet teraz w jej oczach mógł wyczytać, że wcale nie chciała uciekać. Nie od niego.


Arthur Llewellyn
Jakoś miło
43 y/o
For good luck!
192 cm
Sierżant RCMP
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
typ narracji
czas narracji
postać
autor

- Coś obiło mi się o uszy, że chyba już nie wykłada na tamtej uczelni, ale jak masz do niego numer, kto wie... Może jest jeszcze w mieście i ma czas na udzielenie jakichś prywatnych lekcji. - uśmiechnął się do niej wesoło, puszczając jej oczko.
Dobrze było chociaż na chwilę wrócić do tego, co mieli między sobą te kilka lat temu. Dobrze było też wiedzieć, że w ogóle potrafią do tego wrócić. Przychodziło im to zadziwiająco łatwo. Tak samo jak wtedy na tym tarasie. Wystarczyło kilka minut by rozmawiali tak jakby widzieli się wczoraj. Podobno to jest właśnie oznaka prawdziwej relacji. Czy to przyjacielskiej czy romantycznej. Gdy dwoje ludzi potrafi nie rozmawiać ze sobą tygodniami, miesiącami, a nawet latami, lecz gdy znów się spotykali było tak, jakby ten czas w ogóle nie minął. Z nią właśnie tak miał. Nawet dzisiaj. Jeszcze godzinę temu podnosili na siebie głos. Można powiedzieć, że się kłócili, a teraz? Właśnie się ze sobą droczyli, jakby to w ogóle nie miało miejsca. Cieszył się, że mogli wrócić chociaż na chwilę do czegoś, co było dla nich obojga normalne.
- Poprzestawiać krzesła? - zamrugał dwa razy patrząc na nią z coraz większym rozbawieniem - Ja mogę być za stary, ale twoje pomysły są prosto z liceum. - zaśmiał się cicho kręcąc głową.
Takie numery rzeczywiście wywijał w liceum, może nawet w podstawówce. Teraz był już dorosłym, dojrzałym facetem, więc i takie zabawy musiały nabrać zupełnie innego wymiaru. Chciał zabalować jak gwiazdy rocka. Wyrzucić telewizor przez okno. Wyskoczyć z balkonu do basenu. Traf chciał, że wszystkie nowe hotele są teraz przesadnie bezpieczne. Wszystko jest pozamykane. Na klucz albo kartę dostępu. Zero dobrej zabawy, tylko tam, gdzie Ci pozwolą. Dlatego ludzie mówią, że dawne czasy były lepsze. Naturalna selekcja robiła swoje. Robienie tego, co zakazane zawsze smakowało najlepiej. Teraz tego, co zakazane po prostu nie można było wykonać.
- Dobrze to słyszeć Mara. - uśmiechnął się ciepło po jej wyznaniu.
Zdawał sobie sprawę, że rozwód i zdrada nie były łatwą kwestią, ale cieszył się, że zdołała się już z tym chociaż częściowo uporać. Jest terapeutką, wiedziała co robi. Aczkolwiek tak jak było w ich przypadku, często najciemniej było pod latarnią. On nie potrafił jej zrozumieć. Oboje w tej relacji popełniali błędy, chociaż patrząc na to z boku można by było sądzić, że dwie osoby znające się na psychologii świetnie się dogadają. Nic bardziej mylnego. Arthur wierzył natomiast, że mówiła prawdę. Nie do końca kupował to całe jestem szczęśliwa, ale zdawało mu się, że rzeczywiście wiele rzeczy już sobie przerobiła. Wyjdzie z tego podobnie jak jej siostra. Obie będą silniejsze.
- Nieco mnie obmacując? Strach pomyśleć co robisz innym, których rzeczywiście obmacujesz. - próbował wysilić się na uśmiech, lecz zarówno on jak i jego ton nadal były dość ponure.
Temat jego byłej narzeczonej nadal ciążył mu na sercu. Naprawdę wydawało mu się, że kochał tę dziewczynę. Ostatnie, czego chciał to ją skrzywdzić. Wierzył w to, że to może zadziałać. Inaczej by się nie oświadczył. Nie mówił jej tych wszystkich rzeczy. Nie poznawał się z jej rodzicami. Może i Mara maczała swoje palce w tym, że podjął taką, a nie inną decyzję, ale nie potrafił jej za to winić. Fakt pozostawał faktem. Rozglądał się za inną kobietą. On, nikt inny. Nie miał innego wyjścia, jak zerwać zaręczyny. Nie mogli tego kontynuować.
- Wiesz dlaczego ona, Mara. - uśmiechnął się do niej lekko.
To była jej młodsza siostra. Znała ją pewnie lepiej niż on. Doskonale wiedziała dlaczego można się w niej zakochać. Dlaczego jeśli ktokolwiek miał na to szansę, była to właśnie ona. Właśnie ona i kiedyś jej siostra, gdyby nie wybrała sobie wcześniej kogoś innego. Ze smutną miną spojrzał na odbijający się od ścianek szklanki jasny płyn. Mógł odpowiedzieć na to pytanie na setkę sposobów, ale Mara wiedziała najlepiej dlaczego wybrał akurat jej siostrę.
- To w niczym nie pomoże. - pokręcił jedynie głową unosząc powoli swoje tęczówki do jej - Myślałem, że ją kocham. Naprawdę. Ale gdyby tak było nie patrzyłbym na Ciebie tak, jak powinienem tylko na nią. Nie działałabyś na mnie tak, jak działasz. Zakochany człowiek tak nie robi. Przynajmniej nie powinien. - westchnął cicho próbując się uśmiechnąć, ale średnio mu to wyszło.
- Więc nie Mara, nie musisz nigdzie wyjeżdżać. Powinnaś zostać tu, gdzie jesteś. Ze swoją rodziną. - tym razem już zdołał się uśmiechnąć całkiem przekonująco zanim wypił połowę swojej szklanki za jednym razem.
Czy on zostanie? Chyba przekonywał się już powoli do tego, że powinien wyjechać. Zniknąć z ich życia na stałe. Nie było po co rozdrapywać ran. Nawet jeśli są świeże. Nigdy nie będą mogły się w pełni zabliźnić. Tak będzie dla nich wszystkich lepiej.

Mara Lakefield
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Uśmiechnęła się tajemniczo nie zdradzając czy faktycznie chciałaby skorzystać z tego numeru czy nie. Oczywiście wiedziała, że chciałaby. Wciąż miała jego numer i najwyraźniej on jej też, skoro do niej dzisiaj napisał. Może wziął od Connie, gdy tamta wymyśliła, aby ich wysłać razem na zakupy? A może nigdy nie skasował? Tego się pewnie Mara już nigdy nie dowie. Ale przyjemnie było się z nim tak podroczyć jak za starych dobrych czasów. Jak stare kochające się małżeństwo, które rzuca w siebie talerzami, żeby za dziesięć minut leżeć obok siebie przytulonym na kanapie jak gdyby nigdy nic. To była ta swoboda, której nie dało się opisać słowami drugiej osobie, która nigdy tego nie doświadczyła.
- Ja przynajmniej próbuję coś wymyślić, a nie poddaję się na starcie, staruszku - spojrzała na niego wymownie nie przejmując się jego przytykiem. Może i pomysł z krzesłami był słaby, ale chciała zachęcić do burzy mózgów. Zrobienia czegoś szalonego, żeby mogli się poczuć chociaż przez chwilę jak nastolatkowie.- W dodatku co w tym złego poczuć się przez chwilę trochę młodziej? Chociaż akurat w Twoim przypadku o ponad połowę młodziej- zaśmiała się cicho trochę nabijając się z jego wieku, który oczywiście nigdy jej nie przeszkadzał. Nawet wprost przeciwnie - tym bardziej jej imponował, bo wykazywał się większą wiedzą, doświadczeniem i rozwagą niż jej rówieśnicy. Chociaż patrząc na ilość studentek zaciągniętych do łóżka to z tym ostatnim by polemizowała.
Nie chciała ciągnąć tematu rozwodu. Dla niej ten rozdział był już zamknięty. Nie wzdychała za byłym mężem. Bolał ją brak obecności Arthura w istotnych chwilach jej życia, ale przyjęła jego przeprosiny i nie widziała sensu roztrząsać tego dalej. Tym bardziej, że wierzyła w szczerość tego wyznania.
- Strach pomyśleć?- spojrzała na niego nieco zaskoczona.- Gdybym naprawdę Cię macała, to poczułbyś zdecydowaną różnicę i nie narzekałbyś ani trochę- spojrzała na niego dość porozumiewawczo i wtedy dostrzegła, że jego wyraz twarzy jest dość ponury. Aż się speszyła, że on najwyraźniej nie czuje się komfortowo na to wspomnienie, a ona jeszcze rzuca takimi tekstami. Powinna już przestać pić. Powinna przestać słuchać Cynthi. Jej przyjaciółka miała głupie pomysły.
Tym bardziej, że temat Connie wracał jak bumerang. Gdy usłyszała jego odpowiedź speszyła się jeszcze bardziej spuszczając głowę i jedynie przytakując cicho. - Racja, wiem- i najwyraźniej ponownie źle zinterpretowała jego słowa. Bo nigdy nie porównywała się do siostry i nie sądziła, że to, że wybrał najmłodszą Lakefield, miało to związek z nią samą. Jego odpowiedź znaczyła dla niej tyle, że widział w jej siostrze to co ona - przepiękną, młodą i inteligentną kobietę, która potrafiła wszystkich rozbawić i roztaczała wokół siebie aurę spontaniczności. I znowu, znowu przy nim poczuła się zazdrosna o nią. Wcześniej tak nie miała, ale gdy chodziło o niego? Chciała być Connie. Dlatego jego kolejne słowa ją kompletnie wybiły. Podniosła głowę patrząc na niego wyraźnie skonsternowana.- Poczekaj, poczekaj. Trochę zaczynam się gubić- aż się wyprostowała, a jej wzrok nie był już ani ponury ani tym bardziej rozbawiony czy podniecony. Była na powrót zła.- Oboje dobrze wiemy jak cudowna jest Connie i nie sposób się w niej nie zakochać. Daję Ci możliwość powrotu do niej beze mnie w pobliżu, ale gadasz, że na mnie patrzysz tak jak powinieneś na nią . Więc zerwałeś z nią zaręczyny, żeby co? Nie odzywać się do mnie, potem odegrać jakąś żałosną scenę przed moim kolegą jakbyś kurwa znaczył swój teren, potem wparowujesz tutaj, żeby ZAKOŃCZYĆ naszą znajomość i pierdolisz znowu takie rzeczy?- z każdym kolejnym słowem jej głos był coraz bardziej ostrzejszy, bo znowu czuła ten pieprzony mętlik. Znowu robił jej chaos w głowie i sercu. Odstawiła w połowie wypitą szklankę na stolik i wstała.- Wiesz co, serio Llewellyn, potrzebna Ci jest terapia, bo Twoje słowa nie mają ani trochę pokrycia z czynami- rzuciła jeszcze niezbyt na niego patrząc i podeszła do mini barku szukając czy ma tam coś ciekawego jeszcze do wypicia, skoro wino się skończyło, a on nie pomagał jej ochłonąć. Wręcz przeciwnie.



Arthur Llewellyn
Jakoś miło
43 y/o
For good luck!
192 cm
Sierżant RCMP
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
typ narracji
czas narracji
postać
autor

- Też próbowałem coś wymyślić. Nie moja wina, że wszystkie moje pomysły są staroświeckie. - przewrócił oczami zdając sobie sprawę, że w tej chwili wychodził na starego zgreda, ale to nie jego wina, że wychował się na ekscesach gwiazd rocka i zawsze chciał chociaż kilka z nich powtórzyć - Połowę? - spojrzał na nią rozbawiony - Czy Ty w ogóle wiesz, ile mam lat, czy zawsze po prostu zgadywałaś? - zaśmiał się cicho bo jego podstawówka czy liceum były o wiele wcześniej niż jakieś dwadzieścia lat temu.
Może miała po prostu jakieś wyobrażenie jego jako grzecznego chłopca na studiach? Nie wyobrażał sobie skąd takie mogłoby przyjść, skoro widziała co wyprawiał jako wykładowca. Jako student był jeszcze gorszy. Niemniej dobrze było wiedzieć, że najwyraźniej uważała go za o wiele młodszego niż był w rzeczywistości. To znaczyło, że trzymał się całkiem dobrze jak na swoje lata, a uważał, że te wcale nie są już takie najmłodsze.
- Nie pamiętam, żebym teraz narzekał. - powiedział zanim pomyślał nawet się przez chwilę do niej zaczepnie uśmiechając.
Doskonale pamiętał jak jej dłonie delikatnie muskały jego skórę. Pamiętał tę bliskość. Zapach jej perfum. Podobnie jak wszystko, na co w tamtym momencie miał ochotę, a co później doprowadziło do rozpadu jego związku. To ostatnie skutecznie rzucało się cieniem na wspomnienie tamtego popołudnia, a tym samym na tę konwersację. Szybko skarcił się w myślach za ten komentarz. Byłby nie na miejscu jeszcze kiedy był narzeczonym jej siostry. Był tym bardziej nie na miejscu teraz, kiedy już nie był i złamał jej serce. Coś, o czym sam Arthur nie pozwalał sobie zapomnieć. Nie zamierzał bawić się uczuciami kolejnej Lakefield. Wystarczająco już namieszał w życiu tej rodziny. Do pewnych rzeczy nie dało się i nie powinno się wracać. Chociaż on pewnie popełni jeszcze ten błąd. Któregoś samotnego wieczoru przypomni sobie to popołudnie. Pewnie więcej niż jednego wieczoru.
Doceniał to, że nie musiał się rozwodzić nad zaletami Connie. Oboje doskonale je znali. Wymienianie ich wszystkich tylko mocniej by bolało. Zarówno ją, jak i jego. Mógł się tylko lekko, acz smutno uśmiechnąć przytakując na jej słowa. Nie spodziewał się natomiast, że jego kolejne słowa wybudzą taką burzę emocji z jej strony. Zupełnie tego nie rozumiał. Wszystko, co dzisiaj powiedział wydawało mu się całkowicie logiczne. Miało sens, aczkolwiek wyczuł pewne słowa klucze, które najwyraźniej wyprowadzały ją z równowagi. Zmarszczył nieco brwi spoglądając jak podnosi się z łóżka by przejść do minibarku. Również odstawił swoją szklankę, ale nie próbował do niej podejść. Nie chciał więcej kłótni.
- Jakie rzeczy Mara? Takie, że nie chcę rozbijać waszej rodziny? - zapytał na razie całkiem spokojnie - Nawet jeśli byś wyjechała to, co? Zamierzasz wyprzeć się swojej rodziny żebym mógł być z Connie? Myślisz, że tego by chciała? Wymienić mnie za Ciebie? Jesteś z nią całe życie, ja dopiero kilka miesięcy. To nie ma najmniejszego sensu. Nikt tutaj nie wygrywa. Ani Ty, ani ona. - pokręcił tylko głowę cicho wzdychając - Z resztą przecież nie o to chodzi. Chcesz żeby była z facetem, któremu podoba się jej siostra? I nie podoba na zasadzie tak, mogę stwierdzić, że obiektywnie jest ładna. Jeśli myślę o Tobie w taki sposób to znaczy, że tak naprawdę nie kochałem Connie. Nie tak jak na to zasługuje. Dlatego zerwałem zaręczyny, bo zasługuje na więcej, na lepszego faceta. - jego głos wyraźnie spochmurniał bo cały ten czas próbował do tego nie wracać, nie tak miała wyglądać ta rozmowa.
- Tak, jeśli mamy zakończyć swoją relację to chciałem to zrobić inaczej, niż zrobiliśmy to w windzie. Myślałem, że powinniśmy to zrobić... Sam nie wiem jak. To Ty postawiłaś mi tego drinka, dlaczego? Spodziewałbym się, że nie chciałaś mieć ze mną nic wspólnego po tym co zrobiłem Connie. Więc co chciałaś osiągnąć tym drinkiem? - dopił swojego drinka i w końcu wstał też już wyraźnie poirytowany - Więc może też zdecyduj się czego chcesz. - podszedł nieco bliżej, ale bardziej po to by być bliżej wyjścia niż niej, chociaż wyszło na to samo.
- A jak szukasz tego Marsa to pewnie zostawiłaś go w łazience. - to było już z jego strony złośliwe, ale nie miał sobie nic do zarzucenia. Był nie do końca trzeźwy, zirytowany. Przyszedł tutaj z dobrymi intencjami.

Mara Lakefield
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- Nie są staroświeckie, a po prostu… niedostosowane do okoliczności? Tak lepiej to brzmi-puściła mu oczko z rozbawieniem chcąc rozgonić to jego pochmurne spojrzenie.- Hmm nie wiem. Nigdy szczególnie się nad tym nie zastanawiałam, ale jakoś w okolicach 60?- zasugerowała nagle całkiem poważnym tonem, jakby faktycznie uważała, że ma tyle lat. Oczywiście wiedziała ile ma. Pewnie kiedyś podejrzała w jakimś jego dokumencie jak prawo jazdy czy coś. Które naturalnie samo wpadło w jej ręce. I na pewno nie uważała go za spokojnego nastolatka. Doskonale wiedziała jaką ma reputację na uczelni, więc pewnie mając mniej odpowiedzialności na barkach, pozwalał sobie jeszcze na znacznie więcej. Chociaż z drugiej strony niektórzy dopiero po latach sobie rekompensowali brak szaleństw w młodości. Dopadał ich potem jeszcze kryzys wieku średniego, a w tym wieku to chyba Arthur się już znajduje?
- Strach pomyśleć ma dosyć negatywny wydźwięk- zwróciła mu uwagę, bo tak się właśnie poczuła. Jakby obmacywanie go przez nią było czymś strasznym. Zdawała sobie sprawę, że był to fatalny pomysł. Okropny względem jego narzeczonej, a jej siostry. Z drugiej strony po tym co wtedy powiedział, sądziła jednak, że było to przyjemne. Czy nie mógłby się w końcu zdecydować czego chce w życiu? Czego chce od niej?
Cały ten wieczór zaczął przyprawiać ją o zawrót głowy. Odkąd tylko pojawił się na horyzoncie siedząc jak gdyby nigdy nic w tym barze hotelowym. Wystarczyło udawać choćby przed samą sobą, że go nie zauważyła, a jeszcze lepiej - że wcale go nie zna. Ale nie, musiała postawić tego cholernego drinka, a potem to już poszło po całości. Czuła jak znowu ganiają się nawzajem. Bawią w kotka i myszkę. Flirtują, a potem się peszą. Drażnią się, ale trzymają z dystansem. Na studiach była młoda, niedoświadczona. Dzisiaj miała za sobą lata praktyki w zawodzie, a wciąż czuła się w tym samym miejscu co wtedy - jeżeli chodzi o Llewellyna, to wiedziała, że nic nie wie. Mógł puszczać jej oczko i rzucać tekstami, że na własną narzeczoną nie patrzył tak jak na nią, a jednocześnie nie próbując nawet trochę przekroczyć tej granicy między nimi. Granicy, którą mu powiedziała już w windzie, że zawsze chciała żeby przekroczył. Nie potrafiła go rozgryźć.
Wolała żeby już został w tym fotelu albo po prostu bez słowa wyszedł, a nie jeszcze podszedł za nią i ciągnął ten temat wprawiając ją w jeszcze większe bagno emocjonalne. Aż się wyprostował urażona i rzuciła mu ostre spojrzenie. - Nigdy bym się nie wyparła rodziny! Po prostu odsunęłabym się na bok, by nie było żadnych niezręcznych spotkań. Moglibyśmy się unikać. Tylko my, nasza dwójka- wytłumaczyła ten pomysł, który może i wydawał się irracjonalny, ale gdyby tego pragnął - zrobiłaby to dla niego i Connie. Pragnęła ich szczęścia. Zgadzała się z nim, że jej siostra zasługiwała na kogoś, kto by świata poza nią nie widział, ale czy w ogóle istnieją tacy mężczyźni? Może Arthur po prostu zbłądził przez jej kuszenie? Nie chciała go tłumaczyć. Cholera, nie chciała nawet myśleć o jego ślubie z Connie, bo myśl, że jest z inną ją bolała i wkurzała. Znowu się to działo. Znowu czuła się, że wpadła to bagno, z którego nie może się wygrzebać. Nie potrafiła określić własnych emocji i uczuć. Kłębiło się w niej wszystko, a słysząc jego kolejne słowa po prostu wybuchła.
- Ciebie! Zawsze Ciebie chciałam do cholery!- krzyknęła bez zastanowienia. Mogła powiedzieć tak wiele. Mogła powiedzieć, że nie wie. Mogła powiedzieć, że chce kolejną butelkę wina. Albo chciałaby, żeby wyszedł. Albo żeby Connie była szczęśliwa. Albo że chciała, żeby do niej zadzwonił i zaprosił na randkę. Albo żeby wyjechał z Toronto i nigdy się nie pojawił ponownie. Mogła powiedzieć tak wiele, ale jej serce podpowiedziało pierwsze właśnie to.
Przez ułamek sekundy wpatrywała się w niego z nieukrywanym szokiem własnymi słowami próbując wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Jednak bała się jego odpowiedzi. Bała się jego reakcji. Bała się odrzucenia, więc zrobiła coś jeszcze gorszego. Podeszła jeszcze bliżej niego chwytając go mocno za koszulę, a następnie wpiła się w jego usta. Z czystym pożądaniem i tęsknotą. Oddała w tym pocałunku wszystkie emocje, które w niej buzowały. Jakby był on jedynym dla nich ujściem. Czuła jak całe ciśnienie z niej ulatuje, a na jego miejscu pojawia się coś zupełnie innego. Coś znacznie przyjemniejszego, gdy pozwoliła sobie pogłębić pocałunek. Tylko na chwilę, bo zaraz go przerwała zanim sam to zrobił , o ile już wcześniej nie próbował jej od siebie odsunąć, a ona nawet tego nie dostrzegła.
Teraz mogła ponownie mu spojrzeć w oczy. Wciąż w szoku i z lekką obawą, ale i z płonącymi iskierkami pożądania. - W taki sposób możemy to zakończyć- szepnęła, ale nie odsunęła się od niego. Nawet nie zabrała swoich dłoni. Korzystała z każdej sekundy będąc tak blisko niego, dopóki sam się nie odsunie. Nie chciała kończyć tej relacji. Nie chciała go wyrzucać ze swojego życia. Ale jeżeli nie było dla niej miejsca w jego, może właśnie tym pocałunkiem powinni się pożegnać?


Arthur Llewellyn
Jakoś miło
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”