Sprawa, nad którą obecnie miała przyjemność (lub nie?) się pochylić, była właśnie taką z tej drugiej grupy, gdzie nagły zwrot akcji całkowicie zmienił jej nastawienie. Z zaangażowania, pełnego skupienia na ofierze i obawie o jej samopoczucie na coś w rodzaju dezorientacji. Ta nie była niczym nowym, bo zdarzały się różne kwiatki, ale nie w postaci takiej, w jakiej prezentowały się obecnie. W dużym skrócie - chodziło o pracownika pewnej działalności pod nazwą Vanile Atelier. Zgłoszenie przedstawiało kogoś, kto miał dopuścić się napaści cielesnej i był pracownikiem tejże firmy czy czym ona tam była. Winters raczej nie śledziła tej konkretnej branży, stąd też nie miała absolutnie pojęcia, że jest to działalność jednoosobowa. To wyszło dopiero na etapie wstępnego rozeznania, ale już zdążyło zrobić zamęt w całej sprawie. Fałszywe zgłoszenie? Trochę niemożliwe, bo kobieta została zbadana pod kątem napaści i znaleziono na niej ślady potwierdzające jej wersję wydarzeń. Jakiś przekręt? Całkiem możliwy, choć to rodziło kolejne pytania. Ale coś tutaj nie grało – poszkodowana zgłosiła, że sprawcą był mężczyzna. W rejestrze działalności właścicielką była kobieta. A skoro nie posiadała ona innych udziałowców czy pracowników, skąd mowa o mężczyźnie? Istniało prawdopodobieństwo, że może ktoś był zatrudniony na lewo, ale tym akurat Winters się nie zajmowała. Skoro już jednak zaangażowała się w śledztwo, należałoby albo wyjaśnić te nieścisłości, albo poszukać dowodów na to, że był to jakiś przekręt.
W tym celu zdecydowała się zaprosić na rozmowę wspomnianą właścicielkę, Hazel Price. Miało to być zwyczajne przesłuchanie, bez żadnych oskarżeń, przynajmniej posiadając obecny zakres wiedzy i dowodów. Miała natomiast ogromną nadzieję na to, że ta kobieta rozjaśni jej chociażby sytuację własnej firmy, która poniekąd została w tą sprawę wciągnięta przez udział jej potencjalnego pracownika. Czy istniał ktoś taki, czy też nie, miała obowiązek dopytać szefostwo o to, czy ktoś taki faktycznie dla nich pracował i czy przejawiał jakieś dziwne zachowania.
— Pani Price? Detektyw Winters, miło panią poznać. Zapraszam za mną. — czekając na kobietę w dniu wyznaczonego przesłuchania, dostała finalną informację o jej przybyciu, więc natychmiast udała się prosto do niej. Zaprosiła ją do jednej z mniejszych salek do przesłuchań, gdzie gestem wskazała jej krzesełko. Sama spoczęła w miejscu naprzeciwko, obserwując kobietę z trudnym do odczytania wyrazem twarzy.
Hazel Price