ODPOWIEDZ
35 y/o
OPIEKUN FORUM
170 cm
pani detektyw w toronto police service
Awatar użytkownika
A super dedicated cop.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

13.
Dla Mazarine każde, nawet niepozorne zgłoszenie było sprawą wartą poświęcenia uwagi i wstępnego wgłębienia się w detale. Jej zaangażowanie we własną pracę nie pozwalało jej sortować sytuacji na coś w stylu: „do przejrzenia” i „do olania”. Często to w szczegółach tkwił diabeł, a przy okazji kombinacja intuicji wraz z rozsądkiem potrafiły powiedzieć jej coś więcej, często nawet nakierowując ją już na właściwy kierunek. Nie była jednak przewidzieć każdej sprawy z osobna, bo te często lubiły zaskakiwać – jak nie zaangażowanymi stronami, to plot twistami.
Sprawa, nad którą obecnie miała przyjemność (lub nie?) się pochylić, była właśnie taką z tej drugiej grupy, gdzie nagły zwrot akcji całkowicie zmienił jej nastawienie. Z zaangażowania, pełnego skupienia na ofierze i obawie o jej samopoczucie na coś w rodzaju dezorientacji. Ta nie była niczym nowym, bo zdarzały się różne kwiatki, ale nie w postaci takiej, w jakiej prezentowały się obecnie. W dużym skrócie - chodziło o pracownika pewnej działalności pod nazwą Vanile Atelier. Zgłoszenie przedstawiało kogoś, kto miał dopuścić się napaści cielesnej i był pracownikiem tejże firmy czy czym ona tam była. Winters raczej nie śledziła tej konkretnej branży, stąd też nie miała absolutnie pojęcia, że jest to działalność jednoosobowa. To wyszło dopiero na etapie wstępnego rozeznania, ale już zdążyło zrobić zamęt w całej sprawie. Fałszywe zgłoszenie? Trochę niemożliwe, bo kobieta została zbadana pod kątem napaści i znaleziono na niej ślady potwierdzające jej wersję wydarzeń. Jakiś przekręt? Całkiem możliwy, choć to rodziło kolejne pytania. Ale coś tutaj nie grało – poszkodowana zgłosiła, że sprawcą był mężczyzna. W rejestrze działalności właścicielką była kobieta. A skoro nie posiadała ona innych udziałowców czy pracowników, skąd mowa o mężczyźnie? Istniało prawdopodobieństwo, że może ktoś był zatrudniony na lewo, ale tym akurat Winters się nie zajmowała. Skoro już jednak zaangażowała się w śledztwo, należałoby albo wyjaśnić te nieścisłości, albo poszukać dowodów na to, że był to jakiś przekręt.
W tym celu zdecydowała się zaprosić na rozmowę wspomnianą właścicielkę, Hazel Price. Miało to być zwyczajne przesłuchanie, bez żadnych oskarżeń, przynajmniej posiadając obecny zakres wiedzy i dowodów. Miała natomiast ogromną nadzieję na to, że ta kobieta rozjaśni jej chociażby sytuację własnej firmy, która poniekąd została w tą sprawę wciągnięta przez udział jej potencjalnego pracownika. Czy istniał ktoś taki, czy też nie, miała obowiązek dopytać szefostwo o to, czy ktoś taki faktycznie dla nich pracował i czy przejawiał jakieś dziwne zachowania.
Pani Price? Detektyw Winters, miło panią poznać. Zapraszam za mną. — czekając na kobietę w dniu wyznaczonego przesłuchania, dostała finalną informację o jej przybyciu, więc natychmiast udała się prosto do niej. Zaprosiła ją do jednej z mniejszych salek do przesłuchań, gdzie gestem wskazała jej krzesełko. Sama spoczęła w miejscu naprzeciwko, obserwując kobietę z trudnym do odczytania wyrazem twarzy.

Hazel Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Lin (shad0wlin_)
kierowanie moją postacią bez mojej zgody
19 y/o
For good luck!
170 cm
cosplayerka, projektantka kostiumów Vanile Atelier
Awatar użytkownika
Hazel Judy Price, występująca jako Vanile Lorrie, to młoda, kreatywna i pełna pasji cosplayerka z Toronto. Jej życie to codzienna walka między światem fikcji — kostiumami, perukami, sceną — a prawdziwym, bardziej stonowanym „ja”.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe.her
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Hazel zatrzymała się w progu, zaciskając dłonie na teczce tak, jakby trzymała w niej nie dokumenty, a własną reputację. W sumie… trochę tak było. Gdy prowadzi się jednoosobową działalność i firmę budowaną od piętnastego roku życia, od pierwszego igłowego ukłucia i krzywo przyszytej tasiemki, każde nieporozumienie potrafi brzmieć jak zagrożenie.
—Dzień dobry. Pani Winters?— odezwała się cicho, ale grzecznie, odruchowo poprawiając kosmyk włosów, jak robiła to zawsze, gdy stres wybijał ponad skalę. Usiadła w salce przesłuchań z ostrożnością kogoś, kto nie do końca wie, czy trafił na rozmowę informacyjną, czy właśnie w środku nocy znalazł się na planie jakiegoś dramatycznego serialu kryminalnego. Hazel była przyzwyczajona do kamer, konwentów, świateł, ale to było coś zupełnie innego.
— Otrzymałam informację, że mam się stawić na rozmowę w związku z moją działalnością?- zaczęła, z tym specyficznym, miękkim akcentem kogoś, kto wychował się w domu, gdzie włoskie i hiszpańskie słowa mieszały się przy obiedzie jak przyprawy.
—Przyznam, że nie otrzymałam żadnych szczegółów. Nie wiem, czego dokładnie dotyczy sprawa.-Wzięła oddech i spojrzała na detektyw z nieśmiałością, która kontrastowała z pewnością, z jaką poruszała się po scenie konwentowej jako Vanile Lorrie. Postać pełna blasku, której popularność dawno przekroczyła granice. Położyła grubą teczkę w której znajdowało się jej całe życie, a mówiąc prościej tablet oraz wszystkie dokumenty potrzebne, w takich sytuacjach. W duchu młoda kobieta była wdzięczna, za możliwość życia w czasach, gdzie wszystko można było znaleźć w sieci. Dzięki temu nie musiała nosić przy sobie całego archiwum w wersji papierowej.
— Man nadzieje, że tutaj znajdą się wszystkie potrzebne dokumenty w również mogę udostępnić logi z tabletu, potwierdzenia zamówień, wgląd w kalendarz prac, a nawet korespondencję z klientami.- Oświadczyła spokojnym głosem odruchowo przy tym głaszcząc teczkę, z czułością godną matczynej miłości.
Mazarine Winters
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
quilethe
35 y/o
OPIEKUN FORUM
170 cm
pani detektyw w toronto police service
Awatar użytkownika
A super dedicated cop.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Patrząc na kobietę bacznym, policyjnym okiem Mazarine musiała zauważyć jej podenerwowanie. Nie było ono niczym nietypowym – większość osób nie reagowała radością na wieść o stawieniu się na przesłuchanie. Dlatego też zawsze z tyłu głowy miała myśl, by na to uważać. Lub, wręcz przeciwnie, wykorzystać to dla popchnięcia sprawy w kierunku zakończenia. Price nie przypominała jednak klasycznych przestępców, z którymi zwykle miała do czynienia Maze. Pozory jednak lubiły mylić. Decyzję o przyciśnięciu lub łagodności zdecydowała się zatem pozostawić na dalszą część rozmowy, kiedy już będzie widzieć więcej.
Zgadza się. — choć mogłaby się przyczepić, że ta nie nazwała jej „panią detektyw”, postanowiła odpuścić sobie ten szczegół. Wolała nie ryzykować zawaleniem się konstrukcji na samym wstępie rozmowy, a przecież zależało jej na przeprowadzeniu przesłuchania tak, by wyciągnąć jak najwięcej ważnych informacji. Zwłaszcza, że kobieta była zdenerwowana – zwracanie jej uwagi byłoby zatem strzałem w kolano.
To prawda. — powoli pokiwała głową, emanując spokojem i względną obojętnością, co też było zabiegiem celowym. — O szczegółach porozmawiamy jak usiądziemy, ale nie musi się pani niczego obawiać. Zadam jedynie parę pytań. — zawsze starała się uspokoić osobę, z którą planowała rozmawiać, choć od udzielonych przez nich odpowiedzi tak naprawdę zależała cała sprawa. Człowiek jednak współpracował chętniej, nie będąc pod tym przysłowiowym pistoletem. Chyba, że faktycznie miał coś za uszami – wtedy przesłuchania zmieniały się o sto osiemdziesiąt stopni.
Gdy już usiadła, zerknęła na położoną na stoliku teczkę. Choć na zewnątrz nie było po niej tego widać, zaskoczyły ją nieco działania kobiety. Nie zawsze każdy tak przygotowywał się do spotkania, a to też mogło prowadzić do dwóch zupełnie różnych scenariuszy. Albo nie miała nic do ukrycia, albo wręcz przeciwnie – ukryła coś, co mogłoby być kluczowe dla sprawy.
Bardzo dziękuję, to z pewnością się przyda. — przez jej twarz przemknął cień uśmiechu, gdy sięgała po teczkę. Gdy zapadła cisza, pogrążyła się w lekturze i przerzucaniu kartki za kartką. Jej podejrzenia tylko się pogłębiły, ale na szczęście nie w kwestii winy siedzącej przed nią kobiety. — Niech mi pani powie... — zaczęła, zamykając teczkę i odkładając ją na stolik. W międzyczasie przeniosła wzrok na kobietę, próbując wyłapać każdą możliwą zmianę w mimice twarzy. — Jest pani właścicielką i jedyną pracownicą firmy? Czy ktoś jeszcze został przez panią zatrudniony? — było to jedno z tych pytań, które miała jej zadać.

Hazel Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Lin (shad0wlin_)
kierowanie moją postacią bez mojej zgody
ODPOWIEDZ

Wróć do „Toronto Police Service Headquarters”