ODPOWIEDZ
23 y/o
For good luck!
161 cm
inżynier oprogramowania w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
he, who is not bold enough to be stared at from across the abyss, is not bold enough to stare into it himself
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimoże być ona/ich
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

trigger warning
krew
Mogła powiedzieć o nim wiele negatywnych rzeczy. Że jest skrajnie nieodpowiedzialny, wariat, hultaj, pojebany do reszty. Jak w tym wszystkim malował się jednak ten pozytyw, przez który dalej nie dość, że miała z nim wspólne mieszkanie, to jeszcze dopuszczała go daleko poza granice, które dla wszystkich zdążyła wybudować? Ufała mu, czego nie uważała przecież za żaden błąd. Nawet jeżeli wybuchał, jeżeli robił głupstwa, a Aretz czasami tylko ręce opadały, to znosiła jego towarzystwo. Ba, ona je naprawdę lubiła. Mimo ich obustronnych bomb emocjonalnych, które potrafili sobie wzajemnie sprzedawać, to miłe poczucie znajomego gruntu; świadomość, że zawsze jest to ramię, na którym będzie mogła się wypłakać, dodawało to nieco stabilizacji. Otuchy. Nawet jeżeli milczeli albo jedno w drugie rzucało kaskiem, niemo sygnalizując swoje następne zamiary.
Dzisiaj było trochę inaczej. Mei znowu nie wiedziała, czym się tak naprawdę stresuje, a wszelkie sposoby na zaprzestanie tego stanu rzeczy; ćwiczenia oddechowe, czy też inne, skuteczne do tej pory metody, nie dawały chcianych rezultatów. Znowu drżały jej dłonie, przez co place nie trafiały w odpowiednie przyciski klawiatury, a kod nie wyglądał, jak powinien. Była już tym wszystkim na tyle sfrustrowana, że wyszła z pokoju, w myśl uspokojenia się przy zmywaniu. Bo jak już nic miało nie działać, to chociaż zmyje to, czego do zmywarki wrzucić nie można było. A może jej głowa się uspokoi i przestanie rzucać pomysłami, których to nijak nie potrafiła zrozumieć. Może się uspokoi. Może ręce przestaną tak drżeć, a ona nie będzie zagryzała wnętrza policzka tak, jakby chciała poczuć w ustach metaliczny posmak.
Brzdęk.
Nie zauważyła, że palce za mocno zacisnęły się na szkle. Początkowo nawet nie poczuła, że to, kiedy tak pękło w jej dłoniach, przy okazji poraniło jej palce. Zachowywała się tak, jakby to na niej nie robiło absolutnie żadnego wrażenia. Był w końcu wieczór, po prostu zmywała, a chłodne powietrze ledwie muskało jej odkryte łydki, wywołując na nich minimalną, gęsią skórkę. Dopiero po chwili westchnęła, wyciągając potłuczone kawałki ze zlewu i kładąc je na blacie, tuż obok.
Ares? — nie wiedziała, czy jest w domu. Czy ma słuchawki na uszach. Może śpi. Albo ma ją ochotę poignorować. Zawołała, dla bezpieczeństwa. — Przenosiłeś apteczkę do łazienki? — ostatnio jak jej szukała, to tam była. Teraz nawet nie ruszyła się w tamtym kierunku. Patrzyła na krew, spływającą po jej palcach prosto do zlewu. Mieszającą się z wodą. Cholera, musiała to odkazić. Najpierw tylko zabezpieczyć, żeby nie pobrudzić podłogi. A potem odkazić, schować pod może plastrami… ale to zaraz. Najpierw to musiała się dowiedzieć, gdzie była apteczka.
opos
kierowanie postacią, czytanie w myślach, metagaming, treści generowane przez AI
23 y/o
For good luck!
183 cm
tancerz w The Painted Lady
Awatar użytkownika
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you, ooh, yeah
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkidowolne
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

trigger warning
krew, bipolar disorder
Ares niedawno wrócił do mieszkania, myślami jednak wciąż będąc przy właścicielu srebrnego Harleya. Idąc do domu kumpla nie zakładał, że spotka tam nie jego, tylko jego ojca, naprawdę. Początkowo to spotkanie mocno wytrąciło go z równowagi, bo w końcu Sinclair senior był (a może nadal jest?) jego ideałem, ale na szczęście - w sumie dzięki łagodnemu podejściu mężczyzny - szybko udało mu się uspokoić. Ba, nawet przerzucił się (na prośbę samego seniora) na mówienie do niego po imieniu, odkrywając przy okazji, że imię Warren cudownie smakuje na języku. No i koniec końców Ares zaoferował mu pomoc przy Harleyu, chcąc z jednej strony mu zaimponować, a z drugiej po prostu z dobroci serca pomóc mu zaoszczędzić dość konkretną kwotę, którą wydałby na serwis.
Wrócił do domu zadowolony, że zrobił coś użytecznego, usiadł na brzegu łóżka i tak po prostu siedział jakiś czas, może nawet pół godziny, zanim w końcu usłyszał wołanie swojej przyjaciółki. To minimalnie go otrzeźwiło, chociaż nie umiał od razu wejść w tryb czujnego przyjaciela - najpierw przez chwilę siedział i patrzył, analizując wołanie i to czy głos Mei faktycznie wskazywał na to, że potrzebowała jego reakcji. Tak, miewał momenty, w których żył w swoim własnym świecie, kiedy nie chciał wrócić do realnego życia. Czy to był jeden z takich momentów, w których wolał przebywać w swoim świecie, w jakiejś iluzji? Tak, zdecydowanie. Powoli schodził z epizodu manii, z czystej euforii która dzisiaj mu towarzyszyła, a epizod depresyjny zbliżał się wielkimi krokami. Jedynym, co zdawało się go teraz interesować i jakkolwiek cieszyć, była myśl o uśmiechu i ciemnych oczach pewnego faceta mieszkającego pod numerem 111 na York Mills. W pewnym momencie jednak dotarło do niego słowo, które było w stanie wyrwać go nieco z tej dziury w rzeczywistości, w której przebywał. Apteczka.
Podniósł się z łóżka i pospiesznym krokiem ruszył w poszukiwaniu apteczki, którą ostatnio faktycznie wyniósł do łazienki - skaleczył się o jakąś ostrą, wystającą śrubkę, podczas naprawy swojego motocykla i musiał zdezynfekować sobie ranę, a potem jakoś czymś zakleić. Zgarnął apteczkę z łazienki i poszedł z nią do kuchni, w stronę z której docierał do niego głos współlokatorki. Omiótł wzrokiem pomieszczenie, zatrzymując spojrzenie dopiero po chwili na Mei, która wciąż stała nad zlewem z kapiącą z dłoni krwią. Zamrugał, nieco zaskoczony, trochę wytrącony z równowagi (którą i tak miał dość chwiejną) tym widokiem, ale szybko się otrząsnął i podał jej apteczkę.
- Co sobie zrobiłaś? - zapytał ostrożnie, marszcząc brwi i przyglądając się barwiącej się na różowo wodzie.

Mei Aretz
palermo
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
ODPOWIEDZ

Wróć do „#22”