-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Doleciawszy do Ottawy, wsiadł do czekającej na niego taksówki (chwała aplikacjom za to, że mógł załatwić to wcześniej) i pojechał do hotelu, który opłacił mu pracodawca. Na miejscu był niecałą godzinę później; tuż po zameldowaniu się wziął długą, gorącą kąpiel, a potem wyszedł z łazienki i usiadł na wygodnym dwuosobowym łóżku.
Wiedząc, że ma jeszcze parę godzin wolnego, nie kwapił się, by się ubrać; Carrington siedział nago na łóżku i oglądał głupie reality show, gdy nagle usłyszał szczęk zamka.
Co, do cholery?
Czyżby sprzątanie?
Nie chcąc świecić gołym tyłkiem, pośpiesznie poderwał się z łóżka i sięgnął po leżący nieopodal ręcznik. 一 Nie! Proszę nie wchodzić! 一 krzyknął, naprędce wiążąc materiał na swoich biodrach. Jak na złość ręcznik nie chciał z nim współpracować i nieustannie się zsuwał.
Klnąc pod nosem, Mars chwycił go w ręce i zerknął w stronę otwierających się drzwi. Czy ten ktoś po drugiej stronie był głuchy?!
Posławszy spojrzenie osobie, która jak gdyby nigdy nic przekraczała próg pomieszczenia, zamarł. Znał tę twarz; dobrze wiedział, że naprzeciwko niego stał cholerny dupek, Dacey Finnegan.
Nastawienie Marsa zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni: uśmiech na twarzy zrzedł, a w oczach pojawiły się złowrogie pioruny.
Co on tu, do cholery, robił? Dlaczego wlazł do pokoju, który był zajęty? Jak to możliwe, że zdobył klucz?
W głowie Carringtona kłębiło się zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, dlatego natychmiast przystąpił do ataku; zrobiwszy krok naprzód, wycelował palcem w Daceya. 一 Ty 一 rzucił chłodno, nie potrafiąc ukryć negatywnych uczuć, które żywił do Finnegana.
Swego czasu było mu z nim dobrze i być może 一 w jakimś stopniu 一 fantazjował o ich wspólnej przyszłości (a przynajmniej o kolejnym cielesnym uniesieniu). Gdy jednak okazało się, że informatyk go zghostował, zapałał do niego nieopisaną niechęcią (bo przecież to, że on zapomniał hasła do aplikacji randkowej było bez znaczenia!).
一 Co tu robisz? To mój pokój 一 zauważył, kładąc mocny nacisk na słowo m ó j.
Musiało dojść do tragicznej pomyłki; niemożliwe, by mieli mieszkać razem, bo przecież hotel był duży i miał na tyle wysoki standard, by nie umieszczać w pokojach nieznajomych.
Poza tym, jak to możliwe, że obaj zjawili się w Ottawie tego samego dnia i wybrali dokładnie ten sam obiekt?
A b s u r d.
一 Powinieneś iść na recepcję i to wyjaśnić 一 dodał butnie, nie zamierzając spuszczać z tonu. On był tu pierwszy i nie zamierzał się stąd ruszać.
Dacey Finnegan
-
Stary wstał, więc po chuj się prujesz znów
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiOna, jejtyp narracji3 osobaczas narracjiczas przeszłypostaćautor
一 Przepraszam… Przepraszam. Dziękuję… 一 mruczał pod nosem, kiedy przepychał się obok innych pasażerów, dłużej zawieszając wzrok na jednym ze stewardów, ostatecznie wrzucając bagaż niedbale na półkę i ładując się na miejsce tuż przy oknie. Naturalnie nie odmówił sobie ani drinków, ani przekąsek, cały lot oglądając filmy i żyjąc swoim najlepszym życiem. Nie upił się, ale do hotelu jechał już na lekkiej fazie i wystarczyło to odespać, wypić rano energola i będzie jak nowo narodzony.
Jako, że na lotnisku kilka razy się zgubił zanim z niego wyszedł, pod hotel też dojechał dosyć późno, a na pewno później, niż reszta gości, głównie jego współpracowników. Nie miał w pracy bliższych relacji, raczej trzymał się na uboczu, robił swoje nie wdając się w zbędne pogawędki i wracał przed kompa, dalej robiąc to, co należało do jego obowiązków. Oraz wszystko to, co nie należało.
Czekając na kartę do drzwi na recepcji czuł się już trochę zmęczony i marzył o szybkim prysznicu i drzemce, więc kiedy odbiór poszedł dosyć sprawnie, to niczego nie podejrzewając udał się na odpowiednie piętro i pośpiesznie otworzył drzwi, Zrobił to tak pewnie i błyskawicznie, że zobaczył skrawek ciała Marsa, zanim ten zdążył się zasłonić. Dopiero później dotarły do niego jego słowa, ale bardziej skupił się na odgadnięciu kto to w ogóle do cholery jest.
一 Ty 一 powiedział prawie w tym samym momencie, co mężczyzna w ręczniku. Rozpoznał go i zmarszczył gniewnie brwi, bo ich znajomość była bardzo krótka, ale za to dosyć burzliwa i może trwałaby dłużej, gdyby nie usunął w przypływie mieszanych uczuć swojego konta w aplikacji randkowej. Na pewno koleś będzie robił wyrzuty, więc musi udawać to, co potrafi najlepiej 一 że nie ma pojęcia o co chodzi i to na pewno nie jego wina, bo nie ma z tym nic wspólnego.
Kolejny, jakby nie patrzeć, problem, to fakt, że typek był w jego pokoju. Na pewno jego, bo karta pasowała. Chyba, że na recepcji się pomylili, ale to też absolutnie nie była jego wina, więc nie poczuwał się do tego, aby gdziekolwiek iść i cokolwiek wyjaśniać. Wparował bezczelnie do środka z torbą o intensywnym kawowym zapachu i uwalił się na fotelu, odchylając głowę, żeby chwilę odpocząć.
一 Sam sobie idź 一 odparł po chwili namysłu, całkiem opanowanym głosem i rozłożył szerzej nogi w akcie chamskiej dominacji. Naprawdę był zmęczony i chyba nie naprawiłoby tego nawet całe morze napojów energetycznych i mocnej kawy. Ostatnio wyspał się cztery dni temu i nawet on miał jakieś swoje granice. Nie przejmował się, że skasował apkę, że zghostował tego faceta w samym ręczniku i że on miał do niego jakieś pretensje o nie wiadomo co. Zerknął tylko jeszcze z ukosa na jego sylwetkę, bo przy okazji mógł sobie popatrzeć, skoro już się mu ten widok napatoczył przed oczy.
mars carrington
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Pieprzony Dacey Finnegan!!!
Podczas randki mogło być fajnie (gdy patrzył na ich znajomość tylko poprzez jej pryzmat, na jego twarzy pojawiał się uśmiech), ale późniejsze wydarzenia na dobre przekreśliły możliwość rozwoju relacji i Mars życzył programiście tylko tego, by znalazł się na innej planecie (i nigdy stamtąd nie wrócił).
Popatrzył z odrazą na Finnegana, który usiadł na fotelu w b r u d n y c h ubraniach. Carrington nie potrafił pojąć, jak można było dopuścić się czegoś tak okropnego; odnotowawszy sobie, by nie siadać na nim po tym, gdy pójdzie pod prysznic, wzdrygnął się teatralnie i popatrzył na informatyka. 一 Nie, nie, nie 一 potrząsnął szybko głową, nie godząc się z zaproponowanym rozwiązaniem. 一 Nie ma takiej opcji, ja byłem tu pierwszy 一 kontynuował, próbując licytować się tak, jakby byli w podstawówce.
Gdyby do pokoju wszedł ktoś inny 一 mógłby przysiąc, że to mógłby być naprawdę k a ż d y 一 na pewno udałoby mu się dogadać; niezależnie od stylu życia, preferencji czy poglądów, odnalazłby kompromis z każdym, ale w sytuacji, w której na czystym fotelu siedział brudny Dacey, Mars nie był pewien niczego.
Nerwowo przemierzał pokój, denerwując się sytuacją. 一 Co ty tu w ogóle robisz? 一 zapytał, robiąc wszystko, by nie dać po sobie poznać, że szczerze go to interesowało. Bo przecież nie mogło; bo przecież ten człowiek, powinien wypieprzać z tego pokoju, a reszta... Cóż, potem mógł sobie robić, co tylko chciał.
Zapomniawszy się, chcąc przeczesać włosy, na krótką chwilę wypuścił ręcznik. Nim zdążył uratować sytuację materiał zsunął się z jego bioder i brakowało niewiele, by wylądował na ziemi. Tym samym przez moment Mars stał przed informatykiem n a g o. 一 Kurwa 一 mruknął wściekle, łapiąc ciężki materiał i zasłaniając się w panice. 一 Nie gap się na mnie 一 kontynuował w podobnym tonie, wyładowując swoją frustrację na (tym razem) niewinnym Finneganie.
Analitykowi puszczały nerwy; irytował się okropnie, ale wiedział, że nie mógł opuścić pokoju, bo istniała szansa, że gdy to zrobi, już tu nie wróci. 一 Nie chcę cię tu, nie rozumiesz? Przecież logiczniej będzie, gdy ty sobie stąd poleziesz, rozłożyłem tu rzeczy i leżałem na łóżku. 一 Jemu robiłoby to dużą różnicę (w życiu nie chciałby użytkować pokoju po kimś), dlatego miał nadzieję, że argument zadziałają również na informatyka. 一 Na pewno ci coś znajdą. Szerokiej drogi 一 dopowiedział, a potem, jak gdyby nigdy nic, ruszył w stronę łóżka i rozłożył się na nim wygodnie.
Nigdzie się stąd nie wybierał.
Koniec, kropka.
Dacey Finnegan
-
Stary wstał, więc po chuj się prujesz znów
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiOna, jejtyp narracji3 osobaczas narracjiczas przeszłypostaćautor
Skup się, Finnegan.
Seks. To ich łączyło. Właściwie wcale nie byle jaki seks, bo nawet przez chwilę nie było niezręcznie i nawet przez te kilka godzin 一 na randce i po niej 一 czuł się zrelaksowany i spełniony. Wątpliwości przyszły później. Po co mi było to wszystko? Jeden związek skończył się fiaskiem, a bez sensu było zaraz pakować się w drugi. Te całe jednorazowe numery też chyba nie były narazie dla niego, bo trzeba było się jednak wysilić, żeby dobrze się zaprezentować, no i żeby nie palnąć jakiejś głupoty. Skasował aplikację i zaraz o niej zapomniał, podobnie jak o Marsie. Teraz jednak, kiedy patrzył jak opada mu szlafrok, przypomniał sobie zdecydowanie prawie każdy szczegół. Szczególnie te najbardziej gorące.
Przekręcił oczami na wzmiankę o tym, że Mars był tu pierwszy. Był, no i co z tego? To jeszcze o niczym nie świadczyło. Potem wbił spojrzenie w jego krocze, kiedy ręcznik zsunął się niżej i dopiero po dłuższej chwili wzniósł wzrok wyżej, znowu na rozgniewaną, czerwoną ze złości i wstydu twarz.
一 No nie wiem, narazie siedzę i oglądam nagiego faceta w moim pokoju hotelowym 一 rzucił z przekąsem i cmoknął cicho, po czym wzniósł dłonie do twarzy i przetarł ją w wyrazie zmęczenia i trochę zniecierpliwienia. Zdenerwowanie Marsa nie robiło na nim dużego wrażenie, chociaż może gdyby nie był tak zmęczony, to pewnie prowadziłby kłótnie bardziej energicznie.
Nie miał siły na to, żeby teraz wychodzić i iść wyjaśniać sprawę na recepcję. Potrzebował snu, teraz, zaraz, natychmiast. Skrzywił się lekko, kiedy facet po prostu uwalił się na łóżku. Oh, niedoczekanie. Podniósł się z fotela, zsunął ze stóp buty, zostawiając je tam, gdzie stał, po czym wpakował się do łóżka i ułożył na boku, tyłem do Carringtona, zakładając na leżąco ręce na klatce piersiowej i zamykając oczy.
On teraz idzie spać i nic, ani nikt, go z tego łóżka nie wyciągnie.
mars carrington