
Choć Brian nigdy nie miał trudności z nawiązywaniem kontaktów z innymi dziećmi, to jego rówieśnicy nie podzielali jego pasji, z jaką wspominał o wielkich muzykach i patrzyli na niego jak na kosmitę, gdy z ogromną fascynacją opowiadał im o muzyce antycznej. Przez napięty plan dnia został odtrącony przez grupę i stał się samotnikiem, co było mu na rękę, przerwy spędzał z nosem w książkach czy w nutach, a po zajęciach biegł prosto na lekcje gry. Im bardziej tracił dzieciństwo, tym większe zyskiwał uznanie muzycznego świata. Brian widział, że ciężką pracą i wyrzeczeniami jest w stanie osiągnąć wymarzoną perfekcję, a wysokie miejsca w konkursach, na które jeździł wraz z ojcem, utwierdzały go w przekonaniu, że postępuje słusznie.
Później przyszedł czas na ciężką pracę w szkole muzycznej. Co prawda dalej trzymał się na uboczu, jednak wśród ludzi bardziej nastawionych na rywalizację, nikogo to nie dziwiło ani nikomu nie przeszkadzało. Szybko jednak koledzy zauważyli, że i tu chłopak odstaje od nich, był pomocny i przyjazny, nie działał na szkodę innych, więc zaczęli go wykorzystywać na różne sposoby.
Wtedy pojawiło się słowo, które u większości osób w wieku szkolnym budzi negatywne emocje – przeprowadzka. Chyba, że mowa o Brianie, który poza rodzeństwem i rodzicami nie miał żadnej bliższej mu osoby w rodzinnym mieście, więc pakował swoje rzeczy do kartonów z uśmiechem na twarzy. Kto by pomyślał, że życie w mieście, które kiedyś kochał całym sercem, może tak łatwo stać się udręką. Niestety jego brat i siostra nie podzielali jego entuzjazmu, gdy rodzice poinformowali ich, że dziadkowie wymagają stałej opieki i wspólnie z resztą rodziny zdecydowali, że przenoszą się do Toronto, by być blisko nich. Na miejscu Brian odetchnął z ulgą, po czym z duszą na ramieniu pojawił się w tamtejszej szkole muzycznej. Ku ogromnemu zdziwieniu nikt nie patrzył krzywo na chłopaczka z nowego Yorku i nie było też tam czuć rywalizacji, poczuł się tak, jakby znalazł się w równoległej rzeczywistości. Szybko zaprzyjaźnił się nawet z pewnym chłopakiem, który pomógł mu odnaleźć się w zupełnie nowym otoczeniu. Niestety wraz z otrzymaniem dyplomu ich drogi się rozeszły.
Royal Academy of Music w Londynie. To brzmi jak marzenie i dla wielu szalenie zdolnych ludzi na zawsze pozostanie w tej sferze, lecz Brian miał to szczęście, jego aplikacja została rozpatrzona pomyślnie, a egzaminy wstępne poszły gładko i bezstresowo.
A wtedy zobaczył ją po raz pierwszy. Jej długie, brązowe włosy opadające na ramiona, jej zamknięte oczy i drżące z emocji wargi. Siadała zawsze w tym samym miejscu pod ścianą, kładła dłonie na kolanach i wydawać by się mogło, że wraz z pierwszym dźwiękiem wydobytym za pomocą smyczka przenosi się w inny świat. I choć wtedy nie znał jeszcze jej imienia ani skrywanej tajemnicy, wiedział, że, musi ją poznać, jednak nieznajoma równocześnie z ostatnim dźwiękiem koncertu znikała w pośpiechu, jak gdyby nigdy jej tam nie było. Dziewczyna była jednak jak najbardziej realna i z biegiem czasu udało się ustalić jej personalia, choć do pierwszej rozmowy między nimi doszło pół roku później. Kimberly, bo tak właśnie brzmiało jej imię, rówieśniczka Briana, córka właściciela lokalu w którym grywał co tydzień, pojawiała się i znikała, by nadopiekuńczy ojciec nie dowiedział się, że wychodziła z pokoju bez opieki. Dziewczyna kilka lat temu na skutek powikłań po wypadku straciła wzrok. To właśnie był jej sekret i powód dla którego zamykała oczy, gdy tylko zajęła swoje miejsce. Z zadziwiającą łatwością poruszała się bez pomocy laski, co próbowała tłumaczyć Brianowi podczas nauki funkcjonowania „jej” świata. On zaś uczył ją gry na wiolonczeli i zabierał na spacery, opisując wszystko, co widzi z najdrobniejszymi szczegółami, na które wcześniej nie zwracał uwagi. Połączyło ich coś magicznego.
Po dwóch latach pojawiła się szansa dla Kim. Choć metoda była eksperymentalna, dawała całkiem zadowalające rezultaty u osób z podobnymi urazami i dziewczyna zdecydowała się zaryzykować. Początkowo Brian cieszył się jej szczęściem, dopóki nie dowiedział się, że wiąże się to z wyjazdem do Szwajcarii, na który on przez liczne zobowiązania, nie mógł sobie pozwolić. Pożegnali się z wielkim bólem, jednak chłopak starał się jak tylko mógł, by cały czas być z nią w kontakcie, dowiadywać się o stanie jej zdrowia i wspierać ją mimo dzielących ich kilometrów. Ostatni semestr studiów przyniósł najgorsze wieści jakie mógł sobie wyobrazić. Od rodziców dziewczyny dowiedział się, że zginęła w wypadku samochodowym. Wracała taksówką ze szpitala, gdzie była na konsultacjach, gdy wjechał w nią tir, którego kierowca z niewiadomych przyczyn stracił panowanie nad kierownicą. Cała trójka zginęła na miejscu. Chłopak początkowo nie dowierzał, jednak, gdy przeczytał wiadomości o wypadku w Internecie i zobaczył jej czarno-białe zdjęcie z czarną wstążką w rogu, załamał się. Sięgnął po narkotyki, które szybko zrujnowały jego idealnie ułożone i zaplanowane życie. Ledwo dokończył studia zatracając się w nicości i ogromnym smutku, momentalnie stając się wrakiem człowieka. Z pomocą przyszedł starszy brat, który zdążył przyjechać na czas i zabrać go do siebie. Na szczęście nie było za późno, choć nie obyło się bez pomocy specjalistów. Półtora roku trwał powrót do względnie normalnego funkcjonowania, wliczając w to kilka miesięcy pobytu w zamkniętym ośrodku. Decyzję powrocie do Toronto wymusiła na nim siostra, która załatwiła mu przesłuchanie w nadziei, że powrót do muzyki pociągnie za sobą powrót dawnego, pogodnego Briana. Tak wrócił do miasta dwa miesiące temu.
• Nie pije kawy, mdli go od samego zapachu, uwielbia za to herbaty i pije je nałogowo.
• Poza wiolonczelą potrafi grać na pianinie i skrzypcach.
• Zdarza mu się grać na ulicy, jednak nie po to, by zarobić. Odchodzi wtedy od koncertów czy suit, by po swojemu interpretować radiowe przeboje.
• Ciągle nosi przy sobie pierścionek zaręczynowy, który rodzice Kim postanowili odesłać do Briana wraz z krótkim listem, w którym przeprosili, że nie poinformowali go o pogrzebie i poprosili o to, by nie szukał z nimi kontaktu. Dręczy się myślą, że gdyby z nią wtedy pojechał, to wszystko potoczyłoby się inaczej.
• Ma kilka drobnych tatuaży, choć najważniejszym i najbliższym sercu jest klucz wiolinowy na wewnętrznej stronie ramienia, tuż nad zgięciem łokcia. Zrobił go razem z Kim, miała identyczny w tym samym miejscu.
• Jest pedantem, uwielbia porządek i wszystko musi być dokładnie na swoim miejscu. Tak, sprzątanie stało się jego odskocznią od myślenia i ciągłego zadręczania, ale przynajmniej dzięki temu jego pokój spokojnie przeszedłby test białej rękawiczki.
• Czasem ma problemy z zaśnięciem w nocy i napady lękowe z powodu ciemności, dlatego ma obok łóżka małą lampkę, która świeci się całą noc.
• Bierze sporo leków na depresję i lęki, które dręczą go nadal mimo upływu lat.
• Bardzo dużo pali, kilka razy próbował się ograniczać, jednak nie ma chyba tak silnej woli, by całkowicie z tego zrezygnować.
• Czasem to chucherko pojawia się na siłowni, nie po to, by robić rzeźbę, lecz po to, by wzmocnić mięśnie pleców, ponieważ przez grę na wiolonczeli cierpi jego kręgosłup.
• Ma lekki astygmatyzm, który koryguje zamiennie okularami i soczewkami, bo bez tego nie widziałby nut.
• Nie ma za to prawa jazdy, przez co zmuszony jest dostosować się do komunikacji miejskiej bądź wszędzie spacerować.
