-
the smells of Christmas are the smells of childhood
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Zawodzili, gdy na ich barkach spoczywała duża odpowiedzialność.
Ale kto mógł przewidzieć to, że ta dwójka nie dogada się ze sobą? Na papierze tworzyli dobry duet. Dwoje młodych, atrakcyjnych ludzi, którym zależało na wybiciu się. Oboje musieli coś udowodnić, a jednak na razie jedynym, co potrafili dowieść, to jak nieprofesjonalni potrafią być, skoro pozwalali na to, żeby ich życie prywatne tak mocno odbijało się na zawodowym.
Nie reżyser, a właścicielka teatru miała dość tego cyrku i postawiła im ultimatum – albo zaczną się ze sobą dogadywać na scenie, albo zrezygnuje z obojga i zastąpi ich kimś innym. Powiedziała im, kiedy mogą skorzystać z teatru, żeby się ze sobą dotrzeć i nie brzmiało to tak, jakby to miało być opcjonalne. Mieli tu przychodzić i wziąć się do roboty, ćwicząc, dopóki w sposób przekonujący nie zagrają zakochanych w sobie osób.
To oznaczało jeszcze więcej czasu spędzonego z Carrie – c u d o w n i e.
Jak można się domyślić, Lando przyszedł tu dziś niechętnie. Uzbrojony w jedyną rzecz, która mogła uczynić to doświadczenie łatwiejszym. Uznał, że alkohol może dobrze zrobić im obojgu, by jakoś to przetrwać i nie cierpieć tak bardzo. Może nawet pomoże im w tym, by znaleźć wspólny język na scenie? Bo nie, Mangione nie nastawiał się na żadną cudowną odmianę, dzięki której mogliby zostać przyjaciółmi prywatnie, ale jeśli chociaż dogadają się na scenie, może to pozwoli im zatrzymać role?
Ich udział w tej sztuce wisiał na włosku.
Poza tym, jakby zaczęli dogadywać się ze sobą w kwestiach zawodowych, może też łatwiej będzie im współpracować jako psi rodzice? To coś, co by się przydało, skoro byli na siebie skazani…
Czekając na Carrie, Lando chwilę krążył po scenie i nawet zaczął pić bez niej, upijając ze dwa łyki alkoholu. W końcu padł na scenę i położył się na niej z rękoma rozłożonymi na boki, spoglądając na sufit nad sobą, skąd zwisały stare dekoracje z poprzednich przedstawień. Butelka z alkoholem stała obok niego.
Carrie Pillbury
-
It came without ribbons, it came without tags. It came without packages, boxes, or bags.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Dotarło to do niej w momencie, w którym kolejny wieczór słownych przepychanek zakończył się srogą reprymendą ze strony właścicielki teatru, mającej najzupełniej w świecie dość dwójki aktorów, którzy od samego początku zachowywali się jak para rozwydrzonych dzieciaków. Carrie była tym szczerze zaskoczona, bo nawet jeżeli miała świadomość tego, że nie są w stanie całkowicie ukryć wzajemnej niechęci, tak jakaś jej część łudziła się, że przynajmniej na scenie radzą sobie c a ł k i e m dobrze. Nie idealnie, ale d o b r z e.
Okazało się jednak, że była w błędzie.
Perspektywa samotnego ćwiczenia nie była jej ani trochę na rękę, ale w końcu zrozumiała powagę sytuacji i zdecydowała się zacisnąć zęby i wziąć sobie słowa starszej kobiety do serca, aby ponownie nie popełnić tego błędu. Nie miała pojęcia, czy uda im się odnieść sukces, ale mimo to planowała dołożyć wszelkich starań, by później z czystym sumieniem powiedzieć, że zrobiła wszystko, aby ten wątek wypalił.
To zaś oznaczało, że dzisiejszego wieczora musiała pojawić się w teatrze. Z tego powodu wzięła nawet specjalnie wolne w barze, mając zamiar już stuprocentowo skupić się na tym, na czym naprawdę jej zależało. Przez myśl przemknęło jej również to, że mogła okazać się nieco szalona, bo wkładała całe swoje zaangażowanie w coś, za co nawet jej nie płacono. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
I najwyraźniej przez myśl przemknęło jej dokładnie to, o czym pomyślał Lando, ponieważ ona też nie dotarła tu dziś z pustymi rękoma. W jej torebce znajdował się alkohol, który miał im pomóc w przełamaniu lodów.
Z tym, jak się okazało, Mangione radził sobie całkiem dobrze bez niej. — Wyglądasz jak żywy przykład rezygnacji. Powinnam wiązać z tym jakąś nadzieję? — zapytała, kiedy jej spojrzenie spoczęło na jego sylwetce. Dotarła do bocznych schodków, które prowadziły na scenę i powoli się na nią wskrabała. Gdy dotarła w pobliże Lando, sama także wygrzebała alkohol ze swojej torebki i delikatnie zamachała butelką przed szatynem. Niema sugestia, że jednak nie potępiała jego sposobu myślenia. — Pamiętasz, jak mnie zapytałeś, czemu cię nie lubię? Myślisz, że to by pomogło? — zapytała, decydując się usiąść niedaleko niego ze skrzyżowanymi nogami.
Byli w podbramkowej sytuacji, a ona chyba skłonna była chwytać się wszystkiego.
Lando Mangione
-
the smells of Christmas are the smells of childhood
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Niestety, pomylił się. Oczekiwano od nich więcej, czemu wcale się nie dziwił. Przecież wiedział, że sam potrafił więcej, więc czemu ktoś miałby zaakceptować to, że dawał z siebie mniej? Dlatego nawet się nie spierał, gdy został pouczony. I może też dlatego wywiesił białą flagę i zgodził się na to indywidualne próby z Carrie, żeby przepracowali swój problem i nauczyli się współpracować na scenie.
Coś przecież musieli zrobić. Lando zależało na zatrzymaniu tej roli i udowodnieniu, że nie tylko był dobry, ale też współpraca z nim wcale nie była trudna. I właśnie, myśl o tym, gdzie ostatnio zawiódł, zmotywowała go do tego, by jednak pokazać coś innego, a to oznaczało, że nie mógł wojować z Carrie i być t r u d n y.
Nie miał jednak pojęcia, czy rzeczywiście zdołają osiągnąć sukces na tym polu. W końcu dotychczas wystarczyła nawet drobnostka, żeby zaczęli skakać sobie do gardeł. Jak mieli nauczyć się tego unikać? Nad emocjami cholernie trudno się panuje…
I właśnie dlatego Lando uznał, że bez alkoholu może być ciężko. Ten być może trochę przytłumi ich nerwy i pozwoli im odnaleźć wspólny rytm na scenie. Prawdę powiedziawszy miał go za ich o s t a t n i ą deskę ratunku. Nie brzmi to najlepiej, ale czasami po prostu nie da się inaczej.
W tej układance brakowało tylko jednego… Carrie. Lando leżał sam w teatrze i czekał na jej przyjście, które w końcu zasygnalizowało skrzypnięcie starych drzwi, które się otworzyły. Mangione nie musiał podnosić głowy, żeby domyślić się, że to pewnie Pillbury w końcu się zjawiła. To zresztą zaraz i tak się wyjaśniło. – Nie słyszałaś, że od teraz jesteśmy w pakiecie? – albo zostaną razem, albo razem wylecą. Musieli więc postarać się o to, żeby nie doszło do tego drugiego.
Widząc alkohol w jej ręku, Lando uśmiechnął się do siebie. To zabawne, że pomyśleli o tym samym.
Dalsze leżenie nie było praktyczne, dlatego brunet zdecydował się podnieść do pozycji siedzącej. – Teraz to warto spróbować wszystkiego… To lepsze niż nic – stwierdził, po czym zaczął odkręcać swoją butelkę, bo zanosiło się na cięższą rozmowę. Do niej potrzebował alkoholu.
Carrie Pillbury
-
It came without ribbons, it came without tags. It came without packages, boxes, or bags.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Tak było prościej, niż bezustannie narażać się na wybuchające między nimi konflikty.
A jednak byli tutaj. Musieli jakoś to wszystko uporządkować i w końcu wziąć się w garść. Musieli też znaleźć sposób, aby w pełni wyeksponować swoje umiejętności, bo to przecież nie tak, że żadne z nich nie umiało grać. Potrafili to robić osobno, zatem musieli także nauczyć się robić to razem. Posiadali przecież tę przewagę, że każde z nich posiadało jakiś talent.
Szkoda tylko, że aby go wyeksponować, musieli uciekać się do takich środków, jak alkohol. Carrie jednak naprawdę bała się, że bez niego nie przełamią się, a może po prostu wystarczyło, że raz zrobią to dobrze, aby się odblokowali? Miała taką nadzieję, ponieważ naprawdę bała się, że zawiodą i oboje zostaną skreśleni.
A to oznaczałoby, że jej rodzina miała rację.
Wypuściła głośniej powietrze. Stanowienie p a k i e t u z Lando nadal nie brzmiało zachęcająco. Nieznacznie poprawiła się na swoim miejscu, a później też odkręciła butelkę. Nim upiła chociaż łyk, najpierw omiotła szatyna spojrzeniem. — Cóż… Naprawdę myślę tak, jak mówiłam ostatnio. Czasami potrafisz być strasznym chamem i mam wrażenie, że masz się za lepszego ode mnie. Tak jakby twoja przeszłość z automatu sprawiała, że nie jestem w stanie dorosnąć ci do pięt — stwierdziła, nie robiąc tego jednak z żadną pretensją. Tym razem po prostu dzieliła się z nim tym, co jej przy nim doskwierało. A skoro to samo w sobie nie było szczególnie komfortowe, przy okazji zdecydowała się upić kilka łyków alkoholu. To miało wspomóc jej odwagę.
Opuściła butelkę na wysokość kolan, ale nie zakręciła jej. Zakładała, że ta dość prędko przyda jej się ponownie. — I nie wiem, może to dlatego? No bo powiedz mi, Lando, czemu można byłoby się w tobie zakochać? — przechyliła głowę na bok. Nie twierdziła, że było to n i e m o ż l i w e,
Chciała zobaczyć w nim coś, czego nie widziała do tej pory i co być może pomogłoby jej w przełamaniu się nie tylko względem niego, ale przede wszystkim względem jego postaci. Żeby to zrobić, nie musieli przecież wcale stać się przyjaciółmi. To raczej i tak nie było wykonalne.
Lando Mangione
-
the smells of Christmas are the smells of childhood
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Na szczęście na to jeszcze nie było za późno, skoro z Carrie wciąż nie wylecieli i dostali szansę na to, żeby ogarnąć się i nauczyć ze sobą współpracować. W tym celu musieli nauczyć się ze sobą rozmawiać, a taka szczera rozmowa, podczas której wyrzucą sobie to, co ich bolało, mogła im to ułatwić. Pod warunkiem, że podejdą do niej właściwie i nie będą oburzać się przez to, co usłyszą od tego drugiego.
Dlatego teraz wysłuchał Carrie ze spokojem, nie przerywając jej i nie czepiając się tego, co mu zarzucała. – To nie tak, że mam się za lepszego. Ale chcę, żebyś tak myślała – przyznał się do tego, że celowo dawał jej coś takiego odczuć, nawet jeśli to miało niewiele wspólnego z prawdą. Robił to, bo dzięki temu czuł się lepiej i nie miał się za kompletną porażkę, którą przecież był. To jego kariera była katastrofą, podczas gdy kariera Carrie dopiero się zaczynała i patrząc na to, co potrafiła, mogła osiągnąć sukces, czego jej zazdrościł. To zaś budziło w nim najgorsze odruchy.
Ale przyznał się do tego i odebrał moc tym zagrywkom. Musiał to zrobić, nawet jeśli ten przypływ szczerości wprawiał go w dyskomfort.
– Szczerze? Nie mam pojęcia – przyznał, uśmiechając się nerwowo. – Zadajesz cholernie trudne pytania, Pillbury, i nawet jakbym umiał odpowiedzieć i spróbowałbym to zrobić, pewnie wyszedłbym na narcyza – dodał i parsknął śmiechem, po czym sam upił kilka łyków alkoholu ze swojej butelki. – Chociaż ty i tak mnie za niego masz, więc nic by to nie zmieniło – mówił to bez pretensji w głosie. Rozumiał, czemu mogła tak myśleć i nie zamierzał się z nią o to teraz spierać, skoro byli tu po to, aby wyjaśnić sobie co nieco i nauczyć się przebywać w swoim towarzystwie, bez skakania sobie do gardeł i zabijania się wzrokiem.
No i skoro poprosił o szczerość, to ją dostał.
A przy okazji Carrie udało się trafić w czuły punkt. Już nawet nie tym, jak go oceniała, a pytaniem o to, czemu można by było się w nim zakochać, bo zdał sobie sprawę z tego, że nie mógł znaleźć powodu. I ta myśl go przerażała, dlatego zaczął ją zapijać, biorąc większe łyki alkoholu.
Carrie Pillbury