
Stanley urodził się w Edmonton w średniozamożnej rodzinie, która "została" rodziną z faktu wpadki jego rodziców. Ojciec, Richard, żołnierz i człowiek z zapędem do alkoholizmu, odszedł od nich, kiedy młody Marshall miał niecałe 7 lat. Matka, Amy, nauczycielka wczesnoszkolna, robiła, co mogła, aby związać koniec z końcem. W domu nie było biedy, ale nie było też drogich rzeczy czy kosztownych wyjazdów - było w porządku.
Młody Stanley nigdy nie był szkolnym prymusem czy nawet dobrym uczniem. Edukował się raczej średnio, sprawiał też mniejsze lub większe problemy wychowawcze, bo zdarzyło mu się wdać w kilka bójek czy palić papierosy, które były wstępem do jego uzależnienia. Miał to jednak do siebie, że potrafił się odpowiednio zmotywować przed egzaminami końcowymi, które wychodziły mu na tyle dobrze, aby mógł sprawnie osiągać promocję z klasy do klasy.
W wieku 12 lat na świat przyszedł jego przyrodni brat, ponieważ Amy znalazła sobie nowego mężczyznę, którego Marshall jednak nie lubił i robił mu pod górkę. Ich relacja nigdy nie należała do najlepszych, a między nimi panowała niechęć czy wręcz nienawiść. Nigdy nie nazwał go "tatą" czy "ojcem". On zawsze był "Paulem", który traktował pierworodnego syna swojej partnerki jako tego gorszego.
Szkoła średnia to czas, w którym Stanley spędzał w domu możliwie jak najmniej czasu, często nocując u swoich kolegów czy koleżanek. Robił wszystko, co tylko mógł, aby nie musieć wracać do domu, w którym stawał się powoli persona non grata. Wszyscy skakali wokół jego przyrodniego brata, a Marshall po prostu zaakceptował to jako fakt. Zrozumiał, że został sam i że musi sobie sam radzić w życiu, mimo zapewnień Amy, że wcale tak nie było. Prawda była jednak zgoła inna.
Ostatni rok szkoły średniej to czas zmian w jego życiu, ponieważ wyprowadził się z domu na zawsze i spędzał więcej czasu na pracach dorywczych, niż stricte na nauce. Przez taki obrót spraw obawiał się, że egzaminy mogą nie pójść po jego myśli. Tak sądził, aż do otrzymania wyników, więc zdążył nawet zakręcić się wokół armii, do której chciał dołączyć, nie wierząc w możliwość pójścia do college'u i na uniwersytet.
Na całe szczęście się mylił i uciekł z dala od Edmonton, wybierając college w Toronto. To był też jego ostatni dzień w rodzinnym mieście, do którego już nigdy nie powrócił. Nie utrzymywał też kontaktu z matką czy ojczymem. Jego biologiczny ojciec nie dawał znaku życia od dobrych dziesięciu lat, a nawet podobno zapił się w jakiejś melinie na śmierć, co miało mu potwierdzić kilka osób. Jedyną osobą, z którą utrzymywał jakiś kontakt, był przyrodni brat.
College i uniwersytet to całkiem spokojny czas, który Stanley poświęcił na naukę i szlifowanie swoich umiejętności. Zdarzyło się też imprezować czy nawiązywać kilka mniej poważnych relacji, które jednak nie przetrwały próby czasu. Młody Marshall skupił się na budowaniu swojego życia od podstaw, stawiając wszystko na Toronto jako jego nowy dom.
Po nienajgorszych wynikach egzaminów na studiach i udanej próbie dostania się na rezydenturę w szpitalu Mount Sinai, pozostał tam na dłużej, kończąc swoje praktyki lekarskie i zostając lekarzem w pełnym wymiarze. Gdzieś podczas tej przygody z życiem zawodowym dowiedział się o śmierci Amy z powodu przedawkowania leków nasennych oraz o problemach finansowych, które się pojawiły po jej odejściu. Paul nie potrafił się podnieść, a Stanley nie mógł pozwolić, aby jego przyrodni brat miał cierpieć z tego powodu. Chcąc mu zapewnić jakąś przyszłość, zaczął wysyłać mu pieniądze w formie swego rodzaju stypendium, aby ten mógł dokończyć w spokoju naukę oraz udać się na wymarzone studia w USA.
Tak też powoli mijały kolejne lata w Toronto, a Marshall czuł się niczym ryba w wodzie, oddając w pełni serce placówce medycznej, która go zatrudniła.
* Kiedy jest zły, ma tendencję do zwracania się pełnym imieniem lub pełnym imieniem i nazwiskiem, a kiedy ma lepszy humor, potrafi zwrócić się skróconą wersją imienia lub ksywką.
* Idealne śniadanie? Kawa i papieros. Bo przecież to nie pełnoprawne i odżywcze danie - o nie, tyle to nie. To nie do Stanleya tak.
* Wybrał kardiochirurgię, ponieważ nie jest to najprostszy kierunek, więc miał wymówkę, aby nie wracać do domu, bo "musiał się przecież uczyć" - to była wymówka przed samym sobą, niż innymi.
* Wyznaje zasadę, że najpierw oskarż, a później - ewentualnie - przeproś. Ma to chyba po ojcu, a przynajmniej tak mu się to wydaje.