
Masterchef - naprawdę świetnie gotuję. Znowu - wpływ mojej kochanej matki, ostatecznie to z nią spędzałem najwięcej czasu jako jeszcze dzieciak.
Bokser - na studiach trenowałem boks, więc tak, potrafię zwalić z nóg nie tylko czarującym uśmiechem.
Mól książkowy i mistrz krzyżówek - kocham książki, wszystkie - naukowe, pseudonaukowe i fabularne, mam w telefonie bibliotekę ebooków, a w torbie zawsze coś do czytania i naprawdę robię to wszędzie, choćby w taksówce, albo w autobusie między kolejnymi przystankami.
Meloman i znawca sztuki - nie wyobrażam sobie dnia bez muzyki, dobra nutka zawsze w tle. Kocham również malarstwo, najlepsza randka? Wspólne wyjście do galerii.
Magik - iluzjonista - moje ręce to najprawdopodobniej dar od samego Boga, nieważne którego. Jeśli zatrzasnę się w łazience, najpewniej bez problemu rozbroję zamek, jeśli chcesz grać ze mną w karty, wiedz, że będę oszukiwał i tak, zostawię cię z niczym.
Politoksykoman - mocny drink wieczorem, kreska przed wyjściem do klubu, blant po ciężkim dniu pracy - mnie wszystko jedno, mangan srangan byle by klepało.
Myszofob - panicznie boję się myszy i szczurów. Kojarzycie te wszystkie bajki, gdzie ludzie wskakują na krzesła lub stoły jak tylko w okolicy pojawia się mysz? To ja. Nie zrozumie ten, kto nie posiada żadnych irracjonalnych lęków.
Szur - jestem bardzo podatny na różne teorie spiskowe i inne paranaukowe brednie, ale czy to nie dziwne, że na rozdaniach Grammy wszyscy dziękują Beyonce?...
Kłamca, kłamca - to chyba takie zboczenie zawodowe, ale zapewniam - potrafię wcisnąć każdy kit i to bez mrugnięcia okiem.
Perfekcyjny pan domu - jestem pedantem. Potrafię spóźnić się na spotkanie, bo musiałem zmyć naczynia, a każda książka leżąca na stole musi zachować kąt prosty.
Jako nastolatek chciałem się buntować, jeździć z chłopakami po osiedlach i wyrywać panienki, ale ojciec bardzo dosadnie wybijał mi to z głowy swoim skórzanym pasem. Jak raz dostaniesz klamrą, to od razu odechciewa ci się rumakowania, więc trzymałem się jednej wizji - jeśli zdasz egzaminy tak by ojciec był dumny, być może pozwoli ci wyjechać na studia, a jeśli wyjedziesz na studia, będziesz mógł pożyć trochę tak jak chcesz. Myślę, że to mniej więcej w tym okresie zaczęła się moja trwająca do dziś przygoda z używkami - dopijałem porzucone przez ojca szklanki z whiskey, a w szkolnych kiblach albo pod osłoną nocy, nad książkami, wciągałem "magiczny proszek", jak nic innego pozwalał się skupić i skutecznie odganiał sen. Zrobiłem licencjat z psychologii i ku uciesze wszystkich z wyjątkiem mnie samego, dostałem się na prestiżową uczelnię... w Toronto. Ostatecznie to ona oferowała najlepsze kierunkowe wykształcenie w Kanadzie, a przynajmniej według słów mojego ojca.
Lata studenckie pamiętam jak w kalejdoskopie psychodelicznych wizji. Zawsze byłem duszą towarzystwa, więc szybko znalazłem znajomych, a później pierwsze miłości. Niemniej wyszkolony przez ojca nigdy nie lekceważyłem nauki - był czas na zabawę, ale coś innego było najważniejsze, a że doba miała tylko dwadzieścia cztery godziny, znowu ratunkiem okazał się biały proch, co więcej, na uniwersytecie większość pomagała sobie w ten sposób. Te lata minęły jak z bicza strzelił, potem egzaminy zdane z wyróżnieniem i ciepła posadka u boku ojca. Czy można chcieć czegoś więcej? Obracałem się przecież wśród lokalnej śmietanki towarzyskiej, chodziłem na bankiety, gdzie łapałem kolejne kontakty i miałem okazję poznawać bogate córki przyjaciół mojego ojca. Szybko zacząłem zarabiać, w końcu miałem naprawdę bystry umysł, który przydawał się na sali sądowej. Równie szybko wyprowadziłem się z rodzinnego domu, w końcu byłem już na tyle dorosły, by móc zamieszkać sam i na tyle dziecinny, że na rodzinnym obiedzie bywam przynajmniej raz w miesiącu.
Dorosłość bywa... nuda. Można rzec, że wpadłem w pewną rutynę - praca w kancelarii, wieczorne drinki w sąsiednim barze, sobotnie wyjście do klubu i niedzielny obiad u mamusi. Czy mam na co narzekać? Zdecydowanie nie. Czy narzekam? Zdecydowanie tak.
Mam duszę artysty - gram na gitarze, piszę wiersze, kocham malarstwo.
Opiekuję się okolicznymi kotami, żaden nie jest mój, ale przynajmniej kilka przychodzi się nażreć, dzięki temu mam spokojną głowę - żadna mysz nie zawita do mojego mieszkania.
Przynajmniej raz w miesiącu jeżdżę do mamusi na obiadek, chociaż sam też świetnie gotuję.
Mam prawo jazdy, kiedyś miałem też auto, ale je skasowałem. Raczej nie wsiadam za kierownicę, to zdecydowanie nie moja bajka.
