-
The world is burning, I got worms in my brains
Gonna bleach my eyebrows, change my name
Orange juice and toothpaste, I roll around in blue paint
Thinking of new ways that I can self sabotagenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Dwa tygodnie milczała, nie dlatego, że chciała kogokolwiek zbyć, absolutnie, to nie jej w jej stylu. Milczała bo:
była w trakcie realizacji projektu
trzeciego dnia rozładował jej się telefon i po prostu tak na kilka dni został.
To nie było nic nowego w jej wykonaniu, nic, czego bliscy nie mogliby się spodziewać, po prostu przepadała nagle, ale przynajmniej wiadomo było gdzie, w przypadku silnego zatroskania zawsze można było zapukać do drzwi pracowni i ją tam zastać.
Aż w końcu nastąpiła środa i Miri obudziła się o godzinie trzynastej z poczuciem, że czas na przerwę i przede wszystkim czas na posiłek, który nie będzie zupą zalewajką, kupionym pod blokiem hot dogiem czy suchymi waflami z prasowanego ryżu, a nawet o takiej śmieciowej jakości jedzenia była w stanie zapomnieć.
Umyła się nawet - w końcu - i założyła pierwsze z brzegu ogrodniczki i crop top z nadrukiem tak spranym, że nie wiadomo było, co mógł kiedyś przedstawiać.
Z mokrymi włosami, pięcioma dolarami w kieszeni i w crocsach, po których plamach można było wnioskować, że przeżyły sporo jej projektów, wyszła z domu, udając się do warsztatu, bo gdzie indziej.
- Dzień dobry! - Znajomy zapach smarów i olejów uderzył ją w nozdrza kiedy weszła przez ogromne drzwi garażowe do środka, z rękami w kieszonkach ogrodniczek, uśmiechając się do innych pracowników, szukając wzrokiem tego swojego
- Jest Cyril? - Była środa godzina piętnasta, a Miri miała w głowie zakodowane, że to godziny, w trakcie których powinien być w warsztacie.
Jeden z mężczyzn, potężny na dwa metry wzdłuż (i prawie wszerz) klepnął w zderzak jednego z samochodów.
- Ej Volkov, ta twoja do ciebie. - Miri tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi, nie zamierzając się zagłębiać w w stan relacje, w końcu była tą jego. Przyjaciółką.
Cyryl Volkov
była w trakcie realizacji projektu
trzeciego dnia rozładował jej się telefon i po prostu tak na kilka dni został.
To nie było nic nowego w jej wykonaniu, nic, czego bliscy nie mogliby się spodziewać, po prostu przepadała nagle, ale przynajmniej wiadomo było gdzie, w przypadku silnego zatroskania zawsze można było zapukać do drzwi pracowni i ją tam zastać.
Aż w końcu nastąpiła środa i Miri obudziła się o godzinie trzynastej z poczuciem, że czas na przerwę i przede wszystkim czas na posiłek, który nie będzie zupą zalewajką, kupionym pod blokiem hot dogiem czy suchymi waflami z prasowanego ryżu, a nawet o takiej śmieciowej jakości jedzenia była w stanie zapomnieć.
Umyła się nawet - w końcu - i założyła pierwsze z brzegu ogrodniczki i crop top z nadrukiem tak spranym, że nie wiadomo było, co mógł kiedyś przedstawiać.
Z mokrymi włosami, pięcioma dolarami w kieszeni i w crocsach, po których plamach można było wnioskować, że przeżyły sporo jej projektów, wyszła z domu, udając się do warsztatu, bo gdzie indziej.
- Dzień dobry! - Znajomy zapach smarów i olejów uderzył ją w nozdrza kiedy weszła przez ogromne drzwi garażowe do środka, z rękami w kieszonkach ogrodniczek, uśmiechając się do innych pracowników, szukając wzrokiem tego swojego
- Jest Cyril? - Była środa godzina piętnasta, a Miri miała w głowie zakodowane, że to godziny, w trakcie których powinien być w warsztacie.
Jeden z mężczyzn, potężny na dwa metry wzdłuż (i prawie wszerz) klepnął w zderzak jednego z samochodów.
- Ej Volkov, ta twoja do ciebie. - Miri tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi, nie zamierzając się zagłębiać w w stan relacje, w końcu była tą jego. Przyjaciółką.
Cyryl Volkov
-
I'm an aristocrat without the progress. Roses all on her wedding dress, blood from her mouth, I'm a mess.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Każdy dzień wyglądał tak samo, ale Kirill uwielbiał tę monotonię. Mógł wstać z rankiem, wypić gorzką herbatę, zastanowić się trzykrotnie nad sensem życia, wyjść do pracy, wrócić i zjeść na kolację niezdrowe żarcie, znów kontemplować istnienie, a na sam koniec zagrać na konsoli. Może przez to był wybitnie nudnym człowiekiem, ale nie znosił zmian. Wszystko co nie szło zgodnie z jego harmonogramem, utworzonym w głowie, męczyło go i sprawiało, że czuł niepokój, bo w końcu coś było nie tak. Przyzwyczajenia nauczyła go babcia i tak mu zostało, wolał żyć spokojnym życiem za najniższą możliwą wypłatę, a i tak odczuwał szczęście, bo mu w ogóle mało do spełnienia nie było potrzebne.
No chyba, że ona.
Obiecał sobie, że nigdy w życiu się więcej nie zakocha po tym jak wyjechała. Trzymał się tego przez te wszystkie lata, nawet gdy ostatnio wróciła był wierny swoim postanowieniom. Nie chciał kolejnych zmian, był samowystarczalny, uwielbiał samotność i spokój w mieszkaniu. Nie wyobrażał sobie, że życie może wyglądać inaczej, nawet jeżeli ktoś nazywał go głupcem to nie obrażał się. Tak było prościej, a on doceniał prostotę w każdym wydaniu.
Za to bardzo głośno przeklinał jak w momencie, gdy usłyszał słowa, których tak szczerze słyszeć nie chciał. A może chciał, bo nie widzieli się od prawie miesiąca, bo zniknęła pod ziemią. “Ej Volkov, ta twoja do ciebie” dudniło mu jeszcze chwilę po głowie zanim wysunął się spod auta, w którym właśnie majstrował. Lubił ją, nawet za bardzo, ale nie chciał się przyznawać do tego na głos. Niszczyła jego monotonię, pojawiając się w każdym możliwym miejscu, w momentach, w których w ogóle się tego nie spodziewał. Na warsztacie znał ją każdy, bo zdążyła się przedstawić każdemu wypytując o jego osobę. Pewnie współpracownicy myśleli, że są razem, czasami nawet komentowali ją wypatrując jego reakcji, ale był na to obojętny. Bo chyba sam nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Zresztą znów musiał wziąć przerwę w pracy nie w swojej porze, bo najpewniej chciała z nim wyjść na obiad.
Znów za dużo myśli na sekundę.
Głęboki wdech i wydech.
— Chwila — rzucił głośno i podniósł się, by podejść do zlewu i chociaż ręce przemyć. Wiedział, że jej nie przeszkadza to, że jest brudny, raczej jej w ogóle nic nie przeszkadzało, była specyficzną osobą. Ale właśnie dlatego polubili się za dzieciaka, bo milczała z nim najlepiej jak tylko mogła. A on to aż nadto doceniał.
— Gdzie się podziewałaś?
To było akurat najnormalniejsze pytanie, jakie mógł jej zadać. Była znana z różnych dziwnych zachowań, ale zawsze wracała. Jak bumerang. Ze studiów też wróciła, chyba mu to obiecała, ale nie miał głowy do takich szczegółów, więc ręki nie dałby sobie za to uciąć. Potrzebne mu były do pracy.
Miribel Bauer
No chyba, że ona.
Obiecał sobie, że nigdy w życiu się więcej nie zakocha po tym jak wyjechała. Trzymał się tego przez te wszystkie lata, nawet gdy ostatnio wróciła był wierny swoim postanowieniom. Nie chciał kolejnych zmian, był samowystarczalny, uwielbiał samotność i spokój w mieszkaniu. Nie wyobrażał sobie, że życie może wyglądać inaczej, nawet jeżeli ktoś nazywał go głupcem to nie obrażał się. Tak było prościej, a on doceniał prostotę w każdym wydaniu.
Za to bardzo głośno przeklinał jak w momencie, gdy usłyszał słowa, których tak szczerze słyszeć nie chciał. A może chciał, bo nie widzieli się od prawie miesiąca, bo zniknęła pod ziemią. “Ej Volkov, ta twoja do ciebie” dudniło mu jeszcze chwilę po głowie zanim wysunął się spod auta, w którym właśnie majstrował. Lubił ją, nawet za bardzo, ale nie chciał się przyznawać do tego na głos. Niszczyła jego monotonię, pojawiając się w każdym możliwym miejscu, w momentach, w których w ogóle się tego nie spodziewał. Na warsztacie znał ją każdy, bo zdążyła się przedstawić każdemu wypytując o jego osobę. Pewnie współpracownicy myśleli, że są razem, czasami nawet komentowali ją wypatrując jego reakcji, ale był na to obojętny. Bo chyba sam nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Zresztą znów musiał wziąć przerwę w pracy nie w swojej porze, bo najpewniej chciała z nim wyjść na obiad.
Znów za dużo myśli na sekundę.
Głęboki wdech i wydech.
— Chwila — rzucił głośno i podniósł się, by podejść do zlewu i chociaż ręce przemyć. Wiedział, że jej nie przeszkadza to, że jest brudny, raczej jej w ogóle nic nie przeszkadzało, była specyficzną osobą. Ale właśnie dlatego polubili się za dzieciaka, bo milczała z nim najlepiej jak tylko mogła. A on to aż nadto doceniał.
— Gdzie się podziewałaś?
To było akurat najnormalniejsze pytanie, jakie mógł jej zadać. Była znana z różnych dziwnych zachowań, ale zawsze wracała. Jak bumerang. Ze studiów też wróciła, chyba mu to obiecała, ale nie miał głowy do takich szczegółów, więc ręki nie dałby sobie za to uciąć. Potrzebne mu były do pracy.
Miribel Bauer
-
The world is burning, I got worms in my brains
Gonna bleach my eyebrows, change my name
Orange juice and toothpaste, I roll around in blue paint
Thinking of new ways that I can self sabotagenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Twarz Miri rozświetliła się, kiedy Kirill w końcu pojawił się pomiędzy samochodami, ubabrany jakimiś smarami, ale jak mogłoby być inaczej, miał taką robotę brudną. Zresztą jak dla niej to mógłby nawet w tym stanie z nią na miasto iść.
Mało to razy ona wychodziła ubrudzona od gliny, szkliwa czy farb?
Miri wzrok przenosi na pana współpracownika jemu też uśmiech posyłając, w podziękowaniu, że jej Volkova zawołał, a potem splata dłonie za plecami i krok robi w stronę przyjaciela, gdy ten już wraca, z rękami wyszorowanymi.
Do głowy, jak zawsze, jej nawet nie przyszło, że fakt, że się tak pojawiała i znikała mógłby jemu, albo komukolwiek przeszkadzać. Od zawsze tak funkcjonowała, jej rodzice tak funkcjonowali, było to dla niej zupełnie normalne, wpadać w ciąg pracy i zapominać o świecie poza ścianami pracowni.
- Pracowałam. W pracowni. - Które było jej mieszkaniem. Rzecz jasna. Miribel lekko głowę przechyla, wyciągając dłoń do szelka jego roboczych spodni, nie przejmując się tym, że mogła się ubrudzić.
- I uznałam, że muszę zjeść obiad, chodź. - Chodź, przecież to takie proste, jakby wcale nie był w środku swojej zmiany, w środku tygodnia. Miri uśmiecha się promiennie i uroczo jak zawsze, zaglądając przyjacielowi w oczy, jak zawsze, lekko wargę dolną zagryzając w oczekiwaniu na odpowiedź.
Nigdy nie mu nie powiedziała jaki ma do niego stosunek, zawsze po prostu był w jej życiu. Ale nie tylko jemu nie mówiła. Nikomu nie mówiła, o życiu miłosnym nie wspominała nigdy, ten temat zdawał się w jej życiu w ogóle nie istnieć. Nikt z jej bliskich nigdy nie usłyszał, żeby kogoś miała, żeby z kimś na randce była, nawet, jeśli przez jakiś czas ludzie ze szkoły uważali, że była z Kirillem parą, to nigdy się do tego w żaden sposób nie odniosła. I po jakimś czasie chyba nawet jej rodzina uznała, że Miri po prostu tak ma, że randki czy związki romantyczne jej nie interesują.
Chociaż patrząc czasem na jej gesty względem Volkova można by odnieść zupełnie odmienne wrażenie.
Cyryl Volkov
Mało to razy ona wychodziła ubrudzona od gliny, szkliwa czy farb?
Miri wzrok przenosi na pana współpracownika jemu też uśmiech posyłając, w podziękowaniu, że jej Volkova zawołał, a potem splata dłonie za plecami i krok robi w stronę przyjaciela, gdy ten już wraca, z rękami wyszorowanymi.
Do głowy, jak zawsze, jej nawet nie przyszło, że fakt, że się tak pojawiała i znikała mógłby jemu, albo komukolwiek przeszkadzać. Od zawsze tak funkcjonowała, jej rodzice tak funkcjonowali, było to dla niej zupełnie normalne, wpadać w ciąg pracy i zapominać o świecie poza ścianami pracowni.
- Pracowałam. W pracowni. - Które było jej mieszkaniem. Rzecz jasna. Miribel lekko głowę przechyla, wyciągając dłoń do szelka jego roboczych spodni, nie przejmując się tym, że mogła się ubrudzić.
- I uznałam, że muszę zjeść obiad, chodź. - Chodź, przecież to takie proste, jakby wcale nie był w środku swojej zmiany, w środku tygodnia. Miri uśmiecha się promiennie i uroczo jak zawsze, zaglądając przyjacielowi w oczy, jak zawsze, lekko wargę dolną zagryzając w oczekiwaniu na odpowiedź.
Nigdy nie mu nie powiedziała jaki ma do niego stosunek, zawsze po prostu był w jej życiu. Ale nie tylko jemu nie mówiła. Nikomu nie mówiła, o życiu miłosnym nie wspominała nigdy, ten temat zdawał się w jej życiu w ogóle nie istnieć. Nikt z jej bliskich nigdy nie usłyszał, żeby kogoś miała, żeby z kimś na randce była, nawet, jeśli przez jakiś czas ludzie ze szkoły uważali, że była z Kirillem parą, to nigdy się do tego w żaden sposób nie odniosła. I po jakimś czasie chyba nawet jej rodzina uznała, że Miri po prostu tak ma, że randki czy związki romantyczne jej nie interesują.
Chociaż patrząc czasem na jej gesty względem Volkova można by odnieść zupełnie odmienne wrażenie.
Cyryl Volkov
-
I'm an aristocrat without the progress. Roses all on her wedding dress, blood from her mouth, I'm a mess.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Ciężko było mu powiedzieć na głos, że cieszył się, że ją ma, bo czasami się czuł jakby jej nie było, gdy znikała bez żadnego słowa. Czasami, nawet gdy spotykali się razem to miał wrażenie, że jej nie ma obok niego - namacalnie była, ale myślami krążyła gdzieś pewnie po kosmosie albo innym świecie. Raz mu to odpowiadało, innym razem czuł się jakby wykorzystywała go, bo ma ochotę się z kimś spotkać, a nikt inny nie jest na tyle naiwny jak on. Z drugiej strony nie potrafił jej odmówić, bo czuł do niej jakieś przywiązanie, coś niewytłumaczalnego, co sprawiało, że… ostatecznie ją lubił. Może nawet bardziej, ale tego już nie potrafił przyznać nawet przed sobą.
Gdy inni pracownicy warsztatu pytali czy są razem, nigdy nie odpowiadał. Czasem ich ignorował, później wzruszał ramionami, nigdy nie dał im jasnej odpowiedzi “tak” ani “nie”. Po prostu na ten temat się nie rozmawiało. Innych znajomych bliższych nie miał, więc nawet nie zauważali istnienia Miribel, on ochoczo o tym też nie wspominał. Babcia gdy żyła, mówiła mu, żeby o młodą Bauer dbał, bo to jego zasrany, męski obowiązek. To wszystko.
— A ile razy mówiłem ci, żebyś się chociaż do mnie odzywała — powiedział ostro, mijając ją wzrokiem. Mógł dawać jej reprymendy, ale trudno mu było wtedy patrzeć w jej oczy, nagle wszystko wokół wydawało się być ciekawsze (po prostu się wstydził). — Nie wiem czy żyjesz, mogłabyś chociaż odebrać telefon. Albo go chociaż ładować…
Kiedyś dzwonił codziennie, gdy tylko nie odwiedzała go w pracy, bo wydawało mu się to dziwne, że tak znika. Ale po piątej czy dziesiątej takiej sytuacji był już bezradny. Nie mógł do niej przychodzić, bo pracował od dnia do nocy. Utrzymywanie się w wielkim mieście było niezwykle trudne w pojedynkę.
Słysząc jej kolejne słowa obrócił głowę w bok, czując, że nie dowierza. On był w pracy, a ona po prostu tak zaproponowała wyjście na obiad? Nie pierwszy raz, zresztą. Spojrzał w kierunku starszego stażem kolegi, który siedział gdzieś na stołku niedaleko i palił piątego już papierosa. Cyril miał pewność, że słuchał ich rozmowy, bo dla nich takie sytuacje były głównym źródłem plotek, a tym się żywili. Spojrzał na niego błagalnie, nie wiedząc nawet co ma mu powiedzieć, ale zauważył kiwnięcie głową i machnięcie ręką, które sugerowało, że może iść. A jutro zostanie dłużej, by odrobić te godziny i skończyć grzebaninę przy tym samym samochodzie.
Odwrócił głowę i spojrzał w jej oczy, które spoglądały na niego tak błagalnie. Przymknął swoje powieki na chwilę, czując, że nie może tego znieść dłużej.
— A gdzie chcesz iść? — mruknął cicho i chwycił ją za nadgarstek, odsuwając jej rękę, która już i tak zabrudzona była. Nie chciał, aby musiała wyrzucać swoje ubrania do kosza przez jakieś smary. — Tylko nie wymyślaj jakiś dziwnych miejsc, bo ja nie mam zamiaru się przebierać, a poza tym śmierdzący nie chcę łazić po mieście.
Miribel Bauer
Gdy inni pracownicy warsztatu pytali czy są razem, nigdy nie odpowiadał. Czasem ich ignorował, później wzruszał ramionami, nigdy nie dał im jasnej odpowiedzi “tak” ani “nie”. Po prostu na ten temat się nie rozmawiało. Innych znajomych bliższych nie miał, więc nawet nie zauważali istnienia Miribel, on ochoczo o tym też nie wspominał. Babcia gdy żyła, mówiła mu, żeby o młodą Bauer dbał, bo to jego zasrany, męski obowiązek. To wszystko.
— A ile razy mówiłem ci, żebyś się chociaż do mnie odzywała — powiedział ostro, mijając ją wzrokiem. Mógł dawać jej reprymendy, ale trudno mu było wtedy patrzeć w jej oczy, nagle wszystko wokół wydawało się być ciekawsze (po prostu się wstydził). — Nie wiem czy żyjesz, mogłabyś chociaż odebrać telefon. Albo go chociaż ładować…
Kiedyś dzwonił codziennie, gdy tylko nie odwiedzała go w pracy, bo wydawało mu się to dziwne, że tak znika. Ale po piątej czy dziesiątej takiej sytuacji był już bezradny. Nie mógł do niej przychodzić, bo pracował od dnia do nocy. Utrzymywanie się w wielkim mieście było niezwykle trudne w pojedynkę.
Słysząc jej kolejne słowa obrócił głowę w bok, czując, że nie dowierza. On był w pracy, a ona po prostu tak zaproponowała wyjście na obiad? Nie pierwszy raz, zresztą. Spojrzał w kierunku starszego stażem kolegi, który siedział gdzieś na stołku niedaleko i palił piątego już papierosa. Cyril miał pewność, że słuchał ich rozmowy, bo dla nich takie sytuacje były głównym źródłem plotek, a tym się żywili. Spojrzał na niego błagalnie, nie wiedząc nawet co ma mu powiedzieć, ale zauważył kiwnięcie głową i machnięcie ręką, które sugerowało, że może iść. A jutro zostanie dłużej, by odrobić te godziny i skończyć grzebaninę przy tym samym samochodzie.
Odwrócił głowę i spojrzał w jej oczy, które spoglądały na niego tak błagalnie. Przymknął swoje powieki na chwilę, czując, że nie może tego znieść dłużej.
— A gdzie chcesz iść? — mruknął cicho i chwycił ją za nadgarstek, odsuwając jej rękę, która już i tak zabrudzona była. Nie chciał, aby musiała wyrzucać swoje ubrania do kosza przez jakieś smary. — Tylko nie wymyślaj jakiś dziwnych miejsc, bo ja nie mam zamiaru się przebierać, a poza tym śmierdzący nie chcę łazić po mieście.
Miribel Bauer
-
The world is burning, I got worms in my brains
Gonna bleach my eyebrows, change my name
Orange juice and toothpaste, I roll around in blue paint
Thinking of new ways that I can self sabotagenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Czy go wykorzystywała bo miała ochotę się z kimś spotkać? I tak i nie. Bo był dla niej najważniejszą osobą, kiedy chciała się już z kimś spotkać to z nim.
Widywała się też z innymi ludźmi ale zwykle byli to artyści, a spotkania z nimi dla niej pod względem emocjonalnym nie znaczyły nic. Z Kirillem może i o sztuce za bardzo nie porozmawia, co nie znaczyło, że mu o swojej nie opowiadała.
Opowiadała o wszystkim. Gdy się już widzieli.
- Nie wiem... - Odparła szczerze, uśmiechając się lekko, jakby naprawdę ją zapytał, nie retorycznie, ile razy ją o to prosił i ile razy zapominała. Dla niej to nic takiego.
- Wypadło mi z głowy, nie używałam go. - Miri nawet nie zwracała uwagi na to czy ktoś ich podsłuchuje czy nie, ba, do głowy jej to nie przyszło. Że byli z Kirillem obiektem plotek to nic nowego, chociaż że plotki też miały się dobrze w warsztacie, o tym nie miała pojęcia, nie dostrzegała takich rzeczy.
- Przecież nic mi nie jest. - Miri zaśmiała się lekko jakby temat wcale nie był poważny, ale nigdy nie myślała o żadnym zagrożeniu czy powodach, dla których ktoś miałby się o nią martwić.
- Nie wiem? Może być nawet taco. - Skoro nie chciał łazić to równie dobrze mogli zjeść na ulicy z budy za rogiem.
Kiedy Kirill łapie ją za nadgarstek, Miri przyciąga go trochę w swoją stronę, samej robiąc pół kroku do przodu tak, że zaraz będzie miała więcej smarów z jego ubrań odbitych na swoich ogrodniczkach. Ale plamy nigdy nie były jej straszne, jej ubrania nigdy nie były czyste, bo w tych samych, w których tworzyła, wychodziła też na miasto.
- Ale ja lubię jak jesteś taki śmierdzący. - Miri śmieje się, a w zakładzie każdy nagle jakoś strasznie cicho pracuje. Uszy nastawione, narzędzia nie stukają.
- A zostaniesz u mnie na noc? Pokażę ci nad czym pracuję i możemy zrobić maraton filmowy. O i kupię ci zapachową kulę do kąpieli.
Widywała się też z innymi ludźmi ale zwykle byli to artyści, a spotkania z nimi dla niej pod względem emocjonalnym nie znaczyły nic. Z Kirillem może i o sztuce za bardzo nie porozmawia, co nie znaczyło, że mu o swojej nie opowiadała.
Opowiadała o wszystkim. Gdy się już widzieli.
- Nie wiem... - Odparła szczerze, uśmiechając się lekko, jakby naprawdę ją zapytał, nie retorycznie, ile razy ją o to prosił i ile razy zapominała. Dla niej to nic takiego.
- Wypadło mi z głowy, nie używałam go. - Miri nawet nie zwracała uwagi na to czy ktoś ich podsłuchuje czy nie, ba, do głowy jej to nie przyszło. Że byli z Kirillem obiektem plotek to nic nowego, chociaż że plotki też miały się dobrze w warsztacie, o tym nie miała pojęcia, nie dostrzegała takich rzeczy.
- Przecież nic mi nie jest. - Miri zaśmiała się lekko jakby temat wcale nie był poważny, ale nigdy nie myślała o żadnym zagrożeniu czy powodach, dla których ktoś miałby się o nią martwić.
- Nie wiem? Może być nawet taco. - Skoro nie chciał łazić to równie dobrze mogli zjeść na ulicy z budy za rogiem.
Kiedy Kirill łapie ją za nadgarstek, Miri przyciąga go trochę w swoją stronę, samej robiąc pół kroku do przodu tak, że zaraz będzie miała więcej smarów z jego ubrań odbitych na swoich ogrodniczkach. Ale plamy nigdy nie były jej straszne, jej ubrania nigdy nie były czyste, bo w tych samych, w których tworzyła, wychodziła też na miasto.
- Ale ja lubię jak jesteś taki śmierdzący. - Miri śmieje się, a w zakładzie każdy nagle jakoś strasznie cicho pracuje. Uszy nastawione, narzędzia nie stukają.
- A zostaniesz u mnie na noc? Pokażę ci nad czym pracuję i możemy zrobić maraton filmowy. O i kupię ci zapachową kulę do kąpieli.
-
I'm an aristocrat without the progress. Roses all on her wedding dress, blood from her mouth, I'm a mess.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Ona była dla niego wszystkim, co mu pozostało ze starego życia. Nie miał już żadnej rodziny, nikogo bliskiego, do kogo mógłby się zwrócić o pomoc, w gruncie rzeczy został sam. Miri przypominała mu o przeszłości, ale w taki pozytywny sposób; wiązało się z nią wiele pozytywnych wspomnień, które aż tak bardzo nie godziły w jego serce, bo potrafił się ostatecznie nawet uśmiechnąć.
Mógłby powiedzieć, że na sztuce się nie zna, ale Bauer przekazała mu tyle informacji na tematy różne, że mógłby pisać doktorat na ten temat. Może sam niczego ładnego by nie stworzył, to przynajmniej znał podstawy podstaw, by chociaż w jednej czwartej móc rozumieć to, o czym mu opowiada.
— Jasne — mruknął cicho i wziął głęboki oddech, aby uspokoić swoje emocje. Nie mógł się na nią denerwować, bo nie był jej ojcem, ani partnerem, żeby móc morały jej prawić. W gruncie rzeczy to nawet nie wiedział jak mógłby do niej dotrzeć, bo od kiedy pamiętał działo się to samo, ale go dalej sumienie gnębiło, bo zwyczajnie się o nią martwił.
— Ale ja miałbym lżejszą głowę, gdybyś chociaż na głupiego smsa odpisała, wiesz? — rzucił cicho, mając nadzieję, że już ostatni raz tego dnia będą poruszać ten temat. Był dla niego niezwykle niewygodny, bo nie chciał mówić o tym wszystkim na głos, szczególnie teraz, gdy stali jeszcze na terenie warsztatu samochodowego. W jego mniemaniu wszystko co wiązało się z głębokimi emocjami nie stanowiło przyjemnego tematu do rozmów.
Kiwnął głową na jej propozycję i już chciał zrobić krok do przodu, by skierować się na ulicę, ale w tym samym momencie Miri przyciągnęła się do niego, przez co niemalże “na nią wszedł”, powodując, że aż zadrżał na sekundę. Nie odskoczył jak oparzony, nawet pozwolił by ta chwila trwała trochę dłużej, w jego głowie kreując się na nieskończoność, a gdy już opamiętał się to wywrócił oczyma i odsunął się. Puścił też jej rękę, by móc swoją wskazać na jej ogrodniczki, które w wielu miejscach straciły już swój pierwotny kolor.
— Jeżeli lubisz być brudna to chętnie by cię zatrudnili u mechanika, brakuje chłopakom motywacji, a taka piękna laska od razu by podniosła efektywność — powiedział rozbawiony, chociaż w głowie już myślał czym będzie spierał jej ten brud z ubrań. Miał kilka specyfików, które według babci były najlepszymi na świecie i pomimo upływu terminu ważności i tak świetnie działały na jego robocze ciuchy.
— Zostanę na noc, by wyprać ci te ogrodniczki, bo pewnie rzucisz je gdzieś w kąt i na zawsze będą miały czarne plamy. — Ogólnie mówiąc, tak, zgodził się; nawet na chwilę urósł w środku, słysząc jej miłą propozycję, ale nie dał po sobie znać na zewnątrz. Nawet nie przejmował się tym, że każdy w najbliższej okolicy słyszał jej słowa. Kiedyś czymś normalnym było spotykanie się w nocy czy spędzanie razem wieczorów. Od kiedy wyjechała (i wróciła) ich dni wyglądały kompletnie inaczej niż te z lat nastoletnich, nie widzieli się często, nie spędzali razem nocy. Najprawdopodobniej było to konsekwencją dorastania. Chyba.
Miribel Bauer
Mógłby powiedzieć, że na sztuce się nie zna, ale Bauer przekazała mu tyle informacji na tematy różne, że mógłby pisać doktorat na ten temat. Może sam niczego ładnego by nie stworzył, to przynajmniej znał podstawy podstaw, by chociaż w jednej czwartej móc rozumieć to, o czym mu opowiada.
— Jasne — mruknął cicho i wziął głęboki oddech, aby uspokoić swoje emocje. Nie mógł się na nią denerwować, bo nie był jej ojcem, ani partnerem, żeby móc morały jej prawić. W gruncie rzeczy to nawet nie wiedział jak mógłby do niej dotrzeć, bo od kiedy pamiętał działo się to samo, ale go dalej sumienie gnębiło, bo zwyczajnie się o nią martwił.
— Ale ja miałbym lżejszą głowę, gdybyś chociaż na głupiego smsa odpisała, wiesz? — rzucił cicho, mając nadzieję, że już ostatni raz tego dnia będą poruszać ten temat. Był dla niego niezwykle niewygodny, bo nie chciał mówić o tym wszystkim na głos, szczególnie teraz, gdy stali jeszcze na terenie warsztatu samochodowego. W jego mniemaniu wszystko co wiązało się z głębokimi emocjami nie stanowiło przyjemnego tematu do rozmów.
Kiwnął głową na jej propozycję i już chciał zrobić krok do przodu, by skierować się na ulicę, ale w tym samym momencie Miri przyciągnęła się do niego, przez co niemalże “na nią wszedł”, powodując, że aż zadrżał na sekundę. Nie odskoczył jak oparzony, nawet pozwolił by ta chwila trwała trochę dłużej, w jego głowie kreując się na nieskończoność, a gdy już opamiętał się to wywrócił oczyma i odsunął się. Puścił też jej rękę, by móc swoją wskazać na jej ogrodniczki, które w wielu miejscach straciły już swój pierwotny kolor.
— Jeżeli lubisz być brudna to chętnie by cię zatrudnili u mechanika, brakuje chłopakom motywacji, a taka piękna laska od razu by podniosła efektywność — powiedział rozbawiony, chociaż w głowie już myślał czym będzie spierał jej ten brud z ubrań. Miał kilka specyfików, które według babci były najlepszymi na świecie i pomimo upływu terminu ważności i tak świetnie działały na jego robocze ciuchy.
— Zostanę na noc, by wyprać ci te ogrodniczki, bo pewnie rzucisz je gdzieś w kąt i na zawsze będą miały czarne plamy. — Ogólnie mówiąc, tak, zgodził się; nawet na chwilę urósł w środku, słysząc jej miłą propozycję, ale nie dał po sobie znać na zewnątrz. Nawet nie przejmował się tym, że każdy w najbliższej okolicy słyszał jej słowa. Kiedyś czymś normalnym było spotykanie się w nocy czy spędzanie razem wieczorów. Od kiedy wyjechała (i wróciła) ich dni wyglądały kompletnie inaczej niż te z lat nastoletnich, nie widzieli się często, nie spędzali razem nocy. Najprawdopodobniej było to konsekwencją dorastania. Chyba.
Miribel Bauer
-
The world is burning, I got worms in my brains
Gonna bleach my eyebrows, change my name
Orange juice and toothpaste, I roll around in blue paint
Thinking of new ways that I can self sabotagenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Jej rodzina też była w rozsypce. Odkąd była dzieckiem, cokolwiek pamiętała ze swojego dzieciństwa w Berlinie były to bardzo rozmyte wspomnienia, większość życia spędziła w Toronto i nigdzie nie zamierzała się stąd ruszać. Tutaj miała matkę, brata i najlepszego przyjaciela.
Kiedyś była też Kirilla babcia, ale teraz to świeć ktokolwiek nad jej duszą.
Miri przygląda się mężczyźnie, widząc, że ten oddech i emocje uspokaja i uśmiecha się szerzej w oczekiwaniu, aż znowu na nią spojrzy, głowę przy tym zadziera, bo różnica wzrostu między nimi była znaczna.
- Mógłbyś... - Zaczyna i głową kręci lekko, chciała powiedzieć, że mógłby przecież u niej spać kiedy była w procesie twórczym, nie martwiłby się tak o nią, ale gryzie się w język, co wbrew pozorom robi w życiu dosyć często. Może powie mu o tym potem, bo nawet do jej uszu dociera w końcu cisza tego warsztatu i Miri odwraca głowę, żeby się rozejrzeć, czy naprawdę brakuje chłopakom rąk do pracy. Chyba tak, skoro praca nie szła naprzód tylko każdy stał?
- Ja mam dosyć swojej roboty. A właśnie... A za miesiąc byś mi pomógł przewieźć jeden projekt co? - Na pewno nie była to nowa prośba, na pewno już jej w przeszłości w podobny sposób pomagał, każdy projekt, każda wystawa inna była od pozostałych.
Ręką po chwili machnęła, wsuwając potem dłonie w kieszenie ogrodniczek.
- Nie będziesz mi prał po nocach spodni. - Mówił tak, jakby jakiekolwiek jej ciuchy były w stu procentach czyste i zerka na mężczyznę, który przy wyjściu pali papierosa, posyłając mu serdeczny uśmiech.
- Do widzenia! - Rzuca trochę do niego, trochę do reszty, wychodząc w końcu na chodnik, a mężczyzna dłoń unosi, na do widzenia, a do Kirilla ciszej dodaje.
- Żebyś nie zaspał jutro, panie pantofel. - Rechocze tak, pewnie z tego prania spodni, jakby sam nie robił wszystkiego, co mu żona każe, a ten to dopiero żonę miał krwi gorącej latynoskiej, awanturnicę. Jak wpadała do warsztatu to się każdy chował.
Cyryl Volkov
Kiedyś była też Kirilla babcia, ale teraz to świeć ktokolwiek nad jej duszą.
Miri przygląda się mężczyźnie, widząc, że ten oddech i emocje uspokaja i uśmiecha się szerzej w oczekiwaniu, aż znowu na nią spojrzy, głowę przy tym zadziera, bo różnica wzrostu między nimi była znaczna.
- Mógłbyś... - Zaczyna i głową kręci lekko, chciała powiedzieć, że mógłby przecież u niej spać kiedy była w procesie twórczym, nie martwiłby się tak o nią, ale gryzie się w język, co wbrew pozorom robi w życiu dosyć często. Może powie mu o tym potem, bo nawet do jej uszu dociera w końcu cisza tego warsztatu i Miri odwraca głowę, żeby się rozejrzeć, czy naprawdę brakuje chłopakom rąk do pracy. Chyba tak, skoro praca nie szła naprzód tylko każdy stał?
- Ja mam dosyć swojej roboty. A właśnie... A za miesiąc byś mi pomógł przewieźć jeden projekt co? - Na pewno nie była to nowa prośba, na pewno już jej w przeszłości w podobny sposób pomagał, każdy projekt, każda wystawa inna była od pozostałych.
Ręką po chwili machnęła, wsuwając potem dłonie w kieszenie ogrodniczek.
- Nie będziesz mi prał po nocach spodni. - Mówił tak, jakby jakiekolwiek jej ciuchy były w stu procentach czyste i zerka na mężczyznę, który przy wyjściu pali papierosa, posyłając mu serdeczny uśmiech.
- Do widzenia! - Rzuca trochę do niego, trochę do reszty, wychodząc w końcu na chodnik, a mężczyzna dłoń unosi, na do widzenia, a do Kirilla ciszej dodaje.
- Żebyś nie zaspał jutro, panie pantofel. - Rechocze tak, pewnie z tego prania spodni, jakby sam nie robił wszystkiego, co mu żona każe, a ten to dopiero żonę miał krwi gorącej latynoskiej, awanturnicę. Jak wpadała do warsztatu to się każdy chował.
Cyryl Volkov
-
I'm an aristocrat without the progress. Roses all on her wedding dress, blood from her mouth, I'm a mess.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
W sumie to powiedziałby chętnie i głośno, że trudno mu tak żyć w takiej niepewności czy może powinien coś więcej próbować z Miri, czy może jednak nie, ale nie chciał tego bardziej komplikować. Był człowiekiem prostym, jeżeli od niej nie widział żadnego większego zainteresowania niż przyjacielskiego, to on sam również nie zamierzał takiego wykazywać. Tłumaczył to tym, że nie chciał być prowodyrem zerwania ich przyjaźni, ale prawda była taka, że zwyczajnie brakowało mu jaj do zrobienia pierwszego kroku. Miał za dużo na głowie, by jeszcze się panienką zajmować, musiał jakoś siebie utrzymać, żeby nie wylądować na bruku. Poza tym, obiecał sobie, że już nigdy więcej się nie zakocha i chciał sobie to dotrzymać.
— No mógłbym — odpowiedział na jej słowa, całkowicie nie wiedząc o co jej chodzi, ale po prostu przytaknął i kiwnął głową. Może przytakiwał do jakiejś wyimaginowanej wypowiedzi, która mu po prostu przyszła na myśl - kto go wie. Po prostu zgodził się z nią, bo nie miał żadnego powodu by zaprzeczać. Mógł, mógł wiele, mógł ją pocałować, zabrać na najromantyczniejszą podróż w życiu, oczywiście budżetową, mógł też dać jej spokój, odebrać ją skądś, opcji było wiele. Na każdą przytaknął.
— Pomogę — rzucił od razu, bez kompletnego zastanowienia. Nie pierwszy raz był dla niej darmowym transportem i tragarzem w jednym, nie przeszkadzało mu to jakoś bardzo, miał tylko ją i musiał jej pomagać. Nawet jeśli wiązało się to z braniem wolnego w pracy albo kolejnym nadprogramowym dniu, w którym miały go boleć plecy. Był w stanie to wszystko przeżyć.
— No jeśli ja tego nie zrobię to ty się za to nie weźmiesz — mruknął cicho i wywrócił oczami, oddalając się od wejścia od warsztatu. Spodziewał się co jutro będzie się działo, gdy przyjdzie do pracy, ile przytyków będzie musiał znieść związanych z ich rozmową. Ile “jak tam młody” usłyszy, mimo że młody wcale już nie był. Wywrócił oczami, słysząc odpowiedź jednego z kolegów i po prostu głośno westchnął, nie komentując jego wypowiedzi. W porównaniu do tego jaki “przypał” zrobiła Miri dziś Kirillowi, to i tak było nic, w porównaniu do tego, co czasem żony mechaników robiły na warsztacie, gdy oni ostro zapili z kolegami dnia poprzedniego.
Miribel Bauer
— No mógłbym — odpowiedział na jej słowa, całkowicie nie wiedząc o co jej chodzi, ale po prostu przytaknął i kiwnął głową. Może przytakiwał do jakiejś wyimaginowanej wypowiedzi, która mu po prostu przyszła na myśl - kto go wie. Po prostu zgodził się z nią, bo nie miał żadnego powodu by zaprzeczać. Mógł, mógł wiele, mógł ją pocałować, zabrać na najromantyczniejszą podróż w życiu, oczywiście budżetową, mógł też dać jej spokój, odebrać ją skądś, opcji było wiele. Na każdą przytaknął.
— Pomogę — rzucił od razu, bez kompletnego zastanowienia. Nie pierwszy raz był dla niej darmowym transportem i tragarzem w jednym, nie przeszkadzało mu to jakoś bardzo, miał tylko ją i musiał jej pomagać. Nawet jeśli wiązało się to z braniem wolnego w pracy albo kolejnym nadprogramowym dniu, w którym miały go boleć plecy. Był w stanie to wszystko przeżyć.
— No jeśli ja tego nie zrobię to ty się za to nie weźmiesz — mruknął cicho i wywrócił oczami, oddalając się od wejścia od warsztatu. Spodziewał się co jutro będzie się działo, gdy przyjdzie do pracy, ile przytyków będzie musiał znieść związanych z ich rozmową. Ile “jak tam młody” usłyszy, mimo że młody wcale już nie był. Wywrócił oczami, słysząc odpowiedź jednego z kolegów i po prostu głośno westchnął, nie komentując jego wypowiedzi. W porównaniu do tego jaki “przypał” zrobiła Miri dziś Kirillowi, to i tak było nic, w porównaniu do tego, co czasem żony mechaników robiły na warsztacie, gdy oni ostro zapili z kolegami dnia poprzedniego.
Miribel Bauer
-
The world is burning, I got worms in my brains
Gonna bleach my eyebrows, change my name
Orange juice and toothpaste, I roll around in blue paint
Thinking of new ways that I can self sabotagenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Słyszała słowa starego mechanika czy nie, nie ma to znaczenia, bo nie przywiązuje do nich wagi, skupiona na Cyrylu i rozmowie, podczas której on zgadzał się na cokolwiek, co proponowała.
Do jej własnej głowy myśli o tym, żeby popchnąć tę relację w konkretną stronę nawet nie docierały. Nie dlatego, że by nie chciała, a dlatego, że temat związków i relacji romantycznych był dla niej zupełnie abstrakcyjny. Może dlatego Kirill nie mógł się doczekać z jej strony żadnych sygnałów, jednocześnie ich relacja z boku bardzo często mogła już sugerować, że byli parą, a nie przyjaciółmi.
- Nie skończyłam. - Zaśmiała się, zagryzając dolną wargę, popychając lekko przyjaciela, ale nawet gdyby nic nie odpowiedział, to i tak urwałaby po jednym słowie, nie mając odwagi zapytać do końca. Albo nie widząc już sensu.
Klasnęła lekko w dłonie, kiedy zgodził się jej pomóc z transportem, nie zamierzała mu za to zapłacić, bo nie miała z czego, wszystko co mogła zrobić, to postawić mu za to obiad i obiecać, że jeśli on będzie potrzebował pomocy, to może na nią liczyć. Czego pewnie nie zrobi, Cyryl nie zwykł jej przecież o pomoc prosić. Ujęła go pod ramię, idąc bliżej, krok w krok z nim, przy niektórych nawet trochę podskakując.
- No to co. To tylko rzecz. Znajdę nowe spodnie na śmietniku. - Miribel nigdy nie kupowała ubrań. Wszystko, co nosiła było albo przez nią gdzieś znalezione, albo sama to uszyła (i dawała Cyrylowi do poprawek, jeśli wyszło jej coś aż za bardzo krzywo).
- Skoro ja do nich nie przywiązuję wagi to ty tym bardziej nie musisz. I tak ich użyję potem w jakimś projekcie.
Cyryl Volkov
Do jej własnej głowy myśli o tym, żeby popchnąć tę relację w konkretną stronę nawet nie docierały. Nie dlatego, że by nie chciała, a dlatego, że temat związków i relacji romantycznych był dla niej zupełnie abstrakcyjny. Może dlatego Kirill nie mógł się doczekać z jej strony żadnych sygnałów, jednocześnie ich relacja z boku bardzo często mogła już sugerować, że byli parą, a nie przyjaciółmi.
- Nie skończyłam. - Zaśmiała się, zagryzając dolną wargę, popychając lekko przyjaciela, ale nawet gdyby nic nie odpowiedział, to i tak urwałaby po jednym słowie, nie mając odwagi zapytać do końca. Albo nie widząc już sensu.
Klasnęła lekko w dłonie, kiedy zgodził się jej pomóc z transportem, nie zamierzała mu za to zapłacić, bo nie miała z czego, wszystko co mogła zrobić, to postawić mu za to obiad i obiecać, że jeśli on będzie potrzebował pomocy, to może na nią liczyć. Czego pewnie nie zrobi, Cyryl nie zwykł jej przecież o pomoc prosić. Ujęła go pod ramię, idąc bliżej, krok w krok z nim, przy niektórych nawet trochę podskakując.
- No to co. To tylko rzecz. Znajdę nowe spodnie na śmietniku. - Miribel nigdy nie kupowała ubrań. Wszystko, co nosiła było albo przez nią gdzieś znalezione, albo sama to uszyła (i dawała Cyrylowi do poprawek, jeśli wyszło jej coś aż za bardzo krzywo).
- Skoro ja do nich nie przywiązuję wagi to ty tym bardziej nie musisz. I tak ich użyję potem w jakimś projekcie.
Cyryl Volkov
-
I'm an aristocrat without the progress. Roses all on her wedding dress, blood from her mouth, I'm a mess.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
I to właśnie przez niepewność Cyryla, i jego niechęci do zmieniania tego, w czym aktualnie tkwił i sposobowi, w którym żyła Miribel ich życie tak wyglądało. Nie zapowiadało się, aby którekolwiek z nich zrezygnowało z takiej przyjacielskiej relacji na rzecz romantycznej. Volkov zawsze mówił, że on nie miał czasu i pieniędzy na związki, bo posiadanie dziewczyny w tych czasach wiązało się z dużymi kosztami.
Ale czasami miał dość komentarzy ludzi, że Bauer jest jego kobietą, bo głupio było mu się tłumaczyć i zaprzeczać; zdarzało się, że po tym był dla niej oschły, ale prędko przez wyrzuty sumienia wracał do poprzedniego stanu rzeczy. Trochę mu mieszała w głowie i mąciła, ale on wtórował bojąc się, że któregoś dnia ponownie ją straci.
— No to nie jest ważne, dobrze wiesz, że zawsze mogę — wyjaśnił ją krótko i wytknął język w jej stronę. Oddałby dla niej wszystko co miał, bo była dla niego najważniejsza. Nie miał nikogo w życiu tak bliskiego jak ona, zgubiłby się w tym mieście, chociaż znał je doskonale, gdyby tylko odeszła. W tym momencie mógł zgodzić się nawet na swoje morderstwo, a i tak oddałby się w jej ręce bez cienia wątpliwości. Tylko dla niej potrafił tak stracić głowę i racjonalne myślenie.
Czy to ten cały friendzone?
Nie ukrył uśmiechu widząc jej reakcję. Zawsze była taka słodka i dziecinna, zupełnie tak jakby nie miała żadnych problemów w życiu. A może po prostu cieszyła się każdym dniem? Cyryl jej tego zazdrościł, dla niego codzienne wstawanie z łóżka wiązało się z załamaniem nerwowym.
— Kupię ci jakieś, żebyś nie musiała po śmietnikach latać — rzucił luźną propozycją wiedząc, że i tak zaprzeczy, i nie przyjmie od niego żadnego drogiego prezentu. Dla niego zakup nowych spodni, ogrodniczek czy cokolwiek co nosiła Miri, był dużym wydatkiem, na tyle że będzie musiał poważnie zastanowić się nad budżetem w danym miesiącu. Z drugiej strony patrzył na tę jej zaradność z pewną zazdrością; potrafiła na śmieciach znaleźć wszystko i z najgorszej rzeczy zrobić coś. Czasem jej pomagał, bo potrafił korzystać z maszyny do szycia, co mu babcia w spadku zostawiła.
— Już bądź cicho. — Trzepnął ją lekko dłonią w głowę, psując jej, już i tak zepsutą od wiatru, fryzurę.
z/t x2
Miribel Bauer
Ale czasami miał dość komentarzy ludzi, że Bauer jest jego kobietą, bo głupio było mu się tłumaczyć i zaprzeczać; zdarzało się, że po tym był dla niej oschły, ale prędko przez wyrzuty sumienia wracał do poprzedniego stanu rzeczy. Trochę mu mieszała w głowie i mąciła, ale on wtórował bojąc się, że któregoś dnia ponownie ją straci.
— No to nie jest ważne, dobrze wiesz, że zawsze mogę — wyjaśnił ją krótko i wytknął język w jej stronę. Oddałby dla niej wszystko co miał, bo była dla niego najważniejsza. Nie miał nikogo w życiu tak bliskiego jak ona, zgubiłby się w tym mieście, chociaż znał je doskonale, gdyby tylko odeszła. W tym momencie mógł zgodzić się nawet na swoje morderstwo, a i tak oddałby się w jej ręce bez cienia wątpliwości. Tylko dla niej potrafił tak stracić głowę i racjonalne myślenie.
Czy to ten cały friendzone?
Nie ukrył uśmiechu widząc jej reakcję. Zawsze była taka słodka i dziecinna, zupełnie tak jakby nie miała żadnych problemów w życiu. A może po prostu cieszyła się każdym dniem? Cyryl jej tego zazdrościł, dla niego codzienne wstawanie z łóżka wiązało się z załamaniem nerwowym.
— Kupię ci jakieś, żebyś nie musiała po śmietnikach latać — rzucił luźną propozycją wiedząc, że i tak zaprzeczy, i nie przyjmie od niego żadnego drogiego prezentu. Dla niego zakup nowych spodni, ogrodniczek czy cokolwiek co nosiła Miri, był dużym wydatkiem, na tyle że będzie musiał poważnie zastanowić się nad budżetem w danym miesiącu. Z drugiej strony patrzył na tę jej zaradność z pewną zazdrością; potrafiła na śmieciach znaleźć wszystko i z najgorszej rzeczy zrobić coś. Czasem jej pomagał, bo potrafił korzystać z maszyny do szycia, co mu babcia w spadku zostawiła.
— Już bądź cicho. — Trzepnął ją lekko dłonią w głowę, psując jej, już i tak zepsutą od wiatru, fryzurę.
z/t x2
Miribel Bauer