-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
W życiu każdego człowieka przychodzi chwila, gdy zastanawia się nad sobą i tym, co powinien robić. Myśli nad tym, kto i co kształtowało jego charakter, było bodźcem do działania i po prostu tym, co było dobre i warte pamięci. Dla Cema znajomości bywały różne – jedni przychodzili i odchodzili, niektórych chciał mieć w swoim życiu, lecz oni z niego znikali, albo ktoś po prostu nie chciał, by to trwało. Kiedy Cem przeglądał gazetę codzienną i zobaczył w dodatku kulturalnym nazwisko, które znał doskonale, oraz datę i miejsce spotkania z czytelnikami, zaczął przypominać sobie przeszłość. Nigdy nie uciekał przed nią, nie krył kim jest, skąd się wywodzi i co miało na niego wpływ. Polubił tamtą dziewczynę, którą pamiętał. Nie potrafił też zapomnieć o jej oczach i uśmiechu. Niby wydaje się, że po czasie część rzeczy blaknie, ale w tym przypadku było inaczej. Nie szukał jej, bo wiedział, że ma swoje życie, ale coś go przyciągało do tej osoby. Niedokończone sprawy?
Zakupił książkę kobiety przez Internet i na kilka dni przed spotkaniem, zaczął ją czytać. Chciał znać treść, by móc uczciwie przyjść po podpis na swoim egzemplarzu i mieć okazję do rozmowy po tym, jak będzie wolna. Nie wiedział w jaki sposób go zapamiętała. Chciał się dowiedzieć, czy miał jeszcze szansę na odnowienie relacji, a może nawet ją rozwinąć? Lepiej późno niż wcale.
Kiedy dwa tygodnie później siedział na sali i słuchał odpowiedzi na pytania, które zadawano autorce, schował się nieco w tyle. Nie chciał się rzucać w oczy, chociaż z jego wzrostem było to trochę trudne.
Nie udzielał się, mimo iż znał opowieść w tomiszczu. Był zainteresowany całym eventem, lecz nie chciał zabierać głosu, mimo iż czytelnicy mieli okazję zadawać własne pytania.
Kiedy nastał czas podpisywania książek, przepuszczał innych w kolejce. Kilka osób nawet go poznało. Jednej dziewczynie podpisał się szminką na lusterku, a inna chciała z nim zdjęcie, na co się zgodził, lecz szybko dał znać, że wolałby zostać anonimowy i nie miał zamiaru przeszkadzać na spotkaniu z autorką powieści. Nie dla niego tu przyszli, na co zwracał im uwagę. Szacunek dla głównej gwiazdy tego spotkania był na pierwszym miejscu.
Kolejka się powoli zmniejszała, a on cierpliwie czekał w ogonku, zastanawiając się, co powie i czy uda im się porozmawiać dłużej, po całym zamieszaniu.
Przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Nie miał jednak kartki papieru i długopisu ze sobą, ale to nie był problem. Zapytał, czy ktoś ma te rzeczy, a jedna osoba podała mu jakiś notes i pióro. Szybko napisał tam wiadomość swoim wyraźnym, pochyłym pismem: Czy zgodzi się Pani na wspólny posiłek po zakończeniu spotkania?
I wyrwał karteczkę, by umieścić ją chwilę później w swojej książce, dokładnie w miejscu, w którym chciał poprosić o dedykację i podpis.
Kiedy stanął przed autorką, uśmiechał się. Podsunął jej swoją kopię do podpisu i chyba miała zapytać o to, komu ma napisać dedykację, kiedy ujrzała karteczkę z pytaniem od Cema. Potem w końcu ich spojrzenia się spotkały. Cem nadal miał na twarzy zadowoloną minę.
- Co pani odpowie na moją propozycję? – zadał to proste pytanie, nie tracąc kontaktu wzrokowego z kobietą. Miał nadzieję, że się zgodzi. Przyszedł tam właśnie dla niej, dla tego właśnie momentu stał cierpliwie na końcu kolejki i czekał.
eden de poesy
Zakupił książkę kobiety przez Internet i na kilka dni przed spotkaniem, zaczął ją czytać. Chciał znać treść, by móc uczciwie przyjść po podpis na swoim egzemplarzu i mieć okazję do rozmowy po tym, jak będzie wolna. Nie wiedział w jaki sposób go zapamiętała. Chciał się dowiedzieć, czy miał jeszcze szansę na odnowienie relacji, a może nawet ją rozwinąć? Lepiej późno niż wcale.
Kiedy dwa tygodnie później siedział na sali i słuchał odpowiedzi na pytania, które zadawano autorce, schował się nieco w tyle. Nie chciał się rzucać w oczy, chociaż z jego wzrostem było to trochę trudne.
Nie udzielał się, mimo iż znał opowieść w tomiszczu. Był zainteresowany całym eventem, lecz nie chciał zabierać głosu, mimo iż czytelnicy mieli okazję zadawać własne pytania.
Kiedy nastał czas podpisywania książek, przepuszczał innych w kolejce. Kilka osób nawet go poznało. Jednej dziewczynie podpisał się szminką na lusterku, a inna chciała z nim zdjęcie, na co się zgodził, lecz szybko dał znać, że wolałby zostać anonimowy i nie miał zamiaru przeszkadzać na spotkaniu z autorką powieści. Nie dla niego tu przyszli, na co zwracał im uwagę. Szacunek dla głównej gwiazdy tego spotkania był na pierwszym miejscu.
Kolejka się powoli zmniejszała, a on cierpliwie czekał w ogonku, zastanawiając się, co powie i czy uda im się porozmawiać dłużej, po całym zamieszaniu.
Przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Nie miał jednak kartki papieru i długopisu ze sobą, ale to nie był problem. Zapytał, czy ktoś ma te rzeczy, a jedna osoba podała mu jakiś notes i pióro. Szybko napisał tam wiadomość swoim wyraźnym, pochyłym pismem: Czy zgodzi się Pani na wspólny posiłek po zakończeniu spotkania?
I wyrwał karteczkę, by umieścić ją chwilę później w swojej książce, dokładnie w miejscu, w którym chciał poprosić o dedykację i podpis.
Kiedy stanął przed autorką, uśmiechał się. Podsunął jej swoją kopię do podpisu i chyba miała zapytać o to, komu ma napisać dedykację, kiedy ujrzała karteczkę z pytaniem od Cema. Potem w końcu ich spojrzenia się spotkały. Cem nadal miał na twarzy zadowoloną minę.
- Co pani odpowie na moją propozycję? – zadał to proste pytanie, nie tracąc kontaktu wzrokowego z kobietą. Miał nadzieję, że się zgodzi. Przyszedł tam właśnie dla niej, dla tego właśnie momentu stał cierpliwie na końcu kolejki i czekał.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
To nie był jej klimat.
Zbyt duszno, aż kleiły się usta. Zbyt ciemno. Zbyt o b c o , aby swobodnie móc rozmawiać z oddanymi jej literaturze ludźmi. Każde z zadanych pytań skrupulatnie analizowała, aby z dużą ostrożnością i klasą udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi. I choć nie miała za dużo czasu na przemyślenia, dawała sobie przestrzeń do swobodnego przesiewania myśli czytelników przez swoją głowę.
Znacznie bardziej ceniła kameralne spotkania. Możliwość porozmawiania przy lampce wina gdzie mogła dać sobie przestrzeni na zbłądzenie z głównej ścieżki myśli. Zdawała sobie jednak sprawę, że dla redakcji i jej agenta zależało również na bardziej standardowych spotkaniach. Nie każdy lubił wieczorne spotkania w zadymionej od papierosów knajpie w piwnicy starej kamienicy.
Musiała więc p r z e c i e r p i e ć. By później móc zaszyć się w sypialni swojego mieszkania, odłączyć się od świata i odpocząć. Aż do powrotu Eliasa z dyżuru, bo przecież obiecała mu, że wspólnie zjedzą jakieś marnej jakości jedzenie i zabiją myśli bezsensownym serialem.
Nie zdawała sobie jednak absolutnie sprawy z tego jak los postanowił zakpić z jej planów. Wprawdzie powinna być nauczona doświadczeniem, że zamiary bywały kapryśne, jednak nie sądziła, że doświadczy tego jeszcze dzisiejszego dnia. Była przecież rozważna, co raz rzadziej bywała r o m a n t y c z n a i powinna przestać wierzyć w historie zapisane w gwiazdach. Jednak kartka, którą odnalazła w jednym z egzemplarzy książki, którą przyszło jej podpisać, pierwotnie wzbudziła w niej czysty l ę k. Nie miewała psychofanów; raz czy dwa dostała niepokojące maile, jednak nigdy nikt nie odważył się zachwiać jej bezpieczeństwa na spotkaniu autorskim. Ostrożnie, jakby niechętnie, uniosła wzrok na twarz właściciela książki. Mężczyzna nie zwrócił jej uwagi podczas ostatnich godzin. Musiał skrywać się gdzieś z tyłu, bądź w bocznych rzędach, na które nie zwracała uwagi. I dopiero gdy usłyszała głos, tak bliski i miękki, poczuła, że nie był to zwykły czytelnik. Mężczyzna, od którego dzieliła ją jedynie drewniana struktura stolika, sprawił niegdyś, że polubiła czekoladę z orzechami. Wprawdzie wtedy był kilkuletnim chłopcem, którego teraz mogła jedynie odnaleźć w jasnych tęczówkach, jednak to nie zmieniało faktu, jak wiele mu z a w d z i ę c z a ł a.
Przełknęła głośno ślinę. Badawczy wzrok przeniosła na stojącą nieopodal kobietę, która liczyła na obyczajowy skandal bądź marne wynagrodzenie za doniesienie portalom plotkarskim o tej sytuacji. Eden przez lata uczyła się być ostrożna. Wiedziała jak zwinnie, niczym kot, uwalniać się z sytuacji, które sprawiały jej dyskomfort.
- Mąż czeka na mnie w domu. - Elias nie był ani jej mężem, ani na nią tam nie czekał. Był to jej bezpieczny tekst, który stosowała w sytuacjach podobnych do tej. Chwyciła więc za długopis i spisała kilka słów w miejscu gdzie powinna znaleźć się dedykacja.
Zamiast niej, nakreśliła zgrabnie kilka słów, które pozostały tajemnicą po zamknięciu okładki książki i przekazaniu jej w dłonie mężczyzny.
Za kwadrans, przy piekarni za rogiem.
Dotrzymując słowa pojawiła się w umówionym miejscu, jednak z lekkim opóźnieniem. Wprawdzie nie obraziłaby się gdyby mężczyzna zrezygnował; jej pojawienie się nie było wcale oczywiste, bo Eden nie miała w zwyczaju grzebać się w przeszłości.
- Zniszczyłam Ci książkę. - zakomunikowała rzeczowo, stając dobry metr w odległości od mężczyzny. Splotła dłonie z tyłu, na wysokości lędźwi, nerwowo kołysząc się na stopach to w tył, to w przód. Jej twarz nie drgnęła, nie pojawił się na niej cień uśmiechu. Cem był przecież jednym z u c i e k i n i e r ó w z jej życia. Skąd mogła wiedzieć jakie miał intencje? Musiała pozostać czujna i ostrożna. - Mogę Ci odkupić i napisać prawidłową dedykację. - dodała po chwili.
Cem Ayers
Zbyt duszno, aż kleiły się usta. Zbyt ciemno. Zbyt o b c o , aby swobodnie móc rozmawiać z oddanymi jej literaturze ludźmi. Każde z zadanych pytań skrupulatnie analizowała, aby z dużą ostrożnością i klasą udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi. I choć nie miała za dużo czasu na przemyślenia, dawała sobie przestrzeń do swobodnego przesiewania myśli czytelników przez swoją głowę.
Znacznie bardziej ceniła kameralne spotkania. Możliwość porozmawiania przy lampce wina gdzie mogła dać sobie przestrzeni na zbłądzenie z głównej ścieżki myśli. Zdawała sobie jednak sprawę, że dla redakcji i jej agenta zależało również na bardziej standardowych spotkaniach. Nie każdy lubił wieczorne spotkania w zadymionej od papierosów knajpie w piwnicy starej kamienicy.
Musiała więc p r z e c i e r p i e ć. By później móc zaszyć się w sypialni swojego mieszkania, odłączyć się od świata i odpocząć. Aż do powrotu Eliasa z dyżuru, bo przecież obiecała mu, że wspólnie zjedzą jakieś marnej jakości jedzenie i zabiją myśli bezsensownym serialem.
Nie zdawała sobie jednak absolutnie sprawy z tego jak los postanowił zakpić z jej planów. Wprawdzie powinna być nauczona doświadczeniem, że zamiary bywały kapryśne, jednak nie sądziła, że doświadczy tego jeszcze dzisiejszego dnia. Była przecież rozważna, co raz rzadziej bywała r o m a n t y c z n a i powinna przestać wierzyć w historie zapisane w gwiazdach. Jednak kartka, którą odnalazła w jednym z egzemplarzy książki, którą przyszło jej podpisać, pierwotnie wzbudziła w niej czysty l ę k. Nie miewała psychofanów; raz czy dwa dostała niepokojące maile, jednak nigdy nikt nie odważył się zachwiać jej bezpieczeństwa na spotkaniu autorskim. Ostrożnie, jakby niechętnie, uniosła wzrok na twarz właściciela książki. Mężczyzna nie zwrócił jej uwagi podczas ostatnich godzin. Musiał skrywać się gdzieś z tyłu, bądź w bocznych rzędach, na które nie zwracała uwagi. I dopiero gdy usłyszała głos, tak bliski i miękki, poczuła, że nie był to zwykły czytelnik. Mężczyzna, od którego dzieliła ją jedynie drewniana struktura stolika, sprawił niegdyś, że polubiła czekoladę z orzechami. Wprawdzie wtedy był kilkuletnim chłopcem, którego teraz mogła jedynie odnaleźć w jasnych tęczówkach, jednak to nie zmieniało faktu, jak wiele mu z a w d z i ę c z a ł a.
Przełknęła głośno ślinę. Badawczy wzrok przeniosła na stojącą nieopodal kobietę, która liczyła na obyczajowy skandal bądź marne wynagrodzenie za doniesienie portalom plotkarskim o tej sytuacji. Eden przez lata uczyła się być ostrożna. Wiedziała jak zwinnie, niczym kot, uwalniać się z sytuacji, które sprawiały jej dyskomfort.
- Mąż czeka na mnie w domu. - Elias nie był ani jej mężem, ani na nią tam nie czekał. Był to jej bezpieczny tekst, który stosowała w sytuacjach podobnych do tej. Chwyciła więc za długopis i spisała kilka słów w miejscu gdzie powinna znaleźć się dedykacja.
Zamiast niej, nakreśliła zgrabnie kilka słów, które pozostały tajemnicą po zamknięciu okładki książki i przekazaniu jej w dłonie mężczyzny.
Dotrzymując słowa pojawiła się w umówionym miejscu, jednak z lekkim opóźnieniem. Wprawdzie nie obraziłaby się gdyby mężczyzna zrezygnował; jej pojawienie się nie było wcale oczywiste, bo Eden nie miała w zwyczaju grzebać się w przeszłości.
- Zniszczyłam Ci książkę. - zakomunikowała rzeczowo, stając dobry metr w odległości od mężczyzny. Splotła dłonie z tyłu, na wysokości lędźwi, nerwowo kołysząc się na stopach to w tył, to w przód. Jej twarz nie drgnęła, nie pojawił się na niej cień uśmiechu. Cem był przecież jednym z u c i e k i n i e r ó w z jej życia. Skąd mogła wiedzieć jakie miał intencje? Musiała pozostać czujna i ostrożna. - Mogę Ci odkupić i napisać prawidłową dedykację. - dodała po chwili.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Poznała go. Dostrzegł to w jej zachowaniu, oczach, które zabłyszczały zainteresowaniem. Odpowiedź, jakiej mu udzieliła, bardzo go rozbawiła. Wiedział, że nie ma męża. Sprawdził to, przygotowując się do spotkania po długim czasie. Ciągle mieli wspólne znajomości i nie było trudno o nią zapytać.
Kiedy odebrał książkę z „dedykacją”, zerknął dyskretnie na podpis i otrzymał odpowiedź na swoje pytanie. Jego uśmiech mówił wszystko.
Oczywiście, że czekał. Stałby tam i kilka godzin, gdyby wiedział, że Eden przyjdzie. Nie było jej o czasie, ale co tam, nic go nie goniło. Od czasu do czasu spoglądał w kierunku, z którego powinna nadejść, ale nadal nie przychodziła. To nic, wiedział, że dotrzyma słowa. W końcu nadeszła, akurat w chwili, gdy pogrążony był w rozmyślaniach o tym, jak z nią pogadać, by nie wyszło sucho i drętwo. Zobaczymy, jakoś dadzą sobie radę.
- Żartujesz? – powiedział pogodnym tonem na jej uwagę. – Nikt nie ma takiego unikatu jak ja, postawię ją na honorowym miejscu – powiedział zgodnie z prawdą. Nie wkręcał jej.
- I przeczytałem ją kilka dni temu, jest naprawdę wciągająca – zasłużenie wzbudziła zainteresowanie czytelników. Nie słodził jej, stwierdzał fakt.
- Dziękuję, że przyszłaś – wyciągnął ku jej swoją dłoń. – Byli kiedyś ludzie, którzy nie chcieli, byśmy spędzali ze sobą czas. Minęło trochę czasu, ale ja wciąż lubię czekoladę z orzechami – uśmiechnął się do wspomnień ich pierwszego spotkania.
- Pójdziemy tam? – wskazał na małą knajpkę, gdzie można było coś przekąsić i się napić. – Tu jest zimno – zauważył Cem.
- Przyszedłem porozmawiać. Powinienem był już dawno to zrobić, a jednak… - nie musiał kończyć. Po prostu ich kontakt się urwał. – Zostałaś pisarką, gratuluję – powiedział z uśmiechem. Nie dała się i zapewne spełniła marzenie. Często zastanawiał się, co się stało z tą dziewczyną o smutnych oczach. Coś go tknęło dopiero teraz, by się spotkać. Nie liczył na cuda, ale wewnętrzny głos podpowiadał mu, że to był dobry czas na odnowę znajomości. Przynajmniej wiedział, gdzie jej szukać i znalazł ją.
Co miał jej jeszcze powiedzieć? Boże, wyrosłaś na tak urodziwą kobietę, że aż mi tchu zabrakło? Nie mógł tego przyznać, ale był facetem wrażliwym na piękno i szczerze musiałby powiedzieć, że była w jego typie. Zganił siebie za te myśli, bo chciał przyjść do niej jako dawny kolega, a nie zdesperowany facet, któremu się zwyczajnie w świecie podobała.
- Nie wiedziałem, czy mnie pamiętasz, ale postanowiłem spróbować szczęścia. Przepraszam, jeśli sprawiłem ci problem, bo to nie było moją intencją – był nieco zakłopotany, nie wiedział jeszcze jak zareaguje na jego słowa i wyznania.
- Nigdy nie zapominam o ludziach, których polubiłem – powiedział to pewnym tonem. Kiedyś on też był chłopcem o smutnych oczach. Poznał, co to żałoba i niezrozumienie. Dzisiaj nie miał obojga rodziców, rodzeństwo miało swoje życie, a on był samotnikiem. Mimo to wierzył, że los jeszcze się do niego uśmiechnie. Nie potrzebował osoby, która będzie z nim po to, by cieszyć się jego bogactwem i rozpoznawalnością. W tych czasach trudno było otrzymać szczerość i bezinteresowność. Nie wszyscy to szanowali i wyznawali. On był osobą, która kochała życie, o tak, ale miał zasady. Czasem trzymały się go dziwne pomysły, nie wstydził się zrobić czegoś odważnego i zwariowanego, ale przy tym pozostawał sobą.
- Naprawdę cieszę się z tego spotkania, Eden – dopiero po tych słowach odwrócił wzrok. Poczuł się trochę głupio, bo nie wiedział, co ona sobie o nim pomyśli, ale musiał to powiedzieć.
eden de poesy
Kiedy odebrał książkę z „dedykacją”, zerknął dyskretnie na podpis i otrzymał odpowiedź na swoje pytanie. Jego uśmiech mówił wszystko.
Oczywiście, że czekał. Stałby tam i kilka godzin, gdyby wiedział, że Eden przyjdzie. Nie było jej o czasie, ale co tam, nic go nie goniło. Od czasu do czasu spoglądał w kierunku, z którego powinna nadejść, ale nadal nie przychodziła. To nic, wiedział, że dotrzyma słowa. W końcu nadeszła, akurat w chwili, gdy pogrążony był w rozmyślaniach o tym, jak z nią pogadać, by nie wyszło sucho i drętwo. Zobaczymy, jakoś dadzą sobie radę.
- Żartujesz? – powiedział pogodnym tonem na jej uwagę. – Nikt nie ma takiego unikatu jak ja, postawię ją na honorowym miejscu – powiedział zgodnie z prawdą. Nie wkręcał jej.
- I przeczytałem ją kilka dni temu, jest naprawdę wciągająca – zasłużenie wzbudziła zainteresowanie czytelników. Nie słodził jej, stwierdzał fakt.
- Dziękuję, że przyszłaś – wyciągnął ku jej swoją dłoń. – Byli kiedyś ludzie, którzy nie chcieli, byśmy spędzali ze sobą czas. Minęło trochę czasu, ale ja wciąż lubię czekoladę z orzechami – uśmiechnął się do wspomnień ich pierwszego spotkania.
- Pójdziemy tam? – wskazał na małą knajpkę, gdzie można było coś przekąsić i się napić. – Tu jest zimno – zauważył Cem.
- Przyszedłem porozmawiać. Powinienem był już dawno to zrobić, a jednak… - nie musiał kończyć. Po prostu ich kontakt się urwał. – Zostałaś pisarką, gratuluję – powiedział z uśmiechem. Nie dała się i zapewne spełniła marzenie. Często zastanawiał się, co się stało z tą dziewczyną o smutnych oczach. Coś go tknęło dopiero teraz, by się spotkać. Nie liczył na cuda, ale wewnętrzny głos podpowiadał mu, że to był dobry czas na odnowę znajomości. Przynajmniej wiedział, gdzie jej szukać i znalazł ją.
Co miał jej jeszcze powiedzieć? Boże, wyrosłaś na tak urodziwą kobietę, że aż mi tchu zabrakło? Nie mógł tego przyznać, ale był facetem wrażliwym na piękno i szczerze musiałby powiedzieć, że była w jego typie. Zganił siebie za te myśli, bo chciał przyjść do niej jako dawny kolega, a nie zdesperowany facet, któremu się zwyczajnie w świecie podobała.
- Nie wiedziałem, czy mnie pamiętasz, ale postanowiłem spróbować szczęścia. Przepraszam, jeśli sprawiłem ci problem, bo to nie było moją intencją – był nieco zakłopotany, nie wiedział jeszcze jak zareaguje na jego słowa i wyznania.
- Nigdy nie zapominam o ludziach, których polubiłem – powiedział to pewnym tonem. Kiedyś on też był chłopcem o smutnych oczach. Poznał, co to żałoba i niezrozumienie. Dzisiaj nie miał obojga rodziców, rodzeństwo miało swoje życie, a on był samotnikiem. Mimo to wierzył, że los jeszcze się do niego uśmiechnie. Nie potrzebował osoby, która będzie z nim po to, by cieszyć się jego bogactwem i rozpoznawalnością. W tych czasach trudno było otrzymać szczerość i bezinteresowność. Nie wszyscy to szanowali i wyznawali. On był osobą, która kochała życie, o tak, ale miał zasady. Czasem trzymały się go dziwne pomysły, nie wstydził się zrobić czegoś odważnego i zwariowanego, ale przy tym pozostawał sobą.
- Naprawdę cieszę się z tego spotkania, Eden – dopiero po tych słowach odwrócił wzrok. Poczuł się trochę głupio, bo nie wiedział, co ona sobie o nim pomyśli, ale musiał to powiedzieć.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Ceniła sobie prywatność.
Dlatego też często w udzielanych wywiadach wspominała o mężu i pięknym ślubie, tylko po to, aby w kolejnym zaprzeczyć wszystkim wcześniej wypowiedzianym słowom. Z początku wzbudzało to konsternację w żądnych skandali reporterach, jednak po czasie zrozumieli, że Eden nie była najlepszym wyborem w poruszaniu kwestii życia prywatnego. Dlatego prawdę o niej samej znać mogli jej bliscy, do których Cem niewątpliwie mógł mieć dostęp i jak widać, z tej możliwości skorzystał, przygotowując się na spotkanie.
- Skąd ta pewność, że to unikat? - uniosła brew. Nie była niemiła, wprawdzie ton jej głosu nadal pozostawał miękki jednak po dłuższej analizie można by doszukać się w nim nutki nieufności. - Skąd wiesz, że w książkach innych panów, zamiast dedykacji, nie wpisałam swojego numeru telefonu bądź zaproszenia na spotkanie? - testowała go. Świadomie poddawała w wątpliwość jego dobre intencje związane z dzisiejszym spotkaniem. Nie rozumiała pobudek, dla których dorosły mężczyzna, z ugruntowaną pozycją społeczną i rozhulaną karierą, zechciał szukać kogoś takiego jak ona? Może to był kolejny podstęp? Może jej ojciec, nadal ingerujący poniekąd w jej życie, chciał ją w jakiś sposób przetestować, prosząc Cema o to, aby zaburzył jej dokładnie poukładany świat.
Gdy docenił jej dzieło, ukłoniła się zgrabnie jednak nie skomentowała tego ani słowem. Miło było słyszeć takie opinie z ust ludzi, których przygoda z jej twórczością zaczęła się od jej kultowej książki. Umówmy się, była ona emocjonalnie ciężka.
Nie spodobało jej się to, że dążył do kontaktu fizycznego, nawet jeśli był to niewinny dotyk jej dłoni. Cofnęła się o krok, a dłonie zacisnęła mocniej na splecionych za plecami nadgarstkach. Przyglądała mu się bacznie, analizując każdy mikro ruch, nauczona przewidywać co może nieść za sobą każdy z gestów. - Po prostu przestałeś przyjeżdżać. Nie dopisujmy do tego filozofii. - dla małej Eden niezrozumiałym był fakt, że chłopiec, któremu była w stanie powierzyć każdy, dziecięcy sekret, przestał ją odwiedzać. Za każdym razem gdy samochód jego ojca zatrzymywał się na podjeździe jej domu, opierała się o parapet, wyglądając przez okno za znajomą czupryną ciemnych włosów. Dokładnie pamiętała dzień, w którym po raz pierwszy jego ojciec przyjechał do jej domu sam.
Odwróciła wzrok w kierunku, który wskazał mężczyzna. Przez chwilę analizowała zaproponowane miejsce: pod kątem tego czy było bezpieczne, jak szybko, w chwili zagrożenia mogłaby je opuścić, czy posiadali tam stoliki oddalone od witryn i czy mieli odpowiednio dobre wifi, aby w razie potrzeby móc wezwać pomoc. - To bardzo miłe, że przyszedłeś. Musiałeś włożyć dużo trudu w to, aby mnie znaleźć. Nie potrafię jednak zrozumieć dlaczego w ogóle szukałeś. - spytała bezpośrednio, cały czas utrzymując spojrzenie na wcześniej wspomnianej witrynie knajpki. - Mają tam pistacjowy sernik? - dodała po chwili, zupełnie swobodnie i ciepło, jakby nie było żadnej skrajności między jej wątpliwościami a pytaniem odnośnie menu.
Przeniosła spojrzenie na twarz mężczyzny dopiero po złożonych gratulacjach. Ponownie delikatnie dygnęła, grzecznie i z gracją, oddając mu podziękowanie za kolejny komplement. Może i była ponad dwadzieścia lat starsza, bardziej świadoma i nie wierząca w dobroć świata, jednak nadal pozostawała w niej cząstka małej Eden, która w y t r e s o w a n a przez rodziców, sięgała po wyćwiczone gesty i słowa. - Ty zostałeś aktorem. Na czwartej stronie pisemek dla nastolatek analizują Twój horoskop. To dopiero sukces. - nie chciała być kąśliwa, chociaż biorąc pod uwagę dystans, który cały czas zachowywała, trudno zapewne było odróżnić czy żartowała czy też mówiła na poważnie. Lata terapii poskutkowały ciężkim murem, którym oddzieliła się od przeszłości, do której Cem niewątpliwie należał. A ona nie do końca wiedziała, czy chce go p o n o w n i e gościć w swoim życiu.
Strasznie dużo mówił. Mówił słowa, które wprawiały ją w dyskomfort. Brzmiał jak ktoś, komu naprawdę zależało na spotkaniu i cenił to, że zgodziła się z nim marznąć, prowadząc tę pełną nieścisłości rozmowę. Był inny, dziwny o b c y i Eden nie do końca czuła się z tym dobrze. Nie mogła go rozszyfrować, co rodziło jeszcze większy dystans i podejrzliwość co do intencji mężczyzny,
I nagle ją olśniło.
Mówiło się w kuluarach o ekranizacji jej powieści. Inicjatywa ta była w prawdzie jeszcze w powijakach, ale jak widać odpowiednie głosy dotarły tam gdzie powinny. Eden dodała dwa do dwóch i wyciągnęła niezbyt trafne wnioski, jednak zupełnie wystarczające, aby na jej twarzy pojawił się szeroki, naprawdę szczery uśmiech. Bo nie miała mu za złe tego, że mógł chcieć odnowić znajomość ze względu na zgarnięcie ciekawej roli w ekranizacji jej książki. Byli przecież tylko ludźmi, każde z nich musiało mieć co jeść i czym spłacać zobowiązania. - Słuchaj, ja nie mam wpływu na casting. Mogę dać Ci numer do osoby odpowiedzialnej, możesz się nawet na mnie powołać, nie ma problemu. - zsunęła z ramienia jedno z ramiączek plecaka, aby przerzucić go na przód. Otworzyła ostrożnie zamek i zanurzyła się w jego chaotycznym wnętrzu, chcąc odnaleźć odpowiednią wizytówkę.
Cem Ayers
Dlatego też często w udzielanych wywiadach wspominała o mężu i pięknym ślubie, tylko po to, aby w kolejnym zaprzeczyć wszystkim wcześniej wypowiedzianym słowom. Z początku wzbudzało to konsternację w żądnych skandali reporterach, jednak po czasie zrozumieli, że Eden nie była najlepszym wyborem w poruszaniu kwestii życia prywatnego. Dlatego prawdę o niej samej znać mogli jej bliscy, do których Cem niewątpliwie mógł mieć dostęp i jak widać, z tej możliwości skorzystał, przygotowując się na spotkanie.
- Skąd ta pewność, że to unikat? - uniosła brew. Nie była niemiła, wprawdzie ton jej głosu nadal pozostawał miękki jednak po dłuższej analizie można by doszukać się w nim nutki nieufności. - Skąd wiesz, że w książkach innych panów, zamiast dedykacji, nie wpisałam swojego numeru telefonu bądź zaproszenia na spotkanie? - testowała go. Świadomie poddawała w wątpliwość jego dobre intencje związane z dzisiejszym spotkaniem. Nie rozumiała pobudek, dla których dorosły mężczyzna, z ugruntowaną pozycją społeczną i rozhulaną karierą, zechciał szukać kogoś takiego jak ona? Może to był kolejny podstęp? Może jej ojciec, nadal ingerujący poniekąd w jej życie, chciał ją w jakiś sposób przetestować, prosząc Cema o to, aby zaburzył jej dokładnie poukładany świat.
Gdy docenił jej dzieło, ukłoniła się zgrabnie jednak nie skomentowała tego ani słowem. Miło było słyszeć takie opinie z ust ludzi, których przygoda z jej twórczością zaczęła się od jej kultowej książki. Umówmy się, była ona emocjonalnie ciężka.
Nie spodobało jej się to, że dążył do kontaktu fizycznego, nawet jeśli był to niewinny dotyk jej dłoni. Cofnęła się o krok, a dłonie zacisnęła mocniej na splecionych za plecami nadgarstkach. Przyglądała mu się bacznie, analizując każdy mikro ruch, nauczona przewidywać co może nieść za sobą każdy z gestów. - Po prostu przestałeś przyjeżdżać. Nie dopisujmy do tego filozofii. - dla małej Eden niezrozumiałym był fakt, że chłopiec, któremu była w stanie powierzyć każdy, dziecięcy sekret, przestał ją odwiedzać. Za każdym razem gdy samochód jego ojca zatrzymywał się na podjeździe jej domu, opierała się o parapet, wyglądając przez okno za znajomą czupryną ciemnych włosów. Dokładnie pamiętała dzień, w którym po raz pierwszy jego ojciec przyjechał do jej domu sam.
Odwróciła wzrok w kierunku, który wskazał mężczyzna. Przez chwilę analizowała zaproponowane miejsce: pod kątem tego czy było bezpieczne, jak szybko, w chwili zagrożenia mogłaby je opuścić, czy posiadali tam stoliki oddalone od witryn i czy mieli odpowiednio dobre wifi, aby w razie potrzeby móc wezwać pomoc. - To bardzo miłe, że przyszedłeś. Musiałeś włożyć dużo trudu w to, aby mnie znaleźć. Nie potrafię jednak zrozumieć dlaczego w ogóle szukałeś. - spytała bezpośrednio, cały czas utrzymując spojrzenie na wcześniej wspomnianej witrynie knajpki. - Mają tam pistacjowy sernik? - dodała po chwili, zupełnie swobodnie i ciepło, jakby nie było żadnej skrajności między jej wątpliwościami a pytaniem odnośnie menu.
Przeniosła spojrzenie na twarz mężczyzny dopiero po złożonych gratulacjach. Ponownie delikatnie dygnęła, grzecznie i z gracją, oddając mu podziękowanie za kolejny komplement. Może i była ponad dwadzieścia lat starsza, bardziej świadoma i nie wierząca w dobroć świata, jednak nadal pozostawała w niej cząstka małej Eden, która w y t r e s o w a n a przez rodziców, sięgała po wyćwiczone gesty i słowa. - Ty zostałeś aktorem. Na czwartej stronie pisemek dla nastolatek analizują Twój horoskop. To dopiero sukces. - nie chciała być kąśliwa, chociaż biorąc pod uwagę dystans, który cały czas zachowywała, trudno zapewne było odróżnić czy żartowała czy też mówiła na poważnie. Lata terapii poskutkowały ciężkim murem, którym oddzieliła się od przeszłości, do której Cem niewątpliwie należał. A ona nie do końca wiedziała, czy chce go p o n o w n i e gościć w swoim życiu.
Strasznie dużo mówił. Mówił słowa, które wprawiały ją w dyskomfort. Brzmiał jak ktoś, komu naprawdę zależało na spotkaniu i cenił to, że zgodziła się z nim marznąć, prowadząc tę pełną nieścisłości rozmowę. Był inny, dziwny o b c y i Eden nie do końca czuła się z tym dobrze. Nie mogła go rozszyfrować, co rodziło jeszcze większy dystans i podejrzliwość co do intencji mężczyzny,
I nagle ją olśniło.
Mówiło się w kuluarach o ekranizacji jej powieści. Inicjatywa ta była w prawdzie jeszcze w powijakach, ale jak widać odpowiednie głosy dotarły tam gdzie powinny. Eden dodała dwa do dwóch i wyciągnęła niezbyt trafne wnioski, jednak zupełnie wystarczające, aby na jej twarzy pojawił się szeroki, naprawdę szczery uśmiech. Bo nie miała mu za złe tego, że mógł chcieć odnowić znajomość ze względu na zgarnięcie ciekawej roli w ekranizacji jej książki. Byli przecież tylko ludźmi, każde z nich musiało mieć co jeść i czym spłacać zobowiązania. - Słuchaj, ja nie mam wpływu na casting. Mogę dać Ci numer do osoby odpowiedzialnej, możesz się nawet na mnie powołać, nie ma problemu. - zsunęła z ramienia jedno z ramiączek plecaka, aby przerzucić go na przód. Otworzyła ostrożnie zamek i zanurzyła się w jego chaotycznym wnętrzu, chcąc odnaleźć odpowiednią wizytówkę.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Dla niego odpowiedź na pierwsze pytanie było oczywiste.
- Nie jesteś taka – powiedział cicho. – A przynajmniej nigdy nie byłaś – pamiętał ją jako zupełnie inną od siebie osobę, ale potrafili się dogadać. On zawsze był wobec niej uczciwy, nie litował się, a szczerze chciał pokazać jej inny świat, gdzie każdy mógł być tym, kim chciał być.
- Eden – zwrócił się do niej poważnie. – Ojciec przed śmiercią opowiedział mi wiele rzeczy, a jedna dotyczyła ciebie. Nie wiem, co tobie powiedziano, ale mnie po prostu zakazano kontaktu z tobą. Byłem ponoć szkodliwym towarzystwem i było jeszcze coś – wyciągnął z kieszeni złożoną kartkę.
Co tam było? List, albo raczej krótka notatka o tym, że dziewczyna sobie nie życzyła, by się spotykali.
- Byłem naiwnym dzieciakiem, bo uwierzyłem, że to napisałaś. Ojciec przyznał, że napisano to w jego obecności, a ciebie przy tym nie było. Znam treść na pamięć, a ty? Potrafisz mi powiedzieć, co jest tu zawarte? – zadał pytanie. Rozmawiał z nią, chociaż widział wyraźny dystans, jaki odczuwała wobec niego. Musiał przyznać, że jej chłód bardzo go poruszył. Zdawała się nie ufać jemu, jego gestom i słowom. Jak miał ją przekonać o tym, że był szczery i po prostu chciał się dowiedzieć, jak się czuje i co się z nią działo? Coś innego, niż pisali w Internecie. Nie dbał o plotki, bzdur nie czytał. Chciał ją po prostu przeprosić i poprosić o kolejną szansę.
- Eden, nie wiem, co tam mają – przyznał co do jej wymarzonego deseru. – Po prostu chcę, byśmy usiedli w cieple, żeby wyjaśnić sobie kilka rzeczy – nie grał, bo nie potrafił udawać wobec osób, które cenił i szanował. A jedną z nich była właśnie stojąca przed nim pisarka. Musiał postawić na słowa, bo nie miał innego oręża w ręku, jak właśnie mowę.
Odetchnął głęboko, zastanawiając się, czy ona wiecznie będzie taka wojownicza, czy jednak uwierzy mu, lub przynajmniej da szansę na to, by naprawili to, co sam spieprzył i czego żałował.
- Mam gdzieś to, co o mnie piszą – nigdy nie zwracał uwagi na dziennikarzy, bo pisali wszystko, co im się zdawało i co uważają za prawdziwe. Mieli swój świat i widzieli, co chcieli. – I tak, jestem aktorem, ale wiesz, co jest w tym najważniejsze? – zapytał, ale sam jej podpowiedział, o co chodzi.
- To, że prawdziwe życie to nie plan filmowy i oddzielam prawdę od fałszu. Gdyby mi nie zależało na tobie, nie przeszedłbym na spotkanie. Pieprzyć wszystkich i wszystko – był zły, ale starał się opanować, by nie pomyślała, że ma do czynienia z maniakiem z obsesją na jej punkcie.
- Byłem tam po to, by cię wesprzeć. Poprosiłem o spotkanie, bo chciałem ci poprawić humor. Eden, co ja mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? Tak, byłem głupi, tak, kiedy zmarła mama, wpadłem w podejrzane towarzystwo i zmieniłem się. Załamało mnie wiele rzeczy, nie potrafiłem dawać innym tego, co było wcześniej. Wyjechałem, uciekłem z tego kraju, bo chciałem zacząć coś innego, lepszego. Jeśli jednak poznaliśmy się w pewnym stopniu, to wiesz, że nie potrafię kłamać. Byliśmy ze sobą szczerzy, to nas wyróżniało spośród innych osób – zawarli pakt, by się nie okłamywać. On zniknął, ale nigdy nie powiedział jej żadnego kłamstwa.
Słysząc jej wypowiedź odnośnie ekranizacji powieści, prychnął.
- I ty naprawdę wierzysz, że zależy mi na roli? Nie wierzę – naprawdę był zły, ale nie na nią. Na siebie, bo miał nadzieję, że jest szansa na to, by odnowić kontakt. – Co mam zrobić, hmm? Co mam powiedzieć, byś mi uwierzyła? – w końcu padł na kolana przed nią, a ludzie mijający ich tam, zaczęli się przyglądać całej sytuacji.
- Przepraszam za to, że przestałem przychodzić i że zostałaś sama. Jesteś jedną z niewielu osób, które mogłem nazywać przyjaciółką. Nie pasowaliśmy do świata, byliśmy inni. Naprawdę jest mi żal, że tak wyszło – odparł, gestykulując, jak zawsze gdy się czymś denerwował.
- Powiedz mi, że mam odejść, to odejdę – powiedział w końcu. – I obiecuję, że już na siebie nie wpadniemy – spojrzał jej w oczy, a jego własne pełne były bólu w tej chwili, bo czuł się bezradny. Chociaż należał do pozytywnie nastawionych ludzi, teraz czuł smutek, którego nie potrafił nawet ukryć.
- Przepraszam, Eden. Naprawdę, bardzo cię przepraszam.
eden de poesy
- Nie jesteś taka – powiedział cicho. – A przynajmniej nigdy nie byłaś – pamiętał ją jako zupełnie inną od siebie osobę, ale potrafili się dogadać. On zawsze był wobec niej uczciwy, nie litował się, a szczerze chciał pokazać jej inny świat, gdzie każdy mógł być tym, kim chciał być.
- Eden – zwrócił się do niej poważnie. – Ojciec przed śmiercią opowiedział mi wiele rzeczy, a jedna dotyczyła ciebie. Nie wiem, co tobie powiedziano, ale mnie po prostu zakazano kontaktu z tobą. Byłem ponoć szkodliwym towarzystwem i było jeszcze coś – wyciągnął z kieszeni złożoną kartkę.
Co tam było? List, albo raczej krótka notatka o tym, że dziewczyna sobie nie życzyła, by się spotykali.
- Byłem naiwnym dzieciakiem, bo uwierzyłem, że to napisałaś. Ojciec przyznał, że napisano to w jego obecności, a ciebie przy tym nie było. Znam treść na pamięć, a ty? Potrafisz mi powiedzieć, co jest tu zawarte? – zadał pytanie. Rozmawiał z nią, chociaż widział wyraźny dystans, jaki odczuwała wobec niego. Musiał przyznać, że jej chłód bardzo go poruszył. Zdawała się nie ufać jemu, jego gestom i słowom. Jak miał ją przekonać o tym, że był szczery i po prostu chciał się dowiedzieć, jak się czuje i co się z nią działo? Coś innego, niż pisali w Internecie. Nie dbał o plotki, bzdur nie czytał. Chciał ją po prostu przeprosić i poprosić o kolejną szansę.
- Eden, nie wiem, co tam mają – przyznał co do jej wymarzonego deseru. – Po prostu chcę, byśmy usiedli w cieple, żeby wyjaśnić sobie kilka rzeczy – nie grał, bo nie potrafił udawać wobec osób, które cenił i szanował. A jedną z nich była właśnie stojąca przed nim pisarka. Musiał postawić na słowa, bo nie miał innego oręża w ręku, jak właśnie mowę.
Odetchnął głęboko, zastanawiając się, czy ona wiecznie będzie taka wojownicza, czy jednak uwierzy mu, lub przynajmniej da szansę na to, by naprawili to, co sam spieprzył i czego żałował.
- Mam gdzieś to, co o mnie piszą – nigdy nie zwracał uwagi na dziennikarzy, bo pisali wszystko, co im się zdawało i co uważają za prawdziwe. Mieli swój świat i widzieli, co chcieli. – I tak, jestem aktorem, ale wiesz, co jest w tym najważniejsze? – zapytał, ale sam jej podpowiedział, o co chodzi.
- To, że prawdziwe życie to nie plan filmowy i oddzielam prawdę od fałszu. Gdyby mi nie zależało na tobie, nie przeszedłbym na spotkanie. Pieprzyć wszystkich i wszystko – był zły, ale starał się opanować, by nie pomyślała, że ma do czynienia z maniakiem z obsesją na jej punkcie.
- Byłem tam po to, by cię wesprzeć. Poprosiłem o spotkanie, bo chciałem ci poprawić humor. Eden, co ja mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? Tak, byłem głupi, tak, kiedy zmarła mama, wpadłem w podejrzane towarzystwo i zmieniłem się. Załamało mnie wiele rzeczy, nie potrafiłem dawać innym tego, co było wcześniej. Wyjechałem, uciekłem z tego kraju, bo chciałem zacząć coś innego, lepszego. Jeśli jednak poznaliśmy się w pewnym stopniu, to wiesz, że nie potrafię kłamać. Byliśmy ze sobą szczerzy, to nas wyróżniało spośród innych osób – zawarli pakt, by się nie okłamywać. On zniknął, ale nigdy nie powiedział jej żadnego kłamstwa.
Słysząc jej wypowiedź odnośnie ekranizacji powieści, prychnął.
- I ty naprawdę wierzysz, że zależy mi na roli? Nie wierzę – naprawdę był zły, ale nie na nią. Na siebie, bo miał nadzieję, że jest szansa na to, by odnowić kontakt. – Co mam zrobić, hmm? Co mam powiedzieć, byś mi uwierzyła? – w końcu padł na kolana przed nią, a ludzie mijający ich tam, zaczęli się przyglądać całej sytuacji.
- Przepraszam za to, że przestałem przychodzić i że zostałaś sama. Jesteś jedną z niewielu osób, które mogłem nazywać przyjaciółką. Nie pasowaliśmy do świata, byliśmy inni. Naprawdę jest mi żal, że tak wyszło – odparł, gestykulując, jak zawsze gdy się czymś denerwował.
- Powiedz mi, że mam odejść, to odejdę – powiedział w końcu. – I obiecuję, że już na siebie nie wpadniemy – spojrzał jej w oczy, a jego własne pełne były bólu w tej chwili, bo czuł się bezradny. Chociaż należał do pozytywnie nastawionych ludzi, teraz czuł smutek, którego nie potrafił nawet ukryć.
- Przepraszam, Eden. Naprawdę, bardzo cię przepraszam.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Zaintrygował ją.
Skąd wiedział jaka była naprawdę? Czy naprawdę udało się temu młodemu chłopcu dostrzec w niepewnej dziewczynce coś więcej niż oddanie religii i posłuszeństwo wobec rodziców? Czy młody człowiek, w wieku zaledwie kilku lat mógł mieć tak bystre oko i świadome spojrzenie na świat.
Jeszcze bardziej zaintrygował ją, gdy zdecydował się podzielić informacją na temat swojego zniknięcia. Przyglądała mu się bacznie, jakby chcąc pośród słów znaleźć kłamstwo, albo dostrzec w jego twarzy jakiś grymas, który zapewniłby ją w tym, że łgał. Wtedy czułaby się lepiej, bo jej podejrzenia okazały by się trafne, więc nie musiałaby walczyć z rozczarowaniem.
Nie miała pojęcia o żadnym liście. Nigdy nie miała w zwyczaju pisać tego rodzaju korespondencji, tym bardziej będąc dzieckiem. Wtedy jej rodzice posiadali nad nią tak ogromną kontrolę, że żaden list nie miał prawa wyjść poza mury ich domu. Zmarszczyła brwi, cała sytuacja zaczynała się co raz bardziej wymykać spod kontroli, którą ona przecież tak bardzo pragnęła posiadać. - Nie pisuję listów. - wydusiła cicho, będąc ciekawą dokładnej treści na kartce. Co dokładnie tam było? Czy znajdowały się tam jakieś słowa, które kojarzyły mu się z nią? Czy nad każdym ”i” była idealna kropka, którą miała w zwyczaju pisać? Po czym zidentyfikował, a później uwierzył, że to ona naprawdę to napisała?
Nie sądziła aby sam to ukartował. Mogłoby to okazać się zgubne, a sama Eden w końcu mogłaby uznać go za szaleńca i w ostatecznym rozrachunku zawrócić się na pięcie do domu, po drodze wzywając policję na natrętnego znajomego. Nie zyskiwał nic będą przyłapanym na kłamstwie, nie miała więc powodów, aby wątpić w prawdziwość jego słów.
Naprawdę miała ogromną ochotę na pistacjowy sernik.
Dla niego był to zapewne t y l k o deser, dla niej był wspomnieniem terapii. Zawsze gdy podejmowała się trudnych tematów, smakowała właśnie tego ciasta. Tym razem chciała, aby nie było inaczej, bo kontynuacja tego rytuału dawała jej pewnego rodzaju b e z p i e c z e ń s t w o .
Lubiła czytanie horoskopów, nie rozumiała więc dlaczego ten komentarz aż tak wzburzyłCema. Czasami nawet udawało się jej coś przypisać jej życiu ze spisanej w gazecie wróżby. - Mój horoskop na ten tydzień mówił, że poznam wysokiego blondyna z super autem. Może nie jesteś blondynem, ale może podpytam jak u Ciebie wygląda kwestia samochodu? - to nie był czas na żarty. To nie był nawet czas na niewinne kpiny, po atmosfera zaogniała się z chwili na chwilę, a Eden beztrosko lawirowała wokół rozpalającego się ognia.
Naiwna. Jakby sądziła, że jest w stanie ugasić coś, czego siły nawet sobie nie wyobrażała.
Nie odezwała się ani słowem przez następne minuty. Zaintrygowana, przysłuchiwała się słowotokowi mężczyzny, który wydawał się być naprawdę zaangażowany w to spotkanie. Miała w sobie też na tyle dużo empatii, że potrafiła stwierdzić, że jej zachowanie przyczyniło się do wzburzenia dawnego przyjaciela, który z minuty na minutę zatracał się w swoim s z a l e ń s t w i e , z którym Eden nie miała okazji się mierzyć. Przestała nawet szukać tej cholernej wizytówki, bo jej ciało zamarło i odmówiło posłuszeństwa. Nie była w stanie wykonać absolutnie żadnego ruchu, aż do momentu gdy Cem padł przed nią na kolana. Ludzie zerkający w ich stronę wcale nie poprawiali sytuacji. Eden nie miała pojęcia jak poradzić sobie z kimś, komu aż tak bardzo z a l e ż a ł o na jej obecności w jego życiu. Z drugiej strony wiedziała również, że jeśli teraz ktokolwiek zrobi im zdjęcie, które pojawi się w sieci, nie wytłumaczy się z tego przed Eliasem do samych świąt bożego narodzenia. Miałaby przechlapane, więc chociażby na swój własny komfort i spokój w związku, musiała zapanować nad emocjami byłego przyjaciela.
- Dostałeś kompletnego fioła. - stwierdziła spokojnie, rozkładając bezradnie ręce. Te same ręce, które już za chwilę chwyciły w mocnym uścisku nakrycie wierzchnie mężczyzny i pociągnęły go ku górze, aby pomóc mu podnieść się z ziemi. Musiało wyglądać to żałośnie, nie było takiej możliwości, aby jej gesty mogły jakkolwiek wpłynąć na położenie Cema. Był zbyt duży, zbyt wysoki i przede wszystkim zbyt uparty. - Pójdę z Tobą do tej knajpy, ale nie rób scen! I rusz się w końcu bo zdyszę się jak stare babsko i sobie nie pogadamy! - cofnęła się o krok, puszczając uścisk. Nie będzie przecież siłować się z takim olbrzymem! Otrzepała ręce, jakby wykonała kawał dobrej roboty po czym ruszyła w stronę knajpy. - Aktorzy. Odzierają się z emocji tak, że już nic nie pozostaje na później. - westchnęła głośno, jednak uśmiechnęła się cwaniacko, kręcąc głową na boki.
Cem Ayers
Skąd wiedział jaka była naprawdę? Czy naprawdę udało się temu młodemu chłopcu dostrzec w niepewnej dziewczynce coś więcej niż oddanie religii i posłuszeństwo wobec rodziców? Czy młody człowiek, w wieku zaledwie kilku lat mógł mieć tak bystre oko i świadome spojrzenie na świat.
Jeszcze bardziej zaintrygował ją, gdy zdecydował się podzielić informacją na temat swojego zniknięcia. Przyglądała mu się bacznie, jakby chcąc pośród słów znaleźć kłamstwo, albo dostrzec w jego twarzy jakiś grymas, który zapewniłby ją w tym, że łgał. Wtedy czułaby się lepiej, bo jej podejrzenia okazały by się trafne, więc nie musiałaby walczyć z rozczarowaniem.
Nie miała pojęcia o żadnym liście. Nigdy nie miała w zwyczaju pisać tego rodzaju korespondencji, tym bardziej będąc dzieckiem. Wtedy jej rodzice posiadali nad nią tak ogromną kontrolę, że żaden list nie miał prawa wyjść poza mury ich domu. Zmarszczyła brwi, cała sytuacja zaczynała się co raz bardziej wymykać spod kontroli, którą ona przecież tak bardzo pragnęła posiadać. - Nie pisuję listów. - wydusiła cicho, będąc ciekawą dokładnej treści na kartce. Co dokładnie tam było? Czy znajdowały się tam jakieś słowa, które kojarzyły mu się z nią? Czy nad każdym ”i” była idealna kropka, którą miała w zwyczaju pisać? Po czym zidentyfikował, a później uwierzył, że to ona naprawdę to napisała?
Nie sądziła aby sam to ukartował. Mogłoby to okazać się zgubne, a sama Eden w końcu mogłaby uznać go za szaleńca i w ostatecznym rozrachunku zawrócić się na pięcie do domu, po drodze wzywając policję na natrętnego znajomego. Nie zyskiwał nic będą przyłapanym na kłamstwie, nie miała więc powodów, aby wątpić w prawdziwość jego słów.
Naprawdę miała ogromną ochotę na pistacjowy sernik.
Dla niego był to zapewne t y l k o deser, dla niej był wspomnieniem terapii. Zawsze gdy podejmowała się trudnych tematów, smakowała właśnie tego ciasta. Tym razem chciała, aby nie było inaczej, bo kontynuacja tego rytuału dawała jej pewnego rodzaju b e z p i e c z e ń s t w o .
Lubiła czytanie horoskopów, nie rozumiała więc dlaczego ten komentarz aż tak wzburzyłCema. Czasami nawet udawało się jej coś przypisać jej życiu ze spisanej w gazecie wróżby. - Mój horoskop na ten tydzień mówił, że poznam wysokiego blondyna z super autem. Może nie jesteś blondynem, ale może podpytam jak u Ciebie wygląda kwestia samochodu? - to nie był czas na żarty. To nie był nawet czas na niewinne kpiny, po atmosfera zaogniała się z chwili na chwilę, a Eden beztrosko lawirowała wokół rozpalającego się ognia.
Naiwna. Jakby sądziła, że jest w stanie ugasić coś, czego siły nawet sobie nie wyobrażała.
Nie odezwała się ani słowem przez następne minuty. Zaintrygowana, przysłuchiwała się słowotokowi mężczyzny, który wydawał się być naprawdę zaangażowany w to spotkanie. Miała w sobie też na tyle dużo empatii, że potrafiła stwierdzić, że jej zachowanie przyczyniło się do wzburzenia dawnego przyjaciela, który z minuty na minutę zatracał się w swoim s z a l e ń s t w i e , z którym Eden nie miała okazji się mierzyć. Przestała nawet szukać tej cholernej wizytówki, bo jej ciało zamarło i odmówiło posłuszeństwa. Nie była w stanie wykonać absolutnie żadnego ruchu, aż do momentu gdy Cem padł przed nią na kolana. Ludzie zerkający w ich stronę wcale nie poprawiali sytuacji. Eden nie miała pojęcia jak poradzić sobie z kimś, komu aż tak bardzo z a l e ż a ł o na jej obecności w jego życiu. Z drugiej strony wiedziała również, że jeśli teraz ktokolwiek zrobi im zdjęcie, które pojawi się w sieci, nie wytłumaczy się z tego przed Eliasem do samych świąt bożego narodzenia. Miałaby przechlapane, więc chociażby na swój własny komfort i spokój w związku, musiała zapanować nad emocjami byłego przyjaciela.
- Dostałeś kompletnego fioła. - stwierdziła spokojnie, rozkładając bezradnie ręce. Te same ręce, które już za chwilę chwyciły w mocnym uścisku nakrycie wierzchnie mężczyzny i pociągnęły go ku górze, aby pomóc mu podnieść się z ziemi. Musiało wyglądać to żałośnie, nie było takiej możliwości, aby jej gesty mogły jakkolwiek wpłynąć na położenie Cema. Był zbyt duży, zbyt wysoki i przede wszystkim zbyt uparty. - Pójdę z Tobą do tej knajpy, ale nie rób scen! I rusz się w końcu bo zdyszę się jak stare babsko i sobie nie pogadamy! - cofnęła się o krok, puszczając uścisk. Nie będzie przecież siłować się z takim olbrzymem! Otrzepała ręce, jakby wykonała kawał dobrej roboty po czym ruszyła w stronę knajpy. - Aktorzy. Odzierają się z emocji tak, że już nic nie pozostaje na później. - westchnęła głośno, jednak uśmiechnęła się cwaniacko, kręcąc głową na boki.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Na uwagę o horoskopie się uśmiechnął. On nie wierzył w takie rzeczy i nawet nie poświęcał temu uwagi. Było coś takiego i tyle. Nie sprawdzał nawet znaczenia swojego znaku zodiaku. Nie wierzył, że coś może mieć na niego wpływ.
- Boże, daj mi cierpliwość – mruknął pod nosem. Swoją drogą jeździł porządnym autem, ale nie była to wypasiona bryka z katalogów.
Ach, te kobiety – mruknął w myślach. Później dał się ponieść emocjom i zrobił, co zrobił. A wiedział, że przegina, ale jeśli to miał być jedyny sposób na to, by z nią porozmawiać, wolał zaryzykować. Niech się gapią, niech mówią, nie dbał o to. Patrzył wyłącznie na swoją dawną towarzyszkę, która chyba w końcu zmiękła, albo po prostu nie chciała być częścią sceny, jaka się działa. Złapała go za płaszcz i nie miał wyjścia, musiał powstać. Przez chwilę patrzył na nią z góry – no cóż, na to nic nie mógł poradzić – a potem przepuścił ją bez słowa przodem. Kiedy doszli do wejścia do knajpki, otworzył przed nią drzwi i gestem zaprosił do środka.
Kiedy znaleźli dla siebie kącik, w którym mogli porozmawiać na spokojnie, odsunął kobiecie krzesło i sam po chwili zajął miejsce naprzeciwko, wcześniej pozbywając się okrycia i odkładając książkę, którą gdzieś tam cały czas miał ze sobą.
I kiedy oboje w końcu się rozgościli, Cemil wrócił do tematu kartki.
- Weź ją – powiedział i przesunął ją w jej kierunku. Sam fakt, że ciągle ją miał w swoich rzeczach, stanowił dowód na to, że nie zapomniał o niej. – Powinnaś była się o tym dowiedzieć już dawno.
Wiem, że zawaliłem, ale naprawdę… - nie chciał się już popisywać. Chciał jedynie pogadać i naprawić to, co zostało zepsute. Do tego jednak potrzebowali woli obu stron. On chciał znów się pojawić w jej życiu, a ona? Dała mu szansę coś powiedzieć i nie chciał tego zmarnować.
Kelnerka wręczyła im menu i przez chwilę milczeli. Cem zdecydował się na mocną, czarną kawę, a do tego dwa kawałki czekoladowego ciasta. Był głodny, to raz, a dwa – jeden kawałek dla takiego zestresowanego i wielkiego chłopa, to było zdecydowanie zbyt mało. I pewnie Eden mu to wytknie, ale może chociaż się uśmiechnie, gdy zobaczy jak znajomy pochłania te wypieki z zadowoleniem.
Kiedy złożyli zamówienie, pozostało im czekać i… mówić, czy milczeć? Cem nie należał do tych, którzy potrafili przez długi czas siedzieć cicho.
- Nie chciałem robić scen, ale sama rozumiesz – ona była uparta jak koza, ale tego nie powiedział na głos, bo nie chciał dostać książeczką z ofertą po głowie.
- Ludzie przychodzą i odchodzą, ale niektórzy wracają. Przyszedłem, bo chciałem się dowiedzieć o tym, co się z tobą działo i jak wygląda twoje życie teraz. Może i dostałem fioła, jak powiedziałaś, ale taki już jestem. Co w głowie i w sercu, to na ustach – wzruszył ramionami, jakby to było coś małoważnego. Tymczasem on naprawdę kiepsko kłamał w prawdziwym życiu, bo oddzielał pracę od rzeczywistości. Nie udawał, bo nie chciał. Miał nadzieję na to, że zasłuży sobie na drugą szansę.
Starał się nie przypatrywać jej zbyt uważnie, bo mogło ją to speszyć lub wkurzyć, a tego nie chciał.
Był też ciekaw, czy miała gdzieś bransoletkę, taką zwykłą, z małych koralików, którą podwędził ze szkatułki matki i którą dał w tajemnicy Eden, kiedy ta przyznała się, że miała niedawno urodziny. Czy takie gesty i rzeczy miały dla niej w ogóle znaczenie? A może ktoś to znalazł i wyrzucił? Zaczął sobie przypominać różne sytuacje i pamiętał, jak kiedyś obiecał jej, że zabierze ją gdzieś, kiedy będą starsi. Może i ich rozdzielono, ale jakby nie było, właśnie ta sytuacja miała teraz miejsce i uśmiechnął się do swoich myśli. Szkoda, że tak późno – powiedział sam do siebie w swym umyśle.
- Nie miej mnie za totalnego wariata, proszę – odparł nagle. – Jestem nim, ale gdy trzeba, potrafię się zachowywać taktownie – bronił się. Nie wyglądała na złą, ale co on tam wiedział o kobietach. Dotąd miał do nich pecha, ale pytany o to w wywiadach zawsze powtarzał, że jeszcze nie spotkał tej jedynej.
Wierzył w miłość, ale jej nie poznał. Leciały dotąd na jego nazwisko i to, co miał. Chciały mieć swoje pięć minut, podczas gdy on poszukiwał czegoś prawdziwego. Nigdy nie potrafił zrozumieć kobiet, a im większa zagadka się przed nim pojawiała, tym bardziej się angażował w znajomość. Eden stanowiła dla niego wyzwanie, ale chciał jej pokazać, że tamten chłopiec, którego poznała, nie zniknął wraz z wiekiem. To ciągle była ta sama osoba i chciał jej to udowodnić.
eden de poesy
- Boże, daj mi cierpliwość – mruknął pod nosem. Swoją drogą jeździł porządnym autem, ale nie była to wypasiona bryka z katalogów.
Ach, te kobiety – mruknął w myślach. Później dał się ponieść emocjom i zrobił, co zrobił. A wiedział, że przegina, ale jeśli to miał być jedyny sposób na to, by z nią porozmawiać, wolał zaryzykować. Niech się gapią, niech mówią, nie dbał o to. Patrzył wyłącznie na swoją dawną towarzyszkę, która chyba w końcu zmiękła, albo po prostu nie chciała być częścią sceny, jaka się działa. Złapała go za płaszcz i nie miał wyjścia, musiał powstać. Przez chwilę patrzył na nią z góry – no cóż, na to nic nie mógł poradzić – a potem przepuścił ją bez słowa przodem. Kiedy doszli do wejścia do knajpki, otworzył przed nią drzwi i gestem zaprosił do środka.
Kiedy znaleźli dla siebie kącik, w którym mogli porozmawiać na spokojnie, odsunął kobiecie krzesło i sam po chwili zajął miejsce naprzeciwko, wcześniej pozbywając się okrycia i odkładając książkę, którą gdzieś tam cały czas miał ze sobą.
I kiedy oboje w końcu się rozgościli, Cemil wrócił do tematu kartki.
- Weź ją – powiedział i przesunął ją w jej kierunku. Sam fakt, że ciągle ją miał w swoich rzeczach, stanowił dowód na to, że nie zapomniał o niej. – Powinnaś była się o tym dowiedzieć już dawno.
Wiem, że zawaliłem, ale naprawdę… - nie chciał się już popisywać. Chciał jedynie pogadać i naprawić to, co zostało zepsute. Do tego jednak potrzebowali woli obu stron. On chciał znów się pojawić w jej życiu, a ona? Dała mu szansę coś powiedzieć i nie chciał tego zmarnować.
Kelnerka wręczyła im menu i przez chwilę milczeli. Cem zdecydował się na mocną, czarną kawę, a do tego dwa kawałki czekoladowego ciasta. Był głodny, to raz, a dwa – jeden kawałek dla takiego zestresowanego i wielkiego chłopa, to było zdecydowanie zbyt mało. I pewnie Eden mu to wytknie, ale może chociaż się uśmiechnie, gdy zobaczy jak znajomy pochłania te wypieki z zadowoleniem.
Kiedy złożyli zamówienie, pozostało im czekać i… mówić, czy milczeć? Cem nie należał do tych, którzy potrafili przez długi czas siedzieć cicho.
- Nie chciałem robić scen, ale sama rozumiesz – ona była uparta jak koza, ale tego nie powiedział na głos, bo nie chciał dostać książeczką z ofertą po głowie.
- Ludzie przychodzą i odchodzą, ale niektórzy wracają. Przyszedłem, bo chciałem się dowiedzieć o tym, co się z tobą działo i jak wygląda twoje życie teraz. Może i dostałem fioła, jak powiedziałaś, ale taki już jestem. Co w głowie i w sercu, to na ustach – wzruszył ramionami, jakby to było coś małoważnego. Tymczasem on naprawdę kiepsko kłamał w prawdziwym życiu, bo oddzielał pracę od rzeczywistości. Nie udawał, bo nie chciał. Miał nadzieję na to, że zasłuży sobie na drugą szansę.
Starał się nie przypatrywać jej zbyt uważnie, bo mogło ją to speszyć lub wkurzyć, a tego nie chciał.
Był też ciekaw, czy miała gdzieś bransoletkę, taką zwykłą, z małych koralików, którą podwędził ze szkatułki matki i którą dał w tajemnicy Eden, kiedy ta przyznała się, że miała niedawno urodziny. Czy takie gesty i rzeczy miały dla niej w ogóle znaczenie? A może ktoś to znalazł i wyrzucił? Zaczął sobie przypominać różne sytuacje i pamiętał, jak kiedyś obiecał jej, że zabierze ją gdzieś, kiedy będą starsi. Może i ich rozdzielono, ale jakby nie było, właśnie ta sytuacja miała teraz miejsce i uśmiechnął się do swoich myśli. Szkoda, że tak późno – powiedział sam do siebie w swym umyśle.
- Nie miej mnie za totalnego wariata, proszę – odparł nagle. – Jestem nim, ale gdy trzeba, potrafię się zachowywać taktownie – bronił się. Nie wyglądała na złą, ale co on tam wiedział o kobietach. Dotąd miał do nich pecha, ale pytany o to w wywiadach zawsze powtarzał, że jeszcze nie spotkał tej jedynej.
Wierzył w miłość, ale jej nie poznał. Leciały dotąd na jego nazwisko i to, co miał. Chciały mieć swoje pięć minut, podczas gdy on poszukiwał czegoś prawdziwego. Nigdy nie potrafił zrozumieć kobiet, a im większa zagadka się przed nim pojawiała, tym bardziej się angażował w znajomość. Eden stanowiła dla niego wyzwanie, ale chciał jej pokazać, że tamten chłopiec, którego poznała, nie zniknął wraz z wiekiem. To ciągle była ta sama osoba i chciał jej to udowodnić.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Wszystkie jej działania były celowe.
Dawno temu przysięgła sobie, że nie dopuści do swojej teraźniejszości osób, które miały wpływ na nią w przeszłości. Cem niewątpliwie był jedną z takich osób, więc bezrefleksyjne przyjęcie go z otwartymi ramionami złamałoby obietnicę, którą dała sama sobie lata wstecz. Nie mogła na to jednak pozwolić; oznaczałoby to kruchość i niestałość, a przecież aktualna Eden starała się być silną, niezależną jednostką, pewną swoich postanowień.
Po wejściu do knajpki zsunęła z ramion płaszcz, który przewiesiła przez oparcie krzesła. Wybrany stolik odpowiadał jej pod każdym, wcześniej wspomnianym aspektem: mogła się w każdej chwili szybko ewakuować ze spotkania czy wezwać pomoc w razie potrzeby. Miała jednak nadzieję, że taka nie zajdzie i spędzą czas chociaż w n e u t r a l n y m klimacie.
Przejęła od mężczyzny tajemniczą kartkę. Otworzyła ją ostrożnie, jakby miała w dłoniach największy skarb, po czym przesunęła wzrokiem po doskonale znanym jej piśmie. Nie należało ono do niej, ale do osoby bardzo jej bliskiej, która rzekomo walczyła o jej bezpieczeństwo i odpowiednie wartości.
Jej ciało nie zareagowało. Serce nie zaczęło bić szybciej, głowa nie rozbolała pod wpływem tętniących emocji. Przyjęła tę informację z szacunkiem, a tajemniczy list złożyła w kieszeni swojego płaszcza, chcąc wrócić do niego jeszcze podczas konfrontacji z ojcem.
- Już w porządku, nic się nie dzieje. - nie musiał się tłumaczyć. Swoje zaangażowanie w to spotkanie pokazał kilka chwil temu, upadając teatralnie przed nią na kolana. Musiała uwierzyć, że było to szczere i mężczyzna był gotów do różnych, szalonych rzeczy, aby osiągnąć swój cel. Nawet jeśli chodziło o rozmowę z niezbyt uprzejmą, dawną znajomą.
Nie skomentowała zamówienia Cema. Przynajmniej nie słowem, bo jej ciężkie westchnienie mogło oznaczać coś innego. Nie pochwalała tego wyboru bo już teraz mężczyzna zachowywał się bardzo rozchwianie, co zaś będzie gdy spałaszuje podwójną porcję niezdrowych cukrów? Będzie jak wystrzelone dziecko, a Eden nie miała cierpliwości do takich zachowań.
Sama zamówiła upragniony sernik, który czekał na nią w karcie i czarną kawę. Potrzebowała rozbudzenia, bo spotkanie z czytelnikami choć intensywne, zmęczyło ją do tego stopnia, że zaczynała być senna.
Cem bardzo dużo mówił.
Miała wrażenie, że momentami nie potrzebował jej do rozmowy. Zachowywał się tak, jakby nie zależało mu na odnowieniu znajomości, a na poprzebywaniu w swoim towarzystwie. Miała świadomość tego, że mogło to wynikać z różnic charakterów, więc nie skomentowała w żaden sposób jego ciąguty do gadulstwa. Być może też dlatego, że dostrzegała w tym coś uroczego. Dostrzegła także, że się jej przygląda. Nie tak jak robi się to podczas zwykłej rozmowy, a bardziej i n t e n s y w n i e, jakby chciał ją rozszyfrować, znaleźć w niej odpowiedź na jakieś nurtujące pytanie. Nie peszyło ją to, a raczej schlebiało. Była dość próżna jeśli chodziło o komplementy i nie miała zamiaru tego ukrywać. Tym bardziej nie teraz, gdy testowała kolejną granicę cierpliwości mężczyzny.
Oparła więc łokieć na stoliku, a brodę zahaczyła o zaciśniętą pięść. Pozwalała mu siebie lustrować, poznawać, smakować, żeby potem mógł żałować, że ją o d r z u c i ł. Być może, niestety, w tym względzie Eden miała w sobie coś z socjopaty.
Oczywiście, że miała tę uroczą bransoletkę. Wprawdzie zakopaną gdzieś pod stertą ekskluzywnej biżuterii otrzymanej od partnera, jednak nadal ją posiadała. Zdjęła ją z nadgarstka dopiero na studiach, w momencie gdy zaczynała oddychać pełną piersią, a element biżuterii nadal trzymał ją w pewnym stopniu w przeszłości, od której tak bardzo chciała się uwolnić.
- Podobno w każdym z nas jest pierwiastek szaleńca. Nie bądź więc dla siebie taki surowy, Cem. - uśmiechnęła się nieznacznie. Jego ekspresja mogła być nieco przytłaczająca, jednak jej obojętne zachowania także zakrawały o coś nieprzyzwoitego. - Że względu na naszą wspólną przeszłość jestem zobowiązana Cię uprzedzić, że możesz się rozczarować. Nie jestem już dawną Eden, którą znasz i którą - jak twierdzisz - lubiłeś. Teraz mogę doprowadzać Cię do szału. - przyznała szczerze, bo przecież dała już przedsmak swoich umiejętności. Nie była jednak taka zawsze: jej ciepło i empatia działały otulająco na jej środowisko. Potrafiła działać w grupie, wspierała innych i często poświęcała siebie dla wyższych celów. Cem był jednak pierwiastkiem przeszłości, a ona nie była jeszcze pewna, czy chce do niej wracać za jego sprawą. Łatwiej jej przecież było bez obecności mężczyzny.
Wyprostowała się, ponownie zwiększając między nimi dystans i rezygnując z przeszywającego spojrzenia, którym częstowała mężczyznę. - Więęęc ... co chciałbyś o mnie wiedzieć? - rozpocznijmy tę zabawę!
Cem Ayers
Dawno temu przysięgła sobie, że nie dopuści do swojej teraźniejszości osób, które miały wpływ na nią w przeszłości. Cem niewątpliwie był jedną z takich osób, więc bezrefleksyjne przyjęcie go z otwartymi ramionami złamałoby obietnicę, którą dała sama sobie lata wstecz. Nie mogła na to jednak pozwolić; oznaczałoby to kruchość i niestałość, a przecież aktualna Eden starała się być silną, niezależną jednostką, pewną swoich postanowień.
Po wejściu do knajpki zsunęła z ramion płaszcz, który przewiesiła przez oparcie krzesła. Wybrany stolik odpowiadał jej pod każdym, wcześniej wspomnianym aspektem: mogła się w każdej chwili szybko ewakuować ze spotkania czy wezwać pomoc w razie potrzeby. Miała jednak nadzieję, że taka nie zajdzie i spędzą czas chociaż w n e u t r a l n y m klimacie.
Przejęła od mężczyzny tajemniczą kartkę. Otworzyła ją ostrożnie, jakby miała w dłoniach największy skarb, po czym przesunęła wzrokiem po doskonale znanym jej piśmie. Nie należało ono do niej, ale do osoby bardzo jej bliskiej, która rzekomo walczyła o jej bezpieczeństwo i odpowiednie wartości.
Jej ciało nie zareagowało. Serce nie zaczęło bić szybciej, głowa nie rozbolała pod wpływem tętniących emocji. Przyjęła tę informację z szacunkiem, a tajemniczy list złożyła w kieszeni swojego płaszcza, chcąc wrócić do niego jeszcze podczas konfrontacji z ojcem.
- Już w porządku, nic się nie dzieje. - nie musiał się tłumaczyć. Swoje zaangażowanie w to spotkanie pokazał kilka chwil temu, upadając teatralnie przed nią na kolana. Musiała uwierzyć, że było to szczere i mężczyzna był gotów do różnych, szalonych rzeczy, aby osiągnąć swój cel. Nawet jeśli chodziło o rozmowę z niezbyt uprzejmą, dawną znajomą.
Nie skomentowała zamówienia Cema. Przynajmniej nie słowem, bo jej ciężkie westchnienie mogło oznaczać coś innego. Nie pochwalała tego wyboru bo już teraz mężczyzna zachowywał się bardzo rozchwianie, co zaś będzie gdy spałaszuje podwójną porcję niezdrowych cukrów? Będzie jak wystrzelone dziecko, a Eden nie miała cierpliwości do takich zachowań.
Sama zamówiła upragniony sernik, który czekał na nią w karcie i czarną kawę. Potrzebowała rozbudzenia, bo spotkanie z czytelnikami choć intensywne, zmęczyło ją do tego stopnia, że zaczynała być senna.
Cem bardzo dużo mówił.
Miała wrażenie, że momentami nie potrzebował jej do rozmowy. Zachowywał się tak, jakby nie zależało mu na odnowieniu znajomości, a na poprzebywaniu w swoim towarzystwie. Miała świadomość tego, że mogło to wynikać z różnic charakterów, więc nie skomentowała w żaden sposób jego ciąguty do gadulstwa. Być może też dlatego, że dostrzegała w tym coś uroczego. Dostrzegła także, że się jej przygląda. Nie tak jak robi się to podczas zwykłej rozmowy, a bardziej i n t e n s y w n i e, jakby chciał ją rozszyfrować, znaleźć w niej odpowiedź na jakieś nurtujące pytanie. Nie peszyło ją to, a raczej schlebiało. Była dość próżna jeśli chodziło o komplementy i nie miała zamiaru tego ukrywać. Tym bardziej nie teraz, gdy testowała kolejną granicę cierpliwości mężczyzny.
Oparła więc łokieć na stoliku, a brodę zahaczyła o zaciśniętą pięść. Pozwalała mu siebie lustrować, poznawać, smakować, żeby potem mógł żałować, że ją o d r z u c i ł. Być może, niestety, w tym względzie Eden miała w sobie coś z socjopaty.
Oczywiście, że miała tę uroczą bransoletkę. Wprawdzie zakopaną gdzieś pod stertą ekskluzywnej biżuterii otrzymanej od partnera, jednak nadal ją posiadała. Zdjęła ją z nadgarstka dopiero na studiach, w momencie gdy zaczynała oddychać pełną piersią, a element biżuterii nadal trzymał ją w pewnym stopniu w przeszłości, od której tak bardzo chciała się uwolnić.
- Podobno w każdym z nas jest pierwiastek szaleńca. Nie bądź więc dla siebie taki surowy, Cem. - uśmiechnęła się nieznacznie. Jego ekspresja mogła być nieco przytłaczająca, jednak jej obojętne zachowania także zakrawały o coś nieprzyzwoitego. - Że względu na naszą wspólną przeszłość jestem zobowiązana Cię uprzedzić, że możesz się rozczarować. Nie jestem już dawną Eden, którą znasz i którą - jak twierdzisz - lubiłeś. Teraz mogę doprowadzać Cię do szału. - przyznała szczerze, bo przecież dała już przedsmak swoich umiejętności. Nie była jednak taka zawsze: jej ciepło i empatia działały otulająco na jej środowisko. Potrafiła działać w grupie, wspierała innych i często poświęcała siebie dla wyższych celów. Cem był jednak pierwiastkiem przeszłości, a ona nie była jeszcze pewna, czy chce do niej wracać za jego sprawą. Łatwiej jej przecież było bez obecności mężczyzny.
Wyprostowała się, ponownie zwiększając między nimi dystans i rezygnując z przeszywającego spojrzenia, którym częstowała mężczyznę. - Więęęc ... co chciałbyś o mnie wiedzieć? - rozpocznijmy tę zabawę!
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Owszem, mówił całkiem dużo, ale taki już był. Należał do prostolinijnych i otwartych osób, które łatwo było odczytać. Oczywiście nie było tak cały czas, dotyczyło to jedynie tych, z którymi czuł się dobrze, znał je już i którym po prostu chciał pokazać, że nawet takie szalone życie jakie prowadził, nie wpływało na jego charakter. On chciał się dzielić sobą, poznawać ludzi, by – kto wie – może znaleźć kogoś, kto go zrozumie i wesprze, choćby swoją obecnością? Nie przyznawał się do tego, co w nim kiełkowało od pewnego czasu, a z czym walczył, zanim całkiem się to rozwinie i nie pozwoli mu normalnie funkcjonować. Lęk przed samotnością powoli wpełzał do jego serca i umysłu i bał się tego uczucia. Kto by pomyślał, prawda? Któż by się domyślił, że ma taki problem ze sobą. On wiedział, że stąd brała się jego obecność w różnych miejscach, spotkania ze znajomymi, pełny grafik, który nie pozwalał mu na nudę. Kiedy tylko zostawał sam, wszystko znikało. Był on, ciemność i lęk, z którym zasypiał i budził się następnego dnia. I każdego dnia zaczynał od tego samego, ułożenia sobie planu tak, by nie było w nim zbyt wiele czasu na ponure myśli. Nikomu o tym nie powiedział, bo wiedział, że były osoby, które zaczęłyby z tego korzystać. Nie miał na tyle bliskiej osoby, by się tym z nią podzielić. Nie ufał nikomu w pełni, bo wiele przeżył już rozczarowań ludźmi.
Kiedy o tym pomyślał, poczuł smutek. Gdyby kiedyś nie uwierzył w to, co było kłamstwem, być może ta dwójka siedząca teraz przy stoliku, mogłaby porozmawiać o tym na stopie przyjacielskiej. Albo kto wie, może wcale nie miałby tego problemu? Może po prostu nie zostałby całkiem sam? Nie zawróci kijem rzeki, nie mógł zmienić przeszłości, ale mógł zmienić przyszłość.
Kiedy tak patrzył na nią, starał się odnaleźć w niej osobę, którą znał, by przemówić właśnie do niej i spróbować jakoś nawiązać kontakt z tą nową wersją Eden.
- Mówią, że tylko wariaci są coś warci – odparł na jej uwagę o szaleństwie. – Nie wiem, czy to prawda i pewnie nigdy się nie dowiem – nie przeszkadzało mu to. W końcu człowiek był istotą fascynującą i nieprzewidywalną.
Słysząc o zmianie w jej charakterze, po prostu posłał jej uśmiech.
- Zdziwiłbym się, gdybyś pozostała taka sama jak kiedyś. Minęło wiele lat, przez twoje życie na pewno przetoczyła się lawina różnych osobowości i wydarzeń, które miały na ciebie wpływ – tak sądził i dlatego to powiedział.
- Może ja też się zmieniłem? – zapytał. W gruncie rzeczy nadal był osobą wrażliwą na piękno, artystyczną duszą i tylko przeżył wiele różnych historii, które wpływały na jego zachowanie i postępowanie z innymi. Nie zmieniło się w nim to, że był szczery. Wolał mówić gorzką prawdę, niż ładne kłamstwo albo nie mówić nic.
Z całą pewnością wiele rzeczy było innych, ale gdzieś w środku pozostawał tamtym życzliwym chłopcem, który chciał pokazać pewnej dziewczynce, że istnieje coś więcej w życiu, niż dom, bliscy, zamknięte środowisko. Chciał ją ośmielić do stawiania odważnych kroków. I widocznie wyszła z cienia, tego, w którym stała, podczas gdy on chciał się z nią podzielić ciepłem słońca.
Nie rozpoczął gradu pytań, na które miała mu udzielić odpowiedzi. Nie chciał, by spotkanie wyglądało jak wywiad, których swoją drogą nie lubił. Interesowało go coś innego.
- Czy jesteś szczęśliwa? – takie proste i równocześnie takie trudne pytanie. Nie wiercił w niej dziury swoim wzrokiem, patrzył na nią łagodnie, jak kiedyś. Mógł się zmienić fizycznie, nie przypominać tamtego chudzielca o tyczkowatej budowie ciała, który wierzył w to, że świat jest dobry. Być może mówił więcej niż kiedyś, ale wynikało to z jednego prostego powodu: on sam nie był zadowolony ze swojego życia, bo zwyczajnie zbyt wiele w nim było pustki, wynikającej z jego największego lęku – wspomnianej wyżej samotności. Nikt nie chciał tego dostrzec. Wiedział, co o nim mówiono. Miał świadomość tego, że byli ludzie, którzy patrzyli na niego wyłącznie jak na osobę rozpoznawalną. Wydawało im się, że wiedzą o nim wszystko, tymczasem nikt nie patrzył w tym kierunku, w którym patrzeć powinien. Robił to, co kochał, ale sława nie dawała najważniejszego – poczucia tego, że nie był sam na świecie, a tak właśnie się czuł. Nie dostrzegano jego prawdziwych uczuć i tego, co miał w swoim sercu. Eden, którą znał, od razu by to zauważyła. Zawsze była bystra i potrafiła nawet dokończyć wypowiadane przez niego zdania. Cholernie za nią zatęsknił, ale ludzie się zmieniali. Jak bardzo? W przypadku tej dwójki, dało się to zauważyć, ale on nadal wierzył w to, że może nie wszystko stracone i pewnego dnia ona znów mu zaufa jak przyjacielowi.
eden de poesy
Kiedy o tym pomyślał, poczuł smutek. Gdyby kiedyś nie uwierzył w to, co było kłamstwem, być może ta dwójka siedząca teraz przy stoliku, mogłaby porozmawiać o tym na stopie przyjacielskiej. Albo kto wie, może wcale nie miałby tego problemu? Może po prostu nie zostałby całkiem sam? Nie zawróci kijem rzeki, nie mógł zmienić przeszłości, ale mógł zmienić przyszłość.
Kiedy tak patrzył na nią, starał się odnaleźć w niej osobę, którą znał, by przemówić właśnie do niej i spróbować jakoś nawiązać kontakt z tą nową wersją Eden.
- Mówią, że tylko wariaci są coś warci – odparł na jej uwagę o szaleństwie. – Nie wiem, czy to prawda i pewnie nigdy się nie dowiem – nie przeszkadzało mu to. W końcu człowiek był istotą fascynującą i nieprzewidywalną.
Słysząc o zmianie w jej charakterze, po prostu posłał jej uśmiech.
- Zdziwiłbym się, gdybyś pozostała taka sama jak kiedyś. Minęło wiele lat, przez twoje życie na pewno przetoczyła się lawina różnych osobowości i wydarzeń, które miały na ciebie wpływ – tak sądził i dlatego to powiedział.
- Może ja też się zmieniłem? – zapytał. W gruncie rzeczy nadal był osobą wrażliwą na piękno, artystyczną duszą i tylko przeżył wiele różnych historii, które wpływały na jego zachowanie i postępowanie z innymi. Nie zmieniło się w nim to, że był szczery. Wolał mówić gorzką prawdę, niż ładne kłamstwo albo nie mówić nic.
Z całą pewnością wiele rzeczy było innych, ale gdzieś w środku pozostawał tamtym życzliwym chłopcem, który chciał pokazać pewnej dziewczynce, że istnieje coś więcej w życiu, niż dom, bliscy, zamknięte środowisko. Chciał ją ośmielić do stawiania odważnych kroków. I widocznie wyszła z cienia, tego, w którym stała, podczas gdy on chciał się z nią podzielić ciepłem słońca.
Nie rozpoczął gradu pytań, na które miała mu udzielić odpowiedzi. Nie chciał, by spotkanie wyglądało jak wywiad, których swoją drogą nie lubił. Interesowało go coś innego.
- Czy jesteś szczęśliwa? – takie proste i równocześnie takie trudne pytanie. Nie wiercił w niej dziury swoim wzrokiem, patrzył na nią łagodnie, jak kiedyś. Mógł się zmienić fizycznie, nie przypominać tamtego chudzielca o tyczkowatej budowie ciała, który wierzył w to, że świat jest dobry. Być może mówił więcej niż kiedyś, ale wynikało to z jednego prostego powodu: on sam nie był zadowolony ze swojego życia, bo zwyczajnie zbyt wiele w nim było pustki, wynikającej z jego największego lęku – wspomnianej wyżej samotności. Nikt nie chciał tego dostrzec. Wiedział, co o nim mówiono. Miał świadomość tego, że byli ludzie, którzy patrzyli na niego wyłącznie jak na osobę rozpoznawalną. Wydawało im się, że wiedzą o nim wszystko, tymczasem nikt nie patrzył w tym kierunku, w którym patrzeć powinien. Robił to, co kochał, ale sława nie dawała najważniejszego – poczucia tego, że nie był sam na świecie, a tak właśnie się czuł. Nie dostrzegano jego prawdziwych uczuć i tego, co miał w swoim sercu. Eden, którą znał, od razu by to zauważyła. Zawsze była bystra i potrafiła nawet dokończyć wypowiadane przez niego zdania. Cholernie za nią zatęsknił, ale ludzie się zmieniali. Jak bardzo? W przypadku tej dwójki, dało się to zauważyć, ale on nadal wierzył w to, że może nie wszystko stracone i pewnego dnia ona znów mu zaufa jak przyjacielowi.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
- Nie przeraziło Cię to, że mogę doprowadzać Cię do szału. - wydawało się jej, że ta informacja jakby obeszła go i nie zrobiła absolutnie żadnego wrażenia. Wiele wskazywało na to, że naprawdę przyszedł, aby ją poznać. Z otwartą głową, bez uprzedzeń i wyobrażeń. Że był w stanie przyjąć w ramiona osobę zupełnie obcą, której dawał szansę z niewiadomych dla niej powodów. Czy to była naiwność? Czy kierowała nim mocna potrzeba odnalezienie bratniej duszy? Jeśli okaże się, że to drugie, to Eden mogłaby zacząć obawiać się, że stanie się niedługo jedynie gorzkim r o z c z a r o w a n i e m. - Z całą pewnością jesteś świrem. Ciekawe jak duże mają okno w łazience i czy w razie potrzeby będę mogła przez nie uciec. - zmrużyła oczy, jakby zastanawiając się na głos. Nie raz słyszała od koleżanek o takich incydentach. Sama nie chciałaby być w takiej roli, jednak jeśli okazałoby się, że intencje jej rozmówcy były delikatnie brudne, nie omieszkała by spróbować przecisnąć się przez okno w toalecie.
Z pewnością się zmienił. Eden była tego świadoma. Siedział przed nią przecież dorosły, doświadczony stratą i rozczarowaniem mężczyzna. Słyszała o śmierci jego najbliższych, rodzice wspominali od czasu do czasu też o jego rodzeństwie. Wtedy Eden wymrukiwała jedynie ciche słowa współczucia, jednak dziś mierzyła się z u c i e l e ś n i e n i e m tych słów. - Podrosłeś, to fakt. Masz może cztery czy pięć siwych włosów. Ale nadal tak śmiesznie rozszerzasz nozdrza jak się denerwujesz. - pokusiła się nawet o krótką demonstrację tego o czym mówiła, jednak nie sądziła, że mogłaby stawać w szranki podczas tej konkurencji. Zapomniała o tych wszystkich mikro gestach dawnego przyjaciela, jednak dziś przyszło jej odszukać ich wszystkich w dorosłym człowieku, który w akcie desperacji lub innego szargającego nim uczucia, namówił ją na wspólny posiłek.
Kompletnie zbił ją z pantałyku zadanym pytaniem. Liczyła raczej na prostszy zestaw, mniej złożony emocjonalnie. Nie tak bardzo odzierający ją z jej lęków. Bo właśnie to co zrobił Cem, było fizycznym pozbawieniem jej skóry, zajrzeniem pod każdy mięsień, ścięgno, odnalezienie najbardziej kruchej części jej c z ł o w i e c z e ń s t w a i chwycenie jej między palce, aby przyjrzeć się z bliska.
Zakłuło.
Jakoś tak dotkliwiej niż zwykle.
- Jestem przyzwyczajona. - do było idealne słowo, którym mogła opisać stan, w którym aktualnie się znajdowała. Nigdy nie analizowała swojego życia pod kątem szczęścia czy nieszczęścia. Brała rzeczywistość taką jaką była. Doceniała wszystko, nawet najmniejszy deszcz podczas pisania kolejnej książki, bo właśnie wtedy była najbardziej produktywna. Nie potrafiła stwierdzić co lub kto ją uszczęśliwiał. Czuła bezpieczeństwo, ciepło ale nie mogła przyznać się do tego, że czuła szczęście. Ono kojarzyło jej się z różową watą cukrową kupowaną na festynach, a ona aktualnie musiała zadowalać się zeschłym popcornem ze starej maszyny. - Poza tym jestem wdzięczna. - dodała po chwili. Miała u boku mężczyznę, jej rodzice nadal żyli i mieli nad nią co raz to mniejszą władzę. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie jest do końca zadowolona ze swojego życia. - Ty natomiast nie wydajesz się być ani przyzwyczajony, ani wdzięczny. - nie miała absolutnie kompetencji ku temu, aby diagnozować życie kogokolwiek, jednak wychodziła z założenia, że zawsze ludzie interesowali się tym, czego im samym brakowało. To jak ze słodyczami - jeśli masz pełną szafkę łakoci, nie interesuje Cię jedna tabliczka czekolady Twojego rozmówcy. - Wydajesz się być zmęczony, znudzony. Szukasz czegoś co mogłoby zmienić ten stan i między innymi dlatego stwierdziłeś, że może spróbujesz mnie znaleźć? - wwiercała w niego spojrzenie, jednak tę terapię przerwała kelnerka wraz z ich zamówieniem. Ważnym było, aby podziękować skinieniem głowy za jej pracę i życzliwość, więc na moment Eden oderwała wzrok od twarzy mężczyzny. - To jak z ciastem. Jesteś głodny, więc wziąłeś dwa kawałki. Mogłeś wziąć kanapkę, byłaby bardziej syta. Ale zawsze brałeś ciasto, więc dlaczego miałoby się to zmienić? Przynosi ulgę, co z tego, że na chwilę. Tyle wystarczy, żeby nie musieć przypominać sobie o ciągłym głodzie. Podświadomie wiesz, że potrzebujesz kanapki, ale to bardziej wymagające, a Ty boisz się, że może nie smakować tak dobrze jak ulubiony deser. Tylko jak długo można odżywiać się samym cukrem, Cem? - nie sądziła, że da się porównać poszukiwanie bratniej duszy do wyborów kulinarnych.
Uniosła filiżankę z kawą, uśmiechając się przy tym nieco. - Smacznego. I więcej odwagi.
Cem Ayers
Z pewnością się zmienił. Eden była tego świadoma. Siedział przed nią przecież dorosły, doświadczony stratą i rozczarowaniem mężczyzna. Słyszała o śmierci jego najbliższych, rodzice wspominali od czasu do czasu też o jego rodzeństwie. Wtedy Eden wymrukiwała jedynie ciche słowa współczucia, jednak dziś mierzyła się z u c i e l e ś n i e n i e m tych słów. - Podrosłeś, to fakt. Masz może cztery czy pięć siwych włosów. Ale nadal tak śmiesznie rozszerzasz nozdrza jak się denerwujesz. - pokusiła się nawet o krótką demonstrację tego o czym mówiła, jednak nie sądziła, że mogłaby stawać w szranki podczas tej konkurencji. Zapomniała o tych wszystkich mikro gestach dawnego przyjaciela, jednak dziś przyszło jej odszukać ich wszystkich w dorosłym człowieku, który w akcie desperacji lub innego szargającego nim uczucia, namówił ją na wspólny posiłek.
Kompletnie zbił ją z pantałyku zadanym pytaniem. Liczyła raczej na prostszy zestaw, mniej złożony emocjonalnie. Nie tak bardzo odzierający ją z jej lęków. Bo właśnie to co zrobił Cem, było fizycznym pozbawieniem jej skóry, zajrzeniem pod każdy mięsień, ścięgno, odnalezienie najbardziej kruchej części jej c z ł o w i e c z e ń s t w a i chwycenie jej między palce, aby przyjrzeć się z bliska.
Zakłuło.
Jakoś tak dotkliwiej niż zwykle.
- Jestem przyzwyczajona. - do było idealne słowo, którym mogła opisać stan, w którym aktualnie się znajdowała. Nigdy nie analizowała swojego życia pod kątem szczęścia czy nieszczęścia. Brała rzeczywistość taką jaką była. Doceniała wszystko, nawet najmniejszy deszcz podczas pisania kolejnej książki, bo właśnie wtedy była najbardziej produktywna. Nie potrafiła stwierdzić co lub kto ją uszczęśliwiał. Czuła bezpieczeństwo, ciepło ale nie mogła przyznać się do tego, że czuła szczęście. Ono kojarzyło jej się z różową watą cukrową kupowaną na festynach, a ona aktualnie musiała zadowalać się zeschłym popcornem ze starej maszyny. - Poza tym jestem wdzięczna. - dodała po chwili. Miała u boku mężczyznę, jej rodzice nadal żyli i mieli nad nią co raz to mniejszą władzę. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie jest do końca zadowolona ze swojego życia. - Ty natomiast nie wydajesz się być ani przyzwyczajony, ani wdzięczny. - nie miała absolutnie kompetencji ku temu, aby diagnozować życie kogokolwiek, jednak wychodziła z założenia, że zawsze ludzie interesowali się tym, czego im samym brakowało. To jak ze słodyczami - jeśli masz pełną szafkę łakoci, nie interesuje Cię jedna tabliczka czekolady Twojego rozmówcy. - Wydajesz się być zmęczony, znudzony. Szukasz czegoś co mogłoby zmienić ten stan i między innymi dlatego stwierdziłeś, że może spróbujesz mnie znaleźć? - wwiercała w niego spojrzenie, jednak tę terapię przerwała kelnerka wraz z ich zamówieniem. Ważnym było, aby podziękować skinieniem głowy za jej pracę i życzliwość, więc na moment Eden oderwała wzrok od twarzy mężczyzny. - To jak z ciastem. Jesteś głodny, więc wziąłeś dwa kawałki. Mogłeś wziąć kanapkę, byłaby bardziej syta. Ale zawsze brałeś ciasto, więc dlaczego miałoby się to zmienić? Przynosi ulgę, co z tego, że na chwilę. Tyle wystarczy, żeby nie musieć przypominać sobie o ciągłym głodzie. Podświadomie wiesz, że potrzebujesz kanapki, ale to bardziej wymagające, a Ty boisz się, że może nie smakować tak dobrze jak ulubiony deser. Tylko jak długo można odżywiać się samym cukrem, Cem? - nie sądziła, że da się porównać poszukiwanie bratniej duszy do wyborów kulinarnych.
Uniosła filiżankę z kawą, uśmiechając się przy tym nieco. - Smacznego. I więcej odwagi.
Cem Ayers