39 y/o, 189 cm
🐍 cichy pan do zadań specjalnych 🦂 freelancer
Awatar użytkownika
Czasami trzeba być wilkiem, by chronić się przed wilkami.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Nie zamierzał robić z siebie bohatera. Nie patrzył na nią z oczekiwaniem wdzięczności, nie próbował się w żaden sposób wybielać. Był dokładnie taki, jakim się pokazał: skuteczny, bezwzględny, z chłodną oceną sytuacji i niechęcią do niepotrzebnego ryzyka. Jej pytanie przyjął bez zaskoczenia - spodziewał się go. A jednak przez ułamek sekundy nie odpowiedział. Przesunął spojrzeniem po jej twarzy, zatrzymał się na jej oczach. Nie umiał określić, co w nich widział. Może dystans. Może rozczarowanie. Może nic. Ale nie próbował się w to zagłębiać. Zdjął z palca sygnet i schował go do kieszeni.
– Szukam informacji i liczyłem, że Daniel je będzie miał – odpowiedział. Dopiero teraz odsunął się lekko od stołu, prostując plecy. Oparł się nieznacznie, odrywając dłonie od blatu. Ton jego głosu nie zmienił się ani na chwilę — był rzeczowy, wyważony. Bez ładunku emocjonalnego, bez błagania o pomoc, bez presji. Ale była w tym wszystkim nuta czegoś, czego nie dało się do końca zignorować — odpowiedzialności. Tej samej, którą ma się, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo najbliższego.
– Ziggy – spauzował po tym imieniu na moment, dając mu wybrzmieć – To mój brat. Tydzień temu zadzwonił do mnie prosząc o pomoc, a teraz nie mogę się z nim skontaktować. Jego mieszkanie wygląda na opuszczone.

Spoglądał na Darcy z uwagą, czytając każdą reakcję jaka przemknęła jej po twarzy. Skoro przejęła stery w klubie to poniekąd mogła coś wiedzieć, dać wskazówkę, której potrzebował żeby iść w następne miejsce. Najlepszym rozwiązaniem jakiego pragnął, było szybkie odnalezienie brata i nakłonienie go do wyjazdu z Kanady. Zerwanie z półświatkiem, które miało tendencje do pożerania i wypluwania ludzi w momencie, kiedy byli już bezużyteczni. Ziggy pakował się w kłopoty, lecz opatrzność nad nim czuwała i z największej głupoty wychodził obronną ręką. Teraz jednak intuicja Patricka podpowiadała mu, że szczęście się skończyło, a sprawa jest poważna. Sięgnął do kieszeni po telefon, otworzył galerię i wybrał zdjęcie przedstawiające Ziggy'ego - tlenione włosy, tatuaże, szczuplejsza sylwetka. Minimalne podobieństwo do Patricka.
– Widziałaś go ostatnio? – przesunął telefon w jej stronę, obserwując reakcję.



Darcy Bowman
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
pepsi cola
metafory, które nie mają sensu / metagaming / "poetyckość" będąca grafomanią / grafomania / lanie wody, które w 99% jest niepotrzebne.
33 y/o, 171 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Informacje. Kącik ust Darcy znowu delikatnie drgnął w kierunku uśmiechu, bo przecież powinna się domyślić i to bardzo głupie z jej strony, że tego nie zrobiła. Czego innego się spodziewała? Zapomnianych wspólnych interesów? Długów? Pewnie już dawno by się po nie zgłosił. A on nawet nie wiedział o jego śmierci…
Ta myśl znowu krótko przemknęła przez jej świadomość. Znów wpatrując się w męską sylwetkę zastanawiała się nad jego nieobecnością… gdzie był? Co robił? Kim był dzisiaj? I czy mogła mu udzielić jakichkolwiek odpowiedzi? Czy powinna to robić?
Imię jego brata wydawało się zupełnie obce i znajome jednocześnie. Nie było popularne, powinna je zapamiętać, a jednocześnie nic konkretnego, nic świeżego nie przychodziło jej przez myśl. A jeśli nie świeżego to, co? Ściągnęła mocniej brwi, próbując odnaleźć dawne wspomnienia. Jakiekolwiek wspomnienia. Nie wiedziała, w którym momencie, ale gdzieś w ułamku sekundy pomiędzy tym jak Patrick skończył mówić a sięgnął po telefon – postanowiła mu pomóc, jeśli tylko będzie w stanie. Chciał pomóc bratu… jak mogłoby jej to zaszkodzić?
Nie mówiąc o tym, że gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl o tym, że… zazdrości. Ktoś się o tego dzieciaka martwił, a mężczyzna siedzący przed nią miał się o kogo martwić. Rodzina. Już dawno zapomniała, co to właściwie znaczy.
Spojrzała na ekran telefonu, na zdjęcie chłopaka, którego pamiętała jak przez mgłę.
- Nie wiedziałam, że to twój brat. – przyznała, odrywając wzrok od telefonu i znów wbijając go w męskie tęczówki – Bywał tu dawno temu, jeszcze gdy Daniel prowadził to miejsce. Lubił wpadać w kłopoty i wyciągać ręce po to, co do niego nie należało… – zagryzła lekko wargę, bo przypominała sobie jedną z ostatnich awantur z młodym Voclainem w roli głównej. I cóż… z nią w roli drugoplanowej. Nie lubiła takich sytuacji, bo nigdy nie wychodziło z nich nic dobrego. Nie chciałaby jednak teraz wdawać się w szczegóły – Obawiam się, że zabrali go wtedy na tyły… i więcej go nie widziałam. Ale skoro dzwonił do ciebie tydzień temu to z tego klubu musiał wyjść. Porozmawiaj z Harlandem Winstonem, jeśli ktoś miałby wiedzieć, czy podpadł komuś ważnemu to właśnie on. I daj mi to zdjęcie, popytam dziewczyn. – tyle mogła dla niego zrobić. Ba! Tyle chciała dla niego zrobić i nie uważała, żeby była to jakakolwiek przysługa.


Patrick Voclain
gall anonim
ODPOWIEDZ

Wróć do „The Fifth Social Club”