
Młody Fogarty, bez pieniędzy i planu na życie, zabrał ubrania w dwóch torbach i zaczął pomieszkiwać u swojego najlepszego przyjaciela. Znalazł pracę w hotelu, ale nie satysfakcjonowała go ani pensja, ani praca sama w sobie. W międzyczasie jego najlepszy przyjaciel i jego dziewczyna zaproponowali mu współpracę, co wydawało się dla niego propozycją nie do odrzucenia. Chcieli otworzyć wspólną restaurację - mógł mieć wpływ na menu, przyjaciel obiecywał mu lepsze zarobki. Wydawało się to dla niego spełnieniem marzeniem.
Praca po kilkanaście godzin dziennie, napięcia, zmęczenie – to wszystko nie miało znaczenia, bo John wreszcie robił coś swojego. Czuł się potrzebny. Zbudował miejsce, które na swój sposób go określało, a dodatkowo była ona - jego żona. Poznali się, gdy miał 23 lata. Była młodsza. Wpadli na siebie na jednej z imprez, na której był bardziej z przypadku niż z wyboru. Zafascynowała go jej błyskotliwość i pewność siebie, jakiej nie spodziewał się po kimś tak młodym. Z czasem John sam nie wiedział, kiedy zafascynowanie przerodziło się w coś więcej. Gdy stuknęła jej osiemnastka – wzięli ślub.
Ich związek był nieprzemyślany, pełen emocji i wielkich planów bez pomyślunku i pokrycia - jak wiele w życiu młodego John'a. Ona wierzyła, że będą razem budować życie od zera. On widział w niej nie tylko miłość, ale i szansę na stworzenie czegoś, czego sam nigdy nie miał – prawdziwego domu. Rodzina z jej strony nie pochwalała tej decyzji. John był niestabilny, finansowo niepewny, bez kontaktu z własnymi rodzicami. Ale mieli to przetrwać.
Zamieszkali razem, gdy ona zaczęła studia medyczne. On prowadził restaurację z przyjaciółmi, często do późna. Zmęczeni, sfrustrowani, mijali się. Coraz więcej kłótni, coraz mniej rozmów. Nie dogadywali się w sprawach codziennych – finansach, obowiązkach.
To był początek końca. Ona coraz częściej brała dodatkowe dyżury, coraz mniej była w domu. Zaczęła zwierzać się komuś innemu. John to przeczuwał. Próbował to zagłuszyć – czasem pracą, czasem alkoholem, czasem ciszą. Czuł się coraz bardziej przegrany. Rozwód przyszedł jak decyzja z automatu – bez awantur, ale z wieloma przemilczeniami. Każde z nich już żyło emocjonalnie obok. Ona związała się z kimś innym – człowiekiem „na poziomie”, kimś stabilnym. A John? Przyjaciel Joe, z którym zakładał restaurację, narobił długów. Ukrywał to zarówno przed swoją żoną, jak i częściowo przed Johnem. Gdy prawda wychodziła na jaw – było już za późno.
John się rozpadł.
Został sam – pustym mieszkaniem i poczuciem winy, które trzymało go za gardło. Udawał, że wszystko ma pod kontrolą. Ale bez Joe, bez niej – wszystko zaczęło się walić. A kiedy Joe zniknął z jakąś prawniczką, zostawiając po sobie tylko długi i nieopłacone faktury, John zrozumiał, że znów został sam jak wtedy, gdy miał trzynaście lat.
- nie lubi gadać o pierdołach, a small talk szybko go irytuje,
- pali tylko jak naprawdę ma dość, a potem żałuje,
- lubi psy, ale sam nie posiada żadnego,
- za to ma grubego rudego kota Lermona,
- czasem podrzuca go sąsiadce,
- bywa, że śpi na kanapie w pracy, żeby nie wracać do pustego mieszkania,
- opowiada słabe dowcipy,
- jest po rozwodzie,
- rozwód słabo na niego wpłynął - popijał, zapominał o obowiązkach w pracy,
- zawsze używa tych samych perfum,
- ma bliznę na dłoni od noża kuchennego,
- zawsze nosi zegarek - stary z porysowaną tarczą, prezent od ojca. Pamiatka po tym jak myślał, ze jest w stanie mieć z nim dobre relacje.