

Lorenzo Moretti miał w sobie serce pełne ognia i dłonie stworzone do gotowania, a przynajmniej tak powtarzała jego matka, za każdym razem, gdy gasiła pożar w kuchni, gdy tylko kilkuletni Enzo uparł się, że śniadanie przygotuje własnoręcznie. Na świat przyszedł w Toronto, w rodzinie, która cztery pokolenia wcześniej przywiozła z Neapolu nie tylko nazwisko, ale również smak. Wychował się między półkami włoskich delikatesów ojca, wśród słoików z oliwkami, mąki rozlanej na blacie i zapachów, które nie opuszczały ubrań nawet po praniu.
Gotowania uczyła go nonna - nie z książek, ale z pamięci. Enzo do dziś pamięta, jak zamykała oczy, mieszała sos i powtarzała, że właśnie tak pachniały niedziele w domu jej ojca. Jego dzieciństwo minęło spokojnie, z czwórką młodszego rodzeństwa. Między rodziną, kuchnią i opowieściami z Włoch, które zakorzeniły się w nim głębiej, niż chciał przyznać.
W domu mówiło się po włosku i kłóciło to, kto pierwszy dostanie kawałek świeżej mozzarelli. Enzo uczył się gotować tak, jak inni uczą się chodzić - naturalnie i nieświadomie. Dziecięce dłonie wyciągały się po czosnek, makaron, oliwę. Od zawsze twierdził, że nauczył się smakować świat, zanim nauczył się go opisywać słowami.
Z czasem trafił do szkoły kulinarnej, ale to nie tam nauczył się gotować. Tam nauczył się terminów. Technik. Trochę pokory, ale nadal zbyt mało, by otworzyć coś swojego. Gotować uczyła go babcia, matka i ciotka - cicho, metodycznie, z tą cierpliwością, którą mają tylko kobiety, które przeżyły wojnę, emigrację i stratę. Uczył się smaku domu, obiecując sobie, że nigdy go nie zapomni.
Z biegiem lat wypracował sobie pozycję w kulinarnym świecie Toronto. Począwszy od zmywaka, pomocy kuchennej, kucharza, został w końcu szefem kuchni w jednej z lepszych włoskich restauracji w mieście. Ma własny zespół, styl i spojrzenie, którym potrafi uciszyć całą kuchnię. Czasem wybucha, ale nigdy bez powodu. Równoległe rozkręcił kulinarnego tik toka oraz instagram, na który wrzuca swoje interpretacje starych, włoskich przepisów, zarabiając już przy tym ładne sumy pieniędzy i obserwujących.
- Nie znosi węży. Uważa, ze stworzenia, które poruszają się bez kończyn nie są warte zaufania.
- Mówi biegle po włosku, czasem nawet ma wyczuwalny akcent i zawsze przeklikna po włosku.
- Nie ufa ludziom, którzy sypią parmezan na owoce morza. Dla niego to grzech.
- Jest wierzący.
- W fartuchu nosi ząbek czosnku. Z przęsadu. Twierdzi, że chroni go przed pechem, spalonym sosem i ludźmi, którzy pytają o bezglutenowe lasagne.
- Marzy o otwarciu własnej trattorii.
- Jest pedantyczny; i w kuchni, i w domu. Jego mieszkanie wygląda, jakby nikt w nim nie miszkał. Szafa, jakby była z okładki gazety, a on sam, nigdy nie wejdzie w pościel bez kąpania.
- Nałogowo pali papierosy i twierdzi, że to efekt uboczny pracy w gastronomii, a nie jego słaba wola w rzucaniu.