Marco "Fiodor" Todorovski


data i miejsce urodzenia
20/09/1983, Moskwa, Rosjazaimki
on/jegozawód
przedsiębiorca (właściciel sieci ekskluzywnych klubów)miejsce pracy
Klub "Emptiness"orientacja
heteroseksualnadzielnica mieszkalna
Distillery Districtpobyt w toronto
8 latumiejętności
posługiwanie się bronią palną i bronią białą, walka wręcz, znajomość języka rosyjskiego, angielskiego i francuskiego, nurkowanie głębinowe, wspinaczka, zszywanie i leczenie ran, znajomość anatomii, pierwsza pomoc, prawo jazdy kat. G i M2, dobra orientacja w tereniesłabości
lęk przed ranami w klatce piersiowej (następstwo wypadku), konieczność kontroli każdego aspektu życia, pracoholizm, brak okazywania emocji, nieumiejętność przyznawania się do błędu, wieczne przekonanie o swojej racjiCo robi Rosjanin w Toronto? Gnije. Tak przynajmniej odpowiada sam zainteresowany, gdy ktoś ma szansę zadać mu to pytanie. Nigdy jednak nikt nie usłyszał prawdy — a tą był fakt, że zwyczajnie się ukrywał. Tam, skąd pochodził, miał spalone za sobą wszystkie mosty i lepiej, by niektórzy dalej wierzyli, że wciąż nie żyje.
Urodził się 20 września 1983 roku, jako jedyne dziecko Sonii i Fiodora. Ojciec był jednym z licznych generałów rosyjskiej armii, a matka… Artystką. Dziwne to było małżeństwo, zwłaszcza że szczerze szczęśliwe. Wracając do głównego zainteresowanego: dzieciństwo miał spokojne, chociaż naznaczone piętnem wielopokoleniowej, wojskowej rodziny. Ojciec nie dopuszczał myśli, że Marco mógłby nie ruszyć jego drogą i robił wszystko, by chłopak był jak najlepiej przygotowany do tego życia. A szybko się okazało, że nie trafiło mu się głupie dziecko…
Młody Todorovski, jak inne dzieci, trafił do szkoły w wieku sześciu lat. W wieku siedmiu lat zaczął jeździć z ojcem na polowania, a potem poszło już z górki — obsługa broni, sztuki walki, najlepsze stopnie… Jak łatwo się domyślić, o kolegów było ciężko w takiej sytuacji, więc musiał nauczyć się żyć bez nich. Z doskonałymi wynikami i historią rodzinną, bez większych problemów dostał się do Orenburskiej Prezydenckiej Szkoły Kadetów — wojskowej szkoły średniej, przygotowującej do służby. Szybko okazało się, że ma naturalny zmysł taktyczny, ale jego największym zamiłowaniem była biologia i chemia. Dlatego, nie chcąc odpuszczać sobie doskonałego wykształcenia — które później pozwala piąć się po drabince wojskowej kariery — wybrał Wojskową Akademię Medyczną im. S.M. Kirowa. Spędził tam osiem lat, najpierw zdobywając tytuł lekarza medycyny ogólnej, a następnie dopełniając go specjalizacją chirurga ogólnego. Mając dwadzieścia pięć lat, zakończył swoją naukową drogę i złożył podanie do 45 Samodzielnej Gwardyjskiej Brygady Specjalnego Przeznaczenia.
Szkolenie i kariera wojskowa szły gładko. Lubił to, miał naturalny talent do wymykania się z każdej pułapki i do… okrucieństwa. Nie potrzebował wiele czasu, by zasłynąć w jednostce, jako człowiek od brudnej roboty, bez większych emocji i z wybitnym zaangażowaniem. Dynamicznie zmieniająca się sytuacja światowa tylko ułatwiała to wszystko, a jednocześnie powodowała, że coraz ciężej było tuszować wybryki żołnierza.
W 2015 roku, po nieudanym nurkowaniu w czasie szkolenia, uszkodził sobie płuca — pojawiły się komplikacje, a leczenie nie szło tak dobrze, jak powinno. Po długiej rekonwalescencji powrócił do służby. Był jeszcze bardziej zdeterminowany, by udowodnić swoją skuteczność; inne zdanie jednak miało jego dowództwo, które postanowiło usadzić kapitana Todorovskiego w roli (tylko i wyłącznie) szkoleniowca.
Był wybitnym chirurgiem, ale nauczycielem okropnym. Nienawidził uczyć i nienawidził uczniów, a licznych skarg na nadużywanie stosunku służbowego względem podwładnych nie dało się w końcu zignorować.
W 2017 roku, po cichej ugodzie, odszedł dobrowolnie ze służby. I totalnie nie umiał się odnaleźć w cywilu. Wysokie umiejętności chirurga pozwalały mu znaleźć pracę w każdym szpitalu w Moskwie — jednak alkohol wziął górę. Nie umiał i nie chciał być cywilem. Rosyjski półświatek chętnie jednak przyjmował byłych żołnierzy, zwłaszcza takich, którzy umieli rozwiązywać trudne problemy bez zadawania zbędnych pytań.
On jednak, nagle, poczuł w sobie zew przedsiębiorczości i pozwolił sobie na “pożyczenie” dość dużej kwoty bez pytania o zgodę właściciela, a swojego pracodawcy — co zaowocowało słusznym oburzeniem tego drugiego i sprawiło, że po mieście rozlał się gniew skierowany wyłącznie w jego osobę. Nawet gdyby oddał całą sumę, to i tak nie uratowałoby mu życia, a był do niego wystarczająco przywiązany, by chcieć zachować je jak najdłużej. Wykorzystał więc kilka starych przysług, sypnął groszem i uciekł do Toronto, korzystając ze zmienionej tożsamości, którą mu załatwiono.
A tutaj, w wielkim mieście mógł wygodnie ukrywać wszystko, co tylko chciał, łącznie ze swoją osobą. Gdy tu przybył, musiał zacząć niemal od zera - niemal, ponieważ szwajcarskiego konta się przecież nie pozbył. Nie było to jednak nic, z czym nie umiałby sobie poradzić — umiał zabijać, był w tym dobry i lubił to, co pozwoliło mu zaczepić się w mafii, jako dobry zabójca. A przede wszystkim, nigdy nikomu nie okazywał litości. Potrzebował jednak dobrej przykrywki dla swojego życia, ale i na to szybko znalazł sposób — wykupił podupadający klub, zainwestował i otworzył na nowo. Zrobił tak jeszcze kilka razy, ostatecznie stając się właścicielem sieci klubów, które służyły jako jego przykrywka oraz pozwalały członkom mafii spotykać się w bezpiecznych miejscach. Oczywiście, nie czynił tego pod swoim oficjalnym nazwiskiem — nie był idiotą. Prawnie wszystko było ustawione na wirtualnego słupa, osobę, która istniała wyłącznie przez dokumenty i kreatywną, lecz całkowicie legalną, księgowość. Póki podatki się zgadzały i nikt niczego nie zgłaszał, to też nikt za bardzo niczego nie kontrolował. Na początku nie sądził, że pierwszy klub się przebije - ale okazało się, że Kanadyjczycy desperacko potrzebują miejsca, w którym mogą się pokazać oraz bawić jednocześnie. Klub, który łączył dżentelmeńską elegancję, dyskrecję oraz możliwość nowoczesnego spożywania alkoholu i zabawy był czymś, co na początku wzbudziło sensację, a następnie zyskało grono zadowolonych bywalców, którzy często przyprowadzali kolejnych klientów. Dodał do tego doskonały marketing, podgrzewający atmosferę i podsycający ludzką ciekawość, a później wszystko toczyło się już samo.
Mijały kolejne miesiące i lata, a on piął się po drabince, by ostatecznie zasiąść niemal na samym szczycie. Nie była to łatwa droga, wymagała niemal nieustannego skupienia na interesach mafii. Zaczął od prostego zabijania, by powoli dołączyć do tego niezachwianą lojalność, wsparcie w problemach i rozwiązywanie problemów ciężko rozwiązywalnych. Nie odmawiał żadnego polecenia, ściśle dostosowując się do wytycznych - jeśli miał być wypadek, to był wypadek; jeśli miał być postrach, to był postrach; jeśli miał kogoś torturować, to torturował. Nie pytał po co, dlaczego i co z tego będzie mieć - dobrze wiedział, że nagrody przyjdą same. Ale to nie znaczyło, że nie pomagał swojej karierze, jeśli była taka konieczność. Pokazywał, że nie jest wyłącznie tępym żołnierzem, który jedynie wykonuje rozkazy, ale, że doskonale radzi sobie także z myśleniem. W końcu nie mógł pokazać swoich prawdziwych dokumentów, do swoich historii musiał przekonywać swoimi czynami. Oprócz zabijania zdarzało mu się także i udzielać medycznych usług. Może od lat nie praktykował, ale co nieco pamiętał, także z wojska, i łatał tych, którzy nie bali się zaciągać u niego przysług. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mafia nie zapomina podobnych długów tak jak i on. W końcu dopchał się tam, gdzie było mu najlepiej — z tej pozycji spokojnie mógł trzymać się cienia, nie wychylać, a jednocześnie mieć w swoich rękach pewną władzę.
- mówią o nim, że jego ulubione danie to wódka, a jedyne hobby to zabijanie
- jest całkowitym dżentelmenem w stosunku do kobiet i chyba pierwszym na świecie Rosjaninem, który nie przeklina; nigdy też nie podnosi głosu
- nie przyjmuje żadnych narkotyków
- Marco uwielbia wszelkiej maści noże i jednocześnie jest to jego ulubiony styl zabijania. Kolekcjonuje zwłaszcza te wojskowe, używane przez jednostki z całego świata. Swoją kolekcję trzyma w domu, wywieszoną na ścianie i zabezpieczoną pancernym szkłem, by nikomu nie przyszło do głowy zabrać chociaż jedną sztukę.
- jest tradycjonalistą i największy szacunek ma do rosyjskiej wódki, którą ściąga ze swojej ojczyzny. W jego lodówce zawsze znajduje się butelka i szklanki, bowiem nie należy do osób, które wódkę piją w kieliszkach. W jego barku oraz w klubach przynajmniej dwie półki zajęte są przez najróżniejsze, starannie wyselekcjonowane przez niego, butelki tego czystego alkoholu
- w wolnym czasie odwiedza galerie sztuki, zwłaszcza nowoczesnej — pozwala mu to się odprężyć i w jakiś sposób przypomina o matce, której w dzieciństwie często towarzyszył w jej pracowni. Od czasu do czasu zdarza mu się zakupić jakiś obraz, chociaż najczęściej twierdzi, że to po prostu dobra lokata pieniędzy, która może jedynie zyskać na wartości
- jest pomysłodawcą głównej atrakcji swoich klubów — szklanego, szczelnego pomieszczenia, w którym alkohol rozpylany jest w postaci mgiełki, przez co upojenie alkoholowe pojawia się kilka razy szybciej niż w przypadku normalnych drinków
- uwielbia eleganckie wnętrza — z tego powodu zatrudnił dekoratorów wnętrz, którzy od podstaw zaprojektowali wystrój jego apartamentu oraz każdego z klubów. Dzięki temu udało się uzyskać efekt czystej, niewymuszonej elegancji w miejscach, w których nikt by się jej nie spodziewał
- nadal trenuje — pływa, chodzi na siłownię i bierze udział w sparingach, by nie zapomnieć umiejętności z wojska. W tych ostatnich bierze udział jedynie w nielegalnych i nieoficjalnych klubach, ponieważ bardzo często przestaje nad sobą panować i potrafi doprowadzić przeciwnika do ciężkiego stanu, jeśli nikt w porę tego nie przerwie
- obecnie jest właścicielem dobermana o wdzięcznym imieniu “Sofia”, którego zabrał od ludzi szkolących psy do nielegalnych walk, gdy ten był jeszcze szczeniakiem. Osobiście dopilnował, by ludzie Ci ponieśli należyte konsekwencje i sam zajął się naprawą charakteru suczki oraz jej dalszym szkoleniem, zwłaszcza w kierunku obronności domu i właściciela
Urodził się 20 września 1983 roku, jako jedyne dziecko Sonii i Fiodora. Ojciec był jednym z licznych generałów rosyjskiej armii, a matka… Artystką. Dziwne to było małżeństwo, zwłaszcza że szczerze szczęśliwe. Wracając do głównego zainteresowanego: dzieciństwo miał spokojne, chociaż naznaczone piętnem wielopokoleniowej, wojskowej rodziny. Ojciec nie dopuszczał myśli, że Marco mógłby nie ruszyć jego drogą i robił wszystko, by chłopak był jak najlepiej przygotowany do tego życia. A szybko się okazało, że nie trafiło mu się głupie dziecko…
Młody Todorovski, jak inne dzieci, trafił do szkoły w wieku sześciu lat. W wieku siedmiu lat zaczął jeździć z ojcem na polowania, a potem poszło już z górki — obsługa broni, sztuki walki, najlepsze stopnie… Jak łatwo się domyślić, o kolegów było ciężko w takiej sytuacji, więc musiał nauczyć się żyć bez nich. Z doskonałymi wynikami i historią rodzinną, bez większych problemów dostał się do Orenburskiej Prezydenckiej Szkoły Kadetów — wojskowej szkoły średniej, przygotowującej do służby. Szybko okazało się, że ma naturalny zmysł taktyczny, ale jego największym zamiłowaniem była biologia i chemia. Dlatego, nie chcąc odpuszczać sobie doskonałego wykształcenia — które później pozwala piąć się po drabince wojskowej kariery — wybrał Wojskową Akademię Medyczną im. S.M. Kirowa. Spędził tam osiem lat, najpierw zdobywając tytuł lekarza medycyny ogólnej, a następnie dopełniając go specjalizacją chirurga ogólnego. Mając dwadzieścia pięć lat, zakończył swoją naukową drogę i złożył podanie do 45 Samodzielnej Gwardyjskiej Brygady Specjalnego Przeznaczenia.
Szkolenie i kariera wojskowa szły gładko. Lubił to, miał naturalny talent do wymykania się z każdej pułapki i do… okrucieństwa. Nie potrzebował wiele czasu, by zasłynąć w jednostce, jako człowiek od brudnej roboty, bez większych emocji i z wybitnym zaangażowaniem. Dynamicznie zmieniająca się sytuacja światowa tylko ułatwiała to wszystko, a jednocześnie powodowała, że coraz ciężej było tuszować wybryki żołnierza.
W 2015 roku, po nieudanym nurkowaniu w czasie szkolenia, uszkodził sobie płuca — pojawiły się komplikacje, a leczenie nie szło tak dobrze, jak powinno. Po długiej rekonwalescencji powrócił do służby. Był jeszcze bardziej zdeterminowany, by udowodnić swoją skuteczność; inne zdanie jednak miało jego dowództwo, które postanowiło usadzić kapitana Todorovskiego w roli (tylko i wyłącznie) szkoleniowca.
Był wybitnym chirurgiem, ale nauczycielem okropnym. Nienawidził uczyć i nienawidził uczniów, a licznych skarg na nadużywanie stosunku służbowego względem podwładnych nie dało się w końcu zignorować.
W 2017 roku, po cichej ugodzie, odszedł dobrowolnie ze służby. I totalnie nie umiał się odnaleźć w cywilu. Wysokie umiejętności chirurga pozwalały mu znaleźć pracę w każdym szpitalu w Moskwie — jednak alkohol wziął górę. Nie umiał i nie chciał być cywilem. Rosyjski półświatek chętnie jednak przyjmował byłych żołnierzy, zwłaszcza takich, którzy umieli rozwiązywać trudne problemy bez zadawania zbędnych pytań.
On jednak, nagle, poczuł w sobie zew przedsiębiorczości i pozwolił sobie na “pożyczenie” dość dużej kwoty bez pytania o zgodę właściciela, a swojego pracodawcy — co zaowocowało słusznym oburzeniem tego drugiego i sprawiło, że po mieście rozlał się gniew skierowany wyłącznie w jego osobę. Nawet gdyby oddał całą sumę, to i tak nie uratowałoby mu życia, a był do niego wystarczająco przywiązany, by chcieć zachować je jak najdłużej. Wykorzystał więc kilka starych przysług, sypnął groszem i uciekł do Toronto, korzystając ze zmienionej tożsamości, którą mu załatwiono.
A tutaj, w wielkim mieście mógł wygodnie ukrywać wszystko, co tylko chciał, łącznie ze swoją osobą. Gdy tu przybył, musiał zacząć niemal od zera - niemal, ponieważ szwajcarskiego konta się przecież nie pozbył. Nie było to jednak nic, z czym nie umiałby sobie poradzić — umiał zabijać, był w tym dobry i lubił to, co pozwoliło mu zaczepić się w mafii, jako dobry zabójca. A przede wszystkim, nigdy nikomu nie okazywał litości. Potrzebował jednak dobrej przykrywki dla swojego życia, ale i na to szybko znalazł sposób — wykupił podupadający klub, zainwestował i otworzył na nowo. Zrobił tak jeszcze kilka razy, ostatecznie stając się właścicielem sieci klubów, które służyły jako jego przykrywka oraz pozwalały członkom mafii spotykać się w bezpiecznych miejscach. Oczywiście, nie czynił tego pod swoim oficjalnym nazwiskiem — nie był idiotą. Prawnie wszystko było ustawione na wirtualnego słupa, osobę, która istniała wyłącznie przez dokumenty i kreatywną, lecz całkowicie legalną, księgowość. Póki podatki się zgadzały i nikt niczego nie zgłaszał, to też nikt za bardzo niczego nie kontrolował. Na początku nie sądził, że pierwszy klub się przebije - ale okazało się, że Kanadyjczycy desperacko potrzebują miejsca, w którym mogą się pokazać oraz bawić jednocześnie. Klub, który łączył dżentelmeńską elegancję, dyskrecję oraz możliwość nowoczesnego spożywania alkoholu i zabawy był czymś, co na początku wzbudziło sensację, a następnie zyskało grono zadowolonych bywalców, którzy często przyprowadzali kolejnych klientów. Dodał do tego doskonały marketing, podgrzewający atmosferę i podsycający ludzką ciekawość, a później wszystko toczyło się już samo.
Mijały kolejne miesiące i lata, a on piął się po drabince, by ostatecznie zasiąść niemal na samym szczycie. Nie była to łatwa droga, wymagała niemal nieustannego skupienia na interesach mafii. Zaczął od prostego zabijania, by powoli dołączyć do tego niezachwianą lojalność, wsparcie w problemach i rozwiązywanie problemów ciężko rozwiązywalnych. Nie odmawiał żadnego polecenia, ściśle dostosowując się do wytycznych - jeśli miał być wypadek, to był wypadek; jeśli miał być postrach, to był postrach; jeśli miał kogoś torturować, to torturował. Nie pytał po co, dlaczego i co z tego będzie mieć - dobrze wiedział, że nagrody przyjdą same. Ale to nie znaczyło, że nie pomagał swojej karierze, jeśli była taka konieczność. Pokazywał, że nie jest wyłącznie tępym żołnierzem, który jedynie wykonuje rozkazy, ale, że doskonale radzi sobie także z myśleniem. W końcu nie mógł pokazać swoich prawdziwych dokumentów, do swoich historii musiał przekonywać swoimi czynami. Oprócz zabijania zdarzało mu się także i udzielać medycznych usług. Może od lat nie praktykował, ale co nieco pamiętał, także z wojska, i łatał tych, którzy nie bali się zaciągać u niego przysług. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mafia nie zapomina podobnych długów tak jak i on. W końcu dopchał się tam, gdzie było mu najlepiej — z tej pozycji spokojnie mógł trzymać się cienia, nie wychylać, a jednocześnie mieć w swoich rękach pewną władzę.
Ciekawostki
- jest wysoko postawionym członkiem jednej z odnóg mafii Bratva- mówią o nim, że jego ulubione danie to wódka, a jedyne hobby to zabijanie
- jest całkowitym dżentelmenem w stosunku do kobiet i chyba pierwszym na świecie Rosjaninem, który nie przeklina; nigdy też nie podnosi głosu
- nie przyjmuje żadnych narkotyków
- Marco uwielbia wszelkiej maści noże i jednocześnie jest to jego ulubiony styl zabijania. Kolekcjonuje zwłaszcza te wojskowe, używane przez jednostki z całego świata. Swoją kolekcję trzyma w domu, wywieszoną na ścianie i zabezpieczoną pancernym szkłem, by nikomu nie przyszło do głowy zabrać chociaż jedną sztukę.
- jest tradycjonalistą i największy szacunek ma do rosyjskiej wódki, którą ściąga ze swojej ojczyzny. W jego lodówce zawsze znajduje się butelka i szklanki, bowiem nie należy do osób, które wódkę piją w kieliszkach. W jego barku oraz w klubach przynajmniej dwie półki zajęte są przez najróżniejsze, starannie wyselekcjonowane przez niego, butelki tego czystego alkoholu
- w wolnym czasie odwiedza galerie sztuki, zwłaszcza nowoczesnej — pozwala mu to się odprężyć i w jakiś sposób przypomina o matce, której w dzieciństwie często towarzyszył w jej pracowni. Od czasu do czasu zdarza mu się zakupić jakiś obraz, chociaż najczęściej twierdzi, że to po prostu dobra lokata pieniędzy, która może jedynie zyskać na wartości
- jest pomysłodawcą głównej atrakcji swoich klubów — szklanego, szczelnego pomieszczenia, w którym alkohol rozpylany jest w postaci mgiełki, przez co upojenie alkoholowe pojawia się kilka razy szybciej niż w przypadku normalnych drinków
- uwielbia eleganckie wnętrza — z tego powodu zatrudnił dekoratorów wnętrz, którzy od podstaw zaprojektowali wystrój jego apartamentu oraz każdego z klubów. Dzięki temu udało się uzyskać efekt czystej, niewymuszonej elegancji w miejscach, w których nikt by się jej nie spodziewał
- nadal trenuje — pływa, chodzi na siłownię i bierze udział w sparingach, by nie zapomnieć umiejętności z wojska. W tych ostatnich bierze udział jedynie w nielegalnych i nieoficjalnych klubach, ponieważ bardzo często przestaje nad sobą panować i potrafi doprowadzić przeciwnika do ciężkiego stanu, jeśli nikt w porę tego nie przerwie
- obecnie jest właścicielem dobermana o wdzięcznym imieniu “Sofia”, którego zabrał od ludzi szkolących psy do nielegalnych walk, gdy ten był jeszcze szczeniakiem. Osobiście dopilnował, by ludzie Ci ponieśli należyte konsekwencje i sam zajął się naprawą charakteru suczki oraz jej dalszym szkoleniem, zwłaszcza w kierunku obronności domu i właściciela
zgoda na powielanie imienia
niezgoda na powielanie pseudonimu
nieZgody MG
poziom ingerencji
wysokizgoda na śmierć postaci
niezgoda na trwałe okaleczenie
takzgoda na nieuleczalną chorobę postaci
niezgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
niezgoda na utratę posady postaci
nie