ODPOWIEDZ
0 y/o, 0 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
Mamacita, cita, cita
You know I really need yah, need yah, need yah, right now
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Powoli.
Krok, drugi, piąty.

Dokładnie.
Dwadzieścia dolarów, siedemdziesiąt... Nie, osiemdziesiąt pięć centów.

Ostrożnie.
Drogie ubrania wyprasowane z należytą starannością i odłożone do szafy tak, by prawowity właściciel nigdy nie domyślił się, że Phoenix nałogowo korzystał z przedmiotów, które nie były jego własnością.

Każdego dnia nakładał maskę i oszukiwał wszystkich dookoła (i siebie samego), że jego życie było tym, czego pragnęli ludzie marzący o bogactwie. Żył w iluzji, bo owa była prostsza od spojrzenia w lustro i przyznania, że miał niewiele; bo w owej nie musiał codziennie rano wstawać i gnać do pracy, która polegała na porządkowaniu przestrzeni.
Odkąd James wyjechał na drugi koniec świata, Phoenix uparcie podtrzymywał narrację, że wszystkie dobra należały do niego. W założeniu jego życie było piękne: był maklerem, który obracał setkami tysięcy dolarów i mógł pozwolić sobie na drogie wakacje na końcu świata, na pobyty w ekskluzywnych hotelach i na posiłki, których autorzy mogli poszczycić się międzynarodowym uznaniem.
Uparcie powtarzał wyuczoną formułkę, bo to było proste i przyjemne; bo dzięki temu 一 w swoim mniemaniu 一 zyskiwał w oczach innych i był traktowany lepiej niż gdyby powiedział prawdę.

Właśnie z tego powodu, ówcześnie sprawdziwszy, czy było go na to stać, wybrał się do baru, w którym zamierzał poznać nową osobę. I choć nie wiedział jeszcze, jak potoczy się ta znajomość (to jest, czy otrzyma odpowiednią dawkę uznania), zależało mu na rozmowie, dzięki której będzie mógł oderwać się od wyjątkowo ciężkiej porannej zmiany.

W Bar Poet był od przeszło godziny, co pozwoliło mu porozmawiać z paroma osobami. Ludzie różnie reagowali na jego przechwałki, ale Whitlock wynajdywał tych, którzy chcieli go słuchać. Właśnie rozprawiał młodej dziewczynie o swoim apartamencie, gdy dostrzegł, że parę stolików dalej siedzi osoba, którą pamiętał ze szkoły.
Gdy dotarło do niego, że Yvonne będzie podatniejszym gruntem, stracił zainteresowanie towarzyszką; przeprosiwszy dziewczynę, podniósł się ze swojego miejsca i ruszył do baru (Phoenix wiele tygodni temu opracował strategię i teraz trzymał się po prostu wypracowanych założeń).
Zatrzymał się przy wolnym miejscu, by udawać, że jest sam. Jego wzrok skupiał się na Yvonne i gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, ruszył w jej stronę i zajął miejsce naprzeciwko (to nic, że mogła się z kimś widzieć, przecież bogaci 一 w według niego 一 nie zawracali sobie głowy taką błahostką).
Yvonne 一 rzucił miękko, pozwalając sobie bezwstydnie zmierzyć wzrokiem jej sylwetkę. 一 Nic się nie zmieniłaś. Ile to już? 一 kontynuował w podobnym tonie, wznosząc się na wyżyny swojej gry aktorskiej.
Zależało mu, by wiernie oddać rolę bogacza; chciał, aby wszyscy wierzyli w bajeczkę, bo powoli zaczynał uzależniać się od tego uczucia i nie wyobrażał sobie, by to przerwać.

Yvonne Wyatt
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
nie znacie typiary
bardzo nie lubię ucieczek i czytania w myślach
27 y/o, 171 cm
dźwiękowiec || CBC Toronto
Awatar użytkownika
Skryta w najgłębszym cieniu – zawsze z boku, na drugim planie, poza ciekawskim, oceniającym spojrzeniem. Ale kiedy się odzywa jej sylwetka rysuje się na nowo, wyłania się z mroku. Beznamiętny głos przebija się przez ciszę, słowa dźgają jak małe igły. Celnie wymierzone, zawsze w punkt. W zmęczonych ślepiach rzadko widać zaciekawienie – jakby szukanie szczęścia w życiu przychodziło jej z trudem. Bo się pogubiła. Zbłądziła, zaufała nieodpowiednim osobom, straciła to co najcenniejsze. Przed twarzą trzyma maskę naśladującą idealne oblicze, ale jeśli przyjrzysz się dokładniej nie przejdziesz obojętnie obok popękanej powłoki. Uważniejszy obserwator zobaczy to, co inni zignorują – prawdę.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkifruit roll-up
postać
autor

i ignore the signs and i don't know why
Nie tak wyobrażała sobie powrót do Toronto – ilość problemów, które się do niej przyczepiły była przytłaczająca. Oczywiście nie spodziewała się, że ktokolwiek będzie ją witał z kwiatami w rękach, a wszyscy dawni znajomi odezwą się do niej jakby wciąż była ich najlepszą koleżanką, ale... negatywów było zdecydowanie więcej niż pozytywów. Dlatego podjęcie decyzji o tym, by w końcu gdzieś wyjść i na chwilę zapomnieć o realiach, w których aktualnie funkcjonowała było niemal natychmiastowe. Potrzebowała tego bardziej niż kiedykolwiek.
Tego wieczoru błyszczała na zewnątrz, nawet jeśli wnętrze miała zepsute. Zrobiła wszystko by prezentować się jak najlepiej – wydawać by się mogło, że zadbała o każdy, nawet najmniejszy szczegół. Usta miała pociągnięte błyszczykiem, oczy podkreślone cieniem, a na szyi kosztownie wyglądający naszyjnik. Ubrana była w ciemną, miejscami nieco zbyt prześwitującą sukienkę odsłaniającą obojczyki. Zobaczyć ją w takim wydaniu na co dzień zakrawało o cud, ale na jeden wieczór potrafiła przeobrazić się w zupełnie inną osobę.
Nie zajęła pierwszego lepszego stolika z boku – chciała być na widoku, więc wybór padł na jeden z tych w pobliżu baru, gdzie kręciło się najwięcej ludzi. Bardzo chętnie wymieniała uśmiechy, równie chętnie nawiązywała z nieznajomymi kontakt wzrokowy. Zaczepiała niemal każdego napotkanego faceta (chociaż kobiety też, nikogo nie dyskryminowała) – czasami nie przebierając w słowach, bardzo bezpośrednio, a innym razem bawiła się słowami, nie mówiła wprost. Ktoś, kto spojrzałby na nią z boku mógłby odnieść mylne wrażenie, że chciała tylko ugrać drinka za darmo. Wcale o to nie chodziło. Była trochę samotna – przyszła bez towarzystwa, ale chciała się dobrze bawić, więc robiła wszystko, by urzeczywistnić swoje małe pragnienie.
Najpierw napotkała jego wzrok – było w nim coś znajomego, coś co sprawiło, że nie mogła przestać o tym myśleć. Dlatego zaczęła przeczesywać wspomnienia w poszukiwaniu tej konkretnej twarzy, tego konkretnego uśmiechu.
Pojawił się nagle, chyba go wcześniej nie widziała albo po prostu nie zwróciła na niego uwagi – raczej to pierwsze, bo przecież nie przeszłaby obojętnie obok kogoś takiego. Prezencję miał nienaganną: ładnie ubrany, uśmiechnięty i z błyskiem w oku. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że go zna, jakby się z nim gdzieś kiedyś zetknęła.
„Yvonne.”
Zmrużyła oczy, jakby chciała dostrzec w nim jeszcze więcej dobrze znanych jej elementów. Przetwarzała w głowie jego głos – dźwięczny, niezwykle przyjacielski, jakby już kiedyś udzielał jej dobrych rad, wspierał.
Coś zaskoczyło.
Phoenix? — zapytała zdziwiona. Też grała, coś między faktycznym zdziwieniem a niepewnością, bo nie dałaby sobie ręki uciąć, że trafiła z imieniem. — Nie no, na pewno trochę się zmieniłam. Więcej zmarszczek na twarzy, człowiek bardziej się życiem męczy... Ale Ty wciąż wyglądasz fenomenalnie!
Od razu wstała z krzesła, wyciągając ręce w jego stronę żeby należycie go przywitać. Oczywiście przyjacielskim uściskiem. Była na tyle śmiała, że nawet nie czekała na jego reakcję – po prostu doskoczyła do niego ten krok czy dwa i objęła go.
Musisz mi opowiedzieć co u ciebie, tak dawno mnie tu nie było... Co ze smakiem wypijesz? Stawiam. Bo ja potrzebuję czegoś orzeźwiającego. — Przywołała barmana ruchem dłoni i od razu zamówiła mojito, swój ulubiony drink. — A ty?

phoenix whitlock
-
gracz =/= postać; wydłużanie postów na siłę; szanuję granice innych, więc wszystko do dogadania.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Bar Poet”