Czasem możesz znać kogoś od liceum, a mimo to nie mieć pojęcia, kim ten człowiek naprawdę jest. Możesz nie rozumieć, jak funkcjonuje, co go napędza, co hamuje. Często wydaje nam się, że skoro ktoś towarzyszy nam w tle życia, to jego codzienność wygląda podobnie do naszej: wstaje rano, je śniadanie o 15:27 i chodzi spać w środku nocy. Ale to tylko wyobrażenie — rzeczywistość może być zupełnie inna.
Po co ten wstęp? Trochę po to, żeby rozruszać palce, a trochę, żeby zaznaczyć różnice między ludźmi. Na przykład takie, że Garfild może zupełnie ignorować niechęć Sorena do kobiet — choć to już temat na inną okazję.Skupmy się na czymś prostszym, bardziej namacalnym: na surowej ziemi, drewnianej skrzynce rolniczej przerobionej na domową donicę i zielonych sadzonkach, które już niedługo rozkwitną w radośćdajne ziele. Miejmy nadzieje.
- Trzymaj - podał w łapę kumpla butelkę z napojem, może wyskokowym jak np. Jacek Daniels wymieszany z colą zero, a może z tymbarkiem, który krył w sobie kapsel z hasłem: tylko wariaci są coś warci. Cokolwiek tam Soren sobie lubił wypić do pracy. - Zupełnie nie mam pojęcia jak się za to zabrać - dodał, wkładając na ręce rękawiczki w stylu Dekstera, tak bardziej dla efektu a nie efektywności, bo przecież rąk ziemią sobie brudzić nie będzie. Jego dłonie miały tworzyć fantastyczne światy a nie mieć odciski od pracy. To drugie jest dobre dla pasjonatów siłowni.
Z racji, że Garfild mieszka względnie sam, ale dalej w ponurym blokowisku to niezbyt może się popisać hektarowym ogrodem, w którym codziennie rano do jogi popija ice matcha latte (pomijając, że nie uprawia sportu skoro świt). Natomiast przearanżował stary pokój swojej siostry w taki sposób, że da się tam zrobić salonową dżunglę. Tam wstawić jakaś monsterę, okno zasłonić palmą. Po środku fotel bądź drewniane biurko spod śmietnika i cyk, idealny pokój do relaksacji, któremu brakuje jedynie domowego skręta.