ODPOWIEDZ
33 y/o, 174 cm
żona w idealnym małżeństwie
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

jeden
Chantal Coldfield kochała wszystkie spotkania towarzyskie. Wszelkiej maści bale, kolacje, gale, brunche, aukcje charytatywne, przyjęcia mniejsze i większe, będące dla większości osób koszmarem w czystej postaci. Dla Chantal Coldfield stanowiły one nie tylko podstawowy element życia, ale również czystą przyjemność. Bez trudu mogła przyznać, że na większości takich wydarzeń szampan pozostawiał wiele do życzenia, katering nie dorastał do pięt restauracjom, w których jadała na co dzień, a towarzyskie pogawędki nie miały w sobie ani krzty polotu, a jednak to właśnie w tych warunkach, świeciła najmocniej. I nie była to kwestia wyłącznie szarawego, mało interesującego tła, na które składali się ci wszyscy nudni, przykrzy ludzie, a efekt wrodzonego talentu idącego w parze z wieloletnią rutyną.
Istniały bowiem dwa rodzaje sytuacji, w których Lacey wiedziała, że żyje: pierwszym był sport — nieważne jaki, byle dążyć do wygranej, przeć do przodu i czuć tę nieodpartą chęć zwycięstwa — drugim natomiast społeczna ekspozycja. Wystarczyło znaleźć się w centrum uwagi, przyciągnąć wystarczającą ilość znaczących oczu, a Chantal czuła, że żyje, wiedząc, że jest na odpowiednim miejscu.
Warknęła. Warknęła pod nosem, od dobrych kilku minut próbując zapiąć brylantową bransoletkę, ale jak na złość jedna z jej końcówek raz za razem spadała jej z wystawionego nadgarstka. Na co dzień nie miała z tym problemu, biżuterię zapinając z zamkniętymi oczyma, niezależnie czy chodziło o kolczyki z nawet najbardziej uciążliwymi zapięciami, kolie i łańcuszki, czy właśnie bransoletki, które codziennie starannie dobierała do swoich strojów. A teraz, jak na złość, szamotała się z połyskującym, brylantowym sznurkiem, mając ochotę rzucić nim przez całą długość sypialni. Powstrzymała ją przed tym wyłącznie świadomość, że następnie musiałaby wołać którąś z pracownic, aby ją znalazła, podczas gdy ostatnim, na co miała ochotę to panoszenie się obcych po piętrze. Aktualnie wszystkie ręce skupione były wokół organizacji kolacji, co gwarantowało nie tylko perfekcyjne przygotowanie, ale również odrobinę prywatności w domu, którym Coldfieldowie tak naprawdę nigdy nie byli sami.
Wstała dynamicznie, a później równie zdecydowanie ruszyła do dużej garderoby, aby zatrzymać się tuż przy Callumie, pochylonym nad gablotą z zegarkami. Wystawiła w jego stronę nadgarstek, z którego zwisała przewieszona na nim bransoletka.
Zapnij. — Rzuciła w sposób chłodny i nieznoszący sprzeciwu, jakby nie zwracała się do swojego męża, a do lokaja, którym przynajmniej pogardzała. Mężem wcale nie gardziła. Mogła momentami go nienawidzić, denerwować się na niego, irytować się jego zagrywkami. Mogła zżerać ją zazdrość, doprowadzać do imentu jego niezrozumiała dla niej tęsknota za matką, czy budzić jej złość sposób, w jaki zdarzało mu się do niej zwracać. Nigdy jednak nim nie gardziła, bo tak samo mocno, jak czasem go nie znosiła, również go podziwiała.
Teraz jednak daleka była od tego podziwu. Teraz była wściekła. Płonęła żywą wściekłością i to wcale nie na niego. Była wściekła, ponieważ znowu im się nie udało. Bolące piersi, irytacja, wilczy głód i ćmiące podbrzusze były comiesięcznymi objawami zbliżającego się okresu, który jednoznacznie miał orzec, że choć nie mieli sobie równych, w tym jednym przeganiali ich nawet biedacy z Parkdale.
Bez sensu jest ta dzisiejsza kolacja. — Fuknęła, choć kolacja, na którą zapraszali najbliższych przyjaciół, była niejaką tradycją. Mniej więcej raz w miesiącu zapraszali przyjaciół — czyli tych ludzi, z którymi należało być blisko — korzystając z okazji do zaprezentowania, jak perfekcyjnym małżeństwem byli i jak perfekcyjne życie wiedli. Sęk w tym, że Chantal Coldfield w tym momencie nie miała najmniejszej ochoty uśmiechać się szeroko i błyszczeć humorem, ponieważ jedyne czego pragnęła to przegryźć aortę pierwszej osobie, która znalazłaby się w jej zasięgu. Znalazł się Callum. A raczej ona go znalazła. Jak zawsze, jak zawsze, gdy miała ochotę coś lub kogoś rozszarpać. — Tylko spróbujesz grać te swoje rzewne melodie, to obiecuję, wbiję widelec w pierwszą dłoń, która znajdzie mi się pod ręką.

Callum Coldfield
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
Błagam, oszczędźcie mi opisu krwawych ran, szczególnie ciętych! Unikam również tematów związanych z zaburzeniami odżywiania
35 y/o, 188 cm
dyrektor operacyjny w Coldfield Development
Awatar użytkownika
everyone thinks that we’re perfect, Please don’t let them look through the curtains
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

01.
Czasami naprawdę nie wiedział, jak jego żona to robiła. Planowanie, organizacja i zarządzanie nie były mu oczywiście obce, ale wolał tworzyć strategie zarządzania firmą, niż planować, kto usiądzie gdzie, podczas licznych kolacji, gal, i wszelkiej maści spotkań towarzyskich, które organizowali. Znacznie bardziej wolał już tą część, gdy wszystko zostało zapięte na ostatni guzik, a on mógł prowadzić błyskotliwe rozmowy i spełniać się, jako lew salonowy, zazdrośnie strzegący atencji i roztaczający piorunujące wrażenie męża idealnego. Jako, że od dziecka uczestniczył w tego typu wydarzeniach, nie raz dostrzegał organizatorskie niedociągnięcia. Chantal nie zdarzyło się to nigdy.
Miał takie momenty, że czasami chciałby zrezygnować z uczestnictwa w takim, czy innym wydarzeniu. Kiedy był bardziej znudzony niż zmęczony, po dniu wypełnionym spotkaniami, kiedy nad jego czołem zaczęły się zbierać czarne chmury kiepskiego humoru, które obwieszczała pojedyncza zmarszczka. Potem jednak pojawiali się goście i Callum jak gdyby nigdy nic był doskonałym gospodarzem, sypiącym żartami i emanującym energią.
Tak było i tym razem, czuł, że jest w humorze zdradzającym znudzenie, i że nie ma szczególnej ochoty na uczestnictwo w kolacji, która była w pewnym sensie tradycją. Mimo to przygotował się na bitwę. Jego głównym zadaniem podczas organizacji spotkań socjety, było przygotowanie barku, przekazanie listy alkoholi, które należało zamówić i upewnienie się, że nikt niczego nie pomieszał. Potem mógł już założyć zbroję w postaci szarego garnituru, jasnoniebieskiej koszuli oraz krawata w subtelne prążki i w tej chwili pochylał się nad gablotą, w której znajdowała się kolekcja luksusowych zegarków, kiedy do pomieszczenia weszła burzowa chmura w eleganckim anturażu. Przepraszam, to znaczy: jego żona.
Niczym burzowa chmura tuż przed pierwszym piorunem, zassała powietrze z całego pokoju. Callum powstrzymał się przed westchnięciem, domyślając się, że Chantal jest w kiepskim nastroju (delikatnie mówiąc), zanim nawet się odezwała. Bardzo szybko skonstatował, jaki jest możliwy powód tego nastroju. Odwrócił się do niej, kiedy podsunęła mu swój nadgarstek.
- Oczywiście, kochanie - odpowiedział, ignorując ton jej głosu, a jednocześnie jego własny bynajmniej nie zdradzał czułości, natomiast jego brew powędrowała delikatnie do góry. Z gracją ujął diamentową bransoletkę i bez problemów poradził sobie z podstępnym zapięciem. Następnie wyjął z gabloty jeden z zegarków, co wydawało się losowym wyborem, ale tak naprawdę już dawno zdecydował się na zegarek o wyróżniającej się kobaltowej tarczy w srebrnym obramowaniu.
-Jeżeli jest tak bez sensu, możemy ją przecież odwołać. Zwłaszcza jeśli masz częstować gości mordem w oczach, zamiast popisowych krewetek naszej kucharki. - odpowiedział, niby z rozbawieniem. Dobrze wiedział, że Chantal może się wkurzać, ale nie odwoła zaplanowanej kolacji. Po pierwsze wzbudziłoby to plotki, na które nie mogli sobie pozwolić, po drugie jego żona włożyła w to zbyt wiele wysiłku.
Na co dzień uczynili swoją misją, udawanie małżeństwa idealnego, doskonałych gospodarzy, ludzi pobłogosławionych przez szczęście niemal ponad miarę. Za tą fasady ścierały się ich charaktery i zazdrość o uwagę otoczenia. Callum na wskroś znał kalejdoskop gwałtownych humorów jego żony, a ona znała równie dobrze jego zagrania, upartość i brak skrupułów.
- Och, Lace. - odpowiedział tonem pobłażliwym, wiedząc, że działa to jego żonie na nerwy. - To nie rzewne melodie, tylko klasyka. Ponadczasowa. Ponad huśtawkami nastroju. Natomiast jeśli chcesz, żebym zamiast tego grał na nerwach tobie i wszystkim innym, to nie ma sprawy, wiesz, że to potrafię. - dodał, udając, że bardzo zajmuje go poprawianie zapięcia zegarka, aby podnieść wzrok na żonę, obdarzając ją już nie tyle spojrzeniem pobłażliwym, co prawie pojednawczym.

Chantal Coldfield
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
mamabear
33 y/o, 174 cm
żona w idealnym małżeństwie
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Byli małżeństwem idealnym. W taki sposób postrzegał ich świat i w taki sposób postrzegała ich sama Chantal, która w porównaniu do reszty świata, zdawała sobie sprawę z tego, jak ich małżeństwo funkcjonowało w rzeczywistości. Tam, gdzie inni widzieli pełną zgodność — w statusie, wyznawanych wartościach i ideałach, planach na przyszłość, współdzielonych pasjach i wielu innych — Chantal widziała spór. Byli do siebie podobni. Byli do siebie cholernie podobni, a z biegiem lat zdawali się upodabniać do siebie jeszcze mocniej i kiedy wszyscy widzieli w tym wyłącznie słodki romantyzm, Coldfieldowie wiedzieli, że to właśnie podobieństwo to doprowadzało do starcia za starciem.
Ścierali się ze sobą zaciekle, walecznie i bezkompromisowo, wielokrotnie mówiąc sobie okropne rzeczy i jeszcze gorsze robiąc. A jednak to właśnie sprawiało, że dla Lacey — być może paradoksalnie — byli małżeństwem idealnym. Nieustanne przeciąganie liny, pokazy zaborczej dominacji, szantaże, bolesne złośliwości i cała reszta narzędzi, z których na co dzień korzystali, była w mniemaniu Chantal wyłącznie dowodem na to, że odnalazła w swoim życiu odpowiedniego mężczyznę.
Callum Coldfield był wstrętną hieną, gotową zrobić wszystko, aby utrzymać władzę, znaczenie oraz prestiżową pozycję. Gotowy na wszystko, wyrachowany, okrutny i metodyczny, momentami wręcz przerażający. To właśnie ten zestaw makiawelicznych cech, kochała w nim najmocniej. I to właśnie te przymioty stanowiły najbardziej o ich podobieństwie. W ten sposób Callum Coldfield był nie tylko jej odbiciem lustrzanym, największym sprzymierzeńcem i najbardziej zaciekłym wrogiem, ale przede wszystkim jedynym godnym towarzyszem, w życiu, w którym obydwoje starali się zyskać, jak najwięcej.
Mieli już swojego rodzaju rutynę. Grali ten sam taniec, nie musząc słyszeć muzyki, aby i tak nie mylić kroków. Bankiety i bale, towarzyskie mecze tenisa, wypady pod miasto na zawody konne, charytatywne gale, brunche i kolacje. We wszystkim tym poruszali się z biegłością, nie musząc odzywać się nawet słowem. Wystarczyło znaleźć się w obecności osób trzecich, a obydwoje wchodzili w naturalne role, stając się jedną dobrze naoliwioną maszyną; jednym ciałem, jedną przekonującą osobą. Chantal wiedziała, że wspólnie działali na swoją korzyść. Wiedziała, że sama nie byłaby w stanie osiągnąć tego wszystkiego, co razem przychodziło im ot tak. A jednak czasem nienawidziała Calluma za to, że tak silnie się w nią wżarł, stanowiąc teraz lwią część nie tyle jej życia, co jej samej.
Oczywiście kochanie. Łagodne, koncyliacyjne słowa, które zamiast ją uspokoić, wyłącznie obudziły w niej jeszcze większy gniew. Widział przecież jej wściekłość, wiedział o niej jeszcze zanim zdążyła się odezwać, a mimo to ani nie zapytał o jej powód, ani też nie wściekł się, że potraktowała go niczym jednego z lokajów, którzy mieli obsługiwać dzisiejszą kolację. W rzeczywistości niezależnie od tego, czego Callum by nie powiedział, poczułaby tak samo silne uderzenie frustracji przemieszanej ze złością.
Tak, oczywiście, odwołajmy wszystko! — Prychnęła wściekle. Bransoletka była zapięta. Mogła wyjść, opuścić garderobę, usiąść przed toaletką, aby upewnić się, że z całą pewnością wygląda perfekcyjnie, zejść na dół, aby dopatrzyć, czy z całą pewnością nakrycie stołowe jest idealnie wycyzelowane, ale zamiast to zrobić, stała dalej w garderobie, gotowa znaleźć choćby najbardziej błahy powód do awantury. — Pieprzyć to, że przez najbliższe dwa miesiące nikt nie mówiłby o niczym innym, pieprzyć to, jakie plotki by to wzbudziło i pieprzyć cały wysiłek, który włożyłam w przygotowanie dzisiejszego wieczoru. Odwołajmy wszystko! — Parsknęła raz jeszcze, nawet nie próbując się powstrzymać; ani swojego tonu — czy raczej krzyku, ani huraganu, który była w stanie rozpętać, nawet jeśli nie miała ku temu rzeczywistego powodu. A może miała. Znowu im się nie udało. Znowu hormony jej szalały, jak za każdym razem, kiedy miała dostać okresu.
Nie rozśmieszaj mnie! — Wypluła w odpowiedzi na jego pobłażliwy ton, który irytował ją, jak nic innego. Wzburzona Lace i żartobliwy Call, który był ponadto wszystko. Nic nie wściekło jej równie mocno. — Obydwoje wiemy, że w rzeczywistości to twój jedyny, prawdziwy talent. Gdybyś grał, choć w połowie tak dobrze na fortepianie, jak grasz wszystkim na nerwach, to zostałbyś okrzyknięty pianistą wszech czasów. — Tym razem nie krzyczała. Tym razem drwiła w najlepsze, wiedząc doskonale, że fortepian dla Calluma stanowił swojego rodzaju świętość. — Ale patrz, nie zostałeś. — Podsumowała, wzruszając przy tym ramionami.

Callum Coldfield
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
Błagam, oszczędźcie mi opisu krwawych ran, szczególnie ciętych! Unikam również tematów związanych z zaburzeniami odżywiania
35 y/o, 188 cm
dyrektor operacyjny w Coldfield Development
Awatar użytkownika
everyone thinks that we’re perfect, Please don’t let them look through the curtains
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Zachowywanie pozorów i utrzymywanie za wszelką cenę wizerunku ucieleśnienia wszelkich ideałów było nie tylko koniecznością, ale też przyzwyczajeniem, przynajmniej przed znaczną większością świata. Przed żoną Callum stawiał pewne zapory, natomiast były to zapory innego rodzaju, udawanie natomiast nie miało najmniejszego sensu, bo ich najgorsze cechy pięknie się prezentowały podczas interakcji tete a tete, gdy nikt nie patrzył. Świadomość takiego obnażenia, była zarówno wyzwalająca, jak i przerażająca, natomiast był to kolejny powód, dla którego byli małżeństwem idealnym - w ich własnym znaczeniu swojego słowa. Callum nie wyobrażał sobie, spędzić życie z kimś, przed kim również musiałby udawać. Taki styl życia doprowadziłby go do szału.
Z Chantal być może żyli w wiecznym sporze, natomiast wiedział, że w kryzysowej sytuacji, jest jego prawdziwą partnerką, a kiedy wychowuje się w środowisku, w którym kopanie pod sobą dołków jest regularnym działaniem, to było nie do przecenienia. W pewnym sensie żyli w symbiozie, bez której może mogliby przetrwać, ale prowadziliby całkiem odmienne życie. Świadczył o tym choćby sam fakt, że koneksje przyszłej synowej, skłoniły Connora Coldfielda do decyzji, aby w przyszłości przekazać firmę synowi, co swoją drogą wprawiło Calluma w atak zazdrości. Dzielili się uwagą, spijali sobie z ust atencję osób trzecich, dzieląc się nią i walcząc o nią.
Zdawał sobie sprawę, że sugestia odwołania kolacji zadziała na jego żonę jak płachta na byka, a mimo, że rzucił tą sugestią luźno, jakby nie miała żadnej wagi, ani znaczenia, doskonale wiedział, że nie mogą tego zrobić.
- Doskonale wiem, że napracowałaś się przy organizacji tej kolacji. - powiedział opanowanym głosem, wiedząc, że to może tylko bardziej ją zdenerwować. Jednocześnie swoimi słowami nie próbował się jej przypodobać, a jedynie stwierdzał fakt. - W takim razie nie odwołujmy, tylko naprawdę dobrze byłoby się zdecydować przed przybyciem pierwszego gościa. Zdradź mi, czemu jesteś w tak parszywym nastroju? - spytał, chociaż miał swoje podejrzenia, niczym ciężar tajemnicy, której nie zdradził nawet jej. Zasunął wieko gabloty, opierając się o stolik, aby nie spuszczając oczu z żony, szybkim i wprawnym ruchem pozbyć się mikroskopijnych zagnieceń z ubrania i nieistniejących pyłków. Natomiast jedno zmrużenie oczu, w których pojawił się chłodny błysk, był wskazówką, że od stanu chłodnego opanowania i prawie żartobliwości, przeszedł do stanu lekkiego zirytowania, w reakcji na kolejne słowa Lace.
- Tak samo obydwoje wiemy, że jesteś większą mistrzynią w graniu na nerwach i wpadaniu w szał, niż w jeździe konnej. Gdyby był to sport olimpijski, z pewnością miałabyś szanse na złoto. - wymierzył precyzyjny cios, gdyż kolejnym elementem ich specyficznego małżeństwa był fakt, że oboje wiedzieli gdzie uderzyć, aby zabolało.
- Wiem również, że zwykle nie masz problemu z zapięciem swojej biżuterii. - dodał, starając się znaleźć źródło jej podłego humoru.

Chantal Coldfield
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
mamabear
ODPOWIEDZ

Wróć do „#111”