

Urodziła się w dość osobliwym połączeniu, pomiędzy kontrastującymi ze sobą kulturami Wschodu i Zachodu. Rodzina ze strony matki zawiedziona była niespodziewaną ciążą, wpadką, która dodatkowo utrudniła prowadzenie familijnego biznesu, gdy główna pomocnica kuchenna zmuszona była leżeć przez kilka miesięcy dla zdrowia swojego i dziecka. Niewielka knajpka z tajskim jedzeniem znalazła się na krawędzi bankructwa, a uratował ją chyba tylko cud. Ojciec, wbrew namowom ze strony własnych licznych krewnych, kategorycznie odmówił małżeństwa i bliski był wyklęcia przez konserwatywne włoskie babcie. Dopiero po licznych namowach i groźbach zdecydował się na częściową opiekę nad własną latoroślą.
Dorastała więc pomiędzy dwiema niezwykle odmiennymi rodzinami. Jako kilkuletni brzdąc spędzała większość swojego czasu biegając po kuchni wśród zapachów mleka kokosowego i imbiru, bębniąc łyżkami w wielkie gary i unikając trzepnięcia ścierą. W weekendy przenosiła się do innego świata, pełnego świeżych pomidorów i bazylii, ale także plam ze smaru i brzęku kluczy obijających się o samochodowe podwozia. Warsztat dziadka, oklejony plakatami czerwonych wyścigówek, był pierwszym i ostatnim miejscem, w którym czuła się naprawdę chciana. Stamtąd nigdy nikt jej nie wyganiał.
Nigdy nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć, kim chce być w przyszłości, zawsze balansując pomiędzy własnymi marzeniami a tym, co dorośli chcieli od niej usłyszeć. Najchętniej wychowaliby lekarkę lub prawniczkę, może przyszłą panią prezydent albo samodzielną bizneswoman. Sama nigdy nie miała pojęcia, co tak naprawdę chciałaby robić; żadna z rzeczy, które sprawiałyby jej radość, nie nadawała się na poważną profesję. Szybko zresztą zniknęła spod radaru obu części rodziny, gdy na świecie zaczęły pojawiać się kolejne dzieciaki — grono przyrodnich braci i sióstr.
Nauczyła się funkcjonować pomiędzy swoją naturalną potrzebą uwagi a stanem faktycznym, w którym na pociechę dostawała ogromną dozę swobody. Krążąc między jedną a drugą rodziną nie była częścią żadnej, ale dzięki temu łatwiej wykręcała się od zobowiązań. Zdecydowała się na studia z tematu, który ją interesował, chcąc zadowolić tak własny głód wiedzy jak i marzenia tych, którzy widzieli ją z dyplomem magistra.
Marzenia to jednak nie to samo co możliwości, a schody zaczynają się gdy przychodzi do wyboru pomiędzy błędem przeszłości w ludzkiej formie a nową, ułożoną rzeczywistością. Kiedy pomoc finansowa zaczęła się kurczyć, to w rękach Lucky znalazły się stery statku, na którym miała wkroczyć w dorosłość. Nakłady łożone na jej edukację zaczęły topnieć, a choć na czesne jeszcze jakoś udało się pozbierać, to trzeba było też przecież coś włożyć do garnka. Zaczęła łapać się każdej pracy, którą tylko była w stanie wykonać: od opieki nad dziećmi i wyprowadzania psów po zlecenia, przy których lepiej nie zadawać za dużo pytań.
Pomiędzy dobrem a złem, chce tylko być szczęśliwa.
Po tajskiej stronie rodziny odziedziczyła urodę, po włoskiej żywą gestykulację i charakterystyczną manierę w mowie.
Wśród swojej rodziny najbliżej związana jest z dziadkiem ze strony ojca, który zaszczepił w niej zainteresowanie wyścigami samochodowymi. Oboje zaciekle kibicują Scuderii Ferrari.