ODPOWIEDZ
29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
But I can see us lost in the memory, August slipped away into a moment in time 'cause it was never mine.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#4
Wieczorny zgiełk był całkiem przyjemną odmianą od codziennego, szpitalnego szumu i Serena czuła, że będzie miała dziś szansę na relaks. Mimo iż nieczęsto decydowała się na socjalizowanie po pracy, dla Sloane postanowiła zrobić wyjątek. Nie tylko dlatego, że uważała, że koleżanka po fachu potrzebuje pocieszenia po sytuacji, która ostatnio ich połączyła. Almendarez robiła to też dla siebie, bo już dawno obiecała sobie, że spróbuje mniej czasu poświęcać pracy i myśleniu o niej.
Po dyżurze nie zostawała dłużej w szpitalu, nie przeciągała przekazania pacjentów, nie kusiła losu, by obdarował ją jeszcze jednym ciekawym przypadkiem. Pożegnała się ze wszystkimi i pognała do domu, by szybko wykąpać się i przebrać, a później nałożyła jeszcze delikatny makijaż, na który nie pozwalała sobie przecież na co dzień. Na całe szczęście zdążyła pojawić się w barze o umówionej godzinie i szybko rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Marlowe.
Podeszła z uśmiechem do zajmowanego przez nią stolika, a choć znajdowała się teraz poza strefą swojego komfortu to miała przeczucie, że ten wieczór będzie miał na nią dobry wpływ. Kto wie, może nawet na nie obie?
- Długo czekasz? - zapytała, darując sobie historię o korkach, bo przecież Sloane doskonale znała miasto, w którym obie mieszkały - Jeśli jeszcze nic nie zamówiłaś, mogę ci polecić jakieś drinki, ostatnio byłam tutaj na imprezie z okazji przejścia na emeryturę mojego mentora i miałam naprawdę dużo czasu żeby przeanalizować kartę - dodała rozbawiona, wspominając w myślach tamten wieczór.
Zajęła miejsce na krześle naprzeciwko Marlowe i dopiero teraz miała chwilę, by przyjrzeć jej się nieco lepiej; próbowała ocenić jak trzyma się po ostatnich szpitalnych przeżyciach, a nie umiała zapytać o nie wprost, przynajmniej nie na samym początku ich spotkania.
Wzięła w dłonie wolną kartę, ale była to tylko formalność, bo wiedziała doskonale, na jakiego drinka się zdecyduje.


Sloane Marlowe
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
I don’t want no scrub, a scrub is a guy that can’t get no love from me...
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#8
Bar Poet pachniał alkoholem, cytryną i czymś słodkim, co udawało egzotyczny aromat - pewnie syrop z karty drinków. Sloane siedziała przy stoliku pod ścianą, bokiem do drzwi, jak zawsze. Nie rozglądała się nachalnie, ale miała już w głowie plan ewakuacji - na wypadek, gdyby to miejsce nagle zamieniło się w strefę wojny. Stare nawyki.
W dłoni obracała szklankę z wodą gazowaną z limonką, bo jeszcze nie miała nastroju na coś mocniejszego. Kurtkę skórzaną powiesiła na oparciu krzesła, a włosy opadły jej swobodnie na ramiona - po raz pierwszy od dawna nie związała ich w żaden ciasny kucyk. Wyglądała spokojnie, ale wewnętrznie wciąż czuła w ciele echo szpitalnej sali - dźwięk monitorów, płaską linię, ciszę po reanimacji. Nie zamierzała o tym mówić, przynajmniej nie od razu.
Gdy Serena pojawiła się w wejściu, Sloane od razu ją zauważyła. Uśmiechnęła się krótko, ale tym razem prawdziwie - bez tej szorstkości, którą rezerwowała dla świata w ciągu dnia.
- Ledwo zdążyłam usiąść, więc jesteś idealnie na czas – rzuciła, gdy Almendarez podeszła do stolika. - Wiesz, że to miejsce pachnie jak ktoś wylał prosecco na waniliowe ciastko? – uniosła brew, a w kącikach ust pojawił się cień rozbawienia. - Ale jest klimatyczne.
Sloane oparła się wygodniej o oparcie, kiedy Serena zajęła miejsce. Czuła, że obie próbują zostawić szpital za sobą, choć na razie tylko udawały, że to działa.
- Polecisz coś, co nie smakuje jak syrop na kaszel? - zapytała, przechylając głowę. - Bo jeśli mam pić coś kolorowego, to chcę mieć pewność, że nie dostanę śpiączki cukrzycowej.
Kobieta nadal rozglądała się po klimatycznym wnętrzu z ciekawością.
- Wiesz, że ostatni raz byłam w barze... - zawahała się, jakby liczyła w pamięci - ...pewnie rok temu? - prychnęła, jakby sama siebie tym rozbawiła. - Zwykle wychodzi mi co najwyżej piwo po zmianie w jakiejś spelunie, gdzie nawet światło się boi świecić. Wtedy też zdecydowanie nie jestem tak ubrana. - Sloane zerknęła na swoje granatowe, obcisłe jeansy i jasny jedwabny top na cienkich ramiączkach.

serena almendarez
Slo
kiedyś tego nie było
29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
But I can see us lost in the memory, August slipped away into a moment in time 'cause it was never mine.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Zapach tego miejsca rzeczywiście kontrastował z tym, do czego obie były przyzwyczajone w szpitalu - nie było mowy o sterylności, gdy docierały do nich aromaty jedzenia, a słodkie drinki kusiły już na odległość.
- Klimatyczne i mają naprawdę dobrą pizzę - przyznała, bo napędzana sentymentem zdecydowała się ostatnio na zamówienie stąd do domu.
Pizza i bąbelki, co nie?
Jej wieczory naprawdę wyglądały zazwyczaj zupełnie inaczej, dlatego na początku obawiała się, że może się czuć jakoś nieswojo, na szczęście na razie omijała je chyba wszelka niezręczność. Almendarez nie była wprawiona w zdobywaniu przyjaciół, o wiele lepiej radziła sobie z szybkim diagnozowaniem pacjentów.
Poczuła się dziwnie odpowiedzialnie, polecając drinka, ale przecież sama to wcześniej zaproponowała, więc teraz nie było już odwrotu.
- Może Mango Tango? Będzie lekko kwaśne i nie powinno być za mdłe. Albo klasyczny French 75? Na pewno nie smakuje jak syrop - zapewniła, bo był to jeden z jej ulubionych drinków.
Jeśli ulubiony można było powiedzieć o drinku, którego piła raptem cztery razy do roku, przy okazjach takich jak impreza sylwestrowa czy urodziny koleżanki z pilatesu, na które jakimś cudem została zaproszona.
Pocieszała ją myśl, że Sloane chyba także nieczęsto odpoczywa od pracy i nie ma zbyt wielkich oczekiwań co do wieczoru spędzonego z Sereną. Almendarez nie emanowała energią imprezowiczki, nie mogła więc nikogo zwieść swoją postawą i nieco nudnym trybem życia.
- Od czasu do czasu trzeba wyjść ze strefy komfortu - powiedziała na głos coś, co wcześniej powtarzała sobie w głowie - Ja nie pamiętam kiedy ostatnio wyszłam wieczorem tak bez okazji. Możemy się licytować na bardziej nudne życia, ale wygrywam w przedbiegach - zapowiedziała żartobliwym tonem.
Przy ich stoliku pojawił się kelner, gotowy do przyjęcia zamówienia, a Serena szybko zdecydowała się na Clover Club. Poprawiła ramiączko w swojej czarnej bluzce i rozsiadła się wygodniej na krześle, przy okazji zauważając, że Sloane wpadła chyba w oko mężczyźnie, który siedział dwa stoliki dalej.
- Nie odwracaj się na razie, ale za tobą siedzi ktoś, kto niewątpliwie docenił, że założyłaś takie spodnie - wymownie poruszyła brwiami, ale oceniła sytuację jako niegroźną i dlatego pozwoliła sobie podejść do niej nieco luźniej.
Kto wie, może przy dobrym obrocie sprawy Marlowe nie będzie musiała płacić za swojego drinka.


Sloane Marlowe
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
I don’t want no scrub, a scrub is a guy that can’t get no love from me...
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Bar tętnił rozmowami, gdzieś w tle sączyła się cicha muzyka, a ciepłe światło lamp odbijało się w kieliszkach. Sloane oparła się wygodniej, czując pod palcami chłód stolika, jakby wciąż musiała mieć punkt zaczepienia.
- French 75 brzmi jak coś, po czym można przeżyć wieczór i nie żałować następnego dnia - stwierdziła, unosząc kącik ust w półuśmiechu. - Mango Tango zostawimy na moment, kiedy będę gotowa tańczyć na stole. Spoiler: to się nie wydarzy. - Mrugnęła, choć jej ton zdradzał, że wcale by się tak bardzo nie zdziwiła, gdyby jednak wydarzyło się wszystko.
Słuchała Sereny, jak ta opowiada o wychodzeniu ze strefy komfortu. Kiedy padło hasło o nudnym życiu, Sloane uniosła brew.
- Chcesz się licytować? - zaśmiała się krótko. - Myślę, że mamy remis, bo ja dorzucę spanie po zmianie w roboczym ubraniu, nie jedząc od dziesięciu godzin i pijąc babcine ziółka.
Gdy Almendarez wspomniała o mężczyźnie dwa stoliki dalej, Sloane na moment zesztywniała - tak automatycznie, jak ktoś, kto reaguje na każdy obcy wzrok jak na zagrożenie. Po chwili jednak rozluźniła ramiona i parsknęła śmiechem, kręcąc głową.
- Serio? - zapytała szeptem, pochylając się nieco do Sereny. - To ciekawe, bo mój radar na adoratorów działa jak automat z kawą po nocnej zmianie, czyli w ogóle.
Zanim zdążyły wejść w temat, obok ich stolika pojawił się kelner, wyciągając notes. Mężczyzna był młody, z fryzurą, która sugerowała, że spędza przed lustrem więcej czasu niż powinien. Miał szeroki uśmiech i ton głosu, jakby chciał, by każda klientka poczuła się wyjątkowo.
- To co dla pań? - zapytał z uśmiechem.
Sloane uniosła wzrok na Serenę, jakby celowo oddając jej inicjatywę.
- Polecasz, to zamawiasz - rzuciła z rozbawieniem, nie spuszczając z niej spojrzenia. – Pizza też wchodzi? - Zerknęła pytająco na kobietę.
Po raz pierwszy od wielu dni poczuła, że jej ramiona naprawdę się rozluźniły, a w głowie pojawiła się myśl, że może ten wieczór będzie zwyczajnie dobry.

serena almendarez
Slo
kiedyś tego nie było
29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
But I can see us lost in the memory, August slipped away into a moment in time 'cause it was never mine.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Tańce na stole widywała tylko w komediach o paczce przyjaciółek i raz jedyny na imprezie w czasach studenckich; stół niestety zarwał się wtedy pod ciężarem tańczących, a Serena opatrywała później zadrapane kolana koleżanek. Nie wyobrażała sobie, by dzisiejszy wieczór miał potoczyć się w kierunku takich szaleństw, ale czy gdyby się wydarzyły, to byłoby bardzo kompromitujące? Nawet poważne medyczki mogłyby od czasu do czasu naprawdę się zabawić.
- No dobra, w roboczym jeszcze nie spałam - przyznała i skrzywiła się na samą myśl o położeniu się w pościeli w czymś, co mogło nosić na sobie płyny ustrojowe pacjentów z całego dnia - Mój największy grzech to pomijanie skin care, bo naprawdę nie chce mi się smarować, olejkować, wklepywać i masować… nie po tylu godzinach pracy.
Czy to był wieczór przy drinkach, czy festiwal narzekania? Almendarez obiecała sobie, że poględzi jeszcze trochę, ale szybko postara się o zmianę tematu na lepszy. Nie można było być cały czas pozytywnym człowiekiem, od czasu do czasu trzeba było sobie ponarzekać, ale należało też wiedzieć, kiedy skończyć.
- Dam ci znać, jeśli twój adorator się nie zrazi, bo może będzie chciał zapłacić za twoje drinki w zamian za numer. A zawsze możesz mu podać numer do największego dupka z oddziału - zaśmiała się, bo to jej o czymś przypomniało - U nas jest taki Peter, rezydent jak ja, ale żebyś słyszała jakim tonem on do nas mówi, jakby pozjadał wszystkie rozumy - przewróciła oczami i zapomniała już nawet o nieznajomym siedzącym przy stoliku nieopodal, bo oto do ich własnego podszedł właśnie kelner.
Serena jak najbardziej miała ochotę na pizzę, z uśmiechem zamówiła więc dwa razy French75, karafkę wody niegazowanej i dwie pizze pepperoni, która w tym lokalu nazywała się oczywiście bardziej wykwintnie, ale w gruncie rzeczy chodziło przecież o to samo.
- Pamiętam, że masz jutro nocną zmianę, ale mam nadzieję, że na jednym drinku się nie skończy. Następny ty wybierasz, ale ostrzegę cię jeszcze, że po trzecim jestem już tak wstawiona, że zdradzam wszystkim swoje sekrety, więc nie wiem, czy masz ochotę tego słuchać.
Nie musiały czekać długo na przyniesienie zamówienia i po chwili mogły już wznosić toast za spotkanie. Wyjątkowo nie nagrały z tego Boomeranga, opierając się stereotypowi swojego pokolenia.


Sloane Marlowe
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
I don’t want no scrub, a scrub is a guy that can’t get no love from me...
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

- Skin care? - powtórzyła z rozbawieniem, unosząc brew. - Mój kończy się na umyciu twarzy mydłem z dyżuru i to też nie zawsze.
W jej spojrzeniu pojawił się cień rozbawienia, bo właśnie wyobraziła sobie Serenę otoczoną setką buteleczek, wklepującą kolejne warstwy magicznych eliksirów - w kontraście do niej, zmywającej twarz w pośpiechu nad zlewem, gdzie obok leżał otwarty opatrunek i kubek po zimnej kawie.
- Ale hej, skoro nawet na to nie masz siły, to chyba faktycznie remisujemy w tej licytacji na normalność.
Gdy Serena wspomniała o Peterze, Sloane roześmiała się krótko pod nosem, jakby przypomniała sobie własne doświadczenia z podobnym przypadkiem. Oparła się wygodniej o stół, przechylając głowę z lekkim rozbawieniem.
- O, znam takich - jej głosie pobrzmiewała nuta ironii. – Typy, które stoją obok i udają, że wiedzą wszystko najlepiej. U nas też jest jeden. Przy każdej akcji komentuje, jakby pisał podręcznik ratownictwa. Aż mam mu ochotę odwalić jakiś numer, ale nie wpadłam jeszcze na nic pomysłowego.
Naprawdę działał jej na nerwy, ale jeszcze nie wiedziała co zrobić, żeby trochę utrzeć mu nosa. Była tym typem, który w końcu wpadnie na coś o czym będzie mówił cały szpital. Potrzebowała tylko czasu.
- Ja też mam słabą głowę, normalnie nie pije wcale. Zdarza się ewentualnie dobre piwo, więc obawiam się, że też rozwiąże mi się język - Dawno nie miała takiego wyjścia i takiej ilości alkoholu we krwi, żeby rozwiązał jej się język.
Rozmawiały jeszcze przez moment, kiedy kelner wrócił. Postawił na stole dwa kieliszki z French 75 i wodę. Bąbelki w drinkach połyskiwały w świetle lamp, a cytrusowy aromat uniósł się w powietrzu.
Unosząc swój kieliszek, Sloane spojrzała na Serenę.
- Za co pijemy? - Zanim wypowiedziała te słowa, przez ułamek sekundy zastanawiała się, co tak naprawdę świętują - oderwanie od szpitalnej rutyny, przetrwanie ostatnich dni, a może fakt, że po raz pierwszy od dawna siedzi z kimś, przy kim nie musi udawać, że wszystko ma pod kontrolą.

serena almendarez
Slo
kiedyś tego nie było
ODPOWIEDZ

Wróć do „Bar Poet”