Zoe Avery


data i miejsce urodzenia
11.09.2007, Vancouver, Kanadazaimki
Ona/Jejzawód
Uczennicamiejsce pracy
Riverdale Collegiate Instituteorientacja
Heteroseksualnadzielnica mieszkalna
Guildwoodpobyt w toronto
Od pięciu lat.umiejętności
● potrafi gotować i piec ● surfuje i uprawia kitesurfing ● świetnie radzi sobie na lekcjach chemii i biologii ● biegle zna język angielski oraz francuski ● szybko się uczy teorii, a także praktyki ● ma za sobą kilka kursów oraz "obozów" z dziedziny pre-med jak pierwsza pomoc, terminologia medyczna czy chociażby "Neuroscience Bootcamp" słabości
● narastające uczucie presji ● nie umie prowadzić auta i kompletnie się na nich nie zna, podobnie jak na jednośladach ● panicznie boi się burz, a dokładniej grzmotów ● ma alergię na jad os oraz pszczół ● w sytuacjach stresowych miewa ataki paniki Zoe pamięta każdy szczegół tamtych dni, choć minęło już pięć lat.
To był sylwester. Caroline Avery pracowała jak prawie zawsze. Nie był to jej pierwszy taki wieczór, bo w zawodzie neurochirurga święta rzadko układają się według kalendarza. Ale obiecała, że wróci przed północą. Jeszcze tego samego dnia rozmawiała z rodziną, aby zapewnić ich, że przyjedzie do domu między życzeniami, a pierwszym, bezalkoholowym kieliszkiem owocowego szampana.
Zoe i Jackson czekali. Włożyli tego dnia sylwestrowe ubrania. Pełne cekinów, piór boa, z dziwnymi kapeluszami na opaskach. W domu grała muzyka, a ojciec przygotowywał właśnie guacamole do wielkiej miski nachosów, które czekały na ostatniego członka rodziny.
Była 23:48, gdy zadzwonił telefon.
Nie pamięta dokładnie, kto odebrał. Może tata. Może ona. Ale pamięta ciszę, jaka nagle zapadła. Pamięta, jak świat zamarł, jakby cały dom wstrzymał oddech. Mama nie dojechała. I już nigdy miała nie dojechać. Jej samochód zderzył się czołowo z innym kierowcą, który, jak się później okazało, jechał z jednej noworocznej imprezy na drugą, nieświadomy swoich granic.
Zginęła na miejscu.
Od tamtej pory Sylwester nie był już dla niej świętem. Nigdy więcej nie chciała celebrować tej godziny, ani zakończenia starego roku i rozpoczęcia kolejnego. Teraz zawsze kładła się do łóżka jeszcze koło dwudziestej drugiej, aby zwyczajnie przespać moment, który wszyscy tak hucznie świętowali.
Po śmierci Caroline świat Zoe rozpadł się na kawałki. I nie tylko jej.
Tego samego roku, zaledwie kilka miesięcy później - porzucili Vancouver, a także dom w którym żyli od zawsze. Gdzie były wspomnienia oraz cała reszta. Miejsce, które przypominało im o żonie oraz matce. A Toronto? Tam mieli zacząć od nowa. Nowy, piękny dom, nowa szkoła, nowi ludzie i otoczenie. Ojciec, który pracował jako wysoko postawiony inżynier w branży technologii lotniczych, z dobrze płatną posadą dającą stabilność, ale odbierającą mu czas i energię, zamknął się w sobie. Już nie śpiewali głośno piosenek, nie chodzili na lody i nie robili spływów. Nie jeździli na plażę i wspólnie nie surfowali jak w każde lato. Jego milczenie, znikanie na całe dni i nieobecność emocjonalna sprawiły, że to na Zoe spadła odpowiedzialność za Jacksona, jej dziewięcioletniego brata. To ona musiała stać się dla niego matką, nauczycielką, podporą i drugim rodzicem w świecie, który nagle stał się mniej bezpieczny.
Zoe nie miała wyboru. Musiała dorosnąć. Miała wtedy 12 lat, gdy Jackson zaledwie 4. Był jeszcze za mały, by w pełni zrozumieć, że coś w ich życiu się zmieniło. Dlaczego mama już nigdy nie wróci z pracy. Dlatego Zoe robiła wszystko, by złagodzić mu to uderzenie rzeczywistości.
Codziennie rano wstawała pierwsza. Szykowała śniadanie - tosty, jajka, owsiankę, w zależności od tego, co akurat było w lodówce. Pakowała mu kanapki do szkoły, pilnowała, żeby ubrał kurtkę i zapiął ją pod samą brodę. Odprowadzała go pieszo na przystanek szkolny, niezależnie od pogody. Po południu sprawdzała, czy odrobił lekcje, pomagała mu przy projektach, czasem nawet rysowała z nim planety, żeby było zabawniej. Była jednocześnie siostrą, matką, opiekunką, nauczycielką i najlepszym przyjacielem. Nosiła na barkach odpowiedzialność, która dla wielu dorosłych byłaby ciężarem nie do uniesienia.
A jednocześnie miała własne życie. Przynajmniej jego strzępy. Poszła do nowej szkoły, do dużej, znanej placówki, pełnej nieznanych twarzy. Wtopiła się szybko, choć niełatwo. Nie miała czasu na plotki, dramaty, randki i imprezy, bo miała swoje priorytety takie jak szkoła, kursy pre-med, nauka i brat. Zapisała się na zajęcia z biologii rozszerzonej, anatomii, chemii i fizyki medycznej, a wieczorami, gdy Jackson już spał, czytała podręczniki medycyny pierwszego roku, oglądała wykłady online, robiła notatki, ćwiczyła szycie chirurgiczne na kawałkach materiału. Miała w szufladzie nawet zeszyt pełen rysunków serca i schematów naczyń krwionośnych.
Czasami czuła się przytłoczona. Między szkołą, nauką a opieką nad Jacksonem brakowało jej oddechu. Dlatego uciekała do wody. W weekendy wsiadała na deskę surfingową, jeździła autobusem tam, gdzie mogła. I nawet wtedy starała się zabierać brata ze sobą, aby także mógł wyrwać się z domu. I wrócić na plażę, chociaż na jeden dzień. Balans był trudny. Często chodziła niewyspana. Czasami zapominała o sobie, ale potrafiła znaleźć w tym życiu drobne radości. A przynajmniej się starała.
Nie była idealna. Miewała chwile zwątpienia, nocne płacze w poduszkę, ataki paniki i zwyczajną chęć ucieczki. Ale każdego ranka wstawała i robiła to wszystko jeszcze raz. Dla Jacksona. Dla siebie. Dla mamy.
● Uwielbia książki o katastrofach medycznych i epidemiach.
● Zawsze nosi przy sobie EpiPen – nawet w najmniejszej torebce. Ma drugi zapasowy w szafce szkolnej.
● Surfuje, ale nigdy nie dotyka dna morza – nosi buty do pływania, bo boi się nieznanych stworzeń.
● Ma w domu fiolkę z piaskiem z każdej plaży, na której pływała.
● Nosi w portfelu zdjęcie matki z czasów studiów medycznych.
● Nadaje imiona swojej desce surfingowej i trapezowi do kitesurfingu – obecnie deska to „Dexter”, trapez to „Kardio”.
● Od zawsze chciała zostać kardiochirurgiem i to jej główny cel.
● Ćwiczy różne rodzaje szycia od najmłodszych lat. Zaczęła ją tego uczyć mama. Pierwszy raz na jej rozerwanym pluszaku gdy miała kilka lat.
● Przechowuje fartuch lekarski mamy w specjalnym pudełku w szafie.
● Ma na ręce cienką, ręcznie robioną bransoletkę z nici chirurgicznej – mama zrobiła ją kiedyś „na próbę” i Zoe ją ukrywała, aż zaczęła nosić po jej śmierci.
● Jej notatki z biologii wyglądają jak mapy myśli, ale z ilustracjami w stylu komiksowym.
To był sylwester. Caroline Avery pracowała jak prawie zawsze. Nie był to jej pierwszy taki wieczór, bo w zawodzie neurochirurga święta rzadko układają się według kalendarza. Ale obiecała, że wróci przed północą. Jeszcze tego samego dnia rozmawiała z rodziną, aby zapewnić ich, że przyjedzie do domu między życzeniami, a pierwszym, bezalkoholowym kieliszkiem owocowego szampana.
Zoe i Jackson czekali. Włożyli tego dnia sylwestrowe ubrania. Pełne cekinów, piór boa, z dziwnymi kapeluszami na opaskach. W domu grała muzyka, a ojciec przygotowywał właśnie guacamole do wielkiej miski nachosów, które czekały na ostatniego członka rodziny.
Była 23:48, gdy zadzwonił telefon.
Nie pamięta dokładnie, kto odebrał. Może tata. Może ona. Ale pamięta ciszę, jaka nagle zapadła. Pamięta, jak świat zamarł, jakby cały dom wstrzymał oddech. Mama nie dojechała. I już nigdy miała nie dojechać. Jej samochód zderzył się czołowo z innym kierowcą, który, jak się później okazało, jechał z jednej noworocznej imprezy na drugą, nieświadomy swoich granic.
Zginęła na miejscu.
Od tamtej pory Sylwester nie był już dla niej świętem. Nigdy więcej nie chciała celebrować tej godziny, ani zakończenia starego roku i rozpoczęcia kolejnego. Teraz zawsze kładła się do łóżka jeszcze koło dwudziestej drugiej, aby zwyczajnie przespać moment, który wszyscy tak hucznie świętowali.
Po śmierci Caroline świat Zoe rozpadł się na kawałki. I nie tylko jej.
Tego samego roku, zaledwie kilka miesięcy później - porzucili Vancouver, a także dom w którym żyli od zawsze. Gdzie były wspomnienia oraz cała reszta. Miejsce, które przypominało im o żonie oraz matce. A Toronto? Tam mieli zacząć od nowa. Nowy, piękny dom, nowa szkoła, nowi ludzie i otoczenie. Ojciec, który pracował jako wysoko postawiony inżynier w branży technologii lotniczych, z dobrze płatną posadą dającą stabilność, ale odbierającą mu czas i energię, zamknął się w sobie. Już nie śpiewali głośno piosenek, nie chodzili na lody i nie robili spływów. Nie jeździli na plażę i wspólnie nie surfowali jak w każde lato. Jego milczenie, znikanie na całe dni i nieobecność emocjonalna sprawiły, że to na Zoe spadła odpowiedzialność za Jacksona, jej dziewięcioletniego brata. To ona musiała stać się dla niego matką, nauczycielką, podporą i drugim rodzicem w świecie, który nagle stał się mniej bezpieczny.
Zoe nie miała wyboru. Musiała dorosnąć. Miała wtedy 12 lat, gdy Jackson zaledwie 4. Był jeszcze za mały, by w pełni zrozumieć, że coś w ich życiu się zmieniło. Dlaczego mama już nigdy nie wróci z pracy. Dlatego Zoe robiła wszystko, by złagodzić mu to uderzenie rzeczywistości.
Codziennie rano wstawała pierwsza. Szykowała śniadanie - tosty, jajka, owsiankę, w zależności od tego, co akurat było w lodówce. Pakowała mu kanapki do szkoły, pilnowała, żeby ubrał kurtkę i zapiął ją pod samą brodę. Odprowadzała go pieszo na przystanek szkolny, niezależnie od pogody. Po południu sprawdzała, czy odrobił lekcje, pomagała mu przy projektach, czasem nawet rysowała z nim planety, żeby było zabawniej. Była jednocześnie siostrą, matką, opiekunką, nauczycielką i najlepszym przyjacielem. Nosiła na barkach odpowiedzialność, która dla wielu dorosłych byłaby ciężarem nie do uniesienia.
A jednocześnie miała własne życie. Przynajmniej jego strzępy. Poszła do nowej szkoły, do dużej, znanej placówki, pełnej nieznanych twarzy. Wtopiła się szybko, choć niełatwo. Nie miała czasu na plotki, dramaty, randki i imprezy, bo miała swoje priorytety takie jak szkoła, kursy pre-med, nauka i brat. Zapisała się na zajęcia z biologii rozszerzonej, anatomii, chemii i fizyki medycznej, a wieczorami, gdy Jackson już spał, czytała podręczniki medycyny pierwszego roku, oglądała wykłady online, robiła notatki, ćwiczyła szycie chirurgiczne na kawałkach materiału. Miała w szufladzie nawet zeszyt pełen rysunków serca i schematów naczyń krwionośnych.
Czasami czuła się przytłoczona. Między szkołą, nauką a opieką nad Jacksonem brakowało jej oddechu. Dlatego uciekała do wody. W weekendy wsiadała na deskę surfingową, jeździła autobusem tam, gdzie mogła. I nawet wtedy starała się zabierać brata ze sobą, aby także mógł wyrwać się z domu. I wrócić na plażę, chociaż na jeden dzień. Balans był trudny. Często chodziła niewyspana. Czasami zapominała o sobie, ale potrafiła znaleźć w tym życiu drobne radości. A przynajmniej się starała.
Nie była idealna. Miewała chwile zwątpienia, nocne płacze w poduszkę, ataki paniki i zwyczajną chęć ucieczki. Ale każdego ranka wstawała i robiła to wszystko jeszcze raz. Dla Jacksona. Dla siebie. Dla mamy.
Ciekawostki
● Zna na pamięć anatomię ludzkiego serca i powtarza ją w głowie, kiedy się stresuje.● Uwielbia książki o katastrofach medycznych i epidemiach.
● Zawsze nosi przy sobie EpiPen – nawet w najmniejszej torebce. Ma drugi zapasowy w szafce szkolnej.
● Surfuje, ale nigdy nie dotyka dna morza – nosi buty do pływania, bo boi się nieznanych stworzeń.
● Ma w domu fiolkę z piaskiem z każdej plaży, na której pływała.
● Nosi w portfelu zdjęcie matki z czasów studiów medycznych.
● Nadaje imiona swojej desce surfingowej i trapezowi do kitesurfingu – obecnie deska to „Dexter”, trapez to „Kardio”.
● Od zawsze chciała zostać kardiochirurgiem i to jej główny cel.
● Ćwiczy różne rodzaje szycia od najmłodszych lat. Zaczęła ją tego uczyć mama. Pierwszy raz na jej rozerwanym pluszaku gdy miała kilka lat.
● Przechowuje fartuch lekarski mamy w specjalnym pudełku w szafie.
● Ma na ręce cienką, ręcznie robioną bransoletkę z nici chirurgicznej – mama zrobiła ją kiedyś „na próbę” i Zoe ją ukrywała, aż zaczęła nosić po jej śmierci.
● Jej notatki z biologii wyglądają jak mapy myśli, ale z ilustracjami w stylu komiksowym.
zgoda na powielanie imienia
niezgoda na powielanie pseudonimu
nieZgody MG
poziom ingerencji
wysokizgoda na śmierć postaci
takzgoda na trwałe okaleczenie
takzgoda na nieuleczalną chorobę postaci
takzgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
takzgoda na utratę posady postaci
tak