

Wychowałam się w kochającym domu, rodzicami, którzy mimo pełnionych obowiązków i poważnych stanowisk, zawsze byli obecni w moim życiu. Pielęgnowali moją ambicję, dawali mi narzędzia, za pomocą których mogłam odkryć nie tylko samą siebie, ale i to, jak daleko sięga mój potencjał.
Nie obyło się bez zdartych kolan, sprzeczek z siostrą o ulubioną zabawkę, czy nastoletnich dąsów, spowodowanych burzą hormonów, ale nie powiedziałabym, aby moje życie było serią przeszkód, które mogłyby zostać określone dwunastoma pracami Heraklesa. Prędko zorientowałam się, że medycyna była moim powołaniem. I dążyłam do tego za wszelką cenę. Czasem kosztem wyjścia ze znajomymi, czy wycieczki, ale uważałam, że było warto. Ukończyłam szkołę średnią z honorami, miałam okazję nawet dać jedno z tych cringowych przemówień na zakończenie szkoły, jako wtedy już absolwentka.
Później studia, jeszcze więcej nauki i jeszcze mniej czasu dla siebie. Rodzice powtarzali, że mogłabym trochę zwolnić, bo niedługo zapomną, jak wyglądam, z siostrą przestałam też spędzać tyle czasu, ile bym chciała, ale zawsze był jakiś egzamin, z którego musiałam być najlepsza, jakiś staż, który pomógłby mi w zbudowaniu CV i zebraniu doświadczenia.
Nie spodziewałam się, że osobą, która pomoże mi się zatrzymać, będzie on. Pełen pasji artysta, który nie mógł być bardziej różny ode mnie. A jednak coś nas przyciągało, coś sprawiało, że odchodziłam od książek i szłam zobaczyć go na deskach teatru.
Nie sądziłam też, że będzie on moim największym upadkiem.
Kiedy chciałam powiedzieć mu, że jestem w ciąży, zaczął opowiadać mi o tournée światowym, o wielkiej szansie, której nie może zmarnować. Zamknęłam się, nie powiedziałam nic. Zwyczajnie stchórzyłam, chyba pierwszy raz w swoim życiu. Chciałam sobie dać jeszcze chwilę czasu. Los postanowił ze mnie zakpić. Skórcz pojawił się po długim dyżurze, rezydentura dawała mi w kość. Czerwień zabrudziła spodnie uniformu. Zadzwoniłam wtedy do niego. Odebrał w trakcie próby, pytał, czy to ważne, bo właśnie mają próbę, układ nie wychodzi tak, jak powinien... Zacisnęłam usta w wąską linię. Nie było o czym mówić, prawda? Coś, czego nie było nie mogło być ważne. Dlatego skłamałam, że to nic takiego, że chciałam spytać o kolację.
Tylko że później nie umiałam na niego patrzeć. Ciężar niesionej tajemnicy zabijał mnie od środka.
Dlatego stchórzyłam po raz trzeci. Spakowałam swoje rzeczy pod jego nieobecność i wróciłam do rodziców. Od tej pory minęły trzy lata, a ja dalej próbuję się pozbierać i cały czas udaję, że wszystko jest w porządku. Oddaję się pracy internisty w stu procentach.