Gdy wreszcie wstałem, to pierwsze co, zaparzyłem sobie latte, jak zawsze z odrobiną syropu klonowego. Nie potrafiłem funkcjonować bez tej porannej rutyny. Filiżanka była trochę wyszczerbiona przy uchu, ale wciąż jej używałem, bo za każdym razem zapominałem wejść do sklepu i kupić nową. Usiadłem sobie na parapecie, z nogą podciągniętą pod brodę i przez kilka minut po prostu piłem kawę w ciszy, spoglądając przez okno.
Niestety dzień zapowiadał się nieprzyjemnie. Nie ze względu na pogodę, bo świeciło słońce, ale z powodu wizyty u stomatologa. Nie należałem do ludzi, którzy panicznie boją się borowania czy zastrzyków, ale było coś w tym, co mimo wszystko mnie niepokoiło. Pewnie chodziło o ten moment, gdy ktoś obcy zagląda mi do ust i jest zbyt blisko mnie, a także, że muszę leżeć nieruchomo i ufać komuś, kogo nie znam, że nie zrobi mi krzywdy.
W łazience spędziłem zdecydowanie więcej czasu niż zazwyczaj. Umyłem twarz zimną wodą, a później bardzo dokładnie wyszczotkowałem zęby. Ubierając się, postawiłem na białą bluzkę z jakimś nadrukiem oraz czarne jeansy. Wsunąłem także zegarek na nadgarstek, a do kieszeni wrzuciłem portfel, telefon i klucze. Zbiegając po schodach, niemal zapomniałem, że zapomniałem zjeść śniadanie. Żołądek domagał się czegoś więcej niż kawy, ale już było za późno. W drodze do garażu odpaliłem wiadomość głosową od Ariel, ale wyłączyłem ją po kilku sekundach. Brzmiała zbyt pogodnie, a dziś nie miałem ochoty na takie rzeczy.
W samochodzie panowała cisza, która była przerywana jedynie przez szum klimatyzacji i odległe dźwięki ulicy. Jechałem powoli, celowo odwlekając moment dotarcia na miejsce. W pewnym momencie złapałem się na tym, że zbyt mocno zaciskam dłonie na kierownicy, co wynikało ze stresu. Rozluźniłem więc nieco palce. Pod kliniką było wyjątkowo pusto, dlatego też zaparkowałem auto jak najbliżej wejścia.
Wysiadłem z auta, zamknąłem drzwi, wsunąłem ręce do kieszeni płaszcza i ruszyłem do przodu. Usiadłem w kolejce i cierpliwie czekałem na swoją kolej. W środku czułem jak wszystko mi dygocze. Niby zwykła wizyta, ale na prawdę czułem ten dziwny niepokój. Kiedy padło moje nazwisko, niechętnie wstałem z krzesła i wszedłem do środka. - Dzień dobry - przywitałem dentystę, nie widząc jeszcze jego twarzy.
Logan Lapointe