Miles Wyatt Waits


data i miejsce urodzenia
03/08/1987 Toronto/Kanadazaimki
on/jegozawód
detektywmiejsce pracy
Toronto Police Service Cavalry Unit HQ - posterunek policji konnejorientacja
heteroseksualnydzielnica mieszkalna
Parkdalepobyt w toronto
Zna to miasto od podszewki - każdą ulicę, zapach deszczu, skrzypienie starego siodła. Urodził się tu, dorastał, pokochał i przegrał wszystko.umiejętności
Śledztwa - potrafi łączyć fakty jak puzzle. Czasem szybciej niż by chciał.Jazda konna - od lat w siodle, na patrolu i poza nim.
Posługiwanie się bronią krótką i długą - certyfikowany, celny, ale strzela tylko, gdy naprawdę musi.
Prawo jazdy typu G - nie przepada za jazdą po mieście, ale potrafi zawrócić pick-upem w zaułku bez lusterka.
Umie czytać ludzi - nie z wyuczonych gestów, tylko z tych drobnych pęknięć w głosie, spojrzeniu, postawie.
Gotuje tylko proste rzeczy - chili z puszki, jajka sadzone, grill. Ale jego kawa z rana stawia na nogi nawet zmarłych.
Zna przepisy lepiej niż połowa świeżo upieczonych adwokatów - tyle razy musiał je łamać, żeby ratować komuś tyłek.
Ma świetną pamięć do twarzy i nazwisk - nie zapomina ludzi, nawet jeśli bardzo by chciał.
Umie siedzieć w ciszy - tej trudnej, ciężkiej, bez zbędnych słów.
Nie boi się brudu, krwi, smrodu porażki - i zostaje tam, gdzie inni dawno by wyszli.
Kocha konie - nie mówi o tym głośno, ale w stajni spędza więcej czasu niż we własnym salonie.
Nie robi notatek - nie musi. Wszystko, co ważne, nosi w głowie.
słabości
Nie potrafi:Zgubić rutyny - wstaje zawsze o tej samej porze, je to samo śniadanie, chodzi tymi samymi ulicami. Jakby każda zmiana mogła coś mu zabrać.
Przestać odbierać telefony z pracy - nawet w środku nocy, nawet jeśli nie musi.
Powiedzieć „tęsknię” - bo nie chce nikogo obarczać sobą.
Wypłakać się - łzy to dla niego porażka, więc chowa je głęboko. Za głęboko.
Słabe punkty:
Smutek przewlekły, cichy, nieleczony - taki, który zżera od środka, ale nie daje objawów na zewnątrz.
Poczucie winy po rozwodzie - uważa, że to jego wina. Choćby nie wiem jak próbowała go przekonać, że oboje zawinili.
Samotność z wyboru - nie umie już nikogo dopuścić naprawdę blisko.
Brak wiary w drugą szansę - nie dla innych, dla siebie. Dla innych walczy, siebie skreślił już dawno.
Alkohol - nie dramatyczny, nie codzienny, ale obecny - jako rytuał, jako zapomnienie, jako usprawiedliwienie.
Nieumiejętność przebaczenia - sobie, jej, światu - utknął w czasie, którego już nie ma.
Toronto.
Miasto, które zna jego imię z raportów służbowych i odgłosów końskich kopyt na porannej zmianie. Miasto, które on poznał ze wszystkich stron, tych najgorszych również.
Nie jest legendą. Nie jest bohaterem. Ale przez ostatnie dziesięć lat był tym, który zostaje, gdy wszyscy inni już odpuścili. Bo przecież kiedyś praca tez była jego pasją... Teraz odpuścił.
Miles Wyatt Waits. 38 lat, rozwiedziony, z przeszłością, która nie daje mu w nocy spać, i z mundurem, który ciąży coraz bardziej i bardziej.
Służy w Policji Konnej Toronto, gdzie zna każdy zakątek miasta - od parków pełnych dzieciaków po zaułki, gdzie końskie kopyta budzą więcej szacunku niż odznaka.
Nie marzył o mundurze. Ani o broni. Właściwie to za dzieciaka chciał zostać kimś innym - może architektem, może pisarzem, może zwykłym gościem z przedmieścia, który nie umie nawet odblokować glocka, ba, który na oczy go nigdy w życiu nie widział. Ale życie miało inne plany, życie pisze różne scenariusze.
Ojciec glina, nie chciał, po prostu nie mógł iść w jego ślady. Matka nauczycielka, już wolałby uczyć smarkaczy matematyki, tak wtedy sobie myślał...
W ich domu zawsze panowała dyscyplina i wartości wbite w głowę, tak samo mocno jak to, że nie należy krzyczeć przy stole i że każda historia ma drugie dno. Ich rodzinna też miała.
Poznał ją, kiedy miał 17 lat.
Miłość od liceum - taka miłość, która nie zdarza się naprawdę, tylko w filmach i w tanich powieściach. Była wszystkim, czego potrzebował, czego chciał od życia. Spełnieniem marzeń.
A potem została jego żoną. A potem... już tylko była, bywała właściwie, czasem, od święta, nieobecna.
W domu, w którym mieli budować wspólną przyszłość była jak duch. Duch, który przypominał mu o tym, co mieli kiedyś, a co teraz bezpowrotnie tracili, z dnia na dzień.
Rozwód nie był nagły. Przyszło to jak cień - coraz dłuższy dystans, coraz więcej pracy, coraz mniej spojrzeń. Ona - lekarka, pochłonięta dyżurami, on - zmęczony jej nieobecnością.
Nie było jednego krzyku. Było tysiąc cichych zawahań.
Nie było zdrady, nie było końca miłości, uczuć wypalonych do cna, których nie potrafili by odbudować. Ale było coś, coś, czego nie potrafili przeskoczyć.
A może po prostu zabrakło sił? Zabrakło odrobiny samozaparcia? Jakiegoś takiego damy sobie radę, bo przecież nadal się kochamy? I może do dziś nie potrafią sobie tego wybaczyć?
Teraz?
Mieszka sam, choć nie do końca - sąsiadka z parteru często wpada do niego z zupą, bo wie, że znów zapomniał zjeść.
Ma konia o imieniu Tucker, który reaguje tylko na jego głos.
I ma numer do byłej żony, którego nigdy nie usunął - choć wie, że powinien.
Bywa tak, że się spotykają. Przypadkiem. Albo zupełnie nieprzypadkiem?
On mówi, że już do niej nie zadzwoni.
A potem znów dzwoni.
Nie umie inaczej.
Miles czasem pije za dużo, wtedy, kiedy nie powinien, chociaż udaje, że nie ma z tym problemu.
Nie jest dramatem w trzech aktach. Jest tym momentem ciszy po trzecim - kiedy widownia nie wie, czy już klaskać, czy jeszcze trochę poczekać, czy jeszcze coś się wydarzy.
Żyje. Funkcjonuje. Jeździ konno. Sporządza raporty.
I codziennie obiecuje sobie, że to już ostatni raz, kiedy do niej zadzwonił.
Ma stare radio tranzystorowe z dzieciństwa. Naprawia je co kilka miesięcy, choć gra tylko jedną stację. Zawsze tę samą - jazz z lat 50.
W domu trzyma cztery kubki. Każdy z innej historii - jeden po byłej żonie, jeden z izby przyjęć, jeden od siostrzenicy byłej żony i jeden od kobiety, o której nie chce mówić.
Nosi stary portfel, choć dostał już pięć nowych. W tym portfelu jest bilet do kina sprzed trzynastu lat i fotografia, której nikt nigdy nie widział.
Dwa razy w życiu zapalił cygaro - raz, gdy dostał pracę, raz, gdy ją prawie rzucił.
Nie nosi spinek do mankietów. Ale w jednej z szuflad trzyma srebrną parę - pamiątkę po teściu, który powiedział mu kiedyś: „pilnuj jej, bo nie zna świata bez ciebie”.
Codziennie przed wejściem do pracy mówi sobie w myślach: „Nie spierdol tego.” Jakby to miało pomóc.
Miasto, które zna jego imię z raportów służbowych i odgłosów końskich kopyt na porannej zmianie. Miasto, które on poznał ze wszystkich stron, tych najgorszych również.
Nie jest legendą. Nie jest bohaterem. Ale przez ostatnie dziesięć lat był tym, który zostaje, gdy wszyscy inni już odpuścili. Bo przecież kiedyś praca tez była jego pasją... Teraz odpuścił.
Miles Wyatt Waits. 38 lat, rozwiedziony, z przeszłością, która nie daje mu w nocy spać, i z mundurem, który ciąży coraz bardziej i bardziej.
Służy w Policji Konnej Toronto, gdzie zna każdy zakątek miasta - od parków pełnych dzieciaków po zaułki, gdzie końskie kopyta budzą więcej szacunku niż odznaka.
Nie marzył o mundurze. Ani o broni. Właściwie to za dzieciaka chciał zostać kimś innym - może architektem, może pisarzem, może zwykłym gościem z przedmieścia, który nie umie nawet odblokować glocka, ba, który na oczy go nigdy w życiu nie widział. Ale życie miało inne plany, życie pisze różne scenariusze.
Ojciec glina, nie chciał, po prostu nie mógł iść w jego ślady. Matka nauczycielka, już wolałby uczyć smarkaczy matematyki, tak wtedy sobie myślał...
W ich domu zawsze panowała dyscyplina i wartości wbite w głowę, tak samo mocno jak to, że nie należy krzyczeć przy stole i że każda historia ma drugie dno. Ich rodzinna też miała.
Poznał ją, kiedy miał 17 lat.
Miłość od liceum - taka miłość, która nie zdarza się naprawdę, tylko w filmach i w tanich powieściach. Była wszystkim, czego potrzebował, czego chciał od życia. Spełnieniem marzeń.
A potem została jego żoną. A potem... już tylko była, bywała właściwie, czasem, od święta, nieobecna.
W domu, w którym mieli budować wspólną przyszłość była jak duch. Duch, który przypominał mu o tym, co mieli kiedyś, a co teraz bezpowrotnie tracili, z dnia na dzień.
Rozwód nie był nagły. Przyszło to jak cień - coraz dłuższy dystans, coraz więcej pracy, coraz mniej spojrzeń. Ona - lekarka, pochłonięta dyżurami, on - zmęczony jej nieobecnością.
Nie było jednego krzyku. Było tysiąc cichych zawahań.
Nie było zdrady, nie było końca miłości, uczuć wypalonych do cna, których nie potrafili by odbudować. Ale było coś, coś, czego nie potrafili przeskoczyć.
A może po prostu zabrakło sił? Zabrakło odrobiny samozaparcia? Jakiegoś takiego damy sobie radę, bo przecież nadal się kochamy? I może do dziś nie potrafią sobie tego wybaczyć?
Teraz?
Mieszka sam, choć nie do końca - sąsiadka z parteru często wpada do niego z zupą, bo wie, że znów zapomniał zjeść.
Ma konia o imieniu Tucker, który reaguje tylko na jego głos.
I ma numer do byłej żony, którego nigdy nie usunął - choć wie, że powinien.
Bywa tak, że się spotykają. Przypadkiem. Albo zupełnie nieprzypadkiem?
On mówi, że już do niej nie zadzwoni.
A potem znów dzwoni.
Nie umie inaczej.
Miles czasem pije za dużo, wtedy, kiedy nie powinien, chociaż udaje, że nie ma z tym problemu.
Nie jest dramatem w trzech aktach. Jest tym momentem ciszy po trzecim - kiedy widownia nie wie, czy już klaskać, czy jeszcze trochę poczekać, czy jeszcze coś się wydarzy.
Żyje. Funkcjonuje. Jeździ konno. Sporządza raporty.
I codziennie obiecuje sobie, że to już ostatni raz, kiedy do niej zadzwonił.
Ciekawostki
Zdarzyło mu się zasnąć w siodle. Po 26-godzinnym dyżurze i nocnej interwencji w parku. Koń go nie zrzucił - zatrzymał się dopiero pod posterunkiem.Ma stare radio tranzystorowe z dzieciństwa. Naprawia je co kilka miesięcy, choć gra tylko jedną stację. Zawsze tę samą - jazz z lat 50.
W domu trzyma cztery kubki. Każdy z innej historii - jeden po byłej żonie, jeden z izby przyjęć, jeden od siostrzenicy byłej żony i jeden od kobiety, o której nie chce mówić.
Nosi stary portfel, choć dostał już pięć nowych. W tym portfelu jest bilet do kina sprzed trzynastu lat i fotografia, której nikt nigdy nie widział.
Dwa razy w życiu zapalił cygaro - raz, gdy dostał pracę, raz, gdy ją prawie rzucił.
Nie nosi spinek do mankietów. Ale w jednej z szuflad trzyma srebrną parę - pamiątkę po teściu, który powiedział mu kiedyś: „pilnuj jej, bo nie zna świata bez ciebie”.
Codziennie przed wejściem do pracy mówi sobie w myślach: „Nie spierdol tego.” Jakby to miało pomóc.
zgoda na powielanie imienia
takzgoda na powielanie pseudonimu
takZgody MG
poziom ingerencji
średnizgoda na śmierć postaci
niezgoda na trwałe okaleczenie
takzgoda na nieuleczalną chorobę postaci
takzgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
takzgoda na utratę posady postaci
nie