-
But we're running out of time
all the echoes in my mind crynieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
Ostatecznie street food był taki, jak się mógł tego spodziewać - na drugi dzień zaczynało już brakować składników, wszystko było robione na szybko, a wciąż było to lepszej jakości niż cokolwiek, co zdarzyło mu się jeść.
Jakim cudem jeszcze nigdy nie wylądował w szpitalu ze względu na problemy żołądkowe ciężko stwierdzić, ale podejrzewał, że już za niedługo uderzą w niego z siłą nagromadzoną przez lata. W tym wieku powinien już zacząć zwracać większą uwagę na styl życia i odżywiania.
Ba, już kilka lat temu powinien był zacząć to robić.
Zdecydowanie też nie sięgał po nic innego poza wodą, szczególne mając na uwadze wspomnienie poprzedniego wieczoru, kiedy spotkał imprezowiczów którzy przesadzili aż nadto.
Nie, żeby był abstynentem, absolutnie, zwykle po prostu miał do takich imprez odpowiednie towarzystwo, które albo wiedziało, że skończyć trzeba już bo jutro do zrobienia - tutaj długa lista - albo uznawało się komisyjnie, że jebać tę listę i będą do świtu pić. Zwykle byli to mężczyźni w podobnym do Mitcha wieku i wszyscy znali się już aż za długo i podobnymi parali zawodami.
Ostatni łyk wody, Mitchi w upale rozgląda się za kolejką do wodopoju, dziękując w duchu, że nie zajmuje się w życiu reportażami z eventów. Nie, żeby miał mniej szacunku do kolegów po fachu, ale mimo wszystko, po cichu, wyznawał wyższość kryminalistyki ponad wywiadami z artystami grającymi na bębnach zrobionych ze śmieci.
Kolejki do wodopoju jak nie było tak nie ma, za to drogę zastępuje mu starsza kobieta, uśmiechając się szeroko, prezentując pomalowane na czarno zęby, Mitch uśmiech odzwierciedla automatycznie, czasami już nad tym nie panuje.
I po prostu, najzwyczajniej w świecie jest serdeczny.
Ale to byłby szczyt jego interakcji z kobietą, bo już chciał przeprosić i dalej iść, kiedy ta wyciąga w jego stronę cygaro prosząc, żeby z nią zapalił.
- Och, nie, dziękuję bardzo. - Wciąż z uprzejmym uśmiechem na ustach Mitch zmuszony jest odmówić, bo palenie nie wiadomo czego z nie wiadomo kim nie było absolutnie w jego stylu. Kręci jeszcze głową widząc kolejny zachęcający gest, ale kobieta traci szybko cierpliwość i mruczy coś, czego Mitch absolutnie nie rozumie.
A potem spluwa mu pod nogi brązową, pewnie od tytoniu, plwociną i odchodzi, rzucając, że będzie pecha miał do końca roku.
Mazarine Winters
Jakim cudem jeszcze nigdy nie wylądował w szpitalu ze względu na problemy żołądkowe ciężko stwierdzić, ale podejrzewał, że już za niedługo uderzą w niego z siłą nagromadzoną przez lata. W tym wieku powinien już zacząć zwracać większą uwagę na styl życia i odżywiania.
Ba, już kilka lat temu powinien był zacząć to robić.
Zdecydowanie też nie sięgał po nic innego poza wodą, szczególne mając na uwadze wspomnienie poprzedniego wieczoru, kiedy spotkał imprezowiczów którzy przesadzili aż nadto.
Nie, żeby był abstynentem, absolutnie, zwykle po prostu miał do takich imprez odpowiednie towarzystwo, które albo wiedziało, że skończyć trzeba już bo jutro do zrobienia - tutaj długa lista - albo uznawało się komisyjnie, że jebać tę listę i będą do świtu pić. Zwykle byli to mężczyźni w podobnym do Mitcha wieku i wszyscy znali się już aż za długo i podobnymi parali zawodami.
Ostatni łyk wody, Mitchi w upale rozgląda się za kolejką do wodopoju, dziękując w duchu, że nie zajmuje się w życiu reportażami z eventów. Nie, żeby miał mniej szacunku do kolegów po fachu, ale mimo wszystko, po cichu, wyznawał wyższość kryminalistyki ponad wywiadami z artystami grającymi na bębnach zrobionych ze śmieci.
Kolejki do wodopoju jak nie było tak nie ma, za to drogę zastępuje mu starsza kobieta, uśmiechając się szeroko, prezentując pomalowane na czarno zęby, Mitch uśmiech odzwierciedla automatycznie, czasami już nad tym nie panuje.
I po prostu, najzwyczajniej w świecie jest serdeczny.
Ale to byłby szczyt jego interakcji z kobietą, bo już chciał przeprosić i dalej iść, kiedy ta wyciąga w jego stronę cygaro prosząc, żeby z nią zapalił.
- Och, nie, dziękuję bardzo. - Wciąż z uprzejmym uśmiechem na ustach Mitch zmuszony jest odmówić, bo palenie nie wiadomo czego z nie wiadomo kim nie było absolutnie w jego stylu. Kręci jeszcze głową widząc kolejny zachęcający gest, ale kobieta traci szybko cierpliwość i mruczy coś, czego Mitch absolutnie nie rozumie.
A potem spluwa mu pod nogi brązową, pewnie od tytoniu, plwociną i odchodzi, rzucając, że będzie pecha miał do końca roku.
Mazarine Winters
-
The truth is, everybody changes every day, and some things are more devastating than others. But we never are the same, and there are two ways to deal with these changes. You either accept them or you fight them like hell all the way.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
7.
Mogła wrócić do domu, mogła odespać parę średnio przespanych nocek - coś jednak zaprowadziło ją do tłumnego, głośnego miejsca przeznaczonego na karaibski festiwal. Nie był to jej pierwszy raz na takim przedsięwzięciu, bo miała okazję przebywać na nim wcześniej. To było jednak lata temu, jak jeszcze jacyś znajomi łudzili się, że uda się ją wypchnąć bardziej do socjalizacji poza pracą.
Dzisiaj jednak nie przyszła, by zetknąć się z ludźmi. Głównie chodziło o obserwację (zawodową też - na wszelki wypadek) albo o ewentualne spróbowanie niepróbowanych wcześniej, egzotycznych potraw. Pierwszą rzeczą, którą jednak spróbowała, była jakaś próbka bezalkoholowego piwa lub energetyka, nie była nawet do końca pewna, co to miało być. Zwykle nie korzystała z takich próbek, obawiając się, co mogą z nią zrobić. Dzisiaj coś ją jednak podkusiło, by wziąć trochę i spróbować. Zaszkodzić jej nie powinno... A przynajmniej tak początkowo myślała. Smak jednak miało całkiem dobry i przyjemny, co być może wpłynęło na jej osąd. Wypełniła ankietę jak gdyby nigdy nic i poszła dalej, właściwie zapominając, że piła coś innego niż przypadkowy, gazowany napój.
Nawet się nie obejrzała, a minęła godzina od spacerowania od stoiska do stoiska. I to wtedy coś zaczęło się z nią dziać. Gwar tłumu nagle stał się dużo bardziej nieprzyjemny, głośniejszy. Zwaliła to winę na porę, w której więcej ludzi mogło się tutaj pojawić, by się bawić. Od całej gamy kolorów mieniących się w jej oczach zaczęła ją boleć głowa, ale to też uznała za skutek uboczny dłuższego przebywania w specyficznym środowisku. Jedzenie, które wcześniej ledwo co wmuszała przez dość nietypowy smak nagle zaczęło bardziej jej smakować i to tak, że aż myślała o powrocie po dokładkę. Na domiar złego, obserwując pusty pojemnik z jedzenia "na wynos" przyuważyła, że mimowolnie drżą jej ręce. Wtedy dotarło do niej, że coś musiało być nie tak.
Pierwszą myśl, jaką miała po tym - napić się wody. Może jak przepłuka organizm to jej przejdzie. Jej umysł był przyćmiony, natomiast z opóźnieniem udało jej się dojść do wniosku, że mogła być to wina sample'a trunku, który był jej wciskany. Udała się zatem w kierunku wodopoju, po drodze niemalże wpadając na starszą kobietę, która zdawała się być czymś poirytowana. Winters nie zwróciła na nią większej uwagi, dalej kierując się naprzód, aż stanęła za jakimś mężczyzną. Miała tak zamglony umysł, że ciężko było się jej połapać, że właśnie stanęła za Mitchem.
Mitch Birdman
Lin (shad0wlin_)
narzucanie lub wymuszanie przez współgracza konkretnych reakcji postaci (niezgodnych z jej charakterem lub pobudkami)
-
But we're running out of time
all the echoes in my mind crynieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
Ani nie był specjalnie wierzący w nic konkretnego może poza przeznaczeniem, bo z tym nigdy nie wiadomo, więc na słowa kobiety poświęcił tylko kilka sekund. Może za tydzień, gdy zgubi kartę bankomatową to sobie o starej wróżbitce od cygara przypomni.
A może nie.
Miał głowę tak wypełnioną różnego rodzaju sprawami zwykle wagi ciężkiej, że mało było tam miejsca na drobnostki, chociaż przywiązywał zwykle wagę do szczegółów, ale nie w życiu prywatnym. Pamiętał lepiej w co byli ubrani ludzie, z którymi rozmawiał prowadząc dziennikarskie śledztwa niż co sam miał na sobie, ile go kosztował bilet na pociąg albo co zjadł. Wszystko, co związane było z nim samym zawsze w najmniejszym stopniu zaprzątało jego głowę.
Chyba, że tyczyło się pragnienia, to było ciężko zignorować.
Na razie przeszedł dalej, zapominając o wróżbitce i w końcu gdy wystał swoje w kolejce uzupełnił wodę w swojej butelce do pełna. Odwrócił się, żeby zrobić miejsce innym i wycofać z kolejki i z zaskoczeniem zauważył stojącą zaraz za nim Mazarine.
- Hej. - Rzucił zakręcając butelkę i przyglądając się kobiecie. Nie zauważyła go? Na drugi rzut oka nie wyglądała na zbyt przytomną, może pochłaniało ją rozwiązanie sprawy, nad którą mu wspomniała, że pracowała.
Odejść? Zagadać dalej? Nie był pewien, bo nie chciał się narzucać, a niedawno podobnego wyjścia sama mu odmówiła, uznał więc, że nie miała ochoty na jego towarzystwo, przecież nie musiała chcieć, zrozumiałe.
- Jednak się wyrwałaś? - Uśmiechnął się promiennie bo chyba był jednak zbyt przyjaznym człowiekiem, żeby tak po prostu odejść, zresztą nie był urażony, że ją tu spotkał po tym, gdy sam to zaproponował, był dorosłym człowiekiem.
Mazarine Winters
A może nie.
Miał głowę tak wypełnioną różnego rodzaju sprawami zwykle wagi ciężkiej, że mało było tam miejsca na drobnostki, chociaż przywiązywał zwykle wagę do szczegółów, ale nie w życiu prywatnym. Pamiętał lepiej w co byli ubrani ludzie, z którymi rozmawiał prowadząc dziennikarskie śledztwa niż co sam miał na sobie, ile go kosztował bilet na pociąg albo co zjadł. Wszystko, co związane było z nim samym zawsze w najmniejszym stopniu zaprzątało jego głowę.
Chyba, że tyczyło się pragnienia, to było ciężko zignorować.
Na razie przeszedł dalej, zapominając o wróżbitce i w końcu gdy wystał swoje w kolejce uzupełnił wodę w swojej butelce do pełna. Odwrócił się, żeby zrobić miejsce innym i wycofać z kolejki i z zaskoczeniem zauważył stojącą zaraz za nim Mazarine.
- Hej. - Rzucił zakręcając butelkę i przyglądając się kobiecie. Nie zauważyła go? Na drugi rzut oka nie wyglądała na zbyt przytomną, może pochłaniało ją rozwiązanie sprawy, nad którą mu wspomniała, że pracowała.
Odejść? Zagadać dalej? Nie był pewien, bo nie chciał się narzucać, a niedawno podobnego wyjścia sama mu odmówiła, uznał więc, że nie miała ochoty na jego towarzystwo, przecież nie musiała chcieć, zrozumiałe.
- Jednak się wyrwałaś? - Uśmiechnął się promiennie bo chyba był jednak zbyt przyjaznym człowiekiem, żeby tak po prostu odejść, zresztą nie był urażony, że ją tu spotkał po tym, gdy sam to zaproponował, był dorosłym człowiekiem.
Mazarine Winters
-
The truth is, everybody changes every day, and some things are more devastating than others. But we never are the same, and there are two ways to deal with these changes. You either accept them or you fight them like hell all the way.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
W przypadku Maze potrzeba było czasu, by się przekonała o konsekwencji swoich decyzji. Nie inaczej może być z Mitchem. Chociaż potencjalny pech był dużo gorszy niż tymczasowe skutki uboczne jakiegoś napoju, które po czasie wyparują z jej organizmu. Chyba, że właśnie zażyła coś szkodliwego i coś sobie przy tym uszkodzi.
Wtedy to byłby niezły pech.
Odkąd zaczęła wszystko odczuwać podwójnie i w wręcz niemiłosierny sposób, nie była w stanie nawet myśleć o czymkolwiek. Z chęcią wyłączyłaby tę mieszankę, która właśnie siała postrach w jej organizmie, ale niestety nie działało to tak łatwo. Woda była jej jedynym ratunkiem, a potem ewentualny powrót do domu i faktyczna drzemka. O komisariacie nawet nie pomyślała - w takim stanie lepiej żeby nie podejmowała się żadnej sprawy.
Żeby tylko była w stanie dotrzeć gdziekolwiek poza festiwal o własnych siłach.
Ktoś się do niej odezwał. Dotarło to do niej jak przez mgłę, ze sporym opóźnieniem. I zadudniło, jakby ktoś wrzucił swoje słowa do wiaderka i nim zagrzechotał. To, że to był właśnie Birdman, ogarnęła jeszcze później. Dlatego nie przywitała go za pierwszym razem.
— Mitch…? — przemówiła, jakby dalej była niepewna tego, co widzi przed oczyma. Czy tak czuł się naćpany człowiek? Winters nie wiedziała, bo nigdy nie ćpała. Z pewnością jednak nie czuła się normalnie. I z pewnością nie zachowywała się tak, jak zwykle.
— Słu…cham? — słowa znowu obiły się boleśnie o jej czaszkę, ale nie zrozumiała z nich żadnego sensu. Przynajmniej na wstępie. Dotarło to do niej po dobrej minucie, jak nie dwóch. — Chyba tak… Przepraszam. — w trakcie wypowiadania swoich słów aż przymknęła oczy i złapała się za głowę. Ziemia nie wydawała się jej tak stabilna jak normalnie. Miała ochotę odejść, by gdzieś sobie przysiąść, ale przypomniała sobie o wodzie. Bezmyślnie ruszyła zatem naprzód aż zaplątały jej się nogi i poleciała prosto na ziemię.
Mitch Birdman
Wtedy to byłby niezły pech.
Odkąd zaczęła wszystko odczuwać podwójnie i w wręcz niemiłosierny sposób, nie była w stanie nawet myśleć o czymkolwiek. Z chęcią wyłączyłaby tę mieszankę, która właśnie siała postrach w jej organizmie, ale niestety nie działało to tak łatwo. Woda była jej jedynym ratunkiem, a potem ewentualny powrót do domu i faktyczna drzemka. O komisariacie nawet nie pomyślała - w takim stanie lepiej żeby nie podejmowała się żadnej sprawy.
Żeby tylko była w stanie dotrzeć gdziekolwiek poza festiwal o własnych siłach.
Ktoś się do niej odezwał. Dotarło to do niej jak przez mgłę, ze sporym opóźnieniem. I zadudniło, jakby ktoś wrzucił swoje słowa do wiaderka i nim zagrzechotał. To, że to był właśnie Birdman, ogarnęła jeszcze później. Dlatego nie przywitała go za pierwszym razem.
— Mitch…? — przemówiła, jakby dalej była niepewna tego, co widzi przed oczyma. Czy tak czuł się naćpany człowiek? Winters nie wiedziała, bo nigdy nie ćpała. Z pewnością jednak nie czuła się normalnie. I z pewnością nie zachowywała się tak, jak zwykle.
— Słu…cham? — słowa znowu obiły się boleśnie o jej czaszkę, ale nie zrozumiała z nich żadnego sensu. Przynajmniej na wstępie. Dotarło to do niej po dobrej minucie, jak nie dwóch. — Chyba tak… Przepraszam. — w trakcie wypowiadania swoich słów aż przymknęła oczy i złapała się za głowę. Ziemia nie wydawała się jej tak stabilna jak normalnie. Miała ochotę odejść, by gdzieś sobie przysiąść, ale przypomniała sobie o wodzie. Bezmyślnie ruszyła zatem naprzód aż zaplątały jej się nogi i poleciała prosto na ziemię.
Mitch Birdman
Lin (shad0wlin_)
narzucanie lub wymuszanie przez współgracza konkretnych reakcji postaci (niezgodnych z jej charakterem lub pobudkami)
-
But we're running out of time
all the echoes in my mind crynieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
Była pijana? To była jego pierwsza myśl, bo sporo osób tutaj było pijanych nawet o tej porze dnia, chociaż gdyby miał obstawiać spośród swoich znajomych, kto będzie się toczył na festiwalu w pełnym słońcu, to Mazarine nie znalazłaby się nawet w pierwszej piątce.
Może nawet nie w dziesiątce.
I nie byłoby w tym absolutnie nic złego gdyby jednak po chwili nie wyglądała na po prostu pijaną, tylko... Co? Coś innego było na rzeczy, bo zaczynała bełkotać bardziej zamiast mu odpowiedzieć i Mitch zmarszczył brwi widząc w jakim była stanie. Zaczynał mieć podejrzenia, że ktoś tu czegoś dosypuje do drinków kobietom, bo wczoraj spotkał już jedną w bardzo podobnym stanie. Tamtej nie znał więc nie mógł ocenić co w życiu robi, ale na ile znał Winters to wiedział, że nie pozwalała sobie za często na tego typu imprezy.
Zanim zdążył zapytać co się dzieje zobaczył tylko jak leci długa na ziemię, więc odruchowo złapał ją, nie tylko on zresztą, bo ktoś z kolejki też się rzucił na pomoc, żeby ustawiać Maze do pionu.
- Dziękuję. - Podziękował krótko w imieniu jej i swoim i skupił uwagę na kobiecie, przez chwilę trzymając ją za ramiona, dopóki się nie upewnił, że stoi.
- Chodź, usiądziemy gdzieś. Pomogę ci. - Ile o własnych siłach przejdzie też nie był pewien, ale na razie mógł ją asekurować na najbliższą ławkę, a jeśli woda i chwila oddechu najlepiej w cieniu nie pomoże, to pomyśli co dalej.
- Co ci się stało? Brałaś coś? - Nie oceniał, ale byłby zaskoczony. Wolał jednak wiedzieć na wypadek gdyby miała stracić przytomność, mógłby ratownikom przekazać cokolwiek.
Mazarine Winters
Może nawet nie w dziesiątce.
I nie byłoby w tym absolutnie nic złego gdyby jednak po chwili nie wyglądała na po prostu pijaną, tylko... Co? Coś innego było na rzeczy, bo zaczynała bełkotać bardziej zamiast mu odpowiedzieć i Mitch zmarszczył brwi widząc w jakim była stanie. Zaczynał mieć podejrzenia, że ktoś tu czegoś dosypuje do drinków kobietom, bo wczoraj spotkał już jedną w bardzo podobnym stanie. Tamtej nie znał więc nie mógł ocenić co w życiu robi, ale na ile znał Winters to wiedział, że nie pozwalała sobie za często na tego typu imprezy.
Zanim zdążył zapytać co się dzieje zobaczył tylko jak leci długa na ziemię, więc odruchowo złapał ją, nie tylko on zresztą, bo ktoś z kolejki też się rzucił na pomoc, żeby ustawiać Maze do pionu.
- Dziękuję. - Podziękował krótko w imieniu jej i swoim i skupił uwagę na kobiecie, przez chwilę trzymając ją za ramiona, dopóki się nie upewnił, że stoi.
- Chodź, usiądziemy gdzieś. Pomogę ci. - Ile o własnych siłach przejdzie też nie był pewien, ale na razie mógł ją asekurować na najbliższą ławkę, a jeśli woda i chwila oddechu najlepiej w cieniu nie pomoże, to pomyśli co dalej.
- Co ci się stało? Brałaś coś? - Nie oceniał, ale byłby zaskoczony. Wolał jednak wiedzieć na wypadek gdyby miała stracić przytomność, mógłby ratownikom przekazać cokolwiek.
Mazarine Winters
-
The truth is, everybody changes every day, and some things are more devastating than others. But we never are the same, and there are two ways to deal with these changes. You either accept them or you fight them like hell all the way.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Czy po zwykłym energetyku lub piwie zero powinna odczuwać takie skutki? Ona takich rzeczy nie piła na co dzień więc reakcja jej organizmu mogła być różna, ale chyba nie powinna być aż tak drastyczna. Co innego fakt, że ciężko jej było myśleć z tak zamglonym umysłem, ale ona nawet nie znała pojęć pod tytułem “bycie pijanym” czy “naćpanym”.
Sama zatem nie wiedziała, co się w ogóle z nią działo. Może miała udar? Zawał? Szczerze to wszystko mogło być możliwe. Z pewnością winowajcą był testowy drink, którego powinna była nie brać. Może faktycznie ktoś coś tam dodał, próbując ją może nawet zabić? Pracowała przecież nad sprawą tej Abigali, w którą zamieszany był gang, a ci delikwenci byli zdolni do wszystkiego.
Raz opuściła gardę i teraz miała.
Zanim w ogóle ogarnęła, że leci w dół, ktoś już ją złapał. Mitch i jeszcze ktoś. Chciała się odezwać, ale dalej kręciło się jej w głowie. Zaczęło ją to przerażać - nigdy nic co by nie przyjęła nie dawało jej takich objawów. Coś musiało być nie tak.
— Dziękuję. — odezwała się w końcu, a jej głos dość słabo. Dała się zaprowadzić Mitchowi do najbliższego siedzenia, gdzie spoczęła niemalże od razu. Odetchnęła, przymykając oczy. Przynajmniej czuła, że ma coś solidnego pod sobą i nie jest to ziemia.
— Nie wiem… Ja tylko jadłam. — wzruszyła ramionami. Potrzebowała chwili przerwy by przemówić ponownie. Ale starała się w międzyczasie mentalnie dojść do porządku, co było naprawdę ciężkim wyzwaniem. — Był też jaki testowy napój, niby energetyk… I z początku było mi po nim okej. Dopiero niedawno… coś zaczęło się dziać. — sama nie mogła dojść do ładu i składu w tym wszystkim, ale starała się wyjaśnić to w miarę logicznie.
Mitch Birdman
Sama zatem nie wiedziała, co się w ogóle z nią działo. Może miała udar? Zawał? Szczerze to wszystko mogło być możliwe. Z pewnością winowajcą był testowy drink, którego powinna była nie brać. Może faktycznie ktoś coś tam dodał, próbując ją może nawet zabić? Pracowała przecież nad sprawą tej Abigali, w którą zamieszany był gang, a ci delikwenci byli zdolni do wszystkiego.
Raz opuściła gardę i teraz miała.
Zanim w ogóle ogarnęła, że leci w dół, ktoś już ją złapał. Mitch i jeszcze ktoś. Chciała się odezwać, ale dalej kręciło się jej w głowie. Zaczęło ją to przerażać - nigdy nic co by nie przyjęła nie dawało jej takich objawów. Coś musiało być nie tak.
— Dziękuję. — odezwała się w końcu, a jej głos dość słabo. Dała się zaprowadzić Mitchowi do najbliższego siedzenia, gdzie spoczęła niemalże od razu. Odetchnęła, przymykając oczy. Przynajmniej czuła, że ma coś solidnego pod sobą i nie jest to ziemia.
— Nie wiem… Ja tylko jadłam. — wzruszyła ramionami. Potrzebowała chwili przerwy by przemówić ponownie. Ale starała się w międzyczasie mentalnie dojść do porządku, co było naprawdę ciężkim wyzwaniem. — Był też jaki testowy napój, niby energetyk… I z początku było mi po nim okej. Dopiero niedawno… coś zaczęło się dziać. — sama nie mogła dojść do ładu i składu w tym wszystkim, ale starała się wyjaśnić to w miarę logicznie.
Mitch Birdman
Lin (shad0wlin_)
narzucanie lub wymuszanie przez współgracza konkretnych reakcji postaci (niezgodnych z jej charakterem lub pobudkami)
-
But we're running out of time
all the echoes in my mind crynieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
Wyglądało trochę, że jej z nieba spadł tym pojawieniem się, może wróżbitka wcale nie miała racji, z drugiej strony zwiastowała pecha jemu, nie jej. Chociaż na Mazarine chyba właśnie wszystkie kary szły, ale przynajmniej usiadła już stabilnie na ławce, Mitch obok, odkręcając swoją butelkę z wodą i najpierw zmoczył chusteczkę, którą znalazł w plecaku, butelkę potem podając kobiecie, nie tracąc z niej uważnego spojrzenia.
Czyli nie piła nawet alkoholu ani nic nie brała. Jedzenie mogło jej zaszkodzić, ale zwykle objawami takiego zatrucia były jednak dolegliwości żołądkowe, chociaż nie był żadnym specjalistą.
- Położę ci na karku okład. - Wolał uprzedzić, wstając i pozwalając sobie odgarnąć lekko włosy Mazarine chociaż i tak nie było siły, żeby się nie zmoczyły od tej mokrej chusteczki. Która pewnie ulgę też przyniesie chwilową i zaraz będzie ciepła od ciała, ale na chwilę wystarczy.
- Okej, napij się, odpocznij chwilę, zaraz się dowiem gdzie tu jest punkt medyczny. - Usiadł obok, gotów łapać w razie czego kobietę, gdyby miała znowu mieć zjazd i lecieć na twarz z tej ławki.
- Może masz uczulenie na jakiś składnik. - Trzęsące się dłonie nie były w zasadzie niczym dziwnym po spożyciu sporej dawki kofeiny czy energetyków, ale zawroty głowy były już bardziej niepokojące.
Wyjął telefon, wchodząc na stronę festiwalu i spoglądając na mapkę, żeby wiedzieć, gdzie się udać, ale na razie nie do końca wyobrażał sobie, żeby zaprowadzić do punktu medycznego Maze w takim stanie. Może mógłby sprowadzić kogoś do niej, to miałoby więcej sensu.
- Poczekaj tu chwilę na mnie, pójdę po kogoś.
Mazarine Winters
Czyli nie piła nawet alkoholu ani nic nie brała. Jedzenie mogło jej zaszkodzić, ale zwykle objawami takiego zatrucia były jednak dolegliwości żołądkowe, chociaż nie był żadnym specjalistą.
- Położę ci na karku okład. - Wolał uprzedzić, wstając i pozwalając sobie odgarnąć lekko włosy Mazarine chociaż i tak nie było siły, żeby się nie zmoczyły od tej mokrej chusteczki. Która pewnie ulgę też przyniesie chwilową i zaraz będzie ciepła od ciała, ale na chwilę wystarczy.
- Okej, napij się, odpocznij chwilę, zaraz się dowiem gdzie tu jest punkt medyczny. - Usiadł obok, gotów łapać w razie czego kobietę, gdyby miała znowu mieć zjazd i lecieć na twarz z tej ławki.
- Może masz uczulenie na jakiś składnik. - Trzęsące się dłonie nie były w zasadzie niczym dziwnym po spożyciu sporej dawki kofeiny czy energetyków, ale zawroty głowy były już bardziej niepokojące.
Wyjął telefon, wchodząc na stronę festiwalu i spoglądając na mapkę, żeby wiedzieć, gdzie się udać, ale na razie nie do końca wyobrażał sobie, żeby zaprowadzić do punktu medycznego Maze w takim stanie. Może mógłby sprowadzić kogoś do niej, to miałoby więcej sensu.
- Poczekaj tu chwilę na mnie, pójdę po kogoś.
Mazarine Winters
-
The truth is, everybody changes every day, and some things are more devastating than others. But we never are the same, and there are two ways to deal with these changes. You either accept them or you fight them like hell all the way.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Oczywiście, że Maze była wdzięczna, że spotkała tutaj akurat Mitcha. Obcego głupio by było prosić o pomoc, zwłaszcza że była taką kobietą, która wszystko musiała sama. Nie, że nie chciała pomocy od mężczyzn, tylko starała się być samodzielna. W obecnym stanie ciężko jej było wyznawać takie praktyki, bo każda pomoc mogła jej tylko polepszyć sytuację. Choć kto wie, może faktycznie gdyby ta wróżka nie skazała Birdmana na pecha, może nie dostałaby rykoszetem. Może przeszłaby inną alejką, gdzie nie mieli testowych energetyków.
Jedzenie z pewnością nie było tutaj przyczyną, chociaż jeden objaw się z nim wiązał. Kurczak, który nagle zaczął jej bardzo smakować, a przedtem był dla niej trudny do zjedzenia. Ale to też nie był objaw zatrucia - bardziej można by powiedzieć, że naćpania. Ale skoro nie ćpała…?
— Dobrze. — skończyła wypowiedź, a już poczuła nagłe uczucie chłodu na karku. Przez długą chwilę po prostu wyłączyło jej mózg, ale gdy już zaczęła myśleć, odczuła lekkie otrzeźwienie. Nie była jednak pewna, czy ten efekt długo się utrzyma.
Napiła się również wody, którą jej podał. W momencie zniknęło pół butelki, choć ona miała wrażenie, że wypiła zaledwie kilka łyków. Najwidoczniej jej potrzebowała - nie suszyło jej, ale przyniosło jej to odrobinę ulgi.
— Nie wiem… Może. — odpowiedziała, przymykając oczy po raz kolejny i starając się nie patrzeć na świat, który mienił się jej różnymi, ostrymi kolorami. To też nie był normalny objaw.
— Okej… — zgodziła się, bo i tak raczej sama by nie wstała. Nie przez co najmniej parę minut. Musiała ochłonąć, a zawroty były mniej odczuwalne, gdy siedziała na ławce. Oparła się zatem wygodnie i z zamkniętymi oczami czekała, aż Mitch wróci.
Mitch Birdman
Jedzenie z pewnością nie było tutaj przyczyną, chociaż jeden objaw się z nim wiązał. Kurczak, który nagle zaczął jej bardzo smakować, a przedtem był dla niej trudny do zjedzenia. Ale to też nie był objaw zatrucia - bardziej można by powiedzieć, że naćpania. Ale skoro nie ćpała…?
— Dobrze. — skończyła wypowiedź, a już poczuła nagłe uczucie chłodu na karku. Przez długą chwilę po prostu wyłączyło jej mózg, ale gdy już zaczęła myśleć, odczuła lekkie otrzeźwienie. Nie była jednak pewna, czy ten efekt długo się utrzyma.
Napiła się również wody, którą jej podał. W momencie zniknęło pół butelki, choć ona miała wrażenie, że wypiła zaledwie kilka łyków. Najwidoczniej jej potrzebowała - nie suszyło jej, ale przyniosło jej to odrobinę ulgi.
— Nie wiem… Może. — odpowiedziała, przymykając oczy po raz kolejny i starając się nie patrzeć na świat, który mienił się jej różnymi, ostrymi kolorami. To też nie był normalny objaw.
— Okej… — zgodziła się, bo i tak raczej sama by nie wstała. Nie przez co najmniej parę minut. Musiała ochłonąć, a zawroty były mniej odczuwalne, gdy siedziała na ławce. Oparła się zatem wygodnie i z zamkniętymi oczami czekała, aż Mitch wróci.
Mitch Birdman
Lin (shad0wlin_)
narzucanie lub wymuszanie przez współgracza konkretnych reakcji postaci (niezgodnych z jej charakterem lub pobudkami)
-
But we're running out of time
all the echoes in my mind crynieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
Miał ją za racjonalną kobietę, więc dziękował w duchu, że posłusznie siedziała i czekała, a nie zamierzała się z nim szarpać, że poradzi sobie sama. Na pewno miała na raz do czynienia z naćpanymi osobami, a teraz nawet jeśli sama nie była naćpana to Mitch i tak nie do końca ufał jej reakcjom. Coś, jakaś substancja ewidentnie jej zaszkodziła.
Zostawił jej wodę, zapewnił że zaraz wróci i poszedł szukać punktu medycznego, a gdy już go odnalazł to chwilę to zajęło zanim któryś ratownik był wolny, bo takich, co przesadzili albo byli w podobnym stanie co Mazarine było kilku. Może to faktycznie ten energetyk? Mitchowi nawet się zdawało, że to określenie padło między ratownikami, ale równie dobrze mogli rozmawiać o tym, że sami go potrzebowali bo nie wiadomo było w co ręce włożyć. Wrócił w stronę ławki po paru minutach, licząc, że Maze nie osunęła się z ławki na ziemię i nikt jej nie zadeptał, ale nie było tak źle, siedziała tak, jak ją zostawił.
Zachował też odpowiednią odległość, przystając kawałek dalej, kiedy ratownik w końcu podszedł do Winteres, standardowo zadając jej pytania czy coś brała, czy i co piła, czy na coś choruje, jednocześnie sprawdzając kobiecie już ciśnienie, a Haymitch ostatnie co chciał, to zostać przypadkowym świadkiem takiego wywiadu medycznego znajomej. Absolutnie nie jego sprawa więc odszedł jeszcze kawałek dalej, sięgając do kieszeni po paczkę papierosów, ale ledwo wetknął jednego między wargi to zrezygnował, myśląc, że jeśli mu przyjdzie jeszcze Maze gdzieś odprowadzać to lepiej, żeby nie śmierdział szlugami, bo zrobi się jej jeszcze gorzej.
Papieros trafił więc z powrotem do paczki, a Mitch rozejrzał się, w końcu podchodząc do jednego z najbliższych stoisk, żeby kupić zwykłą lemoniadę, bo strasznie mu się pić chciało, a zostawił swoją butelkę Mazarine.
W tym czasie ratownik oznajmił Mazarine, że oczywiście nic jej nie jest, ciśnienie trochę skoczyło pewnie przez nerwy, cukier w normie, pewnie po prostu za mało piła upał jej się dał we znaki, zalecił powrót do domu i wycieczkę na pogotowie, jeśli jej do jutra nie przejdzie.
Czyli standard opieki medycznej na tego typu wydarzeniach.
A widząc, że medyk już wstaje Mitch wrócił powoli w okolice ławki ze swoją lemoniadą.
- I co? Lepiej ci trochę? Pójść ci jeszcze po wodę?
Mazarine Winters
Zostawił jej wodę, zapewnił że zaraz wróci i poszedł szukać punktu medycznego, a gdy już go odnalazł to chwilę to zajęło zanim któryś ratownik był wolny, bo takich, co przesadzili albo byli w podobnym stanie co Mazarine było kilku. Może to faktycznie ten energetyk? Mitchowi nawet się zdawało, że to określenie padło między ratownikami, ale równie dobrze mogli rozmawiać o tym, że sami go potrzebowali bo nie wiadomo było w co ręce włożyć. Wrócił w stronę ławki po paru minutach, licząc, że Maze nie osunęła się z ławki na ziemię i nikt jej nie zadeptał, ale nie było tak źle, siedziała tak, jak ją zostawił.
Zachował też odpowiednią odległość, przystając kawałek dalej, kiedy ratownik w końcu podszedł do Winteres, standardowo zadając jej pytania czy coś brała, czy i co piła, czy na coś choruje, jednocześnie sprawdzając kobiecie już ciśnienie, a Haymitch ostatnie co chciał, to zostać przypadkowym świadkiem takiego wywiadu medycznego znajomej. Absolutnie nie jego sprawa więc odszedł jeszcze kawałek dalej, sięgając do kieszeni po paczkę papierosów, ale ledwo wetknął jednego między wargi to zrezygnował, myśląc, że jeśli mu przyjdzie jeszcze Maze gdzieś odprowadzać to lepiej, żeby nie śmierdział szlugami, bo zrobi się jej jeszcze gorzej.
Papieros trafił więc z powrotem do paczki, a Mitch rozejrzał się, w końcu podchodząc do jednego z najbliższych stoisk, żeby kupić zwykłą lemoniadę, bo strasznie mu się pić chciało, a zostawił swoją butelkę Mazarine.
W tym czasie ratownik oznajmił Mazarine, że oczywiście nic jej nie jest, ciśnienie trochę skoczyło pewnie przez nerwy, cukier w normie, pewnie po prostu za mało piła upał jej się dał we znaki, zalecił powrót do domu i wycieczkę na pogotowie, jeśli jej do jutra nie przejdzie.
Czyli standard opieki medycznej na tego typu wydarzeniach.
A widząc, że medyk już wstaje Mitch wrócił powoli w okolice ławki ze swoją lemoniadą.
- I co? Lepiej ci trochę? Pójść ci jeszcze po wodę?
Mazarine Winters
-
The truth is, everybody changes every day, and some things are more devastating than others. But we never are the same, and there are two ways to deal with these changes. You either accept them or you fight them like hell all the way.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Dobrze, że nie była w pracy. Teoretycznie. Tak czy siak Maze musiała odpuścić sobie ewentualne zwiady, choć nawet nie miała do nich podstaw - nie widziała nikogo, kto był związany ze sprawą Abigail ani inną ofiarą, którą się zajmowała. Mogła zatem w spokoju sobie posiedzieć i starać się nie przekręcić na tej ławce, ale chyba było jej do tego daleko. Czuła się źle, ale nie tak, jakby była jedną nogą w grobie.
Te kilka minut trochę się jej dłużyło, ale wkrótce dostrzegła Mitcha i ratowników, gdy otworzyła nieco swoje oczy po raz enty. Z jednej strony powinna się cieszyć, z drugiej natomiast miała już klasyczną myśl pod tytułem “oby mnie nigdzie nie zabierali”. Nie była w pracy, więc tyle dobrze, ale jak już wolała wrócić do swojego mieszkania. Nie do szpitala, gdzie czuła się chora za każdym razem, gdy tam wchodziła.
Przy wywiadzie Winters starała się być natomiast dokładna co do swoich objawów i po kolei je opisywała lub odpowiadała na pytania zadane przez ratownika. Dalej miała dziwny wzrok, ale zdawało jej się, że umysł pozbył się większej części mgły. Zawroty też były mniejsze, ale nie chciała póki co ryzykować wstawaniem. Dopiero gdy ratownik skończył wywiad i wydał jej polecenia, mogła uznać że może ruszyć się troszkę bardziej. Mimo to i tak tego nie uczyniła - przyjemnie jej się siedziało na tej ławce.
— Trochę tak. I nie, nie trzeba. Dziękuję. — normalnie potrząsnęłaby głową, by podkreślić swoje zdanie, ale bała się o zawroty. — Nie mam pojęcia, co się stało. Nigdy nie miałam takiej reakcji na picie czy jedzenie. — pożaliła się, jednocześnie ściągając brwi. Była okazem zdrowia, trenowała sporty, jadła głównie zdrową żywność, chyba że nie miała czasu na zrobienie sobie posiłku. Ciężko jej było zatem dojść do przyczyny, dla której taki energetyk mógł dać jej w kość.
Ale wiedziała, że od tej pory raczej będzie się trzymać od takich z daleka.
Mitch Birdman
Te kilka minut trochę się jej dłużyło, ale wkrótce dostrzegła Mitcha i ratowników, gdy otworzyła nieco swoje oczy po raz enty. Z jednej strony powinna się cieszyć, z drugiej natomiast miała już klasyczną myśl pod tytułem “oby mnie nigdzie nie zabierali”. Nie była w pracy, więc tyle dobrze, ale jak już wolała wrócić do swojego mieszkania. Nie do szpitala, gdzie czuła się chora za każdym razem, gdy tam wchodziła.
Przy wywiadzie Winters starała się być natomiast dokładna co do swoich objawów i po kolei je opisywała lub odpowiadała na pytania zadane przez ratownika. Dalej miała dziwny wzrok, ale zdawało jej się, że umysł pozbył się większej części mgły. Zawroty też były mniejsze, ale nie chciała póki co ryzykować wstawaniem. Dopiero gdy ratownik skończył wywiad i wydał jej polecenia, mogła uznać że może ruszyć się troszkę bardziej. Mimo to i tak tego nie uczyniła - przyjemnie jej się siedziało na tej ławce.
— Trochę tak. I nie, nie trzeba. Dziękuję. — normalnie potrząsnęłaby głową, by podkreślić swoje zdanie, ale bała się o zawroty. — Nie mam pojęcia, co się stało. Nigdy nie miałam takiej reakcji na picie czy jedzenie. — pożaliła się, jednocześnie ściągając brwi. Była okazem zdrowia, trenowała sporty, jadła głównie zdrową żywność, chyba że nie miała czasu na zrobienie sobie posiłku. Ciężko jej było zatem dojść do przyczyny, dla której taki energetyk mógł dać jej w kość.
Ale wiedziała, że od tej pory raczej będzie się trzymać od takich z daleka.
Mitch Birdman
Lin (shad0wlin_)
narzucanie lub wymuszanie przez współgracza konkretnych reakcji postaci (niezgodnych z jej charakterem lub pobudkami)