

Od zawsze był indywidualistą, który wolał chodzić własnymi ścieżkami, niż tymi wytyczonymi. Przez to niełatwo było mu nawiązywać przyjaźnie. Nic więc dziwnego, że przez większość jego życia jedną z jego najlepszych przyjaciółek była Mary-Lou, która z jakiegoś powodu była skłonna tolerować te wszystkie jego dziwactwa. Była przy nim, kiedy próbował sobie poradzić ze smutkiem i rozczarowaniem rodziców, kiedy oznajmił im, że idzie na studia związane z księgowością, a nie z polityką, jak zawsze marzyli. Trzymała go też za rękę — bardzo mocno, czasami wciąż ma wrażenie, jakby czuł dotyk jej placów na skórze — kiedy otwierał wiadomość informującą go o tym, czy dostał się na tutejszy uniwersytet, czy nie. W końcu marzył o tym, a nie był pewien, czy uda mu się dostać. Na szczęście decyzja okazała się pozytywna, dzięki czemu bez problemu mógł rozpocząć studia w rodzinnym mieście, co zdecydowanie pomogło mu z finansami. Gdyby nie to i fakt, że rodzice przez lata zbierali pieniądze na jego studia, pewnie znacznie trudniej byłoby mu je podjąć.
Tak naprawdę wraz z jego pójściem na studia niewiele się zmieniło. Jedyne co to tym razem przykładał się do wszystkich wykładanych przedmiotów, dzięki czemu stał się jednym z najlepszych studentów na swoim roku. Wszelkiego rodzaju stypendia i nagrody również bardzo ułatwiły jego sytuację materialną — skrzętnie oszczędzał sobie te pieniądze. Jego życie, nawet to studenckie, nigdy nie było wypełnione imprezami, alkoholem i nowo poznanymi ludźmi. Można byłoby wręcz powiedzieć, że przez większość czasu było cholernie nudne. Właściwie przez żadną część swojego życia nie należał do osób przebojowych i nigdy mu też na tym jakoś specjalnie nie zależało. Często jednak ze względu na swój charakter czuł się gorszy, w pewien sposób wręcz wybrakowany. Miał wrażenie, że otaczają go sami ekstrawertycy, a on nie potrafi rozmawiać tak właściwie z nikim.
W ratuszu znalazł się najpierw jako stażysta. Początkowo sądził, że to dzięki jego sukcesom i umiejętnościom, ale kilka miesięcy później dowiedział się, że maczali w tym palce jego rodzice. Był wtedy wściekły, ale nie uniósł się honorem, bo najzwyczajniej w świecie potrzebował tej pracy, aby zdobyć swoje pierwsze doświadczenie. Nie sądził, że zabawi tam na dłużej, ale tak się stało. Księgowym został dopiero miesiąc temu — poszczęściło mu się, bo poprzedni odszedł na emeryturę — i właściwie dopiero zaczyna odnajdować się na tym stanowisku. Praca zajmuje więc obecnie większą część jego życia, tak samo jak urządzenie się w nowym mieszkaniu, które dopiero co wynajął. Także teoretycznie dzieje się sporo, a jednocześnie zupełnie nic, tak jak zwykle. Nie zmienia się również pytanie, które Augustine ciągle sobie zadaje: lepiej być sobą czy takim jak wszyscy, byleby się dopasować?
— póki co nie ruszał się za bardzo nigdzie z Kanady, a nawet z samego Toronto, dlatego w najbliższym czasie chciałby trochę popodróżować. Jego pierwszy kierunek to Wielka Brytania, ponieważ z tego co słyszał od rodziców, jego rodzinne korzenie znajdują się poniekąd właśnie tam;
— zawsze dba o to, aby w jego domu i na jego biurku znajdował się absolutny porządek — bez tego nie jest w stanie nic zrobić, bo bałagan zwyczajnie go irytuje;
— uwielbia chodzić na występy komediowe. Ma kilku ulubionych komików, których ogląda najczęściej i najbardziej odpowiada mu ich typ humoru, a trzeba przyznać, że jego własny bywa specyficzny;
— umie mówić po francusku, ale do samej Francji obawia się kiedykolwiek jechać, tak samo jak rozmawiać z pełnoprawnym Francuzem, bo obawia się, że zostałby wyśmiany. Słyszał wiele historii jak z horroru na temat Francuzów i korzystania z ich języka.