29 y/o, 190 cm
były agent czarnego wywiadu Korei Północnej
Awatar użytkownika
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Był ciężkim przypadkiem gdy chodziło o wspólne życie. Mało kiedy się uginał czy szedł na ustępstwa, bo nauczony był życia w samotności. Nie musiał się tłumaczyć ze swoich czynów ani decyzji, nie musiał zważać na nikogo, tylko po prostu robił to, co uważał za słuszne. Więc teraz, jeśli miał mieć kogoś przy sobie, to albo nauczy się nowych zasad, albo… no właśnie. Należało jednak pamiętać, że to był ledwo początek, a on, chociaż potrafił adaptować się do nowych sytuacji, to czasami szło to naprawdę topornie.
Zmienić komuś charakter nie było łatwo. O ile w ogóle chciało się kogoś zmieniać.
Spojrzał na nią kątem oka. Z jednej strony wiedział, że miała rację, bo przecież zdrowie było ważne i nie przeskoczy czegoś, co działo się niezależnie od niego. Powinien dbać o swoje urazy, zrobić odpowiednie skany, badania, niemniej w tym momencie schodziło to na dalszy plan. Przynajmniej na jego liście priorytetów. Co nie oznaczało, że nie zamierzał w ogóle gdzieś iść. Teraz, z dokumentami, które miałyby potwierdzać jego przynależność do Kanady, mógł nawet jechać do szpitala… tylko patrząc na jego aktualny stan, zapewne zadawaliby wiele niewygodnych pytań.
Rohan za to nie pytał. Tylko wkurwiał.
Westchnął ciężej pod nosem, bo chcąc nie chcąc, musiał się z nią zgodzić. Z ludźmi mógł walczyć na własną rękę, ale z powikłaniami…
Jak już wrócimy do Kanady, to pójdę zobaczyć lekarza. W porządku? — powiedział, zerkając na nią, aby się zorientować czy taka forma umowy jej pasowała. On dostanie coś, bo załatwi co chciał, i ona dostanie… jego zadbanie o siebie, aby przypadkiem nie umarł zbyt szybko.
Chociaż w jego przypadku, nie mógł jej tego obiecać.
Wolałbym, aby to był ktoś inny niż Rohan, ale niech będzie — rzucił. Nie przypadli sobie do gustu, ale to też żadne zaskoczenie, bo generalnie Damon nie przepadał za ludźmi. A jeśli ktoś był jeszcze zbliżony do niego charakterem, to tylko prosiło się o konflikt. Niemniej tu nie miało być miłości czy nawet sympatii. Tu miał być tylko wspólny interes, który opłacał jego pracodawca.
I przez który zbyt szybko się nie wypłaci.
Nie wiedział co czekało go jutro, ale chociaż wysłał wiadomość, aby nie było, że siedział cicho. Damon miał swoje priorytety, ale gdy odwalił pracę, teraz mógł odpocząć. Przynajmniej do momentu w którym znowu nie zostanie wezwany. Patrząc jednak na jego aktualny stan, to nie był zbyt dobrym pracownikiem, nawet jeśli szybko dochodził do siebie. Kilka godzin po takim katowaniu jednak było zbyt krótkim okresem, aby skakał jak sarenka.
Dziwne, nie rozumiem dlaczego — rzucił ironicznie. Generalnie sam nie wiedział czym był urlop, ale skoro już tu byli, to co im szkodziło się przejść? No dobra, pewnie Damon zrobiłby spore zamieszanie i przyciągnął niepotrzebną uwagę wyglądając jak ofiara przemocy, ale czy go to interesowało? Jak chodziło o cywili, to nie, ale zawsze mógł przyciągnąć uwagę kogoś… niepotrzebnego. Wtedy byłby problem.
Spojrzał na nią i brew mu drgnęła wyżej.
Zostań — odpowiedział niemalże od razu. Skoro już tu była, to nie było potrzeby aby wracała, zwłaszcza, że faktycznie uratowała mu dupę swoją obecnością. Co z tego, że serducho mu się skurczyło mocniej, kiedy widział jak tamten kretyn ją ciągnie do kantyny. Dała sobie radę, ale wtedy uświadomił sobie, że jest jego słabym punktem bardziej niż powinna. Bo się interesował, bo się martwił i nie chciał, aby stała jej się krzywda. A patrząc na to czym się zajmował, jego wrogowie mogli to łatwo wykorzystać. — I tak nie zostanę tu dużo dłużej — dodał. Zdawał sobie sprawę, że pewnie Giovanni sam go odeśle do domu lub wrócą wspólnie, aby przeanalizować to, co się stało. Jako ochroniarz czy szpieg w tym stanie się nie sprawdzi, ale zanim opuści Włochy, wolał to przegadać. Taki już był. Jebany, lojalny pracoholik.
Objął ją ciaśniej ramieniem, przyciągając bliżej siebie.
Zaśnij. Jutro zobaczymy co dalej. — Bo dzisiaj i tak już niczego nowego nie ustalą. I chociaż miała brać „wartę”, to teraz, jak jego organizm jako tako odpoczął, Damon już wiedział, że chcąc nie chcąc, jego głowa będzie pracować na słynnej czujce, ale nad tym nie dało się zapanować. To już był jego wewnętrzny system, którego się nie wyłączało.

Candace Callahan
29 y/o, 159 cm
był ratownik medyczny, były pilot US Navy, generalnie fajnie... było
Awatar użytkownika
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  Jego oferta średnio jej pasowała. Jako medyk, w takim przypadku, wiedziała że najważniejszą jest szybka reakcja, bo wszystko potrafi zrobić fikołka w przeciągu dosłownie chwili. Tak jak i było w przypadku jego zakażenia – gdyby nie Tex, prawdopodobnie skonałby w tym całym magazynie.
  Z drugiej strony – ciężko było ją odrzucić. Nie dlatego, że była jakaś wyjątkowo dobra, ale przez to, że w ogóle padła. Kompromis – który tak naprawdę zahaczał o coś, co powinno być tylko w jego interesie – zaproponowany przez niego. Niewielki postęp, którego nie sposób było nie zauważyć, jeśli już trochę się z nim żyło i znało.
  Dlatego skinęła głową, choć bez większego entuzjazmu. Ale zgoda to przecież zgoda.
  — Tylko przed Rohanem nie musisz się tłumaczyć z tego co się stało — powiedziała, choć pewnie to wiedział. Wiedział, że Rohan nie zaalarmuje cichcem policji. — I nie prowadzi kartoteki, do której chętnie zajrzałyby Stany, po tym jak nagle wyjechałeś. — Nie mówiąc o tym, że wypuścili ich z Alaski warunkowo i polecili, aby zostali w Toronto, bo na pewno się z nimi skontaktują. Oboje wiedzieli, że USA, chociaż wersję historii mieli zbieżną, nie kupiło tego w pełni. Bo i średnio to pomagało im w sprawie skradzionego, militarnego samolotu, którym przylecieli.
  Ale on przecież o tym wiedział. Rohan, choć był dupkiem, to przynajmniej solidnym w swym fachu i przede wszystkim: dyskretnym. Oczywiście cenił się, i to jak – zwłaszcza kiedy się miało kontrast z bezpłatną służbą zdrowia w Kanadzie. Jako Amerykanka jednak nie strzelała oczami na jego ceny aż tak bardzo – ich służba zdrowia to był dramat i za wszystko kosili jak za zboże.
  Trochę… zaskoczyła go jego odpowiedź. Nagła, stanowcza. Znacznie różniąca się od tego, co pokazał jej na samą jej sugestię, że poleci tutaj z nim. A to, że była już tutaj, wcale nie znaczyło, że musiała zostać.
  Nie chodziło jej o to, aby wymusić na nim, by poprosił ją o zostanie... zamierzała pokazać, że zna swoje miejsce w tym układzie, bo niczego na siłę by mu do głowy, nawet największym podstępem, nie wtłukła. Damon musiał nauczyć się sam i tego nauczyła się o nim bardzo prędko. Postępy robił sam, jeśli tylko delikatnie pokazywało mu się kierunek.
  Wystarczyło chyba to, że przełamał pewną granicę ich bliżej niedookreślonej wcześniej relacji (nie to, żeby teraz była jakaś super określona).
  — Damon, spokojnie — zaczęła łagodnie, chociaż wyraz jej twarzy przeciął delikatny uśmiech, bez kpiny. — Nie musisz zmieniać swoich przyzwyczajeń tylko dlatego, że wymieniłeś się ze mną kilka razy śliną — dopełniła swoje wcześniejsze słowa ze spokojem, sunąc palcami niezmiennie po jego skórze na klatce piersiowej.
  Nie było przecież takiej potrzeby, aby zostawała. To znaczy – w jej głowie znacznie lepiej by było, gdyby ktoś go miał na oku (w kontekście kondycji jego skatowanego ciała), ale Damon, jeszcze nie tak dawno temu, reprezentował sobą inną postawę. Miał do dopięcia swoje sprawy, w które nie chciał jej mieszać z powodu, który wyłożył jej już w Toronto. Aby nie musieć się na nią oglądać, aby go nie rozpraszała. Nie zamierzała mu niczego zmieniać, na pewno nie wymagała zmiany postawy z dnia na dzień.
  Zaśnij (…)
  — Zmuś mnie — odparła leniwie, bez cienia zaczepy czy prowokacji, pomimo samej treści. Nie po to, by faktycznie go do czegoś sprowokować, a jedynie przeciągnąć całość. I odpysknąć coś dla zasady. Oczywiście znając Damona i jego brak delikatności – choć z wyjątkiem wobec niej, nie było tak, że tego nie zauważała – to słowa „zmuś mnie” mogłyby się po prostu skończyć założeniem odpowiedniego chwytu, który powoli odbierałby tlen, aż straciłaby przytomność. To też jakaś forma spania.
  Wbrew jej słowom, przylgnęła do niego, z nabożną wręcz ostrożnością, nie chcąc wywoływać w nim jakiegokolwiek bólu – nawet jeśli swoimi ruchami i tym, jak, dość zaborczo, ją do siebie przyciskał. I wbrew tym samym słowom oparła się o to jedno zdrowe ramię które miał. 

    e o t
Damon Tae
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Świecie”