ODPOWIEDZ
27 y/o, 171 cm
dźwiękowiec || CBC Toronto
Awatar użytkownika
Skryta w najgłębszym cieniu – zawsze z boku, na drugim planie, poza ciekawskim, oceniającym spojrzeniem. Ale kiedy się odzywa jej sylwetka rysuje się na nowo, wyłania się z mroku. Beznamiętny głos przebija się przez ciszę, słowa dźgają jak małe igły. Celnie wymierzone, zawsze w punkt. W zmęczonych ślepiach rzadko widać zaciekawienie – jakby szukanie szczęścia w życiu przychodziło jej z trudem. Bo się pogubiła. Zbłądziła, zaufała nieodpowiednim osobom, straciła to co najcenniejsze. Przed twarzą trzyma maskę naśladującą idealne oblicze, ale jeśli przyjrzysz się dokładniej nie przejdziesz obojętnie obok popękanej powłoki. Uważniejszy obserwator zobaczy to, co inni zignorują – prawdę.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkifruit roll-up
postać
autor

d r u g a.
prawie noc, w jakiejś zaciemnionej, bocznej uliczce
Spoglądała w niemal całkowicie czarne niebo, na którym błyszczały pojedyncze gwiazdy. Normalnie zastanowiłaby się głębiej nad tym pięknym widokiem, ale tym razem doszukiwała się w nich czegoś zupełnie innego – spokoju. Jakby jedno spojrzenie w świecący punkt miało całkowicie wyciszyć mętlik w jej głowie, zatrzymać na chwilę czas. Albo jakby chciała, żeby tak właśnie się stało.
Dawno nigdzie nie wychodziła o tak później porze, ale ostatnie dni były przepełnione emocjami i jakby miała siedzieć w ciasnym mieszkaniu, rozmyślając o tym wszystkim co ją ostatnio spotkało to chyba eksplodowałaby jej głowa. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem i dać sobie czas na poukładanie wszystkim myśli, a takie porządku najlepiej wychodziły jej właśnie pod osłoną nocy, kiedy mogła się wybrać się na jakąś dłuższą wędrówkę i odciąć się od reszty świata.
Ten jej spacer trwał już od kilku dobrych godzin, więc miała sporo czasu żeby doprowadzić swój popieprzony łeb do ładu. Celu podróży żadnego konkretnego nie obrała, więc wiła się między uliczkami jak szczur, szukający resztek pożywienia pozostawionych przez ludzi. Bo faktycznie, niektóre z mijanych przez nią miejsc wyglądały na takie, które mogłyby zamieszkiwać gryzonie.
W całym tym zamieszaniu (i celowym odcięciu się od reszty świata, bo przecież myślami była w zupełnie innym miejscu) nie zwróciła uwagi, że ktoś mógł za nią iść. I to prawdopodobnie od dłuższego czasu. Za jej placami stale poruszał się cień – nieznana postać, która wspaniale wtapiała się w otoczenie, znikała w cieniu. Yvonne nie oglądała się za siebie zbyt często, więc nieznajomy miał ułatwione zadanie, bo śledziło się ją dużo łatwiej. Było zdecydowanie za późno na odpowiednią reakcję – najpierw usłyszała cięższe kroki blisko za swoimi plecami, a później napastnik szarpnął silnie za pasek jej naramiennej torby. Udało jej się obrócić tylko w połowie.
Zabieraj te łapy — wycedziła przez zaciśnięte zęby. Jej ciało niemal od razu się napięło, by stawić opór złodziejowi. Zaparła się stopami o podłoże (dobrze, że miała obuwie z grubą podeszwą), próbując wyrwać mu z łap swoją własność. Jednak siła, którą władał mężczyzna była zbyt duża, mogła mu się przeciwstawiać tylko przez chwilę, zanim jej własne palce nie odmówią jej posłuszeństwa.
Chciała mu się lepiej przyjrzeć, ale wszystko wskazywało na to, że cała akcja była już wcześniej zaplanowana, bo jego ubiór utrudniał zapamiętanie jakichkolwiek znaków charakterystycznych. Ciemne spodnie, ciemna bluza, na dłoniach rękawice. Twarz schowana pod kominiarką, a na głowie kaptur, żeby nie można było nawet powiedzieć nic o jego kolorze włosów. Sylwetkę miał całkiem zwyczajną, nie wyróżniała się niczym szczególnym.
Kurwa.
Wiedziała, że decyzję musi podjąć szybko – nie chciała dać za wygraną, ale gdyby puściła pasek to może rabuś dałby jej spokój. Albo wykorzystałby chwilę słabości, by odebrać jej znacznie więcej. W sytuacjach kryzysowych zwykle potrafiła decydować szybko, ale tym razem została zaskoczona. Nie miała czasu do namysłu.
Szarpnęła mocniej w swoją stronę, zdobywając się na największy wysiłek. W pierwszej chwili przyniosło to zamierzony efekt, ale kosztowało ją to tyle siły, że z trudem utrzymywała swoją pozycję, gdy złodziej zaczął się chaotycznie wierzgać.
Spojrzała w bok – może powinna zawołać o pomoc? Uliczka, w której się znajdowali była jedną z bocznych, ale w czasie ataku zmierzała już ku głównej drodze. Kątem oka mogła dostrzec przejeżdżające samochody, więc była minimalna szansa, że ktoś usłyszałby jej nawoływanie.
Ratunku, pomocy! — wydobyła z siebie gardłowy krzyk. Głos miała zachrypnięty, pełen obawy. Wiedziała, że wkrótce będzie musiała odpuścić i uciekać ile sił w nogach w stronę ulicy. Żeby na samej kradzieży torby się skończyło.

Rhys Madden
-
gracz =/= postać; wydłużanie postów na siłę; szanuję granice innych, więc wszystko do dogadania.
35 y/o, 192 cm
white dove | wydział zabójstw Toronto Police Service
Awatar użytkownika
so many invisible strings tie me to the way that you bleed
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

every step, every move
i see fire coming after you
Czarne niebo wisiało ciężko nad jego głową - jak niestabilny sufit zbyt niskiego pomieszczenia, z którego za wszelką cenę chciał się wydostać. Z biegiem lat przestał dostrzegać ukryte w nim piękno. Błysk gwiazd na atłasowej zasłonie przeistoczył się w rzuconą z daleka drwinę, duszoną przez opary i świetlne zanieczyszczenie miasta. Nocne spacery nie przynosiły mu ukojenia, nie zmuszały chaotycznego umysłu do uporządkowania swych myśli - wręcz przeciwnie. Obnażały prawdziwą naturę jego codzienności w sposób, który zwykle pieczołowicie upychał na dno najniższej szuflady. Czerń za oknem oznaczała bezsenne noce bezproduktywnie spędzane na wpatrywaniu się w ten sam punkt na suficie. Przepracowane godziny, zabarwione zapachem tytoniu, goryczą kawy i kwaśnym posmakiem utkwienia w martwym punkcie.
Lub chwile takie jak ta.
Zostawił huk nocnego życia za sobą przechodząc przez boczne wyjście z jednego z klubów, do którego dostarczył zapisaną na zmiętej kartce papieru informację. Poczucie brudu oblepiło jego duszę gdy ruszył do jednej z alejek, chwilowo zbyt wściekły by nawet pomyśleć o sięgnięciu po paczkę papierosów schowaną gdzieś w kieszeni spodni. Nigdy wcześniej nie był osobą preferującą poranki, ale w pewnym momencie stały się jedyną porą dnia, którą był w stanie tolerować. Lubił ruch na komisariacie, ludzi pędzących w różnych kierunkach, wszystkich napiętych, zestresowanych i skupionych. Gwar i natłok obowiązków pomagały mu upychać to, czego nie chciał w tej chwili blisko siebie z dala od jego myśli.
Cisza to obnażała. Wracało do niego wraz z biciem własnego serca i szumem adrenaliny krążącej w żyłach. Noce już dawno przestały nieść ze sobą obietnicę odwrócenia się jego losu - i jakby na potwierdzenie własnych, ponurych myśli, odległy krzyk dobiegł go z jednej z alejek.
Drgnął, ruszając naprzód jeszcze zanim jego umysł zaczął zastanawiać się nad tym, czy powinien. Choć jego emocje tworzyły kłębek, z którego wyszarpywane nici jedynie go zacieśniały, jego ciało nie znało zawahania. Operowało na sumie zdobytego doświadczenia, kompletnie oderwanego od moralnych zagadnień i egzystencjalnych problemów. Klnąc pod nosem, wtargnął do wąskiej uliczki - z rodzaju tych, w której zwykle buszują szczury, a w której rogach zalegają strzykawki. Dostrzegając szarpaninę dwójki osób, odruchowo skierował się do odzianego w bluzę mężczyzny, którego sylwetka odróżniała się od szarości nocy głęboką czernią.
I gdy ten wyrwał kobiecie przedmiot, o który tak zaciekle walczyła, w umyśle Maddena zagościło niezadowolenie. Tyle szumu o zwykłą torebkę.
- Stój, policja! - warknął, rzucając się za mężczyzną gdy ten pomknął w odwrotnym kierunku. Znacznie inny rodzaj adrenaliny zawładnął nim w jednej chwili - ten, który poruszył jego nogi do działania, bezwiednie zacisnął szczękę, utkwił nieruchomy wzrok w czarnej plamie uciekającej w kierunku zakrętu. Wyminął kobietę nie obdarzając jej spojrzeniem - nie teraz, gdy w jego umyśle pojawiła się potrzeba chwycenia tego głupiego gnoja, który miał czelność zignorować jego polecenie.
Zakręt był ciasny, niemożliwie wąski. Dostrzegł zwycięstwo przed sobą jeszcze nim jego dłoń odnalazła plecy uciekającego. Chora satysfakcja zagościła w jego umyśle gdy pchnął naprzód, a w powietrzu rozległ się odgłos ciała zderzającego się z ceglaną ścianą. Pragmatyzm nie zwyciężył, gdy za pomocą instynktu, jego ręka wystrzeliła do przodu - chwytając głowę mężczyzny za naciągnięty nań kaptur i, zamiast zerwać go w tył, pchnęła naprzód, uderzając jego czaszką o ścianę w niepotrzebnym wyrazie brutalności.
I wyłączne przeświadczenie o zakończeniu swojego pościgu sprawiło, że zatrzymał się gdy złodziej pochylił się gwałtownie, chwiejnym krokiem cofając w tył. Dostrzegł szkarłat barwiący jego profil gdy odwrócił się w jego stronę.
I błysk, gdy w obcej dłoni nagle pojawiła się broń.
Zaklął wściekle, rzucając się w bok gdy lufa pistoletu skierowała się w jego stronę. Szok przedarł się przez resztę emocjonalnego koktajlu, który owładnął nim na początku pościgu. Huk wystrzału zadźwięczał mu w plecach gdy znalazł osłonę za zapomnianym śmietnik, sięgając do schowanej pod odzieżą kabury.
I znów, tylko jedna, trzeźwa myśl w tyle jego głowy rozbrzmiała pytaniami - jaki złodziej torebek miał przy sobie broń?
I, przede wszystkim, co musiało w niej być by był gotów jej użyć, byle tylko go nie złapano?
Gdy jego palce zacisnęły się na znajomym chłodzie metalu, odzianego w czerń złodzieja nie było. Jedno uderzenie serca podejmował decyzję, zastanawiając się nad kontynuowaniem pogoni, by też szybko z niej zrezygnować po dostrzeżeniu labiryntu, w którym zniknął mężczyzna. Jeśli miałby go znaleźć, potrzebował wsparcia - toteż zamiast tego, odwrócił głowę w stronę, z której przybiegł, napotykając stojącą tam kobietę. Ruszył w jej stronę, w pierwszej kolejności chowając pistolet do kabury, w drugiej wydobywając z kieszeni komórkę. Odległe echo protokołów - czy też ludzkiej uprzejmości - rozbrzmiało w jego uszach gdy zmierzył ją z góry na dół.
- To miasto każdego roku schodzi coraz bardziej na psy - prychnął pod nosem, nim dodał. - Nic się pani nie stało?

Yvonne Wyatt
meow
nuda
27 y/o, 171 cm
dźwiękowiec || CBC Toronto
Awatar użytkownika
Skryta w najgłębszym cieniu – zawsze z boku, na drugim planie, poza ciekawskim, oceniającym spojrzeniem. Ale kiedy się odzywa jej sylwetka rysuje się na nowo, wyłania się z mroku. Beznamiętny głos przebija się przez ciszę, słowa dźgają jak małe igły. Celnie wymierzone, zawsze w punkt. W zmęczonych ślepiach rzadko widać zaciekawienie – jakby szukanie szczęścia w życiu przychodziło jej z trudem. Bo się pogubiła. Zbłądziła, zaufała nieodpowiednim osobom, straciła to co najcenniejsze. Przed twarzą trzyma maskę naśladującą idealne oblicze, ale jeśli przyjrzysz się dokładniej nie przejdziesz obojętnie obok popękanej powłoki. Uważniejszy obserwator zobaczy to, co inni zignorują – prawdę.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkifruit roll-up
postać
autor

Czuła jak sztywnieją jej dłonie, ale nie dawała za wygraną. Trzymała swoją własność z całej siły – jeśli napastnik miałby wyrwać jej torebkę to chyba razem zakleszczonymi na niej palcami. Podczas tej walki starała mu się jeszcze jakoś lepiej przyjrzeć, dostrzec jakiś nie rzucający się na pierwszy rzut oka szczegół, który mógłby pomóc w jego identyfikacji. Może coś charakterystycznego, coś, co wyróżniałoby go na tle kilku postawionych obok siebie mężczyzn o podobnej budowie... Ostatecznie jej obserwacje na nic się nie zdały – nie dostrzegała w nim nic takiego, był chyba najzwyklejszym facetem, którego kiedykolwiek wiedziała.
Z jej ust padały w międzyczasie wyzwiska – pełne bezradności, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że tej walki nie wygra, że jest w stanie jedynie ją trochę przeciągnąć. Myślała, że jak pokaże pazura to może go jakoś przegoni, ale rabuś był nieugięty. W myślach powoli godziła się ze swoją porażką, uznając, że dużo lepiej jest oddać torbę niż własne życie – nie wiedziała czy złodziej jest uzbrojony, ale zakładała najgorszy możliwy scenariusz, by być gotową na wszystko.
I w końcu puściła, tracąc przy tym równowagę. Od razu padła na ziemię – na szczęście na tyle umiejętnie, że jedynymi obrażeniami, których się nabawiła były zdarte dłonie. W pierwszej chwili chciała jeszcze wstać i go gonić, ale nie potrafiła tak sprawnie się podnieść, a co dopiero rzucić się w pogoń, dlatego po prostu odpuściła wzdychając ze zrezygnowaniem.
„Stój, policja!”
Początkowo myślała, że jej się przesłyszało. Podjęła drugą próbę podniesienia się i tym razem jej się udało – trochę niezgrabnie i pokracznie, ale przynajmniej stała na dwóch nogach o własnych siłach. Była już w trakcie otrzepywania zabrudzonych dłoni, gdy nagle obok niej przebiegła postać, która rzuciła się w pościg za napastnikiem. Czyli jednak dobrze słyszała – ktoś widział całe zajście. Nie była tylko pewna kto, bo wszystko działo się naprawdę szybko. Ktoś jej mignął przed oczami. Zniknął równie szybko co się pojawił.
Odruchowo zaczęła przeczesywać swoje kieszenie, bo chciała się upewnić co nie zostało skradzione. Na całe szczęście telefon miała głęboko po wewnętrznej stronie kurtki, a w skradzionym portfelu nie było zbyt dużo gotówki, tylko karty, która musiała możliwie szybko zastrzec. Co do innych wartościowych rzeczy nie była pewna, ale wydawało jej się, że ostatecznie nie straciła zbyt wiele – rabuś na pewno przeżyje zawód, zapoznając się z zawartością torby.
Niemal podskoczyła, gdy w oddali usłyszała huk, jakby ktoś wystrzelił z broni. Zrobiła dwa lub trzy kroki przed siebie, jakby chciała spróbować dostrzec więcej, ale obaj mężczyźni zniknęli za zakrętem. Gdyby chciała się dowiedzieć co się stało to musiałaby pójść ich śladami. Obawiała się jednak nieznanego. Możliwe, że na chwilę sparaliżował ją strach. Wyobrażała sobie, że z mroku znów wyłoni się ten, który ukradł jej torebkę. I tym razem będzie miał w dłoniach broń.
Zza rogu wyłoniła się postać. Od razu zmrużyła oczy – to nie był ten, który ją zaatakował. Poruszał się trochę inaczej. Był masywniejszy, miał szersze ramiona i był wyższy. Mogła go wziąć za bandziora gdyby nie myśl, że to prawdopodobnie właśnie on przemknął obok niej, gdy złodziej wygrał starcie. I raczej był tym dobrym.
„Nic się pani nie stało?”
Zamrugała oczami jak wybudzona za snu, jakby dopiero powróciła do otaczającej ją rzeczywistości. Szybko zlustrowała go od góry do dołu, by następnie skinąć głową.
Tak, wszystko w porządku — odpowiedziała w końcu, gdy tylko przełknęła głośno ślinę, pozbywając się nieprzyjemnego uczucia suchości w gardle. — A panu nic nie jest? Ciężko wyrazić mi swoją wdzięczność, gdyby nie pa--
Urwała.
W jej głowie nagle, nieoczekiwanie pojawiła się jakaś myśl. Wspomnienie, które z każdą milisekundą stawało się żywsze, wzbogacone o coraz to nowsze szczegóły. Jego twarz... czy mogła go skądś kojarzyć? Wydawała się znajoma. Może trochę inna niż we wspomnieniach, ale i tak znajoma. Gdyby zamknęła oczy to mogłaby powiedzieć, że już kiedyś z nim rozmawiała.
Czy my się przypadkiem nie znamy? Dla jasności - nikt wcześniej nie próbował mnie okraść, ale mam wrażenie, że już kiedyś z panem rozmawiałam. Może nawet kilka razy. Mogło tak być? Kim pan jest?

Rhys Madden
-
gracz =/= postać; wydłużanie postów na siłę; szanuję granice innych, więc wszystko do dogadania.
35 y/o, 192 cm
white dove | wydział zabójstw Toronto Police Service
Awatar użytkownika
so many invisible strings tie me to the way that you bleed
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Wychodząc tej nocy z domu spodziewał się, że może zakończyć się czymś gwałtownym - ale nigdy nie przeszłoby mu przez myśl, że będzie to niezwiązane z miejscem, do którego zawędrował. Jego mięśnie wciąż były spięte, adrenalina buzowała w żyłach gdy odwrócił się od labiryntu, w którym umknął napastnik. Choć odruch pchnął go do pogoni, nie był wystarczająco silny by mógł w pełni przenieść swoje skupienie na ofiarę. Zamiast tego, jego umysł mknął na najwyższych obrotach, analizując problematykę całego wydarzenia.
W jego oczach, jedna torebka nie była warta wychylania się z cienia. Bar, do którego dostarczył informacje, był nieopodal - ale stosunkowo daleko od jego miejsca zamieszkania. Podejrzewał, że nikt na komisariacie nie zacznie zadawać zbyt wielu pytań, ale nabyta z biegiem lat paranoja podsuwała mu wszystkie, potencjalne reperkusje. Zmierzył wzrokiem kobietę, w wyrazie profesjonalizmu lustrując jej drobną sylwetkę w poszukiwaniu obrażeń - by, nie dostrzegając żadnych, pożałować, że w ogóle wmieszał się w tę sytuację i niepotrzebnie nadstawił karku.
Jedna rzecz pozostała tylko z tyłu jego głowy - desperacja, z jaką rabuś uniknął przechwycenia. Gdyby był zwykłym złodziejaszkiem kradnącym torebki, nie groziłby mu zbyt dotkliwy wyrok - nie w porównaniu do oddania strzału w kierunku policjanta. Obracał różne ewentualności w głowie gdy rozbrzmiały pierwsze słowa kobiety, poświęcając jej tylko połowę swojej uwagi. Być może miał zawiasy? A może w torebce był towar, a ona była kurierem?
Dopiero ta myśl sprawiła, że przyjrzał jej się dokładniej. Jej rysy, nawet zmiękczone mrokiem nocy wydawały mu się dziwnie znajome. Czy pracowali dla tej samej osoby i właśnie niepotrzebnie się zdradził?
Jej słowa wyłącznie potwierdziły założenia krążące mu po głowie. Zamarł, z telefonem w dłoni, w połowie wzywania odpowiednich służb na miejsce. Jeśli pracowała dla niego, nie powinien tego zgłaszać.
- Wydaje mi się, że ma mnie pani za kogoś innego - odrzucił krótko, zbywając jej słowa i ignorując własną intuicję podpowiadającą mu to samo. Odwrócił się, zerkając w stronę głównej ulicy tkwiącej na końcu uliczki. Gdy emocje zaczynały opadać, jego barki znów ugięły się lekko pod ciężarem nocnego nieba, niewykorzystana broń ciążyła w kaburze niemniej, jak odznaka schowana w kieszeni spodni. - Nigdy w życiu pani nie widziałem.
Wyłączył ekran telefonu, wsuwając go do kieszeni lekkiej kurtki. Protokół nakazywał, by policja zjawiła się na miejscu, ale nie mógł jej wezwać jeśli sprawa dotyczyła jego interesów. Nie mając pewności, westchnął ciężko zastanawiając się nad anonimową identyfikacją kobiety.
- Jest jakiś powód, dla którego spaceruje pani nocą po najgorszych ulicach, jakie to miasto ma do zaoferowania? - spytał opryskliwie, mierząc ją wzrokiem z góry. - Pani...?

Yvonne M. Wyatt
meow
nuda
27 y/o, 171 cm
dźwiękowiec || CBC Toronto
Awatar użytkownika
Skryta w najgłębszym cieniu – zawsze z boku, na drugim planie, poza ciekawskim, oceniającym spojrzeniem. Ale kiedy się odzywa jej sylwetka rysuje się na nowo, wyłania się z mroku. Beznamiętny głos przebija się przez ciszę, słowa dźgają jak małe igły. Celnie wymierzone, zawsze w punkt. W zmęczonych ślepiach rzadko widać zaciekawienie – jakby szukanie szczęścia w życiu przychodziło jej z trudem. Bo się pogubiła. Zbłądziła, zaufała nieodpowiednim osobom, straciła to co najcenniejsze. Przed twarzą trzyma maskę naśladującą idealne oblicze, ale jeśli przyjrzysz się dokładniej nie przejdziesz obojętnie obok popękanej powłoki. Uważniejszy obserwator zobaczy to, co inni zignorują – prawdę.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkifruit roll-up
postać
autor

Wzrokiem chwilę wodziła za jego dłonią dzierżącą telefon – chciał zadzwonić po wsparcie? Ciężko stwierdzić czy było potrzebne i czy faktycznie miał taki zamiar, bo wydawać by się mogło, że celowo wydłużał czynność wybrania odpowiedniego numeru. Jakby wcale tego nie chciał zrobić. Może nie był policjantem? Nie pokusił się o żadne oficjalne przedstawienie się, nie pokazał też odznaki, która mogłaby być potwierdzeniem jego słów. Ale wciąż wydawał się dziwnie znajomy, dlatego podjęła ryzyko i postanowiła mu zaufać. Pozostawała jednak uważna – lekko zmrużone oczęta zdawały się przeskakiwać po poszczególnych elementach jego ubioru, ale też po ciasnej uliczce.
„Nigdy w życiu pani nie widziałem.”
Myliła się? To wspomnienie, które w nią uderzyło, gdy go zobaczyła mogło być wytworem wyobraźni? Mogła go z kimś pomylić? Wpadła w pułapkę swojego własnego pomysłu?
Niemożliwe.
Była niemalże całkowicie pewna, że nawet jeśli w przeszłości nie było im dane się poznać, to przynajmniej ich drogi przecięły się w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu. Uznała jednak, że nie będzie naciskać i na chwilę odłoży to co było na bok, bo należało się skupić na teraźniejszości. Wciąż walące w piersi serce też o tym przypominało. O niepewności i strachu, które towarzyszyły jej podczas tej szamotaniny.
Ma pan rację, wciąż jestem w szoku — odpowiedziała, uznając, że to będzie odpowiednie wytłumaczenie jej wybryku. Podświadomie traktowała go jednak jak kogoś znanego i ciężko było jej to ignorować.
Patrzyła na niego, gdy chował telefon, z którego niedawno chciał skorzystać. To była pierwsza ostrzegawcza lampka, która zapaliła jej się w głowie. Dlaczego się rozmyślił? Może to właśnie jego powinna się obawiać? Powinna mu zaufać? Mogła w ogóle myśleć o jakimkolwiek zaufaniu? Odruchowo poklepała się po udzie, chcąc się upewnić czy wciąż ma przy sobie telefon, który na szczęście nie był w skradzionej torbie. W razie potrzeby sama mogłaby wybrać połączenie alarmowe.
Spojrzała na niego jakby powiedział coś niedorzecznego. Nie spodobał się jej jego ton – może jeszcze zaraz powie, że sama jest sobie winna, że ją napadnięto? Wcale by ją to nie zdziwiło, wyglądał na takiego, który mógłby tak palnąć.
Szłam na skróty. I z tego co się orientuję to niedaleko jest posterunek, więc nie powiedziałabym, że to jedna z najgorszych ulic. Ale dawno mnie tu nie było, więc możliwe, że coś się zmieniło i nawet tutaj człowiek nie jest bezpieczny — odpowiedziała niechętnie, odnajdując jego spojrzenie. Nie wyglądał na przyjemnego glinę. W ogóle nie wyglądał na przyjemnego. Musiała być uważna, doskonale o tym wiedziała. Początkowo była mu wdzięczna za ratunek, ale z każdą spędzoną z nim chwilą ta aura bohatera zdawała się ulatywać w zatrważającym tempie.
Pani, wystarczy pani. Pan również się nie przedstawił. Chętnie zobaczę pańską odznakę. — Wsunęła dłoń do kieszeni i wyjęła z niej telefon. Przesunęła palcem po ekranie, który od razu się zaświecił. — Albo zadzwonię po prawdziwych policjantów.
Dla własnego bezpieczeństwa zrobiła kilka małych kroków w tył. Nie mogła być pewna jego zamiarów – wciąż pamiętała jak chętnie schował swoją komórkę. To było bardzo dziwne.
Dopiero po czasie dotarło do niej, że napastnik miał broń. Wydawało jej się, że słyszała wcześniej strzał. Sama myśl o tym, że to ona mogła zostać postrzelona sprawiła, że zadrżały jej nogi. Serce znów zabiło mocniej. Wciąż jednak nie mogła odetchnąć z ulgą, bo miała przed sobą człowieka, któremu niby powinna zaufać, ale wszystkie znaki wskazywały na to, że nie może tego zrobić. A to napawało ją dodatkową obawą.
I strachem, który powoli zatruwał każdą komórkę jej ciała.

Rhys Madden
-
gracz =/= postać; wydłużanie postów na siłę; szanuję granice innych, więc wszystko do dogadania.
35 y/o, 192 cm
white dove | wydział zabójstw Toronto Police Service
Awatar użytkownika
so many invisible strings tie me to the way that you bleed
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Z chwili na chwilę ta sytuacja wydawała się być coraz bardziej absurdalna.
Zaczynając od tego, że wcale nie miało go tutaj być. Jego spacer był wyłącznie potrzebą rozchodzenia wymiany, której dokonał - pieniędzy, które teraz ciążyły w jednej z jego kieszeni, a o które wcale nie prosił i których nie chciał. Zaatakowanie kobiety nocą w Toronto niezależnie od dzielnicy było statystycznie dość prawdopodobne, jakkolwiek te statystyki nie były zbyt optymistyczne - ale podczas gdy ona musiała uważać, że los jej dopisał z powodu jego bliskości, on nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest całkowicie przeklęty.
Wyglądała znajomo. Im dłużej spoglądał na jej twarz w tej przykrytej w półmroku alejce tym bardziej utwierdzał się w tym przekonaniu, ale jednocześnie nie potrafił odnaleźć w odmętach swoich wspomnień jej imienia. Zakładał, że być może i ona miała porachunki z prawem - w tym zawodzie głównie w ten sposób poznawał ludzi i jeśli wcześniej ją widział, nie wykluczał, że było to na komisariacie. Wpasowywałoby się to do teorii, które powstawały w jego głowie odnośnie nadzwyczaj agresywnego złodzieja torebek i głębszego bagna, w które przypadkiem wdepnął.
Przynajmniej do chwili, w której kobieta nieznacznie cofnęła się, a w jej spojrzeniu pojawiły zgoła inne emocje od szczęścia wywołanego względnie pozytywnym zakończeniem tej przykrej sytuacji.
Nawet przez myśl nie przeszło mu, by od razu pokazać jej swoją odznakę. To nie tak, że zamierzał dalej się ukrywać - w chwili, w której postanowił rzucić się w pogoń zaakceptował fakt, że jego nazwisko zostanie przypisane do tej sprawy. Ale choć teoretycznie miał taki obowiązek, w praktyce mógł wyidentyfikować się w dowolnym momencie - a kobieta nie była przez niego zatrzymywana, by ten czyn to na nim wymusił.
Brak identyfikacji był wyłącznie przejawem jego nieprzyjemnego obycia.
Jego brwi uniosły się wyżej gdy kobieta w wyraźny sposób stworzyła dystans pomiędzy nimi. Nie dostrzegał tej sytuacji jej oczyma - nie widział, w jaki sposób to on miał w tej chwili być źródłem jej strachu. Westchnął ciężko na dźwięk jej groźby, która w istocie była mu mocno nie na rękę, ale nie zamierzał tego okazywać wprost.
- Ma pani specyficzny sposób wyrażania wdzięczności - odrzucił sarkastycznie, sięgając do kieszeni swojej cienkiej, letniej kurtki by wydobyć z wnętrza odznakę. - Zacznijmy jeszcze raz.
Wyjął błyszczący kawałek metalu i przystającą do niego legitymację - obie te rzeczy zbrukane, ale w sposób, który był w stanie dostrzec wyłącznie on.
- Detektyw Rhys Madden - rzucił szorstko, wskazując ją podbródkiem. - Pani...?

Yvonne M. Wyatt
meow
nuda
27 y/o, 171 cm
dźwiękowiec || CBC Toronto
Awatar użytkownika
Skryta w najgłębszym cieniu – zawsze z boku, na drugim planie, poza ciekawskim, oceniającym spojrzeniem. Ale kiedy się odzywa jej sylwetka rysuje się na nowo, wyłania się z mroku. Beznamiętny głos przebija się przez ciszę, słowa dźgają jak małe igły. Celnie wymierzone, zawsze w punkt. W zmęczonych ślepiach rzadko widać zaciekawienie – jakby szukanie szczęścia w życiu przychodziło jej z trudem. Bo się pogubiła. Zbłądziła, zaufała nieodpowiednim osobom, straciła to co najcenniejsze. Przed twarzą trzyma maskę naśladującą idealne oblicze, ale jeśli przyjrzysz się dokładniej nie przejdziesz obojętnie obok popękanej powłoki. Uważniejszy obserwator zobaczy to, co inni zignorują – prawdę.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkifruit roll-up
postać
autor

Pod tym względem byli do siebie podobni – na podstawie kilku wyrywkowych elementów jawiących się w tle tej sytuacji potrafili dokleić sobie kilka możliwych scenariuszy. Poruszali się wśród domysłów, odrobinę po omacku, nie mogąc pozbyć się natrętnych myśli, że gdzieś już się kiedyś poznali. Tylko czy po takim czasie można było stwierdzić, ze wciąż się kogoś zna? Równie dobrze mogła mu się ukłonić i przedstawić jeszcze raz. Jakby nigdy wcześniej nie miała z nim styczności. W końcu przeszłość starała się zostawić za sobą, szczelnie zamkniętą za masywnymi drzwiami.
Ale to zawsze do niej wracało. I zawsze w momentach, w których była już niemal pewne, że udało się jej ze wszystkim uporać, domknąć nierozwiązane sprawy. Jakby już zawsze miała tak żyć – z rozbebeszoną przeszłością.
Życie wielokrotnie pokazywało jej, że nie powinna tak łatwo obdarowywać swoim zaufaniem innych – zwłaszcza tych, który pozornie na nie zasługiwali. Dlatego traktowanie innych z rezerwą i pewnym wyczuciem weszło jej w krew. I nawet jeśli zdarzało jej się o tym momentami zapominać to prędzej czy później odzywał się w niej zdrowy rozsądek. To właśnie dlatego otwarcie obarczyła go swoimi podejrzeniami.
Uważnie obserwowała jego reakcje, jakby w mowie ciała miała doszukać się wielu cennych wskazówek, które mogłyby pomóc jej ustalić jego najprawdziwsze intencje. Nie te, o którym mówił, tylko te skryte, których ludzkie oko nie dostrzegało od razu. Wzrok od razu skupiła na dłoni sięgającej pod kurtkę – jakby miał z niej wyjąć broń albo inny przedmiot, o którym nawet nie zdążyła pomyśleć. Na szczęście była to tylko odznaka.
Kawałek blaszki wyglądał autentycznie – niemal od razu poczuła minimalną ulgę. Ciężar, który na sobie czuła stał się wyraźnie lżejszy, łatwiejszy do zniesienia. Możliwe nawet, że mężczyzna odrobinę uśpił jej czujność. Ale to dobrze, przynajmniej na chwilę mogła zapomnieć o każdej komórce buzującej w jej ciele. O tym wewnętrznym niepokoju, który próbował rozerwać ją od środka.
Specyficzny i dostosowywany do każdego indywidualnie — odparła, dodając w myślach, że każdy dostaje to na co zasługuje. Ale przynajmniej wyraził chęć poznania się jeszcze raz. To napawało ją jakąś nadzieją, że ta pogawędka jednak nie była bezcelowa, że mogła ich dokądś zaprowadzić. — Dobrze.
Rhys Madden.
Jego godność odbijała się echem w jej głowie. Rozchodziła się dźwięcznie jak kościelny dzwon dobiegający z gmachu znajdującego się kilka alejek dalej. W jej umyśle mogła pojawić się jakaś znajoma myśl, którą podświadomie ignorowała, mając na uwadze jego poprzednie słowa – 'ma mnie pani za kogoś innego'. Dalej nie mogła się jednak pozbyć wrażenia, że te imię w zestawieniu razem z nazwiskiem brzmiały tak, jakby należały do kogoś, z kim w przeszłości udało jej się już zamienić kilka słów. Ale czy w ogóle powinna go pamiętać? Policjanta, z którym mogła raz czy dwa rozmawiać jako jeszcze nastolatka?
Yvonne Maxine Wyatt — przedstawiła się, nie zapominając o swoim drugim imieniu, które od zawsze było jedynie nic nieznaczącym dopiskiem w dokumentach. — To teraz... mam opowiedzieć jak to było? Spisze pan zeznania? Pójdziemy na komisariat, panie Madden? — celowo zasypała go pytaniami. Może chciała sprawdzić jak sprawnie pójdzie mu odpowiadanie na nie, jakby to ostatecznie miało ją utwierdzić czy jest autentyczny w tym co mówi i robi. Na kogo się kreuje. Wypowiedzenie jego nazwiska też miało dla niej ogromne znaczenie — wyszło z gardła i zatańczyło na języku w taki sposób, jakby już wcześniej je wypowiadała. Jakby je znała. Ale czy naprawdę powinna znów w to brnąć? Walczyć z nim i uparcie chronić swojego przekonania o tym, że się znają?

Rhys Madden
-
gracz =/= postać; wydłużanie postów na siłę; szanuję granice innych, więc wszystko do dogadania.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Toronto Police Service Headquarters”