ODPOWIEDZ
35 y/o, 170 cm
detective in toronto police service - scu
Awatar użytkownika
The truth is, everybody changes every day, and some things are more devastating than others. But we never are the same, and there are two ways to deal with these changes. You either accept them or you fight them like hell all the way.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

1.
Papierkologia to najgorsze gówno, jakie istnieje na świecie.
Te słowa powtarzała sobie Maze, najpierw sporządzając raport z ostatniej zamkniętej sprawy, by potem płynnie przejść do porządkowania powstałej sterty papierków i papierów na biurku. Zawsze musiała sobie ponarzekać, choć tak naprawdę układanie wszystkiego po kolei, według odpowiedniej sprawy, dawało jej poczucie przyjemnego spokoju. I kontroli również. Z pewnością był on mniej stresujący niż faktyczny przebieg niektórych napaści, które większości osób spędzałyby sen z powiek.
Ale nie jej. Przynajmniej nie w tym sensie.

Z ciężkim westchnieniem zgarnęła ostatnią kupkę z biurka, przeglądając parę kartek z kolei i finalnie kładąc je do otwartej szuflady, którą potem zasunęła. Trzask, który rozległ się przy tej czynności, był jednocześnie jej dzwonkiem oznajmującym powrót do domu. Ledwie widoczny grymas na jej twarzy idealnie odzwierciedlał to, jak się z tym czuła.
Niechętnie podniosła się z krzesła, gdy jej oczom ukazała się sylwetka kobiety, która z dość sporym zagubieniem rozglądała się właśnie po wydziale przestępstw seksualnych.
Czyżby nowa sprawa?

Winters nie wahała się nawet przez moment i od razu ruszyła w kierunku nietypowej osoby. W jej głowie już przewijały się setki pytań, które zadawała już chyba z milion razy. Czuła też delikatny smutek, że być może kolejna kobieta padła ofiarą napaści, a Mazarine nie była w pobliżu, by temu zapobiec. To zdecydowanie nie wprawiało ją w dobry nastrój.
Przepraszam, czy w czymś mogę pomóc? — przemówiła do kobiety, gdy już znalazła się w odpowiednio bliskim dystansie. Momentalnie starała się nawiązać kontakt wzrokowy, przyjmując też poważniejszy wyraz twarzy. Na to akurat nie musiała się zbytnio silić - uśmiech na twarzy Mazarine był niczym tęcza. Rzadki do ujrzenia, ale mający natychmiastowe działanie. Do niego pewnie przejdzie, ale z doświadczenia wiedziała, że ofiary mogą różnie reagować na powitalny optymizm.

Meena Evans
Lin
narzucanie lub wymuszanie przez współgracza konkretnych reakcji postaci (niezgodnych z jej charakterem lub pobudkami)
27 y/o, 170 cm
prywatna asystentka prywatnego prezesa
Awatar użytkownika
zarobiona asystentka, która nie ma życia prywatnego bo ciągle zajmuje się swoim szefem, który kompletnie nie zna życia i przez niego chyba zaraz popadnie w alkoholizm albo skończy w więzieniu za zabicie go
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#2
Nie do końca rozumiała swoje zachowanie i dotarło to do niej w momencie, w którym przekraczała drzwi lokalnego komisariatu. Jej ojciec zmarł trzy lata temu w nieszczęśliwym wypadku na budowie, o którym było dość głośno w gazetach - okrzyknięte to zostało katastrofą budowlaną. Było śledztwo wewnętrzne, policyjne również i nikt nie stwierdził, że była to wina osób trzecich. Po prostu maszyny zawiodły, takie coś się zdarza, ale Meena nie mogła zrozumieć. Zostawili ją samą sobie, bez odpowiedzi, bez znalezienia winnego tego wszystkiego. A w niej dalej tliła się nadzieja na to, że pewnego dnia dostanie ten magiczny telefon z informacją, że sprawa została oficjalnie zamknięta, a ktoś pociągnięty do odpowiedzialności. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna, sprawa została umorzona bo nie było dowodów ani świadków. I to był powód dla którego Meena po trzech latach zdecydowała się odwiedzić komisariat policji w celu odnalezienia policjanta, który prowadził tą sprawę. Miała głupie przeczucie, coś ją drażniło tak jak mała drzazga w palcu, której nie potrafiła wyciągnąć.
Wchodząc do środka była totalnie zagubiona, nie bywała tutaj zbyt często dlatego nie wiedziała co gdzie i jak, najzwyczajniej w świecie weszła przez pierwsze drzwi jakie zobaczyła, nawet nie dostrzegła nazwy wydziału, która najpewniej znajdowała się w jakimś widocznym miejscu. Czuła jak telefon w jej torebce zaczyna wibrować, ale nie miała czasu go odebrać, doskonale zdawała sobie sprawę, że to jej szef, którego nie koniecznie powiadomiła o wyjściu w czasie pracy. Godzina go nie zbawi, chyba nie puści firmy z dymem.
— Dzień dobry, nie, znaczy tak... — odezwała się zaskoczona kiedy usłyszała kobiecy głos, odwróciła się przodem do kobiety i uśmiechnęła delikatnie w jej stronę.
— Szukam pewnego policjanta, taki trochę siwy, nazywał się... — przerwała starając się przypomnieć sobie nazwisko mężczyzny, który kilka lat temu się jej przedstawiał.
— Moore, Monroe? Przepraszam, nie do końca pamiętał bo spotkaliśmy się trzy lata temu. — po wyrazie twarzy Meeny łatwo można było się domyśleć, że było jej głupio i była bardzo zmieszana. Przyszła tutaj w konkretnym celu, a tak naprawdę nie wiedziała od czego zacząć, nie znała najważniejszej rzeczy: nazwiska policjanta. Ale wtedy, w tamtym czasie poznawała tak dużo osób, że wszystko jej się mieszało.
Trzy lata temu zajmował się katastrofą budowlaną, zawalił się dźwig i część konstrukcji budowanego dopiero budynku. — dodała po krótkiej chwili jakby ta informacja miała pomóc nieznajomej w domyśleniu się o co konkretnie chodzi.
Mazarine Winters
izzy
jak coś mi nie będzie pasować dam znać
35 y/o, 170 cm
detective in toronto police service - scu
Awatar użytkownika
The truth is, everybody changes every day, and some things are more devastating than others. But we never are the same, and there are two ways to deal with these changes. You either accept them or you fight them like hell all the way.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Policyjna rzeczywistość była naprawdę brutalna. I to nie tylko w takich przypadkach - bywały sprawy, gdzie było wiadomo, że osoby trzecie ponoszą odpowiedzialność. Ale nawet takie zamiatano pod dywan lub porzucano, głównie przez brak dowodów lub możliwości związanych z zatrzymaniem podejrzanego delikwenta. Mazarine miała z tym styczność aż za często, z czym też starała się walczyć. Nie mogła jednak rozszczepić się na kilka wydziałów, chociażby nawet chciała. Starała się zatem robić co może tutaj, na SCU. Jej możliwości też były jednak mocno ograniczone, co tylko irytowało ją za każdym razem, gdy musiała jakiegoś parszywca puścić wolno.
Na posterunku często wszystko się zmieniało. Ostatnio były jakieś remonty, bo Winters musiała czasami wertować sprawy w pokoju przesłuchań. Nie, żeby narzekała - wolała jednak swoje sprawdzone, przypisane miejsce. Z trudem rozstawała się z poprzednim, rozwalającym się już biurkiem. Do nowego jednak też się już przyzwyczaiła - miał więcej szuflad, no i mogła rozłożyć na nim większą ilość papierków.
Jakby akurat to miało jej pomóc w łapaniu przestępców.

Spokojnie, niech pani złapie oddech. — odezwała się Maze, próbując przybrać nieco cieplejszy ton głosu. Wysłuchała kolejnych słów. Siwy policjant... Tutaj nie było żadnego takiego. Zmarszczyła delikatnie brwi przez tą myśl, ale jeszcze się nie odezwała. Jej brwi jednak zbiegły się jeszcze bardziej, słysząc nazwisko.
Żaden Moore ani Monroe nie pracowali na tym wydziale. W innych - chyba było ich ze dwóch lub trzech.

Och, to może on już tutaj nie pracuje… Chociaż nie przypominam sobie, by na naszym wydziale przewinął się ktoś o takim nazwisku. — stwierdziła po krótkiej chwili. — Jest pani pewna, że taki policjant pracował na wydziale przestępstw seksualnych? — zadała pytanie, choć odpowiedź nadeszła by chyba prędzej czy później.
I wszystko jasne.

Aj, rozumiem. Czyli pewnie chodzi pani o detektywa Monroe z innego wydziału. — katastrofy budowlane nie były jej działką. Mogło chodzić o przestępczość zorganizowaną albo o wydział zabójstw. Maze skojarzyła jednak fakty, przez co mogła udzielić dalszej pomocy. — To tutaj niestety go nie ma. Ale mam wolną chwilę to mogę panią do niego zaprowadzić. — nie, żeby była miła na siłę, ale nie chciała zostawiać ewidentnie zagubionej kobiety. Jednocześnie czuła ulgę, że nie była ona ofiarą w pierwszej kolejności. Wyglądała na miłą i sympatyczną, więc niech jakiś byt dobrze ją chroni od wylądowania na biurku Winters w postaci akt sprawy.

Meena Evans
Lin
narzucanie lub wymuszanie przez współgracza konkretnych reakcji postaci (niezgodnych z jej charakterem lub pobudkami)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Toronto Police Service Headquarters”