31 y/o, 163 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiShe/her
postać
autor

Miles W. Waits

Naukowcy podchodzili pod inną skalę bycia człowiekiem. Mieli w sobie coś, czego innym brakowało. Fioła. Bzika. Jakkolwiek by tego nie nazwać. Wśród wielkiej gamy dziedzin, które dawała biologia, każdy doktor wybierał jedną dosyć wąską. Entomolog zajmuje się badawczo jedynie jednym rzędem, a nawet rodziną owadów. Botanicy mieli własne spektakularne osiągnięcia, a antropolodzy dzielili się na bardzo skrajne poddziedziny. Niektórzy zajmowali się zwłokami, stając się antropologami sądowymi, inny bardziej przypominali archeologów, a ostatni badali dziwactwa w tym atrakcyjność innych ludzi.
— No nie, ma wszystkie zgody na badania — stwierdziła, jakby to była największa oczywistość — chociaż za ten artykuł o kobiecej rui, mogliby go wyrzucić — prychnęła Marquis, wspominając laboratoria z anatomii człowieka, gdzie kazał czytać jej ten artykuł. Ruje występują u wielu innych gatunków, w skrócie chodzi oto, że kobieta pokazuje swoją zdolność do rozrodu i kuszenie partnera. Ona absolutnie się z tym nie zgadzała. Jeśli miałaby ruję, to jej związki by były stabilne, a tak z jedynymi, którymi ma do czynienia to związki chemiczne w laboratorium.
— Dlatego mówiłam, żebyś nie rozmawiał z moim promotorem. Jest upierdliwy, ale zależy mu na moim doktoracie. Z innymi profesorami nie chcę mieć nic wspólnego — miała nadzieję na zakończenie tego tematu. Cokolwiek by się wydarzyło, musiała mieć tego profesorka, którego znała jak łysego konia.
— Tak, może obejrzymy go razem? — spytała, uśmiechając się szeroko. Miała wielki sentyment do tej serii. Co wakacje puszczała go na nowo. Co roku cały czas to samo. Ominęła tylko jeden raz, kiedy jej matka miała wypadek. Dalej lubiła wracać momentami do tej serii, rozpuszczała jej stare serce z trosk. Przestawały wydawać się tak istotne i ważne.
— Teraz musisz się wytłumaczyć, bo umrę z ciekawości — rzuciła w końcu Cecille, wpatrując się z ciekawością w Milesa. Aż zaczęła się zastanawiać, czy Krysia nie została crushem Waitsa. Hot emerytka w twojej okolicy. Szybko rozwiała tę wizję, zaczęła czuć się z nią nieswojo. Z jakiegoś szalonego powodu Waits był dla niej bardzo bliski.

— Hmm... wystarczy, że robisz mi za moją windę — zaśmiała się. Nie czuła, że to była jednostronna pomoc. Sama wiele razy czuła troskę. Wspólne śpiewanie karaoke, zabawa, a przede wszystkim te ciepłe bułeczki z rana. Świeże pieczywo było największym luksusem, które gwarantował jej Waits. Sama nigdy nie miałaby siły zejść do piekarni. Przez nie mogłaby mu duszę oddać w całości.
— Mak? KFC? Mam ochotę na jakiegoś chamskiego fastfood'a i lody — nie mogło skończyć się romantyczną kolacją bez najważniejszego rytuału, niezdrowego żarcia. Tak jak na co dzień Cece dbała o dobre jedzenie, już niekoniecznie zupy, ale makarony, rybki pieczone, czy inne cuda, które tworzyła. Tak teraz na zły humor potrzebowała tłuszczu, frytek, a wszystko to po, to by oficjalnie poprawić jej humor. Niepierwszy raz jedli ze sobą śmieciowe żarcie. Doskonale wiedział, że potrzebowała tortille, a do tego frytki i jakiegoś przesłodkiego shake'a. Uśmiechnęła się krótko, znikając w łazience.
— Ulalala, panie Waits, jeszcze pomyślę, że jestem kimś więcej niż sąsiadką — zawachlowała swoją ręką, spoglądając na stół. Cokolwiek by miało się zadziać, była usatysfakcjonowana tym widokiem. W jej oczach pojawił się błysk. Rozanielił ją ten widok. Burza, pioruny i grzmoty mogłyby nawalać, a jej finalnie zrobiło się na sercu ciepło. Ktoś się nią przejmował, próbował załatwić gaz pieprzowy, czy inne paralizatory. Momentami czuła, że jej mieszkanie jest przedłużeniem jego, ale absolutnie to nie przeszkadzało. Czuła, że może na niego liczyć.
— Super, no to nie ma dnia dziecka — klasnęła w obie dłonie. Nie pozwoliłaby, żeby brudny spał na jej kanapie. Obowiązywały jakieś standardy. Była piekielna droga, czasami się zastanawiała, skąd ta cena i czy nie było w niej ukrytego złota? W szoku była, przeglądając oferty jakiś sensownych kanap — stoper leci, a sprawdzę, czy pachniesz mną — parsknęła, a sama w te dwie minuty miała zamiar przygotować najlepsze kanapowe łóżko. Rozłożyła je i ubrała pościel w urocze kotki. Taka idealna dla wielkoluda, z którym miała do czynienia. Właśnie zakładała poszewkę na poduszkę, gdy wrócił spod prysznica i aż puściła poduszkę. Mogła wcześniej je sprawdzić.
— Mam... coś gorszego — wydukała z siebie i ruszyła w kierunku własnej sypialni. Zatrzymała się, tylko by odpowiedzieć mu krótko — pasuje, pasuje. W końcu dołączyłeś do fanklubu Cece, teraz wystarczy się już we mnie tylko zakochać — parsknęła krótko, po czym zniknęła na dwie minuty. Wyszła, mając ręce za siebie. Stanęła przy Milesie, pokazując mu pierwsze straszydło — patrz to, stanik — klasyczny, czarny, ale z wydrukowanym napisem Bob's Girl. Jedno słowo na jednej miseczce. Chociaż to co wyjęła później było gorsze — a teraz majtki — z twarzą byłego i strzałeczką, BYŁEM TU. Nie ma co mówić, chłopak był kreatywny — tak, wiem. Trafiłam na wielkiego palanta, ale zacznijmy jeść — Bob był studentem z jej roku. Do tej relacji miała dziwny luz. Był śmiesznym człowiekiem, często żartował, bardziej przypominał klauna. Rozeszli się przez niezgodność charakterów, a przynajmniej tak oficjalnie Maqruis twierdziła. Mniej oficjalnie chodziło o tę bieliznę.
38 y/o, 191 cm
detektyw | Policja Konna Toronto
Awatar użytkownika
Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
Samotnik, który nie lubi samotności.
Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Miles właściwie za bardzo się nie znał na naukowcach, na tych wszystkich ich badaniach, ale zawsze mu się wydawało, że są to wyjątkowo inteligentni ludzie, a tu proszę... Nie jeden pewnie mógłby wylądować w jednej celi z Kazikiem, który uważał, że jest człowiekiem ćmą i wspinał się na latarnie na ulicach Toronto. Też miał fioła i bzika. Może tak naprawdę też był jakimś wizjonerem i prowadził badania naukowe. Miles postanowił następnym razem go o to zapytać.

Kiedy Cece zaproponowała, żeby obejrzeli razem Harry'ego Pottera, to zgodził się od razu i wcale nie dlatego, że był potterhead, ale to oznaczało siedem, albo osiem, bo on nie do końca wiedział ile jest tych części, wieczorów filmowych z jego ulubioną sąsiadką. A to zawsze były fajne wieczory, na pewno lepsze niż chlanie, a potem wydzwanianie do byłej żony po nocach.
Po drodze na górę opowiedział jej też historią biodra Krystyny, bez szczegółów, ale całą prawdę, bo Miles był bardzo słaby w kłamaniu. On chciał jej pomóc, a wtedy Kryśka go cap za szyję jak jakiś Krrraken. No ale potem mu wydziękowała i nawet zrobiła herbatę, była wyborna.

Miles wstawał rano dość wcześnie, chodził na poranną przebieżkę, to te bułeczki to nawet nie było specjalne zejście po nie na dół. Kupował je po drodze, a potem od razu podrzucał Cece, no i pewnie czasem Krysi też. W zasadzie to mu to pasowało, bo nie raz, nie dwa, w ramach sąsiedzkiej wymiany, dostał wtedy kanapkę do pracy. Tak jak chciała zamówił im po największym burgerze jaki mieli w maku, do tego frytki i shejki, jutro będzie musiał pewnie biegać od świtu, żeby to w ogóle przetrawić, ale raz się żyje. Po zmieszaniu z tanim piwem niestrawność, zgaga i inne dolegliwości żołądkowe murowane. Chociaż... może właśnie to tanie piwo zadziała jak Pepto-Bismol? A jeśli nie to Krycha na pewno ma butelkę w domowej apteczce, najwyżej pójdą pożyczyć.

Uśmiechnął się na jej słowa, coś w tym było, że Cece była kimś więcej niż sąsiadka, bo sąsiadka to była Krysia, a Cece była... jego przyjaciółką?
To na pewno. Ale może coś jeszcze? W zasadzie to Miles się nad tym nigdy nie zastanawiał, uwielbiał Cece, ale gdzieś w środku wciąż liczył, że może jednak jeszcze kiedyś ułoży mu się z Paige. A może właśnie powinien przestać na to liczyć! Pozwolić jej żyć swoim życiem, z tym całym Markiem. I w końcu też sam zacząć żyć?
Przecież mógłby ułożyć sobie życie, na przykład z taką Cece, która była zupełnie inna niż Paige, która lubiła czasem zjeść burgera, wypić piwo i śpiewać do rana Britney Spears. Była cu-do-wna.
Miała kota i gekona...
- Kurde, zapomniałem o gekonie - przypomniało mu się nagle, kiedy te wszystkie myśli tak przechodziły przez jego głowę, a on się tylko gapił na Cece maślanymi oczami.
- Tak jest - zasalutował i zniknął w łazience.

A kiedy wyszedł to oczywiście spojrzał na to rozłożone łóżko, to było niesamowicie słodkie. Przecież wystarczyłaby mu poduszka i koc, a on dostał pościel w słodkie kotki. Cece jednak potrafiła go rozczulić jak nikt inny. Z jednej strony doktorantka, kelnerka w klubie dla bogatych dupków, z drugiej urocza dziewczyna z sąsiedztwa. Mógłby się w niej zakochać, jakby tylko nie myślał na okrągło o Paige...
Kiedy powiedziała, że ma coś gorszego usiadł na krześle i wziął swoje piwko czekając. Właściwie nie wiedział czego się spodziewać. Bo to mogło być wszystko.
- Mam się bać, zasłonić oczy, czy... - zaczął, ale wtedy wróciła Cece i zaprezentowała mu ten stanik. Parsknął śmiechem, chyba Bob bardzo lubił znaczyć swoje... terytorium. Aż wstrzymał powietrze, kiedy powiedziała, że teraz majtki, ale zaraz roześmiał się głośno, tak szczerze, bo serio go rozbawiła.
- Hahahaha, nie powiem dość... pomysłowe - pokiwał głową trochę z uznaniem, a trochę z niedowierzaniem. Człowiek jak wpisze sobie w google śmieszny prezent na rocznicę to wtedy wyskakują takie rzeczy i wtedy się zastanawia kto takie coś kupuje. Teraz już wiadomo, Bob.
- Koszulka jest bardziej stylowa - stwierdził w końcu, bo w sumie mu się nawet podobała. Cece nie musiała dwa razy powtarzać, bo Miles zaraz zabrał się za swojego burgerka, przepił go piwem. W sumie nawet nie wiedział, że też tego potrzebuje, chamskiego fast fooda i zimnego piwa. No i posiedzieć sobie z Cece.
- Długo byłaś Bob's Girl? - zapytał, ale tak normalnie, jakby się jej pytał jaka będzie jutro pogoda. Po prostu go to ciekawiło, nie chciał w żaden sposób jej dogryźć. Miles poznał Paige w liceum, była jego pierwszą poważną dziewczyną, a później została żoną. Nie miał na sumieniu żadnej szalonej, czy śmiesznej eks, tylko tą jedną poważną Panią doktor.
- W sumie to fajnie, mogłaś poeksperymentować - powiedział co myślał zanim zdążył ugryźć się w język, bo Miles to taki był, często mówił za dużo, ale nie złośliwie, bo on raczej nie był złośliwy, po prostu mówił to co akurat siedzi mu w głowie. Trochę się zawiesił nad tym piwkiem, bo może to co powiedział było nie na miejscu, chociaż może gdyby to powiedział do innej kobiety, ale Cece, chyba nie powinna się obrazić.
- Ja moją byłą żonę poznałem w liceum - dodał tak dla porównania i kontrastu.

Cece Marquis
31 y/o, 163 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiShe/her
postać
autor

Miles W. Waits

— Domyśliłam się — odparła, unosząc kąciki ust — za gadami nie przepadasz, więc wcale mnie to nie dziwi — w czasie zniknięcia do łazienki, ruszyła do pokoju, gdzie znajdowało się terrarium. Dawanie gekonowi jeść, wcale nie należało do najłatwiejszych rzeczy. Głównie przez to, że spożywał żywy towar. Czasami dawała mu mieszankę do spożycia, ale dziś padło na świerszcze. Dwa wrzuciła do większego pojemnika i zmieszała je z wapnem. Taki posiłek wrzuciła do terrarium. Teraz orzęsiony będzie miał, co spożyć, a Miles nie będzie musiał patrzeć mu w jego piękne oczy.

Troska o Waitsa przychodziła jej naturalnie. Martwiło ją jego samotne życie, wolała znaleźć sposób, żeby pomóc mu funkcjonować. Wpierw zauważyła, że wchodzi i wychodzi, a potem zaczęła zostawiać mu pojemniki z jedzeniem ze słodką notatką na dobry dzień od sąsiadki. Tak zaczęła się ich znajomość. Finalnie została przyłapana na zostawianiu mu jeść i od słowa do słowa zaczęli śmiać się z tej biednej Kryśki, później przyszło pierwsze piwo, bułki i tak zaczęli o siebie dbać. Nigdy nie zastanawiała się, czy ma jakąkolwiek kobietę. Tak, czasami słyszała głosy jakiejś za ścianą, ale nie przywiązywała do tego zbyt dużej wagi. Szybciej zasypiała, a ciekawość nigdy ją do niej nie prowadziła. Kiedyś przyjdzie moment, w którym nawzajem się przed sobą odsłonią.
— Mój były był prawdziwym samcem alfa — zaśmiała się, jeszcze przed pokazaniem tego straszydła. Dla niej sprawa wydawała się prosta, chłopak bardzo się starał, ale był to szczenięcy związek. Może gdyby nie dostała od niego takiej bielizny, przemyślałaby ich związek, a tak? Rozpadł się przez źle dobrany prezent. Może nie w stu procentach, ale był jednym z powodów.
— Pomysłowe? Chciałeś powiedzieć żenujące — poprawiła go, kręcąc głową. Az zasłoniła swoją twarz w dłoniach, czując narastające napięcie. Zaczęła się czerwienić na samą myśl. Tylko najbliższym przyjaciółkom mówiła o tym prezencie. Najgorszą rzecz jaką zrobiła, było wykonanie soft'a w tej bieliźnie. Na całe szczęście nigdy go Bobowi nie wysłała, ale raz w roku przypomina jej o tym google zdjęcia. Nigdy tego nie usunęła, bo miała sentyment.
— Gdyby nie miała zdjęcia, mógłbyś ją ze sobą zabrać — odparła, wkładając sobie frytki do buzi. Potrzebowała tego. Zaraz zapiła je łykiem zimnego piwa i finalnie odetchnęła. Jeśli to nie była pełnia życia, to co nią było? Przyjemny wieczór po największym kryzysie psychicznym, jaki jak dotąd przeżyła. Nie potrzebowała więcej. Waits potrafił wywołać uśmiech na jej buzi.
— Rok, byliśmy razem na studiach — rzuciła, jakby od niechcenia. Nie chodziło oto, że nie chciała się zwierzyć, tylko byli zawsze powodowali u niej dziwny uścisk w żołądku. Finalnie przypominali jej o tym, że została starą panią z kotem. Tak by powiedziała młodsza Marquis. Zero dzieci, zero seksu, tylko smutne, naukowe artykuły, excel, kot i gekon. Nie ma to jak rozkwit dorosłego życia — trzech chłopaków miałam i żaden nie był tym jedynym. Szkoda, czasem chciałabym móc się obudzić i mieć kogoś obok — ciężko się jej o tym mówiło. Eksperymentowanie było dobre w młodości. Teraz potrzebowała odrobinę stabilizacji. Kogoś kto przyniósłby jej bułki, znaczy co? Każdy chciał mieć kogoś, kto nie byłby przyjacielem, albo nim też, ale przede wszystkim tą drugą połową. Taką, do której człowiek może się przytulić, wypłakać się, a później obejrzeć jednej nocy władcę pierścieni.
— Długo byliście razem? — spytała, czując odrobinę zmianę nastroju. Cokolwiek by jej nie powiedział, wewnętrznie przeczuwała, że ten temat mógłby być odrobinę drażliwy. Wcale jej to nie dziwło. Eks to nie to samo co eks małżonek. — to ją... czasem słyszę w nocy? — dopytała ostrożnie, upijając łyk piwa. Nigdy nie poruszali tego tematu. Czuła, jakby chodziła po bardzo grząskim gruncie.
38 y/o, 191 cm
detektyw | Policja Konna Toronto
Awatar użytkownika
Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
Samotnik, który nie lubi samotności.
Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

No i niech ktoś powie, że oni do siebie nie pasowali. Miles karmił kota, a Cece gekona, żeby Miles nie musiał mu patrzeć w oczy, układ idealny. Nie byłoby żadnych sprzeczek, bo obowiązki od razu byłyby podzielone. A może jak nie byłoby sprzeczek, to też później nie byłoby cichych dni, takich jak mieli z Paige i takich, jakie zaważyły na ich rozwodzie?

Milesowi to odpowiadało, takie troszczenie się o Cece, może dlatego, że on w zasadzie odkąd skończył siedemnaście lat to przecież miał kogoś takiego, kim mógł się zaopiekować. A później to w jednej krótkiej chwili stracił.
Więc troska o Cece też była dla niego naturalna. Była dla niego dobra. Była czymś, czego po prostu potrzebował i co sprawiało, że naprawdę na te krótkie momenty, gdy byli razem, zapominał o swojej byłej żonie. Ona potem wracała, zawsze w końcu wracała. Kiedy spędzisz z kimś dwadzieścia lat życia to zapominanie niestety nie trwa rok.

- Dreszcz żenady przeszedł mi po plecach, ale pomyślałem, że może masz do nich sentyment? - zażartował. Miles był po prostu miłym gościem i zamiast powiedzieć, że to żenujące wolał powiedzieć pomysłowe, bo co jeśli by się okazało, że Cece jednak trzymała tą bieliznę właśnie z jakiegoś sentymentu, jak on niektóre pamiątki po swojej byłej żonie?
- To ona ma zdjęcie? - zapytał, bo naprawdę go nie zauważył, szybko się ubrał i dopiero po wyjściu z łazienki odczytał napis. Uwierzył jej na słowo, ale oczywiście musiał to sprawdzić. Podciągnął do góry koszulkę na plecach i zdjął ją z głowy, żeby zobaczyć to zdjęcie. Jeszcze nie dokończyli kolacji, a on już się rozbierał. Ale w zasadzie to tylko na chwilę, bo jak obejrzał fotografię, to z powrotem założył koszulkę.
- Fajna z was była para - tacy uśmiechnięci, widać było, że Bob to wesoły facet - to nie zabieram tej koszulki, ale musimy sobie strzelić fotkę, bo na urodziny wpisuję w google śmieszne koszulki i zamawiam dwie - stwierdził. Zawsze miał problem z prezentami urodzinowymi, więc tym razem chociaż pójdzie łatwo. Kiedy Cece powiedziała, że rok byli razem, pokiwał tylko głową. Rok w porównaniu do dwudziestu lat to było tak niewiele, ale czasami przecież przez rok może się wydarzyć bardzo dużo, jak na przykład ten ostatni rok Milesa. Rozwód, przeprowadzka, totalna zmiana środowiska i znajomych, których przecież mieli wspólnych i którzy teraz byli rozbici między nim, a Paige, a Miles nie kazał im wybierać. Więc stąd te samotne wieczory, bardzo dużo samotnych wieczorów, które zauważyła Cece i które odmieniła kompletnie, na dużo lepsze.
- To najwidoczniej wszyscy byli głupi, bo ja bym takiej dziewczynie nie pozwolił odejść - rzucił, ale w tym momencie w niego uderzyło - tak jak nie pozwoliłeś Paige Miles?
Znowu Paige i znowu obwinianie się o rozpad ich małżeństwa. Czy to się kiedyś skończy? Czy kiedyś będzie mógł wreszcie sobie powiedzieć, nie to nie Twoja wina Miles, bo to ona nie miała dla ciebie czasu, to ona wybrała szpital.
Mógł nie zaczynać takich tematów.
- Dwadzieścia lat - odpowiedział od razu. Dwadzieścia lat to jest więcej niż połowa jego życia. Więcej był z nią, niż sam.
- Odrobinę przerażające - stwierdził i uśmiechnął się trochę krzywo. Uniósł jedną brew, kiedy Cece zapytała czy ją słyszy w nocy.
- To tak wszystko słychać? - trochę go to zdziwiło, ale w zasadzie, on też często słyszał co Krysia ogląda w telewizji - czasem przychodzi, bo wiesz... Ona się martwi kiedy nie odbieram telefonu, ale ma faceta, więc ja kompletnie tego nie rozumiem - wzruszył ramionami. Skoro Paige była z Markiem, to dlaczego przyjeżdżała do niego w środku nocy?
- Jak się kogoś ma, to się chyba spędza z nim czas, a nie wpada do byłego męża na herbatę? - zapytał, ale to chyba było pytanie retoryczne.
Nastrój się zmienił, ale Miles musiał przyznać, że chyba tego potrzebował, w końcu się komuś wygadać. Bo tylko dusił to w sobie. Liczył na to, że Cece się z nim zgodzi, i wtedy będzie mógł odetchnąć z ulgą, że to jednak nie z nim jest coś nie tak.
- Ale w sumie to wolę herbatki z Tobą Cece, więcej rozrywki, mniej rozdrapywania ran - dodał w końcu, bo to był fakt. Kiedy pojawiała się Paige to nie mógł skupić się na niczym innym niż tylko to pytanie dlaczego pozwolił jej odejść. A kiedy była Cece, to tylko zastanawiał się co obejrzą, albo zaśpiewają, albo w ogóle o której godzinie skończą.
- To co Harry Potter, czy Singstar? - zapytał, a później sięgnął po szejka i siorbnął z tej papierowej słomki.

Cece Marquis
31 y/o, 163 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiShe/her
postać
autor

Miles W. Waits

Czas był sprawą względną. Dla każdego mijał inaczej, każdy inaczej go widział. Sama Marquis zdawała sobie z tego sprawę. Godzina w pracy, a godzina z Milsem były dla niej czymś innym. Podobnie było ze związkami. Każdy z nich wyglądał odrobinę inaczej. Niektórzy męczyli się, próbując wytrwać jak najdłużej, a innym czas mijał, jakby nic się nie stało. Wszystko zależało od osoby, na którą się trafiło. To potrafiło być najbardziej znaczące. Brak jednej osoby był znaczący, odciskał piętno, którego nie dało się ukryć. Wszystko zależało od osoby, na którą się trafiło.
— Mam mieć sentyment do gościa, który oznaczył mnie, jako swoją własność? — spytała całkiem szczerze Cece. Nawet nie pamiętała, że posiada coś takiego, zanim nie wyjęła tego dla Milsa. Popatrzyła na niego zdziwionym spojrzeniem. Może miała w głowie szalone myśli, wrodzony pracoholizm, a jednak delikatnie ją to ruszyło. W końcu to był jej były, spędziła z nim rok, ale im dłużej się zastanawiała, tym bardziej widziała jego żałosność.
— Tak z tyłu — rzuciła, czekając na werdykt ze strony Waitsa. Musiał w jakiś sposób skomentować to zdjęcie. Odwróciła się mimowolnie, by nie patrzeć na rozbierającego się sąsiada. Jakoś nie poczuła się z tym w stu procentach komfortowo. Wiedziała, że faceci często pokazują klatę, ale i tak czuła się z tym nieswojo. Nie potrafiła zrozumieć w stu procentach dlaczego.
— Jednak nie była, skoro nie jesteśmy razem — szybko zauważyła Cecille. Mogli wyglądać razem ładnie na zdjęciu, ale poza tym nie było w nich nic wyjątkowego. Bardziej ją wkurzał, robił wstyd przed znajomymi, a ona czuła się jego ozdobą. Dobra studentka walcząca o stypendium z wnikliwą pracą licencjacką, poza tym? Więcej między nimi było zgrzytów i niezgody, niż dobrego czasu. Wtedy nie miała, kiedy się nad tym zastanawiać, teraz pewnie też niezbyt — nie ma takiej opcji, chyba że gwiazda betlejemska się pojawi na niebie i nagle zostaniemy razem. Pewien poziom niezręczności zostawiam dla niewielu Miles — parsknęła, kręcąc głową. Już raz przedziwną bieliznę nosiła, nie potrzebowała powtórek. Pewnie byłoby to coś z ich twarzami, śmiesznym napisem. Niby mogłaby to nosić, ale poczuła się nieswojo. Rzadko z kim mogła rozmawiać o Bobie w tak otwarty i prześmiewczy spokój. Pewnie nie byłaby chętna, a finalnie nosiłaby tę koszulkę, dumnie wypinając pierś do przodu.
— Pozwoliłbyś. Na nic nie mam czasu praca, doktorat i mama do opieki. Życie ze mną nie jest łatwe — zaśmiała się pod nosem. Z Bobem zerwała, by wejść po pół roku w kolejny związek. Trwał on aż do wypadku matki. Chłopak poczekał trzy miesiące i z nią zerwał, gdy znajdowała się w największej możliwej rozpaczy. Od tamtego dnia narzuciła na siebie jeszcze większe standardy niż wcześniej.
— To prawie połowę twojego życia — powiedziała cicho Cece, gryząc się w język. Sprawnie wszystko policzyła i była w szoku. Ile mogła nie wiedzieć na temat własnego sąsiada? Zamrugała kilka razy oczami ze zdziwienia, otwierając delikatnie buzię. Nie spodziewała się aż tyle czasu. Waits wydawał się jej poukładanym człowiekiem, a może było inaczej?
— Bardziej głosy niż wszystko — stwierdziła Cece. Nigdy się nie przesłuchiwała. To była sprawa wyłącznie między Milsem, a tą kobieta. Ufała mu na tyle, że zakładała słuchawki i puszczała w nich dźwięk deszczu, by móc zasnąć szybciej — czemu ona do Ciebie dzwoni? — spytała, marszcząc przy tym brwi. Chyba przestała rozumieć całą sytuację. Nie zdawała sobie sprawy, że on był pierwszy. Nie do końca też czuła, że powinna wypytywać. Jeśli Miles będzie chciał się z nią podzielić większa ilością informacji, zrobi to sam.
— Nie wpada się do męża, chyba że coś się do niego czuje — rzuciła finalnie Marquis, spoglądając na reakcję policjanta. Bała powiedzieć się to głośno. Nie było to właściwe, ale nie miała pełnych informacji. Sama nie wiedziała, czy ma nienawidzić kobietę, czy mu kibicować w ponownym zdobywaniu jej. Za mało informacji by orzec.
— Mniej rozdrapywanie ran? Poczekaj aż wystawię Ci rachunek za jedzenie! — zaśmiała się Cecille, kręcąc wesoło głową. Jeszcze kiedyś się zdziwi, jak zobaczy rachunek pod drzwiami z okrągłą kwotą za te wszystkie zupy, które mu zrobiła. Marquis wcale nie była taka tania, w końcu pracowała w klubie dla bogaczy — Harry Potter? Dorobię popcorn i się położymy, co? — zaproponowała niepewnie. Po tej dyskusji na temat byłych nie miała zbyt wielkiej ochoty na zabawę. Najchętniej położyłaby się na kanapie i przysnęła.
Jak się najadła, tak zrobiła. Dorobiła popcornu i wywlekła własną kołdrę z pokoju. Wyglądała jak cień człowieka, gdy ciągnęła niezdarnie kołdrę. Finalnie walnęła ją na kanapę, układając się wygodnie wraz z miską popcornu.
— A teraz powiedz... do jakiego domu zostałeś przydzielony? — wyleciała jak Filip z konopii, a w trakcie zaczęły pojawiać się pierwsze sceny — hufflepuff, albo gryffindor, prawda?
38 y/o, 191 cm
detektyw | Policja Konna Toronto
Awatar użytkownika
Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
Samotnik, który nie lubi samotności.
Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Kiedyś to ten czas działał na ich korzyść, Miles naprawdę nie czuł tego, że był z Paige dwadzieścia lat, nie czuł tego tak, że to długo, że to większość jego życia, czuł to, jako coś dobrego. Początek wieczności jakby. Dopiero niedawno to zaczęło ciążyć i zaczęły się pojawiać jakieś pytania w stylu, jak można wytrwać z kimś tyle lat, czy to dlatego się tak skończyło, czy to się wypaliło przez ten czas?

- Każdemu może się zdarzyć... jakieś zaćmienie mózgu? - podrapał się po potylicy, bo w sumie z jednej strony żałosne, a z drugiej no to może dla Boba to był największy przejaw uczuć, którymi darzył Cece? Nie Milesowi było to oceniać, zresztą... On się na związkach kompletnie nie znał, bo w zasadzie to znał tylko jeden. A już szalonych prezentów nie było nigdy, zazwyczaj jakaś książka, którą idealnie trafiał w gust Paige, albo kubek...
- Wiesz Cece, moja babka mówiła, że nic nie dzieje się bez przyczyny, więc po prostu może tak musiało być - wzruszył ramionami na te jej słowa, że chyba nie była z nich fajna para, skoro nie są razem. Czasem i fajne pary się rozstają, po dwudziestu latach na przykład, takie są realia, a te, które na pozór do siebie nie pasują rozumieją się najlepiej. Niektórzy twierdzą, że przyciągają się przeciwieństwa, inni, że wspólny pierwiastek, więc po prostu może trzeba testować różne warianty. A Miles nigdy nie miał okazji.
- Moja babka mówiła też, że nie trzeba gwiazdki z nieba, żeby sprawić komuś radość, czy coś takiego... - roześmiał się, no bo o gwiazdkę betlejemską to jednak mogło być trudno, trudniej niż o obciachowe koszulki. A chcąc, czy nie chcą, a może udając, że w ogóle tego nie zauważają, to tę dwójkę trochę do siebie przyciągało. Wszechświat miał tu chyba jakiś plan... A oni udawali, że nie wiedzą jaki.
- Życie w ogóle nie jest łatwe Cece, ale czasem łatwiejsze we dwójkę? - zerknął na nią jakoś tak badawczo, bo w zasadzie Miles nigdy nie myślał o tym, żeby mógł się na przykład z kimś jeszcze związać zamiast Paige, do tej pory. Czasami taka na pozór zwykła kolacja i rozmowa pozwalają otworzyć oczy i spojrzeć na niektóre rzeczy trochę inaczej.
- Większa połowa... Chociaż mimo tego, co twierdzą o policjantach, to zdaję sobie sprawę, że nie ma większej połowy - roześmiał się, bo chyba tylko to mu zostało, zaśmiać się gorzko i może odrobinę pożałować. Chociaż... To nie tak, że miał czego.
- To dobrze, że jednak nie wszystko - puścił do niej oczko, no bo wiadomo wolałby, żeby Cece nie słyszała jego chrapania, czy czegoś tam, choćby nawet tej kiedyś wspomnianej sraczki...
Westchnął ciężko, no bo właściwie to on przecież dzwonił, wstał, żeby wyjąc telefon z kieszeni kurtki.
- To ja dzwonię, wiem, że nie mam już po co, ale to trudne - stwierdził, a potem jeszcze chwilę patrzył na wyświetlacz, bez zdjęcia, z jakąś czarną tapetą. Na jej kolejne słowa tylko położył smartfona na stole i przesunął w kierunku Cece.
- Usuniesz jej numer? Bo ja nie potrafię, a to w końcu musi się stać - i kiwnął głową z taką całą pewnością siebie, że to dzisiaj, teraz, już. Już dawno zresztą, powinno się stać.
- Wiedziałem, że prowadzisz jakiś rachunek, to było za piękne, by mogło być prawdziwe, tylko pamiętaj, że z pensją policjanta, może trzeba będzie to rozłożyć na raty - on też się roześmiał - czytasz mi w myślach, ta kanapa jakoś tak dziwnie mnie dzisiaj przyciąga, nie wiem czy to ta pościel w kotki, czy co... rozłożył ręce, bo sam nie był do końca pewny. To znaczy był pewny, jednego, że z Cece było mu dobrze.
Rzucił się na kanapę i złapał poduszkę z kotkami, żeby wcisnąć ją sobie pod głowę, ale zaraz się przesunął robiąc miejsce dziewczynie, no i misce z popcornem oczywiście.
- A czemu tak myślisz? Nie wyglądam na złego ślizgona? - zapytał, ale sam wiedział, że nie - gryffindor, ale trochę ciągnie mnie do hufflepuff, oni chyba mieszkali przy kuchni - chyba Miles jednak trochę był potterhead? - Ty na pewno ravenclaw - stwierdził sięgając po popcorn. A przed chwilą objadł się jak bąk, ale ten popcorn tak ładnie pachniał, tylko czegoś tu brakowało...
Wstał z miejsca i poszedł po dwa piwka.
- Piwo kremowe dwa razy - otworzył jej jedno, a drugie sobie. Może i to nie smak piwa kremowego, tylko jakiegoś taniego piwska, ale w zasadzie to czasem nie liczy się co, tylko z kim, prawda?


Cece Marquis
31 y/o, 163 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiShe/her
postać
autor

Miles W. Waits

— Miles, daj spokój z tym sojuszem plemników do typa, którego nie znasz — odparła od niechcenia Cece, wpatrując się w mężczyznę odrobinę dłużej. Ten związek nauczył ją przede wszystkim jednego, czego już nie chce w kolejnych. Była to niesamowicie ważna dla niej wiedza, której nic poza czystym związkiem nie mogło jej zrekompensować — byłam dla niego bardziej błyskotką, niż partnerką — stwierdziła finalnie Marquis, wpatrując się dłużej w Waitsa. Za tymi słowami kryło się tak wiele. Bardziej chciał się nią chwalić, niż próbował ją zrozumieć. To jej przeszkadzało. Potrzebowała wsparcia na wielu płaszczyznach, a musiała dbać i wychowywać go jak dziecko.
— Nie zaprzeczam — wszystko było po coś, a każdy człowiek którego spotykaliśmy, miał własną unikalną historię. Mógł ją nam przekazać, nauczyć czegoś nowego. Związki bywały kruche z wielu powodów. Czasami okazywało się po tych dwudziestu latach, że to po prostu nie było to, że ktoś inny lepiej, by o nas zadbał. To było normalne. Jak dwudziestolatek ma wiedzieć, czego potrzebuje do końca własnego życia? Ludzie się zmieniali, a wraz z nimi potrzeby — ty mi sprawiasz radość bułkami i Britney — nie potrzebowała komicznej koszulki, by to wiedzieć. Po prostu przy niej był, kiedy go potrzebowała. Nawet w momentach kompletnej porażki, takiej jaką właśnie przeżywała w tym momencie. Przy Milesie wszystko wydawało się być łatwiejsze.
Przez ułamek sekundy nie wiedziała, co powinna mu powiedzieć. Nic jej nie pasowało, a wszystko wydawało się zbyt... błahe?
— Może dlatego żyjemy we dwoje? — spytała dosyć nieśmiało. Wpierw patrzyła na niego badawczym wzrokiem, próbując wybadać jego reakcję. Tylko po to by po paru sekundach spuścić wzrok. Niby oni mieliby być razem? Nigdy jej takie myśli nie przychodziły aż do tego jednego, krótkiego momentu.
— Hmm... — szczerze nie miała zielonego pojęcia, co powinna powiedzieć. Musiało być mu ciężko, normalne zerwania bywały dramatami, a co dopiero rozwody — czyli budujesz swoje życie na nowo? — dopytała bardziej z czystej ciekawości. Nie miał za wielu znajomych. Nigdy nikogo nie widziała, ani nie słyszała. Jedynie jego byłą. Widziała. Słyszała. Cokolwiek się wydarzyło, musiało go to dalej mocno boleć.
— Jakby ktoś mnie napadł, przyszedłbyś pierwszy z odsieczą — to był zdecydowany plus tych cienkich ścian. Jeśli cokolwiek by się u niej działo, przyszedłby z odsieczą. Mogła na niego liczyć pod tak wieloma aspektami, że sama była tym zadziwiona — mój prywatny policjant — zaakcentowała, po czym złapała się, jak to mogło zabrzmieć. Pokręciła głową. Nie powinna w żaden sposób przekraczać jego barier. Byli przecież przyjaciółmi, prawda?
— A zastanawiałeś się... — zaczęła dosyć nieśmiało. Nie chciała wyjść na taką, co się wtrąca. Nigdy nie ingerowała w uczucia faceta, który darzy nimi inną — dlaczego to robisz? — czuła, że to pytanie mogło być stosunkowo mocne, dla niej i dla niego. Skąd się brały te telefony? Musiał mieć w sobie nadzieję. Czuła się rozdarta, bo gdzie miałaby zmierzać? Do pomocy w pielęgnowaniu relacji, czy bardziej jej ucięciu? — chciałabym móc Ci z tym pomóc, ale nie mam zielonego pojęcia jak — stwierdziła finalnie Cece. Mogłaby go posmarować magiczną mazią na odrzucenie byłej, ale czy to miało jakikolwiek większy sens? Pewnie że nie.Czas musiał zadziałać, samodzielnie musiał wyleczyć swoje rany.
Patrzyła na niego, jak przesuwa w jej stronę telefon. Zdążyła nawet wziąć go do rąk, ale czy mogła go pozbawić? Był niemal symboliczny.
— Nie usunę — odpowiedziała w końcu, odsuwając telefon w jego stronę. Nie lubiła się mieszać w nieswoje sprawy. Unikała takich konfliktów, z którymi nie czuła się w porządku — nie stawiaj mnie między sobą, a twoją żoną — pewnie i by usunęła jej kontakt, ale nie chciała być tą, która stała na drodze do szczęścia Milsa. Sam musiał odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chce dalej o nią walczyć, a ona nie miała zamiaru robić tego zamiast niego — chcesz, to zrób to sam — sama odwróciła wzrok. Czuła się tak, jakby miała do końca pogrzebać resztki jego związku i szczęścia z obcą dla niej kobietą — możesz też... przychodzić do mnie, jak chcesz do niej dzwonić — zaproponowała finalnie, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy. Cokolwiek miałoby się wydarzyć, wtedy mogłaby go w stu procentach wspierać, kibicować. Niebo by się załamało, a ona stałaby przy jego boku.
— Spokojnie, oddasz mi w naturze — parsknęła krótko, ale po chwili zrozumiała, że ten żart nie do końca był na miejscu — znaczy... we wspólnym spędzaniu czasu — dopowiedziała finalnie, unosząc delikatnie kąciki swoich ust. — kotki są dobre na wszystko! — zwłaszcza gdy mieli obok siebie takie cudownego kompana, który wskoczył by położyć się w nogach policjanta. Piękny widok ludzi ciężko pracujących.
— Bo jesteś kochanym misiem i nie lubisz gadów — stwierdziła bez większego zawahania — zdecydowanie puchon. Jesteś jak oni. Pracowity, sprawiedliwy, uczciwy oraz lojalny — mogła na niego liczyć i miał w sobie to poczucie sprawiedliwości, których innym brakło. Koty nagradzać, a gady omijać. — a może ślizgonka? Nie tylko krukoni są mądrzy — stwierdziła, unosząc oba kąciki swoich ust do góry. Faktycznie w ten sposób to funkcjonowało jej zdaniem. Chociaż była krukonką, tylko nie chciała się przyznać do ujawnienia.
— Pomyślisz o wszystkim — rzuciła, odbierając od niego piwo i upijając z niego porządnego łyka. Sama tylko zaczęła się zastanawiać, dlaczego oparła się o ramię Waitsa. Musiało być jej tak wygodniej, tylko oto chodziło — która scena zrobiła na Tobie największe wrażenie? Mnie ta z łódkami — stwierdziła, gdy ich wspólny seans się rozpoczął — chciałabym, żeby ktoś zrobił ze mną to samo na randce, ale w trochę bardziej romantycznym obliczu — delikatnie się rozmarzyła. W środku zawsze była niepoprawną romantyczką, cokolwiek by się nie działo później.
38 y/o, 191 cm
detektyw | Policja Konna Toronto
Awatar użytkownika
Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
Samotnik, który nie lubi samotności.
Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

- Sam nie wiem czy wolę bułki, czy Britney, a najlepiej to chyba jakby Britney miała swoje bułki, kupowałbym Ci cztery i wtedy dzień od razu stawałby się lepszy - roześmiał się, ale też zastanowił, bo w sumie to chyba lepszy od bułek i od Britney to był ten uśmiech Cece, gdy przynosił jej świeże pieczywo, i to dziękuję, nie musiałeś, które mówiła za każdym razem. Ale on po prostu chciał. Chciał tak jak ona zacząć kolejny dzień lepiej niż poprzedni. Radośniej. I z najlepszą pod słońcem kanapką na przerwie na komisariacie. Zawsze dostała od niej za to kanapkę. A to nie były zwykłe kanapki, tylko takie, które mogły poprawić nawet najgorszy dzień.
Uśmiechnął się na jej słowa. To była cała prawda, której chyba żadne z nich nie zauważyło do tego wieczora. Udawali, że to tylko sąsiedzka pomoc, że przecież nie robią nic szczególnego, to jest normalne i pewnie z Krysią też mogliby tak siedzieć i śpiewać i oglądać i rozmawiać.
Ale to właśnie było wyjątkowe i teraz to do Milesa dotarło.
- Cece, myślisz... że moglibyśmy - Miles nie umiał kłamać, był prostym facetem, który mówił, to co mu na żołądku siedziało, ale też kompletnie nie umiał rozmawiać o uczuciach. Z Paige nie musiał tego robić, bo wystarczył uśmiech, przytulenie, czuły gest. Ale co w momencie, takim jaki mamy tu teraz, kiedy te czułe gesty były, tylko jeszcze nienazwane? Schowane jakby pod wielką tabliczką z napisem: Troszczymy się o siebie po sąsiedzku. Tak robią dobrzy sąsiedzi.
Tyle, że ich relacja już dawno wyszła poza ramy bycia tylko sąsiadami. Wychodziła poza nie od samego początku. Jakaś dziwna mało sąsiedzka chemia była między nimi.
Dobrze, że Cece się odezwała i przerwała to, co Miles nie umiał z siebie wydusić, bo naprawdę jego szare komórki teraz mieliły wszystko na najwyższych obrotach, a on się zastanawiał co chce, i przede wszystkim jak, ma to powiedzieć. Pokiwał głową i znowu z taką pewnością siebie, że to jest ten moment. Czasem w życiu są takie momenty, że trzeba się od czegoś odciąć i budować coś na nowo.
- Tak. Mógłbym przecież... Przecież tak samo mi się należy, jak jej, prawda? - poczuł to, że jemu też coś się od tego życia należy. Że może też mieć swojego Marka, albo swoją Cece na przykład. Zakochać się, czy coś. Mógłby się zakochać w Cece i jej uśmiechu, gdy patrzyła wielkimi oczami na tego burgera, który dla niej zamówił, i w jej cichym dzięki, gdy otwierał jej piwo i w tych pytaniach, które potrafiły go zbić z tropu, ale też naprawdę rozbawić.
- Prywatna winda, prywatny policjant, prywatny dostawca bułek i otwieracz do piwa... Proszę Panny Marquis, tutaj też już lista jest długa, nie wiem jak my się dogadamy, jakieś raty czy coś... - roześmiał się wesoło, ale później padło to trudne pytanie, Miles na moment się zawiesił. Jeszcze wczoraj kiedy dzwonił do Paige odpowiedziałby jej, że ma nadzieję, że chciałby, żeby to wróciło. Tak jak wtedy, gdy przytulał ją u siebie w kuchni.
Ale dzisiaj wcale nie chciał powrotów, dzisiaj chciał ruszyć na przód.
- Już mi bardzo pomogłaś Cece - powiedział krótko, a kiedy oddała mu telefon, to wcale nie nalegał, wziął go od niej i schował do kieszeni spodni - taak? Naprawdę chcesz, żebym tu przychodził o drugiej w nocy na przykład? - uniósł jedną brew patrząc na nią z uśmiechem. Cece była słodka, to co powiedziała było słodkie, Miles sobie nawet wyobraził, jak następnym razem zamiast dzwonić do Paige to idzie zaspany przez korytarz pod drzwi swojej sąsiadki.
- Ej... To ja też będę chciał w naturze za robienie za windę i ochronę - rzucił w odpowiedzi na jej słowa, a później się roześmiał, bo rzeczywiście mogło to zabrzmieć źle - naturalne spędzanie razem czasu, to mi pasuje - no bo w zasadzie to im to zawsze jakoś tak naturalnie wychodziło. To, że mieli się spotkać na jedno piwo, a finalnie siedzieli razem do rana. Zrobił trochę miejsca dla kota i pozwolił mu usadowić się w nogach.
- Ale jak Ci coś powiem Cece, to nie uwierzysz. Ja nigdy nie lubiłem kotów, a Tucker to jedyny zwierzak jakiego tolerowałem, a teraz jak wracam z pracy, to kupuję dla Lulka konserwy rybne - pokiwał głową, bo to rzeczywiście było dziwne, ale w sumie to też dobre. Bo kot Cece był trochę jak ona sama, taki kochany, nie dało się mu oprzeć, kiedy patrzył tymi wielkimi ślepiami.
- Misiem? Ale takim groźnym misiem grizli, a nie Kubusiem Puchatkiem, co? - no bo Miles to był wielki jak niedźwiedź, ale przecież też musiał robić wrażenie złego gliny... Nie, on chyba był jednak tym dobrym gliną. Tak czy siak przestępcy się mieli go bać. Niektórzy się pewnie bali.
- Jak Ty jesteś ślizgonką, to ja McGonnagall - no nie kompletnie mu nie pasowała na ślizgonkę, jaka ślizgonka ma pościel w kotki? A już krukonka pokroju Luny Lovegood jak najbardziej mogła taką mieć!
Miles tylko spojrzał na czubek jej głowy, gdy oparła się o jego ramię, to mu wcale nie przeszkadzało, nawet mógłby do tego przywyknąć, do niej obok, do kota w nogach i tych pytań, którymi potrafiła go rozłożyć na łopatki.
- Nie wiem. Chyba ta scena z wielką ucztą, ile tam mieli jedzenia... - aż mu się oczy zaświeciły na samą myśl. A kiedy Cece powiedziała o tej randce z łódką, to tylko chwilę się zastanowił.
- A jak myślisz Cece, ja mógłbym Cię zaprosić na taką randkę? - zapytał patrząc w czubek jej głowy. To pytanie w końcu musiało paść. Był ciekaw jej odpowiedzi, czy mogliby przekroczyć jakąś granicę między sąsiedzką pomocą, a randką, czy niekoniecznie? Jak ona się na to zapatrywała.

Cece Marquis
31 y/o, 163 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiShe/her
postać
autor

Miles W. Waits

— Dzień dla Ciebie staje się lepszy, jak z tych bułek robię Ci kanapkę do pracy — poprawiła go Cecille. Znała ten wielki plan Milesa. On przynosi, ona kroi, smaruje i przygotowuje kanapki życia. W ten sam sposób kiedyś żyła z własną matką. Całkiem dobry z nich tandem się zrobił. Gdy otwierała drzwi, spodziewała się zobaczyć w nich Waitsa. Wydawał się być w porządku sąsiadem, żyli w dziwnego rodzaju komunie, odkąd coś zwyczajnie zaskoczyło między nimi — może powinnam Ci je podawać, śpiewając gimme me more? — zaśmiała się, a oczami wyobraźni zobaczyła przepiękną scenę. Cecille otwiera drzwi, tam Miles z bułkami. Zamiast zwyczajowego dzień dobry, słyszy: it's britney bitch.
Kolejne słowa obaliły ją, jakby właśnie dostała wielkim obuchem. Spojrzała na niego odrobinę skonsternowana. Czy znalazł się właśnie w jej głowie? Słyszał rozterki emocjonalne? Tydzień bez Milesa wydawał się być tygodniem straconym. Poprawiał każdy beznadziejny humor, otwierał piwo jak nikt inny. Wystarczył jej moment, by głowę opuściły frapujące ją myśli. Tego potrzebowała od życia. Tylko pytanie brzmiało, czy to była zasługa Milesa?
— Żyć we dwoje? — spytała lekko skonsternowana. Bała się pierwsza podjąć tematu związanego z ich dbaniem o siebie. Przegryzła dolną wargę — przecież już to robimy — stwierdziła zdenerwowanym głosem. Czułe gesty wobec Waitsa były dla niej normą. Nie zastanawiała się nad nimi, po prostu działała. Naturalne, bez żadnego przymusu. Lubiła widzieć jego uśmiech, a nawet te kartony w jego mieszkaniu jej nie przerażały. Wystarczył moment, by pojawił się banan na jej twarzy. Nawet jego żarty ją rozbawiały, gdzie przy innych musiała udawać.
Tylko bała się tego. Nie chciała tego popsuć. Co by się stało, gdyby się pokłócili? Gdyby jednak bardziej kochał ex żonę niż ją? Nie była gotowa na stratę. Mógł być tylko sąsiadem, ale dla niej był jej sąsiadem. Nie byłaby w stanie wyobrazić sobie tygodnia bez niego. Stąd nigdy nie pytała o odgłosy aż do tej nocy.
— Zdecydowanie tak — kiwnęła głową. Ku temu nie miała żadnych wątpliwości. Z jakiś powodów zdecydowali się na rozwód, a ich drogi finalnie się rozjechały. Miał prawo ruszyć przed siebie, zostać swoim nowym, atrakcyjnym ja, przejść po rozwodowy glow up. Tylko zapomniał o najważniejszej części — pytanie, czy jesteś na to gotowy? — dopytała, patrząc na jego twarz. Próbowała coś z niej wyczytać, dowiedzieć się, co dokładnie myślał. Jeszcze wczoraj dzwonił do ex żony. Nawet jakby Cece chciała przyjść do tego na porządku dziennym, to musiała dopytać. Czy jest zdecydowany na zamknięcie tego rozdziału?
— Zaraz będę musiała wziąć kredyt, by móc Ciebie spłacać — parsknęła Marquis. Nie zarabiała mało z dwóch wypłat, ale po wystawieniu rachunku przez mężczyznę mogła przeżyć głęboki szok — niby tylko sąsiad, a tak wiele ważnych funkcji — stwierdziła, wpatrując się ciut za długo. Wzrokiem zjechała przez moment na usta policjanta. Nagle pokręciła głową, przyłapując samą siebie na myśleniu w innym niż dotychczas sposób.
Musiał ją ratować jak księżniczkę?
— Tylko Cię karmię, Miles — zaśmiała się uroczo — a co właśnie robisz? Siedzisz u mnie o pierwszej nocy, a zaraz dochodzi druga — nie byłoby to dla niej nic nowego. Tylko z własnej woli, a nie uniesienia spontanem wpadłby do niej — podobno łatwiej się zasypia z kotem w nogach — rzuciła, spoglądając na kocura. Akceptował Waitsa, a nie każdy miał ten zaszczyt. Zwierzęta momentami lepiej odczytywali ludzi niż ich właściciele. Trzeba było im ufać w stu procentach.
— Słaba z Ciebie skarbonka, panie Waits — ale z niej samej też — skoro zapłatą są tylko godziny ze mną — oboje na tym nie zarobią, a jedynie tracą finansowo. Gdyby tak Cece wystawiła rachunek za wyżywienie, wyszłaby na zero względem usług Milesa. Naturalnie schodzili na poziom jednego wielkiego zera.
— Ktoooś tuuu się zakoochaaaał — Krysia musiała to usłyszeć. Nawet przez ten głośny telewizor, a chodziło tylko o kota. Lulek miał w sobie czar pięknego, długowłosego kocura, a te jego oczy? No nie mogły kłamać.
— Dla mnie Kubusiem Puchatkiem, a gry zakładasz mundur stajesz się niedźwiedziem grizli — stwierdziła, uśmiechając się szeroko. Chwyciła go delikatnie za policzek i delikatnie potarmosiła. Wielki, groźny Miles dla niej nie istniał. Może dla obcych. Albo dla profesorów, obserwujących nocne motyle ze studentkami.
— W takim razie dzień dobry pani profesor — parsknęła głośno — co mogłabym zrobić, żeby dostać punkty dla ślizgonów? — spytała, robiąc przy tym wielkie oczy. Te oczy biednego, bezdomnego kotka proszącego o karmę. Faktycznie, nie miała w sobie niż ze ślizgona. Chociaż patrząc na jej ambicje, mogłoby być inaczej. Przecież nie było tylko złych uczniów z tego domu, prawda? Severus Snape był, jaki był, ale miał przy tym wielkie serce.
— Przecież byś nawet tyle nie zjadł, Waits — stwierdziła, patrząc na scenę wybierania pierwszej różdżki przez Pottera. Jeden z jej bardziej ulubionych momentów całej serii — nie wystarczy Ci to, co wychodzi spod moich rąk? — spytała z pretensją w głowie, unosząc delikatnie głowę, a wraz z nią jedną ze swoich brwi. Chwila powagi, a później śmiech — chociaż masz rację. Jedzenie jest magiczne — zwłaszcza gdy było robione przez ukochaną osobę. Marquis doskonale pamiętała dania przygotowywane przez jej matkę, przez jej babkę. Niektóre smaki miały swój unikatowy wyraz, którego nie dało się podrobić przez nikogo.
Potem spuściła głowę i zapadła cisza. Pytanie Milesa odbijało się w jej głowie. Czy chciałaby pójść z nim na randkę? Przełknęła nerwowo ślinę, bo brzmiało to jak pułapka. Bała się. Mogli przekreślić całkiem dobrą zażyłość, którą budowali przecież tak długo. Granica była bardzo cienka i wydawała się bez powrotna. Raz przekroczona nie będzie miała powrotu.
— Mówisz poważnie, czy tylko sobie żartujesz? — spytała, unosząc swoją głowę i patrząc mu prosto w oczy. Dosłownie dwie sekundy zajęło jej sformułowanie kolejnego ważnego pytania — moje pytanie brzmiałoby tylko, czy jesteś gotowy pójść naprzód? — znowu je zadała w tak krótkim okresie. Bała się odpowiedzieć jednoznacznie.
Bała się go stracić, jeśli by im się nie udało.
38 y/o, 191 cm
detektyw | Policja Konna Toronto
Awatar użytkownika
Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
Samotnik, który nie lubi samotności.
Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

- Jeśli gimme me more, to chyba ja, żeby było więcej kanapek - uśmiechnął się szeroko, Miles lubił te jej kanapki, kiedyś Paige też mu robiła, ale później to wszystko się zepsuło, a zamiast chociażby suchej bułki, to serwowała mu tę okropną ciszę i brak jakiegokolwiek zainteresowania.
A Cece zawsze się interesowała, dawał mu bułkę i za każdym razem pytała jak minął mu wczorajszy patrol. A on pytał jak było w pracy. Spotykali się na klatce, to nawet jeśli nie mieli zbytnio czasu na rozmowy i tak musiało paść krótkie - co słychać, a później odpowiedź - porozmawiamy o tym później. I to później rzeczywiście było, rzeczywiście ze sobą rozmawiali.
A on z Paige w pewnym momencie po prostu przestali.
Skinął głową, gdy powiedziała, że przecież już to robią, już żyją we dwoje. To był fakt, taki fakt, który w pewnym momencie się dokonał, a oni nawet nigdy nie ustalali, że tak ma być, po prostu, wydarzyło się kilka tych drobnych sytuacji, takich gestów, które zadecydowały za nich, które im pokazały, że oni mogą na siebie liczyć.
- Cece… a możesz mi obiecać jedną rzecz? Że nawet jeśli mnie znienawidzisz, to mi to powiesz? No... że nie przestaniesz ze mną rozmawiać, okej? - zapytał z jakąś taką poważną miną, bo wreszcie do niego docierało, że cały problem tkwił w tym, że oni przestali ze sobą rozmawiać. Łatwiej by było, gdyby Paige mu powiedziała, już Cię nie kocham Miles, do widzenia.
Czasami słowa wiele ułatwiały.
Zamyślił się, bo to było trudne pytanie i do wczoraj jeszcze wcale nie znał na nie odpowiedzi, ale kiedy spotkał się z Paige, a kiedy teraz siedział z Cece, i nie czuł wcale jak każda komórka jego ciała cierpi, tylko czuł coś zupełnie innego, to wydawało się to proste.
- Tak, jestem - powiedział a później wyjął z kieszeni swój telefon i wcale jej go nie podał, tylko wszedł w kontakty - daj mi mi-nu-tę - rzucił i w końcu to zrobił. To co miał zrobić wczoraj, a właściwie już dawno temu. Usunął numer Paige, nie zablokował go, bo to jeszcze nie był ten etap, bo może kiedyś będzie mógł do niej zadzwonić i bez tego całego bólu zapytać, co słychać, ale go usunął z listy kontaktów.
- Myślę, że w dolarach to wyjdzie jakiś milion trzysta tysięcy, ale w kanapkach dużo mniej - parsknął śmiechem. I chociaż Miles był na ogół dość smutnym człowiekiem, z tym całym swoim emocjonalnym bagażem, to przy Marquiz śmiał się naturalnie, nawet z głupich kanapek.
- Tylko? Przecież zaraz będziesz Panią Doktor Biologii, a Ty nie wiesz, że jedzenie to jedna z najważniejszych rzeczy, potrzebnych do życia? Cece co na to Twój profesor? - pokręcił głową z uśmiechem. Może na początku to była taka sąsiedzka wymiana, dwoje dorosłych ludzi, którzy się wspierają w rzeczach, z którymi nie potrafią, albo nie chcą, sobie dać rady. Jak robienie kanapek na przykład, ale już od pewnego momentu to ewoluowało i wkroczyło na trochę inną płaszczyznę.
Zmarszczył brwi, kiedy Krysia zza ściany powiedziała, że ktoś tu się zakochał. Może komentowała jakiś swój serial, albo może rzeczywiście chodziło o Lulka, ale Miles się nad tym zastanowił. To nie było takie łatwe do stwierdzenia, zwłaszcza gdy przez całe swoje życie zakochujesz się w kobiecie raz i potem z nią jesteś przez dwadzieścia lat. Kiedy pierwszy raz się zakochał, to jego wargę zdobił dziewiczy wąs, a teraz... podrapał się z zastanowieniem po tym swoim kilkudniowym zaroście.
- Hahaha… To dobrze, że tak mnie widzisz - teraz to roześmiał się głośno i szczerze. Cece była słodka. Mógł dla niej być Kubusiem Puchatkiem, ale wiadomo na komisariacie niedźwiedź grizli - to kiedyś musze tu przyjść w mundurze, jestem ciekawy co wtedy powiesz - puścił do niej oczko, bo w sumie to naprawdę był ciekaw. Kiedy zwróciła się do niego per pani profesor to wywrócił oczami, ale zaraz podłapał temat.
- No nie wiem wystarczy... tydzień prania moich skarpetek, to będzie dziesięć punktów dla slytherinu - znowu się śmiał i znowu patrzył na Cece tymi maślanymi oczami - jakbym nie zjadł to zapakowałbym sobie na wynos - powiedział i trącił ją łokciem, takie małe droczenie się "sąsiedzkie" - najlepsze rzeczy wychodzą spod tych ślicznych rączek, ale takie czarodziejskie mięso to dopiero musi mieć smak... Może to jakiś hipogryf a nie kurczak w ogóle? - jeszcze się uśmiechnął, jeszcze spojrzał jej w oczy, zanim spuściła głowę na film, no i zanim padło to pytanie.
Chwila ciszy, w której Miles też przez moment się zastanawiał, czy jakby teraz wstał z tej kanapy i ruszył do drzwi, to może mogliby jutro udawać, że nic się nie stało. Że trochę wypili i tak sobie tylko powiedział. Ale jednak został w miejscu, a jego uśmiech zastąpiła teraz w pełni poważna mina.
- Poważnie - powiedział, a potem się wyprostował, żeby podczas takiej poważnej rozmowy nie siedzieć tak rozwalonym na kanapie - Cece, może ja nie jestem jakimś wiesz najlepszym materiałem na nie wiem... faceta? Też nie mogę Ci obiecać, że w ogóle będzie jak w takiej bajce - wskazał głową na ekran telewizora - Ale jeśli byś chciała spróbować, no wiesz pójść ze mną na taką prawdziwą randkę, a nie na karaoke i piwo do baru, to będę... Bardzo szczęśliwy - powiedział to powoli, jakby nad każdym słowem się zastanawiał, bo naprawdę tak było, ale te dwa ostatnie przyszły mu naturalnie. Bo przy Cece był po prostu... szczęśliwy.

Cece Marquis
ODPOWIEDZ

Wróć do „#20”