-
kiedyś złodziejka, teraz kreuje się na damę z nowym życiem i nawet mężem.
nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- Tak? Chcesz telefon? Będziesz mieć mnie jak na tacy. - nawet mogłaby mu ręce okazać w geście chęci poddania się i skucia. To był też trochę test jego samego i tego czy aby na pewno byłby na to gotów, czy miałby jaja ją wsypać. Wątpiła jednak w to aby sam chciał się bawić w to wszystko jeszcze raz, wracać do tego i całej przeszłości, która jego samego wpędziła za kraty. Z tego wszystkiego zapamiętała jednak jego lojalność wobec innych, odpowiadał za siebie i nie był strachliwym chłopcem, co wyśpiewa cokolwiek na innych. To jedno w nim zawsze będzie jej się podobać.
Pokiwała głową niby nonszalancką, dalej dając mu do zrozumienia, że to jej nie rusza i że w sumie to samo w sobie życie bez niego jest lepsze. Nie chciała aby pomyślał, że na niego czekała, a już na pewno nie chciała rozgrzebywać starych śmieci i ran, które miała na psychice. Może i jej serce dalej pamiętało to uczucie, jakim go darzyła, ale tak jak wspominała - stara Rose zniknęła, nie wróci. Nawet jeśli jego pojawienie się wzbudziło w niej tą adrenalinę i dziwne podniecenie, to na pewno nie da mu tej satysfakcji i będzie twarda. Musiała to zrobić nie ze względu nawet na męża, ale na bardziej samą siebie.
- Inny powód? No cóż daj mi pomyśleć... - udawała w tym momencie, że się mocno zastanawia, ale odpowiedz była prosta. .... może fakt, że jedyne co kochasz oprócz samego siebie to pieniążki. Zielone banknoty. - stwierdziła zgodnie z własnym przekonaniem, bo tak to akurat widziała. Ona do tego wszystkiego co robił była dodatkiem, może i maskotką, albo nawet marionetką. Po tylu latach tak to wyglądała, że nie była nigdy dla niego ważna, nawet jeśli jej nie wydał, to pewnie i tak tłumaczyła to po prostu chęcią zgarnięcia późniejszych korzyści z torby, którą przygarnęła. Gdy jednak miała moment i okazję to z niej skorzystała i szybko go wyminęła, choćby po to aby wytworzyć między nimi ten dystans. Obeszła sprawnie kuchenną wyspę na tyle aby to był ten element muru, który ich od siebie ogrodzi.
- Teraz? Wiem kim nie jestem. Nie jestem tą Rose, która z radością by usiadła na tym blacie i rozłożyła przed Tobą nogi. Na pewno też nie jestem naiwna i łasa na Twoje puste słowa o wiecznej miłości. - wyrzuciła to z siebie na prawie jednym wdechu, aż dysząc od emocji, które ciążyły jej na klatce piersiowej. Te słowa były same w sobie niebezpieczne bo jednak potencjalnie widziała taki scenariusz w głowie, a nawet obawiała się, że faktycznie on się zrealizuje. Mogła kłamać i ukrywać całą prawdę przed nim, ale miewała takie sny i takie obrazy w głowie, a teraz gdy sam Cathal się pojawił? Obawiała się, że to wszystko wróci i znów będzie musiała wciskać mężowi kit o koszmarach.
Cathal Graves
-
Kowboj z pochodzenia, zakapior z powołania
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiCię/żarówkatyp narracjiTyp spod ciemnej gwiazdyczas narracjiCzas na łubudupostaćautor
Prychnął w jej kierunku lekceważąco.
- Tak, zadzwonię przy tobie - odpowiedział kpiącym tonem, ociekającym wręcz sarkazmem.
Widział zmianę, jaka w niej zaszła i szczerze powiedziawszy, bardzo się zawiódł. Nie liczył może na najcieplejsze przyjęcie, ale brunetka nie wyrażała w jego kierunku żadnych pozytywnych uczuć. Natomiast wrogość była wręcz namacalna, co powodowało, że Cathal siłą rzeczy chciał się wycofać. Nie żeby brakowało mu pewności siebie czy coś, jednak Bishop zawsze będzie miała specjalne miejsce w jego sercu i choćby nie wiadomo, jak wielkim chujem Graves by był, dla niej zawsze będzie mieć taryfę ulgową.
Nie dał po sobie poznać również tego, że autentycznie zabolały go jej słowa. Jeśli w taki sposób go widziała, to faktycznie Cathal nie powinien tu przychodzić. Brunet wykorzystał w swoim życiu wiele kobiet, jednak Rose była tą, z którą naprawdę był szczęśliwy i którą mógł nazwać ukochaną. I choć uczucie dawno przeminęło, tak jakiś sentyment pozostał i to wystarczyło, by był znacznie łagodniejszy w obchodzeniu się z nią niż z kimkolwiek innym.
- Pieniądze cię nie zdradzą - odparł z bezczelnym uśmiechem, zarzucając jej nielojalność, którą faktycznie w momencie próby "poszczyciła się" Roselyn. Zostawiła go samego, uciekła jak tchórz i nie wzięła odpowiedzialności za swoje czyny, pozostawiając go samego z łupem oraz policją na ogonie. Ponownie: gdyby nie lojalność Cathala, beknęłaby razem z nim. Kto więc kochał bardziej zielone banknoty?
Graves skrzyżował ręce na klatce piersiowej i wodził wzrokiem za Bishop, która zyskując nieco przestrzeni, postanowiła zwiększyć dystans między nimi poprzez obejście wysepki kuchennej. Cathal uniósł lekko brwi i przechylił głowę.
- Wiecznej miłości? - powtórzył za nią, po czym prychnął kpiąco. - Nigdy ci jej nie obiecywałem, cipcia - rzucił już bardziej neutralnie. - Zawsze byłaś tylko workiem na spermę. Ładnym, ciasnym i z głębokim gardełkiem, ale tylko workiem - skłamał, jednak duma nie pozwalała mu teraz przyznać przed nią, że jego uczucia były prawdziwe i naprawdę ją kochał przed laty. - Teraz po prostu zmienił się właściciel - odrzekł znów z podłością charakterystyczną dla czarnego charakteru w głosie, po czym obrócił się na pięcie w kierunku wyjścia.
- Ciekawe jak zareaguje, kiedy dowie się, że bliżej ci do złodziejki i dziwki niż do perfekcyjnej pani domu - rzucił na odchodne i skierował się w stronę wyjścia, nie dbając o to, czy Roselyn pójdzie za nim. W rzeczywistości nie miał zamiaru kontaktować się z jej mężem ani też informować policji o jej współwinie, jednak brunetka wcale nie musiała tego wiedzieć. Nie przyjęła go z sympatią i sentymentem, to niech teraz głowi się, czy aby na pewno Cathal kolejny raz będzie lojalny wobec niej i dalej będzie siedzieć cicho.
Opuścił jej dom i od razu pojechał do baru - potrzebował porządnie się napić.
Roselyn Bishop
zt