- 
				 Find the will to live again Find the will to live again
 Find a way to break the chains
 You're a monster forever
 No more games to play
 Wash your pain away nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Deszcz dalej odbijał się od szyb, a szarówka za oknem zdawała się jedynie potęgować to uczucie beznadziei i nadchodzącej katastrofy, które im towarzyszyło. Nie dało się zaprzeczyć temu, że powracający po latach morderca faktycznie zasiał ziarno niepokoju w ich życiu.
Znajdowały się już i tak w naprawdę trudnym momencie. Ledwo co zaczęły wychodzić z tego, co zgotował im Foster, a teraz to. W momencie, gdy chciały naprawdę skupić się na przygotowywaniach do ślubu oraz chłopcu, który miał pewnego dnia stać się częścią ich rodziny. Nie mógł wybrać na to gorszej chwili choć żadna nie była odpowiednia na coś podobnego.
Wiedziała, że Zaylee wciąż nie powróciła do dawnej siebie po tym jak została uprowadzona przez seryjnego. Możliwe, że nigdy nie będzie już taka sama i pewne rzeczy zostaną z nią do końca życia choć nie będą jej w żaden sposób utrudniały normalnego funkcjonowania. Jednak groźba od dawnego więźnia stawała się zupełnie nowym powodem do paranoi.
- Wiem, skarbie - mruknęła, zdając sobie sprawę, że to wszystko mogło przerosnąć Miller. - Dlatego zrozumiem jeśli... będziesz potrzebowała ode mnie przerwy.
Nie była pewna tego czy może to powiedzieć na głos. Wiedziała jak to brzmiało. Nie chciała rozstawać się z koronerką i drżała o nią, ale jeśli chwilowe oddalenie się od siebie mogłoby pomóc w zachowaniu jej bezpieczeństwa oraz większego komfortu psychicznego to... była w stanie to zrobić. W końcu Blythe interesował się detektywką, a nie koronerką.
zaylee miller
- 
				 bozia dała piękną gębę - nie moja wina bozia dała piękną gębę - nie moja wina
 lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Przerwy? — powtórzyła po niej, ostrzej, niż zamierzała. — Naprawdę myślisz, że chciałabym od ciebie przerwy? — już nawet nie próbując zatuszować swojego wkurwienia. — Że cokolwiek to zmieni, jeśli się od ciebie odsunę? — Miller mimowolnie zacisnęła palce w pięści. Swanson do perfekcji opanowała sztukę wyprowadzania jej z równowagi. I choć zapewne nie miała w tym momencie na myśli niczego niewłaściwego, Zaylee zdążyła już to zinterpretować na swój własny sposób.
Deszcz dudnił o szyby, a słowa Eviny odbijały się w jej głowie echem, raz za razem, jakby ktoś zapętlił je w jej świadomości. Przerwa. Po co? Dla jej bezpieczeństwa. Bezpieczeństwa. Co za ironia. To przecież Evina była jej bezpieczeństwem — jej schronieniem i cichym miejscem pośród chaosu. Bo od czasu uprowadzenia nie czuła się naprawdę bezpieczna nigdzie, poza chwilami, kiedy Swanson była obok. A jeśli myślała, że Zaylee pozwoli zostawić się samą w imię troski, to była w ogromnym błędzie. Sama też nie zamierzała się wycofać tylko dlatego, że znów zrobiło się trudno.
— Blythe nie odpuści tylko dlatego, że przestanę się z tobą widywać. Nie przestanie istnieć, a wszystkie nasze problemy nie rozwiążą się nagle w jakiś pierdolony magiczny sposób — prychnęła, nie mogąc uwierzyć, że Evina w ogóle miała czelność coś takiego zasugerować. — Więc nawet nie próbuj mi mówić, że to dla mojego dobra, bo to brzmi jak wymówka.
Wciągnęła gwałtownie powietrze, starając się zapanować nad drżeniem głosu. W końcu instynktownie zrobiła krok w przód, żeby skrócić dystans między nimi i żeby przypomnieć Evinie — i sobie samej — że nie przetrwa bez jej obecności.
— Może mam syf w głowie, ale nigdzie się nie wybieram — oznajmiła, już trochę spokojniej, choć najchętniej po tym, co powiedziała wcześniej narzeczona, rzuciłaby w nią czymś ciężkim. — Jesteśmy w tym razem. Chyba że to ty potrzebujesz przerwy — dodała z wyraźnym naciskiem na ostatnie słowo. Może wcale nie wzięło się to znikąd? Może Swanson nie rzuciła tego ot tak. Miller miała tendencję do wyolbrzymiania i teraz pewnie przez pół wieczoru, albo i całą noc, będzie próbowała rozłożyć jej słowa na czynniki pierwsze.
Evina J. Swanson
- 
				 Find the will to live again Find the will to live again
 Find a way to break the chains
 You're a monster forever
 No more games to play
 Wash your pain away nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Uderzył w nią ten ostry ton pytania. Wiedziała już, że samo wyciągnięcie podobnej propozycji było cholernym błędem. To nie powinno mieć miejsca i nie chciała w pierwszej kolejności nawet mówić takich słów, ale nie była w stanie ich cofnąć. Zresztą gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że może jeśli jednak dzięki temu Miller mogłaby się uchować od działalności Blythe'a to może warto było podjąć to ryzyko i trud.
- Wiem, że nie chciałabyś tego, ale... Może to nie jest głupi pomysł? - sama nie brzmiała na zbytnio przekonaną do tej idei, ale jednak przedstawiła ją jako swój pomysł.
Za oknem brakowało w zasadzie jedynie burzy z piorunami, aby w jakiś sposób podkreślić zmianę atmosfery, która zaszła w gabinecie Swanson. To byłby na pewno idealny sposób na to, aby oddać w pełni tę całą złość i poczucie zdrady, które w tej chwili mogła odczuć koronerka.
- Wiem, że z mojego życia nie zniknie, ale może dzięki temu nie pojawi się w twoim i nie weźmie cię na celownik - odparowała, gdy tylko usłyszała to pierwsze prychnięcie i w zasadzie w ramach naturalnego odruchu uniosła dłoń do talii narzeczonej, gdy tyko ta wkroczyła w jej przestrzeń.
Przymknęła na chwilę oczy jakby to magicznie mogło jej pomóc w poukładaniu sobie tego wszystkiego w głowie chociaż z pewnością czuła jeszcze większy chaos, który obecny był gdzieś w jej wnętrzu i zacisnęła nieco mocniej palce na pasie ukochanej.
- Nie potrzebuję od ciebie przerwy. Kocham cię i nic tego nie zmieni - zapewniła, starając się, aby desperacja nie wkradła się w jej głos.
Nie chciała odbywać tej rozmowy. Tak bardzo tego nie chciała...
- Ale obawiam się o to jak mogłoby się to na tobie odbić. Jeśli miałabyś tego nie wytrzymać lub znaleźć się w niebezpieczeństwie... To wolałabym chwilową rozłąkę niż utracić cię na zawsze. Nie chcę znowu patrzeć jak niemal umierasz ani jak popadasz w obłęd - wyjaśniła w końcu, mając nadzieję, że brzmi to wszystko na tyle przekonująco na ile była w stanie to przekazać.
zaylee miller
- 
				 bozia dała piękną gębę - nie moja wina bozia dała piękną gębę - nie moja wina
 lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Ale Zaylee w końcu nie wytrzymała. Musiała się odsunąć, jednocześnie wyswobadzając się z jej objęć. Przeszła kilka kroków wzdłuż biura i zerkając przez okno. Miała złudną nadzieję, że na zewnątrz dostrzeże coś, co pomoże jej zrozumieć tę sytuację. Za szybą deszcz rozmazywał kształty, a ludzie przemieszczali się w pospiechu, skuleni pod parasolami. Ale Miller nie widziała niczego, poza własnym odbiciem, z twarzą skrzywioną od gniewu i bólu.
— Myślisz, że będę siedzieć spokojnie, udając, że nic się nie dzieje, kiedy ten pieprzony psychol łazi po ulicach, żeby cię zabić? — warknęła, odwracając się gwałtownie w jej stronę. – Bo jeśli tak, to chyba kompletnie mnie nie znasz.
Po ostatnich słowach głos jej zadrżał niekontrolowanie od tłumionej furii. Podeszła bliżej, tym razem zachowując dystans. Cisza po tych słowach trwała długo. Evina stała w bez ruchu, dłonie miała splecione tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. Zaylee wiedziała, że milczenie to też odpowiedź.
— Cały czas walczymy o to, żeby mieć odrobinę normalności. Żeby móc się przestać bać. I teraz ty chcesz to wszystko po prostu... Zawiesić? — Miller utkwiła w niej ciemne oczy. Nie uznawała przerw w związku, nawet jeśli miało to być tylko chwilową rozłąką. Ale teraz, kiedy wciąż była słaba i rozjebana emocjonalnie, Swanson nie pozostawiała jej wyboru. Niepotrzebnie zaczynała ten temat. Bo Zaylee nagle poczuła, jak w środku coś się w niej przesuwa. Jakby ktoś odrywał kawałek po kawałku wszystko, co zdążyła w sobie do tej pory jakoś poukładać. Przez moment nawet miała ochotę się roześmiać. Z tej absurdalnej ironii, ale zamiast śmiechu przyszło wkurwienie.
— Dobrze — powiedziała wreszcie i opuściła wzrok. Coś błysnęło w jej dłoni. Obróciła między palcami pierścionek zaręczynowy, obserwując jak złoto wysadzane szmaragdami łapie światło lampy. Ostatecznie położyła go na biurku. — Skoro uważasz, że to nie jest głupi pomysł, niech to przynajmniej wygląda autentycznie. Nie będę się narzucać — znów podniosła na nią spojrzenie, w którym Evina mogła dostrzec dosłownie wszystko — od gniewu, przez smutek aż po zwykłe rozczarowanie.
W głowie już obmyślała dalsze kroki. Musiała zabrać swoje rzeczy i wrócić do Whitby. Odwołać spotkanie w sprawie adopcji Sama. No i praca. Tutaj też nie powinny się widywać. Jak tylko stąd wyjdzie, złoży prośbę o przeniesienie na inny komisariat.
Evina J. Swanson
- 
				 Find the will to live again Find the will to live again
 Find a way to break the chains
 You're a monster forever
 No more games to play
 Wash your pain away nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Mogła jedynie w ciszy przerywanej szumem deszczu zza okna obserwować to jak narzeczona odsuwa się od niej i przechodzi po gabinecie. Sama czuła się tak jakby właśnie coś w niej pękało. Chciała nawet odwołać wcześniejsze słowa, ale na razie kompletnie nic nie było w stanie przejść jej przez gardło.
- Wiem, że nie potrafisz siedzieć spokojnie. Już niejednokrotnie to udowodniłaś, ale... Czasami chyba się łudzę, że nie będziesz się z mojej winy próbowała władować w coś, co mogłoby cię potencjalnie zabić - odpowiedziała szczerze.
Jakby nie patrzeć to wystarczająco wiele razy Miller otarła się już o śmierć tylko dlatego, że były w tym razem i nie będzie stała spokojnie. Cała sprawa Nowego Początku, porwanie przez Fostera, który obrał ją sobie na cel, a teraz jebany Blythe... Evinie łamało się serce, gdy tylko słyszała to niepasujące do koronerki załamanie głosu. Wiedziała jednak, że jeszcze gorzej zniosłaby to, gdyby znowu coś jej się stało. Tym razem właściwie z winy detektywki, która była obiektem zemsty konkretnego mordercy.
- Nie chcę, Zaylee - odpowiedziała od razu. - Powiedziałaś, że nie wiesz jak długo będziesz w stanie to znieść. Dlatego rzuciłam, że jeśli potrzebowałabyś... zdystansować się to zrozumiałabym.
Sama już nie wiedziała, czego chciała i co właściwie mówiła. Czemu zawsze to musiało być takie trudne? Musiały bez przerwy walczyć z praktycznie każdym na kogo się natknęły: ze swoimi rodzinami, z przestępcami, z przełożonymi... Czemu teraz walczyły też ze sobą? To nie miało sensu.
Widok Miller kładącej pierścionek zaręczynowy na jej biurku w jakiś sposób ją... złamał. Miała wrażenie jakby lodowata fala oblała całe jej ciało, a ktoś uderzył ją obuchem w głowę.
- Zaylee... - zaczęła, ale nawet nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć. Po prostu chwyciła ją za nadgarstek i przyciągnęła do siebie.
Czuła jak pod powiekami zaczynają ją piec łzy... Cholera... Kiedy to ona ostatni raz płakała? Nie mogła sobie teraz przypomnieć, ale miała wrażenie, że również miało to związek z koronerką.
zaylee miller
- 
				 bozia dała piękną gębę - nie moja wina bozia dała piękną gębę - nie moja wina
 lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Jedno mrugnięcie. Ciężki wdech i jeszcze cięższy wydech.
Zaylee w końcu przesunęła wzrokiem po twarzy Swanson, ale nie zatrzymała się na oczach. Wiedziała, że jeśli to zrobi, wszystko w niej pęknie. Chciała coś powiedzieć. Powinna coś powiedzieć. Coś, co miałoby jakiś większy sens. Coś prostego. Może przepraszam. Albo nie wiem już, jak z tobą rozmawiać. Ale każda wersja brzmiała w myślach jak obce zdanie, którego nie potrafiła wypowiedzieć. Zamiast tego przymknęła oczy i znów wzięła głęboki oddech. Przez moment nawet poczuła, że zaraz zbliży się do niej, dotknie jej bioder, spróbuje naprawić cokolwiek, co jeszcze się nie rozpadło. Ale nic takiego się nie wydarzyło.
— Wiem, co powiedziałam — odezwała się cicho. — Nie sądziłam jednak, że zrezygnujesz ze mnie, kiedy jestem w słabszej formie — prychnęła, bo może nie to Swanson miała na myśli, ale właśnie tak to odczuła. Jej słowa niosły zupełnie inne przesłanie. Właściwie sugerowały, że Miller, mimo własnych wątpliwości co do swojej nadwyrężonej psychiki, nie będzie w stanie przy niej trwać. A przecież chciała być dla niej oparciem. Takim samym, jakim ona była dla niej, jednak Evina dała jej do zrozumienia, że była zbyt niestabilna, żeby to wytrzymać. Miller nie potrzebowała takich sugestii. Potrzebowała zapewnień, że dadzą sobie radę. Jak zawsze, kiedy robiło się trudno.
Nie stawiała oporu, kiedy narzeczona zacisnęła palce na jej nadgarstku i przyciągnęła do siebie. Zaylee podniosła na nią oczy. W jej własnych była cała miłość i wszystko to, czego nie potrafiła wypowiedzieć. Z kolei Swanson patrzyła na nią z jakąś rozpaczą, jakby próbowała zatrzymać ją samym spojrzeniem.
— Co? — wyszeptała, słysząc swoje imię. Nie szarpała się, nie próbowała się uwolnić, ale ton jej głosu był obojętny. A przynajmniej chciała tak brzmieć. Nie mogła pokazywać buzującej w środku słabości. Już wystarczająco długo sobie na to pozwalała. — Nie tego właśnie chcesz? Żebym zniknęła, bo może wtedy przestanę być problemem? Że to wszystko dla mojego dobra? No powiedz to — znów wyswobodziła się z jej uścisku, po czym odepchnęła ją lekko. — Powiedz to wprost! Powiedz, że boisz się, że znowu będziesz musiała patrzeć na to, jak się rozpadam, a ty będziesz musiała mnie ratować! — naparła na nią, uderzając otwartymi dłońmi w jej klatkę piersiową.
Evina chyba nie spodziewała się takiej reakcji. To nie była agresja, przynajmniej nie naprawdę. Raczej wyrzut całego nagromadzone napięcie, któremu Miller właśnie dawała upust. To wystarczyło, żeby uwolnić z siebie gniew i bezsilność, które jeszcze chwilę wcześniej próbowała stłumić od środka.
Evina J. Swanson
- 
				 Find the will to live again Find the will to live again
 Find a way to break the chains
 You're a monster forever
 No more games to play
 Wash your pain away nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Sama nie miała pewności czy ulżyło jej to, że Zaylee nie potrafiła jej spojrzeć w oczy czy może właśnie tego pragnęła. Być może właśnie w tym spotkaniu spojrzeń byłaby w stanie ujrzeć jakąś szczerość. To uczucie, które zapewniłoby ją, że mimo wszystko wszystko jest w porządku. Tylko, że chyba właśnie wszystko się sypało.
- Nie rezygnuję z ciebie, Zaylee - odezwała się, czując jak jej własne gardło zaciska się z emocji na tych słowach. - Nie mogłabym. Nie wycofałam się wtedy i nie zamierzam tego zrobić kiedykolwiek.
Przebrnęły razem przez to, co działo się po Fosterze. Przebrnęły przez tygodnie nieprzespanych nocy, lęki przed wychodzeniem na zewnątrz i autodestrukcyjne zachowania. Evina trwała przy koronerce niczym pies. Zresztą nie pierwszy raz. Tylko, że biorąc pod uwagę fiksację Blythe'a swoją osobą, Swanson nie chciała być osobą, która sprowadzi na narzeczoną dodatkowe problemy i doprowadzi ją do rozstrojenia emocjonalnego.
Nie chciała jej niczego sugerować. Niejedna osoba już dawno by się załamała. Każdy miał swoje granice i detektywka obawiała się tego, że Miller w końcu może natrafić na swoją.
Chciała zatrzymać ją przy sobie jeszcze choćby na krótką chwilę, ale nie miała pojęcia jak to zrobić. Zabrakło jej słów, ale za to wyglądało na to, że koronerka potrafiła w sobie znaleźć coś, co mogłaby z siebie wyrzucić.
- Nie jesteś problemem, Zaylee. Nigdy nim nie byłaś - zdążyła jeszcze powiedzieć nim narzeczona wymsknęła się jej z uścisku i odepchnęła od siebie.
Nie spodziewała się tego. Zachwiała się lekko w pierwszym odruchu i stanęła krok dalej od Miller, która kontynuowała swoją szarżę. Mogła słuchać tych zarzutów, ale w pewnym momencie Zaylee udało się ją złamać. Nic dziwnego. Tylko ona posiadała do tego tak wyjątkowy talent.
- Tak. Boję się, że coś ci się stanie - niemal odkrzyknęła i na nowo znalazła się w przestrzeni narzeczonej, aby ująć jej twarz w swoje dłonie. - Nie rozumiesz, że właśnie tego najbardziej się boję? Przez cały czas.
Nigdy nie przyznawała się do tego na głos. Nie tak rozpaczliwym tonem, ale chyba sama w końcu pękła. Czuła już jak wzbierające w oczach łzy próbowały wydostać się spod powiek i musiała skupić się z całej siły na tym, aby ich nie wypuścić. Nie teraz. Nie w tej chwili. To byłoby zdecydowanie za dużo.
- Nie chcę być powodem, dla którego coś ci się stanie. Nie chcę ściągać kolejnego pojeba na twoją głowę dlatego, że planuje na mnie vendettę dłużej niż trwa twoja kariera koronera - wyznała i odsunęła się od niej na chwilę.
To było za dużo. Przycisnęła wierzch dłoni do oczodołu. Czuła już wyraźnie na skórze dotyk wilgoci zwalczanych nieskutecznie łez. Kurwa mać... Jak to było możliwe, że jeden człowiek mógł tak namieszać w jej życiu za sprawą jednego pieprzonego listu? Powinna go spalić i nie myśleć o tym w ogóle. Nie przejmować się póki na horyzoncie faktycznie nie zacznie majaczyć prawdziwe zagrożenie.
zaylee miller
- 
				 bozia dała piękną gębę - nie moja wina bozia dała piękną gębę - nie moja wina
 lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Doskonale słyszała jej wszystkie słowa, ale docierały do niej jak echo zza tafli wody.
Boję się, że coś ci się stanie.
Głos Eviny pękał gdzieś na końcu, jak włókno pod naciskiem. Zaylee zrobiła krok do przodu, żeby jeszcze dać upust frustracji, ale jej twarz znalazła się w zasięgu dłoni narzeczonej. Poczuła ciepło dotyku i drżenie pod opuszkami palców. Nie potrafiła tego zignorować. Widziała w jej oczach strach. I wiedziała, że się boi. To nie była zwykła troska — to był wyrzuty sumienia, które wstrząsały Miller bardziej niż myśl o własnym bezpieczeństwie. Ale dopiero to wyznanie, że Swanson nie chce być powodem, dla którego coś może jej się stać, uderzyło Zaylee tak niespodziewanie, że przez chwilę nie mogła się poruszyć.
— Evina — wydusiła w końcu, chwytając ją za nadgarstki i odciągając dłonie od jej twarzy. Dostrzegłszy ślady łez, czule scałowała je z obu policzków. — Myślisz, że ja się nie boję? Umieram ze strachu, że coś może ci się stać. Nie tylko teraz, ale za każdym razem, kiedy wychodzisz na akcję — wyszeptała, dociskając swoje czoło do tego jej. — Ale w porządku, miałam tego świadomość, wiążąc się z policjantką — westchnęła cicho, bo przecież nie brała niczego w ciemno.
Zdawała sobie sprawę z tego, jak może wyglądać ich życie. I że zawsze będzie w nim ktoś, kto zechce najebać im w głowach. Liczyła się z nieprzespanymi nocami, wielogodzinnymi zmianami i presiadywaniem do rana w domowym gabinecie. Nie była laikiem, znała świat śledczych od podszewki, a jako pracoholiczka rozumiała to bardziej, niż ktokolwiek inny.
— Sama powiedziałaś, że właśnie o to mu chodzi — tym razem to ona ujęła twarz narzeczonej w obie dłonie. Łzy w jej oczach łamały jej serce. — Chce nas zastraszyć — mruknęła. Cholera, jak wielki paradoksem było to, że Blythe jeszcze niczego tak naprawdę nie zrobił, a już zdołał je skłócić? — Nie chcę żadnej przerwy. Nie potrzebuję tego. A jak będę trzymać się od ciebie z daleka, to wcale nie będę bać się mniej. Ale jeżeli ty... — urwała, bo chyba żadne słowa nie przechodziły jej przez gardło z taką trudnością. — Jeśli naprawdę uważasz, że to właściwie...— znów zrobiła pauzę. Tym razem dlatego, żeby musnąć jej usta. — Nie wiem, pewnie masz rację. Nie chcę być powodem, który sprawia, że nie możesz racjonalnie myśleć, bo ciągle się o mnie martwisz — dodała jeszcze, ale jakoś bez przekonania.
Żadna z nich nie miała pewności, jak dług potrwa, zanim cokolwiek uda się wyjaśnić. To mogło ciągnąć się miesiącami. A potem znów pojawi się ktoś, kto zapragnie je skrzywdzić. I tak cały czas. Albo musiały się z tym pogodzić i stawić temu czoła, albo... No właśnie, albo co? Rozstać się? W tej sytuacji żadna opcja nie wydawała się wystarczająco dobra, a przerwa, o której wspominała Swanson, dla Miller oznaczała po prostu koniec. Bo przerwy w związku są jak pęknięcie w szkle, gdzie niby można próbować to skleić, ale rysy pozostaną.
Evina J. Swanson
- 
				 Find the will to live again Find the will to live again
 Find a way to break the chains
 You're a monster forever
 No more games to play
 Wash your pain away nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie miała pojęcia jak Zaylee zareaguje na całe to wyznanie. Nie była w stanie spojrzeć w jej kierunku. Zupełnie jakby wstydziła się tego nagłego wybuchu szczerości oraz czystych emocji. Mogła dopiero poczuć jej obecność przy sobie. Delikatny dotyk, który odciągnął od jej oczu dłoń, którą starała się zatrzymać wybijające spod powiek łzy.
Wypuściła drżący oddech, zamykając na chwilę oczy, gdy tylko Miller oparła się o nią czołem. Zupełnie jakby ten kontakt przyniósł jej chwilową ulgę i spokój. Przynajmniej na ułamek sekundy, aby zeszło z niej częściowe napięcie.
- Wiem, ale... To coś innego - wyznała zduszonym głosem, bo jakby nie patrzeć to codziennie nie czuły na swoim karku powiewu niepewności oraz czającego się w mroku zagrożenia.
Dodatkowo praca koronerki w założeniu nie powinna wystawiać jej na takie niebezpieczeństwa. Wszystko wynikało z tego, że w ten czy inny sposób Zaylee była wciągnięta w coś za sprawą Swanson. Na pewno było tak teraz ze sprawą Blythe'a, a w trakcie przesłuchania Amandy Morton w Nowym Początku to Evina nie wykazała się odpowiednim instynktem, aby zapobiec postrzeleniu towarzyszącej jej Miller. Z perspektywy detektywki to zawsze ona odpowiadała za to, że coś się przytrafiało jej narzeczonej.
W tej chwili nie była zdolna do czegokolwiek innego niż tylko do wysłuchania słów Zaylee. Początkowy spokój zniknął. Zalała ją nowa fala emocji. Mogła jedynie objąć ukochaną i wczepić się mocno palcami w materiał koszuli na plecach koronerki. Była w tym geście pewna desperacja. Nie chciała jej wypuszczać ze swoich objęć.
- Wiem - mruknęła krótko, chowając twarz w zagłębieniu szyi narzeczonej, aby nie widziała jej łez.
Chodziło jedynie o zachowanie pozorów. Doskonale wiedziała, że Miller poczuła spazm płaczu, który wstrząsnął jej ciałem. Tego nie dało się ukryć. Nawet jeśli bardzo tego chciała. Sama nie była pewna czemu wciąż miała takie opory przed tym, aby obnażać się ze swoimi najskrytszymi obawami i słabościami przed ukochaną. Przeszły razem przez tak wiele, ale nie potrafiła zrobić czegoś, co powinno przychodzić jej naturalnie.
- Sama już nie wiem, co jest właściwe - przyznała, zaciskając nieco mocniej ramiona wokół koronerki. - Nie chcę cię zostawiać... Nawet na chwilę. Cały czas nie mam pojęcia czy lepiej byłoby uważać na siebie wzajemnie czy może lepiej się od siebie na jakiś czas oddalić, bo dzięki temu nie byłabyś w centrum zainteresowania Blythe'a...
Nie powinna być w ogóle w w takiej sytuacji. Nie powinna musieć podejmować takich decyzji, ale jak zwykle życie było niezwykle niesprawiedliwe w tej kwestii. Dostała więc do podjęcia niesprawiedliwy wybór, który mógł je skrzywdzić w ten czy inny sposób. Nie chciała się go podejmować... Mogła teraz przesadzać. Dorabiać zbyt wiele pochopnych teorii albo faktycznie działać z wyprzedzeniem i ocalić Miller przed zwiększonym niebezpieczeństwem. Tego niestety nikt nie wiedział.
zaylee miller
- 
				 bozia dała piękną gębę - nie moja wina bozia dała piękną gębę - nie moja wina
 lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Gdy Evina zadrżała niekontrolowanie od nadmiaru emocji, objęła ją mocno i pogładziła po włosach. Nie chciała jej zostawiać. Nadal nie wierzyła, że oddzielnie będą bezpieczniejsze i że chwilowa rozłąka czy ukrywanie się po kątach coś zmieni. Nawet wyjazd z Toronto nie wydawał się rozsądnym pomysłem. Miller chyba musiałaby opuścić kraj, żeby całkowicie zniknąć z pola widzenia Blythe’a.
— Jak to sobie wyobrażasz? — zapytała cicho, przyciskając usta do jej skroni. — Dobrze wiesz, że jeżeli zechce, znajdzie sposób, żeby mnie dorwać — westchnęła ciężko. Oddalając się od siebie, Swanson nie będzie mogła jej pilnować.
Zaylee wzięła głęboki oddech i odsunęła się od narzeczonej na tyle, by móc spojrzeć w te mokre od łez oczy. Sama miała ochotę po prostu się rozpłakać, ale do tej pory powstrzymywała się tylko dlatego, że mocno zagryzała policzek, czując na języku metaliczny posmak krwi. Nie mogły się tutaj obie rozlecieć, a Evina już wystarczająco długo wykazywała niewzruszoną siłę, bo w ostatnim czasie musiała być silna za nie obie.
— Kocham cię, Swanson, ale nie podejmę tej decyzji za ciebie— powiedziała, znów sięgając dłońmi do jej twarzy i ścierając kciukiem z policzka samotną łzę. — Znasz moje podejście do robienia sobie przerwy w związku. I nie zgadzam się z tym, że miałoby to cokolwiek pomóc. Mało tego, wiesz, co myślę? Myślę, że nas to rozpierdoli. Ale jeśli tego właśnie chcesz, jeszcze dziś zabiorę swoje rzeczy — zapewniła przyciszonym głosem, chociaż to, co mówiła, nawet w jej głowie brzmiało jakoś dziwnie obco. Miller chyba już wystarczająco jasno wyraziła się w tej kwestii. Nie chciała się rozdzielać. I nie mogła dać jej gwarancji, że później, jakkolwiek nie skończy się ta historia z Blythem, będzie między nimi tak samo. I że w ogóle będzie do czego wracać.
Evina J. Swanson

 
				