48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Rodzicielstwo dopiero zaczynało rozpościerać swoje uroki przed Zaylee oraz ujawniać jej nieznane dotychczas fragmenty jej osobowości. Może i Evina miała już wcześniej doświadczenia w macierzyństwie, ale dzielenie tej podróży z koronerką zdawało się być bramą do zupełnie nowych wyzwań i problemów, którym będą musiały stawić czoło. Zaczęły też niezwykle wcześnie, bo przecież jeszcze przez jakiś czas Sam nie miał być ich synem. One jednak już traktowały go jako swoje dziecko.
Nie były w stanie nic poradzić ani na Dana ani na jego rodziców. Cała trójka zdawała się być głucha na jakiekolwiek słowa krytyki, a synalek Davisów jeszcze bezczelnie udawał, że jest taki biedny i poszkodowany. Swanson krew zalewała na ten widok. Najchętniej zgotowałaby młodemu prawdziwą szkołę życia i przeczołgałaby go tak, że na dobre wybiłaby mu takie zachowania z głowy. No, ale niestety tego zrobić nie mogła, a najlepszym, co w tej sytuacji mogły zrobić było odejście i pozwolenie na to, aby emocje nieco opadły.
- Trzymałaś się lepiej niż bym przypuszczała... Wiem, że chciałaś ją rozszarpać od pierwszego zdania - odpowiedziała, bo widziała od samego początku jak wielką chęcią mordu emanowała koronerka.
Nie miała wątpliwości, co do tego, że Sam faktycznie nie powinien być świadkiem takiej wymiany zdań. Na własne uszy słyszał to jak ktoś dorosły atakował go za to, że nie posiadał rodziny, a o jego adopcję starały się dwie kobiety zamiast stereotypowego heteronormatywnego małżeństwa. Dotychczas zapewne nawet przez myśl mu nie przeszło, że coś mogło być nie tak z tym konceptem. Dla niego najważniejsze było to, że miał szanse na wyrwanie się z domu dziecka i zamieszkanie z dorosłymi, z którymi nawiązał naprawdę dobry kontakt.
- Wiem, że nie powinien. Wkurwia mnie, że kobieta, która ma czelność nazywać się matką nie ma w sobie na tyle przyzwoitości, aby powstrzymać się od takich słów przy Sammym - zauważyła po czym spojrzała w kierunku narzeczonej, gdy tylko ta z niejakim podziwem stwierdziła, że chłopiec był wspaniały przez to, że stanął w ich obronie.
Z pewnością wychodzący właśnie z szatni dziewięciolatek nie spodziewał się usłyszeć podobnych słów skoro stanął na środku i nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Evina postanowiła pozwolić narzeczonej, aby wyjaśniła mu jak wyglądało ich stanowisko w tej sprawie. W końcu wydawały się być naprawdę zgodne, co do niego.
- Wiemy, że miałeś dobre intencje. Same chętnie byśmy sprały mamę Dana, bo wygadywała okropne rzeczy, których nigdy nie powinna mówić, ale czasami trzeba się od tego powstrzymać. Inaczej ludzie mogą pomyśleć, że mają prawo do uważania cię za kogoś złego - powiedziała, samej nie bardzo wiedząc czy na pewno jest to dla chłopca zrozumiałe.
Czasami naprawdę nie wiedziała, co zrobić, aby przekazać mu właściwe wartości i złożoność tego świata w sposób, który wydawałby się przystępny dla dziewięciolatka. Pewna była jednak tego, że mimo wszystko Sam spisał się na medal i nie pozwolił na to, aby dręczył go ktoś tak żałosny jak Dan Davis.
- Obiecałyśmy ci coś dzisiaj, prawda? - zapytała jeszcze, mierzwiąc włosy blondynka nim ten zdążył założyć czapkę. - Możemy wpierw pojechać coś zjeść, a potem pojedziemy na łyżwy. Co ty na to?
Miała nadzieję, że to pomoże chłopcu się rozchmurzyć i odzyskać nieco swojej zwyczajowej energii po tak wykańczających doświadczeniach. Naprawdę nie powinien przez to wszystko przechodzić. Tym bardziej, że przecież mieli spędzić ze sobą wspaniały dzień.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

To prawda, chciała rzucić się na Alice Davis z pazurami, chociaż wcześniej miała ochotę wytargać jej syna za uszy. Z kolei ojciec chłopaka wydawał się bierny całej sytuacji, pomijając moment, kiedy pochwalił się tytułem, który nie miał w całej rozmowie żadnego znaczenia. Właściwie Zaylee nie pamiętała, kiedy ostatnio posłużyła się własnym, poza kwestiami zawodowymi i nie przypuszczała, że przyjdzie jej to zrobić w towarzystwie rodziców kolegi z drużyny Samuela. Chociaż nazywanie Dana Davisa kolegą, to za dużo powiedziane.
Wiedziała też, że Evina również miała ochotę wygarnąć Davisom, co o nim myślała i dać Danowi należytą nauczkę. A najlepiej pokazać mu, gdzie jest miejsce takich bezczelnych gówniarzy. Jednak żadna z nich nie mogła sobie na to pozwolić. Nie przy Sammym i nie, kiedy starały się o adopcję dziewięciolatka. A gdyby Alice i Richard postanowili pociągnąć sprawę dalej, na pewno miałoby to wpływ na ich reputację w pracy, co w żaden sposób nie pomogłoby w ocenie tego, czy nadawały się na rodzinę zastępczą.
Czyli jesteście dumne z tego, że przywaliłem Danemu? — zapytał ostrożnie Młody, na co Zaylee szybko pokręciła głową. Nie chciała, żeby myślał w ten sposób i że skoro go pochwaliły, to postąpił słusznie.
Nie — wtrąciła natychmiast. — To znacz, tak. Ale nie rób tego nigdy więcej, dobrze? Jak będziesz miał jakiś problem i jak ktoś sprawi ci przykrość, zawsze możesz nam o tym powiedzieć. Nie rozwiązujemy spraw pięściami — zastrzegła, chociaż niewiele miało to wspólnego z prawdą. Tylko była różnica, kiedy łapami wymachiwały dorosłe kobiety, a kiedy robił to dziewięciolatek. Poza tym Sam nie musiał o wszystkim wiedzieć.
Chłopiec skinął głową, chyba dalej nie rozumiejąc, że nie czekała go żadna kara. Tylko w jaki sposób miałby dać mu choćby szlaban, skoro nawet z nimi jeszcze nie mieszkał? Co najwyżej mogłyby wspomnieć Lily Rose o całym zdarzeniu, ale lepiej niektóre rzeczy zatrzymać tylko dla siebie. Mimo wszystko oczy Samuela zaświeciły się z ekscytacji, kiedy Evina wspomniała o dalszym popołudniu, który mają wspólnie spędzić.
Lodowisko jest za halą sportową! — poinformował, jakby chciał zaznaczyć, że wcale nie muszą nigdzie jechać. — I wokół są jakieś budki z jedzeniem — dodał, wyraźnie zadowolony ze swojej spostrzegawczości.
W zasadzie to był bardzo dobry pomysł, przynajmniej zaoszczędzą czas na dojazdach, a pogoda i korki absolutnie nie sprzyjały jeździe samochodem po mieście. Zanim coś zjedzą i dotrą na lodowisko, trzeba będzie odstawić Młodego do sierocińca i tyle będzie z tych łyżew.
No to prowadź — zgodziła się, ku wielkiej uciesze dziewięciolatka, który już nie mógł się doczekać ślizgania po lodzie. I chociaż dopiero co skończył trening, dalej miał niespożyte pokłady energii.
Zaylee pchnęła drzwi, przepuszczając narzeczoną i Młodego, jednocześnie poprawiając chłopcu czapkę, którą tak naciągnął na głowę, że wystawały po uszy.
W przyszłym tygodniu rozgrywamy mecz! — oznajmił Sammy, łapiąc Evinę za rękę, po czym pociągnął ją za halę sportową. — Chcecie przyjść zobaczyć? Jeszcze nie wiem, czy w ogóle zagram, ale trener Hopper powiedział, że może mnie wpuści, bo super spisuję się na obronie, ale teraz już nie wiem... — posmutniał, uświadamiając sobie, że trochę dziś nabroił, przez co może nie wystąpić w zbliżającym się meczu.
Miller wymieniła ze Swanson znaczące spojrzenia. Żadna z nich nie chciała zawieść Samuela i chyba będą musiały sprawdzić swoje grafiki, żeby przynajmniej jedna mogła stawić się na trybunach, nawet jeśli dzieciak miałby grzać ławę.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Na tym etapie Swanson idealnie znała usposobienie narzeczonej. Zdawała sobie sprawę, kiedy brakowało naprawdę niewiele do tego, aby coś w niej pękło i wylała się z niej cała złość oraz skrywany głęboko jad. Alice Davis mogła poszczycić się tym, że doprowadziła koronerkę do wrzenia w naprawdę ekspresowym tempie.
Zresztą nie była lepsza. Także najchętniej wstrząsnęłaby obojgiem i ich żałosnym synalkiem, ale wiedziała doskonale, że dadzą dziewięciolatkowi zły przykład po tym jak chwilę wcześniej zapewniały go o tym, że przemoc nie jest najlepszą opcją rozwiązywania konfliktów wszelakich.
- To dobrze, że nie dajesz sobą pomiatać i chcesz stawać w obronie siebie oraz ważnych dla ciebie osób, ale nie powinieneś zaczynać bójek. Przez to możesz mieć spore kłopoty i... no po prostu tak się nie robi - potwierdziła, bo o ile naprawdę ujęło je to, że Sammy był gotowy za nie walczyć to naprawdę nie powinien wdawać się w bijatyki.
Nie mogły go uczyć tego, że przemoc była odpowiedzią na każdy możliwy problem. Coś takiego bardzo szybko mogłoby się w negatywny sposób odbić na chłopcu i doprowadzić do jakiejś tragedii. Teraz jednak nie chciały się na tym skupiać.
- Okay, możesz w takim razie śmiało wybrać, gdzie dzisiaj zjemy - stwierdziła, bo skoro już i tak mieli korzystać z jakiś food trucków czy innych budek to jak najbardziej mogły oddać władzę w ręce chłopca.
Ujęła pewnie dłoń Sama i wspólnie wyszły poza teren hali, aby ten zaprowadził je w odpowiednie miejsce, gdzie znajdowały się punkty z czymś ciepłym do jedzenia oraz lodowisko. Evina uśmiechnęła się, gdy tylko Miller otworzyła im drzwi po czym wyciągnęła wolną dłoń w kierunku narzeczonej.
- W przyszłym tygodniu, mówisz? - dopytała i automatycznie zerknęła w kierunku koronerki, bo obie musiały pomyśleć o tym samym. - Powiedz kiedy dokładnie to postaramy się przyjść.
Nie chciały nigdy obiecywać zbyt wiele. Nie miały pewności czy w ostatnim momencie nagle nie pojawi się coś, co przetrzyma je dłużej w pracy. Pewnych rzeczy nie mogły odłożyć na później ani przerzucić na współpracowników, ale o ile nie zjawi się coś niezwykle pilnego to... Chyba powinny być w stanie.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie wiadomo, jakby się starała, to Evina i tak zawsze wiedziała, kiedy coś było nie tak. Szczególnie jeśli chodziło o eskalacje wkurwienia. I Zaylee mogła silić się, żeby nie dać niczego po sobie poznać, a i tak wystarczyło jedno spojrzenie Swanson, żeby ta od razu dostrzegła, jak niewiele brakowało, aby znaleźć się na granicy. Działo się to głównie w dwóch sytuacjach — podczas jakichkolwiek kłótni i w łóżko, choć czasem odnosiła wrażenie, że narzeczona znała ją lepiej, niż Miller znała samą siebie.
Na szczęście chłodne powietrze i mróz szczypiący w policzki szybko ostudziły jej emocje. Po wyjściu z hali mogła w pełni skupić się na znacznie przyjemniejszych czynnościach, jak trzymanie ukochanej za rękę i patrzenie na Sama, który podskakiwał z drugiej strony, również ściskając dłoń Eviny.
Nie wolno nikogo bić, tak, wiem — paplał Młody, prowadząc je w stronę rozstawionych przy lodowisku budek. — Nigdy wcześniej się nie biłem, to był pierwszy raz — powiedział, trochę jednak dumny z tej walki na śmierć i życie oraz z pokazu wcale nie tak absolutnie żałosnych umiejętności. — Jak coś zaczął na mnie gadać, to na początku to zlałem, ale jak ten wypłosz przyczepił się was... — urwał, ściągając groźnie brwi. — Ostatnie co pamiętam to rozkwaszona gęba Dana. Mówię wam, wyglądał jak żałosna kupka nieszczęścia, a trenerowi Hopperowi ledwo udało się nas rozdzielić! — parsknął zduszonym śmiechem, ale szybko wyłapał pobłażliwe spojrzenie Zaylee, jednocześnie uświadamiając sobie, że chyba nie powinien okazywać aż tak wielkiej radości z tego, co zrobił. Chyba nie docierało do niego, że bijatyka na hali mogła zakończyć się o wiele gorzej.
Dobra, Rocky Balboa, wymyśliłeś już, co chcesz zjeść? — zmieniła temat, żeby Sam nieco przystopował z przesadnym entuzjazmem. W końcu Swanson zaproponowała, że chłopiec może wybrać, ale ten, zamiast rozejrzeć się po budkach z jedzeniem, zafiksował się faktem, że jego przyszłe mamy postarają się przyjść na mecz. — Co ty... — obie przystanęły w miejscu, do czego zmusił je sam dziewięciolatek, który nagle ściągnął plecak z ramion i rzucił go na zaśnieżony chodnik.
No przecież muszę sprawdzić, o której dokładnie gramy! — wypalił, klękając w białym puchu, po czym wygrzebał zeszyt w twardej oprawie i przewertował kilka stron.W następną środę o szesnastej — przeczytał i podniósł na nie wzrok. — Będziecie?
Cholera, gorszej godziny nie można było wybrać. Nie dość, że środek tygodnia, to jeszcze godzina, w której pewnie Miller będzie w trakcie autopsji. No i jeszcze korki w godzinach szczytu.
Zaylee spojrzała niepewnie na narzeczoną.
Postaramy się, żeby przynajmniej jednej z nas udało się dotrzeć. W porządku? — właściwie nie wiedziała, czy pyta o zdanie Evinę, czy Sama. Z nich dwóch, to akurat Swanson bardziej znała się na sporcie. Właściwie Zaylee nie znała się na nim wcale. Już zaczynała się zastanawiać, jak będzie jeździć na łyżwach, skoro ostatni raz miała je na nogach jakieś dwadzieścia lat temu i nie wspominała tego najlepiej.
Mhm — mruknął Sammy, wyraźnie zawiedziony odpowiedzią. — W porządku — wzruszył ramionami i zasunął plecak. — Może zjemy poutine? — zapytał, wskazując podbródkiem na budkę, w której sprzedawano klasyczne, kanadyjskie danie — pikantne frytki polane sosem i obsypane serem.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Jednym z powodów, dla których Evina tak trafnie potrafiła określić stan wkurwienia koronerki było to, że sama niezwykle często się do tego przyczyniała. Było tak już na długo przed tym nim zostały razem, a kiedy zamieszkały ze sobą to prawdopodobieństwo zezłoszczenia Zaylee stawało się dużo większe. Głównie dlatego, że mogła ją skutecznie po trosze denerwować każdego dnia jakąś drobnostką, która w końcu przelewała czarę goryczy.
Całe szczęście wszystkie złe emocje od razu ulatywały gdzieś ku zapomnieniu, gdy tylko doszło już do wybuchu emocji lub obiekt zdenerwowania zniknął z zasięgu wzroku. Nie inaczej było w tym przypadku, a wizja wspólnego posiłku i jazdy na łyżwach była czymś, co potrafiło skutecznie poprawić humor.
- Czasami tak już bywa. Najbardziej denerwuje nas gdy ktoś zaczyna atakować nie nas, ale bliskie nam osoby - powiedziała z pewnym namysłem, bo przecież one dwie miały podobnie.
Nie musiała go karcić za to z jaką dumą opowiadał o spuszczeniu łomotu Danowi. Wystarczyło jedno spojrzenie Zaylee aby młody zrozumiał swój błąd i zaczął żałować wypowiedzianych słów, które wybrzmiały zdecydowanie zbyt dumnie i radośnie jak na coś, co przecież nie było wielce chwalebnym czynem.
Swanson jedynie ściągnęła brwi i zatrzymała się nagle, gdy tylko poczuła jak młody puszcza jej dłoń, aby oddalić się i sprawdzić w plecaku kartkę w zeszycie, gdzie zanotował dokładnie datę oraz godzinę meczu, który miał się odbyć.
- Damy z siebie wszystko. Może do przyszłego tygodnia śnieżyca nieco odpuści i nie będziemy miały problemu z dojazdem - przytaknęła i spojrzała w kierunku narzeczonej.
Z ich dwóch to zdecydowanie Evina miała większe szanse na to, aby się wyrwać na mecz. W przeciwieństwie do Miller, która spędzała długie godziny w prosektorium, detektywka miała pracę, która pozwalała jej na swobodne przemieszczanie się i niejakie dostosowywanie swojego grafiku. O ile rzecz jasna nie otrzyma jakiegoś pilnego wezwania, które będzie wymagało od niej stawienia się w konkretnym miejscu o wyznaczonej godzinie.
- Jak masz ochotę to śmiało - uśmiechnęła się do chłopca zachęcająco po czym spojrzała na narzeczoną. - Też chcesz czy wolisz co innego?
Wiedziała, że w gruncie rzeczy Zaylee była wszystkożerna i zapewne każda z opcji by jej pasowała, ale może dostrzegła gdzieś budkę z czymś na co bardziej miała ochotę w danym momencie.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

To nie tak, że nie chciałaby dotrzeć na mecz. Nawet jeśli nie interesowała się piłką nożną, pragnęła być częścią tego ważnego dla dziewięciolatka wydarzenia. I chociaż Sam jeszcze nie mieszkał z nimi na stałe, już teraz wiedziała, że na pewno wiele ją ominie. Nie zawsze, ale będą takie dni, kiedy nie pojawi się na przedstawieniu szkolnym czy na kolejnych, sportowych zawodach. Ba, pewnie zdarzy się, że ani ona, ani Evina nie zdołają urwać się z pracy i stawić na wywiadówce. Czasami nie zdążą odebrać go po lekcjach i będzie zmuszony wracać do domu komunikacją miejską. Ale będą też takie chwile, kiedy faktycznie wyrwie się z prosektorium i zdąży, żeby dopingować Młodego z trybun. Nie mogła jednak obiecać mu, że tym razem się uda, ale przynajmniej mogła zagwarantować, że zrobi, co w jej mocy, żeby go wesprzeć.
Rozumiem — Sam uśmiechnął się do Swanson, ale jakoś bez przekonania. — Macie ważne prace — dodał nieco przygnębionym tonem i Miller mogłaby przysiąc, że w takich momentach wolałby, żeby wykonywały jakieś mniej absorbujące zawody.
No już, nie rób takiej smutnej miny — wyciągnęła rękę, żeby pogłaskać go po odzianej w czapkę głowie. — Do środy jest jeszcze dużo czasu.
W odpowiedzi Sammy westchnął ciężko, ale zaraz pociągnął nosem, wciągając te wszystkie zapachy unoszące się z pobliskich budek.
Zjadłbym też hot-doga — wymamrotał i nieświadomie oblizał usta. — Ale muszę wybrać — ścignął w zamyśle brwi, jakby właśnie podejmował najważniejszą decyzję w swoim życiu.
Niby dlaczego? — zdziwiła się Zaylee. — Możemy zjeść i frytki i hot-dogi. Albo cokolwiek innego. Ty dzisiaj decydujesz, szefie — oznajmiła i może tym sposobem chciała odwrócić jego uwagę od faktu, że nie mogły obiecać swojej obecności na meczu. Najważniejsze, że zadziałało, bo Sam wyszczerzył zęby w uśmiechu i już dreptał dalej. — Ojebałabym wszystko, przecież dobrze wiesz — zwróciła się do Eviny, po czym przysunęła się bliżej, aby skraść jej pocałunek. — A najchętniej to ciebie — dodała przyciszonym tonem, jak na prawdziwą imperatorkę komplementów przystało.
Usta narzeczonej były miękkie i smakowały najlepiej na świecie. Miller poczuła nagle ogromną chęć, żeby zaciągnąć ją z powrotem do samochodu, żeby nie tylko obsypać ją milionem pocałunków. I pewnie zrobiłaby to, gdyby nie Samuel, który już czekał na nie pod budką z frytkami, więc nie pozostało im nic innego, jak po prostu do niego dołączyć.
Porcje frytek były ogromne, więc pomimo zapewnień Młodego, że zje wszystko, zamówiły tylko dwie. I dobrze, bo już w połowie chciał iść po hot-doga. W przeciwieństwie do Zaylee, która zjadłaby jeszcze ze trzy dokładki.
Mogłyby być jeszcze pikantniejsze — stwierdziła, sięgając po frytkę i umieściła ją w ustach narzeczonej. — No nie? I zdecydowanie za mało sera, a za dużo sosu — stwierdziła, patrząc wymownie na Sammy'ego, który próbował zetrzeć z granatowej kurtki jasną plamę. Nie było posiłku, kiedy chłopiec nie upaćkał czymś siebie albo czegoś. Miller nie zliczyłaby, ile razy jedzenie lądowało na ich kanapie, która i tak była świadkiem znacznie brudniejszych ekscesów. A na pewno o wiele bardziej mokrych.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Już w przeszłości to przerabiała. Evina doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak ważne dla dziecka było to, aby rodzic był obecny w czasie tych wszystkich zdawałoby się nieistotnych wydarzeniach, które mimo wszystko były tak ważne. Każdy mecz, występ czy inny dziecięcy event pokazywał jedynie jak bardzo im zależało. Tylko, że pewnych rzeczy nie mogły zmienić. Zamiast tego będą musiały znaleźć sposoby na to, aby te drobne niedogodności w jakiś sposób chłopcu wynagrodzić.
- Zgadza się, ale ty też jesteś ważny - przypomniała mu, aby wiedział, że naprawdę nie był im obojętny.
Całe szczęście nie była w tym odosobniona, a Zaylee postanowiła też go podnieść na duchu. Co prawda Swanson była o krok od storpedowania pomysłu odnośnie dwóch różnych dań, których na pewno dziewięciolatek nie byłby w stanie pochłonąć. Nie mówiąc już o tym, że na pewno nie powinien się tak opychać przed czekającym go wysiłkiem fizycznym, ale radość Sama była zbyt wielka, aby mogła być tym łamiącym serce głosem rozsądku.
Wpływ na jej decyzję na pewno miała również Miller, która przekonała ją do tego, aby się nie opierać w momencie, gdy tylko przysunęła się bliżej i postanowiła skraść z jej ust krótki pocałunek.
- Wiem - mruknęła w odpowiedzi i chociaż zwykle nie przepadała za publicznym okazywaniem uczuć to jednak raz jeszcze zminimalizowała dystans między nimi, aby ucałować raz jeszcze wargi koronerki.
Nie miały co liczyć na więcej prywatności w momencie, gdy miały pod opieką dziewięciolatka. Ten wymagał niemal całkowitej uwagi. Dlatego też nie mogły zbytnio przeciągać wszystkiego i po prostu skierowały się do budki z frytkami, aby złożyć stosowne zamówienie, z którym mogły usiąść przy pobliskim stoliku. Choć oczywiście wpierw trzeba było zetrzeć śnieg zalegający na otaczających go ławkach.
- Mogłyby, ale myślę, że są w porządku - przytaknęła i zerknęła w kierunku Sammy'ego.
Nie chciała tego mówić przy nim na głos, ale obawiała się, że gdyby faktycznie sos był bardziej pikantny to mógłby być zbyt ostry dla ich dziewięciolatka. Chociaż oczywiście ktoś taki jak Samuel zgrywałby odważnego i jadł dalej pomimo ognia w ustach, cieknącego nosa czy łez w oczach.
- Oj tak, sera poskąpili. W sumie powinnyśmy chyba kiedyś kupić po prostu paczkę frytek i przygotować je po swojemu - zaproponowała, bo przynajmniej w ten sposób miałyby kontrolę nad proporcjami składników.
Jej uwadze nie uszło także to jak młody nieudolnie próbował zetrzeć plamę sosu z kurtki, co skutkowało jedynie jeszcze większym bałaganem.
- Zostaw to. Rozcierasz to bardziej. Zee, masz mokre chusteczki? - zapytała, chwyciwszy rękę dziewięciolatka po czym spojrzała na narzeczoną, która zawsze była wyposażona w podobne środki zaradcze.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Kiedy tak patrzyła na Evinę, w którą dziewięcioletni chłopiec wpatrywał się jak w obrazek, musiała stwierdzić, że to był najpiękniejszy widok na świecie. Czuła się wtedy jak podczas sekcjonowania nietypowego przypadku, a jeśli chodziło o Miller, to było niczym wyznanie miłości.
Obie chciały, żeby Sam miał świadomość, że teraz stanowił nieodłączną część ich życia. Dla nich to było zrozumiałe, inaczej nie zdecydowałyby się na adopcję, jednak on mógł o tym nie wiedzieć. Słowa były tylko słowami, dlatego najważniejsze, że będą umiały mu to pokazać, choćby swoją obecnością podczas różnych wydarzeń. Musiały udowodnić, że jeśli coś miało dla niego znaczenie, dla nich również to było istotne.
Zaylee w ogóle się nie przejmowała się ogromnym apetytem Sama. W jego wieku to było normalne, przecież potrzebował energii, którą zużył na treningu piłki nożnej. Dzieciak rósł, rozwijają się i miał swoje potrzeby. Oczywiście trzeba było go trochę hamować, stąd pomysł z zamówieniem tylko dwóch, a nie trzech porcji, skoro zamierzał wcisnąć w siebie jeszcze hot-doga. Ewidentnie, jeśli chodziło o jedzenie, to wdał się w Miller i więzy krwi wcale nie miały tutaj znaczenia.
Ooo! — odpalił się Młody, usłyszawszy pomysł z przygotowaniem takich frytek w domu. — I wtedy damy dużo sera? Zrobimy, jak przyjadę następnym razem?
Zdecydowanie damy znacznie więcej sera — zgodziła się Zaylee, bo to był niesamowicie dobry pomysł, a ilość sera na tych frytka wyglądała żałośnie. — I zrobimy takie. Możemy dać też jakieś inne dodatki. Co by do tego pasowało? — zwróciła się do narzeczonej, bo to ona była mózgiem kulinarnym. Zawsze to był jakiś sposób, żeby przemycić w posiłku więcej warzyw, a nie same puste kalorie. Nie, żeby Miller kiedykolwiek to przeszkadzało, ale teraz musiały też mieć na uwadze zdrowie dziewięciolatka.
Kiedy Evina stwierdziła, że Młody tylko rozciera plamę na kurtce, ten ściągnął w niezadowoleniu brwi i poklepał się w miejscu, gdzie został ślad po sosie.
Już nie widać — powiedział, co naturalnie było kompletną bzdurą. Może dla niektórych plama zostawała niezauważalna, ale na pewno nie dla Zaylee, która pewnie dostrzegłaby ją z odległości kilometra.
Zgodnie z prośbą, wyciągnęła z torebki opakowanie mokrych chusteczek i podała je narzeczonej. Bo oczywiście, że je miała. Jak milion innych rzeczy — żel antybakteryjny, kalendarz, portfel, telefon, rękawiczki jednorazowe (na wszelki wypadek), szminkę, niewielką miarkę (zawsze mogła się przydać), lusterko, skalpel (to akurat do samoobrony, choć mogła wbić go Alice Davis między żebra), garść długopisów, okulary przeciwsłoneczne, a nawet mini zestaw apteczny. Właściwie jej torebka była bez dna niczym torebka pierdolonej Hermiony Granger.
No mówię, że zeszło — mruknął z niezadowoleniem Sammy, który skrzywił się ostentacyjnie, kiedy Swanson przyciągnęła go do siebie, żeby zetrzeć z kurtki wciąż widoczny ślad po sosie. — Ale siara — dodał, rozglądając się, czy przypadkiem jakieś inne dzieciaki tego nie widzą.
Zaylee zaśmiała się i pokręciła głową.
Siara czy nie, nie chcemy, żeby potem wychowawczyni narzekała, że nie mogła doprać twojej kurtki — wyjaśniła pokrótce. Już raz spotkały się z takim komentarzem, który dotyczył trawy na spodniach. Ale to tylko dlatego, że Sam po kopaniu piłki w ogrodzie nie przyznał się, że zrobił wślizg, a później rzucił dresy w kąt. Inaczej na sto procent plama nie umknęłaby Zaylee, która od razu zastosowałaby specjalne środki czystości, żeby się jej pozbyć. Plamy, nie Lily Rose. — Popatrz, obrusza się, że nie pozwalamy mu by fleją, ale za to zawsze ochoczo trzyma nas za ręce — zwróciła się po cichu do Eviny, bo totalnie nie nadążała już za definicją siary, bo kiedyś to chodzenie z rodzicami za rękę było przypałem. Tylko różnica polegała na tym, że Samuel nigdy wcześniej nie miał prawdziwych rodziców, więc najwyraźniej cieszył się każdą możliwą chwilą, którą spędzał w towarzystwie Miller i Swanson.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Z każdym kolejnym dniem umacniały się w przeświadczeniu, że to jest właściwe i choć naprawdę ceniły momenty tylko we dwie to jednak przy Samie czuły, że wszystko jest na swoim miejscu, a ich mała rodzina jest kompletna. Tak jak wcześniej nie umiały sobie wyobrazić dzieci w ich związku tak coraz większy miały problem z wyobrażeniem sobie przyszłości bez Sammy’ego w ich życiu. Naprawdę do siebie pasowali.
Na razie nie mogły zaoferować nic ponad słowa. Postarają się go nie zawieść. Zwłaszcza teraz, bo wciąż budowali swoją relację i musiały być wyjątkowo skupione na tym, aby zaspokajać potrzeby Sama. Zarówno ze względu na to, że chłopiec jeszcze mógł się do nich zrazić, ale także ze względu na to, że wciąż przechodziły przez weryfikację, która miała ocenić czy nadają się do wychowywania dziecka.
Normalnie też nie przejmowała się tak apetytem Sama, który potrzebował sporo energii i składników odżywczych, ale nie chciała, żeby wskakiwał na lód z przepełnionym brzuchem. Jeszcze się pochoruje i zwymiotuje od wysiłku podjętym zaraz po zbyt obfitym obiedzie.
- Będzie dużo sera. Do tego może jeszcze cebulka i boczek? - zasugerowała, wiedząc, że w tej kwestii narzeczona zdaje się na nią.
Jasne, zależało im na tym, aby jednak Sam zdrowo się odżywiał i powoli go przyzwyczajały do tego, że w ich obecności nie będzie jadł wyłącznie śmieciowego choć niezwykle dobrego żarcia, ale wciąż mogły go jeszcze nieco rozpieszczać i raz na jakiś czas fundować mu coś, co stanowiłoby istny koszmar dla dietetyka.
- Dalej widać - zaprzeczyła i sięgnęła po podawane jej przez narzeczoną chusteczki.
Niejednokrotnie śmiała się z jej zawartości torebki i tego, że targa ze sobą zbyt wiele niepotrzebnych rzeczy, ale bywały momenty takie jak ten, gdy nagle faktycznie coś z podręcznego ekwipunku Zaylee było niezwykle przydatne. Z dwojga złego to chyba lepiej było nosić na ramieniu wypchaną torbę niż żałować w momencie potrzeby, że nie ma się tej jednej rzeczy, która okazałaby się nieocenioną pomocą.
Co prawda może i nie trzymała w dłoniach artefaktu, który gwarantował natychmiastowe odplamienie kurtki, ale przynajmniej nieco pomógł z pozbyciem się widocznych śladów rozsmarowanego na ubraniu sosu.
- Siara to jest tak się upaćkać. Musisz bardziej uważać, młody - odparowała, gdy tylko dziewięciolatek wyraził niezadowolenie z faktu, że wyciera mu kurtkę jakby był małym dzieckiem.
Nie ufała w to, że sam zrobi to porządnie. Jakby nie patrzeć dbał dużo mniej o czystość i dokładność niż którakolwiek z nich, ale nie mogły się szczególnie mocno temu dziwić skoro wciąż był dzieciakiem.
- Zamierzasz mu powiedzieć, że inne dzieciaki zaczynają się tego wstydzić? - rzuciła cicho z lekkim rozbawieniem, gdy tylko Zaylee zwróciła uwagę na to, że w przeciwieństwie do rówieśników Sam wciąż lubił chodzić wszędzie za rękę.
Być może robił to dlatego, że podświadomie nie chciał, aby go zostawiły i gdzieś zniknęły. W końcu dotychczas nie mógł liczyć na stałą obecność dorosłych w swoim życiu.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Cebulka i boczek niewiele miały wspólnego ze zdrowym posiłkiem, zwłaszcza kiedy wymiesza się je z dużą ilością sera żółtego, ale od czasu do czasu mogły porozpieszczać dziewięciolatka. Tylko nie zbyt często, bo Zaylee dostanie fiksacji na punkcie jego cholesterolu i innych wyników badań. Jeszcze tego brakowało, żeby wzięły go do siebie i pochorowały.
Z góry posypiemy natką pietruszki i powinno być w porządku — powiedziała, w sumie trochę złośliwie, żeby zobaczyć reakcję Sama, który wzdrygnął się na samą wzmiankę o zieleninie.
Fuj! — wystawił język w obrzydzeniu, kiedy Evina wycierała mu upaćkaną kurtkę.
Chowaj ten jęzor! Jeszcze ci zamarznie i co wtedy? — zagroziła mu Miller, na co Młody wywrócił oczami. Po kim on to miał, do cholery? — Umorusałeś się, bo jesz tak szybko, jakby zaraz mieli zamknąć lodowisko. Albo budkę z hot-dogami — zauważyła, ale nie dało się nie dostrzec, że Sammy wszystko robił prędko i bez zastanowienia. Często też na odwal się, więc nic dziwnego, że Swanson nie zaufała mu w kwestii wytarcia plamy po sosie. Zaylee tym bardziej nie obdarowałaby go takim zaufanie, znając swoje tendencje do pedantyzmu.
Juuuuż? — zapytał przeciągle dziewięciolatek, z niecierpliwością czekając, aż Evina przestanie już szorować materiał granatowej kurtki. — Możemy pójść tam? — wskazał palcem na sąsiednią budkę i Miller miała ogromną ochotę skarcić go za wymachiwanie paluchem, ale ostatecznie zrezygnowała, przypominając sobie, że wciąż był tylko dzieckiem. A teraz mieli dobrze się bawić na lodowisku, więc nie mogła mu tak psuć każdej radości upominaniem i wytykaniem błędów. Wystarczyło, że w jego oczach uchodziła za postrach, a nie chciała, żeby całkiem jej znielubił. I tak odnosiła wrażenie, że Evina zaskarbiła sobie większość jego sympatii. I to była w porządku, nic nie rozczulało bardziej od widoku tej dwójki.
Ruszyły we wskazane miejsce, oczywiście Samuel przodem, dzięki czemu nie mógł słyszeć wszystkiego, o czym rozmawiały.
Nie — odparła, bo naprawdę nie planowała uświadamiać dziewięciolatka, że był za duży na chodzenie wszędzie za rękę. — Chyba? Nie wiem, może powinnam? — zastanowiła się głośno, już bez wcześniejszego rozbawienia. — A co, jak zaczną się z niego śmiać? Wtedy to na pewno będzie trzymał się metr od nas — w zasadzie Zaylee nie widziała, która opcja była lepsza. Lubiła, kiedy Młody intuicyjnie szukał ich dłoni albo przytulał je w miejscach publicznych, zupełnie nie przejmując się, że jakieś inne dzieciaki zaczną z niego szydzić.
Nic dziwnego, już podczas ich drugiego spotkania, które nie było przesłuchaniem a wspólnym oglądaniem Gwiezdnych Wojen, dało się zauważyć, że Sam domaga się uwagi i brakuje mu takiej zwykłej, rodzinnej czułości. Lgnął do nich niczym porzucony szczeniak z przeświadczenie, że nikt go nie chce. A one nie dały mu poczuć, że był niechciany. Owszem, Miller długo wzbraniała się przed tym, że adopcja dziecka to fatalny pomysł, jednak na ten moment nie wyobrażała sobie, że w ich życiu mogłoby zabraknąć niesfornego dziewięciolatka.
Idziecie?! — zawołał Młody, stojąc już pod budką, gdzie pocieszny staruszek sprzedawał hot-dogi. — To ja zamówię! — dodał jeszcze, na co koronerka odpowiedziała uniesionym kciukiem, jednak zaraz uniosła dwa palce, dając mu do zrozumienia, żeby wziął dwie sztuki, bo pewnie znowu nie zdoła zjeść wszystkiego. To się nazywało nieumiejętne mierzenie sił na zamiary.
Nie chcę, żeby przestawał trzymać nas za ręce — spojrzała na narzeczoną, mimo że jeszcze nie miała świadomości, jak dzieci szybko dorastają. A potem uśmiechnęła się pod nosem, bo może to głupie, ale kolejny raz zorientowała się, że Sam miał oczy Eviny, chociaż nie było to możliwe.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
ODPOWIEDZ

Wróć do „North York YMCA”