25 y/o, 167 cm
zajmie się twoimi social mediami i asystuje reżyserom w Pinewood Studios
Awatar użytkownika
I'm gonna take a chance, give up all the plans
And here I go again
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Niewątpliwie dziewczyna w swojej naturze miała bycie uprzejmą, jednak po tylu wspólnie spędzonych latach, nie potrafiłaby spojrzeć na niego i ot tak skłamać czy też powiedzieć coś wbrew sobie. Jeszcze niedługi czas temu zastanowiłaby się nad odpowiedzią, bo długo nie wiedziała, co chce robić w życiu. Czasami zastanawiała się, czy decyzja odnośnie jej kariery nie została podjęta zbyt pochopnie, jednak rozpoczęcie pracy i nie skupianie się tylko i wyłącznie na kawach i teorii, dawało jej satysfakcję. Czuła, że zajmuje się czymś, co realnie lubi i na czym się zna.
— Poczucia zmarnowanego czasu na pewno nie miałam. Bardziej dylematy, czy nie pospieszyłam się z wyborem. Albo czy nie wybrałam go za późno — stwierdziła, zastanawiając się, czy wcześniejsze podjęcie się jakiegoś zainteresowania, pomogłoby jej znaleźć inną drogę. Czy finalnie i tak skończyłaby w mediach społecznościowych i reżyserstwie komercyjnym? — Wiadomo, że byłoby szkoda — potwierdziła, choć nie dostrzegła niczego złego w jego wcześniejszych słowach. — Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli miałabym coś zmienić, to wolałabym teraz a nie za dziesięć lat, jak będę już kompletnie stara. — Skrzywiła się nieznacznie. Ciężko było wyobrazić sobie to, co będzie działo się za dziesięć lat. Każdy kolejny etap życia uświadomił jej, że nie była w stanie tego przewidzieć ani zaplanować. Miała cele, choć nie przywiązywała się do nich. — Czy wtedy życie nie byłoby zbyt łatwe i przyjemne? — zapytała. Czy świat nie byłby wtedy zbytnio wyidealizowany?
— Czyli to zaszczyt mieć pierwszeństwo przy włączaniu kogutów? — zapytała z rozbawieniem, z tyłu głowy wyobrażając sobie, jaki zaciesz musiał mieć na początku; powaga powagą, ale jednak włączanie samych syren musi być też ekscytujące. — Podziwiam, naprawdę. To jest w zasadzie codzienne ryzykowanie swoim własnym życiem, żeby ocalić innych — powiedziała po chwili. Medycyna, straż pożarna czy policja, były to niewątpliwie imponujące zawody. Camellia szanowała wybory tych wszystkich ludzi i wiedziała, że niejeden jest im wdzięczny za uratowanie życia.
— Po prostu… nie podnoś się zbyt gwałtownie — zasugerowała, choć w połowie tego zdania dotarło do niej, że mogła się przyczynić do jego urazu. W końcu widziała to, odezwała się wcześniej — na sto procent go zaskoczyła i zrobiło jej się głupio, choć przecież nie była niczego świadoma. Nie mogła tego przewidzieć ani rozegrać inaczej; bo skąd mogła wiedzieć, że tajemniczym hydraulikiem był Connor?
— Nie no, masz gęste włosy, więc będzie w porządku. Nieco przysłonisz i będzie git — stwierdziła z rozbawieniem i nieświadoma swoich gestów, lekko, żeby go nie zabolało, przeczesała jego włosy. Po uświadomieniu sobie swojego czynu, czuła jakby nieco ją wbiło w ziemię. Takie “spoufalanie się” raczej nie powinno mieć miejsca, skoro tak długo nie mieli kontaktu, a ich relacja była niewiadomą. Teraz rozmawiali, ale czy kiedykolwiek będą mieć jeszcze ku temu okazję?
Serce biło jej jak oszalałe, tym bardziej że zaraz miała sytuację z jego udawanym wyjściem. Była zestresowana, choć w zasadzie nie miała czym. Nie mogła ukrywać przed samą sobą, że Connor zawsze był dla niej ważny, więc i to krótkie spotkanie nie było dla niej czymś obojętnym.
— A tak, uszczelka. Wiadomo — powiedziała zaraz, nieco otrząsając się z tej dziwnej sytuacji. Kolejne pytanie jednak w ogóle jej nie pomogło, a nawet nieco zbiło z tropu. W końcu najchętniej to już teraz by z nim pojechała, choć nie wiedziała, czy zamykanie się z nim w małej przestrzeni nie wywoła u nich niekomfortowej ciszy. Chociaż czy z jej gadulstwem, zwłaszcza w nerwach, mogło być to w ogóle możliwe? — Mogę — wypaliła, zaraz na chwilę odwracając spojrzenie, próbując znaleźć argument, dlaczego jednak by nie mogła. — Chociaż trochę mam do załatwienia dzisiaj rzeczy i też na chwilę wpadłam do mamy… ale kiedyś możemy… pojechać razem po uszczelkę — powiedziała najgłupsze co mogła wymyślić i w tym momencie przybiła sobie mentalnie ręką w czoło. Już mniej żenujące byłoby dostać kosza na wyjście na kawę niż to co powiedziałam…
— No cóż, nawet po stroju wyglądasz jak profesjonalista — stwierdziła, wskazując na niego dłonią. Kolejna chwila kilku sekundowego zatkania, gdzie po prostu spojrzała na niego i miała ochotę się rozpłakać. — Tak, to byłaby wielka szkoda, gdyby wydarzyło się inaczej… — odpowiedziała, w zasadzie nie doprecyzowując o co jej chodziło i do czego się odnosiła. W gruncie rzeczy do obydwóch rzeczy, jednak ponowne spotkanie miało tu o wiele większą wagę.
Słysząc o wypadku, Camellia spuściła spojrzenie na swoje dłonie, czując, jak żal ściska jej żołądek. Wiedziała o nim, w teorii nie wiedziała o szczegółach, a w praktyce co nie co podsłuchała z rozmów matek. Było jej przykro, była zła na siebie — bo słuchając tego, łamało jej się serce. Ominęła tak ważny moment jego życia, kiedy było mu ciężko, a świat najwyraźniej wydawał się być wtedy zły.
— Przykro mi… — szepnęła, podnosząc spojrzenie i nieśmiała na niego spoglądając. — Ale to też nie jest twoja wina. Nie możesz brać odpowiedzialności za cudze czyny, tym bardziej że ty również byłeś przez nie poszkodowany — powiedziała powoli, nie wiedząc, czy w ogóle miała prawo wypowiadać się w tym temacie. — Znaczy, masz cudowny cel w życiu, ale nie obwiniaj się za bardzo — dodała po chwili, nie chcąc być źle odebraną. Podziwiała drogę, jaką wybrał, uważała za kochane to, że chce ratować innych, skoro jego najbliższego przyjaciela nie udało się ocalić.
— Tak, jezu, pewnie że tak. I przyniosę jeszcze jeden okład — powiedziała nagle, wstając z krzesła i wchodząc do domu, żeby udać się do kuchni i przygotować mu wodę z lodem. Odetchnęła głęboko, przez chwilę zastanawiając się, jakim cudem znaleźli się właśnie w tej sytuacji — rozmawiając o przeszłości, choć nie ich wspólnej. Ten temat był zdecydowanie jeszcze cięższy. Wróciła po chwili, podając mu dary, z którymi przyszła i przez chwilę się zastanowiła. Powinna usiąść? Powinna sobie pójść? Czy to koniec ich rozmowy? Zadał jednak kolejne pytanie, a ona nie mogła powstrzymać się od wywrócenia oczami; jakby słyszała swoją mamę.
— Z tym tematem możesz iść przybić sobie piąteczkę z panią, która siedzi w środku — parsknęła, kiwając lekko głową na boki. — Zależy kiedy, ale jest okej — odpowiedziała pół-szczerze; bo faktycznie, nie zawsze się przepracowywała, często nie zostawała po godzinach, ale czuła się często przemęczona, przebodźcowana, a stres dawał w kość. Niestety, to były główne czynniki, przez które po niedługim czasie dowalała jej migrena. — To bardziej ja powinnam się martwić, czy nie robisz driftów karetką po godzinach — zażartowała, chcąc nieco rozluźnić lekko napiętą atmosferę.
— J-jeśli masz ochotę jeszcze się spotkać… — zaczęła nawet nie kontrolując tego, że z początku lekko się zająknęła. — Możemy spróbować zrobić coś razem. — Na przykład, wyjaśnić stare czasy; ale załóżmy że w oficjalnej wersji, cele spotkania miało być ciasto.

Connor Walker
ODPOWIEDZ

Wróć do „#5”