24 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
junior software engineer at AG Industries
Awatar użytkownika
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Normalnie Eric zaczął by klaskać i pogratulował wygranej, lecz ze względu na okoliczności, jedynie skinął lekko głową, co było równoznaczne z szacunkiem.
- Aj aj, niedobrze. - stwierdził cmokając i kręcąc głową, wyobrażając sobie, jak całe pomieszczenie zaczyna pożerać ogień, a na koniec przychodzi mroczny kosiarz by zgarnąć ze sobą ludzi. Kiedyś jak Stones grał w simsy (tak, zdarzyło mu się, bo lubił tworzyć domy) to zapomniał umieścić alarm przeciwpożarowy i całe jego starania zostały spalone, straż nie przyjechała, a on zrobił sobie przerwę od tej gry i przerzucił się na budowanie w Minecrafcie (było to naprawdę bardzo dawno temu).
Stones pokazał Lu kciuka w górę, gdy zobaczył jaki sobie skombinowała wachlarz. +10 za kreatywność. pomyślał, a słysząc o zaproszeniu, parsknął śmiechem.
- Daj tylko znać, kiedy mogę wbić, chyba, że wolisz nie znać ani dnia, ani godziny... - rzucił, zabawnie poruszając brwiami, bo tak, mógł też po prostu zrobić nalot bez zapowiedzi, tylko nie był pewien, czy Martino byłaby z tego zadowolona. Naprawdę był gotów skosić jej ogródek zarówno długopisem, jak i zwykłą kosiarką - a jeżeli chodziło o koszenie trawy kosiarką, to miał już nabyte doświadczenie, ponieważ co jakiś czas kosił trawnik przed i za domem rodzinnym (a ponieważ pan Stones senior często był w delegacjach służbowych, Eryczekowi przypadła rola fryzjera ogródka, w którym pani Stones sadziła różne piękne kwiaty). Także komu jak komu, ale Lu naprawdę był gotowy pomóc.
Dopiero po chwili ogarnął, co przed chwilą Lucky krzyknęła i aż zamrugał szybko kilka razy, jakby właśnie wybudził się ze snu - dobrze, że dodatkowo go trąciła, bo inaczej istniało prawdopodobieństwo, iż by tej liczby nie zaznaczył i byłby przypał.
- Siedemnaście. - powtórzył dla samego siebie, wytężając swój zmysł słuchu i radośnie zaznaczając dwa kolejne numery. Tak blisko.... aż mocniej ścisnął długopis i gdy padła liczba dwadzieścia osiem, Eric czym prędzej krzyknął:
- Mamy! - i wtedy zauważył piękną linię. - BINGO! - wstał z impetem, aż krzesło na którym siedział się przewróciło. Wstając, złapał specjalnie kartę by wziąć ją do ręki i pokazał ją prowadzącemu, by nie było, że ściemniał. Oczywiście zaraz potem, pokazał też przyjaciółce, a potem pozostałym osobom (niedowiarkom). Czyżby to wreszcie był ICH MOMENT CHWAŁY?
- Czy to pora na... taniec wygraniec?! - odparł, czując się wręcz przeogromnie przeszczęśliwym, jakby właśnie wygrał milion w totolotka. Oby tylko zaraz się nie okazało, że się pomyliłem i ta kreska to mi się po prostu przewidziała... bo szczerze? Tak mogło być, dlatego miał nadzieję, że Lucky też zaraz zacznie skakać ze szczęścia.

Lucky Martino
OIIA OIIA
do ustalenia/dogadania
23 y/o
Welkom in Canada
166 cm
studentka lingwistyki/kurier rowerowy
Awatar użytkownika
Forza!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracji
postać
autor

Zachichotała bezgłośnie, zakrywając usta dłonią. Żeby to każdy miał tyle entuzjazmu do pracy! Chętnie by od Erica pożyczyła trochę tego zapału, wtedy nie musiałaby nigdy martwić się ciężarem domowych obowiązków. A miała przecież dwa domu, po jednym z każdej strony rodziny, więc właściwie tych wszystkich zobowiązań wychodziło jej podwójnie. No i gdzie tu sprawiedliwość? Może naprawdę powinna wyprowadzić na swoje, było to niezwykle kuszące i z pewnością odetchnęłaby z ulgą, mogąc martwić się tylko sama o siebie i o własny bałagan.
Szkoda tylko, że ta opcja pozostawała daleko poza dostępnym budżetem.
Zależy czy chcesz zostać wytargany i przekarmiony. Jeśli tak, to wbijaj kiedykolwiek, jeśli nie to musisz znaleźć ten rzadki moment, gdy nikogo nie ma w domu.
Wzruszyła ramionami. Absolutnie nie przeszkadzałaby jej wizyta kolegi, szczególnie gdyby miał pomóc w koszeniu, tylko że jakikolwiek gość natychmiast zyskałby niepodzielną i intensywną uwagę całej rodziny. I to nawet nie dlatego, że zaczęliby sobie wyobrażać jakieś niestworzone historie, bynajmniej; po prostu z jakiegoś powodu obie strony wielkiej familii Lucky miały tendencję do oblegania nowych ludzi i nadmiernej troski. Popychała ich do tego kultura gościnności, ale też chyba nakręcona na wspólny front zgodność charakterów. Większości ludzi odpowiadało takie traktowanie, niektórzy jednak czuli się zbyt przytłoczeni nadmiarem uwagi, więc wolała ostrzec uczciwie.
Uczciwie zaczynali też zmierzać w kierunku zwycięstwa, a przynajmniej swoich pierwszych punktów, gdy udało się zakreślić kilka numerów z kolei. Liczby zaczęły biegać przed oczami Martino i mimo że tempo wyczytywania losowań wcale nie przyspieszyło, przez moment nie mogła za nimi nadążyć — po każdym musiała zastanowić się dwa razy, czy na pewno się nie przesłyszała, bo tak bardzo nie mogła uwierzyć w ten nagły przypływ szczęścia.
Ale jednak! Trafili bingo, co jej towarzysz tak radośnie ogłosił, ściągając na ich stolik powszechną uwagę. Wstała też, żeby pospiesznie postawić przewrócone krzesło i o mało nie zapomniała, że powinna przy tym grać staruszkę. Mało brakło! Zorientowała się jednak, że może wystarczy nie prostować się do końca i poruszać trochę ostrożniej, a może w ferworze radości nikt nie zauważy. Zresztą, za bardzo cieszyła się zdobytym punktem, żeby zaprzątać sobie głowę wyzwaniami aktorskimi!
Tylko ostrożnie! — uprzedziła, żeby Stones też nie przekombinował z tym tańczeniem. Uściskała go jednak i nawet pokiwała nieco na boki w takim niby-tańcu, bo jednak była zbyt szczęśliwa, żeby jak gdyby nigdy nic klapnąć przy stoliku. Pozostali uczestnicy będą musieli chwilę poczekać, aż ten osobliwy duet zakończy świętowanie. Czasu im chyba nie brakowało, bo i dokąd miałaby się spieszyć banda emerytów?

Eric Stones
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Wu (dc: dziarski_tuptacz)
24 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
junior software engineer at AG Industries
Awatar użytkownika
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Uśmiechnął się gdy usłyszał chichot Lucky - który swoją drogą uważał że jest całkiem uroczy - a jeżeli chodziło o pomoc, to naprawdę był chętny kosić trawę i to całkowicie za darmo. Może i pracował codziennie w korpo oraz dorabiał naprawiając laptopy, ale mimo wszystko był gotowy pomóc. Bez względu na to, czy miała kosiarkę spalinową czy elektryczną czy jeszcze inną.
- Jeżeli nikt by się nie wtrącał podczas koszenia to myślę, że byłbym w stanie znieść to tarmoszenie i przekarmienie. - stwierdził bo dałby radę przetrwać, tak ciągłego patrzenia na ręce i komentarzy o tym, że pominął jakąś część choć jeszcze do niej nie dotarł, prawdopodobnie spowodowałby chęć rzucenia tego co robił - ale pewnie by tego nie zrobił bo nie był u siebie.
- Będę się odzywał. - to na bank. Oczywiście gdyby potrzebna była pomoc przy czymś innym, to Lu wiedziała gdzie go szukać i miała jego numer. On zazwyczaj odbierał gdy akurat miał włączony dzwonek a jak nie odbierał, to oddzwaniał po jakimś czasie. Albo pisał wiadomości.
Szczerze? On w tym przypływie radości praktycznie zapomniał, że był w przebraniu, które właśnie przechodziło próbę wytrzymałości, ponieważ zaczął wykonywać swój taniec szczęścia - dopiero przy drugim ruchu przypomniał sobie gdzie jest i że nie może zatańczyć go tak, jak powinien, dlatego zmodyfikował niektóre ruchy tak, by inni staruszkowie nie nabrali podejrzeń Chociaż pan czytający numerki chyba coś zaczął podejrzewać, sądząc po jego minie. pomyślał, patrząc na gościa, a potem na Lucky do której podszedł, by ją... przytulić. To go zaczęło uspokajać.
- Brawo my. - powiedział, uśmiechając się do przyjaciółki.
- Śmiesznie że czuję, jakbym wygrał w jakimś programie typu Postaw na milion albo Milionerach. - odparł, parskając śmiechem - lecz taka była prawda. Mimo iż w sumie nie wygrał nic, to mimo wszystko czuł, jakby wygrał naprawdę sporo.

Lucky Martino
OIIA OIIA
do ustalenia/dogadania
23 y/o
Welkom in Canada
166 cm
studentka lingwistyki/kurier rowerowy
Awatar użytkownika
Forza!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracji
postać
autor

Hm — mruknęła i zamyśliła się na moment. — Tego nie mogę zagwarantować, goście w domu zawsze ściągają pełną uwagę. Ale na pewno i tak byliby zachwyceni. — Bo sobie nawzajem to mogli wypominać, że tu niedorobione a tam krzywo, ale komuś z zewnątrz już niekoniecznie. Trzeba było w końcu wykazać się odpowiednią gościnnością, szczególnie wobec ochotnika do nielubianego przez wszystkich obowiązku. Na pewno nikt nie ośmieliłby się wytykać niedociągnięć! A gdyby tylko spróbował, Lucky miałaby z takim krewniakiem do pomówienia.
Spoko, dawaj znać — potwierdziła przez bezgłośny śmiech. — Jak się grzecznie zapowiesz, to może załatwię ci wybór ciasta. — W przeciwnym wypadku byłoby takie, jakie się akurat gospodyniom zamarzyło, a przecież nie każdy wszystko lubi. Zawsze jednak można podsunąć aktualnie urzędującej kuchmistrzyni taki czy inny pomysł, chętnie zresztą przyjmowały nie tylko zamówienia na ulubione klasyki, ale i nowe wyzwania.
Do wyzwań należało także utrzymanie się w roli, bo przez moment oboje zdążyli zapomnieć o udawaniu staruszków. Ale jak tu się przejmować grą aktorską, kiedy udało im się odnieść tak spektakularny sukces? I co z tego, że zupełnie niepolegający na ich umiejętnościach czy talentach, kompletnie losowy i zależny od kaprysów wszechświata, ale jednak! No i, co Martino także odnotowała w myślach, mieli o jedno bingo więcej niż nemezis jej babci. Czyli, o ile staruszce się teraz nie poszczęści, to Lucky mogłaby uznać się za dosłownie fartowną!
Brawo my — potaknęła wesoło. Mimo wszystko, naprawdę się starali, pilnując numerów! Należała im się więc ta chwila świętowania, choć wypadało ją już kończyć, ponieważ pozostali uczestnicy już wyczekiwali kolejnej rundy.
Tak, to prawie to samo — prychnęła i poklepała kolegę po ramieniu, a potem pociągnęła lekko w kierunku porzuconych samotnie krzesełek. Musieli zająć w końcu z powrotem swoje miejsca, wymienić kartę i wracać do gry, bez zbędnych ceregieli i niepotrzebnego przeciągania. Emocje powoli opadły, a Lucky pospiesznie złapała za długopis, bo już trzeci z wyczytanych numerów znalazł się na ich nowej rozpisce. Może szczęście zaczęło im sprzyjać na dobre?

Eric Stones
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Wu (dc: dziarski_tuptacz)
24 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
junior software engineer at AG Industries
Awatar użytkownika
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Skinął głową na znak, iż dotarły do niego słowa przyjaciółki. W sumie po części to było całkiem miłe, że dla rodzinki Lu, goście nie byli obojętni i w sumie, gdyby ktoś przyszedł do jego rodzinnego domu, jego mama również bardzo by się starała, by nie wyszedł (lub wyszła) głodny. Zawsze tak było, odkąd Eric pamiętał. Jego taty i tak przeważnie nie było, więc to głównie mama dbała o atmosferę oraz aby każdy czuł się mile widziany.
-Rozumiem. - odpowiedział, posyłając Lu uśmiech, a oczy mu się powiększyły i zaświeciły, kiedy usłyszał, że dzięki wcześniejszej zapowiedzi, będzie miał możliwość wyboru ciasta.
- No teraz to mnie jeszcze bardziej skusiłaś.... Uważaj, bo jeszcze dziś w nocy albo z samego rana dostaniesz wiadomość. - odparł, posyłając Lu oczko. Dla dobrego ciasta i ogólnie jedzenia, był w stanie zrobić wiele. Aż mlasnął z tego wszystkiego, ponieważ powróciła mu ochota na szarlotkę, piernik oraz sernik - chyba po bingo naprawdę wstąpią lub już sam Eric wstąpi do jakiejś cukierni lub marketu, gdzie są dostępne takie smakowitości.
- Ogólnie możesz zrobić listę rzeczy do zrobienia i mi ją przesłać, bo może do czegoś jeszcze dałbym radę się przydać oprócz koszenia trawy. - dodał, bo może jakiś sprzęt elektroniczny leżał zepsuty w kącie lub komuś z rodziny Martino zacinał się smartfon, to mógłby spróbować je naprawić lub usprawnić. Jemu ciasto oraz uśmiech przyjaciółki były wystarczającą zapłatą - nie żądał ani nie chciał niczego więcej.
Ericowi i tak wydawało się, że krótko było im dane cieszyć się ze zwycięstwa ale oczywiście widząc miny niektórych staruszków oraz zostając pociągniętym przez Lucky, zajął swoje miejsce.
- Cieszę się, że się ze mną zgadzasz. - rzucił, choć mógł się przyczepić do prawie ale ostatecznie odpuścił, by uaktywnić tryb skupienie i koncentracja.
Kolejna runda zaczęła się dla nich całkiem dobrze i Eric miał nadzieję, że ta dobra passa nie opuści ich do końca rundy.
- Już tak blisko, tak blisko.... - wyszeptał z przejęciem, słuchając wyczytywanych liczb, trzymając dłonie zaciśnięte w pięści.
- Brakuje nam już tylko dwóch... - Tak blisko.... wygrana jest tak blisko tylko pytanie, czy szczęście będzie po naszej stronie.

Lucky Martino
OIIA OIIA
do ustalenia/dogadania
23 y/o
Welkom in Canada
166 cm
studentka lingwistyki/kurier rowerowy
Awatar użytkownika
Forza!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracji
postać
autor

Tak coś czuła, że możliwość wyboru z temacie wypieków może się spotkać z entuzjazmem — w przeciwnym wypadku nawet by o tym nie wspominała. Sama często podsuwała którejś babci pomysły na to, co można by przyszykować dla całej rodziny, tym samym przemycając do menu własne zachcianki. Zresztą, robiła tak nie tylko z ciastami! Tylko musiała być odpowiednio szybka, żeby swojego ziarna nie zdążył jeszcze zasiać jej rodzeństwo. Oni mieli trochę łatwiej, będąc na bieżąco w domu, a Lucky wiecznie manewrowała między jednym a drugim. Na szczęście w obu częściach rodziny kultywowana była tradycja dobrego jedzenia, toteż nawet jeśli akurat nie wszystko poszło po myśli Martino, to i tak zawsze dało się dostać coś pysznego.
Tak, dokładnie. Taki ze mnie boa kusiciel — zachichotała. W dziewięciu przypadkach na dziesięć, obietnica słodkiego wynagrodzenia działała bez pudła, zresztą nie tylko na gości, ale przede wszystkim domowników. Nic nie motywuje tak, jak zapach ciasta z owocami i groźna mina babci sugerująca, że póki obowiązki nie zostaną wykonane, to na łakocie będzie można co najwyżej popatrzeć z oddali. Od razu każda robota stawała się lżejsza!
Nie no, spokojnie, nie będę cię zaprzęgać do pracy. — Poklepała kolegę po ramieniu. Nie wykorzystałaby go przecież w taki sposób, w ogóle zresztą do pomysłu przekazania swoich powinności podchodziła raczej żartobliwie niż na serio. Chyba jednak zbyt dziwnie by się czuła, gdyby ktoś ją wyręczał.
Wymiana barterowa z młodszymi braćmi i siostrami się nie liczy, to uczciwy handel.
Chyba że... to po to, żeby dostać więcej ciasta? — Przywołała z powrotem swoją niezwykle podejrzliwą minę z przymrużonymi oczętami. Jeśli ta uczynna propozycja była tylko metodą na dobranie się do rodzinnej spiżarni, to... to w sumie nawet nie widziała powodu do protestów. Ale musiała się chociaż trochę oburzyć, tak dla zasady!
Poza tym, nie mogła mieć złego humoru tak naprawdę, skoro nie tylko chwilę temu złapali swoje pierwsze bingo, ale też następna runda wydawała się przebiegać pomyślnie. Zakreśliła pierwszy numer, a kilka losowań później dwa kolejne. Sytuacja rozwijała się aż podejrzanie dobrze, szczególnie zważywszy na to, że jej główna przeciwniczka nie zdobyła jeszcze żadnego punktu. Gdyby turniej zakończył się z takim wynikiem, to i tak już byłaby zadowolona.
Już już, spokojnie — podszepnęła łagodnym tonem, wolną ręką obejmując na chwilę jedną z zaciśniętych pięści Erica. Nie spodziewała się, że chłopak tak się wkręci w konkurs i gdyby naprawdę byli w wieku jaki udawali, to bałaby się że jej tam zejdzie na zawał z przejęcia. Na całe szczęście młodość rządziła się jeszcze swoimi prawami, więc żadne niespodziewane ataki im chyba nie groziły... co najwyżej ataki radości, kiedy kolejna wylosowana liczba znalazła się na ich karcie.

Eric Stones
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Wu (dc: dziarski_tuptacz)
24 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
junior software engineer at AG Industries
Awatar użytkownika
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Ogólnie rzecz biorąc, słodkości pod praktycznie każdą postacią były jego słabym punktem. Tak było praktycznie od zawsze i nie raz miał ochotę obrabować cukiernie. On sam raczej nie posiadał talentu do wypieków, dlatego szanował każdego, kto tenże talent posiadał - a czasem nawet i zazdrościł. Niejednokrotnie przyglądał się, gdy jego mama coś piekła, lecz gdy potem on próbował wykonać ten sam przepis w domu, wychodziła mu... lekka katastrofa. Raz na przykład zamiast ciasta miał węgiel, bo dopiekał, dopiekał aż wreszcie o jedno dopiekanie było za dużo. Innym razem, zapomniał dodać jeden z kluczowych składników, przez co nie dość że zmienił się smak, to jeszcze konsystencja.
- Uuu... jesteś nowym gatunkiem, bo o dusicielu słyszałem ale o kusicielu nie. - odpowiedział, nie mogąc się oprzeć, by dorzucić swoje trzy grosze o kusicielu.
- Chyba... tracę... oddech. - zażartował udając, że z powodu podduszania, miał problem z oddychaniem. Dla lepszego efektu, zaraz uderzył głową o stół, jakby naprawdę stracił przytomność, lecz przypominając sobie gdzie był i co ludzie mogli pomyśleć, podniósł ją po co najmniej trzech sekundach.
Mimo, iż nie zamierzała prosić go o pomoc w pracach domowych, on już miał podjętą decyzję w głowie. Dla podkreślenia smutku spowodowanego brakiem zaciągnięcia do prac, westchnął głośno.
- Ależ ja jestem bardzo spokojny. - powiedział, posyłając przyjaciółce ciepły uśmiech i klepiąc się po udach, jakby miała ta czynność być potwierdzeniem jego słów. O swojej decyzji planował albo powiedzieć albo napisać wiadomość, by w wolnej chwili sobie ją przeczytała.
- ... Pomidor. - odparł, postanawiając, iż po pierwsze, zasieje ziarno tajemnicy, a po drugie, nie przyzna się, iż faktycznie ciasto było dobrą kartą i istniało bardzo spore prawdopodobieństwo wzięcia przez Stonesa większej ilości kawałków, niż tylko jeden; aczkolwiek ta mina wraz z przymrużonymi oczami powodowała, iż powoli otwierała mu się buzia, dlatego zamknął oczy i odwrócił głowę. Z bocznej perspektywy to musiało zaiście zacnie wyglądać.
No ale zaraz tajemniczość się skończyła, ponieważ trzeba było skoncentrować się na grze. Czując i widząc rękę Lu na swojej dłoni... cóż, uważał to za naprawdę miły gest. Nie sądził, iż przyjaciółka zwróci uwagę na to w jaki sposób miał ręce oraz że nieco mu się z tej ekscytacji trzęsły (ale tylko trochę!).
- Dziękuję. - powiedział całkowicie szczerze - dziękował za otuchę rzecz jasna.
Serce Erica znowu zaczęło bić szybciej, gdy tak niewiele dzieliło ich od tego, by krzyknąć nazwę gry, w którą właśnie wszyscy zgromadzeni wewnątrz sali grali.
- BINGO! - krzyknął, wstając z impetem, sądząc iż ponownie udało im się ułożyć żetony w jednej linii - tym razem w poziomie ale kto wie, może wykonał falstart, ponieważ z powodu ekscytacji coś przeoczył? Wszystko było możliwe.
- Czyżbyśmy wreszcie mieli dobrą passę? - spytał swojej małżonki, którą miał ochotę podrzucić do góry z radości, lecz hamował się ze wszystkich sił.

Lucky Martino
OIIA OIIA
do ustalenia/dogadania
23 y/o
Welkom in Canada
166 cm
studentka lingwistyki/kurier rowerowy
Awatar użytkownika
Forza!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracji
postać
autor

Jest jeszcze zmusiciel, ale za nim nie przepadam jakoś szczególnie — pociągnęła żart dalej. W takie słowne gierki mogła brnąć bez opamiętania, co czasami kończyło się daleko za granicą absurdu. Ale co miała poradzić, skoro wyrazy tak wybornie składały się w zupełnie nowe konstrukcje? W dodatku najczęściej wychodziły z tego takie właśnie zabawne scenki jak właśnie obecna, skwitowana przez Lucky udawanym syczeniem. Kiepski byłby z niej wąż tak naprawdę, nie czuła się ani zimnokrwista, ani jadowita. Ewentualnie takim dusicielem mogłaby zostać, bo parę w łapkach do przytulania miała całkiem niezłą. Ale nikomu jeszcze żeber nie połamała.
Już nawet nie było sensu mrużyć podejrzliwie oczy, ten wymowny pomidor powiedział jej wszystko. Żadna dalsza dedukcja nie była wymagana, sprawa stała się jasna — miała do czynienia z ciasteczkowym potworem! To zupełnie zmieniało naturę negocjacji, chociaż w gruncie rzeczy, oczywiście, nie miała nic przeciwko. Nawet gdyby miała wystosowywać dalsze protesty, to wciąż z tych samych powodów co dotychczas. Nie widziało jej się wykorzystywanie kogokolwiek, a nawet zgoda takiego „pomocnika” pozostawała po części podejrzana.
Odpuściła jednak wykłócanie się i wzruszyła ramionami, przywołując na twarz pogodny uśmiech.
Okej, tylko potem, jak coś, nie przyjmuję reklamacji.
Uniosła jeden kącik ust nieco wyżej w niemal chytrej manierze. Chciał się angażować, to w sumie kim była, żeby mu bronić? Najwyżej okaże się głucha na błaganie o litość, gdy kolega skończy przepracowany, przekarmiony i zagłaskany na śmierć. Może w końcu, ostatecznie, dałaby się przekonać i przybyła na ratunek, jednak z takim wyprzedzeniem nie mogła nic obiecać.
Można się było mimo wszystko domyślać, że okrutna nie będzie, bo takie zagrywki chyba nie leżały w jej naturze. Widać to było nawet w sposobie, w jaki pilnowała nerwów swojego towarzysza gry, szczególnie im bliżej zdawali się być kolejnych punktów. W jej własnej duszy tez buzowały emocje, a nie poddawała się im chyba tylko z jakiejś szaleńczej potrzeby zaopiekowania się najpierw drugą osobą. W przeciwnym wypadku pewnie już dawno wypadłaby z roli, a prowadzący wytargałby ich oboje za uszy i wyciągnął z sali.
A opanować się wcale nie było łatwo.
Aż pisnęła, kiedy kolejna wyczytana liczba ułożyła się w linię z poprzednio zakreślonymi, dzięki czemu zyskali drugie pełne bingo podczas tej rozgrywki. Zostało już niewiele rund, ale co najważniejsze, szli cały czas do przodu — a ich najważniejsza rywalka, kobieta nielubiana przez babcię Lucky, nie zgarnęła jeszcze ani jednego punktu. Czyli nawet ta głupiutka, mała zemsta miała szansę się udać!
Na to wygląda! — ucieszyła się, pospiesznie wymieniając blankiet na kolejny, zanim znów spotkają ich krytyczne spojrzenia ze strony pozostałych uczestników. Właściwie to nawet nie musiała zostawać tu do końca, mogłaby już wybiec z tego miejsca i świętować, gdyby tylko nie była ciekawa, ile jeszcze mogą osiągnąć w tym zwariowanym losowaniu.

Eric Stones
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Wu (dc: dziarski_tuptacz)
24 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
junior software engineer at AG Industries
Awatar użytkownika
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

- O nieee, coś mi mówi, że to nie jest przyjemny gatunek. - powiedział, robiąc minę, jakby właśnie zjadł cytrynę - nie dość, że przeraziła go nazwa, to domyślał się, że boa zmusiciel nie robił nic innego jak tylko... zmuszał do robienia różnych rzeczy - zarówno dobrych jak i niezbyt. Tak więc jeśli do wyboru miał kusiciela lub zmusiciela, to wybierał tego pierwszego Chociaż czy Lu mogłaby mnie zmusić do czegoś złego?
Posłał przyjaciółce szeroki uśmiech ale już nie kontynuował tematu o ciastach, bo po prostu nie miał nic do dodania.
- Aj, aj Pani... - zrobił krótką przerwę, bo dopiero po chwili przypomniał sobie, że przecież był staruszkiem, dlatego poprawił swój ton, by przybliżyć go najbardziej jak tylko mógł, do takiego, by inni nie nabrali podejrzeń.
- Kapitan. - dokończył i zasalutował, powoli podnosząc rękę do czoła - taka odpowiedź miała oznaczać, iż rozumiał oraz przyjmował to na klatę fakt, iż reklamacje będzie musiał sobie wsadzić tam, gdzie normalnie nie docierało słońce lub do nosa (tam w sumie słońce też nie docierało). Poza tym, istniał niewielki procent szans, iż Stones faktycznie chciałby zgłosić reklamację. Aż przez moment zaczął myśleć, czy kiedykolwiek coś reklamował A tak, słuchawki nauszne bo lewa przestała grać po jednym dniu. przypomniał sobie, jak zadowolony poszedł do szkoły i chcąc pokazać znajomym jakie ma cool słuchawki, tylko się ośmieszył, ponieważ muzyka leciała tylko z jednej słuchawki. Dobrze, że chociaż pozytywnie mi rozpatrzyli tamtą reklamację i pozwolili wybrać nowe. bo chyba by się naprawdę wkurwił, gdyby zarzucono mu zniszczenie.
No ale zaraz przestał myśleć o reklamacjach i słuchawkach, ponieważ właśnie wygrywali w bingo. Znaczy wkraczali w erę dobrej passy i Eric miał ochotę śpiewać i tańczyć. Z bananem na twarzy wyciągnął otwartą dłoń w kierunku przyjaciółki czekając aż przybije piąteczkę.
- To co, ostatnia runda i lecimy na ciastko? - spytał, bo w sumie to już go ogarnęła satysfakcja i był gotowy opuścić to miejsce.
- Ale niektórzy mają miny... jakbyśmy właśnie zrobili coś złego. - powiedział, parskając śmiechem, próbując nie wskazać konkretnych osób palcami - ale fakt faktem, aż żałował, że nie mógł im zrobić zdjęć. Jeden dziadek - zdaniem Erica - to wyglądał tak, jakby zaraz miał rzucić w niego długopisem albo... swoją szczęką.

Lucky Martino
OIIA OIIA
do ustalenia/dogadania
23 y/o
Welkom in Canada
166 cm
studentka lingwistyki/kurier rowerowy
Awatar użytkownika
Forza!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracji
postać
autor

Pokręciła głową, bo istotnie, boa zmusiciel nie należał do najprzyjemniejszych gatunków. Gorsze od niego to już były chyba tylko jadowite żmije, z tym że od nich, z samej zasady, Lucky trzymała się jak najdalej. Do takich prawdziwych mogła podejść w zoo, kiedy żyły sobie spokojnie za bezpieczną szybką, jednak te ukryte w ludzkiej skórze nie były warte ryzyka.
Uśmiechnęła się za to szeroko, bo tytuł Pani Kapitan ewidentnie przypadł jej do gustu. No bo to chyba nie znaczyło, że za bardzo się rządziła, nie? Z pewnością wręcz przeciwnie, był to komplement na temat jej doskonałych zdolności przywódczych, dzięki którym statek zawsze bezpiecznie i terminowo zawijał do portu, a po drodze zwiedzał wszystkie najpiękniejsze zakątki świata. W takim układzie jak najchętniej przyjmowała nową ksywkę, mogła z nią nawet zostać na dłużej. Nigdy nie przeszkadzały jej ani pseudonimy ani zdrobnienia, chyba że ktoś ewidentnie próbował jej zrobić w ten sposób na złość. Ale takie intencje jakoś zawsze potrafiła wyczuć i na bank nie był to ten konkretny przypadek.
Miała zresztą na razie zbyt dobry humor, by w ogóle gdziekolwiek doszukiwać się negatywów. Zbiła dyskretną piątkę z kolegą, co pewnie dla pozostałych uczestników zabawy wyglądało nieco dziwnie. ale w sumie, czy gesty radości miały jakieś ograniczenia wiekowe? Otóż nie. Więc może nie tyle narażali swoją fałszywą tożsamość, co ryzykowali, że zostaną uznani za parę ekscentryków. A to, co sobie o niej pomyśli banda emerytów, miała głęboko w nosie.
O tak, koniecznie na ciastko — potaknęła entuzjastycznie. Narobił jej skubaniec ochoty na słodycze, więc teraz już nie było odwrotu. Poza tym wszystko wskazywało na to, że odniosła sukces w swojej małej misji — czyli wypadało świętować!
Zazdroszczą nam pewnie sukcesu. I naszych pięknych, stylowych sweterków — zażartowała półgłosem. Wkrótce rozpoczęła się ostatnia kolejka, w której trafili jeszcze co prawda kilka numerów, ale ostatecznie punkt za bingo zgarnęła inna drużyna. Podliczenie ogólnej klasyfikacji też nie zajęło długo, jako że prowadzący spisywał wszystko na bieżąco; nie wygrali co prawda, ale nadal byli bliżej w tabeli niż ta flądra Estelle. Dla Martino to było zupełnie wystarczające, bo i tak po drodze mieli z tym wszystkim ogrom zabawy.
Może lepiej zawińmy się stąd niepostrzeżenie — zasugerowała szeptem, kiedy zwycięzca całego turnieju odbierał swoją symboliczną nagrodę, a zebrany tłumek uprzejmie oklaskiwał tryumfatora. Za chwilę, kiedy już wszyscy wstaną z krzesełek i zaczną się przemieszczać by porozmawiać ze swoimi ziomkami, ktoś naprawdę mógłby zauważyć parę nowych osób o nieco podejrzanej aparycji.

Eric Stones
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Wu (dc: dziarski_tuptacz)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Eastview Neighbourhood Community Centre”