29 y/o
Welkom in Canada
159 cm
były ratownik medyczny, były pilot US Navy
Awatar użytkownika
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Jego ostateczny szturm był czymś, czego chciała, a co wydawało się być czymś nie do zniesienia. Gdy rozgrywał ostatnie ruchy na jej napiętym i wciąż niosącym pogłos niedawnego orgazmu ciele. Znalazła nawet w swojej rozbrojonej powłoce głos, by z zaciśniętym gardłem wybłagać od niego jeszcze jedną rzecz. Aby dla niej doszedł.
  Gdy jego ciało się zatrzymało, a tłamszony odgłos zawibrował na jej skórze, osiągnęła chyba jeszcze wyższy poziom spełnienia. Poczuła go w sobie i widziała go przy sobie. Napiętego jak struna, całego nagrzanego i wkrótce tak niewiarygodnie bezbronnego.
  Gdy rozluźnił chwyt na jej zmęczonej szyi, w końcu przypomniała sobie, jak się naprawdę oddycha. Ukradła haust powietrza, który wpłynął do niej jak słodkie zbawienie. Wreszcie mogła uregulować własne tchnienie, a wraz z nim, spokojnie i stopniowo, dać sercu zwolnić i odpocząć.
  Czuła się fizycznie na przełomie słabości i błogości.
  Gdy jego oddech owiał płatek jej ucha, przynosząc niski głos, nie zareagowała od razu. Dopiero po krótkiej chwili, kiedy pozostawiony przez niego dreszcz spłynął z jej karku, odzyskała w pełni kontakt z rzeczywistością.
  — Damon, zaimponowałeś mi — zaczęła, gdy jej oddech ustabilizował się na tyle, aby móc się odezwać. — Ale jak jeszcze raz będziesz mnie musztrował po nazwisku, to będziesz sobie szukał kogoś innego do łóżka — furknęła, choć z pozorną lekkością w głosie.
  Pewnie nie byłby dla niego to żaden problem. Z tymi umiejętnościami, taką wytrzymałością, weną i ciałem, prędko znalazłby chętną kandydatkę na jej miejsce.
  Gdy wypuścił jej dłonie, rozruszała delikatnie nadgarstki, wciąż odczuwając na nich jego ucisk. Drgnęła niekontrolowanie pod jego dotykiem, a później samym chwytem, dopiero teraz czując, jak miejscami obolałe jest jej ciało. Kiedy ekstaza z wolna opadała, odsłaniała to, co tak naprawdę było bolesne, ale pod jej dyktaturą wydawało się być tylko żywą przyjemnością.
  Sięgnęła dłonią do jego głowy, układając ją tuż za jego uchem, które trąciła krótko palcem. Prychnęła krótko, w reakcji na jego wyraźne ukontentowanie. Na ten głupkowaty, dumny półuśmiech.
  — Jeśli tylko o to chodziło — zaczęła, gładząc kciukiem linię włosów za jego uchem — to wystarczyło rozwiesić ulotki. Albo przejść się po sąsiadach. Chyba, że chodziło o to, aby to sąsiadki zaczęły zaczepiać ciebie.
  Mogła z tego drwić, a nawet tak brzmiała. Ale to, przy jej niskiej samoocenie, mogło faktycznie stanowić problem i powód do zazdrości. Nie była tak twarda i przekonana o sobie, jak jej protoplastka. Jej głęboko zakorzenione poczucie niskiej wartości napytałoby w takich warunkach biedy. Bardzo możliwe, że napyta jej także w innych momentach.
  — Możesz mnie już wypuścić. — Spod swojego ciała. — Raczej nie wyglądasz na takiego, który marzy o tym, żeby się przytulać po seksie. — Nie wyglądał też na takiego, który lubił być głaskany, aby spokojnie zasnąć, ale gdyby miała postawić granicę jego czułości, to właśnie tam.
Wolała się ubrać, a najlepiej wcześniej jeszcze przepłukać pod prysznicem, ze wszelkich śladów jego obecności, które nosiła na swoim ciele, a także w nim.
  — Całować też mnie nie musisz — westchnęła, z delikatnym, zaczepnym uśmiechem. — Bo jeszcze znowu nabiorę na ciebie ochoty i faktycznie padniesz na zawał.
  Była, co prawda, ratownikiem medycznym, więc pewnie wiedziałaby co robić, ale niekoniecznie chciałaby wpaść na zespół medyczny, z którym by się znała, a któremu musiałaby później tłumaczyć, dlaczego w jej domu był nagi facet z zawałem serca. Bo wśród znajomych byłaby ostatnią osobą, którą o takie zajście by podejrzewano, a przez to plotka rozeszłaby się intensywnie w medycznym środowisku. I możliwe, że i po mediach społecznościowych, bo co najmniej dwie osoby miały swoje profile powiązane z historiami z pracy. Bez nazwisk, ale starczyła jej samoświadomość.

Damon Tae
29 y/o
Welkom in Canada
190 cm
były agent czarnego wywiadu Korei Północnej
Awatar użytkownika
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Błogie uczucie spełnienia na moment całkowicie zatrzymało wszystko dookoła. Musiał jednak przyznać, że ten orgazm był silniejszy niż jakikolwiek wcześniejszy. Teraz nie wiedział czy to chodziło o to jak bardzo brała udział w tym szaleńczym akcie - jak odpowiadała, chciała jeszcze, więcej i mocniej, przez co nakręcał się jeszcze bardziej, czy o… po prostu o nią. Nie tylko o jej działania, ale też osobę. Fakt, że była po prostu sobą.
Prychnął pod nosem na jej słowa.
Lubię twoje nazwisko. Dobrze brzmi. — Zwłaszcza gdy wypowiadał je tym z charakterystycznym warkotem, gdy ją rżnął. No ale zawsze mógł sobie znaleźć inne słowo, którego się chwyci. Senna było zbyt codzienne, zwyczajne. Nazwisko było twardsze. Lepiej siedziało na języku.
Do „kochanie”, „skarbie” czy „misiaczku” było mu daleko. Im było daleko.
Oparł się mocniej na jednym przedramieniu, lustrując ją swoim ciemnym spojrzeniem. Takim, które już zelżało, ale dalej miało w sobie to coś. Ten dziwny, zwierzęcy ognik, który zdradzał, że podoba mu się to co widzi. A naprawdę go pociągała, nawet teraz, jak był po wszystkim. Jak już dosięgnął szczytu i podniecenie z niego ulatywało. Zwykle wychodził, bo już druga osoba przestała go pociągać fizycznie, ale tutaj? Ona wciąż miło drażniła jego zmysły.
Na jej słowa, jego ledwo widoczny uśmiech zniknął, a spojrzenie stężało.
W dupie mam sąsiadki — powiedział twardo, a w jego tonie można było usłyszeć, że nie żartował. I nie to było jego intencją. Nie zwracał uwagi na inne kobiety, ale to było w jego przypadku… normalne. Nigdy wcześniej nie zainteresował się żadną na tyle, aby chcieć czegoś więcej niż seksu. Nawet rozmowa go nie interesowała, bo druga strona rzadko kiedy miała coś interesującego do powiedzenia. Dlatego Senna była jego własnym złotym Graalem.
Pochylił się do jej ucha, przesuwając powoli dłonią po jej udzie.
Poza tym, myślę, że ten przekaz był o wiele lepszy niż ulotka — wymruczał. Może nie wszyscy słyszeli, ale na pewno już spora ilość osób na korytarzach w bloku widziała ich razem. Damon nie ma zbyt przystępnej miny, więc nikt nie podchodzi, ale Sennę znają dłużej. I na pewno domyślili się, że jej kolega z którym mieszka do ktoś więcej niż współlokator.
A po dzisiaj to miał nadzieję, że każdy męski sąsiad, będzie ją omijać szerokim łukiem.
Odsunął od niej mordę i przenosząc ciężar ciała na jedną rękę, przeczesał potargane, czarne włosy. Walnął się zaraz na plecy obok niej, podnosząc się na przedramionach, aby na nią spojrzeć. Nie skomentował jej słów, bo… nie był typem co w ogóle się przytula. Nie mówił miłych, czułych słówek, nie miał tych odruchów troski, które miała każda normalna osoba.
Ale przynajmniej ona to wiedziała. I ich nie oczekiwała.
Już miał się zbierać, aby się jakoś ogarnąć, ale wtedy zagrała interesującą kartą.
Skoro tak przedstawiasz sprawę… — rzucił, aby zaraz podnieść się i schwycić ją za podbródek, na który wcisnął mocny pocałunek, zupełnie jakby wcale nie całował jej ledwie kilka minut temu. — Mnie nie zajedziesz, Senna. — Bo nie chciała, aby zwracał się do niej po nazwisku. Patrzcie go, jaki miły z niego człowiek był czasami. Dostosowywał się do sugestii. — Chyba, że wolisz Valkyrae? — spytał, odsuwając się tylko na kilka centymetrów, aby na nią spojrzeć z tą swoją wymownie podniesioną brwią.
Znał jej imię, ale wolał pseudonim. Podobnie jak w jego przypadku, gdzie imię kojarzyło się głównie z przeszłością, życiem prywatnym, względnie rodzinnym jakie miał na Północy. Damon o wiele lepiej do niego pasowało i to na nie reagował. Było wszystkim, co sobą reprezentował.
Odsunął się od jej warg i wstał z łóżka.
Chodź, na pewno potrzebujesz pomocy pod prysznicem — powiedział, wymownie zerkając w jej stronę. Może na bezczela się wprosił do kąpieli, ale skoro powiedziała, że mogłaby znowu nabrać ochoty, to kim on był, aby nie zobaczyć ile w tym racji? — Chyba, że już z dojściem tam mam ci pomóc. — Bo przecież obiecał jej, że będzie miała problemy z chodzeniem.


Valkyrae Callahan
29 y/o
Welkom in Canada
159 cm
były ratownik medyczny, były pilot US Navy
Awatar użytkownika
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  — Ciągnie też za sobą wojskowy smród — odparła, nieco chłodniej, niż planowała. Można było powiedzieć, że przecież tak samo jak pseudonim, ale pseudonim dostała później – zapracowała na niego i był ściśle powiązany ze środowiskiem lotnictwa. Był wygodnym skrótem i określeniem charakteru jako pilota. Nie padał z ust dowództwa. Dla nich była albo Callahan, zamiennie ze stopniem z korpusu. Sierżant Callahan. I to na zbyt długo.
  Nie oczekiwała, że zrozumie. Nie, jeśli nie powiedziała mu wprost, że adresowanie jej po nazwisku w trakcie aktu było niebezpiecznym balansowaniem na granicy jej przeszłości. Albo dokładniej: że przełożony też się do niej tak zwracał. Poza tym, szybciej dostałaby analitycznym „robił to, bo to twoje nazwisko” niż empatycznym „rozumiem, co chcesz powiedzieć”. A już o tym, że kiedykolwiek usłyszałaby od niego „przepraszam” za cokolwiek, to już dawno wiedziała.
  Też miała nie mieć z tym problemu, skoro wszystko w jej życiu było surowe. Od własnego ojca też nigdy nie uświadczyła podobnych gestów czy czułości. Kiedyś ich szukała i długo próbowała na nie zapracować, ale w końcu dorosła.
  Ale daddy issues jej zostało.
  A przez to autodestrukcyjnie ciągnęło ją do tej chłodnej i cichej obecności (i nieobecności). Bo znała je dobrze, a przez to pachniały bezpieczeństwem i statycznością.
  Nie odpowiedziała nic w temacie sąsiadek, ale wewnętrznie odetchnęła. Odzyskała też humor. Było to ważne zapewnienie, choć proste w swej konstrukcji. Wiedziała też, że nigdy nie podjęłaby walki o niego, aby go zatrzymać. Nie dlatego, że jej nie zależało. Dlatego, że była święcie przekonana i nauczona przez życie, że jeśli ktoś będzie chciał odejść to i tak odejdzie, nieważne jakby się przy tym nie starała. Miała w życiu zbyt wiele żywych przykładów tego, dlatego wciąż była zdania, że każdy, nawet Damon, w końcu odejdzie.
Jakaś seksowna sąsiadka mogłaby w tym pomóc, ale najwyraźniej nie dopuszczał takiej możliwości.
Uśmiechnęła się samym kącikiem ust na jego słowa, którymi owiał jej ucho.
  — Nie pomyślałabym, że lubisz się popisywać — skwitowała go. Czym innym, niż popisem, miałaby nazwać jego twierdzenie, że sterroryzowanie całego piętra, jak nie paru, jej głosem, było takim dobrym pomysłem? Ulotka mu nie pasowała, bo nie była tak efektywna. A byłaby równie efektowna, a może nawet bardziej. Bo ich występ mógł równie odstraszyć, co zachęcić swoim brzmieniem.
  Drgnęła, chcąc się podnieść, a najpierw sprawdzić stan bolesności własnego ciała, gdy w końcu jej na to pozwolił, ale rzuciła też mimochodem głupim tekstem, który najwyraźniej go zainteresował. Nim się obejrzała, miała jego wargi na swoich. I nim pomyślała – odpowiadała na ów gest.
  — Nie tak dawno temu inaczej śpiewałeś — wytknęła mu, nie odnosząc się, choć zauważając zmianę w zwrocie. W codzienności jednak nie musztrował jej nazwiskiem. Myślami dotknęła tego wspomnienia, w którym on twierdził coś zupełnie innego. Że, w istocie, ona go wykończy. Nie była pewna wtedy, czy to w ogóle możliwe, więc stwierdziła, że na pewno spróbuje.
  Senna brzmiało dobrze. Tym, co wypracowała. Ale też tym, co zostawiła za sobą, choć nie chciała, bo bardzo kochała. Ale było też codziennością, bo tak się przedstawiała. Rae brzmiało równie dobrze. Domowo. Brzmiało historią, która zaczęła już zacierać się kurzem, bo dawno nie padło z niczyich ust.
  Ale wybór i tak należał do niego. Może będzie miał wenę i stworzy coś swojego. Jak zachłanna suka.
  — Albo mnie okłamałeś, albo teraz po prostu cwaniakujesz. — Wbiła mu niewielką szpilę w ramach puenty do spostrzeżenia, którym się podzieliła chwilę temu.
  Podniosła się na łokciach, wewnętrznie tłamsząc grymas boleści, który pchał się na jej usta. Mądry Kanadyjczyk po szkodzie, chociaż po prawdzie – pewnie niewiele by zmieniła w tym, co było. Głównie przez to, że tylko to, co było znała. I tego było nauczona, choć tutaj najważniejszym czynnikiem była jej własna zgoda.
  Spojrzała na niego, gdy przysiadła na krawędzi łóżka.
  — Z dochodzeniem sobie poradzę, już mi w tym dostatecznie pomogłeś. — Tak parę razy. Jakieś pięć, jeśli dobrze liczyła. Tak czy siak była przecież silną i niezależną kobietą, w dodatku po wojsku, musiała sobie dać radę.
29 y/o
Welkom in Canada
190 cm
były agent czarnego wywiadu Korei Północnej
Awatar użytkownika
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Wojskowy smród — powtórzył, tym samym tonem co ona. Może nie był geniuszem, gdy chodziło o domyślanie się. Nie był emocjonalnie zaawansowanym człowiekiem, aby się domyślać, ale umiał łączyć kropki. Wiedział co ją spotkało w wojsku i wiedział jak bardzo cierpiała przez tamten okres. Przez to chciał zabić każdą osobę, która o tym wiedziała, a nic nie zrobiła i która przyłożyła do tego chociażby palec. Nie musiał o tym głośno mówić, aby stało się to jego kolejnym celem na liście do odhaczenia.
Zrozumiał przekaz. Nie tyle co była to prośba, ale zrozumiała dla niego wiadomość.
Zwykle nie miał w sobie człowieczych odruchów. Nie rozumiał prostych rzeczy, które opierały się na zrozumieniu czy empatii. Działał trochę jak świetnie zaprogramowana maszyna do zadań specjalnych. Miał działać, to to robił. Nie musiał do tego rozumieć uczuć innych ludzi, aby być skutecznym. Senna jednak budziła w nim pewne ludzkie odruchy. Mniejsze lub większe, ale zawsze jakieś. Zwracał na nią większą uwagę niż na innych ludzi. W ogóle zwracał na nią uwagę, co było… zaskakujące biorąc pod uwagę to kim był. I jaki był.
Mogli więc powiedzieć, że byli siebie warci. Wątpliwe, że ktokolwiek inny by z nim wytrzymał.
Sąsiadki więc były też raczej kiepską możliwością. Powinna już wiedzieć, że nie zwracał uwagi na kobietę nawet jak pół naga przejdzie koło niego. Zwłaszcza jak był na czymś zafiksowany, a on już od jakiegoś czasu był zafiksowany właśnie na jej drobnej, zadziornej osobie. Był tym facetem, który złamałby natarczywej lasce rękę, gdyby go wystarczająco zirytowała.
Nie był miłym kolegą z klubu, tylko jebaną bronią.
To nie popisywanie się. To oznaczanie terenu — mruknął w pełni stanowczo. Był zaborczą osobą, gdy chodziło o ludzi, którym udało się zbliżyć do jego murów. A Senna była jedynym człowiekiem jaki podszedł tak blisko i mimo sparzenia, dalej brnęła w te cholerne płomienie, które ją mogły pochłonąć. Dlatego ją chronił. Dlatego uważał ją za „swoją”. I dlatego był w stanie spalić dla niej świat, aby tylko dorwać ludzi, którzy ją skrzywdzili.
Wcześniej taksówkarzowi darował życie. Teraz nie miałby tyle szczęścia.
Prychnął pod nosem na jej wytknięcie. Wykończysz mnie. Pamiętał te słowa, a jednak dalej żył, oddychał i świetnie się czuł po tym, jak się zrewanżował. Wielokrotnie.
Bo lubię jak próbujesz — powiedział. Zapewne ilekroć będzie próbowała faktycznie go zajechać, to on jej pokaże, że jest raczej twardym sukinsynem. Niemniej na klatę przyjmie jej wszystkie zamachy na jego osobę i każdy wytrzyma.
Nie odpowiedział na jej dalsze słowa. Wypuścił mocniej powietrze nosem, pozwalając jej to zinterpretować na własny sposób. Mógł ją okłamać. Mógł cwaniakować. A może też coś innego.
Przejechał palcami po włosach, aby je nieco zmierzwić i zerknął na jej drobną, nagą osobę. Na wszystkie ślady, które nosiła na ciele. Te zaczerwienione oznaczenia, które pozostawiły jego palce, gdy mocno zaciskały się na jej skórze. Sam też nosił ślady. Ślady po jej paznokciach, które rozorały jego naskórek, powodując teraz zaschnięte krwią szlaki biegnące po jego ramionach, torsie czy plecach.
Mogę znowu ci pomóc jeśli chcesz — odpowiedział w pełni poważnie, przekrzywiając głowę w bok, gdy przez cały czas mierzył ją ukontentowanym spojrzeniem. Mordę miał niewzruszoną, ale jego wzrok mówił wszystko, co powinien.
Zerknął na nią krótko czy może normalnie iść, a gdy poradziła sobie sama, jako silna i niezależna kobieta, puścił ją drzwiami przodem. Poszedł za nią do łazienki i nawet drzwi do prysznica jej otworzył, bo taki z niego jebany gentleman. Odkręcił wodę i pozwolił jej spływać po ich spoconych od wysiłku ciałach.
Przejechał dłońmi po jej ciele, wychylając się, aby sięgnąć po gąbkę i płyn do kąpieli. Przejechał namydlonym przedmiotem po jej płaskim brzuchu, przez pierś, drugą dłoń kładąc na jej karku, po którym przesunął kciukiem.
Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy?

Valkyrae Callahan
29 y/o
Welkom in Canada
159 cm
były ratownik medyczny, były pilot US Navy
Awatar użytkownika
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Komunikacja ponoć była ważna w relacji, aby było przejrzyście i dobrze. Szkoda tylko, że tak samo on, jak i ona, mieli raczej problemy z komunikowaniem wprost swoich potrzeb. Tak jak i ona w momencie, w którym wolała przekazać mu, że Callahan było słabym wyborem przez wzgląd na jej przeszłość.
  Ale on zdawał się zrozumieć. A przynajmniej wziąć po prostu poprawkę na jej uwagę.
   To nie popisywanie się. To oznaczanie terenu.
  Lepiej już w ten sposób, niż gdyby miał zrobić to jak typowy pies, którym de facto, metaforycznie, był. Niemniej z jednej strony zawłaszczanie jej się podobało, z drugiej było problematyczne. Nie chodziło nawet o to, że obawiała się spojrzeń sąsiadów – i tak przecież z nimi nie rozmawiała, nie licząc Nadira, który swego czasu opiekował się Texem. Jeśli już, to mogło chodzić o samą formę. Nie lepiej by było, gdyby dał jej T jak Troy, czy to jednak było zbyt mało dosadne jak na jego standardy?
  Przewróciła, w teatralnym geście, oczami słysząc jego słowa. Zawsze miał odpowiedź na wszystko. Ale przecież sama przyznała, że zamierza spróbować go wykończyć, więc nawet nie mogła mieć mu za złe, że ten pomysł pochwalił w taki sposób.
  Zasadniczo to całe przedsięwzięcie z kąpielą planowała zrobić w samotności, ale nim się obejrzała, miała już swoje towarzystwo. I tutaj znów błąd komunikacyjny, chociaż taki, o który nawet nie mogła być zła.
  — Od kiedy ty się stałeś taki pomocny? — zerknęła na niego z ukosa. — Geniusz, filantrop, co jeszcze? Którą część osobowości jeszcze przede mną ukrywasz? — spytała. Bo o tym, że ukrywał przed nią… w zasadzie całą swoją przeszłość to już wiedziała. Ale dalej trzymała się sztywno postanowienia, że nie będzie go naciskała. Parę razy próbowała, bardzo subtelnie, ale to nie przyniosło żadnego skutku, więc wróciła do znanej i sprawdzonej metody z nim. Takiej, w której daje mu przestrzeń na jego własną decyzję, by się zbliżyć.
  Nawet jeśli dalej czuła w ich układzie rażącą niesprawiedliwość w tym wszystkim. Z jednej strony – przeszłość nie miała nic zmienić w niej, jeśli chodziło o niego. Ale z drugiej strony to przecież miała prawo wiedzieć. Miała prawo poczuć, że jej ufał. A zamiast tego wymawiał sią ciągle tym samym. Im mniej wie, tym lepiej śpi.
  Przeszła do łazienki, czując bolesność w swoim ciele. Ponaciągał ją i porozciągał fizycznie i dopiero teraz słyszała łkanie jej własnego ciała. Prysznic i na to wydawał się być rozwiązaniem. Nie zakładała jednak, że będzie miała towarzystwo
  Spotkanie z ciepłym strumieniem było kojące. Ale oprócz stopniowego rozluźniania mięśni przyniosło również jasność umysłu, a za nim coś jeszcze. Nie była to kwestia żałowania, a pewnego podskórnego odczucia, szorstkiego i nieprzyjemnego, które zagnieździło się w niej i nawet nie wiedziała kiedy.
  Drgnęła, gdy sięgnął do niej gąbką, przez cały ten czas wpatrzona w żaden z punktów przed sobą, a tak naprawdę zamyślona. Wyrwana z tej stagnacji podniosła wzrok na niego, czując jego dotyk na swoim karku i słysząc jego słowa pomiędzy szumem wody.
  — Nie, nie potrzebuję, żebyś się do mnie podwalał, smyrając przy tym gąbką — odpowiedziała z podszyciem żartu, choć już bez uśmiechu.
  A w zasadzie nie była pewna, czego w tym momencie tak naprawdę potrzebowała. Być może świętego spokoju, a może jego obecności. Chociaż, tak na dobrą sprawę, jedno drugiego wcale nie wykluczało.
  Oparła dłonie na jego ramionach, zaraz jedną z nich powoli zsuwając po świeżym śladzie po jej paznokciach, który tyczył ścieżkę od jego obojczyka, przez klatkę piersiową, brzuch i zatrzymywał się w granicy pasa. Nie pokonała szlaku w całości, zatrzymując się w jego połowie i zbaczając z niego, przy przenieść palce na jedną z innych blizn, wyglądającą na dość starą, ale całkiem sporą.
  Zadarła głowę, by spojrzeć na jego gębę.
  — Skąd ją masz? — spytała, z czystej ciekawości, licząc się z tym, że odpowiedzi może nie dostać. Albo dostać, ale niekoniecznie szczerą, albo całkiem zbywającą.

Damon Tae
29 y/o
Welkom in Canada
190 cm
były agent czarnego wywiadu Korei Północnej
Awatar użytkownika
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Damon był prostym człowiekiem w obsłudze. W miarę. Wystarczały mu zwykłe, krótkie komunikaty, aby jakoś funkcjonował lub rozumiał czego się od niego oczekuje. Nie obrażał się, uważał to za stratę czasu. Zwłaszcza, że nie był na tyle wrażliwy, aby ruszała go ewentualnie jakaś odmowa. Nie mówiąc o tym, że uważał Sennę za inteligentnego człowieka. Może miała problemy z komunikacją, ale na pewno mniejsze niż on.
A zrozumiałby, jakby mu powiedziała, że idzie się kąpać sama.
Odkryjesz je wszystkie w trakcie — odpowiedział krótko.
Nie był skomplikowanym człowiekiem, ale na pewno bardzo skrytym. Dorastał w przeświadczeniu, że każda informacja jest na wagę złota, a im ktoś mniej o tobie wie, tym lepiej. I tak miało być też tym razem, nawet jeśli już dawno był poza granicami Północy, a jego życie się… nieco zmieniło. Nie mówiąc o tym, że Senna mu towarzyszyła już długo, a też była świadkiem kilku rzeczy, których nie powinna była widzieć. A mimo to - wciąż tu była.
Może dopuszczenie jej do siebie nie było takim niebezpieczeństwem?
Ostrożność była w nim jednak mocno zakorzeniona. Potrzebował czasu, aby faktycznie komuś zaufać, aby komuś powierzyć jakieś informacje o sobie samym. To był najwyższy przejaw jego zaufania, a też wiedział, że nie może być z nią we wszystkim absolutnie szczery. Taki już był, a zmiana jego natury nie wchodziła w grę.
Ale się starał. A to, że dalej przy niej był, było namacalnym dowodem.
Prychnął pod nosem w rozbawieniu, chociaż nie można było stwierdzić po jego minie, że cokolwiek kiedykolwiek go bawi.
Mogę się podwalać też bez gąbki — skwitował, odkładając przedmiot na bok, na specjalną półkę w prysznicu.
Obserwował ją. Zawsze. Nawet jeśli wydawało się, że tego nie robi, to on zawsze widział co robi, jak się zachowuje. Każdą najmniejszą zmianę w jej postawie, tembrze głosu. Tak samo teraz. Lustrował pod strumieniem wody, jak kładzie drobne dłonie na jego klatce piersiowej i bada struktury na jego skórze. Nie drgnął. Po prostu oglądał, jak przenosi palce na jedną z wyraźnych blizn, których miał na sobie spokojnie ponad sto.
Skąd ją masz?
Z tortur — odpowiedział krótko, ale zgodnie z prawdą. Nawet głos mu przy tym nie drgnął. — Jak się zapewne domyślasz, Włochy to nie moje pierwsze rodeo. — Widać to było po jego naznaczonym srebrnymi liniami ciele. Jedne ze skaz były mniejsze, inne większe. Głębsze, grubsze, starsze i nowsze. Im dłużej się człowiek przyglądał, tym bardziej miał wrażenie, że ciężko było o zwyczajny kawałek nienaruszonej skóry.
Nie tylko na torsie, ale też na plecach. Część była na ramionach, kilka znajdowało się na przedramionach, a ledwie kilka można było znaleźć na jego nogach. Krótki, niewielki ślad miał nad jedną z brwi, a jeszcze kolejny w okolicach szyi.
I każda z blizn nosiła za sobą historię. Taką, jaką doskonale pamiętał.
Trzy — powiedział nagle, wciąż nie spuszczając z niej swojego twardego spojrzenia. — Wybierz trzy blizny o które zapytasz, a ja będę z tobą szczery. — To był jego gest. Wydawałoby się, że niewielki, ale duży gdy chodziło o niego. Bo zamierzał się z nią podzielić chociaż częścią jego własnej historii. Tej prawdziwej, niezachwianej i niezmąconej kłamstwem.
Wiedział, że nie uważała go za cywila. To kłamstwo się już przedawniło. A jednak nigdy nie pytała i nie drążyła. To miał być więc jego mały krok. Oznaka zaufania. W końcu na nią zasługiwała, nawet jeśli w małym stopniu.
Chcesz usłyszeć o tej? — spytał beznamiętnie, zerkając na jej palec, który wciąż znajdował się na grubej, ale starej bliźnie, która przecinała jego skórę.

Valkyrae Callahan
29 y/o
Welkom in Canada
159 cm
były ratownik medyczny, były pilot US Navy
Awatar użytkownika
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Nigdy nie stała pod prysznicem dłużej, niż to konieczne. Zawsze to był prędki, zimny prysznic. Ale teraz odczuwała zbawienny wpływ delikatnej strumienia, uderzającego w jej zmęczone mięśnie i spływającego po całym jej ciele, niosąc błogie uczucie zrelaksowania. Zupełnie nowe odkrycie.
  Uniosła delikatnie brew, słysząc jego odpowiedź.
  — Możesz — odpowiedziała, ni to sucho, ni figlarnie. Szybciej z nutą tajemniczości, która miałaby tylko poruszyć jego umysł, aby zastanowił się, co się stanie, jeśli faktycznie spróbuje. Chociaż wynik wydawał się być banalny i do przewidzenia. Skoro uległa mu raz, to powinna to zrobić każdy kolejny. Ale z drugiej strony – w niej nie było to takie pewne, bo wciąż nosiła w sobie historię, która jak raz mogła odezwać się żywiej. Nawet jeśli po fakcie.
  Tak jak teraz.
  Zapytała ze zwykłej ciekawości, ale też czegoś jeszcze. Niepohamowanej chęci sprawdzenia, czy cokolwiek się w nim przesunęło. Ta granica, ściana za którymi trzymał wszystkie swoje sekrety i całą swoją historię.
  — Niemożliwe — westchnęła, akcentując to w ten sposób, że po samym głosie zrozumiałe było, że owszem – domyślała się. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zniósłby tak dobrze tego, co robiono mu we włoskiej masarni. I nikt fizycznie niezaprawiony nie podniósłby się po czymś takim tak prędko jak on. O tym, że był kawałem twardego sukinsyna zdołała się już niejednokrotnie przekonać. A wiedziała, że to się z niczego nie brało.
  A jednocześnie płytkość jego odpowiedzi miała ją upewnić, że w zasadzie nic się nie zmieniło. Że trupy w jego szafie wciąż były jego i tylko jego, a on tych drzwi od niej nie zamierzał uchylać, choćby tylko trochę, aby zajrzała.
  Opuściła głowę z powrotem na jego korpus, milcząco godząc się z tym, co usłyszała i ze świadomością, że to miało być wszystko. Już miała zabrać dłoń, przesunąć ją w inne miejsce, kiedy usłyszała jego głos.
  Podniosła spojrzenie na niego.
  — Trzy — powtórzyła, delikatnie podnosząc kącik ust. Nie w prześmiewczym grymasie, choć było w nim też coś z zaczepki. Najbliżej jednak było temu do satysfakcji. Do miny, którą miał ktoś, kto doceniał to, co mu oferowano. — Rozpieszczasz mnie. — Nie naigrywała się z niego. Przyznała to autentycznie tak uważając. Wiedziała, że to było i tak dużo, co jej oferował i nie zamierzała prosić o więcej. Ani próbować się targować. Trzy to trzy. I tak więcej niż dwie czy jedna. I tak więcej niż absolutne zero, które jej oferował przez dłuższy czas.
  Za jego głosem zrzuciła spojrzenie na swoją dłoń i bruzdę pod jej dotykiem. Nie zastanawiała się zbyt długo, choć miała w czym wybierać. Różne kształty, różna rozległość, różny proces gojenia. Jedne starsze, drugie świeższe. Jedne na drugich.
  W odróżnieniu do niego, nie miała aż tak wielu widocznych śladów, ledwie kilka pojedynczych. Najświeższy był raczej na jej dłoni, a jeszcze wcześniejszy w okolicy brzucha, gdzie napastnik wbił jej, ratownikowi medycznemu, nóż.
  Jej skóra nie była aż tak zamalowanym płótnem.
  — Chcę usłyszeć o tej — nie przesunęła palców ze swojego miejsca, potwierdzając że ta pierwsza, którą wybrała była tą, której historię chciała poznać szerzej — o tej — wskazała na jedną z bardziej rozległych, by następnie przesunąć opuszkami po jego skórze, jak gdyby zastanawiając się nad tym, którą wybrać – kiedy ona już wiedziała od początku, którą wskaże. — I o tej. — Zatrzymała się na nie tak starej bliźnie. Na tej, którą wiedziała dlaczego miał, bo sama wydłubywała pocisk i po tym, jak wyciągnęła go z rowu przy drodze. Wiedziała dlaczego ją miał, ale nie wiedziała od czego.
  Wybór ten nie był więc przypadkowy, ani nie był też nieprzemyślany. Za pewnik wzięła jego słowa, że nie będzie kłamał.
  — Wymijające odpowiedzi traktuję tak samo jak kłamstwo. — Wolała to zastrzec, bo chociaż obiecał jej jedno, to tego drugiego niekoniecznie. Domyślała się, że i to brał pod uwagę, ale teraz nie będzie mógł się nawet wyłgać.

Damon Tae
29 y/o
Welkom in Canada
190 cm
były agent czarnego wywiadu Korei Północnej
Awatar użytkownika
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Rozpieszczasz mnie.
Staram się — odpowiedział krótko. I chociaż brzmiało to sucho, to naprawdę próbował na swój sposób dać jej kredyt zaufania, który nie dał nikomu innemu. I chociaż te trzy historie były jedynie kroplą w morzu, to od czegoś zawsze trzeba było zacząć, prawda? Dla niektórych mogło to być za mało, a dla niego to był duży krok. Nie tak efektowny, ale powinien być wystarczający. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Utkwił spojrzenie w jej oczach, gdy obserwowała wszystkie blizny rozsiane po jego ciele. Na nim nie robiły wrażenia. Nie miał na ich punkcie kompleksów. Nie uważał, że wyglądał źle, bo nie ograniczał się do czegoś tak płytkiego jak wygląd. Nie zważał też na zdanie innych. Zdawał sobie sprawę jednak, że każda z nich ciągnęła za sobą odpowiednią historię - mniej lub bardziej efektowną, ale zdecydowana większość była z przetrwanej przez niego walki. Nie nosił śladów po bieganiu po drzewach w dzieciństwie.
Nosił ślady przetrwania.
Wodził wzrokiem za jej palcami, gdy wskazywały dokładnie te blizny, które miały ją najbardziej interesować. Trzy różne historie, trzy oddzielne przeżycia. Czuł jak jej opuszki przesuwają się po jego mokrej skórze. Zapamiętywał jej wybór, a gdy zatrzymała się na ostatniej, kącik ust mu drgnął lekko w zadowoleniu.
Nie odpowiedział na jej upomnienie. Skoro chciała usłyszeć historię, a on obiecał, że będzie szczery, to tej obietnicy zamierzał dotrzymać.
Sięgnął po jej dłoń i wrócił nią do pierwszej rozległej blizny, która zdobiła jego ciało.
Weszliśmy w budynek, który miał być pusty, a okazało się, że czekali na nas od tygodni. — Zwykła misja. Żadne zaskoczenie, że miał przeszkolenie wojskowe. W końcu każdy koreański obywatel, zwłaszcza na Północy, musiał je mieć. — Nie chcieli mnie zabić. Chcieli sprawdzić, ile jestem w stanie wytrzymać, zanim zacznę mówić. — Podobnie było we Włoszech. Nie pierwszy raz próbowano go wtedy złamać, aby sprzedał interesujące informacje. Wielu żołnierzy odpadało, bo nie umieli przetrawić bólu. Mówili wszystko, aby przeżyć, a potem i tak zostali mordowani - jak nie przez wroga, to przez własne państwo, za zdradę. — To od noża. Tylko że nie zwykłego. Takiego z podwójnym ostrzem - jednym ostrym, drugim tępym. Tępym rozdzielali skórę, żeby zobaczyć, czy zmienię odpowiedź — wyjaśnił, a jego głos nie drgnął ani o milimetr. — Nie zmieniłem. — I zapewne Giovanni to wiedział, skoro wybrał go na swojego lojalnego psa. Zdawał sobie sprawę, że go prześwietlił. Nie znał jego kontaktów, ale zważając na to co wiedział, musiał mieć dobre kontakty nawet na chronionej Północy. — Później wcierali w to sól i popiół. Powoli. Po to, żeby rana zostawała otwarta tak długo, jak się da. Z każdym przesłuchaniem wracali do tego samego miejsca. Ta blizna jest tak szeroka dlatego, że uczyli się na mnie cierpliwości. — Opowiadał to jak zwyczajną historię. Jakby sam tego nie przeżył na własnej skórze. I nawet jeśli wciąż czuł piekące uczucie pod skórą, to nie robiło ono na nim wrażenia. Zupełnie jakby trauma nie umiała się go trzymać. — Nie byli zadowoleni, ale mordy nigdy nie otworzyłem. Wytrzymałem, dopóki nie zostałem odbity. — To był pierwszy raz jak został pojmany. Nie miał wtedy jeszcze tyle wytrzymałości, nie był tak zaprawiony w boju, a jednak udało mu się przeżyć i niczego nie zdradzić. Po tamtym incydencie zyskał w oczach dowództwa i został doceniony.
A potem zaczął się wspinać po szczeblach tej pieprzonej hierarchii.
Przesunął jej palce na drugą, wskazaną przez nią bliznę.
Ta była najbliżej śmierci, jaka mi się przydarzyła — Przynajmniej zanim przestał być żołnierzem Północy. — Miałem wtedy dwadzieścia jeden lat. Wysłali mnie do obozu, który oficjalnie nie istniał. Złapaliśmy mężczyznę, którego chcieli przesłuchać. Myśleli, że handluje informacjami na Południe. Byłem najbliżej, kiedy puściły mu nerwy. W rękawie miał schowaną, zrobioną z drutu broń. Miał ją wbity w skórę tak długo, że zarosła powłoką naskórka, dlatego jej nie wykryto — wyjaśnił, znowu jakby opowiadał o pogodzie. Cofnął się pamięcią do tamtych chwil i westchnął ciężej. — Rzucił mi się do gardła. Odcięliśmy go od razu, ale zanim zdążyli go obezwładnić, przejechał mi tym drutem przez klatkę. Raz, a potem kolejny. Trzymał go obiema rękami i ciągnął, jakby chciał rozszarpać mnie na pół. — I zapewne tak było sądząc po szale w oczach mężczyzny. Widział w nich, że albo się uwolni, albo zginie próbując. Damon przesunął jej palcami po miejscu, gdzie blizna była najbardziej nierówna. — Nie mogli go odciągnąć, dopóki dwóch innych go nie złamało. I to nie złamało dosłownie — dodał, podnosząc na nią spojrzenie. — Kręgosłup i kark. — Bo bydlak był tak zawzięty, że najwyraźniej sam kręgosłup nie wystarczył. — Zszywali mnie po tym godzinę, dlatego to tak wygląda. — Chociaż ona, jako kobieta związana przez jakiś czas z medycyną, musiała zdawać sobie sprawę jak brzydko musiało to wyglądać, zanim w pełni zarosło i się zagoiło. Blizna się częściowo rozeszła, ale to głównie dlatego, że Damon nie umiał przestrzegać zaleceń lekarza. Ale tego też była świadoma.
A ta… — Przesunął jej palce na ostatni ze śladów, który wskazała. — Wiesz skąd jest. To była kara za przekroczenie granicy bez zgody Dyktatora. Nie dostałem pozwolenia, aby opuścić Północ jak wiesz, więc musiałem się wymknąć. A tam strzela się do każdego, kto próbuje uciec — powiedział, ale widział po niej, że jej to nie wystarcza. Głównie dlatego, że znała tą historię, bo była jej częścią. Przynajmniej po przekroczeniu granicy. — Zwłaszcza do cennych agentów czarnego wywiadu, którzy mogą stworzyć zagrożenie, gdy przestanie się mieć nad nimi władzę — dodał, a przez cały ten czas lustrował ją spojrzeniem, chcąc wyłapać jej reakcję na to, co właśnie jej zdradził. To był ogromny gest zaufania wykonany w jej kierunku. Nie zdradzał takich informacji, a jednak tej jeden raz się ugiął, zdradzając oficjalnie kim był.
To by wyjaśniało nie tylko jego blizny, ale też całe przetrenowanie.
To by wyjaśniało wszystko.

Valkyrae Callahan
29 y/o
Welkom in Canada
159 cm
były ratownik medyczny, były pilot US Navy
Awatar użytkownika
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  O Damonie bardzo szybko nauczyła się jednej rzeczy – miał swój rytm i swoją przestrzeń, której nie dawało się wziąć szturmem. Dlatego nigdy nie próbowała. Zawsze po prostu pozwalała sobie na to, aby być w pobliżu, jak najmniej inwazyjnie. Z początku – ze zwykłej troski o niego; aby nie spłoszył się – mówiąc brzydko i nie w jego języku – i pozwolił się zaleczyć. Początkowo to był jej priorytet. Później – cóż – zaczynało chodzić o to, że po prostu nie przeszkadzało jej, kiedy był obok; jeszcze potem, że polubiła to, że był przy niej. Nie chodziło o byle obecność, ale ta jego była tak wygodna i tak miękko na nią opadała, że po prostu ją polubiła.
  Nigdy go o nic nie naciskała. Raz. W zasadzie raz. Kiedy go znalazła i zabrała do siebie do domu, ale to była zwykła ostrożność – dowiedzieć się, z kim miała do czynienia. Albo raczej: jak się nazywał. Ze świadomością, że nie musiała to być wcale prawda.
  Trzy to było dużo w jego języku, jeśli chodziło o ten temat. Samodzielnie zaproponowane trzy to jeszcze więcej.
  Choć miała dostać losowe fragmenty jego historii, to miało ogromne znaczenie dla niej. To było jak ściąganie pancerza. Płyta po płycie, stając się powoli coraz bardziej odsłoniętym, a przez to – coraz bardziej wrażliwym.
  Przesunęła się na pierwszą z wybranych na jego ciele bruzd, kiedy sam poprowadził ją tam gestem. Wsłuchiwała się w jego głos, dobywający się spomiędzy szumu wody i próbowała zwizualizować wszystko to, co jej mówił. Całą tą sytuację, jak i cały ból, który musiał temu towarzyszyć. Skrzywiła się niekontrolowanie na samo wspomnienie wcierania w rany soli i popiołu. Było to bolesne już na samym etapie słuchania o tym, co dopiero być wtedy w tej samej skórze, którą krojono.
  Poczuła gulę w gardle, która pojawiła się tam absolutnie nieproszona, a wskutek zasłyszanych słów. Wcale nie lepiej czuła się w momencie, gdy znalazła go we Włoszech.
  Ale nie powiedziała nic i to nie dlatego, że przez zaciśnięte gardło nie mogła. Przez fakt, że to nie wymagało komentarza, bo co miała powiedzieć? Mój ty biedny? Zresztą, sam znacząco przeniósł i swoje myśli i jej palce na kolejną z blizn, którą wcześniej wskazała.
Znów spróbowała wraz z nim, przez jego słowa, dotknąć tego momentu, który doprowadził do powstania bruzdy.
  Świadomie wybierała takie, które w niczym nie mogły przypominać zwykłego zacięcia przy goleniu czy krojeniu warzyw. Świadomie więc wybierała historie, które miały być cięższe. I ta kolejna wydawała się nieść jeszcze większy ciężar niż poprzednia. Czuła jak na jej karku wita dreszcz, który nie zostawiał miłego echa na skórze. Wszystko to brzmiało jak fabuła ciężkiego filmu, a takie przecież lubiła oglądać. Ciężkie, wojskowe, brutalne. Tyle że wtedy wiadomym było, że to fikcja. Że blizny na ciałach bohaterów to również fikcja.
  Jego były prawdziwe, tak samo jak jego przeżycia.
  Zmarszczyła tylko czoło, z konsternacją wpatrując się w jego ślad. Rozchyliła usta, jak gdyby chciała się odezwać, ale po chwili je zamknęła, nie znajdując niczego, co mogłaby powiedzieć. A może po prostu było tego zbyt wiele na raz? Mając pewną wiedzę medyczną, choć nie tak specjalistyczną, mogła sobie tylko wyobrażać, jak źle to wyglądało. I jak bardzo bolało.
  Podniosła spojrzenie na niego, kiedy przyszedł czas na ostatnią z blizn. Znajomą ranę, której proces gojenia mogła obserwować samodzielnie. W pierwszej części nie powiedział jej niczego, co byłoby dla niej nowe. Drugiej się nie spodziewała. Już miała spróbować coś powiedzieć, kiedy Damon zrzucił na nią bombę informacyjną.
  Prawdę o wiele cięższą, niż dwie poprzednie.
  Wiedziała, że był kimś więcej niż cywilem. Jego przeszkolenie bojowe było na poziomie komandosa w dodatku wysokiego stopniem. Jego zdolność operowania w trudnych warunkach godna podziwu, a jego umysł zbyt lotny, aby był zwyczajnym mieszkańcem.
Taka informacja mogła pozwolić w tym wszystkim snuć wiele nowych scenariuszy. Jak choćby ten, czy jego przejście przez granicę aby na pewno było nielegalne, a może tylko wiarygodną ustawką? Z drugiej strony – czy mówiłby jej o tym, że pracuje dla wywiadu, gdyby była tylko elementem, który mu wszystko ułatwiał?
  Chcąc nie chcąc – miała mętlik w głowie. A to dlatego, że miała mnóstwo pytań, które chciałaby mu zadać, a których nie wypowiedziała. Znów – świadoma tej granicy i nie próbująca nawet jej przekroczyć. Na pewno nie teraz, kiedy już i tak wiele odsłonił.
  Ale trudno było jej to tak po prostu zamknąć. Teraz. Bez odpowiedzi.
  — Dobrze słyszeć, że jesteś niezniszczalny — zaczęła, w spokoju wytrzymując jego spojrzenie. Jedyne, co przez cały czas było tak bardzo czytelne na jej twarzy, to zagubienie. Nie wątpliwość, a potrzeba informacji. — Dłużej będę cię miała. — O ile nic innego nie pokrzyżuje tego planu. Biorąc pod uwagę skłonności samobójcze Damona, to że był kawałem twardego skurwysyna, to było coś całkiem pomocnego. — I dziękuję — dodała, wsuwając dłoń na jego kark. — Że mi zaufałeś. — Na tyle, na ile mógł.
  Ześlizgnęła dłoń z jego karku i sięgnęła do jego czoła, zgarniając z niego przyklapnięte, mokre włosy.
  — Czy to znaczy, że jak znowu ci się oddam, to dostane trzy kolejne historie? — zagaiła, ale z wyraźnie żartobliwym podszyciem. Raz jeszcze świadomie rozpuszczając atmosferę, aby nie wyciągać i nie oczekiwać od niego zbyt wiele.

Damon Tae
29 y/o
Welkom in Canada
190 cm
były agent czarnego wywiadu Korei Północnej
Awatar użytkownika
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Z jednej strony nie było dla niego łatwo się otworzyć. Z każdym słowem i wydarzeniem jakie jej zdradzał, miał wrażenie, że się odkrywa. Nie lubił zdradzać o sobie faktów, nie lubił mówić nawet tak przyziemnych rzeczy jak to, jak się nazywa czy kiedy się urodził. To były dane, które już dawały pewną przewagę. Wolał mieć wszystko pod kontrolą. Nie miał takiej manii na tej punkcie jak jego aktualny szef, niemniej wolał trzymać rękę na pulsie.
A jednak zrobił wyjątek. Dla niej.
Była pierwszą osobą w jego życiu, której postanowił zdradzić jakieś szczegóły na temat siebie samego. Nigdy nie pytała, nigdy nie naciskała i wydawała się nie chcieć dążyć do tego kim był, nawet jeśli dopuściła go do siebie na tyle blisko, aby iść z nim do łóżka. I mogło się wydawać, że to nic wielkiego, ale był świadom jak sporym przełomem musiało to dla niej być.
Dlatego też postanowił się odwdzięczyć. I również obdarzyć ją zaufaniem.
Nawet jeśli tylko w takiej okrojonem formie.
Chociaż historie mogły naprowadzić ją na to kim był, to jednak były na tyle uogólnione, że równie dobrze mógł je po prostu wynieść z wojska. Z misji. Z życia szarego wojskowego, który dopiero zaczynał się wdrażać w brutalność poszczególnych akcji.
A jednak, gdy nadeszła trzecia opowieść, zdecydował się zdradzić coś, co było… ważne.
Z jednej strony była to poważna informacja i ogromna doza zaufania z jego strony, a z drugiej strony… nie miała też na niego dowodów. Nie widniał w bazie amerykańskiej, ani kanadyjskiej. Północ chroniła mocno swoich obywateli, zwłaszcza tych, którzy mieli zachować swoją anonimowość tak na wszelki wypadek.
Niemniej uważał. Czytał jej reakcję, jej napięcie i wyraz oczu. Nie odsuwała się, co mogło być dobrym znakiem. W jej spojrzeniu widział pewien rodzaju szok, bo chociaż dawno było wiadome, że daleko mu było do biednego cywila, to jednak bycie agentem, w dodatku czarnego wywiadu Korei Północnej, nieco różniło się od… wojskowego, nawet specjalnej rangi. Miał za uszami o wiele więcej nieprzyjemnych rzeczy, działania pod przykrywką i krwi niewinnych. Odwalał każdą brudną robotę, którą przypisał mu Dyktator.
Ta świadomość mogła ją albo zdystansować, albo… w sumie nie spodziewał się, że ją jakkolwiek przybliży, nawet jeśli właśnie zdradził jej tajną informację o samym sobie.
Prychnął pod nosem na jej słowa.
Każdego da się zniszczyć — odpowiedział, przekrzywiając głowę, w dalszym ciągu nie spuszczając z niej swoich czarnych tęczówek. — Na mnie tylko potrzeba więcej czasu i energii — dodał spokojnie. Było w tym coś z prawdy, bo wiele razy też został nazwany „pieprzonym karaluchem”, którego nie dało się po prostu zabić.
Przyjął jej podziękowania, ale na jego twarzy dalej nie odznaczał się żaden wyraz.
Mam tylko nadzieję, że moja intuicja mnie przy tobie nie zawodzi — rzucił, sięgając luźno do jej policzka, aby przejechać po nim kciukiem. — Nie każ mi tego żałować.
Byłaby szkoda, jakby się na niej zwiódł. Byłaby szkoda, jakby musiał ją zabić, bo wiedziała za dużo i zamierzała wykorzystać to przeciwko niemu. Byłaby szkoda… bo naprawdę wiązał z nią pewne nadzieje. Nikłe, dość niezrozumiałe dla niego, ale gdzieś tam były, powoli kiełkując i się rozwijając.
Brew mu drgnęła wyżej, gdy usłyszał jej pytanie.
Sprytnie, ale tym razem cena będzie wyższa — odpowiedział zgodnie z prawdą. Może kiedyś dotrą do takiego etapu, że nie będzie musiała mu za nic płacić. Może kiedyś po prostu też nie będzie musiała pytać. — Zapytaj mnie za kolejne trzy razy — dodał, niemalże niewidocznie unosząc kącik ust wyżej. Skoro już pozostawali przy numerze „trzy”, to mogli to pociągnąć dalej.
A woda wciąż się lała.


Valkyrae Callahan
ODPOWIEDZ

Wróć do „#8”