ODPOWIEDZ
34 y/o, 187 cm
wtyka, wierny pies, ochroniarz w Emptiness
Awatar użytkownika
myśli mam sine
godność stłuczoną
marzenia powybijane

ego pęknięte
wolę zwichniętą
i serca otwarte złamanie
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#3 Take my heart and soul to oblivion

Czyli to właśnie nazywano złamanym sercem? To małe, głupie pik pik, które zazwyczaj tylko tam sobie było, nagle zaczęło łamać rytm jak spity perkusista na pogrzebie, szalejąc bez ładu, kiedy tylko wzrok, jak idiota, sam mimowolnie szukał w innych kobietach konturu tej jednej. Tej, którą odsunął jak gorącą blachę, bo sam już nie wiedział, czy jej nie kochał za bardzo, czy tylko nienawidził siebie w jej oczach. Bo przecież to była jego specjalność — robić dobrze tylko tym, których potem konsekwentnie krzywdził.
Krzywdził ją... i nie, nie chodziło o te klasyczne zdrady, co to mają miejsce i datę w kalendarzu. Chodziło o to nieme, podłe odsuwanie, jakby miała się sama domyślić, że ją chroni, odrzucając. W imię miłości, oczywiście, w imię wyższych uczuć i wewnętrznej zgnilizny, której nie chciał jej oddać w pakiecie z kluczami. Nawet przyjaźni nie chciał — bo i po co? By udawać, że wszystko gra, kiedy jego ręce same rozpieprzały jej rzeczy, które kiedyś sam jej dał, jakby wśród odłamków porcelany i wspomnień można było znaleźć zrozumienie.
Przepraszam… powiedziały tylko oczy. Te przeklęte oczy, w których na moment błysnęło coś więcej niż złość, zanim trzasnęły drzwi, a motor zawył w nocy jak złamany wilk na asfalcie.
Kurwa. Do dupy mieć serce. Do niczego to niepotrzebny narząd, który tylko się łamie, krwawi i przeszkadza. Lepiej być kawałem blachy, zamkniętym układem, zimnym pieprzonym zegarkiem bez uczuć. Noc oczywiście zaprowadziła go tam, gdzie prowadziła zawsze — nie jak kochanka, tylko jak brudna nawigacja bez celu, kierując go prosto w objęcia ulubionego melinowego azylu. Tego, gdzie nikt nie zadawał pytań, tylko nalewał, i gdzie smutki można było zapić, aż się rozpuściły w promilach jak cukier we wrzątku. A potem, standardowo, komuś wpierdolić — nie z nienawiści, tylko z potrzeby przypomnienia sobie, że jego pięści wciąż są bardziej konkretne niż jakiekolwiek uczucia. Tak wyglądała jego terapia. Serce może i bolało, ale przynajmniej ręce miał zajęte.
Zaczynamy z grubej rury, czysta na stół, piękna — mruknął posępnie, sadzając cztery litery przy stoliku barowym. Tak, standardowa rozgrzewka. Po drugim kieliszku zwyczajowo odwracał się, wspierał o bar i przyglądał się tutejszemu towarzystwu. Ciekawe, co właśnie porabiał właściciel? Ostatnio dobrze mu zapłacił... Może szybka robota? — Jest właściciel? — zapytał, przekrzykując dudniącą muzykę zewsząd. Dla lepszego rezultatu wyciągnął napiwek, tak dla pocieszenia, że tak młoda osoba musiała pracować w takim miejscu.
Czekając, wsparł wygodnie głowę na ramieniu, jakby w tym ciele już nie było miejsca na godność — tylko rozlane po kościach zmęczenie i rezygnacja. Palcami dłubał w miseczce z orzeszkami, jakby to była medytacja, a nie żałosna próba odwrócenia uwagi od faktu, że wszystko było naprawdę iście, niezaprzeczalnie do dupy. Tak do dupy, że nawet tutejsze światło miało ten charakterystyczny odcień porażki – blady, ledwie żywy, idealny do popełniania błędów w półcieniu.
Jesteście głośniejsze niż ta beznadziejna muzyka dziś puszczana — Zerknął w bok. Kobieta siedząca obok właśnie kończyła jakąś entuzjastyczną wymianę zdań z barmanką – rozmowa, która ewidentnie nie dotyczyła kwestii egzystencjalnych, więc automatycznie go irytowała. Była z tych, co mówią głośno, z uśmiechem, i pachną jak obietnica, która nie zostanie dotrzymana. Kojarzył ją... tylko skąd? — Chyba właściciela nie ma, skoro jego gust jest wyznacznikiem tego miejsca — Nalał do kieliszka gorejące stężenie procentowe, unosząc je w kierunku kobiet. — Za zdrowie pięknych pań.

Darcy Bowman
mentolowy sztorm
Wszystko i nic
33 y/o, 171 cm
właścicielka The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Say it once again with feeling
How the death rattle breathing
Silenced as the soul was leaving
The deflation of our dreaming
Leaving me bereft and reeling
My beloved ghost and me
Sitting in a tree
D-Y-I-N-G
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Sama nie wiedziała dlaczego musiała tu być. Dlaczego każdego jednego wieczoru stawała przed lustrem, poprawiała sukienkę i wychodziła na salę pełną ludzi zupełnie jakby nic się nie zmieniło. Jakby dalej była jedną z pracujących tu dziewczyn. Jakby nadal jej głównym celem było zabawianie tutejszej klienteli, realizowanie męskich fantazji i wyciąganie z nich więcej niż początkowo planowali wydać. Była w tym dobra. Na tyle dobra, że mogła przestać… że mogła siedzieć w towarzystwie właściciela na najważniejszych spotkaniach, wracać z nim do domu i budzić się każdego ranka u jego boku. Była jego zdobyczą. Dodatkiem. Pieprzoną własnością… a pierścionek na jej palcu był niczym złota klatka, do której świadomie weszła. Czy już żałowała? Nie. Nie… zawsze. Czasami. Ale czy był na świecie ktoś, kto nie żałował życiowych wyborów? Jakichkolwiek? Nigdy nie było kolorowo, idealnie. A i tak zawdzięczała Danielowi wiele. Dzięki niemu miała życie, o którym wcześniej mogła tylko marzyć.
Przerwała w połowie zdania, gdy mężczyzna siedzący obok niej przy barze zwrócił uwagę na ton jej głosu. Odwróciła się w jego stronę, uśmiech na jej twarzy na krótki moment stracił na intensywności, a ona swobodnie i bez grama skrępowania zmierzyła go spojrzeniem. Kojarzyła go. Bywał w klubie, rozmawiał z Danielem, ale nigdy nie wydawał jej się być kimś… istotnym. Mogła się oczywiście mylić, ale czy na pewno? Jej brew powędrowała do góry, gdy wspomniał o guście właściciela. Zagryzła lekko wargę starając się w ten sposób ukrywając rozbawienie.
- Mówią o nim różne rzeczy… ale jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś chwalił jego gust muzyczny. Ten do kobiet? Prędzej. Podobno ma tu najładniejsze dziewczyny w mieście. Ale muzyka? – tego jeszcze nie słyszała. Jeszcze raz przesunęła wzrokiem po męskiej sylwetce i obróciła się na barowym stołku tak, żeby siedzieć skierowaną w jego stronę. Sięgnęła po swoją szklankę z drinkiem, który sączyła już od jakiegoś czasu i poniekąd dołączyła do jego toastu – Ale masz rację z tym, że go nie ma… byliście umówieni? – nie zdziwiłoby jej to, nie wiedziała przecież o każdym jednym spotkaniu Daniela. Nie zdziwiłoby jej też to, że mógł zapomnieć… miał być w klubie, ale interesy wezwały – miał wrócić, ale kiedy? O której? Nie miała pojęcia i nie zamierzała się też tłumaczyć człowiekowi, który siedział przed nią.


Zacharie Voclain
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ W czasie”