ODPOWIEDZ
43 y/o, 180 cm
starszy funkcjonariusz konny toronto police service cavalry unit hq
Awatar użytkownika
I think I can remember being dead.
Many times, in winter.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Żył.
Trwał; z dnia na dzień przeplatanymi nocami, malowanymi przeróżnymi koszmarami. Nigdy zaś spokojnymi snami, utkanymi z głęboko skrywanych pragnień. Na jawie nie potrafiłby pozwolić by wybrzmiał; och, nie w promieniach słońca, które oświetlały każdą jego bliznę.
Rysę przeszłości malowaną na duszy wspomnieniami z tamtych dni. Gdy zdawać się mogłoby, że po prostu nie istniał. Z wyrwanymi miesiącami życia zapewne nigdy nie zaczął ponownie, ponieważ dusza zaplątana w krzyki cierpienia nadal pozostawała tysiące kilometrów stąd. Na obcej ziemi!

Obca!

Tak jak i on, gdy smętnym spojrzeniem o trzeciej nad ranem spoglądał w popękaną – w wyniku niekontrolowanej furii - lustrzaną taflę. Ciemne oczy nieznanego mężczyzny wpatrywały się w niego z intensywnością mogącą przynieść zgubę, lecz wargi wyginały się skrywanej za maską rozpaczy. I nie rozpoznawał siebie, będąc w tym zapewne jedynym, gdyż tylko on nie zatrzymywał się na granicy pozorów. Na wyuczonych gestach, które przysłaniały całą tragedię siejącą w nim spustoszenie.
Nie powinienem wracać; powtarzał sobie wszak jak mantrę, gdy przecinał swoje drogi z kimś należącym do wspomnień tamtego Emilio. Obawiał się szalenie wielu rzeczy w tym chaosie, lecz przy nich najbardziej pozostania wyłącznie widmem przeszłych dni. Czymś na co spoglądaliby z nostalgią, ale woleliby pozostawić z dala od ich teraźniejszości. Jak zachowałoby się jego serce, gdy dojrzałby w ich oczach okrutną prawdę? Nie istniał już w c a l e.

Nie powinien wracać, a jednak chwiejnym krokiem powoli kierował się ku znajomemu azylowi. Zaciskał dłoń na przedramieniu, z którego nieprzerwanie sączyła się ciemnobordowa ciecz. Odetchnął z niemałą ulgą, gdy po minucie kopania butem drzwi, te uchyliły się przed nim. Z Orientem mierzącym go trudnym do odszyfrowania wzrokiem.
Nie pytaj, ponieważ i tak nie mógłbym Ci powiedzieć — Odpowiada od razu na powitanie, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Minął go bez dalszych wyjaśnień, sprawdzając przy tym, czy aby na pewno zastał go o tej porze samego. Dopiero w ciszy przedpokoju pochłoniętego w półciemnościach, zwrócił się do przyjaciela ponownie. — Musisz mi pomóc…
Nie musiał, lecz Emilio nie posiadał zapewne nikogo, którego mógł zaskoczyć taką niecodzienną - czy raczej szalenie niepokojącą - prośbą w środku nocy.


Orien Halcroft
43 y/o, 184 cm
chirurg onkologiczny Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Only you can save me from my lack of self‑control. And I won't make excuses for the pain I caused us both.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

W swoim życiu Orien doznał najróżniejszych rodzajów bólu. Rozpacz niejednokrotnie rozdzierała jego serce, przeszywała je na wskroś. Życie zasadniczo go nie rozpieszczało, na tak wielu płaszczyznach. Gdyby jednak miał poddać refleksji to, co rozdzierało go najbardziej, to doszedłby do wniosku, iż bezsilność była tym, co sprawiało mu największy zawód. Bezsilność. No bo jak pomóc komuś, kto sam nie wie, czego potrzebuje.
- Siadaj-powiedział, więc cicho, do tego, który był obiektem wyżej wspomnianej refleksji. Głos Oriona był przesiąknięty mieszkanką uczuć, nie tylko samej troski, ale i narastającego w nim zmęczenia, które przychodzi, kiedy widzisz kogoś, kogo zupełnie się nie spodziewałeś w natłoku własnych rozterek. Nie zapowiadał się, a jednak tu był. Przyszedł. Cień człowieka, senne widmo, nijak nieprzypominający jego przyjaciela. Rozbity niczym nadszarpnięte zębem czasu lustro, na które spoglądamy niechętnie w obawie o przepowiednie o siedmiu latach nieszczęścia.
Orien starał się nie spoglądać na Emilio zbyt długo, lawirował spojrzeniem między meblami, kuchennymi szarkami a podłoga. Nie robił tego z braku taktu, z braku empatii czy uprzejmości. Najzwyczajniej w świecie bał się, że w jego zbolałej twarzy odnajdzie własne odbicie, a wraz z nim te same zmarszczki nieprzespanych nocy, to samo zwątpienie i to samo cierpienie. Zamiast tego zamknął za nim drzwi, powoli i z rozmysłem. . Nie chciałem, żeby cokolwiek z zewnątrz zamąciło ich i tak gęstą atmosferę.
Przez dłuższą chwilę po prostu stał i przyglądał się przyjacielowi, z rękoma wciśniętymi w kieszenie spodni. Przez dobry kwadrans nie mówił nic, bowiem to właśnie milczenie było między nimi językiem, który rozumieli najlepiej. Zamiast tego, nie tracił więcej czasu i kuchennej szafki wziął apteczkę. Tą codzienną, za ciężką, by brać ją ze sobą, taką, której nie rusza się bez powodu. Położył ją na blacie stołu i usiadł obok przyjaciela, klękając nieśpiesznie, żeby zająć się jego raną.
-Zrobię, co będę w stanie -powiedział, wiedząc równocześnie, że nie może obiecać za wiele, bo co innego mógł powiedzieć? Że dobrze, że żyje? Że wcale nie wygląda jak wrak człowieka. Widział go w gorszym stanie, ale było to dawno temu. Nie wiedział, co się stało. Chciał pomóc, jak najlepiej potrafił, jednak nie widział czy należało pytać o szczegóły, a co ważniejsze- czy on miał prawo o to pytać. Każde jego spojrzenie, każdy oddech mówiły Orienowi wystarczająco dużo. Nie chciał, więc całej prawdy, tak długo jak przyjaciel nie zamierzał mu jej dać na tacy. Chciał dać mu azyl; tak cichy, bez zbędnych pytań, gdzie jeszcze można spokojnie oddychać, nawet jeśli boli. A może właśnie wtedy gdy najbardziej boli? Bezradność, która już została wspomniana, uderzyła Oriena właśnie w tej chwili, gdy jego tęczówki świdrowały Emilio, który to niegdyś był tak pełen życia. Teraz natomiast siedział przygarbiony na kuchennym krześle, zupełnie jakby cały ciężar świata zebrał się na jego barkach. Orien nie znał wprawdzie drogi, którą przebył jego przyjaciel, ale widział jej końcówkę, która była przerażająco pusta.
emilio contreras
43 y/o, 180 cm
starszy funkcjonariusz konny toronto police service cavalry unit hq
Awatar użytkownika
I think I can remember being dead.
Many times, in winter.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Pragnął okłamać siebie w tym wszystkim, że nic takiego się w nim nie zmieniło. Nadal każdego ranka zalewał przygotowaną wcześniej kawę, by wypić ją ze wzrokiem utkwionym za krajobrazem malującym się z kuchennego okna. N a d a l wykonywał najmniejsze szczegóły ze swojej rutyny, lecz był w niej w pewien sposób nieobecny. Czuł nieustannie, jakby egzystował gdzieś z boku, spoglądając na swoje życie wyłącznie oczami widza. Budował wokół siebie wysoki mur pozorów, za którym - w swych naiwnych założeniach - zamierzał powoli wszystko naprawić. Siebie; posklejać roztrzaskane zdarzeniami i czasem kawałki, lecz te raniły przy tym jego palce.
Gra niewarta świeczki; wypowiadał w duchu za każdym razem, choć teraz nogi bez większego zawahania się poprowadziły go pod drzwi przyjaciela. Chciał przy tym wierzyć, że choć w jego życiu zostało nadal miejsce czekające na zaginionego druha. I nie miałby - nie mógłby, na wszelkich bogów - za złe, gdyby ten załatałby pozostawioną przed laty dziurę. Niemniej jednak odetchnął z niemałą ulgą, gdy usłyszał wręcz magiczne siadaj.
Nadal przyciskając dłoń do rany, przecisnął się w przejściu i kierując się korytarzem, udał się prosto do kuchni. Wolał uniknąć salonu czy sypialni, a przede wszystkim dywanów znajdujących się w tych pomieszczeniach. Pozostawienie Orienowi krwi do spierania z materiału nie byłoby zbyt uprzejmym podziękowaniem za tak wielką przysługę. Ze skrzypnięciem starego drewnianego stołka, usiadł na nim dość stabilnie; tak, by nie wiercić się zbytnio przy zbliżającym się z a b i e g u. Uważnym spojrzeniem wodził za zapewne jeszcze zaspanym mężczyzną, oceniając w duchu jak bardzo nietrafioną decyzję podjął.
- Naprawdę nie zamierzam robić Ci problemów, ale nie miałem innych opcji... - Dość pokracznie wyburczał coś, co miało w jego zamiarze uchodzić za przeprosiny. Do wytłumaczenia niestety było temu zbyt daleko, więc nawet nie zamierzał się tym łudzić. Przynajmniej przyjaciel nie zalał go wodospadem pytań już od samego progu, pozwalając mu litościwie zebrać myśli.
Zaśmiał się na słowa Oriena, choć było w tym coś raczej groteskowego niż noszącego znamiona komedii. Pokręcił wolno głową, starając się tym samym jakoś uspokoić mężczyznę. I siebie w jakimś stopniu również. - Wystarczy, że się nie stracę całej krwi i wszystkie kończyny pozostaną na miejscu... resztę jakoś postaram się przeżyć.

Orien Halcroft
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ W czasie”