ODPOWIEDZ
28 y/o, 165 cm
robię ilustracje do książek & próbuje życia na nowo
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#1
Ciepły wieczór otulał cmentarz jak miękki koc. Z oddali słychać było odgłosy miasta - stłumione, jakby docierały zza szyb. Tutaj jednak panował spokój, który pachniał nagrzaną ziemią, słodkawymi kwiatami z pobliskich grobów i winem, którego aromat unosił się w powietrzu wraz z jej oddechem.
Sadie siedziała po turecku na wilgotnej trawie, w miejscu, które znała jak własną pracownie. Marmur nagrobka chłodził jej plecy, gdy odchyliła się nieznacznie, opierając o niego głowę. Sukienka na ramiączkach, w kolorze ciemnego granatu, kleiła się do skóry, przesiąkniętej upałem dnia i lekką mgiełką wieczoru. Na ramionach miała przewieszoną męską, za dużą koszulę - stary nawyk, coś jak tarcza. Pachniała kurzem, winem i latem.
Szkicownik leżał otwarty na kolanach. Ołówek prowadził się sam, kreśląc linie, które znała na pamięć. Rysowała powoli, z namaszczeniem, tak jakby każda kreska mogła przywołać go z powrotem. Tylko oczy. Zawsze oczy. Patrzyły na nią z papieru, a ona nie wiedziała już, czy to jego spojrzenie, czy wyobrażenie o nim, które pielęgnowała zbyt długo.
Butelka wina, prawie pusta, stała obok wśród trawy. Co jakiś czas sięgała po nią, upijając łyk, który palił w gardle i koił myśli. Alkohol nie odurzał jej do końca - tylko rozmywał kontury rzeczywistości, czynił wspomnienia zbyt wyraźnymi.
- Wiesz, że nienawidzę tu przychodzić? - powiedziała cicho, a głos zabrzmiał prawie jak obcy. – Bo to jedyne miejsce, w którym mogę udawać, że jeszcze jesteś.
Zatrzymała się, odłożyła ołówek i wsunęła palce we włosy, które rozsypały się w nieładzie na jej ramionach.
- Ale i tak przychodzę. Jestem żałosna, że minęło tyle czasu, a ja nadal nie mogę się pozbierać.
Noc gęstniała. Latarnie przy bramie zapaliły się, rzucając długie cienie. Sadie wtuliła twarz w kolana, zamknęła oczy. Serce biło jej zbyt mocno, nie wiedziała czy to z emocji czy z alkoholu. Nie lubiła tych dni, kiedy znowu pozwalała sobie na te emocje. Przecież chodziła na terapie, pracowała i udawała, że wszystko jest w porządku.
Ostatni łyk wina, ostatnia kreska na szkicowniku. Światło gasnącego dnia zatańczyło na nagrobku. Powinna się już zbierać.

Clifford Bloomfield
Sad
kiedyś tego nie było
ODPOWIEDZ

Wróć do „St. John's Anglican Church”