CONRAD WOODWELL


data i miejsce urodzenia
31 marca 1988 r. || Montreal, Kanadazaimki
he/himzawód
wykładowca akademicki – kierunek literatura angielskamiejsce pracy
University of Torontoorientacja
homoseksualnydzielnica mieszkalna
The Kingswaypobyt w toronto
9 latumiejętności
• umiejętności oratorskie• umiejętność kreatywnego pisania
• rozległa znajomość literatury i poezji angielskiej oraz francuskiej
• dobra znajomość historii i historii sztuki
• znajomość języków angielskiego i francuskiego na poziomie zaawansowanym (natywnym)
• umiejętność prowadzenia badań naukowych i publikowania prac naukowych
• prawo jazdy na samochody osobowe
• umiejętność gry w hokeja i jazda na łyżwach
• umiejętności botaniczne
słabości
• lęk wysokości• wysokie wymagania wobec siebie i innych
• brak umiejętności rozgraniczania życia zawodowego od towarzyskiego
• skłonność do pracoholizmu
Niektórzy ludzie rodzą się, by tworzyć. Pióro, pędzel, dłuto, śpiew czy ruchy ciała – artystyczny wyraz poprzez wieki przyjmował różne formy. Inni niczego nie pragnęli bardziej, niż konsumować myśli, emocje i spostrzeżenia tych pierwszych. Obie grupy nie mogły istnieć bez siebie, zwarte ze sobą w swoistej symbiozie niezależnie od biegnącego czasu, nurtów filozoficznych i czynników kulturowych, o ile tylko ktoś tworzył, a ktoś inny czytał.
Dla Conrada Woodwella od wczesnego dzieciństwa świat był tyglem dwóch języków, które występowały wspólnie, ale jeden nigdy nie mógł zastąpić drugiego. Jego rodzice porozumiewali się zarówno po angielsku, jak i po francusku – większość mieszkańców Montrealu była pierwotnie francuskojęzyczna, nawet znaki na ulicach w większości sformułowane były w dominującym języku, jednak ze względu na konieczność skutecznej komunikacji płynne przechodzenie z jednego języka na drugi nie było niczym szokującym. Podobno badania naukowe dowodzą, że nauka porozumiewania się w różnych językach wpływa pozytywnie na rozwój połączeń neuronowych, co może tłumaczyć wybitne predyspozycje młodego Woodwella przejawiane od kiedy tylko przestąpił po raz pierwszy próg placówki edukacyjnej. Znajomi jego rodziców chwalili chłopca, twierdząc, że „to nic dziwnego przy takich genach” – matka chłopca należała do służby dyplomatycznej, natomiast ojciec był historykiem. Rodzice od małego zabierali go do muzeów i innych instytucji kultury, a mały Conrad był zawsze pierwszą osobą za przewodnikiem, nawet jeśli nadążanie na krótkich nóżkach wymagało od niego więcej wysiłku niż od osób dorosłych.
W szkole chłonął wszystko jak gąbka, chociaż największe zainteresowanie przejawiał względem nauk humanistycznych. Kiedy tylko nauczył się w miarę płynnie czytać, nie można było go oderwać od książek, które zabierał ze sobą dosłownie wszędzie. Rodzice musieli go popędzać do aktywności fizycznej, żeby nie zasiedział się całkowicie w domu. W taki sposób w szkole podstawowej załapał smykałkę do hokeja.
Mimo bycia typem kujona, Conrad potrafił zadawać trafne pytania i rozśmieszać rówieśników. Być może przez to nigdy nie skończył z głową w klopie. Innym powodem mógł też być fakt, że niewiele dzieciaków chciałoby oberwać kijem do hokeja. Uzbrojony przeciwnik był bardziej niebezpieczny.
Obserwując zachowania wśród grupy rówieśników, młody Woodwell dość szybko nauczył się ukrywać część siebie. Widział, w jaki sposób traktowana jest inność, a on zawsze był inny. Nie obchodziło go ciągnięcie za warkocze i kucynki dziewczynek, zamiast tego wolał spędzać czas z innymi chłopcami, zaczepiać ich i prowokować. Nic nie bawiło go bardziej niż sprowokowanie uwagi kolegi akurat w takim momencie, gdy ze względu na obecność nauczyciela tamten nie mógł się mu w żaden sposób „odwdzięczyć”. Nie nosił jednakże serca na dłoni. W toku edukacji jego obserwacje jedynie się potwierdziły, gdy plotki że ktoś jest gejem powodowały stygmatyzację wśród grupy rówieśniczej. Wystarczyło jedno potknięcie nieszczęśnika, by stać się pośmiewiskiem całej szkoły.
Nie oznaczało to, że Conrad nie marzył o bliskości innego chłopaka. Kiedyś musiał przyjść czas na pierwszy ryzykowny ruch i pierwsze doznania – na jednym z obozów, na które jeździł w liceum. Dla Woodwella to było małe ryzyko, biorąc pod uwagę, że nie zamierzał tam wracać.
Ze względu na wybitne wyniki w nauce, po ukończeniu liceum dostał się na University College London. W końcu gdzie lepiej uczyć się o literaturze anglojęzycznej niż na jednym z najlepszych uniwersytetów z tradycjami na świecie? Conrad wskoczył w świat akademicki z bezwzględną determinacją, przeprowadzając się z dnia na dzień do Wielkiej Brytanii, gdzie oddał się działalności naukowej, biorąc udział w kołach i pracując nad badaniami oraz publikacjami. Jego szczególnym obszarem zainteresowań stała się relacja między językiem angielskim a francuskim oraz przekładem z jednego na drugi i odwrotnie.
Oddalenie od domu pozwoliło mu również na odważniejsze romanse. W Londynie nie miał rodziny, która by go znała, nie miał sąsiadów, którzy mogliby donieść jego rodzicom o jego „wybrykach”. Współczesna młodzież zapewne użyłaby określenia, że żył swoim „dark academia dream” z elementami iście epikurejskiego oddawania się żądzy pomiędzy regałami biblioteki.
Po zakończeniu studiów, przebywał również na uniwersytetach w Paryżu i w Nowym Yorku, gdzie jako pracownik naukowy zajmował się działalnością naukową, a także pracując nad swoim doktoratem, który obronił po około pięciu latach. Później wrócił do Kanady, ale już nie do rodzinnego Montrealu, tylko do Toronto, w którym miejscowa uczelnia zaproponowała mu stanowisko wykładowcy.
Conrad chciałby powiedzieć, że było łatwo, jednakże, kierunek, na którym wykładał, nie należał do najbardziej popularnych. Wśród studentów znajdowali się zombie, którzy nie wiedzieli, co chcą robić w życiu, więc wybrali coś losowo. Co prawda zapełniali mu salę, ale za to nie wkładali w ogóle serca w zajęcia, bujając myślami w chmurach oraz zagadując tych, którzy w normalnych warunkach skupieni byliby na słuchaniu wykładu. Pan Woodwell musiał się sporo napocić, by uatrakcyjnić swoje zajęcia na tyle, żeby stały się popularne wśród studentów. Skupił się na atrakcyjnej prezentacji programu, angażującej uwagę słuchaczy, nie dopuszczając jednakże do pogorszenia wartości merytorycznej zajęć. Wypracowanie programu zajęło kilka lat, ale finalnie był całkiem zadowolony z efektów, a wśród studentów i innych wykładowców kwitła jego popularność jako tej osoby, która potrafiła strawnie i z dużą dawką humoru podać suche fakty i sprowokować młodzież do wysiłku intelektualnego. Można byłoby powiedzieć, że osiągnął wszystko, o czym marzył, gdy jako młody chłopak rekrutował się na znany uniwersytet. Jego podstrona w intranecie uczelni pękała od publikacji, a na zajęcia przybywały tłumy.
Wiele z tych sukcesów było jednakże okupionych poświęceniami w życiu prywatnym Conrada. By wypracować atrakcyjny materiał, początkowo musiał miesiącami siedzieć po nocach; gdy sprawdzał prace uczniów, cierpiało jego życie uczuciowe. Nie pomagał fakt, że miał tendencje do łączenia pracy z przyjemnością, co w przypadku wykładowcy akademickiego nie było dobrym pomysłem. Wśród głównie pozytywnych opinii studentów czasem pojawiały się oskarżenia o faworyzację. Niewiele mógł na to poradzić – gdy znalazł godnego interlokutora, nie obchodziło go, że było już późno. Miał ochotę usiąść w wygodnym fotelu z ciepłą herbatą i dalej wymieniać poglądy, nawet jeśli czasem ta wymiana przeradzała się w coś zupełnie innego.
Miał słabość do pięknych umysłów i atrakcyjnych aparycji – dokładnie w tej kolejności. Od kiedy spróbował po raz pierwszy zakazanego owocu, mimo że wiedział, że nie może sobie pozwolić na niejasne relacje, zawsze ciągnęło go do ryzyka. Może to wina samotności; może wina umiłowania piękna, którym była sztuka, w formie wizualnej lub pisanej. Wolał uniknąć nadmiernej psychoanalizy.
No ale kilka słów niewinnego flirtu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
• Interesuje się hokejem na lodzie. W młodości dużo w niego grał.
• Ocenia prace zielonym długopisem, ponieważ wtedy ilość dopisywanych przez niego uwag wygląda nieco mniej dramatycznie.
• Lubi ubierać się elegancko i często przychodzi na zajęcia w zestawach garniturowych.
• Powoli widać u niego pierwsze oznaki siwienia we włosach i w brodzie.
• Lubi zwierzęta, ale zwierzęta niszczą rośliny, więc żadnego nie posiada.
Dla Conrada Woodwella od wczesnego dzieciństwa świat był tyglem dwóch języków, które występowały wspólnie, ale jeden nigdy nie mógł zastąpić drugiego. Jego rodzice porozumiewali się zarówno po angielsku, jak i po francusku – większość mieszkańców Montrealu była pierwotnie francuskojęzyczna, nawet znaki na ulicach w większości sformułowane były w dominującym języku, jednak ze względu na konieczność skutecznej komunikacji płynne przechodzenie z jednego języka na drugi nie było niczym szokującym. Podobno badania naukowe dowodzą, że nauka porozumiewania się w różnych językach wpływa pozytywnie na rozwój połączeń neuronowych, co może tłumaczyć wybitne predyspozycje młodego Woodwella przejawiane od kiedy tylko przestąpił po raz pierwszy próg placówki edukacyjnej. Znajomi jego rodziców chwalili chłopca, twierdząc, że „to nic dziwnego przy takich genach” – matka chłopca należała do służby dyplomatycznej, natomiast ojciec był historykiem. Rodzice od małego zabierali go do muzeów i innych instytucji kultury, a mały Conrad był zawsze pierwszą osobą za przewodnikiem, nawet jeśli nadążanie na krótkich nóżkach wymagało od niego więcej wysiłku niż od osób dorosłych.
W szkole chłonął wszystko jak gąbka, chociaż największe zainteresowanie przejawiał względem nauk humanistycznych. Kiedy tylko nauczył się w miarę płynnie czytać, nie można było go oderwać od książek, które zabierał ze sobą dosłownie wszędzie. Rodzice musieli go popędzać do aktywności fizycznej, żeby nie zasiedział się całkowicie w domu. W taki sposób w szkole podstawowej załapał smykałkę do hokeja.
Mimo bycia typem kujona, Conrad potrafił zadawać trafne pytania i rozśmieszać rówieśników. Być może przez to nigdy nie skończył z głową w klopie. Innym powodem mógł też być fakt, że niewiele dzieciaków chciałoby oberwać kijem do hokeja. Uzbrojony przeciwnik był bardziej niebezpieczny.
Obserwując zachowania wśród grupy rówieśników, młody Woodwell dość szybko nauczył się ukrywać część siebie. Widział, w jaki sposób traktowana jest inność, a on zawsze był inny. Nie obchodziło go ciągnięcie za warkocze i kucynki dziewczynek, zamiast tego wolał spędzać czas z innymi chłopcami, zaczepiać ich i prowokować. Nic nie bawiło go bardziej niż sprowokowanie uwagi kolegi akurat w takim momencie, gdy ze względu na obecność nauczyciela tamten nie mógł się mu w żaden sposób „odwdzięczyć”. Nie nosił jednakże serca na dłoni. W toku edukacji jego obserwacje jedynie się potwierdziły, gdy plotki że ktoś jest gejem powodowały stygmatyzację wśród grupy rówieśniczej. Wystarczyło jedno potknięcie nieszczęśnika, by stać się pośmiewiskiem całej szkoły.
Nie oznaczało to, że Conrad nie marzył o bliskości innego chłopaka. Kiedyś musiał przyjść czas na pierwszy ryzykowny ruch i pierwsze doznania – na jednym z obozów, na które jeździł w liceum. Dla Woodwella to było małe ryzyko, biorąc pod uwagę, że nie zamierzał tam wracać.
Ze względu na wybitne wyniki w nauce, po ukończeniu liceum dostał się na University College London. W końcu gdzie lepiej uczyć się o literaturze anglojęzycznej niż na jednym z najlepszych uniwersytetów z tradycjami na świecie? Conrad wskoczył w świat akademicki z bezwzględną determinacją, przeprowadzając się z dnia na dzień do Wielkiej Brytanii, gdzie oddał się działalności naukowej, biorąc udział w kołach i pracując nad badaniami oraz publikacjami. Jego szczególnym obszarem zainteresowań stała się relacja między językiem angielskim a francuskim oraz przekładem z jednego na drugi i odwrotnie.
Oddalenie od domu pozwoliło mu również na odważniejsze romanse. W Londynie nie miał rodziny, która by go znała, nie miał sąsiadów, którzy mogliby donieść jego rodzicom o jego „wybrykach”. Współczesna młodzież zapewne użyłaby określenia, że żył swoim „dark academia dream” z elementami iście epikurejskiego oddawania się żądzy pomiędzy regałami biblioteki.
Po zakończeniu studiów, przebywał również na uniwersytetach w Paryżu i w Nowym Yorku, gdzie jako pracownik naukowy zajmował się działalnością naukową, a także pracując nad swoim doktoratem, który obronił po około pięciu latach. Później wrócił do Kanady, ale już nie do rodzinnego Montrealu, tylko do Toronto, w którym miejscowa uczelnia zaproponowała mu stanowisko wykładowcy.
Conrad chciałby powiedzieć, że było łatwo, jednakże, kierunek, na którym wykładał, nie należał do najbardziej popularnych. Wśród studentów znajdowali się zombie, którzy nie wiedzieli, co chcą robić w życiu, więc wybrali coś losowo. Co prawda zapełniali mu salę, ale za to nie wkładali w ogóle serca w zajęcia, bujając myślami w chmurach oraz zagadując tych, którzy w normalnych warunkach skupieni byliby na słuchaniu wykładu. Pan Woodwell musiał się sporo napocić, by uatrakcyjnić swoje zajęcia na tyle, żeby stały się popularne wśród studentów. Skupił się na atrakcyjnej prezentacji programu, angażującej uwagę słuchaczy, nie dopuszczając jednakże do pogorszenia wartości merytorycznej zajęć. Wypracowanie programu zajęło kilka lat, ale finalnie był całkiem zadowolony z efektów, a wśród studentów i innych wykładowców kwitła jego popularność jako tej osoby, która potrafiła strawnie i z dużą dawką humoru podać suche fakty i sprowokować młodzież do wysiłku intelektualnego. Można byłoby powiedzieć, że osiągnął wszystko, o czym marzył, gdy jako młody chłopak rekrutował się na znany uniwersytet. Jego podstrona w intranecie uczelni pękała od publikacji, a na zajęcia przybywały tłumy.
Wiele z tych sukcesów było jednakże okupionych poświęceniami w życiu prywatnym Conrada. By wypracować atrakcyjny materiał, początkowo musiał miesiącami siedzieć po nocach; gdy sprawdzał prace uczniów, cierpiało jego życie uczuciowe. Nie pomagał fakt, że miał tendencje do łączenia pracy z przyjemnością, co w przypadku wykładowcy akademickiego nie było dobrym pomysłem. Wśród głównie pozytywnych opinii studentów czasem pojawiały się oskarżenia o faworyzację. Niewiele mógł na to poradzić – gdy znalazł godnego interlokutora, nie obchodziło go, że było już późno. Miał ochotę usiąść w wygodnym fotelu z ciepłą herbatą i dalej wymieniać poglądy, nawet jeśli czasem ta wymiana przeradzała się w coś zupełnie innego.
Miał słabość do pięknych umysłów i atrakcyjnych aparycji – dokładnie w tej kolejności. Od kiedy spróbował po raz pierwszy zakazanego owocu, mimo że wiedział, że nie może sobie pozwolić na niejasne relacje, zawsze ciągnęło go do ryzyka. Może to wina samotności; może wina umiłowania piękna, którym była sztuka, w formie wizualnej lub pisanej. Wolał uniknąć nadmiernej psychoanalizy.
No ale kilka słów niewinnego flirtu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Ciekawostki
• W swoim domu trzyma kolekcję różnych roślin, o które regularnie dba. Idealny poranek zaczyna się dla niego od filiżanki espresso, jajecznicy z bekonem oraz rundki z konewką po nieruchomości.• Interesuje się hokejem na lodzie. W młodości dużo w niego grał.
• Ocenia prace zielonym długopisem, ponieważ wtedy ilość dopisywanych przez niego uwag wygląda nieco mniej dramatycznie.
• Lubi ubierać się elegancko i często przychodzi na zajęcia w zestawach garniturowych.
• Powoli widać u niego pierwsze oznaki siwienia we włosach i w brodzie.
• Lubi zwierzęta, ale zwierzęta niszczą rośliny, więc żadnego nie posiada.
zgoda na powielanie imienia
takzgoda na powielanie pseudonimu
takZgody MG
poziom ingerencji
średnizgoda na śmierć postaci
niezgoda na trwałe okaleczenie
niezgoda na nieuleczalną chorobę postaci
niezgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
niezgoda na utratę posady postaci
nie