Czerwone Ferrari niemal wbiło się w jedyną wolną przestrzeń długiej linii samochodów, okupujących strefę parkowania wzdłuż chodnika. Potężny silnik zawył głośnym, rozsierdzającym dźwiękiem przy hamowaniu, czym zasłużył sobie na ostre spojrzenia przestraszonych przechodniów. Sportowe auto ucichło, nie zagłuszając więcej miejskiego gwaru.
Drzwi otworzyły się, a następnie Lauren jednym wprawnym ruchem wyrosła ze środka. Zignorowała ciekawskie spojrzenia głównie męskiej części podglądaczy. Pochyliła się na moment, by ze swojej torebki wyciągnąć telefon. Prawdopodobnie najważniejszy gadżet w jej życiu. Nie lubiła targać ze sobą całego dobytku. Torebka służyła ledwie jako pokrowiec do przechowywania małych rzeczy, które nie wiadomo kiedy mogły się przydać. Prostując się, Lauren zamknęła drzwi swojego samochodu, dostrzegając, iż jedno koło wystawało poza linię. Nie zrobiła z tym nic. Miała nadzieję, że nie znajdzie się śmiałek, który spróbuje spowodować chociaż jedną małą ryskę. Lepiej było jej nie wkurzać. Nie dzisiaj.
Szybkim, pewnym krokiem ruszyła do celu. Obcasy stukały po asfalcie, punktując każde jej stąpnięcie. Była spóźniona. Nie lubiła tego, lecz to było najmniejszym jej zmartwieniem. Przynajmniej liczyła na dobrą duszę swojej znajomej i przebaczenie.
Dobyła drzwi i weszła do środka. Przeskanowała szybko lokal w poszukiwaniu Rosario. Wyczuła unoszące się w przestrzeni zapachy jedzenia, co przypomniało jej, jak dawno temu cokolwiek jadła. Zlokalizowanie towarzyszki przyszło jej szybko, niemal z męską sprawnością. Od razu ruszyła w tamtą stronę. Sprawnie omijała przechodzący personel oraz przemykała przed wolno chodzącymi ludźmi, niejako wymuszając pierwszeństwo przejścia. Była zbyt rozdrażniona, aby zwracać na nich uwagę. Musiała dotrzeć do cholernego stolika.
- Rosa... przepraszam za spóźnienie. Mam nadzieję, że nie czekasz długo. - odezwała się, gdy w końcu dotarła do redaktorki. Zrobiła jeden krok naprzód i pochyliła się, by wymienić się przyjacielskim całusem w policzek. Lauren wyprostowała się przed nią i przymknęła oczy, biorąc głeboki wdech i unosząc dłoń w powstrzymującym od wszelkich pytań geście. Musiała wyglądać komicznie, zwłaszcza ze swoimi roztargnionymi blond włosami. - Zanim cokolwiek powiesz, a ja zacznę się tłumaczyć, miałam naprawdę okropy i ciężki tydzień. Muszę się czegoś napić, bo chyba oszaleję. Basen i joga na pewno nie wystarczą. - odrzekła na wstępie, w końcu zajmując miejsce na przeciwko Rosario. Na blat odłożyła swój telefon i kluczy z brelokiem do swojego Ferrari. Miała w pamięci, iż przyjechała samochodem, lecz potrzebowała chociaż tego jednego kieliszka. Zawsze pozostawał Uber, gdyby ich wieczór zamienił się w festiwal margarity albo był zakrapiany całą butelką Patrona.
- Jesteś głodna? Bo ja konam. A picie na pusty żołądek... Już nie chcę tego przerabiać. - zapytała z nosem utkwionym w rozkładane menu. Przejrzała szybko spis jedzenia. Lubiła dobry grill, choć nie była fanką ciężkostrawnego jedzenia. Skupiła się nieco bardziej na jakichś apetizerach, umawiając się sama ze sobą, że dorzuci coś potem w siebie jak wróci do domu. Jalapeño poppers przykuły jej uwagę na dłużej i właśnie w to postanowiła pójść. Dobrała do zestawu kieliszek zwykłego, białego wina, cokolwiek to znaczyło. Nie chciała sobie zawracać głowy sprawdzaniem, czy na liście znajduje się jej ulubione Chardonnay.
- Dawno nie byłam tak wymęczona, Rosa. Ganiam po mieście jak głupia, załatwiając wszystko. Dosłownie. Dzisiaj, tankowałam swoje auto dwa razy. - odrzekła z pretensją, jakby to nie ona je sobie sama wybrała. - Od poprzedniego tygodnia ciągle dostaję telefony o jakichś obsuwach, problemach i niedyspozycjach. Muszę załatwiać rzeczy z różnymi nieogarniętymi i niekompetentnymi ludźmi, bo inni są na wakacjach. Przekonywanie gości do udziału w moim talk show stało się wybitnie irytujące, z racji że muszę stawiać się u nich na audiencji i o to zabiegać. W zarządzie mam nową osobę, jakąś młódkę, z którą jest mi na razie bardzo nie po drodze.] - wyrecytowała Rosario szybką wiązankę aktualności tylko z paru dni wstecz. - Już nie wspomnę o wszędobylskich rozkopach i korkach w mieście. Nie wiem, gdzie ten świat zmierza... - pokręciła głową i natychmiast chwyciła za kieliszek z winem, pociągając dwa mocne łyki, które niemal natychmiast uśmierzyły wewnętrzny ból.
- Wybacz mi, że zaczęłam tak mówić o sobie, Rosa. - spojrzała na znajomą, gdy w końcu odetchnęła i złapała moment pauzy. Lauren pokręciła głową, uśmiechając się, a bardziej śmiejąc z samej siebie. - I przepraszam, że tyle zajęło nam ponowne spotkanie. Naprawdę chciałam. Myślałam o Tobie cały czas, lecz... No wiesz... Musiałam sobie wszystko poukładać po tym, co nawyprawiałam. Odcięłam się trochę, ale potem zaczęłam reorganizować swoje życie. Nowa praca, właściwie to stara-nowa. Wychodzę w końcu na prostą i nadrabiam zaległości. - odparła z lekkim spokojem, acz krótką refleksją. Nie była pewna, czy Rosa chciała o tym słuchać, na pewno wszystko mogła śledzić w mediach. Lauren nie czuła, że sama chce znów do tego wracać. Wolała skupiać się na tym, co przed nią. - Dobrze, teraz mówisz ty, ja się zamykam. Chcę wiedzieć wszystko, co u Ciebie. W detalach. Teraz nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. - zaśmiała się, wrzucając jedną zapiekaną serowo-paprykową kulkę do buzi, podsuwając też talerz, by podzielić się nimi z Rosario.
Rosario Cortez-Rodríguez