
Natalie przyszła na świat jako drugie dziecko w rodzinie mieszkającej w starej, lekko podniszczonej kamienicy w centrum Amsterdamu. W domu brakowało pieniędzy, choć rodzice harowali od rana do nocy - ojciec w firmie transportowej, często w delegacjach, matka w lokalnym sklepie spożywczym. Większość czasu spędzała ze starszym bratem, oczkiem w głowie rodziców - wzorowym uczniem, sportowcem, dumą całej rodziny. Kiedy państwo van Laar chwalili się dziećmi, mówiono o nim; o Natalie wspominano tylko, że jest zaskakująco dojrzała, nie widząc, ile wysiłku wkłada, by zostać zauważoną.
Wszystko zmieniło się wraz z narodzinami młodszej siostry. Matka zrezygnowała z pracy, sprzedano mieszkanie i przeniesiono się do lokalu o jeszcze niższym standardzie. Kilka miesięcy później okazało się, że dziewczynka cierpi na rzadką chorobę genetyczną i wymaga stałej opieki. Natalie znów stała się tłem dla rodzeństwa. Nikt nie zauważał jej dobrych ocen ani osiągnięć szkolnych, więc nauczyła się szybko radzić sobie sama.
W podstawówce wyróżniała się odwagą i energią. Organizowała szkolne przedstawienia, wymyślała zabawy, malowała plakaty, które potem zdobiły korytarze. Nauczyciele chwalili jej talent plastyczny. W liceum próbowała wszystkiego - drużyna siatkarska, teatr szkolny, warsztaty fotograficzne - ale zawsze prędko się zniechęcała. Lubiła imprezy, koncerty, nocne spacery po mieście. Była buntowniczką, po prostu chciała żyć po swojemu.
Rodzice zainteresowali się nią ponownie dopiero po maturze. Starszy brat kończył medycynę, więc oczekiwali, że pójdzie w rozsądny kierunek. Ona jednak wybrała Gerrit Rietveld Academie - grafikę komputerową i design multimedialny. Studia pochłonęły ją całkowicie. Uwielbiała ten twórczy chaos, ludzi z pasją, eksperymenty bez granic. Po dyplomie próbowała pracować jako freelancerka, ale brak zleceń szybko sprowadził ją na ziemię.
Od razu po studiach znalazła pracę w małym studiu projektowym, specjalizującym się w brandingach dla lokalnych marek i start-upów. Zaczynała od projektowania banerów, ale szybko ktoś zauważył, że ma oko do rzeczy i talent. Już dwa lata później prowadziła samodzielne projekty, a po kolejnych trzech, całe kampanie wizualne. Mimo sukcesów czuła jednak, że dusi się w klienckich briefach. Jej najbardziej odważne pomysły lądowały w koszu, bo nie pasowały do wizerunku marki.
Nie była to jednak praca marzeń, więcej czasu spędzała nad briefami klientów niż nad czystą twórczością, a jej najbardziej odjechane pomysły zwykle lądowały w koszu. Po trzech latach zmieniła firmę na studio kreatywne współpracujące z artystami, teatrami i organizatorami festiwali. Tworzyła plakaty, oprawy wizualne koncertów, a nawet miejskie murale w duecie z zaprzyjaźnionymi streetartowcami. Praca dawała jej satysfakcję, choć życie zaczęło wpadać w rutynę.
Przełom nastąpił tego lata, kiedy spontanicznie pojechała ze znajomymi na festiwal za granicę. Chciała złapać oddech, przypomnieć sobie, jak to jest być naprawdę wolną. Tam poznała jego - faceta, którego przyjaciółkom przedstawiła później jako mężczyznę swojego życia. Ona w wianku i kolorowych okularach, on w ciemnych szkłach i z rockowym luzem. Spędzili ze sobą cały dzień, przeskakując między scenami, a później całą noc, która miała być tylko przygodą. Obiecali, że nic z tego nie wyniknie, ale i tak pisali do siebie jeszcze długo po powrocie.
W ciągu kilku miesięcy jej świat wywrócił się do góry nogami. Najpierw straciła pracę - szefowa tłumaczyła się restrukturyzacją, ale Natalie wiedziała, że to po prostu brak funduszy. Kilka dni później, zaniepokojona brakiem miesiączki, zrobiła test ciążowy. Wynik był pozytywny. Nie zastanawiała się długo. Spakowała walizkę, rozwiązała umowę na mieszkanie, płacąc karę i z resztki oszczędności kupiła bilet do Toronto. Chciała odnaleźć ojca dziecka i spróbować, mimo wszystko, zbudować rodzinę.
Choć, patrząc realistycznie, żadne z nich nie wydaje się być gotowe na rodzicielstwo.
→ Ma obsesję na punkcie porządku - pliki na komputerze musi mieć idealnie posegregowane. Odkurzanie nie jest jej ulubionym zajęciem, a wszystkim bogom i bóstwom dziękuje za wymyślenie zmywarki.
→ Potrafi zrobić niemal wszystko, by wyjść z niezręcznej sytuacji, jej kreatywność w wymyślaniu wymówek i zmian tematów jest wręcz legendarna. Nie ma opcji, aby ktoś ją zagiął. Całkiem świetnie kłamie.
→ Ma słabość do dziwnych zapachów, na przykład zawsze fascynował ją zapach mokrej ziemi po deszczu, starych książek i gliny. Często zbiera perfumy o takich nietypowych nutach.
→ Nie znosi kupować ubrań w sieciówkach, wszystkie jej ciuchy kupowane są w lumpeksie, z kategorii vintage na vinted albo wyciągnięte z szafy babci. Według niektórych koleżanek ubiera się staromodnie, ona za to mówi, że to retro classic.
→ Nie ma dobrego kontaktu z rodzeństwem, czując im za złe, że byli faworyzowani przez rodziców. Matce i ojcu wysyła smsy co kilka dni, że żyje. Oficjalnie nikt nie wie o jej ciąży.