25 y/o, 167 cm
zajmie się twoimi social mediami i asystuje reżyserom w Pinewood Studios
Awatar użytkownika
I'm gonna take a chance, give up all the plans
And here I go again
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

003.
Każda pora roku miała w sobie coś wyjątkowego, więc Camellia z czystym sercem co kilka miesięcy mogła powtarzać, że uwielbiała dany sezon. Dzisiaj zachwycała się latem i tym, jakie daje możliwości, aby spędzać czas na świeżym powietrzu. Była absolutną fanką siedzenia na balkonie i wpatrywania się w nocne niebo. To ją wyciszało, dawało chwilę ukojenia w gwarnym życiu i sprawiało, że czuła się lżej na duchu. Szukała konstelacji, czasami musiała je wygooglować, aby upewnić się, czy to jest to, o czym myśli. Ten wieczór miał być wyjątkowy — i to pod każdym względem, lecz tego jeszcze nie wiedziała, gdy dopiero szczęśliwie i beztrosko jechała na miejsce. Wtedy tylko wiedziała, że będzie mogła podziwiać najpiękniejszą noc w ciągu roku, czyli Noc Perseidów. Rozsądnie podchodziła do różnych zabobonów i horoskopów, ale jednocześnie wierzyła w ich moc. Wierzyła również, że zobaczenie spadającej gwiazdy i poproszenie jej o spełnienie życzenia, może pomóc jego realizacji. Nie wierzyła w cudotwórstwo — bo wszystko zaczynało się od chęci i samodzielnego zaangażowania. Nie oznaczało to jednak, że wszechświat nie mógł być magiczny i pomocny.
A gdzie można lepiej obserwować spadające gwiazdy, niż w oddali od dużych miast? Niestety, balkon nie mógł jej zagwarantować tego w stu procentach, bo wtedy to była loteria. Zachmurzenia, zanieczyszczenia — powodów mogło być dużo. Gdy jej znajomi zaproponowali zorganizowanie takiego wyjazdu nad jezioro, Camellia zareagowała z jawnym optymizmem — w końcu to jak spełnienie najskrytszego marzenia.
Była jednak jedna przeszkoda — bo przed wyjazdem nie interesowało ją to, kto ma się tam jeszcze pojawić. Nie dopytała, więc nieco zdziwiła się, widząc na miejscu Connora i znajomych, którzy byli znajomymi jej znajomych, ale również Walkera. Po ich ostatnim spotkaniu, po tym, jak lekko im się ze sobą rozmawiało, nie powinna mieć żadnych obaw. W końcu nawet nie musiała z nim tutaj zamienić ani słowa. Jednak czy nie byłoby to dziwne? Skoro jeszcze kilka tygodni temu umawiali się na wspólną podróż po uszczelkę?
Nie próbowała go unikać, nawet się ze sobą przywitali, choć nieco pilnowała się, aby nie uciekać spojrzeniem w jego kierunku. Skupiła się na swoich znajomych, na rozmowie z nimi, na jakiś pomniejszych interakcjach z ludźmi, którzy byli jej obojętni. W końcu towarzystwo nieco się rozeszło po terenie, a Stones podjęła się ważnej decyzji. To jej chwila. Chwila, żeby zagadać i żeby wdrożyć postanowienie próby odnowy tego zaginionego kontaktu. Może podjąć próbę, aby z nim porozmawiać, a jak poczuje że to nie to, to po prostu pójdzie, prawda? Starała się tak pocieszać, chociaż ewentualne rozczarowanie będzie ją męczyć przez cały wieczór jak i nie noc. Czy powinna psuć sobie humor w dzień, który był dla niej ważny? Spojrzała w kierunku nieba, przez chwilę mając nadzieję, że dostrzeże jakąś spadającą gwiazdę, która jednocześnie da jej sygnał. Może czas na sygnały przyjdzie dopiero w momencie, jak zaryzykuje? W końcu mogła mieć teraz jedyną okazję, aby spotkać go bez nikogo innego. Wzięła dwa piwa i ruszyła z nimi na pomost w kierunku chłopaka; zmierzała ze zbyt szybko bijącym sercem i ogromną niepewnością, którą zrzucała na jedno piwo, które już wypiła. Nie miała zbyt mocnej głowy do alkoholu, ale też wiedziała, gdzie była jej granica.
— Udało ci się już coś wypatrzeć? — zagadnęła, siadając obok niego po turecku. Podała mu piwo, z odwagą na niego spoglądając i zatrzymując spojrzenie na jego oczach. — Masz ochotę? — zapytała zaraz. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Czy będą gadać o pierdołach, czy poruszą głębsze tematy, których może po prostu się obawiała? Kiedyś trzeba było stawić czoło ku nim.

Connor Walker
25 y/o, 180 cm
Ratownik medyczny w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
ratuje ludzi i driftuje karetką
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

#4

Connor coś tam słyszał o nocy Perseidów (albo raczej czytał na Twiterze) i bardzo go to zaciekawiło. Ogólnie lubił patrzeć w gwiazdy i niejednokrotnie zastanawiało go, czy istnieje jakaś planeta, która byłaby podobna do Ziemi; albo czy w przyszłości życie będzie takie, jak w bajce Walle gdzie ludność będzie musiała opuścić planetę, ponieważ ta będzie zanieczyszczona i zamieszka na ogromnym statku kosmicznym a robociki będą zajmowały się sprzątaniem Ziemi. W sumie jest to nieuniknione biorąc pod uwagę fakt, ile plastiku jest wyrzucanego... pomyślał, przypominając sobie dokument o plastikach.
On w sumie też nie pytał, kto będzie brał udział w wypadzie ale szczerze powiedziawszy, Stonesowej kompletnie się nie spodziewał, dlatego był zaskoczony, gdy ją dostrzegł. Automatycznie przypomniał sobie ich ostatnie spotkanie, podczas którego normalnie ze sobą rozmawiali, a zaraz potem przypomniał sobie te wszystkie lata, gdy nie dostał od niej nawet głupiego smsa. Zastanawiało go, jak sama dziewczyna będzie się zachowywała wobec niego ale on na pewno nie zamierzał na nią syczeć ani przewracać oczami. Szczególnie, że zadbała o zimny okład, gdy przywaliłem głową o szafkę. przypomniał sobie jeszcze to i mimowolnie dotknął tamtego miejsca - siniak już był o wiele mniejszy - mimowolnie uniósł kąciki ust na samą myśl o tamtej sytuacji i gdy wstała wtedy, kiedy on gdy chciał coś sprawdzić.
Tak czy inaczej, on też trzymał się więcej ze swoimi znajomymi ale miał nadzieję, że kiedyś wreszcie będzie mógł spędzić choć chwilę sam na sam z Camellią. Ciekawiło go między innymi, czy podobał jej się wyjazd.
Jakoś tak wyszło, że gdy jego ziomki piły, on przypomniał sobie o nocy Perseidów i zgarnąwszy jedną puszkę wraz z ręcznikiem, poszedł na pomost. Radował się z faktu, iż gwiazdy były znakomicie widoczne i nie było chmur. Usiadł na ręczniku a nogi (po wcześniejszym zdjęciu butów i skarpetek), zanurzył w wodzie. Puszka z piwem stała sobie obok niego. Podniósł głowę i czekał. Słysząc nagle znajomy głos, uśmiechnął się do samego siebie.
Odpowiadając na pytanie, pokręcił głową.
- Jeszcze nie ale może po prostu jest jeszcze za wcześnie. - odparł, sprawdzając godzinę na zegarku.
- Chętnie. Piwem nigdy nie pogardzę no... chyba, że jestem w pracy. - odpowiedział. - A to najwyżej zostanie na później. - dodał, wskazując puszkę stojącą obok.
- Jak tam wrażenia dotyczące wyjazdu? Może być, czy raczej wolałabyś już wracać? - spytał, choć nie wiedząc czemu, zaczęły mu się pocić dłonie, a przecież zadał normalne pytanie... Po chwili, można było uslyszeć dźwięk otwieranej puszki i ulatniającego się gazu. Uderzył lekko o puszkę Melii, a następnie upił kilka łyków.
- O chyba coś... a niee, fałszywy alarm. - westchnął i wziął kolejne kilka łyków piwa. Zaczęło mu się robić dość gorąco, że aż zaczął myśleć o wskoczeniu do jeziora - nogi w wodzie już przyzwyczaiły się do temperatury wody i nie chłodziły go tak, jak na początku.

Camellia Stones
Ostatnio zmieniony pn wrz 01, 2025 12:19 am przez Connor Walker, łącznie zmieniany 1 raz.
25 y/o, 167 cm
zajmie się twoimi social mediami i asystuje reżyserom w Pinewood Studios
Awatar użytkownika
I'm gonna take a chance, give up all the plans
And here I go again
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

W gruncie rzeczy, przez wiele lat udawało im się na siebie nie wpadać. Albo mijali się na różnych imprezach, albo się unikali; czasami nawet nie robili tego specjalnie i dopiero po czasie Mellie dowiadywała się, że danego wieczoru mogła go spotkać. Po tej jednej konfrontacji w domu państwa Stones, wszechświat najwidoczniej postanowił kuć żelazo póki gorące — bo po tak długim czasie, w końcu udało się wymusić na nich jakąś interakcję. Była święcie przekonana, że nagle Connor przewijał się przez jej życie o wiele częściej; jej mama zaczęła coś o nim wspominać (musiała dopisać sobie historię, że się pogodzili i wyjaśnili sobie wszystko — otóż nie tym razem), częściej dostrzegała jego jakiekolwiek aktywności w social mediach, choćby polubione filmiki na instagramie. Również znacznie częściej zaczął przewijać się w jej myślach, co wyjątkowo ją irytowało. Wracała wspomnieniami do tamtego popołudnia, nawet analizowała tę całą sytuację, a jego uśmiech wręcz wrył się jej w pamięć. Najchętniej wybiłaby sobie to wszystko z głowy, ale wtedy i ona skończy z guzem. Kulminacją tych wszystkich losowych zdarzeń był dzisiejszy wieczór. Czy to mógł być przypadek? Czy szansa od wszechświata, aby naprostować kilka spraw?
— Może tak. Jest już dość ciemno, więc coraz więcej gwiazd się pokazuje — stwierdziła, rozglądając się po otoczeniu. — Warunki są sprzyjające. Bezchmurne niebo, cisza, spokój, natura, brak miejskich lamp. Idealnie, aby wyjaśnić kilka spraw. Pokiwała głową na boki, odpowiadając samej sobie na swoją myśl. Nie czuła, że dorosła do poważnych rozmów, aczkolwiek serce ją paliło, żeby przegadać to z nim. Stresowała się, będąc w jego towarzystwie, ale nie do końca umiała określić, co wywierało w niej taką presję. Może zbyt mocno zależało jej na tym, aby Connor choć w części uczestniczył w jej życiu? Przez te lata nauczyła się bez niego żyć, jednak gdy tylko zaznała ponownego smaku jego towarzystwa, to chciała tego więcej i więcej. Czy działał uzależniająco? Tak, i Camellia zdecydowanie zaczynała to dostrzegać.
— O już miałeś… nie zauważyłam — odpowiedziała, bo w sumie nawet się nie przyglądała. Była myślami wszędzie byle nie tutaj; nie pomyślała, aby zerknąć. — Nie no, w pracy to wiadomo. Jeszcze byś zygzakiem jeździł — zażartowała, choć wiadomo było, że nigdzie nie wypadało pić. Co prawda, czasami dobrze było rzucić tekstem, że na trzeźwo to się nie dało ujechać, jednak praca Connora była o wiele bardziej odpowiedzialna niż jej. U niego chodziło o coś więcej, niż ładna reklama i zadowolony klient.
— A w życiu, na pewno nie chciałabym wracać. Jak dla mnie to ta noc mogłaby się nie kończyć — stwierdziła z rozbawieniem. Noc spadających gwiazd była dla niej najlepszą nocą w roku. Co prawda, gdyby miała siedzieć tutaj dwadzieścia cztery godziny to już by się tym znudziła, ale raz w roku można było posiedzieć kilka godzin z głową zadartą ku niebo, żeby na drugi dzień narzekać na ból karku. Miało to swój klimat. — A poza tym, cieszę się, że udało się to zorganizować. Jest okazja się spotkać, a przy okazji może uda się wypatrzeć jakąś gwiazdę. Znaczy na pewno się uda, nie biorę innej opcji pod uwagę — powiedziała, wyciągając palec w kierunku gwieździstego nieba, jakby chciała im zagrozić, że coś musiało dzisiaj spaść. Miała w końcu kilka życzeń do pomyślenia. — A ty? Dobrze się bawisz, czy już wolałbyś wrócić do Toronto? — zapytała, podciągając nogi do klatki piersiowej, żeby oprzeć policzek o kolano i spojrzeć na niego. Pożałowała tego, bo od razu serducho zaczęło bić jej szybciej, a sama czuła się nieco speszona — niepotrzebnie, ale jednak zaraz odwróciła wzrok na wodę. Przybiła lekki toast i sama wzięła łyka piwa, próbując się uspokoić. Zaraz ponownie na niego spojrzała, niezadowolona mrużąc oczy. — Nie można robić takich nadziei — parsknęła, szturchając go lekko łokciem. Chwila ciszy i Camellia nieco się zmieszała, chcąc zacząć mówić coś poważniejszego, a zamiast tego wyszło jak zawsze. — Wiesz, że nazwa Perseidy wywodzi się od gwiazdozbioru Perseusza, bo z tego obszaru wydają się wylatywać? Też można jej nazywać łzami świętego Wawrzyńca, bo nawiązuje to do daty męczeńskiej śmierci świętego Wawrzyńca… czy coś — zaczął się typowy słowotok, skończony kompletną niepewnością, bo po co to mówiła? Czuła. jak jej żołądek robi fikołka, ale może to przez serce, które teraz biło z prędkością galopującego konia. — Przepraszam, że nie odzywałam się tyle czasu — powiedziała nagle, wbijając wzrok w swoje dłonie i nieco nerwowo bawiąc się pierścionkiem na palcu.

Connor Walker
25 y/o, 180 cm
Ratownik medyczny w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
ratuje ludzi i driftuje karetką
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Po ostatnim spotkaniu, Connor nie mógł zasnąć, ponieważ zastanawiał się, czy uda im się jeszcze spotkać, skoro oboje pracowali, a poza tym jedna myśl nie dawała mu spokoju…Co jeśli znowu mnie zghostuje? Może więc lepiej odpuścić już na samym starcie, by nie upaść w trakcie… myślał, bo bądź co bądź, wciąż go bolało, gdy przypominał sobie tę ciszę oraz brak możliwości dodzwonienia się. Spał może z godzinę lub dwie, a i tak przyśnił mu się koszmar, więc do pracy pojechał w znakomitym humorze - dlatego próbował z nikim nie wchodzić w głębsze dyskusje. Oczywiście przed pracą wypił kawę ale i tak zajechał na stację, by kupić ze dwa energole.
Podczas przerwy (i nie tylko) łapał się na tym, że wybierał kontakt z numerem telefonu Camelli ale nie wciskał zielonej słuchawki ani nie pisał smsów. Po prostu się chwilę gapił w zdjęcie kontaktu i gdy dochodziło do niego co robi, blokował i chował telefon albo sprawdzał social media, albo odpalał gierkę typu candy crush.
Teraz jednakże telefon leżał w jego kieszeni spodni, a on siedział z uniesioną głową, gapiąc się w niebo.
- Racja. - skinął głową, bo Stones miała rację. Niebo było bezchmurne, co sprzyjało temu, iż gwiazdy były bardziej i lepiej widoczne.
- Aż mi się przypomniały czasy, kiedy miało się wakacje i jeździło nad wodę. - odparł zgodnie z prawdą. Przypomniał sobie czasy, kiedy to odpoczywało się od szkoły i spędzało czas w różnych miejscach. Oczywiście za dzieciaka nie doceniał ciszy.
- Nic się nie stało. Podzielę się albo po prostu wypiję dwa. - powiedział, bo naprawdę mógł oddać Camelli opróżnioną do połowy puszkę. Obcemu by takiej oferty nie zaproponował.
Walker parsknął śmiechem, bo wyobraził sobie siebie jadącego karetką slalomem. Nagle w swojej wyobrażonej scenie, zauważył też Camellię, dlatego szybko pokręcił głową, by wrócić do rzeczywistości, bo po pierwsze, bał się, że zacznie coś gadać (bo pomyli rzeczywistość z wyobraźnią), a po drugie, nie chciał widzieć, jak coś jej się dzieje. Czym prędzej wziął kilka potężnych łyków piwa.
Uniósł kąciki ust, kiedy usłyszał kolejne słowa Stonesówny.
- Ja? Myślę, że jest beznadziejnie… - powiedział poważnym tonem, aby zaraz potem parsknąć krótkim śmiechem.
- Żartuję, żartuję. Jest super. Bardzo mi się tu podoba i bardzo dobrze się bawię.. - A szczególnie teraz… znaczy co? przełknął ślinę. - Przyznam szczerze, że jestem zaskoczony, że to się udało zorganizować w naszym starym składzie. Doskonale wiem, że ciężko jest zgrać kilka osób, bo zazwyczaj a to jednemu nie pasował termin, a to drugiemu miejsce i trzeba było kombinować. - dodał, łapiąc się na tym, że trochę za długo patrzył na Mellię, dlatego szybko odwrócił głowę i uniósł ją, by spojrzeć w niebo.
- Kiedy byłem młodszy, chciałem polecieć w kosmos i przejść się po księżycu albo Marsie. - tak było. Kilka razy nawet udawał, że w swoim pokoju ma główną bazę dowodzenia a przed oknem stała rakieta.
- No wiem, wiem, ale nie moja wina tylko tych co powinny spadać a jeszcze nie spadają. Ociągają się. Żałosne. - stwierdził, przewracając oczami. Zaraz jednak się zaśmiał, a następnie upił kilka łyków piwa.
Szczerze? Zaimponowała mu tymi ciekawostkami, dlatego też można było dostrzec podziw wymalowany na jego twarzy.
- Nie wiedziałem… widzę, że jesteś dobrze przygotowana. - odparł, posyłając Camelli ciepły uśmiech.
Nagle jednak uśmiech zastąpiła kreska a on jakby skamieniał. Słowa dziewczyny odbijały się w jego głowie, niczym echo w lesie. Zamrugał wolno kilka razy i spojrzał na dziewczynę. Ja nie śnię? Czy ona naprawdę przed chwilą mnie… przeprosiła?
Szczerze? Aż nie wiedział co odpowiedzieć, no bo co? Nie mógł powiedzieć, że nic się nie stało, bo było wręcz przeciwnie.
- Jeśli mógłbym mieć prośbę… jeżeli znowu zechcesz mnie zablokować… powiedz mi o tym okej? Albo jeśli byś potrzebowała przestrzeni, albo czegokolwiek, okej? Ja… - czuł się tak, jakby właśnie był wzięty do odpowiedzi i każde jego słowo było na wagę dobrej oceny.
- Długo się martwiłem i zastanawiałem, czy wszystko u Ciebie okej, ale otrzymując brak jakiejkolwiek reakcji ani też odpowiedzi zwrotnej uznałem, że pora pogodzić się z realiami. - dokończył. No prawie.
- Ale doceniam przeprosiny, serio. - Nie sądziłem, że je usłyszę. dodał w myślach i żeby pokazać, iż naprawdę je doceniał, położył rękę na dłoni Camelli, by ją lekko uścisnąć. Dopił swoją puszkę i spojrzał na wodę. Nagle, w przypływie emocji, wskoczył do niej będąc ubranym. Cóż, woda do najcieplejszych nie należała, ale kto mu zabroni popływać na niestrzeżonym terenie.
- Wody starczy dla nas dwojga, także zapraszam. - rzucił, zastanawiając się, czy dziewczyna skorzysta z jego zaproszenia.


Camellia Stones
25 y/o, 167 cm
zajmie się twoimi social mediami i asystuje reżyserom w Pinewood Studios
Awatar użytkownika
I'm gonna take a chance, give up all the plans
And here I go again
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie miała zamiaru uciekać, ghostować go, ani robić tego typu akcji. Być może po prostu dorosła i lekcja życia nauczyła ją, że i tak nie przynosi to żadnych korzyści. Po czasie widziała, że było to głupie, bo straciła przyjaciela, na którego mogła zawsze liczyć. Fakt, że być może stracili coś więcej, nie był do końca znany Camelli; w końcu to ludzie wokół często mówili, że ciągnie ich do siebie bardziej niż myśleli, a ona zawsze zaprzeczała, nie przyjmując tego do świadomości. Teraz, patrząc na niego po tych kilku latach, gdzieś z tyłu głowy kiełkowała jej się myśl, że podobno stara miłość nie rdzewieje.
Choć nawet jeśli dorosła, to widząc że dzwoni (tak, odblokowała go po ich ostatnim spotkaniu) sprawiłby, że i tak wpadłaby w panikę. Może nie powtórzyłaby swojego czynu z młodości, ale pewnie odebrałaby już na ostatnich sygnałach, z niewiadomego powodu, próbując udawać niedostępną.
Najwyraźniej rozmowa była im po prostu pisana — bo jeśli nie przez telefon, to los spotkał ich nad jeziorem.
— Zawsze było jakieś zajęcie i można było odpocząć. Wtedy zdawało się, że czas leciał szybko, a co dopiero w dorosłym życiu, kiedy urlop trwa maksymalnie dwa tygodnie — westchnęła. Kiedyś koniec dwumiesięcznych wakacji był tragedią, dzisiaj te dwa tygodnie najczęściej były jak mrugnięcie okiem. Z perspektywy czasu, bardzo dobrze wspominała ten beztroski czas. Latali po osiedlu, kombinowali na wszelkie sposoby, a mimo wszystko każdy miał jakąś świadomość, że niczego nie wykombinują. To, że Camellia z natury była trochę niezdarna to już inny fakt; jej mama raczej był przygotowana na to, że wróci albo obdarta, albo w ekstremalnych przypadkach, z jakimś zwichnięciem.
— Pij, pij. Ja mam fatalną głowę do alkoholu — parsknęła. W zasadzie była to nowa informacja, którą Connor mógł pozyskać wcześniej jedynie przypadkiem. Tak to nie mieli zbytnio okazji na wspólne imprezowanie, podczas którego nie unikaliby się. W końcu dzisiaj był przełomowy moment od lat. Mimo swoich słów, uśmiechnęła się lekko i wzięła łyka piwa. Kompletnie na trzeźwo nie da dzisiaj rady; potrzebowała “kopa do działania”. A że niewiele jej było trzeba, to pewnie i swojej puszki nie dopije do końca.
Nieco rozdziawiła usta w zdziwieniu, kiedy z powagą odparł, że było beznadziejnie. Miała już dopytywać o szczegóły, jednak chłopak się poprawił — skubaniutkiemu zebrało się na żarty. Wywróciła oczami, kiwając z dezaprobatą głową. — A już się przejęłam. Uważaj, bo nie będę brać na serio twoich słów — zażartowała. Czy potrafiłaby go ignorować i nie brać pod uwagę? Raczej byłoby ciężko, choćby patrząc na to, jak się stresowała całym spotkaniem i rozmową. Walker był dla niej ważny i dostali drugą szanse od życia, nie chciała jej zaprzepaścić. — Też jestem w szoku. Zgadać z nimi termin to nie lada wyzwanie, choć widziałam, że i tak w stu procentach nie udało się z wszystkimi dogadać — stwierdziła, bo widziała, że kilku osób brakuje. Jednak w przeważającej większości lista obecności się zgadzała. No i najważniejsze, był też Connor…; chociaż do tej myśli się nie przyznawała, mimo że całkiem głośno huczała w głowie Camelli.
— A teraz? Już całkiem porzuciłeś to marzenie? — zapytała, spoglądając na niego kątem oka. Młody był, więc miał jeszcze szansę na realizację takich rzeczy. Z pewnością istniało jakieś ograniczenie wiekowe, jednak Walker zdawał się dodatkowo trzymać naprawdę dobrze. Być może nawet i był w tym jakiś potencjał.
— Może po prostu chcą być wyczekane. — W końcu to, na co trzeba uzbroić się w cierpliwość, zazwyczaj było najlepsze. Czy taką zasadę mogli przypisać również swojej relacji? Czy po wyczekiwanych, cichych latach, miał teraz nadejść najlepszy okres w ich znajomości?
— Lubię astronomię. I astrologię też. I gdzieś przeczytałam i jakoś tak zapamiętałam. Ciekawe jest wiedzieć pochodzenie zjawisk, które intrygują. — A spadające gwiazdy zdecydowanie były dla niej czymś fantastycznym. I przez sam magiczny fakt spełniania życzeń, a także to, że oddalone tak daleko meteoroidy były dla ludzi widzialne gołym okiem i to jeszcze w ruchu.
Spoglądała na swoje dłonie, nie mając odwagi na niego spojrzeć. Może przy takich słowach byłoby to o wiele bardziej kulturalne, jednak obawiała się reakcji. Nie chciała zostać zraniona przez jakieś parsknięcie, a także odmowa tych przeprosin byłaby dla niej bolesna. Nie chciała patrzeć w jego oczy i może widzieć w nich rozbawienie, że przejmuje się czymś sprzed tak wielu lat. Choć czy jeśli nie miałoby to dla niego znaczenia, to rozmawialiby teraz? Czy nie byliby dla siebie kompletnie obcy?
— Nie chcę cię blokować. Wtedy też nie chciałam, ale… tak wyszło — wypaliła, gryząc się w język. Co miała mu powiedzieć? Że po alkoholu nachodziły ją missing hours i za nim tęskniła? Czy na drugi dzień było jej wstyd, że chciała z nim rozmawiać w stanie upojenia, a na trzeźwo nie potrafiła spojrzeć mu prosto w oczy i tego powiedzieć? W końcu spojrzała na niego i w pewnym momencie aż ją zatkało. Martwił się? Spojrzała zaraz na jego dłoń, znajdująco się na tej jej i wzięła głęboki wdech. — Nie chciałam, żebyś się o mnie martwił… — wymamrotała. To ona powinna się o niego martwić; to on wtedy miał naprawdę ciężki czas i to on potrzebował jej wsparcia — nie na odwrót. — Głupio zrobiłam. Ale wtedy miało to większy sens skoro… w zasadzie wszystko się rozpadło — dodała po chwili. Oprócz kilku słów wymienionych podczas spotkań rodziców, za bardzo nie rozmawiali. Ich kontakt się urwał i Camellia była przekonana, że wybiera mniejsze zło. — Czyli… jest okej? Między nami? — upewniła się. Nie sądziła, żeby porozmawiali o wszystkim, ale zasada mniejszych kroków mogła tu być dobrym rozwiązaniem. Wzięła większego łyka piwa i ze zdziwieniem obserwowała, jak Walker podnosi się i po chwili wskakuje do wody jak gdyby nigdy nic.
— A ty co się tak nagle zerwałeś, syrenko? Oblałam cię? — zażartowała i siadając bardziej na krawędzi pomostu uśmiechnęła się szeroko. — Mówisz, że starczy? Ale nie zaskoczy mnie żaden syreni ogon? — zaśmiała się. Miała chwilę zawahania, ale w końcu ściągnęła również buty i w ubraniach wskoczyła do niego do wody. — Swoją drogą, bardzo odpowiedzialnie, skoro przed chwilą piliśmy, panie ratowniku — rzuciła rozbawiona, drocząc się z nim i zaraz zamachnęła się ręką, żeby ochlapać go wodą; trochę cucenia nie zaszkodzi.

Connor Walker
25 y/o, 180 cm
Ratownik medyczny w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
ratuje ludzi i driftuje karetką
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Bardzo mądry cytat pochodzący z Króla Lwa wybrzmiał podczas sceny, gdy Rafiki walnął Simbę swoim kijem, na co Simba powiedział, że to boli, a Rafiki odpowiedział "Tak, przeszłość często boli. Można od niej uciekać albo wyciągnąć z niej jakieś wnioski. [/i] Connor doskonale pamiętał tamtą scenę i zgadzał się ze słowami małpy - oczywiście za dzieciaka ich nie rozumiał ale z czasem zaczął rozumieć zawarty w nich sens. On sam zresztą był pasującym przykładem - przeżył wypadek i choć wspomnienia o nim bolały, postanowił zostać ratownikiem a z czasem i wrócił za kółko tj. powrócił do prowadzenia auta (a nawet chciał zrobić prawko na motor). Oczywiście blizny zostały np. w postaci koszmarów ale nie zakopał głowy w piasek i nie poddał się.
- To prawda. Wtedy miało się wrażenie, że pstryknęło się palcami i już trzeba było kupować zeszyty, bo zaraz początek roku szkolnego... wtedy człowiek nie doceniał tego wspaniałego czasu, bo teraz to tak jak mówisz, maks tydzień lub dwa i tyle. A najgorzej, kiedy podczas urlopu myśli się jeszcze o pracy... - odparł, bo sam niejednokrotnie tak miał, że zastanawiał się czy dobrze robi, idąc na urlop albo myślał, ile razy otrzymali wezwanie. Albo raz nawet, kiedy ustępował karetce, miał ochotę za nią pojechać by sprawdzić, co się stało - i zaczął, lecz zatrzymały go światła na których uświadomił sobie, że przecież wcale nie musiał tego robić.
- W porządku. Gdybyś jednak zechciała, to możesz śmiało pić. - powiedział, machając puszką przed twarzą Camelli, a następnie biorąc kilka łyków piwa. Oczywiście zanotował sobie w głowię tę informację, ponieważ pierwszy raz ją usłyszał. Czyli łatwo się upija... będę musiał jej pilnować, chociaż jeśli sam się upiję, to już widzę to całe pilnowanie...
Connor słysząc kolejne słowa dziewczyny, zrobił przerażoną minę i teatralnie złapał się za głowę.
- O niee, tak nie może być! - rzucił, bo chodziło mu o to, że nie mogło być tak, że Camellia przestanie brać na poważnie jego słowa.
- Zatem będę uważał. - dodał, a zaraz potem parsknął krótkim śmiechem, bo oczywiście też żartował.
Walker skinąwszy głową, odparł tj. dorzucił swoje trzy grosze do kolejnych słów Melci.
- To prawda. Trochę szkoda, że nie ma wszystkich ale i tak frekwencja jest całkiem niezła, skoro większość była obecna. - stwierdził, przypominając sobie w ile osób tutaj przybyli. Ciekawe czy kiedykolwiek uda się nam wszystkim spotkać tak, jak kiedyś… oczywiście, było to możliwe tylko cholernie trudne do zrealizowania, ponieważ każdy miał jakieś swoje zajęcia no i pracę.
Zaskoczyło go kolejne pytanie i aż musiał się chwilę nad nim zastanowić.
- Raczej oddaliłem na dalszy plan. Wątpię by się udał, choć niby nigdy nie mów nigdy... - wydukał, przeczesując dłonią włosy. Szczerze powiedziawszy, odkąd zaczął pracę w szpitalu, jakoś tak nie myślał o innych zawodach - znaczy jasne, czasami ciekawiło go, jakby wyglądała praca w innym miejscu, ale o astronaucie już dawno zapomniał.
- Nie wiem od czego musiałbym zacząć... chyba musiałbym popatrzeć, czy w NASA kogoś nie potrzebują. - dodał, dochodząc do wniosku, że nigdy nie sprawdzał ofert pracy we wspomnianym NASA, które odpowiadało za wysyłanie ludzi w przestrzeń kosmiczną. Kto wie, może mają jakiś wolny wakat, tylko pytanie, jakie mogą mieć oczekiwania. bo jak x letnie doświadczenie, to Connor był już na starcie na straconej pozycji.
- Bardzo możliwe. Podobno cierpliwość popłaca. Ktoś kiedyś tak powiedział. Albo, że najlepsze zawsze na koniec. - choć z tym drugim, to bywało różnie - przynajmniej Connor tak uważał
- Myślisz, że mogą się nas wstydzić? - zapytał szeptem, mając świadomość, że to wszystko co widzieli w górze, było oddalone o mnóstwo milionów (lub nawet bilionów) kilometrów. Zadał to pytanie bardzo poważnym tonem, choć w rzeczywistości doskonale wiedział, że gwiazdy uszów nie miały.
Nagle oczy Connora zaświeciły a on sam zesztywniał jednocześnie, odczuwając pewnego rodzaju radość, kiedy do jego uszu dotarły słowa o tym, że nie chciała mnie blokować… ale tak wyszło. te słowa odbijały się w jego głowie jeszcze przez pewien czas. Nie mógł uwierzyć własnym uszom - nie spodziewał się, że je w ogóle od Camelli usłyszy. Myślał, że ten temat zostanie zakopany i zapomniany (choć raczej nie przez Walkera). Connor uważnie wysłuchał słów Stones i miał wrażenie, jakby całkiem zapomniał języka w gębie.
- Ja… byłem przekonany, że zrobiłem coś głupiego i w ten sposób chciałaś dać mi nauczkę ale szczerze? Nie miałem pojęcia, co mógłbym zrobić, szczególnie, że myślałem, że możemy na sobie polegać. - powiedział, mówiąc to prosto z serca.
- Też nie raz zastanawiałaś się, co by było, gdybyśmy jednak… utrzymywali kontakt? - spytał, przyznając się do tego. Tak, niejednokrotnie zastanawiało go, jakby to wszystko wyglądało, gdyby nie dziura i dość długa przerwa w znajomości.
Nagle Connor uniósł głowę i lekko skinął głową.
- Zaskoczyłaś mnie… ale tak, chcę, żeby było między nami okej - bo się za Tobą stęskniłem miał wrażenie, jakby ich most został wznowiony w budowie.
- Więc uważam, że po tej prawdzie, którą usłyszałem, jest między nami okej. - wyjaśnił, posyłając Camelli uśmiech. Szczerze? Chciał zostać uszczypniętym, ale woda w jeziorze uświadomiła mu, że wydarzenie sprzed chwili było rzeczywiste, a nie snem.
Gdy został nazwany syrenką, parsknął śmiechem.
- Uznałem, że pora na kąpiel. W tym roku nie kąpałem się jeszcze pod gołym niebem, a już szczególnie pod spadającymi perseidami. - odparł zgodnie z prawdą.
- Niee, spokojnie. Jeśli będzie trzeba, to Cię ochronię przed rekinami albo innymi niebezpiecznymi rybami. - aż przybrał poważną minę gdy to mówił, wczuwając się w rolę morskiego ochroniarza. On rzecz jasna swoje buty także zostawił wcześniej na pomoście.
Connor zaśmiał się szczerze z zauważonego faktu.
- No ale nie mów, że woda jest nieprzyjemna. Zresztą, to tylko na chwilę. - choć doskonale wiedział, iż było możliwe, że ta cała “chwila”, może zmienić się w nieco dłuższą chwilę.
- Mów mi Pan odpowiedzialny. - rzucił żartobliwie, zaraz oddając Camelli tj. również ją ochlapując, bo halo? Tylko ona mogła go oblewać? Mimo ochlapywania, zmniejszył dzielącą ich odległość. Gdy już była na tyle blisko, objął ją za uda, chcąc rzucić do wody, lecz wyszło mu to dość pokracznie i nie dość, że ciut za długo zatrzymał swój wzrok na oczach Camelii to ostatecznie obydwoje wylądowali w wodzie. Nie ma co, Connor był bardzo z siebie dumny. Oczywiście był przekonany, że to przez piwo mu nie wyszło.
- Przyjmijmy, że właśnie tak to miało wyglądać. - powiedział, szczerząc się, jak głupi do sera, ukazując swe śnieżno białe zęby.

Camellia Stones
25 y/o, 167 cm
zajmie się twoimi social mediami i asystuje reżyserom w Pinewood Studios
Awatar użytkownika
I'm gonna take a chance, give up all the plans
And here I go again
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Król Lew był zdecydowanie wzruszający i pouczający pod wieloma względami, jednak docenić to można już na późniejszym etapie życia, kiedy niektóre rzeczy nabierają sensu. Przeszłość bolała; ewidentnie bolała. Prawdopodobnie ludzie są zaprogramowani w sposób, aby nawet podświadomie czuć żal do tego, co przeminęło, a na czym zależało. Do ich ostatniego spotkania, Camellia miała pretensje do samej siebie, że nie potrafiła stawić czoła temu, co było i przeminęło. Bo co by było gdyby zaryzykowała?
— Chociaż ten czas kupowania długopisów i różnych przyborów też był fajny — stwierdziła, wspominając, że była to najfajniejsza kwestia powrotu do szkoły. Już będąc dorosłą, patrzyła na te różne mazaki, pisaki i kolorowe notesy, chcąc coś kupić; ale dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie było jej to potrzebne. Zwłaszcza w dobie wszech obowiązującego internetu i mobilnych notatek, które miała zarówno na laptopie, jak i telefonie. — Rzadko kiedy myślę o pracy na wolnym — przyznała. — Chyba, że mam jakieś zaległości, to wtedy nawet zdarza mi się pracować, ale tworzenie mediów społecznościowych wybrałam pomimo mojej pierwszej pracy — wytłumaczyła, bo tworzenie treści traktowała trochę jak hobby. Zwłaszcza, jeśli miała fajne zlecenia, a na obecną chwilę miała stałą współpracę, chociażby z japońską restauracją jej koleżanki. — Ewidentnie musisz nauczyć się odpoczywać — wydała osąd, zastanawiając się realnie, czy Connor nie miał z tym problemu. Gdyby usłyszała o jego pościgu za jadącą karetką to nawet nie miałaby jakichkolwiek wątpliwości. Zaraz kiwnęła krótko głową, w podziękowaniu za przyszłościową propozycję picia piwa.
Ciężko stwierdzić, że do powagi było mu daleko, skoro Camellia w wyobrażeniu nadal miała tego nastoletniego Connora, z którym ciąglę się wydurniała. Posiadanie pokerowej twarzy i nieustępliwego tonu głosu, nie pasowało do niego. Albo inaczej — nie pasowało do jej Walkera, którego śmiechu mogłaby słuchać godzinach w zapętleniu, a każdy uśmiech nieco rozpraszał czarne chmury znad jej głowy w zły dzień.
— Prawda, to imponujące. Ciekawe czy może uda się to powtórzyć. Może trzeba rzucić pomysł, aby zrobić z tego coroczną tradycję? W końcu kiedyś też mogliby zabierać swoje rodziny, jak już będziemy starzy… — Chociaż nie wyobrażała sobie swoich koleżanek z mężami i dziećmi, zwłaszcza jeśli na tym imprezach czasami działy się dziwne rzeczy, a alkoholu raczej nikt nie szczędził. Jednak widok dorastającej paczki przyjaciół byłby najsłodszym widokiem; choć sama nie umiała jeszcze określić swojej przyszłości. Po ostatnich związkach, prędzej wróżyła sobie karierę hot singielki.
— Może na jakiś kryzys wieku średniego stwierdzisz, że potrzebujesz wrażeń… czy coś — skomentowała odnośnie jego kariery w NASA, choć z pewnością nie było to takie łatwe, aby móc po prostu spełnić swoją starczą zachciankę. Gdyby tak było, to niejeden leciałby, aby dla samego lansu wyruszyć w podróż do kosmosu. — Przede wszystkim, trzeba by było zobaczyć, czy kogoś w ogóle poszukują i jakie mają wymagania… choć w zasadzie, w internecie pewnie powinno być napisane. A jak nie Google, to Chat gpt rozwieje twoje wątpliwości — parsknęła, bo w końcu sama niejednokrotnie się go doradzała lub prosiła o wyszukanie jakiś błahych informacji.
— Czemu wstydzić? Bardziej bym stwierdziła, że mogą się bać. Tak jak my nic nie wiemy o nich, tak raczej działa to również w drugą stronę — stwierdziła. Widziała ostatnio artykuł mówiący o tym, że coś frunęło w kierunku ziemi i podejrzewa się, że mogą to być kosmici. Mówiło się też o wielkim meteorycie, choć więcej teorii spiskowych dotyczyło pierwszego zjawiska.
— Jak chciałam ci dać nauczkę, to dręczyłam cię na milion innych sposób… ale nie urywałam z tobą kontaktu. Ciężki mi wytłumaczyć, co poszło nie tak, ale… chyba w pewnym momencie doszłam do wniosku, że masz nowych znajomych, a my to… dziecięca przyjaźń? — stwierdziła. Czasami zdarzało się im mieć ciche dni… zazwyczaj po prostu zdenerwował ją na tyle, że musiała przemyśleć to na chłodno. Taka sytuacja na pewno miała miejsce z raz, może z dwa, bo w większości przypadkach, byli raczej nierozłączni… do czasu. Ale czy tak często nie było? Znajomości zawarte za dzieciaka nie przeżywały presji liceum oraz wkraczania w dorosłość, Camellia miała wrażenie, że u nich tak mogło właśnie być. W pewnym momencie poczuła się nudna, zwłaszcza jeśli zaczęli spędzać ze sobą mniej czasu.
Ciężko było jej spojrzeć mu w oczy, gdy mówił szczerze — o zaufaniu, o poleganiu, o ich całej relacji. Po chwili spojrzała na niego z niewielkim zdziwieniem, będąc w szoku, że mimo wszystko nich myślał. O tym, co mogło być.. I ona również miała przemyślenia na ten temat. — Tak. Zastanawiałam się, czy gdybym nagle się do ciebie odezwała, to byś mnie zjebał, ale czy wszystko łatwo wróciłoby do normy — powiedziała szczerze. Na to liczyła, a nie miała odwagi, aby to sprawdzić; nawet w momencie, kiedy wiedziała, że u Connora nie było dobrze i być może przyjaciółka byłaby mu potrzebna bardziej niż cokolwiek innego. — Tym bardziej, że nie chciałam cię samego zostawiać w trudnych sytuacjach… — dodała zaraz, nieco niepewnie, lekko poruszając temat jego wypadku, ale nie chcąc wchodzić w to głębiej; w końcu czasami były rozmowy, do których się nie wracało. Camellia nie do końca znała dorosłego Walkera i nie wiedziała, co dla niego jest tematem tabu.
— Też bym tego chciała — przyznała. Najchętniej chciałaby się cofnąć o te kilka lat wstecz i nadrobić stracony czas. Niestety, tego już nie będzie w stanie zrobić i w dość przyspieszonej wersji będą musieli spędzić te kilka lat, które ich ominęły.
Kamień spadł jej z serca, gdy usłyszała, że między nimi było okej. Co prawda, powrót do dawnych czasów z pewnością nie nadejdzie z dnia na dzień, ale przynajmniej będą mogli dążyć do poprawy; bez żadnych wyrzutów sumienia i skrupułów.
— Czyli mam zaszczyt uczestniczyć w pierwszej, tegorocznej kąpieli pod nocnym niebem? — zaśmiała się, już będąc razem z nim w wodzie. Sama nie miała okazji w tym roku wskoczyć do jeziora i jednocześnie poczuć się o kilka lat młodszą. — Rekinami? — nie ukrywała nawet swojego rozbawienia. — Oby żaden tutaj jednak nie przywędrował. — Pokręciła głową, zastanawiając się, który rekin mógłby chcieć opuścić życie w oceanie, na rzecz mieszkania w jeziorze. — Nie no, jest przyjemnie. Zwłaszcza w taką pogodę. — I z takim towarzystwem. To szczególnie robiło największą robotę podczas siedzenia w wodzie.
Serce biło jej niemiłosiernie i tu nawet nie było co zastanawiać się od czego. Długie spojrzenie prosto w oczy, mniejsza odległość od siebie i zaraz trafiony zatopiony — i to podwójnie. Dziewczyna była nieco zaniepokojona tym, jak zachowywał się jej organizm; najwyraźniej będzie musiała umówić się do kardiologa, skoro wyczuwa tak nierównomierną pracę swojego serca. Diagnoza — obecność Connora. Tylko Camellia jeszcze nie przyswajała tej informacji. — Jesteś wariatem — powiedziała ze śmiechem i wynurzając się z wody, położyła mu dłonie na ramionach, żeby się go przytrzymać. Jedną z dłoni przetarła oczy, aby dopiero po chwili je otworzyć i napotkać od razu na pięknie uśmiechniętego chłopaka. Teraz to ona spojrzała na niego nieco dłużej, niż planowała — dodatkowo nagle zapomniała, jak się mówi. Kątem oka dostrzegła błysk na niebie, przez co gwałtownie odwróciła głowę w bok. — Spadająca gwiazda! Pomyśl życzenie, szybko — rzuciła, wskazując palcem na niebo i sama przymknęła oczy, żeby pomyśleć o życzeniu — jednym z kilku, ale teraz najbardziej pasującym do sytuacji.

Connor Walker
25 y/o, 180 cm
Ratownik medyczny w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
ratuje ludzi i driftuje karetką
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Bardzo często było tak, że gdy oglądało się jakąś bajkę wiele lat później, będąc już osobą dorosłą, to zaczynało się dokładnie rozumieć sens oraz morał, jaki ze sobą niosła. Tak samo było ze zrozumieniem kwestii dialogowych, dlatego zazwyczaj później się z nich śmiano lub przez nie płakano.
- No… w sumie tak. Lepiej się kupowało przybory niż książki. - stwierdził, przypominając sobie, gdy już znał rozkład podręczników i jeździł za nimi po księgarniach, a potem, będąc ciekawym co go wkrótce czeka, zaczynał je przeglądać i po kilku stronach żałował że zajrzał.
- Ach to odliczanie od wakacji do świąt i od świąt do kolejnego wolnego… - odparł, wracając pamięcią do tamtych czasów, gdy siedząc w ławce, spoglądał na zegarek wiszący na ścianie i obliczał, ile minut zostało do dzwonka, a co jakiś czas liczył, za ile dni będzie mógł siedzieć do późnej nocy i spać tyle, ile chciał.
- A, to prawidłowo. Wolne to wolne. Wtedy powinno się odpoczywać i ładować baterie, a nie myśleć o robocie. - powiedział zgodnie z tym, jak uważał. Bardzo szanował za to Camellię, ponieważ to żadne wolne, gdy głowę zaprzątała praca i kusiło zajrzenie do firmowego maila lub (o ile się taki miało) telefonu, by zobaczyć, czy nikt nie wysłał żadnej wiadomości.
- A gdzie najpierw pracowałaś? - spytał z czystej ciekawości, bo choć pewnie mama Camelli przekazała tę informację mamie Connora, to mimo wszystko, jakoś nie mógł sobie przypomnieć, a poza tym, co innego usłyszeć przypadkiem, a co innego dowiedzieć się osobiście.
- Już ktoś mi to kiedyś też powiedział.. ale kto wie, może Ciebie bardziej posłucham. - odparł, zabawnie poruszając brwiami i szturchając łokciem Camellię. No ale zaraz zeszli z tematu dotyczącego myśleniu o pracy, a przeszli na temat związany z wyjazdem i w sumie, spodobał mu się pomysł o corocznej tradycji.
- Wiesz co? To brzmi całkiem fajnie. Taka coroczna tradycja… wiele wspomnień byłoby związanych z tym miejscem. W sumie, my też teraz je tworzymy. - stwierdził, wyobrażając sobie, jak przyjeżdżają tu za kilka lat, a po pomoście biegają dzieciaki.Ciekawe jak wyglądałyby nasze rodziny… pomyślał, choć nie chciał sobie wyobrażać Camelli z jakimś obcym chłopem, bo tylko zaczynał się denerwować (zresztą nie pierwszy raz się na tym denerwowaniu łapał).
- Jest to prawdopodobne. - stwierdził, bo Melcia miała rację. Faktycznie z wiekiem mógł mieć niedobór adrenaliny albo wrażeń, przez co zacząłby robić listę, co by zrobił. W sumie to i teraz miał w głowie stworzoną taką małą listę marzeń.
Connor skinął głową, zgadzając się, że swoje poszukiwania powinien zacząć od wejścia do przeglądarki i sprawdzenia potrzebnych informacji.
- No, czyli będzie można sobie jakoś to ogarnąć. A najlepiej by było mieć jakiegoś znajomego siedzącego w NASA, który szepnąłby parę dobrych słów o mnie. - stwiedził, doskonale wiedząc, iż bądź co bądź, znajomości też robiły swoje. Niejednokrotnie było tak, że po znajomości ktoś dostawał wakat albo nawet i lepsze warunki. Tak naprawdę, liczyły się tylko pieniądze i znajomości. A! I doświadczenie. zaczął sobie wymieniać w myślach, lecz ponieważ zaraz rozmowa zeszła na dość poważny temat, Connor włączył tryb milczenia i uważnego słania.
- No… też racja. - stwierdził myśląc, że Camellia wyczuje, iż poprzednie słowa które wypowiedział, nie były powiedziane poważnie ale już uznał, że nie wyjaśni tego.
Walker przełknął ślinę i uważnie wysłuchał kolejnych słów dziewczyny.
- No właśnie wiele razy zastanawiałem się, w którym momencie przegiąłem… albo myślałem, że mnie po prostu prankujesz i czekałem, aż się zjawisz by powiedzieć coś w stylu Mam Cię! a ja bym Ci odpowiedział, że to bardzo głupi żart. - odparł zgodnie ze swoim przekonaniem i tym, co myślał wtedy. Czasami nawet mu się to śniło, ale bardzo często w różnych wersjach.
- Mimo wszystko.... dziękuję Camellia... - powiedział, robiąc krótką przerwę, by wypuścić nabrane wcześniej powietrze i spojrzeć dziewczynie prosto w oczy.
- Dziękuję za te przeprosiny i wyjaśnienie. Serio, bardzo to doceniam. - powiedział, posyłając Melci ciepły uśmiech. Dla niego to naprawdę wiele znaczyło. Żałował jedynie czasu i zastanawiał się, czy starać się jakoś nadrobić i załatać tę lukę czasową, czy po prostu pozwolić na to, by ich znajomość szła do przodu.
Czyli ona też myślała nad scenariuszem wydarzeń… pomyślał i kiedy miał otwierać usta, by coś powiedzieć lecz ostatecznie zrezygnował z wypowiedzenia czegokolwiek - jedynie przytulił ją do siebie, wcześniej siadając tak, by być do Stones przodem. Nie zrobiłby tego, ale w głosie Camelli słyszał, iż mówiła szczerze, a także do tego gestu zmotywowały go jej kolejne słowa, mówiące o tym, że też by chciała, by między nimi było okej.
No ale potem oboje skończyli w wodzie.
- Dokładnie tak i trzymajmy kciuki, by rekiny tu nie przypłynęły. - powiedział, skinąwszy głową, a gdy jedna rzecz do niego dotarła, wykonał dość głośnego facepalma.
- Przepraszam, nie wiem czemu pomyślałem akurat o rekinach… - naprawdę nie wiedział, co mu do głowy strzeliło bo Przecież nie ma szans, by ten drapieżnik się dostał do jeziora. Chyba jedną opcją byłoby przetransportowanie go w jakiś sposób. pomyślał.
- Dobrze, że nie pada. - stwierdził - Chociaż… najwyżej pływalibyśmy w deszczu. Taki tam dodatek Z cukru nie jesteśmy, więc byśmy się nie rozpuścili. - odparł, jakby właśnie przemawiał o jakiejś oczywistej oczywistości. Chociaż Camellia jest taka słodka, że kto wie, czy faktycznie nie była z cukru… ZNACZY CO?! Szybko zanurkował jakby chciał się schować i oczyścić z myśli, która przemknęła mu po głowie.
- Oj tam, oj tam. Ja wariatem? Nieee. - powiedział, choć zaraz parsknął dość głośnym śmiechem. Nie wiedział, czy to przez otoczenie, czy coś innego, ale chciał być blisko Camelli. Lubił jej perfumy.
- Co? A! No już myślę, już myślę! - odkrzyknął, zamykając oczy i wysyłając poprzez myśli swoją prośbę.
- Pomyślałem, a Ty? - spytał z całkowicie czystej ciekawości, a ponieważ słyszał, że chwalenie się życzeniami powoduje iż się nie spełniają, to nie zamierzał nikogo, kto w to wierzył, nie pytał o to “pomyślane życzenie”.
- O, a tam leci Perseida! A tam jest Wielki Wóz… ale mega! - stwierdził sam do siebie, trzymając głowę w górze, dopóki go nie zaczęła boleć - to wtedy opuszczał szyję i niby ukradkiem spoglądał na Camellię, jak gdyby nigdy nic mając nadzieję, że ona tego nie zauważy - ale po prostu nie mógł się powstrzymać. To było silniejsze od niego... Ale oczywiście, gdy tylko miał wrażenie, że mógł zostać przyłapany, podnosił głowę i patrzył w niebo. Taktyczny ruch.


Camellia Stones
25 y/o, 167 cm
zajmie się twoimi social mediami i asystuje reżyserom w Pinewood Studios
Awatar użytkownika
I'm gonna take a chance, give up all the plans
And here I go again
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

— Odliczanie od wakacji do świąt to jedno, ale po drodze było jeszcze kilka innych okazji, żeby świętować. Halloween to dzień, który zawsze będę miło wspominać. — Bo nieważne, czy był to środek tygodnia czy niedziela, chodziło się i zbierało te cukierki, a za późniejszych czasów, chodziło się na imprezy przebierane; początkowo organizowane przez szkołę, lecz później już na te w mniejszych grupach. Gdyby ich przyjaźń przetrwała próbę szkoły średniej, to Camellia była wręcz przekonana, że mieliby najlepsze matching stroje.
— No tak, prawda jest taka, że w większości spraw nikt nam nie płaci za przejmowanie się po godzinach. No chyba że załatwienie czegoś później jest planowane, a nie wynikiem tremy — stwierdziła, bo czasami zdarzało jej się coś robić poza godzinami kampanii. Jednak musiała je odpowiednio przygotować, aby były dobrze wyreżyserowane. Całą otoczką zajmowali się odpowiedni ludzie, ale Stones czasami potrzebowała tego chef kiss z rzeczy, która idzie z jej rąk i całkiem spaja wszystko ze sobą.
— Najpierw zaczęłam pracować jako asystentka reżysera w kampaniach reklamowych. Znaczy, nadal tam pracuję. Bardziej chodziło mi o to, że robienie social mediów jest dla mnie drugą pracą, bardziej taka rozrywkową. Hobby i tak dalej — wyjaśniła, bo w zasadzie pracuje tam już od dłuższego czasu; najpierw staż, a później wzięli już ją do poważniejszej roboty, za co była wdzięczna. Miała okazję pracować z naprawdę dobrymi reżyserami.
— Ktoś? Najpewniej zakładam twoją mamę. Zawsze się martwi, jak bierzesz za dużo godzin — powiedziała, wzruszając lekko ramionami. Słyszała co nie co, jak bywała w domu. Czasami po prostu z nimi rozmawiała, a kobiety mówiły o Connorze, a dziewczyna udawała, że nie słucha. Z tyłu głowy zawsze zastanawiała się, czy się nie przepracowuje i czy nie będzie mieć przykrych skutków brania nadgodzin. — Ale mówisz, że mnie może bardziej posłuchasz? Obiecuję nic nie mówić twojej mamie, bo jeszcze się obrazi. W zasadzie, to i na ciebie, i na mnie — zaśmiała się, sama zaraz go lekko szturchając. Nie była wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o trzymanie się godzin pracy, ale jednocześnie szanowała work life balance. Byłaby gotowa nauczyć tego Walkera, choć nie wiedziała, czy jej serce wytrzyma kolejną ilość szybszych uderzeń.
— A no… to prawda. Wszystko co tu się dzieje, tworzy wspomnienia. Nawet to, że teraz tu siedzimy i sobie rozmawiamy — powiedziała, kiwając głową i ignorując tę piekącą myśli, że być może to miejsce zasługuje na bycie ich miejscem. Pomost, na którym dojdzie do zawieszenia tego dziwnego zawieszenia między nimi i który w końcu ich pogodzi, tworząc coś nowego. Daleko od siebie oddalała myśl, że mógłby przyprowadzić tutaj jakąś niunię, a co gorsza, ich wspólne dzieci. Wtedy jej serce pękłoby na pół, nawet jeśli nie zdawała sobie teraz o tym sprawy.
— No tak, cholerne kontakty… Mimo wszystko nie wątpię, że doceniają cię również za inne umiejętności i wartości, które masz i które reprezentujesz. Bo bez szepnięcia o tobie dobrych słów, wszystko powinno być jasne, klarowne i idealne. — To wszystko to było przypuszczenia, ale naprawdę wierzyła, że komisja mogłaby być nim zauroczona. Patrząc na niego, nie dało się myśleć inaczej. Nie dość, że przystojny astronauta, to na dodatek miły i przystojny. Tak zwany chłopak z misją, który najlepiej sprawdzi się do zadań specjalnych.
— Dobrze wiedzieć po czasie, że odpowiedziałbyś tak — powiedziała cicho, w tym momencie nie przenosząc na niego spojrzenia, a wracając do zabawy pierścionkiem na palcu. — Ale czasu nie cofniemy już, niestety… teraz to jak już będziesz mógł mi zrobić prezentację w powerpoincie, aby mogła nadrobić zaległości — rzuciła na rozładowanie atmosfery i w tym momencie miała przeogromną ochotę, żeby oprzeć głowę na jego ramieniu i głęboko odetchnąć. Jakby ten krótki kontakt fizyczny miałby odebrać od niej całe napięcie, które już przez tę chwilę zebrało się w jej ciele.
Zaraz jednak zrobił coś, czego sama się nie spodziewała. Nim zdążyła jakkolwiek zareagować, Connor przytulił ją do siebie, a jej przez ten gest nieco zaszkliły się oczy. Nie możesz płakać, zleci ci cały tusz z oczu. Musiała upominać siebie w myślach, wznosić spojrzenie ku sufitowi, aby finalnie przymknąć oczy i tylko trochę, tylko na chwilę wtulić się w jego ramię, obejmując go szczelnie. Mogłaby zostać już tak na zawsze, jednak wiedziała, że nie tak działa świat. Zaraz rzeczywistość uderzy w życiu albo spotkanie z rześką taflą jeziora.
— A daj spokój, dużo informacji to już mózg się topi. Jeszcze ten upał w dzień… — powiedziała z rozbawieniem, po tym przytulasie spoglądając na niego bardziej miękkim spojrzeniem. Zupełnie jakby coś w niej pękło i teraz zamieniła się w wielką przylepę. Nie chciała jednak go tak osaczać podczas pierwszego prawilnego spotkania. — Już i tak jesteśmy cali mokrzy. Deszcz by dodał klimatu, chociaż wtedy perseidy byłyby mniej widoczne. — Klimatu? Nie do końca chyba przemyślała swoje słowa, bo do romantyzmu ich brakowało, ale najwidoczniej wypite piwo, zwłaszcza ta końcówka duszkiem, zaczynała jej się dawać we znaki — a przynajmniej na tyle, że biedny Connor mógł zwątpić o co chodzi. Sama najchętniej byłaby bliżej niego, wspominając przytulasa sprzed chwili, kiedy świat na chwilę się zatrzymał, a sama uspokajała się i wyciszała wariujące myśli.
— Ale pamiętaj! Tylko myśl — przypomniała mu, bo czasami nie chciałaby usłyszeć jego życzenia. Nie chciałaby, aby przez to szybko mógłby się pożegnać ze swoim małym marzeniem, nawet jeśli gwiazdy nie miały stuprocentowego wpływu na życie. — Pomyślałam. Teraz niech się dzieje wola nieba — stwierdziła. Była gotowa na wszystko, ale wszystko co najlepsze.
— Znasz się na gwiazdach? Jest czegoś, czego nie umiesz, panie złota rączko i gwiazdoznawco? — widząc jak celnie wskazuje Wielki Wóz, zapytała cicho i po chwili krótko się zaśmiała. Zadarła lekko głowę, żeby na niego spojrzeć — niestety, czasami wzrok innych można było wyczuć na sobie i teraz jej się właśnie tak wydawało; lecz za każdym razem było inaczej i Connor na nią nie spoglądał. Zastanawiała się, czy już miała paranoję. — Niebo jest piękne. Zarówno nocne gwiazdy, jak i wschód oraz zachód. Wszystko jest najlepiej obserwować z takim miejscówek jak tu, aczkolwiek miała fazę na naukę nieba i jednego lata siedziałam co wieczór na balkonie i uczyłam się konstelacji — wspomniała, traktując to jako jedno z lepszych wspomnień jednego z lat. — A i tak często nie mogę się ich dopatrzeć. Widzisz jeszcze coś na niebie? — westchnęła i dla niepoznaki przysunęła się nieco bliżej, aby mieć jak najlepszą jego perspektywę; mogło być co prawda lepiej, ale nie chciała sama przekraczać granicy, nie chciała wyjść na debilkę, że coś nadinterpretowała…

Connor Walker
25 y/o, 180 cm
Ratownik medyczny w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
ratuje ludzi i driftuje karetką
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

- O racja. Pamiętam, jak razem łaziliśmy i zbieraliśmy cukierki, a potem liczyliśmy ile uzbieraliśmy i albo jeszcze tego samego wieczoru zaczynaliśmy je zjadać, ale zjadaliśmy je następnego dnia. Może w tym roku wyskoczymy gdzieś razem? - zaproponował nieśmiało, mając na myśli imprezę halloweenową bo co roku gdzieś coś było organizowane, choć oczywiście nie miał nic przeciwko, jeżeli mieliby zbierać cuksy Ciekawe, czy ktokolwiek by nam dał... chociaż przecież zbieranie cuksów nie miało ograniczenia wiekowego, a przynajmniej Connor niczego takiego nie kojarzył. Poza tym, drugą kwestią było, czy nie będzie miał na nocną zmianę na karetkę... no, ale miał nadzieję, że dostanie poranną, by szybko po powrocie wskoczyć w strój i spotkać się z Camellią pobiec na imprezę.
- To prawda. Ja czasami... po prostu chciałem dłużej pojeździć karetką, a czasami musiałem wspomóc kolejną zmianę, bo ratownik który miał być, zachorował. - Trzecią rzeczą dlaczego brałem nadgodziny, były problemy ze snem. dokończył w myślach, nie chcąc wyjawiać Melci tego powodu, ponieważ nie chciał, żeby się martwiła. Na pewno miała wiele swoich zmartwień. Po co mam jej dokładać jeszcze swoich...
- Asystentka reżysera, no proszę... Planujesz kiedyś sama zostać reżyserką? - zapytał zaciekawiony. Szczerze? Wolałby, aby sama nią była, bo domyślał się, że jako asystentka, spełniała prośby gości, którzy mieli wizję na daną reklamę. Korciło go aby zapytać, czy zdarzyło jej się z którymś reżyserem przekroczyć granicę znajomości, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język.
Słysząc o tym, o kim pomyślała Stones, Walker parsknął śmiechem ale cóż no... miała rację, dlatego skinął głową.
- Strzał w dziesiątkę. - odpowiedział, gdy już przestał się śmiać.
-Doceniam, że się martwi ale no... na niektóre rzeczy nie mam wpływu. - stwierdził, wzruszając lekko ramionami.
Ponownie parsknął śmiechem, gdy usłyszał obietnicę Camellii.
- Dziękuję. Bardzo doceniam tę decyzję. Lepiej jej nie denerwować, bo potem musielibyśmy obmyślić plan, żeby nam wybaczyła. - z tego co kojarzył, jego mama na szczęście nie potrafiła się długo gniewać No chyba, że na ojca... raz nawet tydzień się do siebie nie odzywali, a nawet spali oddzielnie - ojciec na kanapie w salonie, a mama w sypialni na łóżku. Connor wtedy zastanawiał się, czy może jakoś pomóc, ale raczej nie było jak. Poczuł ulgę, gdy wreszcie zaczęli znowu rozmawiać. Miał też nadzieję, że więcej w jego rodzinie nie będzie aż takiej kłótni.
- Mhm, prawda. - skinął głową, zgadzając się. Nie zamierzał zapomnieć wspomnień z tego miejsca, szczególnie, że dzielił je z osobą, na której mu wbrew pozorom zależało. Cóż, on też nawet nie chciał myśleć, że za jakiś czas, Camellia przyjedzie tu z kimś totalnie obcym i gromadką dzieci. Zacisnął pięść i pomyślał o czymś innym, bo inaczej.. nie no, nie krzyknąłby tu, bo jeszcze wzięto by go za wariata. W dodatku nie potrafiłby się usprawiedliwić.
- To bardzo... miłe, że tak uważasz. Serio. Dziękuję. - powiedział, unosząc kąciki ust, by posłać Camelii ciepły uśmiech. Po takich słowach, wysłałby swoje CV do nasa już w tamtej chwili, lecz niczego takiego nie zrobił bo nie miał go gotowego w swoim telefonie.
W sumie faktycznie prezka nie był takim złym pomysłem. pomyślał Connor, w głowie układając sobie slajdy, bazując na wspomnieniach, po tym, jak został zablokowany, do ich ponownego (przypadkowego) spotkania.
Szczerze? Gdy poczuł, jak Stones wtula się w jego ramię, Connor uśmiechnął się sam do siebie i poczuł jakby taki ciepły prąd, przepływał w tamtej chwili przez jego całe ciało.
- Fakt, czasu nie cofniemy ale wiesz co? Zrobię tę prezkę. tylko nie wiem kiedy. zgodził się, bo po chwili namysłu uznał to za lepszą formę niż opowiadanie. Gdybym zaczął opowiadać, to pewnie zasnęłaby całkiem szybko. nawet sobie wyobraził, jak to się prezentuje niczym nauczyciel, a ona śpi, mając głowę opartą na rękach. Czy by ją skrzyczał? Absolutnie nie. Pozwoliłby jej spać dalej.
- A na koniec odpytam z tego, ile zapamiętałaś. - dodał, rzecz jasna żartując.
Zaraz jednak czas jakby stanął w miejscu, ponieważ Camellia odwzajemniła uścisk, a to dla niego naprawdę wiele znaczyło. Nie musiała nic mówić. Uniósł lekko kąciki ust, a serce zaczęło bić szybciej. Przy okazji też, zaciągał się jej zapachem a miała bardzo ładne perfumy. No ale to co dobre, szybko się kończy i zaraz powrócili do poprzedniej odległości - choć Connora bardzo kusiło, żeby to powtórzyć.
- Noo, masakra. Ciekawe kiedy przyjdą chłodne dni. - odpowiedział, zastanawiając się, czy będzie jakieś przejście, czy od razu zaatakują ich mrozy.
- Coś kosztem czegoś. Albo jak Ty to powiedziałaś, klimat, albo perseidy. - niestety taka prawda. Gdyby miało padać, niebo nie byłoby tak gwieździste, tylko zachmurzone, a przez chmury raczej niczego by nie zauważyli.
Connor parsknął śmiechem, ale posłusznie zamknął oczy i pomyślał życzenie. Gdy skończył, spojrzał na dziewczynę i skinął głową, gdy ona także pomyślała swoje. Bardzo był ciekaw, czego sobie życzyła, ale nie zamierzał wypytywać, szczególnie, że sobie uświadomił jedną rzecz, a mianowicie, iż wciąż są w wodzie.
- Lepiej chodźmy już z wody, bo jeszcze mi się przeziębisz i będzie słabo. - powiedział, jakby nagle sobie uświadomił, że przecież nadal są w wodzie. Nie chcąc słuchać sprzeciwów, wziął Camellię na ręce (jedną rękę mając pod jej nogami, a drugą pod plecami) i postawił ją, gdy ponownie znaleźli się na molo. Wziąwszy swój ręcznik, opatulił nim Melcię.
- Jeśli Ci zimno, możemy wrócić do środka. - dla niego to nie był żaden problem. Zobaczyli co mieli zobaczyć, popływali, więc wszystko mógł odhaczyć na swojej liście. Nawet punkt dodatkowy w postaci przytulasa mógł odhaczyć.
Parsknął znowu śmiechem, gdy usłyszał pytanie.
- Znam tylko kilka. Wielki Wóz, Mały Wóz, Oriona i Gwiazdę Polarną. - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Nie umiem na przykład gotować. No i z historii Ci raczej zbyt wiele nie poopowiadam. - powiedział zgodnie z prawdą. Jedyną epoką, która go interesowała, było średniowiecze a tak, musiał naprawdę dużo czasu poświęcić, by zapamiętać różne wydarzenia.
Nie tak piękne jak Ty... powiedział w myślach, odnosząc się do piękna nieba. Uważał za urocze fakt, że dziewczyna uczyła się konstelacji. Chyba Connor wiedział, co jej kupi na urodziny albo święta.
- Może jeśli się uda... wybierzemy się na wschód słońca? A jak nie jutro, to pojutrze. - zaproponował, bo wątpił, by udało im się nazajutrz wstać odpowiednio rano.
Słysząc pytanie, uniósł głowę.
- Tam jest Mały Wóz. Więcej... chyba nic nie widzę. A i tam jest Gwiazda Polarna. - wskazał na gwiazdę zlokalizowaną na tyle wspomnianego Małego Wozu.

Camellia Stones
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”