

Miał dobry start i nigdy nie próbował tego ukrywać. Dziadkowie od strony mamy mieli własną firmę produkującą leki, dziadkowie od strony ojca obracali się w środowisku politycznym. Początkowo mieszkał u rodziców na przemian, jednak gdy miał dwanaście lat, zdiagnozowano u niego białaczkę, a tym samym przeprowadził się już na stałe do Toronto. Jego tata był już wtedy znanym i dobrze zarabiającym maklerem, mama miała własną, rozwojową karierę w obszarze medycyny, jednak kiedy przyszło do leczenia go, postawili wszystko na tę kartę.
W szpitalach spędził trzy lata, raz prawie umarł, bo nie można było odnaleźć jego bliźniaka genetycznego, który mógłby mu darować swój szpik. W końcu jednak się udało, a Hyacinth wyszedł ze szpitala, zdrowy i szczęśliwy, choć z wizją ciągłego podlegania kontrolom, aby przypadkiem nie przeżywać tego wszystkiego na nowo.
Na studia przeprowadził się do Anglii, konkretnie do Cambridge, gdzie zdobył tytuł psychologa. Swoje lata za granicą wspomina dobrze — był to dla Hyacintha okres poznawania samego siebie, swoich pragnień, pasji, upodobań, ale też tego, jak bardzo był w stanie kochać. Bo zakochiwał się bardzo szybko i bardzo intensywnie, oddając całego siebie do relacji, w którą się zaangażował. Kilkukrotnie płakał, kilkukrotnie ktoś płakał przez niego, jednak żadnego z tych przeżyć nie żałuje i uważa, że one wszystkie ukształtowały go i nauczyły czegoś o sobie.
Pierwsze doświadczenie marketingowe zdobył jeszcze na studiach i właśnie wtedy zrozumiał, że jest to coś, czym chce się zajmować. Zaczął łapać się kolejnych projektów, jednocześnie robiąc kursy, które miały mu pomóc uporządkować wiedzę. Gdy więc wrócił po studiach do Toronto, miał zaplecze, które pozwoliło mu szybko wskoczyć w karierę, którą chciał rozwijać, nie podobała mu się bowiem wizja spędzenia całego życia jako nepo baby.