-
survival taught me when to show my scars and when to hide themnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
Virginia szczerze uwielbiała prowadzone przez siebie zajęcia w domu kultury. One pomagały tym zagubionym dzieciakom inaczej spojrzeć na swoje – wielokrotnie beznadziejne – życie. Gdy trafiały pod opiekę Ginny, to znajdowały się na samym dnie i nie widziały żadnych perspektyw dla siebie, co połączone z tym bardzo trudnym nastoletnim czasem dojrzewania było mieszanką wybuchową. Zadaniem Stone było pokazanie, że ich życie jeszcze się nie skończyło. Ono w gruncie rzeczy dopiero się zaczynało, chociaż sami jeszcze tego nie dostrzegali i tutaj pojawiała się Ginny ze swoją m i s j ą. Jej celem było otworzenie im oczu, pokazanie, że ich świat jeszcze się nie zawalił, nawet jeżeli ich start życiowy był beznadziejny albo gdy popełnili już błędy, które odcisnęły się na ich kartotece. Wierzyła, że te pogubione dusze potrzebowały tylko osoby, która wskaże im odpowiedni kierunek, a wtedy mają jeszcze szanse na dotarcie do dobrego miejsca.
— Dziękuję wszystkim za udział w dzisiejszych zajęciach! Widzimy się w najbliższy wtorek, mam nadzieję, że w takim samym gronie. Chloe, mogę cię poprosić na chwilę? — powiedziała, żegnając się ze wszystkimi, a na sam koniec kierując swoje słowa do dziewczyny, która pierwszy raz zdecydowała się na pojawienie się na zajęciach. Chciała zamienić z nią kilka słów, zapytać o jej wrażenia odnośnie formy tych zajęć i innych uczestników. Nowym osobom zawsze było najtrudniej odnaleźć się w grupie, która spotykała się już od dawna, ale każdy kiedyś to przechodził i przychodził na zajęcia po raz pierwszy.
Dzieciaki zaczynały się zbierać, a ona kończąc rozmowę z Chloe, zobaczyła, że za przeszklonymi drzwiami jej sali stoi ktoś, kto uczestnikiem tych zajęć na pewno nie był, ale kto – jak nikt inny – mógł dogadać się z tymi dzieciakami.
— Proszę o uwagę! Zapomniałam wspomnieć, że na kolejnych zajęciach będziemy mieli wyjątkowego gościa, więc tym bardziej zachęcam wszystkich do udziału — powiedziała wystarczająco głośno, żeby jej słowa usłyszał także Nicholas, w stronę którego powędrowało jej przebiegłe spojrzenie. Teraz już temat został podklepany, nie miał wyboru, musiał dać ponownie się namówić! Dla Stone zajęcia, na których pojawiały się inne osoby – i to takie, które mogły podzielić się swoją równie niełatwą historią – były bardzo ważnym elementem, bo wtedy okazywało się, że to wszystko, o czym mówiła Ginny, czyli możliwość wyjścia na prostą, było naprawdę realne i osiągalne.
Podopieczni sprzątali sztalugi, bo dzisiejsze zajęcia były powiązane z malarstwem, gdy Stone udała się w stronę drzwi i otworzyła je zamaszyście z szerokim uśmiechem na twarzy, po czym podparła się o ich krawędź, nieświadomie brudząc je farbą, którą miała wysmarowane dłonie.
— No cześć! — przywitała się entuzjastycznie. — Z ogromną przyjemnością poprowadzisz ze mną następne zajęcia, prawda? Już obiecałam, więc nie możesz się wycofać, Nick. Wiesz, że ja nie jestem gołosłowna — powiedziała, przechylając głowę na bok i działając swoją ulubioną metodą, czyli próbowała go zagadać. Tak, żeby po prostu nie mógł się wywinąć z tej całej sytuacji. — Zrobimy, co będziesz chciał. Serio, przerabiałam już chyba niemal wszystkie możliwe rodzaje zajęć artystycznych. Możesz sobie wybrać. Albo nawet nie musisz wybierać, jak chcesz, to ja mogę — dopowiedziała od siebie, pewnie mówiłaby jeszcze więcej, ale zza jej pleców dobiegł huk. Jeden z nastolatków przewrócił sztalugę, co sprawiło, że Ginny obejrzała się za siebie, żeby skontrolować sytuację, a jednocześnie na chwilę umilkła, niechcący dając Nickowi przestrzeń na odpowiedź.
Nicholas Falcone
ginny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście
⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty
⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów
⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci
⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue
⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie
⟡ brak akapitów i ściany tekstu
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskiepostaćautor
2.
Co ja tu robię? — te słowa powtarza całą drogę pod nosem. Gdy sięga pamięcią do chwili w warsztacie, kiedy blondynka pierwszy raz zasugerowała mu ten pomysł – pamięta to doskonale – odpowiedział jej grzecznie, ale stanowczo odmawiając, ta jednak w swej upartości przywodziła na myśl upartą muchę, co lata nad uchem i nie daje spokoju. Za każdym razem, gdy odwiedzała warsztat ze swym rowerem, który nieustanie się psuł próbowała, nakłonić go do tego jej pomysłu, jaki dla Falcone wydawał się, co najmniej absurdalny.
Taki był w istocie, bo Stone nie miała pojęcia o tym, co skrywał za maską sympatycznego mechanika. Nie był wzorem do naśladowania; nie wyrwał się z bagna, jest wręcz przeciwnie – on tkwi w tym bagnie po uszy i wie, że nie ma innej drogi, aby się wydostać, jak pozwolić, aby to, co robił pochłonęło go w zupełności, to jedyna droga, a łudzenie się, że może spróbować żyć inaczej, jest ironicznym śmiechem losu, bo dla osób, takich jak on nie ma innej ścieżki.
Oczywiście programy socjalne i inne odbudowy ludzi zniszczonych przez życie lub wywodzących się z domów pełnych przemocy i patologii istnieją i pomagają zapewne, jakiemuś procentowi tych dzieciaków. Ale nie łudził się nigdy jeśli szło o jego własne życie – ono zostało dawno temu skreślone z listy tych, które mogą dostąpić zaszczytu wyrwania się z tego szamba. Co gorsze akceptował swój los i wedle tego dyktanda żył, tak jakby potrafił się dostosować, a może od zawsze ta sztuka adaptacji do nowych – niesprzyjających warunków była jego mocną stroną? Czy to w sierocińcu, czy na ulicy?
Czasem wydawało mu się, że to nawet lubi.
Do czasu, kiedy optymistycznie nastawiona blondynka zagadała go i postawiła niejako przed faktem dokonanym, a on nie znalazł w sobie na tyle asertywności, by odseparować się od tej propozycji – przeklinał w duchu ten moment słabości. Bo chociaż przez moment, mógł poczuć się tak… całkowicie normalnie, jakby właśnie takie życie prowadził, wręcz uwierzył w to, aż za bardzo.
Przyglądał się, przez szklane drzwi pracy, jaką wykonywała z dzieciakami. Męczony wewnętrzną wojną i pytaniami, czy gdyby ktoś się nim tak zainteresował, to czy byłby w tym miejscu, w jakim jest? Może faktycznie wyszedłby na ludzi i… westchnięcie przecina ciszę. A gdy leniwie podnosił wzrok blondynka, już zmierza w jego kierunku.
Jego usta otworzyły się, tylko na tyle by mogły zaraz zamknąć.
Znów to samo.
Skrzywił się, ale pozwalał jej na to, by mówiła. Szczerze wolał, kiedy to ona trajkotała, niż gdyby on miał, cokolwiek w tej kwestii dodawać lub sugerować. Jego wzrok przemknął nad ramieniem Stone i stopniowo przeczesywał salę, w której odbywały się zajęcia. W pewnym momencie zatrzymał się na twarzy młodej dziewczyny i mimowolnie wrócił do blondynki: — Znasz wszystkich uczestników tych zajęć? — zapytał, nieco szorstko, ale w mig przypomniał sobie o uśmiechu. Zignorował dźwięk upadającej sztalugi, całkowicie skupiony na Ginny.
— Czy to dobry pomysł? Nie uważasz, że jako zwykły mechanik, mogę być kiepskim wyborem do zaszczepienia w tych dzieciakach, czegoś na kształt motywacji, by zupełnie nie stoczyć się? — uśmiech, jakim obdarzał kobietę przybiera, nieco kwaśny wyraz. A jego spojrzenie jasno sugeruje, że nawet w tej chwili jest w stanie zrezygnować z tego pomysłu, bo nie uważa, aby jego historia, to co przeszedł, mogło jakkolwiek wpłynąć na czyjeś losy.
Pomijając fakt, że wcale nie odciął się od półświatka przestępczego i wciąż należy do mafijnej rodziny. Najzwyczajniej w świecie nie przepadał za kłamaniem w żywe oczy, ale wolał wyjść na mruka i dupka, niż uświadamiać blondynkę, o tym, że statystycznie większość z tych nastolatków skończy gorzej od niego. Trudno szukać iskierek nadziei w oczach, które już zgasły.
Virginia C. Stone
-
survival taught me when to show my scars and when to hide themnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
Dzięki swoim licznym – jakże nieprzyjemnym – doświadczeniom zawodowym Virginia wypracowała sobie świetny instynkt wobec ludzi, który ostatnimi czasy wcale jej nie zawodził. Naturalnie w pracy kierowała się faktami i dokumentami, ale gdy miała pewne przeczucia do kogoś, to zazwyczaj one się spełniały. Nicholas zrobił na niej bardzo dobre, w znaczeniu zwyczajne, wrażenie. Najistotniejszy był fakt, że jego pracodawca miał o nim – młodym człowieku – bardzo dobre zdanie, co było iście niespotykanym zjawiskiem. Zazwyczaj starsze osoby narzekały na te młodsze, bo te były niepracowite, niekulturalne bądź zwyczajnie prezentowały inny zestaw zasad – bądź ich brak. Falcone był inny. To, co później zobaczyła sama Stone, potwierdziło jej początkowe przeświadczenia i tak już zwyczajnie zostało. Blondynka żyła w błogiej nieświadomości, że Nick nie jest tylko zwykłym mechanikiem.
— Oczywiście, że tak — odpowiedziała bez najmniejszego zawahania, tonem nader poważnym, bo przecież chodziło o dzieciaki, które nie były zbieraniną z całego Toronto, tylko były tymi konkretnymi, problematycznymi, którym realnie chciała pomóc. — Niektórych znam dłużej, innych krócej, ale znam ich wszystkich. Nas system niestety nie jest idealny, to i tak jest garstka osób, którymi się zajmuję — powiedziała, odwracając ponownie wzrok w ich stronę, bo wydawało się jej, że komentarz Nicholasa odnosił się do ilości dzieciaków, z którymi współpracowała. Jednak była ich tutaj cała gromadka, a Virginia była jedna na nich wszystkich. Niestety taka była rzeczywistość, a ona sama chociaż chciałaby móc pomóc wszystkim, to nie była w stanie wydłużyć swojej doby.
— To jest świetny pomysł, Nick! — powiedziała z przekonaniem i determinacją, które były dla niej charakterystyczne, wykonując jeszcze krok do przodu i układając swoje dłonie na jego ramionach, które delikatnie zacisnęła. — Myślisz, że co ich bardziej przekona? Jakaś nadęta pani prawniczka albo arogancki lekarz? Nie, gadka w stylu „możesz być, kim chcesz” do nich nie trafi, bo oni sami doskonale wiedzą, że nie mogą. Ale mogą żyć normalnie, mogą ułożyć sobie życie, mogą znaleźć dziedzinę, która będzie ich interesować — zaczęła tłumaczyć mu z nieco innej perspektywy. Zostanie adwokatem czy lekarzem wymagało wiele – odpowiednich środków, wysiłku, nauki i zaplecza, bo edukacja trwała długo, a w tym czasie należało z czegoś żyć i się utrzymać. To nie był kierunek, który byłby dla nich realnie dostępny. Niestety. Taka była rzeczywistość. Może Nicholas w swojej głowie był zwykłym mechanikiem, ale dla tych dzieciaków, to było dużo, bo obecnie mogły wybierać pomiędzy bezdomnością a narkomanią. Zostanie zwykłym mechanikiem było dla nich w rejonie marzeń.
— Zresztą teraz już nie pozwolę ci się wykręcić. Obiecałam, a nikogo innego nie wyczaruje w kilka dni, więc… będę ci dłużna. Nie wiem, jak spłacę swój dług, ale to zostawiam tobie — powiedziała, chcąc w ten sposób zawrzeć z nim umowę, kładąc na ladzie ofertę, którą mógł zobrazować wobec własnego widzimisię. Trudno byłoby jej zaoferować coś konkretnego, bo przecież nie chciała proponować swojej pomocy w jakiejś trudnej sytuacji, gdyż była przekonana, że Nicholas nie ma szans, by w takiej się znaleźć. Ale całościowo Stone należała do osób bardzo sprawczych – potrafiła odnaleźć się w każdej sytuacji i każdym miejscu, a na końcu załatwić tam sprawę, z którą przyszła, jakby każda, nawet najmniejsza z nich, naprawdę decydowała o czyimś być albo nie być.
Nicholas Falcone
— Oczywiście, że tak — odpowiedziała bez najmniejszego zawahania, tonem nader poważnym, bo przecież chodziło o dzieciaki, które nie były zbieraniną z całego Toronto, tylko były tymi konkretnymi, problematycznymi, którym realnie chciała pomóc. — Niektórych znam dłużej, innych krócej, ale znam ich wszystkich. Nas system niestety nie jest idealny, to i tak jest garstka osób, którymi się zajmuję — powiedziała, odwracając ponownie wzrok w ich stronę, bo wydawało się jej, że komentarz Nicholasa odnosił się do ilości dzieciaków, z którymi współpracowała. Jednak była ich tutaj cała gromadka, a Virginia była jedna na nich wszystkich. Niestety taka była rzeczywistość, a ona sama chociaż chciałaby móc pomóc wszystkim, to nie była w stanie wydłużyć swojej doby.
— To jest świetny pomysł, Nick! — powiedziała z przekonaniem i determinacją, które były dla niej charakterystyczne, wykonując jeszcze krok do przodu i układając swoje dłonie na jego ramionach, które delikatnie zacisnęła. — Myślisz, że co ich bardziej przekona? Jakaś nadęta pani prawniczka albo arogancki lekarz? Nie, gadka w stylu „możesz być, kim chcesz” do nich nie trafi, bo oni sami doskonale wiedzą, że nie mogą. Ale mogą żyć normalnie, mogą ułożyć sobie życie, mogą znaleźć dziedzinę, która będzie ich interesować — zaczęła tłumaczyć mu z nieco innej perspektywy. Zostanie adwokatem czy lekarzem wymagało wiele – odpowiednich środków, wysiłku, nauki i zaplecza, bo edukacja trwała długo, a w tym czasie należało z czegoś żyć i się utrzymać. To nie był kierunek, który byłby dla nich realnie dostępny. Niestety. Taka była rzeczywistość. Może Nicholas w swojej głowie był zwykłym mechanikiem, ale dla tych dzieciaków, to było dużo, bo obecnie mogły wybierać pomiędzy bezdomnością a narkomanią. Zostanie zwykłym mechanikiem było dla nich w rejonie marzeń.
— Zresztą teraz już nie pozwolę ci się wykręcić. Obiecałam, a nikogo innego nie wyczaruje w kilka dni, więc… będę ci dłużna. Nie wiem, jak spłacę swój dług, ale to zostawiam tobie — powiedziała, chcąc w ten sposób zawrzeć z nim umowę, kładąc na ladzie ofertę, którą mógł zobrazować wobec własnego widzimisię. Trudno byłoby jej zaoferować coś konkretnego, bo przecież nie chciała proponować swojej pomocy w jakiejś trudnej sytuacji, gdyż była przekonana, że Nicholas nie ma szans, by w takiej się znaleźć. Ale całościowo Stone należała do osób bardzo sprawczych – potrafiła odnaleźć się w każdej sytuacji i każdym miejscu, a na końcu załatwić tam sprawę, z którą przyszła, jakby każda, nawet najmniejsza z nich, naprawdę decydowała o czyimś być albo nie być.
Nicholas Falcone
ginny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście
⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty
⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów
⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci
⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue
⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie
⟡ brak akapitów i ściany tekstu