

Po drugiej stronie ulicy na ławce przy kwiaciarni siedziały dwie kobiety. Miały na sobie cienkie swetry, a w dłoniach trzymały papierowe kubki z kawą z pobliskiego bistro. To właśnie wtedy niewielkie dzwoneczki przymontowane do drzwi sklepu Mio zadzwoniły po raz pierwszy.
— O, patrz, już wystawia... — mruknęła niższa z nich, zgrabnie przeciągając nogę na nogę i zerkając znad kubka. — Znowu to futro... ja nie wiem, kto to kupi w takim upale. Ale trzeba przyznać, styl to ona ma. Cała jest jakaś taka, sama nie wiem, taka inna.
— Inna? — prychnęła druga, z czerwoną szminką ledwie trzymającą się konturów. — Ja to ci powiem: dziwna. Ale swoje robi. Pamiętasz tę kurtkę z Prady, co ją Robin dorwała?
— Tę puchatą? No jakżeby nie. U niej kupiła, pod ladą dostała!
— No właśnie. A ponoć te jej ciuchy to nie do końca legalnie... Słyszałam, że sprowadza je z jakichś szemranych rynków. Wiesz, Miami, Chicago, może nawet Włochy... Nie pytaj mnie jak, ale czasem trafi się coś, że mucha nie siada! I zarzeka się, że to oryginalnie, a nie jakieś tam podróbki.
Mio właśnie poprawiała manekina: długi, futrzany płaszcz z szerokim kołnierzem wyglądał jak żywcem wyjęty z okładki Vogue z lat osiemdziesiątych. Na głowie miała ciemne okulary, mimo że słońce dopiero raczkowało po niebie, a bujne, rude loki co chwile porywał wiatr. Jej twarz oscylowała gdzieś pomiędzy skupieniem, a grymasem zadowolenia.
— A propos Chicago… Wiesz, co się mówi, nie? — szepnęła brunetka z konspiratorską miną, nachylając się lekko, dając tym samym jasno do zrozumienia, że temat był dość delikatny. — Że zanim się zajęła ciuchami, to marihuaną handlowała. Tam, w Chicago. I Bóg jeden wie czy tylko! Kto wie, czy w grę nie wchodziły jakieś inne narkotyki. Mówię ci, normalnie prawdziwa gangsterska.
— No tak, tak… To by wiele tłumaczyło. Ten typ już tak ma. Ciekawe czy to dlatego się tu przeprowadziła.
— Myślisz że…
— Ajak. No powiedz kto, do cholery, przeprowadza się do innego kraju?! Od razu widać, że pewnie przed czymś ucieka. Albo KIMŚ.
— Ja słyszałam, że ona nie jest nawet z samego Chicago. Tylko z jakiegoś miasteczka obok. Marengo czy jakoś tak. Taka dziura zabita dechami. Podobno jak miała szesnaście lat, jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Straszna sprawa. I potem właśnie przeniosła się do Chicago. Sama, bez nikogo.
— Stąd pewnie ten jej charakterek. Życie ją nie oszczędziło, to i ona świata nie głaszcze.
Obie westchnęły, wciąż przyglądając się jak Richardson wyciąga kolejny stojak z manekinem przed sklep. Na krótką chwilę zapanowała cisza, jakby same się zamyśliły nad historią Mio, choć tylko na moment.
— A wiesz, z mężczyznami też miała swoje, oj miała... Chociaż mówi się, że tylko raz naprawdę była zakochana. Rolland miał na imię i był od niej aż dziesięć lat młodszy. Dasz wiarę?! I podobno się poznali… no zgadnij gdzie?
— Na dilowaniu?
— Ajak! A potem pojechali do Vegas i wrócili jako małżeństwo. Tak nagle, znikąd. Ale długo to nie trwało, bo chłop pewnego dnia zniknął i słuch po nim zaginął. Jedni mówią, że wyjechał, zostawił wszystko, bo miał jej dość. Ale ona ponoć twierdzi, że go mafia dopadła. Że coś tam z długami było. No wiesz, że to ustawka.
— No ja to mam tylko nadzieje, że tych mafiozów to ona nam tu nie ściągnie!
— Strach myśleć!
Po drugiej stronie ulicy Mio odgarnęła bujne włosy, przysiadła na schodkach i odpaliła papierosa. Zaciągnęła się trującym dymem i spojrzała prosto przed siebie — dokładnie w stronę drewnianej ławeczki. Kobiety zamarły na moment, po czym udały, że mówią o pogodzie.
Ruda uniosła brew i uśmiechnęła się pod nosem, jakby doskonale wiedziała, że to o niej. W końcu nie od dziś była podmiotem plotek i dopisywaniu jej niestworzonych historii. Chociaż większość z nich wcale nie mijała się z prawdą.
> Nie znosi zapachu bzu, bo przypomina jej pogrzeb rodziców.
> Ma sporą ilość tatuaży jednak ten najbardziej widoczny to wielki, różowy pistolet na lewym udzie.
> Raz sprzedała klientce sukienkę, która okazała się zaginionym strojem Lizzo z MET Gali. Ale nikt się nie połapał, więc luz.
> W każdy poniedziałek zamyka sklep na dwie godziny i słucha płyt Janis Joplin. Jak ktoś pyta, to mówi, że to terapia na kłopoty hormonalne i emocjonalne.
> Miała krótki epizod z wróżeniem z kart tarota, ale rzuciła to po tym, jak trzy razy z rzędu wywróżyła sobie śmierć.
> Płynnie mówi po włosku
> Jej ulubione danie to frytki z majonezem i sosem tabasco
> Ma zeszyt, w którym zapisuje najdziwniejsze rzeczy, jakie ludzie zostawili w kieszeniach ubrań. Raz była tam obrączka, raz pożegnalny list do kochanki, a raz… ząb.
> Kiedyś dostała list bez nadawcy, w którym ktoś napisał: Rolland żyje. Schowała go do puszki po kawie i nigdy więcej nie otworzyła.
> Ma problemy z zasypianiem
> Uwielbia zapach benzyny i świeżego chleba.
> Nie potrafi pływać. Kiedyś wpadła do jeziora jako dziecko i od tamtej pory nie potrafi się przełamać.
> Ma folder na telefonie zatytułowany 'Do przebaczenia'. Przechowuje tam zdjęcia i screeny wiadomości od ludzi, do których jeszcze nie jest gotowa napisać.
> Nie lubi urodzinowych życzeń. Twierdzi, że wszyscy wtedy kłamią.