Zablokowany
36 y/o, 185 cm
det. ds. przestępczości zorganizowanej Toronto Police Service
Awatar użytkownika
uśmiechnięty ludzki wrak na lekach przeciwbólowych
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Angus "Gus" Mallory
Valentin D'Hoore
homeprofilebiopermits
Obrazek
data i miejsce urodzenia
21.04.1989, Medicine Hat
zaimki
on/jego
zawód
detektyw ds. przestępczości zorganizowanej
miejsce pracy
Toronto Police Service (TPS)
orientacja
heteroseksualny
dzielnica mieszkalna
The Junction
pobyt w toronto
4 miesiące
umiejętności
Posiada prawo jazdy i patent żeglarski, dobrze gotuje, potrafi grać w hokeja
słabości
potrafi tracić kontrolę nad emocjami, bywa przesadnie szczery, bezkompromisowy, często ignoruje czyjeś zdanie, jeśli uważa, że jego racja jest wyżej
Angus

Życie zdecydowanie nie jest filmem; bywa zupełnie niespektakularne i nudne do granic możliwości. Zdarzają się w nim sytuacje, z których nie ma odwrotu, a happy end jest jedynie pragnieniem zakrawającym o szaleństwo. A jeśli już się zdarza, to jest na tyle miałki i nieciekawy, że prawdopodobnie nie zgromadziłby wielu obserwatorów na sali kinowej.
Kiedy dorastałem w Medicine Hat, przesiąknięty filmami noir, lubiłem udawać, że jest inaczej. Czasami jest mi zwyczajnie wstyd przyznać się do tego, że w głowie układałem liczne scenariusze, bądź wyobrażałem sobie siebie jako jednego z głównych bohaterów historii zapisanych na VHS, przewijanych w nieskończoność pod nieobecność rodziców.
Byłem jedynym dzieckiem w rodzinie, nigdy nie poznałem swego kuzynostwa, czy dziadków. Rodzice, odkąd pamiętam, byli zdani na siebie. Nie opowiadali mi dlaczego, więc czułem swego rodzaju pustkę, jakbym był gałązką odciętą od macierzy; przymuszoną, by wypuścić własne korzenie i żyć samodzielnie nie zważając na kogokolwiek. Jako mały chłopiec buntowałem się mocno, poszukując miejsca, do którego mógłbym przynależeć. Czasami czuję złość na to, czego dokonali moi rodzice, choć myślę, że był to wyraz ich troski. Ojciec lubił powtarzać, że jestem zbyt wrażliwy, zbyt ufny i to kiedyś mnie zgubi. Matka próbowała łagodzić jego zakusy, choć nie zawsze z dobrym skutkiem. Wychowywali mnie dość surowo, choć ja nigdy nie chciałem się podporządkować. Zawsze było we mnie wiele złości i frustracji, nigdy jednak nie wyrażałem ich wprost, nauczyłem się żyć z uśmiechem przyklejonym do twarzy i nie było mi jakoś wyjątkowo źle — czasami zaczynasz wierzyć w kłamstwo, które powtarzasz wielokrotnie.


Mauricio


Wychowaliśmy się razem na przedmieściach Medicine Hat. Znaliśmy się od dziecka, nim jeszcze trafiliśmy wspólnie w mury szkoły. Właściwie, to nie pamiętam czasu przed nim. Wydaje mi się, że pierwsze wspomnienia, które posiadam zawierają jego postać snującą się gdzieś po obrzeżach zakurzonego boiska. Miał miodowe oczy i nos nakrapiany cętkami, ciemniejącymi pod wpływem promieni słonecznych. Kiedy jeszcze próbowaliśmy marzyć, wyobrażaliśmy sobie wielkie rzeczy, których dokonamy w dorosłym życiu. Jednak życie zdecydowanie nie jest filmem, prawda?
Mauricio miał w sobie coś, czego nie potrafiłem uchwycić w ramy słów czy wrażeń zmysłowych – ilekroć sądziłem, że rozumiem jego osobę, zachowanie i sposób myślenia, robił coś, co zupełnie mnie rozbijało. I być może dlatego trwaliśmy przy sobie przez te wszystkie lata. Był mi namiastką rodziny, której nigdy nie miałem, sprawiał, że mój skrzętnie modelowany charakter nabierał realizmu. Nigdy nie musiałem przy nim udawać i choć różniliśmy się diametralnie w swych poglądach, zawsze znajdowaliśmy wspólny język. Akceptował moje dziwactwa, a tego potrzebowałem najbardziej. Kochałem go jak brata, jednak w momencie, gdy usłyszał, że wyjeżdżam, by rozpocząć studia w akademii policyjnej, odszedł bez słowa.
Z perspektywy czasu wiem, jak bardzo znamienne było to zdarzenie, wtedy jednak nie chciałem i nie mogłem zrozumieć, dlaczego po takim czasie postanowił zniknąć bezpowrotnie.

Ilsa

Gdy zaczęliśmy się spotykać, byłem na początku mojej kariery. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, ile wyrzeczeń czeka mnie oraz ją w przyszłości. Myślę, że byliśmy wtedy zakochani, ja optymistycznie spoglądałem na to, co było przed nami, choć ledwie dwa lata po zakończeniu studiów, zmarli moi rodzice, a ja zostałem zupełnie sam. Zawsze szukałem kogoś, kto mógłby być mi namiastką rodziny. I w tym przypadku nie było inaczej. Zaklinałem rzeczywistość, gdy kolejny raz znikałem lub wyjeżdżałem na tygodniowe szkolenia. Nigdy nie byłem względem niej zupełnie szczery i chyba nie potrafię sobie tego wybaczyć, nawet jeśli wiem, że było to częścią mojej pracy.
Po latach niewiele zostało między nami z uczucia, które było mi powodem, by wcisnąć na jej palec pierścionek z okazałym kamieniem. Kiedy sprowadzała mnie do Toronto, prawdopodobnie robiła to z czystego poczucia obowiązku i z podobnych pobudek trwa wciąż. Żadne z nas nie potrafi przyznać się do tego, że lepiej byłoby nam osobno. Wyniszczam się wzajemnie, a mnie pozostaje z każdym dniem coraz mniej i mniej.

Johnnie


Był pierwszym, który wyciągnął do mnie rękę po przyjęciu w placówce policyjnej w Edmonton. Nigdy nie sądziłem, że wyląduję w wydziale do spraw przestępczości zorganizowanej, choć patrząc czysto pragmatycznie zdawałem się być kandydatem idealnym, zwłaszcza kiedy szło o zadania wymagające poświęcenia i wytrwałości. Johnnie mówił, że mam zakusy aktorskie, choć nigdy nie brałem tego na serio. Myślę, że to lata spędzone w towarzystwie Mauricio sprawiły, iż w każdym środowisku odnajdywałem się dość dobrze. Nigdy nie miałem rodziny, do której mógłbym wrócić, a moja narzeczona zdawała się być mitycznym stworzeniem, którego strzegłem zawzięcie. Nie byłem miejscowym. Człowiek - nikt. To Johnnie przedstawił mnie Dumondowi – jednemu z najlepszych w wydziale. Czułem się wtedy jak w filmie, choć przecież to się nie zdarza. Mogłem jedynie przewidzieć, że nie skończy się to dobrze.
Byłem na tyle zawzięty i oddany, że nasza współpraca trwała latami. Chyba poczułem się zbyt pewnie, jednak nie miałem podstaw, by wątpić we własne zdolności. Przez cały ten czas skrzętnie budowałem sieć kontaktów, poznawałem najbardziej szemrane środowisko Edmonton, a Johnnie asystował mi w całej tej drodze. Myślę, że zżyliśmy się mocno i nic nie zwiastowało przykrego zakończenia.

FINAŁ

Rozbicie siatki przestępczej wmieszanej w pranie brudnych pieniędzy zdawało się być przedsięwzięciem szalonym, dlatego potrzebne nam było działanie małymi krokami, od najniższych szczebli. Pamiętam, że wsiąkłem wtedy na kilka dobrych miesięcy, by dotrzeć do jednego z bardziej znaczących źródeł zaopatrzenia miejscowych dilerów. Z ciarkami na plecach myślę o tym, że w pewnym stopniu zacząłem żyć ich życiem, z trudem odróżniając prawdę od fikcji. I choć do tej pory czułem się dobrze w tym, co robiłem, pojawiła się nieznośna chęć ucieczki, jakby mój organizm przewidywał, że to nie skończy się dobrze. Zdjęcie Reeda miało być naszym ostatnim zadaniem, po nim obiecywałem sobie zasłużony odpoczynek. Niestety, zadania nigdy nie wykonałem, samemu ocierając się o śmierć. Tamtego wieczoru czułem się nieswojo, Johnnie nie zachowywał się tak jak zwykle, chociaż zasadzka była idealnie przygotowana. Drżała mu ręka, kiedy układał palce na moim ramieniu, by wydać ostateczny znak do działania.
Nie wiem, kiedy podjął decyzję o zdradzeniu swoich, nie wiem, kiedy w głowie zaświtał mu pomysł, by mnie wystawić. Pewnie nigdy nie dotrę do prawdy, bo Johnniego nie ma już między nami.
Tamtego dnia rozpoznałem wśród zgromadzonych znajomą twarz – nakrapiane cętkami oblicze i miodowe oczy.
Do tej pory zastanawiam się nad tym, czy gdyby nie było tam Mauricio, pociągnąłbym za spust?
Mieszanka szoku, złości, braku zgody i zupełnej rozpaczy była ostatnim, co zapamiętałem.
Osuwałem się w ciemność długo i boleśnie, słysząc huk gdzieś nad głową.

Dlaczego nie spostrzegłem tego wcześniej, przyjacielu?

***

Rok i cztery miesiące – potrząsam w dłoniach fiolką z środkami przeciwbólowymi. Kiedyś liczyłem je jeszcze, jakby każda powoli oddalała mnie od człowieczeństwa. Ból promieniujący przez brzuch, po czubek lewej stopy rozdziera mnie i dyktuje każdą kolejną decyzję. Nie wiem, czy poniosłem porażkę, nie wiem, czy mogę to tak nazwać. Zapewne dla wielu mój żywot sprowadza się obecnie do marnej egzystencji pozbawionej celu. Zdegradowany, zupełnie nie dbam o to, czy to z troski czy z pragmatyzmu – jestem spalony, a moje życie wisi na włosku, bo wiedzą doskonale, że jestem gliną. Że podstępnie pozbawiłem ich jednej ze ścieżek, którymi poruszali się dotąd rozsiewając chorobę we wnętrznościach miasta.
Ilsa zabrała mnie do Toronto.
Dostałem drugą szansę. Obawiam się jednak, że znów spotkam swe demony.
Czy żałuję?
Nie wiem.
Ciężko mi ocenić.
Egzystuję i nie potrafię udźwignąć towarzyszącego mi bólu.
Coraz mniej potrafię udawać i coraz mniej we mnie mnie.

Ciekawostki
W szkole średniej należał do drużyny hokejowej.
Maskuje niepełnosprawność z dość dobrym skutkiem; wprawne oko może zauważyć jednak, że pociąga lewą nogą, a jego ruchy bywają niezgrabne.
Od czasu hospitalizacji nadużywa leków przeciwbólowych.
Pozornie opanowany i zawsze uśmiechnięty, w rzeczywistości ze skłonnością do napadów agresji; od wypadku przechodzących w histerię i rozstrojenie emocjonalne.
Całkiem dobrze gotuje.
Jest fanem filmów noire.
Posiada patent żeglarski.
zgoda na powielanie imienia
nie
zgoda na powielanie pseudonimu
nie
Zgody MG
poziom ingerencji
średni
zgoda na śmierć postaci
nie
zgoda na trwałe okaleczenie
tak
zgoda na nieuleczalną chorobę postaci
nie
zgoda na uleczalne urazy postaci
tak
zgoda na utratę majątku postaci
tak
zgoda na utratę posady postaci
tak
Ostatnio zmieniony ndz sie 31, 2025 9:43 pm przez Gus Mallory, łącznie zmieniany 2 razy.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
rem saverem
ogólnie lubię pogadać, jeśli ktoś ma bardziej "szalony" pomysł
0 y/o, 0 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Witamy na forum Gus Mallory
Dobra wiadomość – Twoja karta postaci została zaakceptowana i możemy powitać Cię po tej stronie kanadyjskiej granicy! Przypominamy, że na rozpoczęcie rozgrywki masz 5 dni! W temacie kto zagra? możesz znaleźć użytkowników, którzy chętnie Ci w tym pomogą. Jednocześnie zachęcamy do założenia relacji, kalendarza i informatora. Powodzenia w Toronto!
Zablokowany

Wróć do „gentlemen”