-
Niepoprawna romantyczna, gaduła, promyczek radości i tak dalej... W skrócie? Kochana jest ♥nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Inez czekała na tę chwilę od dawna. W końcu mogła powiedzieć Gusowi, że jest czysta i nie bierze lekarstw, więc mogli się wybrać do baru by się napić i trochę odetchnąć. Kiedy znaleźli dogodny im termin, dziewczyna ubrała ciemnoniebieską sukienkę i delikatnie się umalowała, ot żeby wyglądać na nieco bardziej ogarniętą z życiem. Dalej nie miała pracy, ale rodzina jej pomagała, więc tragedii nie było. W każdym razie była w dobrym humorze i coraz mniej myślała o tym, co się wydarzyło niedawno. Chociaż równocześnie każde spojrzenie na rozległą bliznę przypominało jej o wszystkim, starała się być spokojna i zaakceptować to, co było. Tamto zdarzenie było już przeszłością i musiała patrzeć w przyszłość.
Słysząc dzwonek do drzwi, zawołała:
- Chwila, zaraz przyjdę! – zapięła jeszcze buty i sięgnęła po torebkę, którą przewiesiła sobie przez ramię. Sprawdziła, czy ma wszystko ze sobą, jeszcze wyciągnęła błyszczyk i sprawdziła ostatni raz w lustrze, czy dobrze wygląda. I chyba nie było tak źle. To była dawna Inez, zdecydowanie.
- Moment! – powiedziała jeszcze, upewniła się, że wszystko ma wyłączone i niczego nie zostawiła, aż otworzyła drzwi i pokazała się Gusowi.
- Możemy iść – powiedziała wesoło i udali się na miejsce, które wybrali.
Znaleźli jakiś wolny stolik i usiedli tam, a Inez od razu się rozpromieniła. I towarzystwo i samo wyjście było dla niej ważne, więc cieszyła się z jednego i drugiego.
- Tęskniłam za tym – przyznała się na wstępie. – Za tobą też, bo coś ostatnio mniej się odzywałeś, a ja samolubnie przyznam, że lubię twoje towarzystwo i cieszę się, kiedy sobie o mnie przypominasz – co miała udawać, nie? Była bezpośrednia i tak właśnie postanowiła działać. Miała mały plan na ten wieczór, ale wszystko krok po kroku, powoli do przodu.
Odgarnęła włosy na plecy i nachyliła się, by powiedzieć konspiracyjnym szeptem:
- Zobaczymy, kto pierwszy dzisiaj odleci – pewnie ona, ale czemu nie? Należało jej się trochę zabawy po czasie, gdy ledwo żyła i dochodziła potem do siebie. Cieszyła się jak dziecko, które dostało nową, ładną zabawkę. Było w tym jednak więcej, bo chciała tam być w tym konkretnym towarzystwie.
- Co dzisiaj robiłeś ciekawego? – zapytała, znów patrząc wprost na mężczyznę. Była ciekawa, czy odbierał jej wyraźne sygnały zainteresowania. Nie drążyła tego, ale chciała sprawdzić, czy ma szansę na coś więcej, niż zwyczajną kumpelską relację.
- Bo ja to, co zwykle. Trochę nadgoniłam w projektach i wysłałam je w jedno miejsce, a potem myślałam o tym wyjściu i się nie mogłam doczekać twojego przyjścia. Jak pić to w towarzystwie, prawda? – uśmiechnęła się promiennie. I taką Inez każdy powinien poznać.
Gus Mallory
Słysząc dzwonek do drzwi, zawołała:
- Chwila, zaraz przyjdę! – zapięła jeszcze buty i sięgnęła po torebkę, którą przewiesiła sobie przez ramię. Sprawdziła, czy ma wszystko ze sobą, jeszcze wyciągnęła błyszczyk i sprawdziła ostatni raz w lustrze, czy dobrze wygląda. I chyba nie było tak źle. To była dawna Inez, zdecydowanie.
- Moment! – powiedziała jeszcze, upewniła się, że wszystko ma wyłączone i niczego nie zostawiła, aż otworzyła drzwi i pokazała się Gusowi.
- Możemy iść – powiedziała wesoło i udali się na miejsce, które wybrali.
Znaleźli jakiś wolny stolik i usiedli tam, a Inez od razu się rozpromieniła. I towarzystwo i samo wyjście było dla niej ważne, więc cieszyła się z jednego i drugiego.
- Tęskniłam za tym – przyznała się na wstępie. – Za tobą też, bo coś ostatnio mniej się odzywałeś, a ja samolubnie przyznam, że lubię twoje towarzystwo i cieszę się, kiedy sobie o mnie przypominasz – co miała udawać, nie? Była bezpośrednia i tak właśnie postanowiła działać. Miała mały plan na ten wieczór, ale wszystko krok po kroku, powoli do przodu.
Odgarnęła włosy na plecy i nachyliła się, by powiedzieć konspiracyjnym szeptem:
- Zobaczymy, kto pierwszy dzisiaj odleci – pewnie ona, ale czemu nie? Należało jej się trochę zabawy po czasie, gdy ledwo żyła i dochodziła potem do siebie. Cieszyła się jak dziecko, które dostało nową, ładną zabawkę. Było w tym jednak więcej, bo chciała tam być w tym konkretnym towarzystwie.
- Co dzisiaj robiłeś ciekawego? – zapytała, znów patrząc wprost na mężczyznę. Była ciekawa, czy odbierał jej wyraźne sygnały zainteresowania. Nie drążyła tego, ale chciała sprawdzić, czy ma szansę na coś więcej, niż zwyczajną kumpelską relację.
- Bo ja to, co zwykle. Trochę nadgoniłam w projektach i wysłałam je w jedno miejsce, a potem myślałam o tym wyjściu i się nie mogłam doczekać twojego przyjścia. Jak pić to w towarzystwie, prawda? – uśmiechnęła się promiennie. I taką Inez każdy powinien poznać.
Gus Mallory
-
uśmiechnięty ludzki wrak na lekach przeciwbólowychnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nim udało się nam wyjść na umówione spotkanie minęło trochę czasu. Nie zamierzałem wyciągać Inez wtedy, gdy czuła się jeszcze nie do końca dobrze, tym bardziej, że korzystała z dość silnych medykamentów. Oczywiście, mnie nie przeszkadzało to w sięganiu po alkohol, ale tę kwestię wolałem pozostawić dla siebie.
W ostatnim czasie czuję się naprawdę dobrze, nieco bardziej zmotywowany, zacząłem uczęszczać na rehabilitację, która miała mi pomóc bez konieczności operacji. Zapewne ta mnie nie ominie, jednak można było nieco odwlec ją w czasie. Jeśli moja proteza będzie wymagała wymiany, wtedy na pewno trafię na stół, teraz jednak mogłem cieszyć się nieco mniej doskwierającymi bólami i brakiem kuli ortopedycznej, z którą zżyłem się przez ostatni czas. Śmiem więc twierdzić, że niektórzy fachowcy potrafią działać cuda. Zapewne nie udałbym się na owe zajęcia, gdyby nie Inez. Poszliśmy tam razem i razem się zapisaliśmy. Ona również wymagała pomocy po wypadku, aby wrócić do pełni sprawności. myślę, że dzięki temu zbliżyliśmy się jeszcze bardziej do siebie i zdecydowanie czuję teraz, że ten stan zaczyna mi odpowiadać.
Czekałem na nią przy drzwiach z cierpliwością, choć oczami wyobraźni szliśmy już na miejsce. Kiedy ją zobaczyłem, uśmiechnąłem się lekko nieco zaskoczony tym, że najwyraźniej wyszykowała się specjalnie na tę okazję. Wyglądała naprawdę ładnie, lecz nie od razu dałem jej o tym znać.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, wybraliśmy dogodny stolik i rozgościliśmy się.
— Wybacz, Inez… wiesz jak jest u mnie w pracy, nigdy nie wiesz, co cię czeka. Poza tym… — dużo myślałem, głównie o niej, o tym, co dalej zrobić, co powinienem, a czego nie… Nie mogłem jej jednak powiedzieć tak wprost. Przynajmniej nie wtedy, gdy byłem zupełnie trzeźwy. — Och, uwierz mi, że mam mocną głowę, więc na twoim miejscu nawet nie próbowałbym stawać ze mną w konkury — swoim zwyczajem ciągnę do zmiany tematu i jak najbardziej żartobliwego tonu. Tyle, że tak nie da się na dłuższą metę. Wiem o tym doskonale.
— Dzisiaj nic szczególnego, akurat było luźniej. Poza awarią automatu z kawą i powszechnie panującym popłochem z tego powodu. — Wspominam paraliż komisariatu z wyraźnym niesmakiem. Nadal nie rozumiem uwielbienia dla kawy i tego stresu, którego doświadczają moi koledzy, gdy nie mogą się jej napić. Wywracam oczami teatralnie i wzdycham zaraz.
— Czyli aż tak na ciebie działam? — dodaję jeszcze, gdy mówi, że czekała na nasze spotkanie. Ja też czekałem, ale nadal nie daję po sobie poznać niecierpliwości. — Co pijesz? — zagaduję i szukam wzrokiem kogoś, kto mógłby nas obsłużyć. Podwijam rękawy białej koszuli i spoglądam na Inez. — Wilkinson, ty naprawdę dzisiaj wyglądasz inaczej… i bynajmniej… to nie chodzi o ubranie… Oczy ci jakoś błyszczą.
Inez Wilkinson
W ostatnim czasie czuję się naprawdę dobrze, nieco bardziej zmotywowany, zacząłem uczęszczać na rehabilitację, która miała mi pomóc bez konieczności operacji. Zapewne ta mnie nie ominie, jednak można było nieco odwlec ją w czasie. Jeśli moja proteza będzie wymagała wymiany, wtedy na pewno trafię na stół, teraz jednak mogłem cieszyć się nieco mniej doskwierającymi bólami i brakiem kuli ortopedycznej, z którą zżyłem się przez ostatni czas. Śmiem więc twierdzić, że niektórzy fachowcy potrafią działać cuda. Zapewne nie udałbym się na owe zajęcia, gdyby nie Inez. Poszliśmy tam razem i razem się zapisaliśmy. Ona również wymagała pomocy po wypadku, aby wrócić do pełni sprawności. myślę, że dzięki temu zbliżyliśmy się jeszcze bardziej do siebie i zdecydowanie czuję teraz, że ten stan zaczyna mi odpowiadać.
Czekałem na nią przy drzwiach z cierpliwością, choć oczami wyobraźni szliśmy już na miejsce. Kiedy ją zobaczyłem, uśmiechnąłem się lekko nieco zaskoczony tym, że najwyraźniej wyszykowała się specjalnie na tę okazję. Wyglądała naprawdę ładnie, lecz nie od razu dałem jej o tym znać.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, wybraliśmy dogodny stolik i rozgościliśmy się.
— Wybacz, Inez… wiesz jak jest u mnie w pracy, nigdy nie wiesz, co cię czeka. Poza tym… — dużo myślałem, głównie o niej, o tym, co dalej zrobić, co powinienem, a czego nie… Nie mogłem jej jednak powiedzieć tak wprost. Przynajmniej nie wtedy, gdy byłem zupełnie trzeźwy. — Och, uwierz mi, że mam mocną głowę, więc na twoim miejscu nawet nie próbowałbym stawać ze mną w konkury — swoim zwyczajem ciągnę do zmiany tematu i jak najbardziej żartobliwego tonu. Tyle, że tak nie da się na dłuższą metę. Wiem o tym doskonale.
— Dzisiaj nic szczególnego, akurat było luźniej. Poza awarią automatu z kawą i powszechnie panującym popłochem z tego powodu. — Wspominam paraliż komisariatu z wyraźnym niesmakiem. Nadal nie rozumiem uwielbienia dla kawy i tego stresu, którego doświadczają moi koledzy, gdy nie mogą się jej napić. Wywracam oczami teatralnie i wzdycham zaraz.
— Czyli aż tak na ciebie działam? — dodaję jeszcze, gdy mówi, że czekała na nasze spotkanie. Ja też czekałem, ale nadal nie daję po sobie poznać niecierpliwości. — Co pijesz? — zagaduję i szukam wzrokiem kogoś, kto mógłby nas obsłużyć. Podwijam rękawy białej koszuli i spoglądam na Inez. — Wilkinson, ty naprawdę dzisiaj wyglądasz inaczej… i bynajmniej… to nie chodzi o ubranie… Oczy ci jakoś błyszczą.
Inez Wilkinson
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
rem saverem
ogólnie lubię pogadać, jeśli ktoś ma bardziej "szalony" pomysł
-
Niepoprawna romantyczna, gaduła, promyczek radości i tak dalej... W skrócie? Kochana jest ♥nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
No tak, już się przechwalał tym piciem.
- Wiesz co, nie doceniasz mnie, bo będę dzielna. Może nawet Cię jakoś zaskoczę? Nie wiesz tego. I myślę sobie, że będzie fajnie – oznajmiła wesoło, kołysząc się w rytm muzyki.
- Wybaczam ci brak czasu. Taka praca – zrobiła smutną minę. – Mimo to i tak mi smutno jak się nie odzywasz. Przywykłam do twojego towarzystwa i zainteresowania – przyznała. Nie musiała chyba mówić jak bardzo chciała go widzieć częściej. Polubiła go, może za bardzo?
- Awaria automatu z kawą? – zdziwiła się. – Przecież to prawdziwa tragedia. Może nie jestem uzależniona od tego napoju, ale to serio jest poważna sprawa. Czasami wystarczy kubeczek i od razu życie wydaje się lepsze – była całkiem o tym przekonana. Widziała uzależnionych od kawy i bywało, że nerwy ich ponosiły, gdy już nic nie zostało.
- Działasz czy nie, nie powiem ci tego przynajmniej do czasu, aż sama się nie upiję – uśmiechnęła się.
- Piję… - zaczęła przeglądać listę drinków. – Może na początek Burnso Tropical – wskazała na jedną z nazw.
- I jakieś shoty, co? – zaproponowała. Coś małego dla odmiany, co by bardziej się nastroić. Może i poczynała sobie odważnie po sporej przerwie, ale nie wymięknie, nie ma mowy!
Zaskoczył ją wyznaniem o tym, że wygląda inaczej. Chyba nawet poczuła, że się czerwieni. Czy aż tak było to wszystko widać po niej? Niedobrze, bardzo niedobrze.
- Ja po prostu… - zaczęła niepewnie. – No cieszę się, że tu jestem, w dodatku z osobą, którą bardzo lubię i pewnie o to chodzi, bo o co innego, nie? – miało to być oczywiste, ale pomyślała sobie też o tym, czy widać, że facet interesował ją nie tylko jako kumpel.
- Wyjście z domu zawsze się docenia. A ja już miałam dość wszystkiego. Dom mi się znudził, a szpital? A do szpitala nie zajrzę, jeśli nie będę musiała. Przyzwyczaj się do tego, że jestem znowu tamtą Inez, chociaż trochę zmodyfikowaną, Mallory – uśmiechnęła się szeroko.
- Tobie chyba też taki wypad dobrze zrobi. Nie wątpię, że bywasz tu częściej, ale z taką wariatką jak ja, tylko lepiej jest świętować. Bo można powiedzieć, że celebruję powrót do życia. O właśnie, bardzo dobrze mi się powiedziało – wpatrywała się w mężczyznę uważnie.
- Cieszę się, że jesteś częścią tego wszystkiego. Bo najlepiej jest mieć obok kogoś bliskiego – powiedziała jeszcze i szybko dopowiedziała - jak przyjaciel.
Gus Mallory
- Wiesz co, nie doceniasz mnie, bo będę dzielna. Może nawet Cię jakoś zaskoczę? Nie wiesz tego. I myślę sobie, że będzie fajnie – oznajmiła wesoło, kołysząc się w rytm muzyki.
- Wybaczam ci brak czasu. Taka praca – zrobiła smutną minę. – Mimo to i tak mi smutno jak się nie odzywasz. Przywykłam do twojego towarzystwa i zainteresowania – przyznała. Nie musiała chyba mówić jak bardzo chciała go widzieć częściej. Polubiła go, może za bardzo?
- Awaria automatu z kawą? – zdziwiła się. – Przecież to prawdziwa tragedia. Może nie jestem uzależniona od tego napoju, ale to serio jest poważna sprawa. Czasami wystarczy kubeczek i od razu życie wydaje się lepsze – była całkiem o tym przekonana. Widziała uzależnionych od kawy i bywało, że nerwy ich ponosiły, gdy już nic nie zostało.
- Działasz czy nie, nie powiem ci tego przynajmniej do czasu, aż sama się nie upiję – uśmiechnęła się.
- Piję… - zaczęła przeglądać listę drinków. – Może na początek Burnso Tropical – wskazała na jedną z nazw.
- I jakieś shoty, co? – zaproponowała. Coś małego dla odmiany, co by bardziej się nastroić. Może i poczynała sobie odważnie po sporej przerwie, ale nie wymięknie, nie ma mowy!
Zaskoczył ją wyznaniem o tym, że wygląda inaczej. Chyba nawet poczuła, że się czerwieni. Czy aż tak było to wszystko widać po niej? Niedobrze, bardzo niedobrze.
- Ja po prostu… - zaczęła niepewnie. – No cieszę się, że tu jestem, w dodatku z osobą, którą bardzo lubię i pewnie o to chodzi, bo o co innego, nie? – miało to być oczywiste, ale pomyślała sobie też o tym, czy widać, że facet interesował ją nie tylko jako kumpel.
- Wyjście z domu zawsze się docenia. A ja już miałam dość wszystkiego. Dom mi się znudził, a szpital? A do szpitala nie zajrzę, jeśli nie będę musiała. Przyzwyczaj się do tego, że jestem znowu tamtą Inez, chociaż trochę zmodyfikowaną, Mallory – uśmiechnęła się szeroko.
- Tobie chyba też taki wypad dobrze zrobi. Nie wątpię, że bywasz tu częściej, ale z taką wariatką jak ja, tylko lepiej jest świętować. Bo można powiedzieć, że celebruję powrót do życia. O właśnie, bardzo dobrze mi się powiedziało – wpatrywała się w mężczyznę uważnie.
- Cieszę się, że jesteś częścią tego wszystkiego. Bo najlepiej jest mieć obok kogoś bliskiego – powiedziała jeszcze i szybko dopowiedziała - jak przyjaciel.
Gus Mallory
-
uśmiechnięty ludzki wrak na lekach przeciwbólowychnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Wyrozumiałość Inez jest czasami przytłaczająca. Wiem wprawdzie, że piętrzące się obowiązki to nie moja wina i czasami faktycznie nie mam czasu nawet na odpoczynek, jednak w pewnych chwilach wolałbym usłyszeć, że się ociągam i trochę faktycznie w tym mojego zaniedbania. To przecież normalne, że można mieć komuś coś za złe. Nie drążę jednak tematu i uśmiecham się pogodnie, wzdychając pod nosem.
— Ja tego nie rozumiem zupełnie. Nie lubię kawy, nie działa na mnie. Rytuał jej picia bywa dla mnie dziwny — wzruszam ramionami i streszczam moje podejście do boskiego napoju, jakim czasami nazywano kawę. — To samo masz, jeśli napijesz się herbaty, a na pewno będzie smaczniej — stawiam śmiałą tezę w opozycji do zdziwienia Inez. Wychodzi na to, że i ona uległa owej propagandzie. Cóż, nie wszystko można mieć, prawda? Pewne rzeczy można wybaczyć. A wręcz należy.
Nadymam policzki i wypuszczam powietrze ze świstem. Kręcę głową, bo nic najwyraźniej nie wskóram. Jest tak samo złośliwa dla mnie jak ja dla niej i nie zanosi się na jakiekolwiek zmiany.
— Shoty? — Nie o tym myślałem, kiedy pytałem o drinki. Zdecydowanie idzie na całość. Nie jestem tu jednak po to, aby ją pouczać, dlatego posłusznie stosuję się do jej sugestii. — No dobra, niech będzie. Jak się bawić, to się bawić. — Upłynniam się na chwilę, aby złożyć zamówienie i otworzyć rachunek na dzisiejszy wieczór. Po kilku minutach powracam z pierwszą porcją tęczowych kieliszków. Zdaje mi się, że można je tu kupować na metry, bo mignął mi jakiś facet z jeszcze większą ich ilością. Ustawiam zdobycz na stole. W razie potrzeby mogę prosić o kolejne już bez fatygowania się pod bar.
Rozumiem, że już nie dawała rady w domu, ja sam wychodziłem z siebie po wypadku i nie mogłem wytrzymać bezczynności. Ona i tak radziła sobie całkiem nieźle, czego nie omieszkałem jej już kilka razy powiedzieć.
Kiedy mówi, że dobrze jest jej, gdy ma mnie blisko, specjalnie robię krzywą, przerysowaną minę. Nie mogę sobie odpuścić żartów, ale podzielam jej opinię. Też lubię, kiedy mogę cieszyć się jej obecnością.
— Dobra, Wilkinson, bo zaraz się rozpłaczę ze wzruszenia nad tym wszystkim. Pijemy? — Mam zamiar przejść do działania bardzo szybko. Spieszy mi się wyraźnie, albo potrzebuję po prostu odrobiny zmiękczenia, kiedy w głowie roi się od myśli.
Podnoszę do góry pierwszy z kieliszków – ten wściekle różowy i zerkam na Inez. — No śmiało, bierz ten, który najbardziej do ciebie obecnie przemawia — wyjaśniam. Czekam na decyzję.
Inez Wilkinson
— Ja tego nie rozumiem zupełnie. Nie lubię kawy, nie działa na mnie. Rytuał jej picia bywa dla mnie dziwny — wzruszam ramionami i streszczam moje podejście do boskiego napoju, jakim czasami nazywano kawę. — To samo masz, jeśli napijesz się herbaty, a na pewno będzie smaczniej — stawiam śmiałą tezę w opozycji do zdziwienia Inez. Wychodzi na to, że i ona uległa owej propagandzie. Cóż, nie wszystko można mieć, prawda? Pewne rzeczy można wybaczyć. A wręcz należy.
Nadymam policzki i wypuszczam powietrze ze świstem. Kręcę głową, bo nic najwyraźniej nie wskóram. Jest tak samo złośliwa dla mnie jak ja dla niej i nie zanosi się na jakiekolwiek zmiany.
— Shoty? — Nie o tym myślałem, kiedy pytałem o drinki. Zdecydowanie idzie na całość. Nie jestem tu jednak po to, aby ją pouczać, dlatego posłusznie stosuję się do jej sugestii. — No dobra, niech będzie. Jak się bawić, to się bawić. — Upłynniam się na chwilę, aby złożyć zamówienie i otworzyć rachunek na dzisiejszy wieczór. Po kilku minutach powracam z pierwszą porcją tęczowych kieliszków. Zdaje mi się, że można je tu kupować na metry, bo mignął mi jakiś facet z jeszcze większą ich ilością. Ustawiam zdobycz na stole. W razie potrzeby mogę prosić o kolejne już bez fatygowania się pod bar.
Rozumiem, że już nie dawała rady w domu, ja sam wychodziłem z siebie po wypadku i nie mogłem wytrzymać bezczynności. Ona i tak radziła sobie całkiem nieźle, czego nie omieszkałem jej już kilka razy powiedzieć.
Kiedy mówi, że dobrze jest jej, gdy ma mnie blisko, specjalnie robię krzywą, przerysowaną minę. Nie mogę sobie odpuścić żartów, ale podzielam jej opinię. Też lubię, kiedy mogę cieszyć się jej obecnością.
— Dobra, Wilkinson, bo zaraz się rozpłaczę ze wzruszenia nad tym wszystkim. Pijemy? — Mam zamiar przejść do działania bardzo szybko. Spieszy mi się wyraźnie, albo potrzebuję po prostu odrobiny zmiękczenia, kiedy w głowie roi się od myśli.
Podnoszę do góry pierwszy z kieliszków – ten wściekle różowy i zerkam na Inez. — No śmiało, bierz ten, który najbardziej do ciebie obecnie przemawia — wyjaśniam. Czekam na decyzję.
Inez Wilkinson
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
rem saverem
ogólnie lubię pogadać, jeśli ktoś ma bardziej "szalony" pomysł
-
Niepoprawna romantyczna, gaduła, promyczek radości i tak dalej... W skrócie? Kochana jest ♥nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Inez aż się za głowę złapała, bo to co mówił brzmiało jak bluźnierstwo.
- Kawa to życie, mój drogi! – powiedziała poważnie. Nie musiała nawet udawać swojego oburzenia. – Wielu ludzi nie widzi poza nią niczego innego. Mnie nigdy nie stawia na nogi, ale piję ją dla przyjemności. Nie znam się na niej, piję tę, która mi smakuje, no ale… - nie będzie się kłócić, bo nie o to chodzi, no ale swoje wiedziała i będzie bronić tego napoju, bo tak, o.
- Ja uwielbiam herbatę, ale wiesz, kawa to kawa – a masło było maślane, no nie było sensu się kłócić z kimś, kto i tak nie doceniał wagi kawy w życiu człowieka.
Kiedy Gus poszedł po drinki, Inez znowu się przyłapała na tym, że na niego patrzy i czeka, aż ten przyjdzie i znów zaczną swoje słowne przepychanki. Lubiła się z nim droczyć, a wieczór był młody i mogli dojść do bardzo ciekawych wniosków na koniec. Tym bardziej, jeśli Wilson serio się upije.
Widząc tęczę z drinków, zaklaskała w dłonie i uśmiechnęła się szeroko.
- Piękne są! – ucieszona, patrzyła jak mężczyzna stawia je na stoliku przed nimi i w końcu przeniosła swoje spojrzenie na przyjaciela.
- Rozpłaczesz się, kiedy padniesz pokonany, a ja z tryumfem wyjdę stąd tanecznym krokiem, amigo – oczywiście, że nie mówiła tego poważnie. Wiedziała, że to ona jednak padnie, ale nie chciała się poddawać na samym początku. Mieli się dobrze bawić i to cały czas miała na uwadze.
- Hmmm, wybieram… - przyjrzała się każdemu kieliszkowi z osobna i największą uwagę przykuł ten intensywnie niebieski, podniosła go i stuknęła w szkło trzymane przez Gusa.
- No dobrze, mamy to. Na zdrowie i za zdrowie – nie czekając na niego, od razu wlała sobie do gardła alkohol i nawet się nie skrzywiła. Był dobry, wyglądał wspaniale, ale miał jedną wadę – był słaby jak na nią. Widziała i próbowała już inne, mocniejsze i właśnie takiego się spodziewała.
- Dobre, ale mało. Znaczy się… zbyt mało, by mi choćby powieka drgnęła – podsumowała z zawodem, patrząc na dno kieliszka. – A jak ten twój? – zapytała, starając się coś wyczytać z jego miny.
- Kolorystyka kapitalna, prawda? – już błądziła wzrokiem za kolejnym i jej wzrok skupił się na czerwonym. Przysunęła go sobie bliżej, bo był jej nowym „faworytem”.
- Jeśli skubaniec będzie za słaby, to sama stanę za barem i coś zmieszam – powiedziała, po czym nawet nie czekając na Gusa, opróżniła kolejny kieliszek. Tym razem się skrzywiła trochę.
- No i ta cholera była konkretniejsza – potrzebowała chwili, by się zebrać w sobie i powiedzieć coś jeszcze. – No dobrze, o czym to mówiliśmy poza alkoholem? – pewnie coś o tym, że naprawdę się cieszyła, że on tam był i w ogóle, że jest dobrze i cacy.
- Tak sobie myślę, że powinnam poszukać sobie jakiejś nowej pracy. Czegoś spokojniejszego i niewymagającego skakania po parapetach i tym podobne. Nie słyszałeś niczego ciekawego? Nikt ze znajomych nie mówił o czymś takim? Czasami ludzie coś mówią, a się to wpuszcza jednym uchem i wypuszcza drugim, też tak czasem mam, ale może… - no nie musiała kończyć. Może on był bardziej zorientowany w temacie i coś tam mógł powiedzieć.
Gus Mallory
- Kawa to życie, mój drogi! – powiedziała poważnie. Nie musiała nawet udawać swojego oburzenia. – Wielu ludzi nie widzi poza nią niczego innego. Mnie nigdy nie stawia na nogi, ale piję ją dla przyjemności. Nie znam się na niej, piję tę, która mi smakuje, no ale… - nie będzie się kłócić, bo nie o to chodzi, no ale swoje wiedziała i będzie bronić tego napoju, bo tak, o.
- Ja uwielbiam herbatę, ale wiesz, kawa to kawa – a masło było maślane, no nie było sensu się kłócić z kimś, kto i tak nie doceniał wagi kawy w życiu człowieka.
Kiedy Gus poszedł po drinki, Inez znowu się przyłapała na tym, że na niego patrzy i czeka, aż ten przyjdzie i znów zaczną swoje słowne przepychanki. Lubiła się z nim droczyć, a wieczór był młody i mogli dojść do bardzo ciekawych wniosków na koniec. Tym bardziej, jeśli Wilson serio się upije.
Widząc tęczę z drinków, zaklaskała w dłonie i uśmiechnęła się szeroko.
- Piękne są! – ucieszona, patrzyła jak mężczyzna stawia je na stoliku przed nimi i w końcu przeniosła swoje spojrzenie na przyjaciela.
- Rozpłaczesz się, kiedy padniesz pokonany, a ja z tryumfem wyjdę stąd tanecznym krokiem, amigo – oczywiście, że nie mówiła tego poważnie. Wiedziała, że to ona jednak padnie, ale nie chciała się poddawać na samym początku. Mieli się dobrze bawić i to cały czas miała na uwadze.
- Hmmm, wybieram… - przyjrzała się każdemu kieliszkowi z osobna i największą uwagę przykuł ten intensywnie niebieski, podniosła go i stuknęła w szkło trzymane przez Gusa.
- No dobrze, mamy to. Na zdrowie i za zdrowie – nie czekając na niego, od razu wlała sobie do gardła alkohol i nawet się nie skrzywiła. Był dobry, wyglądał wspaniale, ale miał jedną wadę – był słaby jak na nią. Widziała i próbowała już inne, mocniejsze i właśnie takiego się spodziewała.
- Dobre, ale mało. Znaczy się… zbyt mało, by mi choćby powieka drgnęła – podsumowała z zawodem, patrząc na dno kieliszka. – A jak ten twój? – zapytała, starając się coś wyczytać z jego miny.
- Kolorystyka kapitalna, prawda? – już błądziła wzrokiem za kolejnym i jej wzrok skupił się na czerwonym. Przysunęła go sobie bliżej, bo był jej nowym „faworytem”.
- Jeśli skubaniec będzie za słaby, to sama stanę za barem i coś zmieszam – powiedziała, po czym nawet nie czekając na Gusa, opróżniła kolejny kieliszek. Tym razem się skrzywiła trochę.
- No i ta cholera była konkretniejsza – potrzebowała chwili, by się zebrać w sobie i powiedzieć coś jeszcze. – No dobrze, o czym to mówiliśmy poza alkoholem? – pewnie coś o tym, że naprawdę się cieszyła, że on tam był i w ogóle, że jest dobrze i cacy.
- Tak sobie myślę, że powinnam poszukać sobie jakiejś nowej pracy. Czegoś spokojniejszego i niewymagającego skakania po parapetach i tym podobne. Nie słyszałeś niczego ciekawego? Nikt ze znajomych nie mówił o czymś takim? Czasami ludzie coś mówią, a się to wpuszcza jednym uchem i wypuszcza drugim, też tak czasem mam, ale może… - no nie musiała kończyć. Może on był bardziej zorientowany w temacie i coś tam mógł powiedzieć.
Gus Mallory
-
uśmiechnięty ludzki wrak na lekach przeciwbólowychnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
I znów zaczynała się historią z kawą, na którą wzdycham jedynie z brakiem zrozumienia. Choćbym chciał nie potrafię tego uzasadnić, bo zwyczajnie czarna, smolista substancja wywołuje we mnie niemiłe skojarzenia. Nie zabronię jednak Wilkinson napawać się samym wspomnieniem o niej.
— Dobra, to ty pij sobie kawę, ja pozostanę przy herbacie i raczej zdania nie zmienię — dodaję zachowując pełnię powagi. Myślę, że moglibyśmy się tak sprzeczać bardzo długo, ale ostatecznie nie mam przecież ochoty, aby poświęcać kawie całego naszego czasu. Nie po to się spotkaliśmy przecież, by udowadniać wyższość własnych preferencji co do pobudzających napojów. Istniał przynajmniej tuzin bardziej elektryzujących tematów.
Zachwyt nad przyniesionymi drinkami był dla mnie zaskakujący, ale zaraz przypominam sobie, że przecież Inez przez ostatnie tygodnie siedziała zamknięta w domu i musiała dojść jakoś do siebie. Sam chyba przy pierwszej okazji, gdy opuściłem mury mieszkania zachłysnąłem się nieco wolnością i bardzo szybko wróciłem z podkulonym ogonem i kontuzją nogi. Niestety, nie trudno było o przesadę.
— Czy sądzisz, że ja płaczę? — pytam szczerze zaciekawiony, unosząc jedną z brwi ku górze. Naprawdę aż takie kiepskie zdanie ma na mój temat? — Będę czekał na ten twój taniec i nie zamierzam odpuścić — dodaję znad pustego już kieliszka. Najwyraźniej apetyt jej dopisuje, bo zaraz szybko chwyta za drugą porcję. Chyba naprawdę zamierza pójść dzisiaj na rekord.
— Mój był całkiem przyzwoity jak na początek — stwierdzam trochę może jedynie rozczarowany. Albo to kwestia, że nie przepadam za kolorowymi mixami? Sam nie wiem, w każdym razie nie zamierzam wyjątkowo narzekać. — Ale jak chcesz zaprezentować swoje umiejętności, to zapraszam. Zrobię ci specjalnie wejście za bar z policyjną eskortą — śmieję się pod nosem. Raczej tego nie zrobię, nie w takim miejscu. Potem gryzę się w język i trochę żałuję, bo przecież Wilkinson jest gotowa mnie potem z tego rozliczyć, ma same szalone pomysły w głowie, to jej muszę oddać.
Zaskakuje mnie, że chce zmienić pracę, choć już wcześniej mogłem wyczuć, że coś z tym nie tak. Że wzbrania się i ucieka od tematu. Myślę, że wypadki są takim momentem granicznym – jeśli człowiekowi uda się z nich wyjść w miarę bez szwanku, zaczyna się czas rozliczeń i reorganizacji dotychczasowego życia. Nic już nie jest takie samo. Tylko ja starałem się tkwić w tym, co znałem najlepiej. Może to mój błąd?
— Nie bardzo. Zresztą wiesz, że ja tu nie mam wciąż zbyt licznego grona znajomych, poza tymi z pracy. A raczej do policji ci się nie rwie po tym ostatnim wydarzeniu, co? — Nie mówię tego złośliwie. Po prostu, wydaje mi się, że zbyt wiele wrażeń może jednak być kiepskim pomysłem.
Inez Wilkinson
— Dobra, to ty pij sobie kawę, ja pozostanę przy herbacie i raczej zdania nie zmienię — dodaję zachowując pełnię powagi. Myślę, że moglibyśmy się tak sprzeczać bardzo długo, ale ostatecznie nie mam przecież ochoty, aby poświęcać kawie całego naszego czasu. Nie po to się spotkaliśmy przecież, by udowadniać wyższość własnych preferencji co do pobudzających napojów. Istniał przynajmniej tuzin bardziej elektryzujących tematów.
Zachwyt nad przyniesionymi drinkami był dla mnie zaskakujący, ale zaraz przypominam sobie, że przecież Inez przez ostatnie tygodnie siedziała zamknięta w domu i musiała dojść jakoś do siebie. Sam chyba przy pierwszej okazji, gdy opuściłem mury mieszkania zachłysnąłem się nieco wolnością i bardzo szybko wróciłem z podkulonym ogonem i kontuzją nogi. Niestety, nie trudno było o przesadę.
— Czy sądzisz, że ja płaczę? — pytam szczerze zaciekawiony, unosząc jedną z brwi ku górze. Naprawdę aż takie kiepskie zdanie ma na mój temat? — Będę czekał na ten twój taniec i nie zamierzam odpuścić — dodaję znad pustego już kieliszka. Najwyraźniej apetyt jej dopisuje, bo zaraz szybko chwyta za drugą porcję. Chyba naprawdę zamierza pójść dzisiaj na rekord.
— Mój był całkiem przyzwoity jak na początek — stwierdzam trochę może jedynie rozczarowany. Albo to kwestia, że nie przepadam za kolorowymi mixami? Sam nie wiem, w każdym razie nie zamierzam wyjątkowo narzekać. — Ale jak chcesz zaprezentować swoje umiejętności, to zapraszam. Zrobię ci specjalnie wejście za bar z policyjną eskortą — śmieję się pod nosem. Raczej tego nie zrobię, nie w takim miejscu. Potem gryzę się w język i trochę żałuję, bo przecież Wilkinson jest gotowa mnie potem z tego rozliczyć, ma same szalone pomysły w głowie, to jej muszę oddać.
Zaskakuje mnie, że chce zmienić pracę, choć już wcześniej mogłem wyczuć, że coś z tym nie tak. Że wzbrania się i ucieka od tematu. Myślę, że wypadki są takim momentem granicznym – jeśli człowiekowi uda się z nich wyjść w miarę bez szwanku, zaczyna się czas rozliczeń i reorganizacji dotychczasowego życia. Nic już nie jest takie samo. Tylko ja starałem się tkwić w tym, co znałem najlepiej. Może to mój błąd?
— Nie bardzo. Zresztą wiesz, że ja tu nie mam wciąż zbyt licznego grona znajomych, poza tymi z pracy. A raczej do policji ci się nie rwie po tym ostatnim wydarzeniu, co? — Nie mówię tego złośliwie. Po prostu, wydaje mi się, że zbyt wiele wrażeń może jednak być kiepskim pomysłem.
Inez Wilkinson
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
rem saverem
ogólnie lubię pogadać, jeśli ktoś ma bardziej "szalony" pomysł
-
Niepoprawna romantyczna, gaduła, promyczek radości i tak dalej... W skrócie? Kochana jest ♥nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Owszem, myślała, że płacze bo…
- To ty nie wiesz, że prawdziwy mężczyzna nie wstydzi się łez? Wszystkie dziewczyny, no prawie wszystkie, powiedzą ci, że to cholernie seksowne i sprawia, że inaczej patrzy się na człowieka. Dodaje mu to uroku i autentyczności – ona na pewno była z tych kobiet, które podziwiały płaczących mężczyzn. Nie chodziło o płacz z byle czego, ale jeśli miałby powód i nie wstydziłby się łez, to byłoby jak najbardziej pozytywnie odebrane.
- Ale nie będę cię załamywać i nie musimy drążyć tego tematu – powiedziała od razu, co by mu nie dokładać zmartwień. Pewnie jej nawet nie wierzył, a ona mówiła całkiem szczerze. Płaczący facet to nie mięczak, a właśnie prawdziwy mężczyzna.
- Ok, doczekasz się. A jakby ktoś wołał ochronę, to pospiesz się i ściągnij mnie stamtąd sam. Wiesz, pomachaj odznaką czy coś by ci uwierzyli – uśmiechnęła się promiennie.
- Wiesz co… - zaczęła mówić odnośnie drinków - …może lepiej nie, bo zamiast dobrego drinka wyjdzie mi mieszanka wybuchowa. Połączę coś nie tak i będzie bieda. Znaczy się, jakiś łatwy mocny drink to nie problem, ale jak się tak zastanowić, to może lepiej sobie odpuszczę. Chociaż ta policyjna eskorta mnie przekonuje – powiedziała, ochoczo kiwając głową.
Tak myślała, że jej nie pomoże z pracą, ale gdyby coś usłyszał?
- Miałam nadzieję, że może coś słyszałeś, czasem ludzie coś bąkną na ten temat i się słyszy, no ale jak nie… - rozłożyła bezradnie ręce. – Muszę się wziąć za poszukiwania. W sumie mogłabym się załapać gdzieś jako kelnerka. Zawsze kogoś potrzebują w lokalach. Nosić tace jeszcze by mi się udawało, tak myślę. A najbardziej chciałabym otworzyć własny interes. Wiesz, robię dużo biżuterii, taką zwykłą można sprzedawać, co robię, ale mało osób o tym wie i potrzebna mi reklama. Zostaje jeszcze współpraca z jubilerem. Mam nowe projekty, inspirowane tym razem jesienią, może się przyjmie. W każdym razie pochodzę, popytam i zorientuję się, czy ktoś będzie chciał z tego wziąć jakieś wzory. No i mogłabym też rysować coś na sprzedaż. Portrety, czy jakieś krajobrazy. Nie chcę się denerwować przy jakimś zwariowanej czynności. Do hotelu nie wrócę, to jest pewne, a o policji wolę nie myśleć. Ty jesteś wyhjątkiem – tak, miała sto procent pewności, że już nie wróci do roli pokojówki i nie wejdzie prędko na komisariat, obojętnie w jakiej roli.
- Właśnie, musisz sobie znaleźć nowych znajomych, Mallory. Oczywiście, jeśli chcesz, bo jeśli ja wystarczę ci za kilka osób – a przecież gadała za trzech – to rozumiem i podejmę się tego zadania. Przecież wiem, że beze mnie umarłbyś z nudów, bo nie miałby kto ci marudzić za uszami. Ale wiesz co, ja też cię lubię i zasłużyłeś sobie na zaszczytny tytuł mojego przyjaciela – nie znajomego. Może poznali się niedawno, ale już trochę razem przeżyli. Poza tym naprawdę go polubiła i mu zaufała.
- A teraz… - wybrała kolejnego drinka i napiła się szybko, zanim powie coś nowego, co przykuje jego uwagę. Gus nie wiedział przecież o cieplejszych emocjach jakie wzbudzał w Inez. Wszystko przed nim.
Gus Mallory
- To ty nie wiesz, że prawdziwy mężczyzna nie wstydzi się łez? Wszystkie dziewczyny, no prawie wszystkie, powiedzą ci, że to cholernie seksowne i sprawia, że inaczej patrzy się na człowieka. Dodaje mu to uroku i autentyczności – ona na pewno była z tych kobiet, które podziwiały płaczących mężczyzn. Nie chodziło o płacz z byle czego, ale jeśli miałby powód i nie wstydziłby się łez, to byłoby jak najbardziej pozytywnie odebrane.
- Ale nie będę cię załamywać i nie musimy drążyć tego tematu – powiedziała od razu, co by mu nie dokładać zmartwień. Pewnie jej nawet nie wierzył, a ona mówiła całkiem szczerze. Płaczący facet to nie mięczak, a właśnie prawdziwy mężczyzna.
- Ok, doczekasz się. A jakby ktoś wołał ochronę, to pospiesz się i ściągnij mnie stamtąd sam. Wiesz, pomachaj odznaką czy coś by ci uwierzyli – uśmiechnęła się promiennie.
- Wiesz co… - zaczęła mówić odnośnie drinków - …może lepiej nie, bo zamiast dobrego drinka wyjdzie mi mieszanka wybuchowa. Połączę coś nie tak i będzie bieda. Znaczy się, jakiś łatwy mocny drink to nie problem, ale jak się tak zastanowić, to może lepiej sobie odpuszczę. Chociaż ta policyjna eskorta mnie przekonuje – powiedziała, ochoczo kiwając głową.
Tak myślała, że jej nie pomoże z pracą, ale gdyby coś usłyszał?
- Miałam nadzieję, że może coś słyszałeś, czasem ludzie coś bąkną na ten temat i się słyszy, no ale jak nie… - rozłożyła bezradnie ręce. – Muszę się wziąć za poszukiwania. W sumie mogłabym się załapać gdzieś jako kelnerka. Zawsze kogoś potrzebują w lokalach. Nosić tace jeszcze by mi się udawało, tak myślę. A najbardziej chciałabym otworzyć własny interes. Wiesz, robię dużo biżuterii, taką zwykłą można sprzedawać, co robię, ale mało osób o tym wie i potrzebna mi reklama. Zostaje jeszcze współpraca z jubilerem. Mam nowe projekty, inspirowane tym razem jesienią, może się przyjmie. W każdym razie pochodzę, popytam i zorientuję się, czy ktoś będzie chciał z tego wziąć jakieś wzory. No i mogłabym też rysować coś na sprzedaż. Portrety, czy jakieś krajobrazy. Nie chcę się denerwować przy jakimś zwariowanej czynności. Do hotelu nie wrócę, to jest pewne, a o policji wolę nie myśleć. Ty jesteś wyhjątkiem – tak, miała sto procent pewności, że już nie wróci do roli pokojówki i nie wejdzie prędko na komisariat, obojętnie w jakiej roli.
- Właśnie, musisz sobie znaleźć nowych znajomych, Mallory. Oczywiście, jeśli chcesz, bo jeśli ja wystarczę ci za kilka osób – a przecież gadała za trzech – to rozumiem i podejmę się tego zadania. Przecież wiem, że beze mnie umarłbyś z nudów, bo nie miałby kto ci marudzić za uszami. Ale wiesz co, ja też cię lubię i zasłużyłeś sobie na zaszczytny tytuł mojego przyjaciela – nie znajomego. Może poznali się niedawno, ale już trochę razem przeżyli. Poza tym naprawdę go polubiła i mu zaufała.
- A teraz… - wybrała kolejnego drinka i napiła się szybko, zanim powie coś nowego, co przykuje jego uwagę. Gus nie wiedział przecież o cieplejszych emocjach jakie wzbudzał w Inez. Wszystko przed nim.
Gus Mallory